wtorek, 28 czerwca 2022

Zwierzęta w folklorze Wielkopolski Wschodniej, cz. I: Zwierzęta gospodarskie.

 


Słowem wstępu, czyli  zarys zwierzęcych wątków w kulturze.

 



John Frederick Herring senior, "Farmyard scene 2".

źródło:https://www.1st-art-gallery.com/John-Frederick-Herring-Snr/Farmyard-Scene-2.html

 

Mniej więcej dwa lata temu, na przełomie wiosny i lata publikowaliśmy na naszym portalu cykl poświęcony roślinom w folklorze Wielkopolski Wschodniej. W tym roku, zainspirowani wakacyjną aurą postanawiamy po raz kolejny zwrócić się ku kulturowo-przyrodniczym wątkom naszego regionu, czego następstwem jest seria artykułów o zwierzętach w kulturze ludowej Wielkopolski Wschodniej. Skupimy się na przedstawieniu wybranych gatunków zwierząt w wierzeniach oraz zwyczajach tej części regionu. W poszczególnych częściach omówimy wątki związane z: zwierzętami gospodarskimi, wybranymi gatunkami ptaków, a także fauną leśną.

Świat zwierzęcy w nierozerwalny sposób pozostawał związany z życiem mieszkańców wsi, mocno odciskając się na lokalnych wierzeniach, a także obrzędowości. W zależności od poszczególnych gatunków, zwierzęta dzielono na: pożyteczne i przychylne człowiekowi, jak i te zupełnie mu wrogie – często mające ścisły związek ze światem natury (a co za tym idzie chaosu, magii, zaświatów). Często zestawiano je sobie w opozycji stworzenie boskie (krowa i owca, pszczoła) – diabelskie (koza, osa).

Ze światem zwierząt były ściśle związane wierzenia dotyczące bestiariusza ludowego, a ściślej – wiara w to, że pod gatunkami niektórych zwierząt oraz ptaków uobecniać się mogą pokutujące dusze, a nawet sam diabeł m.in.: kozy, cielęcia, koźlęcia lub jagnięcia, barana, świni, gęsi, psa i kota.

Zwierzęta odgrywały także znaczącą rolę w obrzędowości rodzinnej oraz dorocznej. Do najznamienitszych tego przykładów zaliczają się zwierzęta, których postaci  uobecniały się w zwyczajach zapustnych: bocian, kozioł, niedźwiedź. Warto zauważyć, że postać tego ostatniego posiadała swoje znaczenie, także  w obrzędowości weselnej w niektórych częściach omawianego regionu.

Do najbardziej znanych zwyczajów bożonarodzeniowych zalicza się przeświadczenie mówiące o tym, że w noc wigilijną zwierzęta posiadają zdolność wypowiadania się w ludzkim języku. Nie należało jednak ich wówczas podsłuchiwać, gdyż osobę, która zdobyłaby się na ten gest czekałaby rychła śmierć. Co więcej, na niektórych obszarach regionu praktykowano zwyczaj, zgodnie z którym pod stołem wigilijnym rozściełano posłanie z siana bądź słomy dla psa lub kota. Miało to związek z tradycją obchodów tego święta zakładającą, że Jezus narodził się w ubogiej stajence pośród zwierząt. W trakcie upamiętniającej to wydarzenie wieczerzy nie mogło zatem zabraknąć  wybranych przedstawicieli spośród nich.

Ciekawe zwyczaje związane z udziałem zwierząt uobecniały się także w trakcie obrzędowości dożynkowej. W niektórych częściach Wielkopolski, w tym w jej Wschodniej części, praktykowano zwyczaj nazywany „pępkiem”, który zakładał składanie „ofiary” żniwnej w postaci żywego zwierzęcia. Polegał on na tym, że żywe zwierzęta w symboliczny sposób umieszczano we wnętrzu wieńca dożynkowego. Wymieniając przykłady okolic, gdzie zwyczaj ten był odnotowany należy wspomnieć o: Gogolewie (pow. gostyński), gdzie w wieńcu umieszczano żywego królika; oraz wieś Wijewo (pow. wschowski), gdzie we wnętrzu wieńca siedział żywy  gołąb. Występujące na pozostałych terenach Wielkopolski określenia „pępka”, takie jak: „koza”, „kogut”, „przepiórka” – jasno sugerują, jakie gatunki zwierząt mogły znaleźć się umieszczone we wnętrzu dożynkowego wieńca[1]. Zwyczaj nazywany „przepiórką” występował także w innych regionach Polski – o czym szerzej wzmiankuję w przypisach[2][3].

Niewątpliwie w zwyczaju tym pobrzmiewają echa dawnych pogańskich zwyczajów i wierzeń. Być może w przeszłości dochodziło nawet do ceremonialnego uśmiercenia zwierzęcia?

Warto nadmienić także, to że zwierzęta bardzo często odgrywały decydującą rolę przy wyborze miejsca, w którym zamierzano osiedlić się. Wierzono, że istnieją miejsca o złej, jak i dobrej energii. Chcąc upewnić się, do którego z nich należy to konkretnie obrane pod budowę domu, pozostawiano w tym miejscu na noc jakieś zwierzę (krowę, psa, kota, koguta) i obserwowano, jak się ono tam zachowuje. Wierzono, że zwierzęta nie są w stanie przebywać w miejscach określanych jako: „złe” – stają się tam nerwowe, usiłują stamtąd uciec, nie chcą się w tym miejscu paść (w przypadku bydła). Jeśli zatem u pozostawionych w danym miejscu zwierząt zaobserwowano takie, nie inne zachowanie – należało zaniechać swoich zamiarów i poszukać sobie innego miejsca na osiedlenie się.

           Czasem posuwano się do jeszcze innej metody, która miała dać pewność, że dom, do którego chciano się wprowadzić jest wolny od złych mocy. Podobnie, jak poprzednio: pozostawiano na noc wybranego zwierzaka, by rano przekonać się, w jakim stanie się go napotka. Jeśli wierzę było spokojne – oznaczało to, że domostwo jest „czyste”. Natomiast jeśli widać było po nim, że miniona noc nie należała dla zwierzaka do spokojnych – było to znakiem, że powinno się opuścić ów dom, gdyż nie będzie on bezpieczny dla chcącej w nim zamieszać rodziny.

 


John Frederick Herring senior, "The hay cart, chickens, rural animals".

https://www.etsy.com/listing/824610177/8-hand-painted-horse-paintings-by-john


Ostatni aspekt, który pragnę poruszyć we wstępnie do niniejszego opracowania to procesy sądowe zwierząt, których śladów na obszarze Wielkopolski Wschodniej (jak dotąd), nie udało mi się odnotować zbyt wiele. Wspomnę zatem tutaj, a raczej przypomnę proces, który w 1731 roku przyszło rozstrzygać sędziom z Wągrowca. Oskarżony w nim Franciszek Sienicki wyrokiem sądu został uznany winnym, a następnie spalony na stosie po przyznaniu się przez niego do zarzucanych jemu czynów, jakimi były: uczestnictwo w sabatach czarownic, a także współżycie z bydlęciem. Zwierzę, choć niewątpliwie było w tej sprawie jedynie ofiarą cudzych fantazji, także zostało skazane na śmierć poprzez spalenie na stosie[4].

Fakt odbywania się procesów sądowych z udziałem zwierząt może dziwić, jednak w przeszłości posiadał on swoje uzasadnienie. Zaczęto je praktykować jeszcze w czasach starożytnych, jednak za okres ich popularności należy uznać okres między XIII, a  XVIII w.

Rozróżniamy procesy kryminalne przed sądem świeckim, w których oskarżano pojedyncze zwierzęta domowe, „winne” np. zabicia człowieka; oraz procesy kościelne, w których sądzono nieuchwytnych „sprawców” plag, dokuczających ludności jak gryzonie czy owady. Sądzono zwykle zaocznie, czasem jednak sprowadzano na rozprawę egzemplarz gatunku, skazując go i wykonując na nim egzekucję. Trzeci rodzaj procesów obejmował przedmioty, które bądź to były narzędziem przestępstwa, bądź w jakiś sposób przyczyniły się do nieszczęścia (np. padające drzewo). Można tu zaliczyć nieprocesowe egzorcyzmy i klątwy, a także zniszczenie zwierzęcia w karaniu zoofilii, połączone z usuwaniem akt procesowych. Pokrewna z tą jest inna prawna tradycja germańska, nakazująca niszczenie domu, w którym zgwałcono kobietę. Zabijane były wówczas także zwierzęta, które przy tym były, a jej nie pomogły[5].

            Za podstawę omawianych procesów należy uznać następujące przeświadczenia mówiące o tym, że: zwierzęta to nasi „bracia mniejsi”. Mimo, że były stworzone przed człowiekiem, to zajmują w hierarchii stworzenia miejsce tuż za nim – a co za tym idzie: zabijając go łamią ustanowione prawa boskie. Ponieważ zwierzęta były postrzegane jako mnie rozumne, zakładano, że nie są w stanie odróżnić dobra od zła, a co za tym idzie, były bardziej podatne na oddziaływanie sił zła. Nie odmawiano im jednak umiejętności podejmowania własnych decyzji – w tym tej, której zamiarem było skrzywdzenie, bądź zabicie człowieka. Kontekst ten stawia ich w roli przestępcy, a dokładniej – mordercy, który powinien zostać należycie osądzony. Zwierzęta, wobec których wystosowano akt oskarżenia, miały takie same prawa do procesu, co człowiek, a zatem posiadały nawet swego obrońcę z urzędu. Także przyjęte procedury sądowe nie odbiegały od tych, jakie stosowano w przypadku procesów ludzi.

 

 

Zwierzęta gospodarskie w folklorze Wielkopolski Wschodniej.

 



Gerard ter Borch, "Horse Stable".

Źródło: https://blogs.getty.edu/iris/a-horse-of-course-curator-anne-woollett-on-equine-painting/

 

Koń – zwierzę niejednoznacznie postrzegane w kulturze ludowej. Z jednej strony jego pomoc okazywała się nieoceniona w trakcie prac rolniczych. Biorąc pod uwagę koszty jego zakupu oraz utrzymania – jego posiadanie wiązało się we wsi ze sporym prestiżem. Z drugiej strony zwierzę to postrzegane było jako nieczyste, głównie przez wzgląd na jego symboliczny związek z zaświatami (psychopompos) oraz ze sferą płodności.

Przypisywano jemu także ujemne przywary, wśród których dominowała nadmierna żarłoczność. W bożonarodzeniowej obyczajowości istniał zwyczaj, nakazujący gospodarzom podzielić się pokarmem ze swym inwentarzem… za wyjątkiem konia. Zasadę tę wyjaśniać miały ludowe apokryfy. W swej treści nawiązywały one do czasów narodzin Dzieciątka Jezus, oraz ucieczki Świętej Rodziny do Egiptu. Wg jednych opowieści: koń był na tyle żarłoczny, że zjadł sianko ze żłóbka, w którym spoczywało Dzieciątko Jezus.

 Inna opowieść traktuje o  ucieczce Świętej Rodziny do Egiptu. W pewnym momencie napotkała ona na swej drodze rzekę, przez którą zmuszona była się przeprawić. Pasący się w pobliżu koń odmówił im swej pomocy, gdyż ważniejsze dla niego było najedzenie się soczystej trawy. Pomocy Świętej Rodzinie udzieliła dopiero krowa, która zabierając ich na swój grzbiet, pomogła bezpiecznie przeprawić się na drugi brzeg. W nagrodę za ten gest, Bóg sprawił, że krowa zawsze będzie syta („zawsze ozorem miele”). Natomiast koń, bez względu na to, jak bardzo byłby tłusty i jak wiele będzie skubał trawy – nigdy w pełni nie zaspokoi swego głodu (Załęcze Wielkie, Ziemia Wieluńska)[6].

Jeszcze inne interpretacje wątków biblijnych związanych z Narodzeniem Pańskim, tłumaczyły, iż z końmi nie dzieli się opłatkiem z racji tego, że stajenka, w której przyszedł na świat Chrystus była uboga – a zatem z pewnością nie było w niej przedstawicieli tegoż gatunku.        

 

Końską czaszkę wykorzystywano niegdyś w pochodach maszkar zapustnych. Materiały źródłowe wzmiankują, że na przełomie XV i XVI w. potępiano kolędników, którzy „chodzili po kolędzie” z „kobylicą”, czyli maską wykonaną z końskiej czaszki[7]. Stanowiło to niewątpliwie relikt dawnych pogańskich wierzeń, a dokładniej kulturowej roli, jaką przypisywano koniom. Zwierzę to było bowiem w wielu kulturach (również słowiańskiej) postrzegane, jako psychopompos – przewodnik dusz. Koń, jako istota potrafiącą podróżować między światami, nie rzadko uchodził za jednego z duchowych pomocników, których w trakcie swych metafizycznych podróży napotykał szaman.  

Ciała tych zwierząt nierzadko były składane, jako ofiary w grobach władców oraz innych  wpływowych w danej społeczności osób. Natomiast, same końskie czaszki w przeszłości odgrywały role tzw. ofiar zakładzinowych o potężnej mocy. Zakopywane w fundamentach domostw, miały za zadanie chronić je przed wpływami wszelkich uroków i upiorów. W podobnym celu, chcąc zabezpieczyć własne siedliszcze przed wpływami „złego”, umieszczano nad prowadzącą do niego bramą czaszkę należącą do konia lub barana (choć czaszkę należącą do tego drugiego umieszczano raczej nad wejściem do obory).

Ponadto, koński czerep znajdował swoje zastosowanie także w winnych, znanych w regionie rytuałach magicznych. Zawieszony na kiju tuż nad zagonami kapusty, miał chronić je przed wszelkimi zarazami, urokami - ale także sprawiać, że główki kapusty staną się duże i twarde jak owa czaszka (magiczna zasada oddziaływania na siebie przeciwieństw).

Ten sam artefakt był nader skrzętnie wykorzystywany przez wielkopolskie czarownice, pragnące zaszkodzić lokalnym gospodarzom. W tym celu zakopywały one końską czaszkę pod progiem obory, tym samym sprowadzając na mieszkające w niej zwierzęta potężny urok.  

 

Istnieje wiele przeświadczeń mówiących o tym, że konie pozostające w bliskim związku ze sferą magii i śmierci, są w stanie przewidzieć czyjąś śmierć (m.in. grzebiąc kopytem w ziemi), bądź wyczuć obecność ducha, upiora jak i wszelkich złych mocy.  

Wierzono, że zwierzęta te pozostają szczególnie podatne na ataki zmór, które z jakiegoś powodu w szczególności wybierać miały je sobie na swoje ofiary. Wiele wzmiankuje się o tym, jak udający rankiem się do stajni gospodarze, zastawali swe konie spocone lub umęczone („zajeżdżone przez zmorę”). Często też odnajdywano w ich grzywach misternie zaplecione warkocze, czy też kołtuny – których rzecz jasna, wcześniej nie było. W okolicach Gniezna posługiwano się określeniem mówiącym o tym, że: koń „dostał świdra”. Oznaczało to, że został on w nocy zaatakowany przez zmorę, w wyniku jego - ogon stawał się skołtuniony / pofalowany/ pokarbowany.

            Pozostając w okolicach Gniezna, warto nadmienić sobie jeszcze jeden przykład dotyczący omawianego wątku, pochodzący właśnie z tamtejszych okolic.

W Jankowie koło Gniezna, mówi, że jeżeli ktoś nocą wejdzie na jakiś wał lub inne wzniesienie, albo wdrapie się na płot, a potem punktualnie w nocy zeskoczy, robiąc przy tym koziołka, zostanie zamieniony w czarnego konia z błyszczącymi oczyma i ognistymi nogami. Przekonanie to zostało zilustrowane podaniem z tejże wsi: „Kiedyś pewien złodziej chciał zamienić się w takiego konia, ażeby mógł lepiej kraść, ale podglądał go przy tym pewien żołnierz. Strzelił w jego stronę, ale kula nie trafiła konia, lecz padła obok żołnierza. Następnego dnia strzelił do upiornego konia srebrną kulą, która go dosięgnęła. Następnego dnia zamiast konia znaleziono stos smoły i ubrania, które nosił mężczyzna[8].

 


George Morland, "A farmyard".

Źródło: https://fineartamerica.com/featured/1-a-farmyard-george-morland.html


            Wiara w związek koni z zaświatami przejawiała się także tym, iż uważano, że pod ich postacią ukazywały się wszelakiej maści istoty nadprzyrodzone – niekoniecznie przychylne człowiekowi. Na widmowych koniach pędzić mieli widmowi jeźdźcy bądź myśliwi (tzw. „dziki gon”). W upiorne rumaki, z których pyska nierzadko buchał ogień, a spod kopyt sypały się skry, miały być zaprzężone widmowe karoce.

Podobnie wodne duchy lubiły ukazywać się pod postacią konia. Zwykły przy tym przybierać postaci tak zachwycające, iż napotykający się na nie nocą człowiek nie był w stanie oprzeć się pokusie, by wsiąść na ów koński grzbiet i zapewniając sobie przy tym przejażdżkę… z reguły kończyła się ona dla niego tragicznie – utonięciem w pobliskich głębinach. W swej kulturowej symbolice akt zanurzenia się w wodzie, a tym bardziej topienia kogoś przez ducha wodnego – odpowiadał podróży/ porwaniu w zaświaty.

            Nieco zapomnianym wielkopolskim straszydłem miał być tzw. „koński/kobyli” łeb, który pod postacią końskiej czaszki pojawiał się nocami na bezdrożach tylko po to, by móc straszyć napotkanych przez siebie nieszczęśników. W opowieściach z okolic Praszki na Ziemi Wieluńskiej poruszać się miał on na pajęczych nóżkach[9]; zaś w wersji pochodzącej z Cieni k. Opatówka (pow. kaliski) posiadać miał on zamiast nich kurze nóżki. Natomiast, w podaniach z okolic Skoków (pow. wągrowiecki) – straszydło to miało po prostu samoistnie unosić się w powietrzu[10].

           Geneza wierzeń w tę jakże upiorną istotę tejże istoty wywodzi się najpewniej z przedchrześcijańskich wierzeń, najsilniejsze tego echa zapisały się w baśniach, wywodzących się z folkloru wschodniej słowiańszczyzny, gdzie „kobyli łeb” pojawia się jako postać, odgrywająca rolę w drodze inicjacyjnej bohatera (zadaje mu zagadki, powierza zadania do wykonania – a za wywiązanie się z nich, nagradza).

 


John Frederick Herring Senior, "Farmyard"
Źródło:https://en.artsdot.com/@@/8LJ7HJ-John-Frederick-Herring-Senior-The-Farmyard


Krowa – jawi się w wierzeniach ludowych jako postać karmicielki/żywicielki. Czyni ją to jednym z najbardziej pożytecznych człowiekowi zwierząt – a zatem posiadała bardzo wysoki status w hierarchii  zwierząt gospodarskich. Co więcej -  ludowe apokryfu ludowe miały podkreślać fakt, że podobnie jak owca, zalicza się ona do zwierząt stworzonych przez Boga. Przeciwstawia się ją więc kozie, którą z kolei postrzegano za dzieło diabła.

        Symbolika krowy w polskiej kulturze rozumianej, jako postać matki-żywicielki  ludowej, pozostaje zgodna z pozostałymi indoeuropejskimi wierzeniami. W tradycji wedyjskiej krowa jest uważana za zwierzę święte, mieszkające poza nieboskłonem. Jej dziećmi (cielętami) jest para rodzeństwa: słońce i księżyc. Ich jasne światło należy rozumieć, jako jasne mleko płynące od matki-karmicielki. W mitologii skandynawskiej pojawia się postać krowy – Audhumli, której mlekiem u zarania dziejów miał się karmić olbrzym Ymir. Gdy zaś został zabity z resztek jego ciała zostały utworzone poszczególne elementy naszego świata, takie jak: ziemia, lasy, góry, chmury, etc.

W przejawiającym się w polskiej kulturze ludowej modelu zdroworozsądkowym płodne, wydające na świat potomstwo samice (krowa, owca, świnia) stają się symbolami płodności i macierzyństwa; duże i silne samce z gospodarskiego obejścia (koń, byk, wół) – symbolami siły i zdrowia, por. zdrowy jak koń; hodowane na wsi w celach rozpłodowych są symbolami płodności; utożsamiane w ludowych pieśniach z mężczyzną – zaczynają funkcjonować jako symbole męskości, męskiej życiodajnej siły i witalności, a pieśniowe motywy pojenia i karmienia konia, wprowadzania konika do stajenki, pasienia wołków i byczków, orki koniem lub wołem – w planie znaczeń symbolicznych – oznaczają akt miłosny[11].

            W wielu tradycjach krowa postrzegana jest jako zwierzę związane  z księżycem (sierpowaty kształt rogów), a co za tym idzie ze sferą: podziemną, magii, zaświatów i płodności. W mitologii słowiańskiej opiekunem bydła był bóg Weles, którego postać przypisać możemy do wszystkich wymienionych powyżej aspektów. Po nadejściu chrześcijaństwa jego kulturowe funkcje przejęli niektórzy święci jak np. św. Mikołaj.


John Frederick Herring senior, "Farmyard scene".

Źródło: https://fineartamerica.com/featured/1-farmyard-scene-john-frederick-herring-snr.html


            W  polskich ludowych zagadkach, kontynuujących wierzenia praindoeuropejskie, krowa (krowie wymię) symbolizuje
deszczową chmurę (…). W gwarach o chmurze, która nie daje deszczu, mówi się jałowa), podobnie jak o krowie, która nie daje mleka W kulturze tradycyjnej
krowie mleko symbolizuje deszcz, stąd w przepowiedniach mleczność krów zapowiadają zjawiska atmosferyczne.
(…)Wiele praktyk sprowadzania i przywracania mleczności krów jest zbliżonych do praktyk stosowanych w celu sprowadzenia deszczu.

(…)  Echa mitologicznych wierzeń znajdują swoje przedłużenie w wielu polskich wierzeniach i praktykach, np. w zabiegach mających miejsce podczas pierwszego wypasu krów; por. z  jednej strony powszechny zwyczaj uderzania wyprowadzanych zwierząt leszczynową gałęzią, z  drugiej rolę leszczynowej gałęzi przy odganianiu gradowych chmur – jej zadaniem mogło być przegonienie burzowych chmur tak, jak przepędza się bydło podczas pierwszego wypasu[12].

Symboliki kosmologicznej w kontekście wierzeń i rytuałów związanych z bydłem domowym, doszukać się można także w starym rytuale związanym z powstawaniem nowej osady. Zakładał on w swej istocie, by granice przyszłej wsi zostały zaorane pługiem zaprzężonym w parę wołów (najlepiej bliźniąt), które nigdy wcześniej nie służyły w polu. Nadzorować pracę zwierząt miało dwoje rodzeństwa – również bliźniąt. Zwyczaj ten miał na celu zabezpieczenie granic powstającej osady  przed wszelkiego rodzaju nieszczęściami, a tym samym zapewnić jej pomyślność. W takich właśnie okolicznościach miała powstać wieś Oćwieka (pow. żniński):

Ponieważ trudno pracowało się wołami, które nie były przyzwyczajone do orki, chłopcy [tj. bracia bliźniacy – przyp. autorki] od ciągłego pokrzykiwania zupełnie ochrypli. Wtedy pomogli przyglądający się pracy mieszkańcy. To oni wydawali okrzyki, aby kierować wołami. Kiedy teren wokół osady został zaorany, ludzie zaczęli się zastanawiać, jak nazwać wieś. Ustalono, że do słów "oć" oraz "wie", które rozbrzmiewały tutaj przez cały dzień, dodana zostanie cząstka "ki" (podobno jako końcówka słowa: wieki, aby wieś przetrwała na wieki)[13].  

Najwyraźniej zabieg przyniósł oczekiwany skutek, bowiem okolice wsi cieszyć się mają po dziś dzień względnym spokojem i powodzeniem. Materiały prasowe z pierwszej dekady XXI w. sugerują, iż choć we wsi mieszkać miało nieco ponad stu mieszkańców, to wielu z nich (podobnie jak ich przodkowie) cieszyć się miało imponującą długowiecznością:

W Oćwiece przeprowadzono kiedyś badania pod kątem długości życia mieszkańców. Okazało się, że tutejsze warunki sprzyjają....długowieczności. Sołtys przyznaje, że to musi być prawda. - Jest przecież powiedzenie: Kto się przyprowadzi do Oćwieki, będzie żył na wieki. W wiosce mieszkają osoby, które mają ponad 80 lat, a niektórzy tutejsi żyli nawet ponad 90[14].

 


Jacob Gerritsz, "A child with a goat".

źródło: https://pl.pinterest.com/pin/516999232193299955/


Kozy  i  owce – przedstawiciele zarówno jednego, jak i drugiego gatunku nie uchodzili w kulturze ludowej za zwierzęta nazbyt inteligentne. Świadectwa tego typu przeświadczeń możemy łatwo odnaleźć w powszechnie znanych powiedzeniach i określeniach.  

Zarówno jedne, jak i drugie łączono ze sferą płodności, co też często wyrażało się w treściach ludowych pieśni. W  polszczyźnie gwarowej oraz tekstach pieśni ludowych owe cechy zwierząt dają podstawy do (niekiedy obscenicznych) metaforyzacji, np. w ludowym języku miłości kozie i koźle rogi funkcjonują jako symbol męskich genitaliów, kociewskie być na kozim rogu ‘o kobiecie w ciąży’, czy tekst pieśni zalotnej, w której kozioł nakłada dziewczynie wianeczek na roga.

W ludowych pieśniach do baraniej wełny porównywane są gęste i skręcone włosy
łonowe: w pieśni miłosnej skrzypecek ma zagrać tak, że aż się dziewczynie zatrzęsą
kudły na baranku. W pieśni obscenicznej córce obrośnie dziurka jak barania skóra[15].

W folklorze wielkopolskim, gdy przyszło na świat dziecko, tuż po narodzinach oznajmiano jego płeć w sposób nieco zawoalowany. W powiecie szamotulskim, kobieta odbierająca poród miała wówczas oznajmiać: "baranyszek przyszedł" (o chłopcu), "owieczka przyszła" ( o córeczce). 

Z przytoczonych powodów, postać kozła pozostawała w kulturze ludowej ściśle związana ze sferą płodności-wegetacji. Ma to swoje przełożenie na wschodniowielkopolskie zwyczaje związane z zapustami, które uważać należy za festiwal płodności, którego geneza sięga jeszcze czasów przedchrześcijańskich.

W Wielkopolsce Wschodniej zabawy zapustne często nazywano „podkoziołkiem” - ma on na celu zaklęcie i sprowokowanie wegetacji przyrody i płodności ludzkiej. Najważniejszymi, zasadniczymi elementami są w nim: demonstrowanie symbolu (kozła), podprowadzanie panien do kozła, okup dziewcząt za uciechy wolnego stanu, ale także okup składany w intencji swego przyszłego, możliwie szybkiego zamążpójścia, śpiew, taniec obrzędowy. Przy rzucaniu pieniędzy pod koziołka dziewczęta śpiewają tradycyjną piosenkę:

 

„Oj, trzeba dać pod koziołek, trzeba dać, nie
było to cały roczek ubadać!
Nie dam ci na koziołka szeląga, bo żem miała
tańcownika jak drąga.
Nie dam ci ja pod koziołka trzy grosze,

wytańczyłam i wypiłam po trosze!”.

 

Podprowadzanie dziewcząt przed podkoziołka i śpiew o tym, że trzeba dać – to wezwanie do spełnienia prawa życia, a wykupny pieniądz rzucony na talerz to ofiara ekspiacyjna. Triumfalne wiezienie młodożeńcowej, to objaw radości z tego, że prawu życia stało się zadość.[16]



C. Leemputtern, T. Gerard, "Sheeperdess with a sheep in a landscape".

Źródło: https://paintingandframe.com/prints/c_leemputten_and_t_gerard_shepherdess_with_sheep_in_a_landscape-7839.html


Warto także odnotować, że postać omawianego „podkoziołka” w zależności od części regionu mogła przyjmować najrozmaitsze formy. Wg Andrzeja Brencza za najbardziej archaiczną jego formę uznać należy postać młodego mężczyzny przywdziewającego na siebie koźlą skórkę (w innych regionach Polski – jelenią). Możliwe także, że w przeszłości wprowadzano do izby żywego kozła – tak jak miano to w zwyczaju we wsi Krzyżowniki (pow. kępiński), zaś w Koźminie (pow. kaliski) żywe zwierzę zastąpiono wystruganą z drewna figurką. Bardzo często jednak wielkopolski „podkoziołek” przybierał postać drewnianego chłopca-naguska (podkreślenie wegetatywnego charakteru omawianego zwyczaju). Wśród podkoziołkowych wariantów, wymienić należy także następujące przykłady: Sulmierzyce (pow. krotoszyński) - beczka przykryta obrusem, na której ustawiano talerzyk na „datki”; Wolica (pow. kaliski) – do mątewki wykonanej z czubka choinki przywiązywano dwie cebule i wstążeczkę, Borek (pow. krotoszyński) – dojrzałe jabłko[17][18].

Nie można także zapominać, że postać kozła bardzo często utożsamiana była z postacią diabła, który w anatomii swego ciała posiadać miał wielce cech zapożyczonych z jej wyglądu. Czasem demoniczna siła w podaniach ludowych uwidacznia się także pod postacią: barana, koźlęcia lub jagnięcia. Z tego też powodu pokutowało przekonanie, że zwierzę to (w przeciwieństwie  do krowy) jest odporne na wszelkie uroki, oraz oddziaływanie istot nadprzyrodzonych.

W polskiej kulturze ludowej zachowało się wierzenie, zgodnie z którym za pomocą koziego mleka, rzadziej łoju, można było ugasić ogień piorunowy. Wierzenie to może mieć podłoże w starosłowiańskim micie o walce Peruna (boga burzy i piorunów) z Wołosem/Zmiejem o wody, płodność, bydło. Atrybutem Peruna był piorun, zaś atrybutami Wołosa, bydlęcego boga, mleko, sierść i  nawóz bydlęcy, którym na Rusi przypisywano zdolność poskramiania ognia piorunowe; samą zaś praktykę można potraktować jako „sposób wspomagania bitego przez piorun domniemanego, mitycznego Wołosa za pomocą rekwizytów z najbliższego mu kręgu”. E;chem mitologicznego pojedynku gromowładcy z Wołosem/Zmiejem mogą być także powszechne wierzenia, zgodnie z którymi wąż w pobliżu krowy (wypijający krowie mleko), nie bez powodu nazywany krowodojem, krowosysem, zapewnia jej mleczność[19].

 


Max Liebermann, "The nursery"

Źródło: https://fineartamerica.com/featured/the-nursery-pig-pens-max-liebermann.html


Świnie - w ludowych opowieściach wierzeniowych świnia sama w sobie jest istotą demoniczną, która zwodzi człowieka[20]. Potwierdzenie tego faktu odnajdujemy w licznych podaniach (odnotowanych także w okolicach Kalisza), gdzie  pojawia nam się wątek przedstawiający bohatera opowieści, napotykającego niespodziewanie w jakimś odludnym  miejscu świnię. Człowiek ten chcąc ją zabrać ze sobą na własny użytek, stara się wziąć ją na ręce, jednak po pewnym czasie okazuje się, że z każdym krokiem zwierzę to staje się coraz cięższe… w końcu niemożliwym jest zabranie go dalej ze sobą, bowiem zdaje się ważyć więcej, niż powinna. Staje się więc jasnym, że nie jest to zwykła świnia, lecz zły duch, który jedynie przybrał jej postać. 

            W innych wariatach przyjmuje się, że istota przybierająca postać świni strzeże ukrytego skarbu, możliwe, że jest także pokutującym duchem jakiegoś nikczemnika. W podaniu z Gosławic (obecnie część Konina) mówi się, że duch miejscowego okrutnika – Konstantego Lubrańskiego, bywa widywany jadący na płonącej świni.

 


Wiliam Collins, "Cottage hospitality".

Źródło: https://fineartamerica.com/featured/cottage-hospitality-william-collins.html

            Ciekawy wątek pojawia się nam także przy okazji występujących latem na polach wirów powietrznych, wzbijających ze sobą do góry znajdujący się tam piasek. W folklorze wielkopolskim uważano, że przyczyn tego zjawiska należy dopatrywać się w oddziaływaniu w tym właśnie miejscu diabelskich sił. Wierzono, że tego typu wiry są w stanie zniszczyć uprawy, toteż należało je przegonić wykrzykując trzykrotnie następującą formułkę: „Świńskie gówno!”.  Genezę tego przeświadczenia zdaje się wystarczająco wyjaśniać następujący cytat, odnoszący się do podobnych wierzeń na terenie całego kraju:

Echa wierzeń mitologicznych pojawiają się także w ludowych wyobrażeniach,
w których kręcąca się w kółko czarna świnia wywołuje wiry powietrza; ich śladem są liczne gwarowe nazwy trąby lub wirów powietrznych,
m in : świńskie gówno, świnie gówno, świńskie łajno, świński bobek, świński glut, świniacy ogon, świński wicher, świniona. Wierzono, że w wirującym
wietrze, przechodzącym przez pole w skwarny dzień, przelatuje diabeł i mawiano
wówczas: świnie łajno przelatuje. Przywołane powyżej nazwy wiru
pochodzą od formuły przekleństwa odstraszającego diabelską moc. W  ludowej opowieści, aby przepędzić topielca, chłopi wypowiadają formułę:
Świńskie g..., chyb do wody! Jeśli jednak przywołamy inne nazwy
wiru powietrznego, zestawione przez Joannę Szadurę w artykule hasłowym wir
powietrzny (…) pojawi się nam pewna ekwiwalencja: świnia – diabeł – czart. W sferze domysłów pozostaje kwestia, o jakiego czarta chodzi – czy jedynie o synonimiczną nazwę diabła, czy może raczej o prasłowiańskiego demona, stanowiącego personifikację bliżej nieokreślonych złych sił, prawdopodobnie mocy wiatru[21].

 


Frederick Christian, "Feeding the chickens"

Źródło: https://fineartamerica.com/featured/feeding-the-chickens-frederick-christian-lund.html


Kogut – jest to kolejne zwierzę zamieszkujące gospodarskie obejście, którego postać pozostaje w bliskim związku ze sferą płodności. Postać kogutka – zwanego w okolicach pomiędzy Kaliszem, Kępnem, a Ostrzeszowem - „kokotkiem”, zaś we wsi Wola Droszowska mówi się o pochodach „kokociarzy”  przejawia się w obrzędowości wielkanocnej – święcie ściśle związanym z wegetacją. Wielkanocne jeżdżenie z kogutkiem pierwotnie polegało na sadzaniu na specjalnym wózku żywego koguta (wcześniej nakarmionego ziarnem nasyconym alkoholem), a następnie obwożeniem go w atmosferze radości i zabawy po wsi. Z czasem żywego koguta zastąpił drewniany kurek, którego równe bogato dekorowany, co jego żywego  poprzednika.

W kontekście chrześcijańskim postać omawianego koguta w obrzędowości wielkanocnej odwołuje się do legendarnego koguta, który zapiał na Zmartwychwstanie Pańskie[22]. Stąd też w kulturze ludowej brało się przeświadczenie, jakoby pianie koguta miało zaburzyć efekty działania złych mocy. Jest to często pojawiający się motyw w podaniach, w których bohater wchodzi w układ z diabłem, zlecając mu do wykonania trudne, wręcz niemożliwe do wykonania zadanie. Ceną za jego wykonanie jest oczywiście ludzka dusza. Z chwilą, gdy wydaje się ona być stracona, czasem pojawia się niespodziewane wybawienie, w postaci nagłego piania koguta, które zwyczajowo ma za zadanie zerwanie mocy diabelskiego paktu.

Podobnie jak miało to miejsce w przypadku wcześniej omawianych zwierząt, takich jak: kozioł, owca, także i pod postacią koguta w udowej poetyce, kryją się zawoalowane aluzje o charakterze intymnym. Przykładowo:

 

Na Mazowszu śpiewano:


„Za piecem, za piecem ale nie za tym – siedzi
kokoszka z kurkiem czubatym.
Sio kurku, sio kurku zza pieca tego, Żebyś ty nie
zrobił kokoszce co złego.
Sio kurku, sio kurku! z mego zapiecka, Żebyś ty
nie zrobił kokoszce dziecka.
Nie myślę, nie myślę o głupie dzieje ja przy
swojej kokoszce nóżki grzeję”.


A w Poznańskiem:


„Pieje kogutek, pieje kuraś – pójdź do domu nic
nie wskórasz”[23].

                Trzeba także dodać, że w bestiariuszu ludowym Wielkopolski Wschodniej występuje postać plonka – istoty ukazującej się pod postacią czarnego, często przemokniętego kogutka.

Przygarnięty przez gospodarza miał zapewniać jego rodzinie dobrobyt w postaci pieniędzy, bądź ziarna… Pozwolimy sobie opisać go szerzej w podrozdziale poświęconym gadom.

 


Źródło: https://www.liveauctiontalk.com/home/dogs-immortalized-in-art


Psy i koty – zarówno do jednych, jak i drugich zwierząt  kultura ludowa podchodziła z pewną dozą ostrożności. Z jednej strony pozostawały w pewnym stopniu oswojone przez człowieka, z drugiej jednak ich postaci wciąż wiązane były ze światem: magii, natury, chaosu i zaświatów. W Załęczu Wielkim uważano, że kocią wierność gwarantowało ofiarowanie go komuś w prezencie; tymczasem w przypadku psa uważano zgoła inaczej – aby zaskarbić sobie jego wierność, należało go komuś ukraść, gdy był jeszcze szczenięciem[24]. Co więcej: w Wielką Niedzielę po powrocie z kościoła, gospodarz daje krowom i koniom świecony chleb, pierwsza kromka święconego chleba należy zawsze do psa, gospodarz daje mu ją z kolana, w ten sposób zabezpiecza go przed wścieklizną i zapewnia sobie jego wierność[25].

              Biorąc pod uwagę ich sposób życia (zwłaszcza kotów), czy też bliskie pokrewieństwo psa z wilkiem, dopatrywano się w  nich istot powiązanych wszelkimi  nadprzyrodzonymi siłami. Każde z nich posiadać miało umiejętność wyczuwania złych mocy, ale również sądzono, że pod ich postacią mogą zakradać się do ludzkich siedzib czarownice. Nawet jeśli nie bezpośrednio – to wspomniane zwierzęta postrzegano, jako  ich wysłanników. Wierzono też, że dusze pokutujące, bądź złe duchy mogą uobecniać się pod postacią psa lub kota. Istnieje prawdziwa mnogość podań ludowych traktujących o tym, jak wędrującemu po zmroku po bezdrożach człowiekowi nagle ukazał się kot (często czarny), którego zachowanie zdradzało, iż z całą pewnością nie był on zwyczajnym przedstawicielem swego gatunku. Niemalże zawsze łączono je ze wspomnianymi: czarownicami, zmorami, czy szeroko pojętymi siłami nieczystymi, niżeli z pokutującymi duszami – co z koeli miało miejsce w przypadku psów.

              Czasem duchy ukazujące się w psiej postaci nie stanowiły dla nikogo zagrożenia – rozumiano je jako pokutujące dusze, upominające się o modlitwę (np. dusze samobójców). Innym razem miały za zadanie strzec czegoś, jak to miało miejsce w przypadku podania ze wsi Przywóz (pow. wieluński). W okolicy wsi znajdują się kurhany nazywane „książęcymi”. Miejscowe podania mówiły o widmowym psie, który ukazywał się w ich pobliżu, strzegąc spoczynku pogrzebanego w tamtym miejscu księcia, jak i zakopanych wraz z jego ciałem skarbów. Badania archeologiczne wykazały, że w miejscowych podaniach istotnie kryć się może ziarnko prawdy. Okazało się bowiem, że w miejscu tym istotnie spoczywają osoby, zapewne posiadające w przeszłości spory status społeczny (możliwe, że jedną z tych osób był legendarny książę). Natrafiono także na skarby... a także pochowane w niewielkiej jamie szczątki psa.


Frans Snyders, "Studium kociej głowy".

Źródło: https://www.thegreatcat.org/the-cat-in-art-and-photos-2/cats-in-17th-century-art/frans-snyders-1579-1657-flemish/


            Częściej jednak zdarza się, że krążące po okolicy widmo psa, jest w swej naturze wrogie człowiekowi – bezwzględnie należy go zatem unikać. W Kucharach (pow. pleszewski) przestrzegano się nawzajem przed widmowym czarnym psem, pojawiającym się w pobliżu miejscowego krzyża. Natknięcie się na niego nigdy nie zwiastowało niczego dobrego. W okolicach Sulimirowego Grodziszcza (pow. krotoszyński), w rocznicę kluczowych wydarzeń ukazywać się ma, aż siedem widmowych psów, które wyrywać mają sobie nawzajem klucze  do siedziby dawnego pana tych ziem. Śmiałek, który im je odbierze, zdejmie klątwę, która od wieków ciąży na tym miejscu. Także i w Kaliszu, jak i jego okolicach widywać miano czarne widmowe psy, z którymi wiązały się niemalże zapomniane opowieści. Tego typu przykładów można by mnożyć w nieskończoność, bowiem motyw te jest niezwykle popularny w przekazach ludowych.


Ciąg dalszy za tydzień.


PRZYPISY.



[1] Zob. J. Dydowiczowa, Zwyczaje i obrzędy doroczne, [w:] Kultura ludowa Wielkopolski, t. III, J. Burszta (red.), Poznań 1967, Wydawnictwo Poznańskie, s. 69.

[2] A. Kowalik, Kosmologia dawnych Słowian. Prolegomena do teologii politycznej dawnych Słowian, Zakład Wydawniczy NOMOS, Kraków 2004, s. 203:

„Zapewne w związku z tego rodzaju wyobrażeniem pozostaje znany na ziemiach polskich zwyczaj «przepiórki», np. na rubieży mazowiecko-podlaskiej przypiorka (w sąsiednich wsiach ruskich parapiòŭka, perepèlica) bywała przez żniwiarzy splatana z pozostawionych przy drodze źdźbeł zbożowych w trzy warkocze, po trzy pasma w każdym. Między nie wtykano w ziemię gałąź, wokół pieląc ściernisko i okładając ją wokół kamieniami, w których robiono przejście zwane «bramką». Oczyszczoną z chwastów «przepiórkę» przystrajano kwiatami, jagodami jarzębiny, a na ziemi w jej środku kładziono płaski kamień wsparty na trzech mniejszych kamieniach («nozki»). Konstrukcję z kamieni nazywano «stolikiem» i zaścielano białym lnianym obrusikiem, na którym kładziono trzy (rzadziej jeden) kawałki chleba. Część kłosów zerżniętych z «przepiórki» żniwiarze używali do dalszych celów obrzędowych, zaś resztę kładli przy «przepiórce» lub na «stoliku». Ten związek kamienia polnego z chlebem wyraźny był od samego początku żniw: w pierwszy zażynkowy snop wiązano kamień wielkości pięści; wieczorem opuszczając niedożęty zagon żeńcy krzyżowali dwie garści zboża, przyciskając je po środku kamieniem, odtwarzając w ten sposób symbolicznie czwórdzielną strukturę uniwersum z centralnie położonym kamieniem. W guberni mińskiej «stolik» był niekiedy zastępowany przez cztery kamienie, na których układano na krzyż dwa pęki zżętego żyta”.

[3] O. Kolberg, Dzieła wszystkie, tom 28, Mazowsze cz. V, Polskie Towarzystwo Ludoznawcze, Wrocław – Poznań 1964 (oryg. Kraków 1890), s. 102-104:

„Dożynając żyta, zostawiają ostatnich kilkanaście lub więcej kłosów w gromadce nie zżętych (zwykle to bywa przy drodze lub miedzy, gdzie rżysko się kończy, gdzie więc żyta dożynają); wtedy-to odbywa się w następny sposób obrzęd strojenia przepiórki. Gromadkę czyli kępkę niezżętych kłosów, związują u góry słomianą przepaską; dwa zaś bywają tego związania sposoby; albo kłosy wszystkie razem, lub podzielone na cztery równe części, tylko części przeciwległe związują z sobą u góry. Oczyszczają dokoła i w środku z zielska i trawy, przyozdabiają całą niekiedy kępkę polnemi lub przyniesionemi ze dworu albo ogródków swoich kwiatami, niekiedy kolorowemi gałgankami, a zawisło to od fantazyi młodych dziewoi, do których zatrudnienie to należy. W środku tych kłosów kładą na ziemi niewielki kamień, na nim kawałek chleba, często posolony (niekiedy samą skórkę), i czasem pieniądz (zwykle trzy grosze); kępka ta zboża nazywa się przepiórką, a zajęcie koło tego, strojeniem przepiórki.

Myśl tego starożytnego zwyczaju jest piękną, gdy bowiem pola zostają ze zboża ogołocone, chce ona przepiórce (mającej u ludu pewne znaczenie) zostawić garstkę tego zboża; ptak ten bowiem w zbożu gnieździ się i żyje. Co zaś do chleba, soli i monety, które kładą w przepiórce czyli w tej kępce kłosów, to lud jako symbole swoich potrzeb, kładzie je tam w myśli, aby urodzaj zaspokajający rolnikowi jego potrzeby, w roku następnym dopisał. Myśl opiełania czyli oczyszczania przepiórki, mogła być albo poprostu w celu ozdobienia jej, lub żeby w roku następnym, zboże tak bez chwastów i trawy się urodziło.

Po ustrojeniu przepiórki jest zwyczaj oborywania jej; chłopaki i dziewczęta pochwyciwszy taką, który raz pierwszy w życiu była dopiero w tym roku u żniwa, wziąwszy ją za ręce i nogi, wśród śmiechu i gwaru, obciągają po rżysku dokoła przepiórki i to się zowie oboraniem przepiórki.

Zwyczaj ten, który poniekąd nazwaćby można frycowem młodej żniwiarki, powstać musiał pierwotnie z myśli ludu utrwalenia w pamięci tej, która raz pierwszy brała udział w żniwie, starego zwyczaju strojenia przepiórki. Pustota i wesołość chłopaków i dziewcząt często sprawia, że z samą postatnicą lub gumiennym (karbowym), albo z każdą żniwiarką i żniwiarzem, kogo tylko uchwycą, robią to samo co z pierwszy raz u żniwa będącą dziewczyną.

Zważywszy, iż stary zwyczaj zakazuje niszczyć przepiórki przy oraniu rżyska po żniwach, czyli jej zaorywać, a rataje zawsze są zwyczajowi posłuszni, w wyż opisanym oborywaniu przepiórki, widzieć także się daje jakby wyobrażenie tego jej zachowania niegdyś dla lepszego oznaczenia i zachowania przepiórki, oborywano ją naprawdę zaraz przy ustrojeniu, zdaje się jednak, iż do zachowania jej, wystarczającem jest samo przekonanie ludu, że póki przepiórka nie odleci na zimę do ciepłych krajów (wyraju), póty zostawionych jej kłosów niszczyć nie można.

Przy strojeniu przepiórki, prawie nie ustaje śpiewanie stosownych pieśni; oto początek jednej z nich:

Oj wyleć, wyleć raby (pstry) sokole,

bo już nie przyjdziem w to czyste pole.

Oj wyleć, wyleć raba przepiórko,

bo już nie przyjdziem w to czyste pólko itd.

To wszystko jak powiedzieliśmy, ma miejsce przy dożynaniu żyta, w kilka zaś lub kilkanaście dni potem, następuje dożęcie pszenicy i wtedy to są właściwe dożynki”.

 

[4] Zob. M. Moeglich, Procesy o czary przed sądem miejskim wągrowieckim - chronologia i dynamika zjawiska, [w:] Wangrovieciana, t. III, 2016, s. 74.

[5] A. Dąbrówka, Dawne procesy zwierząt jako dramaty rytualne:

http://rcin.org.pl/Content/56070/WA248_70694_P-I-2524_dabrowka-dawne.pdf  (stan na dnia 09.02.2020).

 

[6] zob. Zob. W. Drozdowska, Magiczne normy postępowania w życiu codziennym Załącza Wielkiego, pow. Wieluń, Łódzkie Studia Etnograficzne, t. V, Łódź 1963, s. 128 (przypisy).

[7] Zob. T. Wróblewski, Pojęcia o świecie, [w:] Kultura Ludowa Wielkopolski, J. Burszta (red.), t.. III, Poznań 1967, s. 530.

[8] W.  Łysiak, W kręgu wielkopolskich demonów i przekonań niedemonicznych, Międzychód 1993, Wydawnictwo "Eco", s. 127.

[9] Zob. B. Baranowski, W kręgu upiorów i wilkołaków, Łódź 1981, Wydawnictwo Łódzkie.

[10] Zob. Tamże.

[11] O. Kielak. Zwierzęta domowe w trzech modelach ludowego opisu świata, [w:] „LingVaria”, Rok XIV (2019) | 1 (27) | s. 223.

[12] O. Kielak, dz. cyt., s. 218 -219.

[13] Gazeta Pomorska, Oćwieka. Wieś wołami wytyczona:

https://pomorska.pl/ocwieka-wies-wolami-wytyczona/ar/6914737 (stan na dzień 17.06.2022).

[14] Tamże.

[15] O. Kielak, dz. cyt. ,s. 222.

[16] D. Sztych, Zwierzęta gospodarskie w polskiej kulturze ludowej, [w:] Wiadomości Zootechniczne, R. XLVI (2008), 2, s. 40.

[17] zob. B. Andrzejczak , Obrzędy i obyczaje doroczne w Kaliskiem, [w:] Literatura ludowa, nr.1-2, Warszawa 1964, Polskie Towarzystwo Ludoznawcze, s. 27.

[18] A. Brencz, Wielkopolski Rok Obrzędowy. Tradycja i zmiana, Poznań 2006, Wydawnictwo Poznańskie, s. 133.

[19] O. Kielak, dz. cyt., s. 219-220.

[20] Tamże, s. 225.

[21] Tamże.

[22] D. Sztych, dz. cyt., s. 41.

[23] Tamże.

[24] Zob. W. Drozdowska, Magiczne normy postępowania w życiu codziennym Załącza Wielkiego, pow. Wieluń, Łódzkie Studia Etnograficzne, t. V, Łódź 1963, s. 128 .

[25] Tamże.


Bibliografia.


 Andrzejczak Barbara, Obrzędy i obyczaje doroczne w Kaliskiem, [w:] Literatura ludowa, nr.1-2, Warszawa 1964, Polskie Towarzystwo Ludoznawcze, s. 27.

2.      Baranowski Bohdan, W kręgu upiorów i wilkołaków, Łódź 1981, Wydawnictwo Łódzkie.

3.      Brencz Andrzej, Wielkopolski Rok Obrzędowy. Tradycja i zmiana, Poznań 2006, Wydawnictwo Poznańskie, s. 133.

4.      Dąbrówka Andrzej, Dawne procesy zwierząt jako dramaty rytualne:

http://rcin.org.pl/Content/56070/WA248_70694_P-I-2524_dabrowka-dawne.pdf  (stan na dnia 09.02.2020).

5.      Drozdowska Wanda, Magiczne normy postępowania w życiu codziennym Załącza Wielkiego, pow. Wieluń, Łódzkie Studia Etnograficzne, t. V, Łódź 1963, s. 128 (przypisy).

6.      Dydowiczowa Jadwiga, Zwyczaje i obrzędy doroczne, [w:] Kultura ludowa Wielkopolski, t. III, J. Burszta (red.), Poznań 1967, Wydawnictwo Poznańskie.

7.      Etnografia Lubelszczyzny – ludowe wierzenia o zwierzętach:

https://teatrnn.pl/leksykon/artykuly/etnografia-lubelszczyzny-ludowe-wierzenia-o-zwierzetach/

8.      Gazeta Pomorska, Oćwieka. Wieś wołami wytyczona:

https://pomorska.pl/ocwieka-wies-wolami-wytyczona/ar/6914737 (stan na dzień 17.06.2022).

9.      Kielak Olga, Zwierzęta domowe w trzech modelach ludowego opisu świata, [w:] „LingVaria”, Rok XIV (2019) | 1 (27) .

10.  Kowalik Artur, Kosmologia dawnych Słowian. Prolegomena do teologii politycznej dawnych Słowian, Zakład Wydawniczy NOMOS, Kraków 2004.

11.  Łysiak Wojciech, W kręgu wielkopolskich demonów i przekonań niedemonicznych, Międzychód 1993, Wydawnictwo "Eco".

12.  Moeglich Marcin, Procesy o czary przed sądem miejskim wągrowieckim - chronologia i dynamika zjawiska, [w:] Wangrovieciana, t. III, 2016.

13.  Sztych Danuta, Zwierzęta gospodarskie w polskiej kulturze ludowej, [w:] Wiadomości Zootechniczne, R. XLVI (2008).

14.  Vargas Witold, Bestiariusz. Zwierzęta, BOSZ.

15.  Wróblewski Tadeusz, Pojęcia o świecie, [w:] Kultura Ludowa Wielkopolski, J. Burszta (red.), t.. III, Poznań 1967.