Słowem wstępu, czyli
zarys zwierzęcych wątków w kulturze.
John Frederick Herring senior, "Farmyard scene 2".
źródło:https://www.1st-art-gallery.com/John-Frederick-Herring-Snr/Farmyard-Scene-2.html
Mniej więcej dwa
lata temu, na przełomie wiosny i lata publikowaliśmy na naszym portalu cykl
poświęcony roślinom w folklorze Wielkopolski Wschodniej. W tym roku,
zainspirowani wakacyjną aurą postanawiamy po raz kolejny zwrócić się ku kulturowo-przyrodniczym
wątkom naszego regionu, czego następstwem jest seria artykułów o zwierzętach w
kulturze ludowej Wielkopolski Wschodniej. Skupimy się na przedstawieniu
wybranych gatunków zwierząt w wierzeniach oraz zwyczajach tej części regionu. W
poszczególnych częściach omówimy wątki związane z: zwierzętami gospodarskimi, wybranymi
gatunkami ptaków, a także fauną leśną.
Świat zwierzęcy
w nierozerwalny sposób pozostawał związany z życiem mieszkańców wsi, mocno
odciskając się na lokalnych wierzeniach, a także obrzędowości. W zależności od
poszczególnych gatunków, zwierzęta dzielono na: pożyteczne i przychylne
człowiekowi, jak i te zupełnie mu wrogie – często mające ścisły związek ze
światem natury (a co za tym idzie chaosu, magii, zaświatów). Często zestawiano
je sobie w opozycji stworzenie boskie (krowa i owca, pszczoła) – diabelskie
(koza, osa).
Ze światem
zwierząt były ściśle związane wierzenia dotyczące bestiariusza ludowego, a
ściślej – wiara w to, że pod gatunkami niektórych zwierząt oraz ptaków
uobecniać się mogą pokutujące dusze, a nawet sam diabeł m.in.: kozy, cielęcia,
koźlęcia lub jagnięcia, barana, świni, gęsi, psa i kota.
Zwierzęta
odgrywały także znaczącą rolę w obrzędowości rodzinnej oraz dorocznej. Do
najznamienitszych tego przykładów zaliczają się zwierzęta, których postaci uobecniały się w zwyczajach zapustnych:
bocian, kozioł, niedźwiedź. Warto zauważyć, że postać tego ostatniego posiadała
swoje znaczenie, także w obrzędowości
weselnej w niektórych częściach omawianego regionu.
Do najbardziej
znanych zwyczajów bożonarodzeniowych zalicza się przeświadczenie mówiące o tym,
że w noc wigilijną zwierzęta posiadają zdolność wypowiadania się w ludzkim
języku. Nie należało jednak ich wówczas podsłuchiwać, gdyż osobę, która
zdobyłaby się na ten gest czekałaby rychła śmierć. Co więcej, na niektórych
obszarach regionu praktykowano zwyczaj, zgodnie z którym pod stołem wigilijnym
rozściełano posłanie z siana bądź słomy dla psa lub kota. Miało to związek z
tradycją obchodów tego święta zakładającą, że Jezus narodził się w ubogiej
stajence pośród zwierząt. W trakcie upamiętniającej to wydarzenie wieczerzy nie
mogło zatem zabraknąć wybranych
przedstawicieli spośród nich.
Ciekawe zwyczaje
związane z udziałem zwierząt uobecniały się także w trakcie obrzędowości
dożynkowej. W niektórych częściach Wielkopolski, w tym w jej Wschodniej części,
praktykowano zwyczaj nazywany „pępkiem”, który zakładał składanie „ofiary”
żniwnej w postaci żywego zwierzęcia. Polegał on na tym, że żywe zwierzęta w
symboliczny sposób umieszczano we wnętrzu wieńca dożynkowego. Wymieniając
przykłady okolic, gdzie zwyczaj ten był odnotowany należy wspomnieć o:
Gogolewie (pow. gostyński), gdzie w wieńcu umieszczano żywego królika; oraz
wieś Wijewo (pow. wschowski), gdzie we wnętrzu wieńca siedział żywy gołąb. Występujące na pozostałych terenach
Wielkopolski określenia „pępka”, takie jak: „koza”, „kogut”, „przepiórka” –
jasno sugerują, jakie gatunki zwierząt mogły znaleźć się umieszczone we wnętrzu
dożynkowego wieńca[1].
Zwyczaj nazywany „przepiórką” występował także w innych regionach Polski – o
czym szerzej wzmiankuję w przypisach[2][3].
Niewątpliwie w
zwyczaju tym pobrzmiewają echa dawnych pogańskich zwyczajów i wierzeń. Być może
w przeszłości dochodziło nawet do ceremonialnego uśmiercenia zwierzęcia?
Warto nadmienić
także, to że zwierzęta bardzo często odgrywały decydującą rolę przy wyborze
miejsca, w którym zamierzano osiedlić się. Wierzono, że istnieją miejsca o
złej, jak i dobrej energii. Chcąc upewnić się, do którego z nich należy to
konkretnie obrane pod budowę domu, pozostawiano w tym miejscu na noc jakieś
zwierzę (krowę, psa, kota, koguta) i obserwowano, jak się ono tam zachowuje.
Wierzono, że zwierzęta nie są w stanie przebywać w miejscach określanych jako:
„złe” – stają się tam nerwowe, usiłują stamtąd uciec, nie chcą się w tym
miejscu paść (w przypadku bydła). Jeśli zatem u pozostawionych w danym miejscu
zwierząt zaobserwowano takie, nie inne zachowanie – należało zaniechać swoich
zamiarów i poszukać sobie innego miejsca na osiedlenie się.
Czasem posuwano się do jeszcze
innej metody, która miała dać pewność, że dom, do którego chciano się
wprowadzić jest wolny od złych mocy. Podobnie, jak poprzednio: pozostawiano na
noc wybranego zwierzaka, by rano przekonać się, w jakim stanie się go napotka.
Jeśli wierzę było spokojne – oznaczało to, że domostwo jest „czyste”. Natomiast
jeśli widać było po nim, że miniona noc nie należała dla zwierzaka do
spokojnych – było to znakiem, że powinno się opuścić ów dom, gdyż nie będzie on
bezpieczny dla chcącej w nim zamieszać rodziny.
Ostatni aspekt,
który pragnę poruszyć we wstępnie do niniejszego opracowania to procesy sądowe
zwierząt, których śladów na obszarze Wielkopolski Wschodniej (jak dotąd), nie
udało mi się odnotować zbyt wiele. Wspomnę zatem tutaj, a raczej przypomnę
proces, który w 1731 roku przyszło rozstrzygać sędziom z Wągrowca. Oskarżony w
nim Franciszek Sienicki wyrokiem sądu został uznany winnym, a następnie spalony
na stosie po przyznaniu się przez niego do zarzucanych jemu czynów, jakimi były:
uczestnictwo w sabatach czarownic, a także współżycie z bydlęciem. Zwierzę,
choć niewątpliwie było w tej sprawie jedynie ofiarą cudzych fantazji, także
zostało skazane na śmierć poprzez spalenie na stosie[4].
Fakt odbywania
się procesów sądowych z udziałem zwierząt może dziwić, jednak w przeszłości
posiadał on swoje uzasadnienie. Zaczęto je praktykować jeszcze w czasach
starożytnych, jednak za okres ich popularności należy uznać okres między XIII,
a XVIII w.
Rozróżniamy procesy kryminalne przed
sądem świeckim, w których oskarżano pojedyncze zwierzęta domowe, „winne” np.
zabicia człowieka; oraz procesy kościelne, w których sądzono nieuchwytnych
„sprawców” plag, dokuczających ludności jak gryzonie czy owady. Sądzono zwykle
zaocznie, czasem jednak sprowadzano na rozprawę
egzemplarz gatunku, skazując go i wykonując na nim egzekucję. Trzeci rodzaj
procesów obejmował przedmioty, które bądź to były narzędziem przestępstwa, bądź
w jakiś sposób przyczyniły się do nieszczęścia (np. padające drzewo). Można tu
zaliczyć nieprocesowe egzorcyzmy i klątwy, a także zniszczenie zwierzęcia w
karaniu zoofilii, połączone z usuwaniem akt procesowych. Pokrewna z tą jest
inna prawna tradycja germańska, nakazująca niszczenie domu, w którym zgwałcono
kobietę. Zabijane były wówczas także zwierzęta, które przy tym były, a jej nie
pomogły[5].
Za podstawę omawianych procesów
należy uznać następujące przeświadczenia mówiące o tym, że: zwierzęta to nasi
„bracia mniejsi”. Mimo, że były stworzone przed człowiekiem, to zajmują w
hierarchii stworzenia miejsce tuż za nim – a co za tym idzie: zabijając go
łamią ustanowione prawa boskie. Ponieważ zwierzęta były postrzegane jako mnie
rozumne, zakładano, że nie są w stanie odróżnić dobra od zła, a co za tym
idzie, były bardziej podatne na oddziaływanie sił zła. Nie odmawiano im jednak
umiejętności podejmowania własnych decyzji – w tym tej, której zamiarem było
skrzywdzenie, bądź zabicie człowieka. Kontekst ten stawia ich w roli
przestępcy, a dokładniej – mordercy, który powinien zostać należycie osądzony.
Zwierzęta, wobec których wystosowano akt oskarżenia, miały takie same prawa do
procesu, co człowiek, a zatem posiadały nawet swego obrońcę z urzędu. Także
przyjęte procedury sądowe nie odbiegały od tych, jakie stosowano w przypadku
procesów ludzi.
Zwierzęta gospodarskie w folklorze Wielkopolski
Wschodniej.
Koń – zwierzę niejednoznacznie postrzegane w
kulturze ludowej. Z jednej strony jego pomoc okazywała się nieoceniona w
trakcie prac rolniczych. Biorąc pod uwagę koszty jego zakupu oraz utrzymania –
jego posiadanie wiązało się we wsi ze sporym prestiżem. Z drugiej strony
zwierzę to postrzegane było jako nieczyste, głównie przez wzgląd na jego
symboliczny związek z zaświatami (psychopompos) oraz ze sferą płodności.
Przypisywano jemu także ujemne przywary,
wśród których dominowała nadmierna żarłoczność. W bożonarodzeniowej
obyczajowości istniał zwyczaj, nakazujący gospodarzom podzielić się pokarmem ze
swym inwentarzem… za wyjątkiem konia. Zasadę tę wyjaśniać miały ludowe
apokryfy. W swej treści nawiązywały one do czasów narodzin Dzieciątka Jezus,
oraz ucieczki Świętej Rodziny do Egiptu. Wg jednych opowieści: koń był na tyle
żarłoczny, że zjadł sianko ze żłóbka, w którym spoczywało Dzieciątko Jezus.
Inna opowieść traktuje o ucieczce Świętej Rodziny do Egiptu. W pewnym
momencie napotkała ona na swej drodze rzekę, przez którą zmuszona była się
przeprawić. Pasący się w pobliżu koń odmówił im swej pomocy, gdyż ważniejsze
dla niego było najedzenie się soczystej trawy. Pomocy Świętej Rodzinie udzieliła
dopiero krowa, która zabierając ich na swój grzbiet, pomogła bezpiecznie
przeprawić się na drugi brzeg. W nagrodę za ten gest, Bóg sprawił, że krowa
zawsze będzie syta („zawsze ozorem miele”). Natomiast koń, bez względu na to,
jak bardzo byłby tłusty i jak wiele będzie skubał trawy – nigdy w pełni nie
zaspokoi swego głodu (Załęcze Wielkie, Ziemia Wieluńska)[6].
Jeszcze inne
interpretacje wątków biblijnych związanych z Narodzeniem Pańskim, tłumaczyły,
iż z końmi nie dzieli się opłatkiem z racji tego, że stajenka, w której
przyszedł na świat Chrystus była uboga – a zatem z pewnością nie było w niej
przedstawicieli tegoż gatunku.
Końską czaszkę
wykorzystywano niegdyś w pochodach maszkar zapustnych. Materiały źródłowe
wzmiankują, że na przełomie XV i XVI w. potępiano kolędników, którzy „chodzili
po kolędzie” z „kobylicą”, czyli maską wykonaną z końskiej czaszki[7]. Stanowiło
to niewątpliwie relikt dawnych pogańskich wierzeń, a dokładniej kulturowej
roli, jaką przypisywano koniom. Zwierzę to było bowiem w wielu kulturach
(również słowiańskiej) postrzegane, jako psychopompos – przewodnik dusz. Koń,
jako istota potrafiącą podróżować między światami, nie rzadko uchodził za
jednego z duchowych pomocników, których w trakcie swych metafizycznych podróży
napotykał szaman.
Ciała tych
zwierząt nierzadko były składane, jako ofiary w grobach władców oraz
innych wpływowych w danej społeczności
osób. Natomiast, same końskie czaszki w przeszłości odgrywały role tzw. ofiar
zakładzinowych o potężnej mocy. Zakopywane w fundamentach domostw, miały za
zadanie chronić je przed wpływami wszelkich uroków i upiorów. W podobnym celu,
chcąc zabezpieczyć własne siedliszcze przed wpływami „złego”, umieszczano nad
prowadzącą do niego bramą czaszkę należącą do konia lub barana (choć czaszkę
należącą do tego drugiego umieszczano raczej nad wejściem do obory).
Ponadto, koński
czerep znajdował swoje zastosowanie także w winnych, znanych w regionie rytuałach
magicznych. Zawieszony na kiju tuż nad zagonami kapusty, miał chronić je przed
wszelkimi zarazami, urokami - ale także sprawiać, że główki kapusty staną się
duże i twarde jak owa czaszka (magiczna zasada oddziaływania na siebie
przeciwieństw).
Ten sam artefakt
był nader skrzętnie wykorzystywany przez wielkopolskie czarownice, pragnące
zaszkodzić lokalnym gospodarzom. W tym celu zakopywały one końską czaszkę pod
progiem obory, tym samym sprowadzając na mieszkające w niej zwierzęta potężny
urok.
Istnieje wiele
przeświadczeń mówiących o tym, że konie pozostające w bliskim związku ze sferą magii
i śmierci, są w stanie przewidzieć czyjąś śmierć (m.in. grzebiąc kopytem w
ziemi), bądź wyczuć obecność ducha, upiora jak i wszelkich złych mocy.
Wierzono, że zwierzęta te pozostają
szczególnie podatne na ataki zmór, które z jakiegoś powodu w szczególności
wybierać miały je sobie na swoje ofiary. Wiele wzmiankuje się o tym, jak
udający rankiem się do stajni gospodarze, zastawali swe konie spocone lub
umęczone („zajeżdżone przez zmorę”). Często też odnajdywano w ich grzywach
misternie zaplecione warkocze, czy też kołtuny – których rzecz jasna, wcześniej
nie było. W okolicach Gniezna posługiwano się określeniem mówiącym o tym, że:
koń „dostał świdra”. Oznaczało to, że został on w nocy zaatakowany przez zmorę,
w wyniku jego - ogon stawał się skołtuniony / pofalowany/ pokarbowany.
Pozostając w okolicach Gniezna,
warto nadmienić sobie jeszcze jeden przykład dotyczący omawianego wątku,
pochodzący właśnie z tamtejszych okolic.
W
Jankowie koło Gniezna, mówi, że jeżeli ktoś nocą wejdzie na jakiś wał lub inne
wzniesienie, albo wdrapie się na płot, a potem punktualnie w nocy zeskoczy,
robiąc przy tym koziołka, zostanie zamieniony w czarnego konia z błyszczącymi
oczyma i ognistymi nogami. Przekonanie to zostało zilustrowane podaniem z tejże
wsi: „Kiedyś pewien złodziej chciał zamienić się w takiego konia, ażeby mógł
lepiej kraść, ale podglądał go przy tym pewien żołnierz. Strzelił w jego
stronę, ale kula nie trafiła konia, lecz padła obok żołnierza. Następnego dnia
strzelił do upiornego konia srebrną kulą, która go dosięgnęła. Następnego dnia
zamiast konia znaleziono stos smoły i ubrania, które nosił mężczyzna[8].
Źródło: https://fineartamerica.com/featured/1-a-farmyard-george-morland.html
Wiara
w związek koni z zaświatami przejawiała się także tym, iż uważano, że pod ich
postacią ukazywały się wszelakiej maści istoty nadprzyrodzone – niekoniecznie
przychylne człowiekowi. Na widmowych koniach pędzić mieli widmowi jeźdźcy bądź
myśliwi (tzw. „dziki gon”). W upiorne rumaki, z których pyska nierzadko buchał
ogień, a spod kopyt sypały się skry, miały być zaprzężone widmowe karoce.
Podobnie wodne duchy lubiły ukazywać się
pod postacią konia. Zwykły przy tym przybierać postaci tak zachwycające, iż
napotykający się na nie nocą człowiek nie był w stanie oprzeć się pokusie, by
wsiąść na ów koński grzbiet i zapewniając sobie przy tym przejażdżkę… z reguły
kończyła się ona dla niego tragicznie – utonięciem w pobliskich głębinach. W
swej kulturowej symbolice akt zanurzenia się w wodzie, a tym bardziej topienia
kogoś przez ducha wodnego – odpowiadał podróży/ porwaniu w zaświaty.
Nieco
zapomnianym wielkopolskim straszydłem miał być tzw. „koński/kobyli” łeb, który
pod postacią końskiej czaszki pojawiał się nocami na bezdrożach tylko po to, by
móc straszyć napotkanych przez siebie nieszczęśników. W opowieściach z okolic
Praszki na Ziemi Wieluńskiej poruszać się miał on na pajęczych nóżkach[9];
zaś w wersji pochodzącej z Cieni k. Opatówka (pow. kaliski) posiadać miał on
zamiast nich kurze nóżki. Natomiast, w podaniach z okolic Skoków (pow.
wągrowiecki) – straszydło to miało po prostu samoistnie unosić się w powietrzu[10].
Geneza wierzeń w tę jakże upiorną
istotę tejże istoty wywodzi się najpewniej z przedchrześcijańskich wierzeń,
najsilniejsze tego echa zapisały się w baśniach, wywodzących się z folkloru
wschodniej słowiańszczyzny, gdzie „kobyli łeb” pojawia się jako postać,
odgrywająca rolę w drodze inicjacyjnej bohatera (zadaje mu zagadki, powierza
zadania do wykonania – a za wywiązanie się z nich, nagradza).
Krowa
– jawi się w wierzeniach ludowych
jako postać karmicielki/żywicielki. Czyni ją to jednym z najbardziej
pożytecznych człowiekowi zwierząt – a zatem posiadała bardzo wysoki status w
hierarchii zwierząt gospodarskich. Co
więcej - ludowe apokryfu ludowe miały podkreślać
fakt, że podobnie jak owca, zalicza się ona do zwierząt stworzonych przez Boga.
Przeciwstawia się ją więc kozie, którą z kolei postrzegano za dzieło diabła.
Symbolika
krowy w polskiej kulturze rozumianej, jako postać matki-żywicielki ludowej, pozostaje zgodna z pozostałymi
indoeuropejskimi wierzeniami. W tradycji wedyjskiej krowa jest uważana za
zwierzę święte, mieszkające poza nieboskłonem. Jej dziećmi (cielętami) jest
para rodzeństwa: słońce i księżyc. Ich jasne światło należy rozumieć, jako
jasne mleko płynące od matki-karmicielki. W mitologii skandynawskiej pojawia
się postać krowy – Audhumli, której mlekiem u zarania dziejów miał się karmić
olbrzym Ymir. Gdy zaś został zabity z resztek jego ciała zostały utworzone poszczególne
elementy naszego świata, takie jak: ziemia, lasy, góry, chmury, etc.
W przejawiającym się w polskiej
kulturze ludowej modelu zdroworozsądkowym
płodne, wydające na świat potomstwo samice (krowa, owca, świnia) stają się
symbolami płodności i macierzyństwa; duże i silne samce
z gospodarskiego obejścia (koń, byk, wół) – symbolami siły
i zdrowia, por. zdrowy jak koń; hodowane na wsi w celach rozpłodowych
są symbolami płodności; utożsamiane w ludowych pieśniach
z mężczyzną – zaczynają funkcjonować jako symbole męskości, męskiej
życiodajnej siły i witalności, a pieśniowe motywy pojenia
i karmienia konia, wprowadzania konika do stajenki, pasienia wołków i
byczków, orki koniem lub wołem – w planie znaczeń
symbolicznych – oznaczają akt miłosny[11].
W
wielu tradycjach krowa postrzegana jest jako zwierzę związane z księżycem (sierpowaty kształt rogów), a co
za tym idzie ze sferą: podziemną, magii, zaświatów i płodności. W mitologii słowiańskiej
opiekunem bydła był bóg Weles, którego postać przypisać możemy do wszystkich
wymienionych powyżej aspektów. Po nadejściu chrześcijaństwa jego kulturowe
funkcje przejęli niektórzy święci jak np. św. Mikołaj.
John Frederick Herring senior, "Farmyard scene".
Źródło: https://fineartamerica.com/featured/1-farmyard-scene-john-frederick-herring-snr.html
W polskich ludowych zagadkach, kontynuujących
wierzenia praindoeuropejskie, krowa (krowie wymię) symbolizuje
deszczową chmurę (…). W gwarach o chmurze, która nie daje deszczu, mówi się
jałowa), podobnie jak o krowie, która nie daje mleka W kulturze tradycyjnej
krowie mleko symbolizuje deszcz, stąd w przepowiedniach mleczność krów zapowiadają
zjawiska atmosferyczne. (…)Wiele
praktyk sprowadzania i przywracania mleczności krów jest zbliżonych do
praktyk stosowanych w celu sprowadzenia deszczu.
(…) Echa mitologicznych wierzeń znajdują swoje
przedłużenie w wielu polskich wierzeniach i praktykach, np.
w zabiegach mających miejsce podczas pierwszego wypasu krów; por. z
jednej strony powszechny zwyczaj uderzania wyprowadzanych zwierząt leszczynową
gałęzią, z drugiej rolę leszczynowej gałęzi przy odganianiu gradowych
chmur – jej zadaniem mogło być przegonienie burzowych chmur tak, jak
przepędza się bydło podczas pierwszego wypasu[12].
Symboliki
kosmologicznej w kontekście wierzeń i rytuałów związanych z bydłem domowym,
doszukać się można także w starym rytuale związanym z powstawaniem nowej osady.
Zakładał on w swej istocie, by granice przyszłej wsi zostały zaorane pługiem
zaprzężonym w parę wołów (najlepiej bliźniąt), które nigdy wcześniej nie
służyły w polu. Nadzorować pracę zwierząt miało dwoje rodzeństwa – również
bliźniąt. Zwyczaj ten miał na celu zabezpieczenie granic powstającej osady przed wszelkiego rodzaju nieszczęściami, a tym
samym zapewnić jej pomyślność. W takich właśnie okolicznościach miała powstać
wieś Oćwieka (pow. żniński):
Ponieważ trudno pracowało się wołami, które nie były
przyzwyczajone do orki, chłopcy [tj. bracia bliźniacy – przyp. autorki] od ciągłego pokrzykiwania zupełnie
ochrypli. Wtedy pomogli przyglądający się pracy mieszkańcy. To oni wydawali
okrzyki, aby kierować wołami. Kiedy teren wokół osady został zaorany, ludzie
zaczęli się zastanawiać, jak nazwać wieś. Ustalono, że do słów "oć"
oraz "wie", które rozbrzmiewały tutaj przez cały dzień, dodana
zostanie cząstka "ki" (podobno jako końcówka słowa: wieki, aby wieś
przetrwała na wieki)[13].
Najwyraźniej
zabieg przyniósł oczekiwany skutek, bowiem okolice wsi cieszyć się mają po dziś
dzień względnym spokojem i powodzeniem. Materiały prasowe z pierwszej dekady
XXI w. sugerują, iż choć we wsi mieszkać miało nieco ponad stu mieszkańców, to
wielu z nich (podobnie jak ich przodkowie) cieszyć się miało imponującą
długowiecznością:
W Oćwiece przeprowadzono kiedyś badania pod kątem
długości życia mieszkańców. Okazało się, że tutejsze warunki
sprzyjają....długowieczności. Sołtys przyznaje, że to musi być prawda. - Jest
przecież powiedzenie: Kto się przyprowadzi do Oćwieki, będzie żył na wieki. W
wiosce mieszkają osoby, które mają ponad 80 lat, a niektórzy tutejsi żyli nawet
ponad 90[14].
Jacob Gerritsz, "A child with a goat".
źródło: https://pl.pinterest.com/pin/516999232193299955/
Kozy i owce – przedstawiciele zarówno jednego, jak
i drugiego gatunku nie uchodzili w kulturze ludowej za zwierzęta nazbyt
inteligentne. Świadectwa tego typu przeświadczeń możemy łatwo odnaleźć w
powszechnie znanych powiedzeniach i określeniach.
Zarówno jedne,
jak i drugie łączono ze sferą płodności, co też często wyrażało się w treściach
ludowych pieśni. W polszczyźnie gwarowej oraz tekstach pieśni
ludowych owe cechy zwierząt dają podstawy do (niekiedy obscenicznych) metaforyzacji,
np. w ludowym języku miłości kozie i koźle rogi funkcjonują jako symbol męskich
genitaliów, kociewskie być na kozim rogu ‘o kobiecie w ciąży’, czy tekst pieśni
zalotnej, w której kozioł nakłada dziewczynie wianeczek na roga.
W ludowych pieśniach do baraniej wełny porównywane
są gęste i skręcone włosy
łonowe: w pieśni miłosnej skrzypecek ma zagrać tak, że aż się dziewczynie
zatrzęsą
kudły na baranku. W pieśni obscenicznej córce obrośnie dziurka jak barania skóra[15].
W folklorze wielkopolskim, gdy przyszło na świat dziecko, tuż po narodzinach oznajmiano jego płeć w sposób nieco zawoalowany. W powiecie szamotulskim, kobieta odbierająca poród miała wówczas oznajmiać: "baranyszek przyszedł" (o chłopcu), "owieczka przyszła" ( o córeczce).
Z przytoczonych powodów,
postać kozła pozostawała w kulturze ludowej ściśle związana ze sferą
płodności-wegetacji. Ma to swoje przełożenie na wschodniowielkopolskie zwyczaje
związane z zapustami, które uważać należy za festiwal płodności, którego geneza
sięga jeszcze czasów przedchrześcijańskich.
W Wielkopolsce
Wschodniej zabawy zapustne często nazywano „podkoziołkiem” - ma on na celu zaklęcie i sprowokowanie
wegetacji przyrody i płodności ludzkiej. Najważniejszymi, zasadniczymi
elementami są w nim: demonstrowanie symbolu (kozła), podprowadzanie panien do
kozła, okup dziewcząt za uciechy wolnego stanu, ale także okup składany w
intencji swego przyszłego, możliwie szybkiego zamążpójścia, śpiew, taniec
obrzędowy. Przy rzucaniu pieniędzy pod koziołka dziewczęta śpiewają tradycyjną
piosenkę:
„Oj, trzeba dać pod koziołek, trzeba dać, nie
było to cały roczek ubadać!
Nie dam ci na koziołka szeląga, bo żem miała
tańcownika jak drąga.
Nie dam ci ja pod koziołka trzy grosze,
wytańczyłam i wypiłam po trosze!”.
Podprowadzanie
dziewcząt przed podkoziołka i śpiew o tym, że trzeba dać – to wezwanie do
spełnienia prawa życia, a wykupny pieniądz rzucony na talerz to ofiara
ekspiacyjna. Triumfalne wiezienie młodożeńcowej, to objaw radości z tego, że
prawu życia stało się zadość.[16]
C. Leemputtern, T. Gerard, "Sheeperdess with a sheep in a landscape".
Źródło: https://paintingandframe.com/prints/c_leemputten_and_t_gerard_shepherdess_with_sheep_in_a_landscape-7839.html
Warto także
odnotować, że postać omawianego „podkoziołka” w zależności od części regionu
mogła przyjmować najrozmaitsze formy. Wg Andrzeja Brencza za najbardziej
archaiczną jego formę uznać należy postać młodego mężczyzny przywdziewającego
na siebie koźlą skórkę (w innych regionach Polski – jelenią). Możliwe także, że
w przeszłości wprowadzano do izby żywego kozła – tak jak miano to w zwyczaju we
wsi Krzyżowniki (pow. kępiński), zaś w Koźminie (pow. kaliski) żywe zwierzę
zastąpiono wystruganą z drewna figurką. Bardzo często jednak wielkopolski „podkoziołek”
przybierał postać drewnianego chłopca-naguska (podkreślenie wegetatywnego
charakteru omawianego zwyczaju). Wśród podkoziołkowych wariantów, wymienić należy
także następujące przykłady: Sulmierzyce (pow. krotoszyński) - beczka przykryta
obrusem, na której ustawiano talerzyk na „datki”; Wolica (pow. kaliski) – do
mątewki wykonanej z czubka choinki przywiązywano dwie cebule i wstążeczkę,
Borek (pow. krotoszyński) – dojrzałe jabłko[17][18].
Nie można także
zapominać, że postać kozła bardzo często utożsamiana była z postacią diabła,
który w anatomii swego ciała posiadać miał wielce cech zapożyczonych z jej
wyglądu. Czasem demoniczna siła w podaniach ludowych uwidacznia się także pod
postacią: barana, koźlęcia lub jagnięcia. Z tego też powodu pokutowało
przekonanie, że zwierzę to (w przeciwieństwie
do krowy) jest odporne na wszelkie uroki, oraz oddziaływanie istot nadprzyrodzonych.
W polskiej
kulturze ludowej zachowało się wierzenie, zgodnie z którym za pomocą
koziego mleka, rzadziej łoju, można było ugasić ogień piorunowy. Wierzenie to
może mieć podłoże w starosłowiańskim micie o walce Peruna (boga burzy
i piorunów) z Wołosem/Zmiejem o wody, płodność, bydło. Atrybutem
Peruna był piorun, zaś atrybutami Wołosa, bydlęcego boga, mleko, sierść i
nawóz bydlęcy, którym na Rusi przypisywano zdolność poskramiania ognia piorunowe;
samą zaś praktykę można potraktować jako „sposób wspomagania bitego przez
piorun domniemanego, mitycznego Wołosa za pomocą rekwizytów z najbliższego
mu kręgu”. E;chem mitologicznego pojedynku gromowładcy z Wołosem/Zmiejem
mogą być także powszechne wierzenia, zgodnie z którymi wąż w pobliżu
krowy (wypijający krowie mleko), nie bez powodu nazywany krowodojem, krowosysem,
zapewnia jej mleczność[19].
Świnie - w ludowych opowieściach wierzeniowych świnia
sama w sobie jest istotą demoniczną, która zwodzi człowieka[20].
Potwierdzenie tego faktu odnajdujemy w licznych podaniach (odnotowanych
także w okolicach Kalisza), gdzie pojawia
nam się wątek przedstawiający bohatera opowieści, napotykającego
niespodziewanie w jakimś odludnym
miejscu świnię. Człowiek ten chcąc ją zabrać ze sobą na własny użytek,
stara się wziąć ją na ręce, jednak po pewnym czasie okazuje się, że z każdym
krokiem zwierzę to staje się coraz cięższe… w końcu niemożliwym jest zabranie
go dalej ze sobą, bowiem zdaje się ważyć więcej, niż powinna. Staje się więc
jasnym, że nie jest to zwykła świnia, lecz zły duch, który jedynie przybrał jej
postać.
W
innych wariatach przyjmuje się, że istota przybierająca postać świni strzeże
ukrytego skarbu, możliwe, że jest także pokutującym duchem jakiegoś
nikczemnika. W podaniu z Gosławic (obecnie część Konina) mówi się, że duch miejscowego
okrutnika – Konstantego Lubrańskiego, bywa widywany jadący na płonącej świni.
Ciekawy
wątek pojawia się nam także przy okazji występujących latem na polach wirów
powietrznych, wzbijających ze sobą do góry znajdujący się tam piasek. W
folklorze wielkopolskim uważano, że przyczyn tego zjawiska należy dopatrywać
się w oddziaływaniu w tym właśnie miejscu diabelskich sił. Wierzono, że tego
typu wiry są w stanie zniszczyć uprawy, toteż należało je przegonić wykrzykując
trzykrotnie następującą formułkę: „Świńskie gówno!”. Genezę tego przeświadczenia zdaje się
wystarczająco wyjaśniać następujący cytat, odnoszący się do podobnych wierzeń
na terenie całego kraju:
Echa wierzeń mitologicznych pojawiają się także w
ludowych wyobrażeniach,
w których kręcąca się w kółko czarna świnia wywołuje wiry powietrza; ich śladem
są liczne gwarowe nazwy trąby lub wirów powietrznych,
m in : świńskie gówno, świnie gówno, świńskie łajno, świński bobek, świński glut,
świniacy ogon, świński wicher, świniona. Wierzono, że w wirującym
wietrze, przechodzącym przez pole w skwarny dzień, przelatuje diabeł i mawiano
wówczas: świnie łajno przelatuje. Przywołane powyżej nazwy wiru
pochodzą od formuły przekleństwa odstraszającego diabelską moc. W ludowej opowieści, aby przepędzić topielca,
chłopi wypowiadają formułę:
Świńskie g..., chyb do wody! Jeśli jednak przywołamy inne nazwy
wiru powietrznego, zestawione przez Joannę Szadurę w artykule hasłowym wir
powietrzny (…) pojawi się nam pewna ekwiwalencja: świnia – diabeł – czart. W
sferze domysłów pozostaje kwestia, o jakiego czarta chodzi – czy jedynie o
synonimiczną nazwę diabła, czy może raczej o prasłowiańskiego demona, stanowiącego
personifikację bliżej nieokreślonych złych sił, prawdopodobnie mocy wiatru[21].
Frederick Christian, "Feeding the chickens"
Źródło: https://fineartamerica.com/featured/feeding-the-chickens-frederick-christian-lund.html
Kogut – jest to kolejne zwierzę zamieszkujące gospodarskie obejście, którego postać pozostaje
w bliskim związku ze sferą płodności. Postać kogutka – zwanego w okolicach
pomiędzy Kaliszem, Kępnem, a Ostrzeszowem - „kokotkiem”, zaś we wsi Wola Droszowska
mówi się o pochodach „kokociarzy” przejawia się w obrzędowości wielkanocnej –
święcie ściśle związanym z wegetacją. Wielkanocne jeżdżenie z kogutkiem
pierwotnie polegało na sadzaniu na specjalnym wózku żywego koguta (wcześniej
nakarmionego ziarnem nasyconym alkoholem), a następnie obwożeniem go w atmosferze
radości i zabawy po wsi. Z czasem żywego koguta zastąpił drewniany kurek, którego
równe bogato dekorowany, co jego żywego poprzednika.
W kontekście
chrześcijańskim postać omawianego koguta w obrzędowości wielkanocnej odwołuje
się do legendarnego koguta, który zapiał
na Zmartwychwstanie Pańskie[22].
Stąd też w kulturze ludowej brało się przeświadczenie, jakoby pianie koguta miało
zaburzyć efekty działania złych mocy. Jest to często pojawiający się motyw w
podaniach, w których bohater wchodzi w układ z diabłem, zlecając mu do
wykonania trudne, wręcz niemożliwe do wykonania zadanie. Ceną za jego wykonanie
jest oczywiście ludzka dusza. Z chwilą, gdy wydaje się ona być stracona, czasem
pojawia się niespodziewane wybawienie, w postaci nagłego piania koguta, które
zwyczajowo ma za zadanie zerwanie mocy diabelskiego paktu.
Podobnie jak miało
to miejsce w przypadku wcześniej omawianych zwierząt, takich jak: kozioł, owca,
także i pod postacią koguta w udowej poetyce, kryją się zawoalowane aluzje o
charakterze intymnym. Przykładowo:
Na
Mazowszu śpiewano:
„Za piecem, za piecem ale nie za tym – siedzi
kokoszka z kurkiem czubatym.
Sio kurku, sio kurku zza pieca tego, Żebyś ty nie
zrobił kokoszce co złego.
Sio kurku, sio kurku! z mego zapiecka, Żebyś ty
nie zrobił kokoszce dziecka.
Nie myślę, nie myślę o głupie dzieje ja przy
swojej kokoszce nóżki grzeję”.
A w Poznańskiem:
„Pieje kogutek, pieje kuraś – pójdź do domu nic
nie wskórasz”[23].
Trzeba także dodać,
że w bestiariuszu ludowym Wielkopolski Wschodniej występuje postać plonka –
istoty ukazującej się pod postacią czarnego, często przemokniętego kogutka.
Przygarnięty przez gospodarza miał
zapewniać jego rodzinie dobrobyt w postaci pieniędzy, bądź ziarna… Pozwolimy
sobie opisać go szerzej w podrozdziale poświęconym gadom.
Psy i koty – zarówno do jednych, jak i drugich
zwierząt kultura ludowa podchodziła z
pewną dozą ostrożności. Z jednej strony pozostawały w pewnym stopniu oswojone
przez człowieka, z drugiej jednak ich postaci wciąż wiązane były ze światem:
magii, natury, chaosu i zaświatów. W Załęczu Wielkim uważano, że kocią wierność
gwarantowało ofiarowanie go komuś w prezencie; tymczasem w przypadku psa
uważano zgoła inaczej – aby zaskarbić sobie jego wierność, należało go komuś
ukraść, gdy był jeszcze szczenięciem[24]. Co
więcej: w Wielką Niedzielę po powrocie z kościoła, gospodarz
daje krowom i koniom świecony chleb, pierwsza kromka święconego chleba należy
zawsze do psa, gospodarz daje mu ją z kolana, w ten sposób zabezpiecza go przed
wścieklizną i zapewnia sobie jego wierność[25].
Biorąc pod uwagę ich sposób życia
(zwłaszcza kotów), czy też bliskie pokrewieństwo psa z wilkiem, dopatrywano się
w nich istot powiązanych wszelkimi nadprzyrodzonymi siłami. Każde z nich
posiadać miało umiejętność wyczuwania złych mocy, ale również sądzono, że pod
ich postacią mogą zakradać się do ludzkich siedzib czarownice. Nawet jeśli nie
bezpośrednio – to wspomniane zwierzęta postrzegano, jako ich wysłanników. Wierzono też, że dusze pokutujące,
bądź złe duchy mogą uobecniać się pod postacią psa lub kota. Istnieje prawdziwa
mnogość podań ludowych traktujących o tym, jak wędrującemu po zmroku po
bezdrożach człowiekowi nagle ukazał się kot (często czarny), którego zachowanie
zdradzało, iż z całą pewnością nie był on zwyczajnym przedstawicielem swego
gatunku. Niemalże zawsze łączono je ze wspomnianymi: czarownicami, zmorami, czy
szeroko pojętymi siłami nieczystymi, niżeli z pokutującymi duszami – co z koeli
miało miejsce w przypadku psów.
Czasem duchy ukazujące się w
psiej postaci nie stanowiły dla nikogo zagrożenia – rozumiano je jako
pokutujące dusze, upominające się o modlitwę (np. dusze samobójców). Innym
razem miały za zadanie strzec czegoś, jak to miało miejsce w przypadku podania
ze wsi Przywóz (pow. wieluński). W okolicy wsi znajdują się kurhany nazywane „książęcymi”.
Miejscowe podania mówiły o widmowym psie, który ukazywał się w ich pobliżu,
strzegąc spoczynku pogrzebanego w tamtym miejscu księcia, jak i zakopanych wraz
z jego ciałem skarbów. Badania archeologiczne wykazały, że w miejscowych podaniach
istotnie kryć się może ziarnko prawdy. Okazało się bowiem, że w miejscu tym
istotnie spoczywają osoby, zapewne posiadające w przeszłości spory status
społeczny (możliwe, że jedną z tych osób był legendarny książę). Natrafiono
także na skarby... a także pochowane w niewielkiej jamie szczątki psa.
Frans Snyders, "Studium kociej głowy".
Źródło: https://www.thegreatcat.org/the-cat-in-art-and-photos-2/cats-in-17th-century-art/frans-snyders-1579-1657-flemish/
Częściej jednak zdarza się, że krążące
po okolicy widmo psa, jest w swej naturze wrogie człowiekowi – bezwzględnie należy
go zatem unikać. W Kucharach (pow. pleszewski) przestrzegano się nawzajem przed
widmowym czarnym psem, pojawiającym się w pobliżu miejscowego krzyża.
Natknięcie się na niego nigdy nie zwiastowało niczego dobrego. W okolicach
Sulimirowego Grodziszcza (pow. krotoszyński), w rocznicę kluczowych wydarzeń
ukazywać się ma, aż siedem widmowych psów, które wyrywać mają sobie nawzajem
klucze do siedziby dawnego pana tych
ziem. Śmiałek, który im je odbierze, zdejmie klątwę, która od wieków ciąży na
tym miejscu. Także i w Kaliszu, jak i jego okolicach widywać miano czarne
widmowe psy, z którymi wiązały się niemalże zapomniane opowieści. Tego typu przykładów
można by mnożyć w nieskończoność, bowiem motyw te jest niezwykle popularny w
przekazach ludowych.
Ciąg dalszy za tydzień.
PRZYPISY.
[1]
Zob. J. Dydowiczowa, Zwyczaje i obrzędy
doroczne, [w:] Kultura ludowa
Wielkopolski, t. III, J. Burszta (red.), Poznań 1967, Wydawnictwo Poznańskie,
s. 69.
[2]
A. Kowalik, Kosmologia dawnych Słowian. Prolegomena do
teologii politycznej dawnych Słowian, Zakład Wydawniczy NOMOS, Kraków 2004,
s. 203:
„Zapewne w związku z tego rodzaju
wyobrażeniem pozostaje znany na ziemiach polskich zwyczaj «przepiórki», np. na
rubieży mazowiecko-podlaskiej przypiorka
(w sąsiednich wsiach ruskich parapiòŭka,
perepèlica) bywała przez
żniwiarzy splatana z pozostawionych przy drodze źdźbeł zbożowych w trzy
warkocze, po trzy pasma w każdym. Między nie wtykano w ziemię gałąź, wokół
pieląc ściernisko i okładając ją wokół kamieniami, w których robiono przejście
zwane «bramką». Oczyszczoną z chwastów «przepiórkę» przystrajano kwiatami,
jagodami jarzębiny, a na ziemi w jej środku kładziono płaski kamień wsparty na
trzech mniejszych kamieniach («nozki»). Konstrukcję z kamieni nazywano
«stolikiem» i zaścielano białym lnianym obrusikiem, na którym kładziono trzy
(rzadziej jeden) kawałki chleba. Część kłosów zerżniętych z «przepiórki»
żniwiarze używali do dalszych celów obrzędowych, zaś resztę kładli przy
«przepiórce» lub na «stoliku». Ten związek kamienia polnego z chlebem wyraźny
był od samego początku żniw: w pierwszy zażynkowy snop wiązano kamień wielkości
pięści; wieczorem opuszczając niedożęty zagon żeńcy krzyżowali dwie garści
zboża, przyciskając je po środku kamieniem, odtwarzając w ten sposób
symbolicznie czwórdzielną strukturę uniwersum z centralnie położonym kamieniem.
W guberni mińskiej «stolik» był niekiedy zastępowany przez cztery kamienie, na
których układano na krzyż dwa pęki zżętego żyta”.
[3] O. Kolberg, Dzieła wszystkie, tom 28, Mazowsze cz. V,
Polskie Towarzystwo Ludoznawcze, Wrocław – Poznań 1964 (oryg. Kraków 1890), s.
102-104:
„Dożynając żyta, zostawiają
ostatnich kilkanaście lub więcej kłosów w gromadce nie zżętych (zwykle to bywa
przy drodze lub miedzy, gdzie rżysko się kończy, gdzie więc żyta dożynają);
wtedy-to odbywa się w następny sposób obrzęd strojenia przepiórki. Gromadkę czyli kępkę niezżętych kłosów,
związują u góry słomianą przepaską; dwa zaś bywają tego związania sposoby; albo
kłosy wszystkie razem, lub podzielone na cztery równe części, tylko części
przeciwległe związują z sobą u góry. Oczyszczają dokoła i w środku z zielska i
trawy, przyozdabiają całą niekiedy kępkę polnemi lub przyniesionemi ze dworu
albo ogródków swoich kwiatami, niekiedy kolorowemi gałgankami, a zawisło to od
fantazyi młodych dziewoi, do których zatrudnienie to należy. W środku tych
kłosów kładą na ziemi niewielki kamień, na nim kawałek chleba, często posolony
(niekiedy samą skórkę), i czasem pieniądz (zwykle trzy grosze); kępka ta zboża
nazywa się przepiórką, a
zajęcie koło tego, strojeniem
przepiórki.
Myśl tego starożytnego zwyczaju jest
piękną, gdy bowiem pola zostają ze zboża ogołocone, chce ona przepiórce
(mającej u ludu pewne znaczenie) zostawić garstkę tego zboża; ptak ten bowiem w
zbożu gnieździ się i żyje. Co zaś do chleba, soli i monety, które kładą w
przepiórce czyli w tej kępce kłosów, to lud jako symbole swoich potrzeb,
kładzie je tam w myśli, aby urodzaj zaspokajający rolnikowi jego potrzeby, w
roku następnym dopisał. Myśl opiełania czyli oczyszczania przepiórki, mogła być
albo poprostu w celu ozdobienia jej, lub żeby w roku następnym, zboże tak bez
chwastów i trawy się urodziło.
Po ustrojeniu przepiórki jest
zwyczaj oborywania jej;
chłopaki i dziewczęta pochwyciwszy taką, który raz pierwszy w życiu była
dopiero w tym roku u żniwa, wziąwszy ją za ręce i nogi, wśród śmiechu i gwaru,
obciągają po rżysku dokoła przepiórki i to się zowie oboraniem przepiórki.
Zwyczaj ten, który poniekąd nazwaćby
można frycowem młodej żniwiarki, powstać musiał pierwotnie z myśli ludu
utrwalenia w pamięci tej, która raz pierwszy brała udział w żniwie, starego
zwyczaju strojenia przepiórki. Pustota i wesołość chłopaków i dziewcząt często
sprawia, że z samą postatnicą lub gumiennym
(karbowym), albo z każdą żniwiarką i żniwiarzem, kogo tylko uchwycą, robią to
samo co z pierwszy raz u żniwa będącą dziewczyną.
Zważywszy, iż stary zwyczaj zakazuje
niszczyć przepiórki przy oraniu rżyska po żniwach, czyli jej zaorywać, a rataje
zawsze są zwyczajowi posłuszni, w wyż opisanym oborywaniu przepiórki, widzieć
także się daje jakby wyobrażenie tego jej zachowania niegdyś dla lepszego
oznaczenia i zachowania przepiórki, oborywano ją naprawdę zaraz przy ustrojeniu,
zdaje się jednak, iż do zachowania jej, wystarczającem jest samo przekonanie
ludu, że póki przepiórka nie odleci na zimę do ciepłych krajów (wyraju), póty zostawionych jej kłosów
niszczyć nie można.
Przy strojeniu przepiórki, prawie
nie ustaje śpiewanie stosownych pieśni; oto początek jednej z nich:
Oj wyleć,
wyleć raby (pstry) sokole,
bo już nie
przyjdziem w to czyste pole.
Oj wyleć,
wyleć raba przepiórko,
bo już nie
przyjdziem w to czyste pólko itd.
To wszystko jak powiedzieliśmy, ma
miejsce przy dożynaniu żyta, w kilka zaś lub kilkanaście dni potem, następuje
dożęcie pszenicy i wtedy to są właściwe dożynki”.
[4] Zob. M.
Moeglich, Procesy o czary przed sądem miejskim wągrowieckim - chronologia i
dynamika zjawiska, [w:] Wangrovieciana, t. III, 2016, s. 74.
[5] A. Dąbrówka, Dawne
procesy zwierząt jako dramaty rytualne:
http://rcin.org.pl/Content/56070/WA248_70694_P-I-2524_dabrowka-dawne.pdf (stan na dnia
09.02.2020).
[6] zob.
Zob. W. Drozdowska, Magiczne normy
postępowania w życiu codziennym Załącza Wielkiego, pow. Wieluń, Łódzkie
Studia Etnograficzne, t. V, Łódź 1963, s. 128 (przypisy).
[7] Zob. T. Wróblewski, Pojęcia o świecie, [w:]
Kultura Ludowa Wielkopolski, J. Burszta
(red.), t.. III, Poznań 1967, s. 530.
[8] W. Łysiak, W
kręgu wielkopolskich demonów i przekonań niedemonicznych, Międzychód 1993,
Wydawnictwo "Eco", s. 127.
[9] Zob. B. Baranowski,
W kręgu upiorów i wilkołaków, Łódź
1981, Wydawnictwo Łódzkie.
[10] Zob.
Tamże.
[11] O.
Kielak. Zwierzęta domowe w trzech modelach ludowego opisu świata, [w:]
„LingVaria”, Rok XIV (2019) | 1 (27) | s. 223.
[12] O.
Kielak, dz. cyt., s. 218 -219.
[13] Gazeta
Pomorska, Oćwieka. Wieś wołami wytyczona:
https://pomorska.pl/ocwieka-wies-wolami-wytyczona/ar/6914737
(stan na dzień 17.06.2022).
[14] Tamże.
[15] O.
Kielak, dz. cyt. ,s. 222.
[16] D.
Sztych, Zwierzęta gospodarskie w polskiej
kulturze ludowej, [w:] Wiadomości Zootechniczne, R. XLVI (2008), 2, s. 40.
[17] zob. B.
Andrzejczak , Obrzędy i obyczaje doroczne w Kaliskiem, [w:] Literatura ludowa, nr.1-2, Warszawa 1964, Polskie Towarzystwo Ludoznawcze, s.
27.
[18] A. Brencz, Wielkopolski Rok Obrzędowy. Tradycja i zmiana, Poznań
2006, Wydawnictwo Poznańskie, s. 133.
[19] O.
Kielak, dz. cyt., s. 219-220.
[20] Tamże,
s. 225.
[21] Tamże.
[22] D.
Sztych, dz. cyt., s. 41.
[23] Tamże.
[24] Zob. W. Drozdowska, Magiczne
normy postępowania w życiu codziennym Załącza Wielkiego, pow. Wieluń, Łódzkie Studia Etnograficzne, t. V, Łódź 1963, s. 128
.
[25] Tamże.
Andrzejczak
Barbara, Obrzędy i obyczaje doroczne w
Kaliskiem, [w:] Literatura ludowa, nr.1-2, Warszawa 1964,
Polskie Towarzystwo Ludoznawcze, s. 27.
2.
Baranowski
Bohdan, W kręgu upiorów i wilkołaków,
Łódź 1981, Wydawnictwo Łódzkie.
3.
Brencz
Andrzej, Wielkopolski Rok Obrzędowy. Tradycja i zmiana, Poznań 2006,
Wydawnictwo Poznańskie, s. 133.
4.
Dąbrówka
Andrzej, Dawne procesy zwierząt jako
dramaty rytualne:
http://rcin.org.pl/Content/56070/WA248_70694_P-I-2524_dabrowka-dawne.pdf (stan na dnia 09.02.2020).
5.
Drozdowska
Wanda, Magiczne normy postępowania w
życiu codziennym Załącza Wielkiego, pow. Wieluń, Łódzkie Studia
Etnograficzne, t. V, Łódź 1963, s. 128 (przypisy).
6.
Dydowiczowa
Jadwiga, Zwyczaje i obrzędy doroczne,
[w:] Kultura ludowa Wielkopolski, t.
III, J. Burszta (red.), Poznań 1967, Wydawnictwo Poznańskie.
7.
Etnografia
Lubelszczyzny – ludowe wierzenia o zwierzętach:
https://teatrnn.pl/leksykon/artykuly/etnografia-lubelszczyzny-ludowe-wierzenia-o-zwierzetach/
8. Gazeta Pomorska,
Oćwieka. Wieś wołami wytyczona:
https://pomorska.pl/ocwieka-wies-wolami-wytyczona/ar/6914737
(stan na dzień 17.06.2022).
9.
Kielak
Olga, Zwierzęta domowe w trzech modelach ludowego opisu świata, [w:] „LingVaria”,
Rok XIV (2019) | 1 (27) .
10.
Kowalik Artur, Kosmologia
dawnych Słowian. Prolegomena do teologii politycznej dawnych Słowian,
Zakład Wydawniczy NOMOS, Kraków 2004.
11. Łysiak Wojciech, W
kręgu wielkopolskich demonów i przekonań niedemonicznych, Międzychód 1993,
Wydawnictwo "Eco".
12. Moeglich Marcin,
Procesy o czary przed sądem miejskim wągrowieckim - chronologia i dynamika
zjawiska, [w:] Wangrovieciana, t. III, 2016.
13. Sztych Danuta, Zwierzęta gospodarskie w polskiej kulturze
ludowej, [w:] Wiadomości Zootechniczne, R. XLVI (2008).
14. Vargas Witold,
Bestiariusz. Zwierzęta, BOSZ.
15. Wróblewski Tadeusz, Pojęcia o świecie, [w:] Kultura Ludowa Wielkopolski, J. Burszta
(red.), t.. III, Poznań 1967.