Okres Bożego Narodzenia, zgodnie z tradycją rozpoczyna czas karnawału, który trwać będzie, aż do Wielkiego Postu- z kolei wiążącego się z przygotowaniami do obchodów Wielkanocy. A cóż nie wiąże się z radosną zabawą, jak właśnie obrzędy związane z weselem. Wyobraźmy sobie oto bowiem, że bohater / bohaterka naszej opowieści, o których narodzinach opowiadaliśmy sobie ostatnio, dorośli - a kolejnym etapem ich życia będzie właśnie zakładanie własnej rodziny. O tym jak to miało miejsce w kulturze wsi Wschodniowielkopolskiej opowiemy sobie w dwóch częściach. Dziś prezentujemy pierwszą z nich, w której przedstawimy ogólną historię i tradycję zawierania małżeństw w kulturze europejskiej (ze szczególnym uwzględnieniem Słowiańszczyzny). Następnie, przejdziemy do omawiania poszczególnych etapów poprzedzających to wielkie wydarzenie.
Pojęcie i formy małżeństwa, na przykładzie wybranych
kultur europejskich, ze szczególnym uwzględnieniem Słowian.
Słowem
wstępu, odbędziemy krótką wycieczkę po dawnych kulturach przed(bądź
wczesno)chrześcijańskiej Europy, aby odpowiedzieć sobie na istotne pytanie: jak
w przeszłości rozumiano małżeństwo? Na potrzeby niniejszego artykułu
zdecydowałam się wybrać przykłady pochodzące z trzech europejskich kręgów
kulturowych: skandynawskiego (germańskiego), celtyckiego… i oczywiście słowiańskiego.
Celem tego typu zestawienia, będzie porównanie cech wspólnych, najwcześniej
znanych umów małżeńskich – które przysłuży się potem do wypracowania pewnych
schematów norm społeczno-prawnych, oraz zilustrowania rozumienia pojęcia
małżeństwa. Ze względu na ograniczenia tematu (tj. skupienia głównego wątku na
kulturze ludowej Wielkopolski), pozwolimy sobie zrezygnowanie ze szczegółowego omówienia
form ceremonialnych. Następnie przejdziemy do przedstawienia schematów
zawierania małżeństw w kulturze słowiańskiej, by w końcu skupić się na
obszerniejszym omówieniu tematu obrzędowości ślubnej, na terenach Wschodniej
Wielkopolski.
Strój skandynawskiej panny młodej w wersji ludowej.
W
społeczności nordyckiej, której członków powszechnie określa się mianem: „wikingów”,
kładziono nacisk na fakt, aby kobieta przed ślubem pozostawała czysta. Uzasadnieniem tego, było obowiązujące w owym społeczeństwie
przekonanie, że niezamężna dziewica
była „towarem” nadającym się do „sprzedaży”. Fakt ten mógł być wykorzystywany
do wzbogacania rodziny (podniesienia jej statusu społecznego), za pośrednictwem
„ceny” (wartości) dziewczyny jako panny młodej. Wszak od dawna wiadomo, że akt ślubu
sprzyjał zawieraniu korzystnych sojuszy z innymi (wpływowymi) rodami [1]. Z tego też powodu -„panna z
dzieckiem” znajdowała się w nieciekawej sytuacji, utrudniającej jej „wżenienie
się” w rodzinę o dobrym statusie społecznym, bądź w ogóle znalezienie męża.
Także
i bycie bękartem, w społeczności ludów nordyckich nie oznaczało niczego dobrego
– jeśli dziecko nie zostało uznane przez ojca, zarówno ono, jak i jego matka w większości
przypadków, w zupełności znajdowali się na utrzymaniu rodziny kobiety. Sytuacja
wyglądała „nieco lepiej” w przypadku gdy, ojciec uznał swoje nieślubne dziecko
– wówczas otrzymywało ono, od jego
rodziny dwie trzecie, należnego mu wsparcia finansowego. Na ogół jednak
„bękartów” starano się nie uznawać, a bycie nim uznawano za powód do wstydu [2]
[3].
W
przypadku mężczyzn, istniały w prawdzie regulacje prawne nakładające na nich
grzywny - „za sypianie z nie-żonami”. Jednakże w praktyce było powszechnym, iż „dzielili
oni łoże zarówno ze swoimi ślubnymi, jak i zarówno konkubinami (kobietami niższego
stanu od siebie), bądź niewolnicami. Mimo tego, prawowita żona mogła czuć się
bezpiecznie -bowiem pod względem prawnym: konkubiny, ani dzieci powite z
nieformalnych związków, nie miały praw do majątku mężczyzny [4].
Małżeństwa
z miłości zdarzały się rzadko – uważano, że ta przyjdzie z czasem, albo wcale.
Nie oznacza jednak, że nie zdarzały się wcale, niemniej jednak - tak jak sobie
to powiedzieliśmy już wcześniej – zwyczaj zawierania małżeństw, przez wiele
wieków (minionych, jak i przyszłych), rozumiany był jako wynik zawarcia umowy,
pomiędzy dwoma stronami, chcącymi w ten sposób zapewnić sobie określone
korzyści. Męża dla kobiety, wybierano w trakcie trwania wieców - wówczas jej
osobę reprezentował z reguły ojciec, bądź bracia, choć sporadycznie zdarzały
się sytuacje kiedy to pozwalano niewieście samodzielnie zadecydować o tym, kogo
chciałaby poślubić [5].
Umowę
małżeńską cementowała rzecz jasna – ceremonia zaślubin, związana z uiszczeniem
przez obydwie strony, oczekiwanych opłat. Ze strony pana młodego oczekiwano
„opłacenia” dwóch. Pierwszą z nich stanowił tzw. mundr – rozumiany był jako
przekazanie rodzinie oblubienicy, określonej kwoty pieniężnej, bądź innych dóbr
materialnych (np. zwierząt gospodarskich, broni). W swej istocie stanowić on
miał „rekompensatę” dla rodziny panny młodej, za jej odejście z rodzinnego gospodarstwa,
w którym do tej pory pracowała. Pod względem prawnym oznaczało to także przejście
dziewczyny spod opieki ojcowskiej, pod mężowską. Mundr opłacany był zazwyczaj w
trakcie ceremonii zaślubnej, ale mógł też występować jako arrha, czyli „zaliczka”
[6].
Drugim
darem ze strony męża był – morgengifu, czyli prezent, jaki otrzymywała z jego
strony tym razem poślubiona żona. Zapewniał on kobiecie wsparcie finansowe zarówno
w trakcie trwania małżeństwa, jak i po jego rozpadzie.
Żona
zaś, wnosiła do małżeństwa posag, czyli heiman
fylgia. W przeciwieństwie do swoich braci, dziewczyna nie
dziedziczyła pełni majątku po swoim ojcu, ani nawet w części jaką otrzymywał
męski potomek rodu. To właśnie heiman fylgia, stanowił jej rodową spuściznę,
jak i stanowił zabezpieczenie finansowe, na wypadek gdyby została wdową, lub
gdy doszłoby do rozwodu [7].
Podobnie jak większość innych kultur –
także i społeczność wikingów, przyznawała do niego prawo zarówno mężczyźnie,
jak i kobiecie. Mógł on nastąpić w sytuacjach takich jak:
-
małżonkowie nie byli w stanie utrzymać się samodzielnie, lecz pozostawali zdani
na łaskę swoich rodzin;
-
gdy mężczyzna usiłował zabrać swoją z jej rodzinnego kraju, wbrew jej woli;
-
gdy dochodziło do przemocy w rodzinie, bądź psychicznego znęcania się nad jedną
ze stron (najczęściej kobietą, gdyż w społeczności nordyckiej, przemoc wobec
kobiety uważna była za czyn haniebny);
-
gdy mężczyzna ubierał się bądź zachowywał zniewieściale (było to w tej kulturze
szczególnym powodem do wstydu i pogardy. Uważano też, że mężczyzna nie powinien
praktykować magii, gdyż było to zajęcie
„niemęskie”);
-
w przypadku zdrady ze strony kobiety;
-
gdy mąż nie sypiał z żoną od co najmniej trzech lat [8].
Poza tym kobieta w kulturze nordyckiej
cieszyła się sporym szacunkiem i poważaniem – choć nie mogła uczestniczyć w
wiecach, posiadała wiele praw i przywilejów, o których min. już sobie
powiedzieliśmy. Ponadto, pod nieobecność męża miała prawo rozporządzać
rodzinnym majątkiem, gospodarstwem; nie dotyczyły jej także zasady krwawej zemsty - jeśli ród jej męża uwikłany
był w wojnę z innym. Historia, jak i przekazy znane z sag, przedstawiają
kobiety wikingów, także jako silne i niezłomne królowe, wojowniczki (skjaldmær), a także
wieszczki (völva) [9].
Sprzedaż żony w XVII w., Anglii.
Podobnie
było w przypadku kulturze celtyckiej, gdzie wiele mitów przedstawia tamtejsze
kobiety w rolach wielkich królowych, czarodziejek, oraz wojowniczek. Kobieta, w
społeczeństwie celtyckim posiadała wysoką pozycję – o czym świadczy fakt, iż
jednym z naczelnych bóstw celtyckiego panteonu była bogini Epona. Co ciekawe
była ona boginią solarną – a funkcja ta z reguły, w większości kultur
przypadała bóstwom męskim [10].
W kulturze celtyckiej znano, aż dziesięć form
zawierania małżeństw (sic!) – nie będziemy ich jednak tutaj wszystkich
wymieniać, gdyż omówienie ich zajęłoby sporo miejsca [11]. Uogólniając jednak,
należy zauważyć, że wszystko zależało od rodzaju umowy jaką zawierały między
sobą zainteresowane rody; kto co i jak wiele wnosił do małżeństwa i czy było
ono zawarte za zgodą rodzin czy też nie. Poza tym w trakcie święta Lughnasadh (1 sierpnia), znana była także tradycja
zawierania tzw.
„próbnych małżeństw” - i jeśli po roku od tego wydarzenia
para uznała, że nie stanowi dobranego małżeństwa, to mogła się rozwieść bez
żadnych konsekwencji prawnych. Kolejnym świętem, podczas którego decydowano się
bardzo często na zawarcie małżeństwa było Beltaine (1 maja) – powodem był fakt,
iż czas obchodzonego wówczas przesilenia letniego, był uważany za czas „zaślubin
bóstw”.
Choć kobiecie pozostawiano sporo
swobody, w kwestii wyboru / akceptacji małżonka, nie oznacza to, że nie
dochodziło do małżeństw aranżowanych - jako, że małżeństwo i tutaj stanowiło
rodzaj umowy pomiędzy dwoma rodzinami. Nie bez znaczenia był fakt, wnoszenia
przez kobietę do małżeństwa posagu, który to stanowił jej majątek i
zabezpieczenie na wypadek ewentualnego rozwodu [12].
Zwłaszcza, że zdarzało się, że wśród
Celtów praktykowano poligamię – jednakże i w tym przypadku, najwięcej praw
zachowywała pierwsza żona. Były nawet prawa, które
stwierdzały, że pierwsza żona może legalnie zamordować drugą żonę w ciągu
pierwszych trzech dni małżeństwa! (…). Główna żona miała prawa do majątku jej
męża, podczas gdy inne żony były objęte nieformalnymi umowami [13]. W przypadku potencjalnej śmierci
małżonka, nie miał on obowiązku pozostawiać spadku dla swoich kolejnych żon,
oraz ich potomków. Obowiązek ten nie spoczywał także na głównej żonie [14].
Jeżeli chodzi o status dzieci, to warto
wiedzieć, że w społeczeństwie celtyckim (irlandzkich) obowiązywał zwyczaj zwany
altram - zgodnie z którym dziecko, krótko po urodzeniu na wychowanie obcej
rodzinie, pochodzącej z innej części terytorium, plemienia. U swojej drugiej
rodziny pozostawało, do czasu osiągnięcia pełnoletniości – a i potem
pozostawało odpowiedzialne za opiekę nad obiema swymi rodzinami, w tym –
pomszczenie śmierci członka, którejkolwiek z nich. Zadaniem tego zwyczaju, było
wzbudzenie poczucia, każda osoba nie przynależy jedynie do swej rodziny – ale
do całej wspólnoty plemienia, narodu [15].
Ponadto, w przeciwieństwie do
społeczeństwa wikingów – wśród
społeczności celtyckich, panował zupełnie inny stosunek, wobec dzieci nieślubnych.
Z reguły darzono je szacunkiem – a bywało, że mogły wręcz posiadać wyższy
status, od dzieci zrodzonych z formalnych związków, gdyż uważano, że ich ojciec
mógł być jakiś bohater, a nawet sam król. Podobne przeświadczenia dotyczyły
dzieci pierworodnych, pochodzących tym razem z formalnych związków – wynikało
to z powszechnego przekonania, że król był uważany w społeczeństwach
celtyckich, za męża wszystkich kobiet [16].
Pozostając jeszcze na chwilę na terenie
wysp brytyjskich, warto zwrócić uwagę
czytelnika na jeszcze jeden ewenement kulturowy, związany z tematyką
małżeństwa. Dotyczy on pochodzącego z terenów Anglii, procederu obowiązującego
w XVII w., zwanego „sprzedażą żon” (choć niektórzy autorzy sugerują, iż mógł on
być możliwy, już w XIII w. [17].
Wynikał on faktu, że w owych czasach rozwód był trudno
osiągalny - dlatego też zdecydowano się na ową nieformalną formę rozwiązania
nieudanego małżeństwa. Tyczyła się ona przede wszystkim klas niższych, a
przybierać mogła ona wręcz karykaturalne formy: żony przeznaczone „na sprzedaż”
wprowadzano do karczmy na postronku (zawiązanym bądź na linii ich bioder, bądź
szyjach) i poddawano licytacji, w której uczestniczyli zgromadzeni bywalcy
przybytku. Żona została „sprzedawana” za symboliczną opłatę pieniężną, bądź
flaszkę procentowego napoju, sam wspomniany postronek miał na celu zarówno ją
upokorzyć (przyrównać do bydła), jak i zasygnalizować „dobicie targu” – mąż
wręczał go temu, kto wygrał licytację [18]. Oficjalnie praktyki te był rzecz
jasna zakazywane przez prawo – a nawet wręcz uznawane przez nie za
nieistniejące.
Słowiańska para.
W
końcu pozostaje nam omówienie istoty małżeństwa, w kulturze Słowian – stąd już
pozostaje proste przejście do głównego tematu niniejszej pracy. Bowiem pewne,
kwestie które zostaną tutaj poruszane, posiadać będą odbicie w zwyczajach i
obrzędach weselnych w słowiańskiej kulturze ludowej – w tym Wschodniej
Wielkopolski. Pierwotne znaczenie wielu obrzędów ślubnych i weselnych uległo
zatarciu, pozostając dla współczesnych niezrozumiałym („pustym”) gestem
tradycji, lub jego charakter uległ przemianie, w wyniku której zachował jedynie
swój ludyczny charakter.
Wg źródeł, wynika iż w słowiańskim kręgu
kulturowym, w czasach wspólnot plemiennych przeważała tendencja do wstępowania
w związki monogamiczne. Poligamia występowała z reguły w wyjątkowych
przypadkach – mamy tutaj na myśli klasy uprzywilejowane. Pierwsza
żona była bowiem żoną główną,
tzn. „małżoną” – poślubioną uroczyście.
Żony późniejsze były nazywane „popaśnicami” (współczesnie: konkubinami). Nic zatem dziwnego, że
wyłącznie potomstwo z pierwszej żony traktowano jako prawowite, pomijając przy
dziedziczeniu dzieci popaśnic. Z tego właśnie powodu dziedzicem Siemomysła był
właśnie Mieszko, a nie Czcibor lub drugi nieznany brat. Na podobnej zasadzie za
jedynego dziedzica uważał się Bolesław Chrobry, który wypędził drugą żonę
Mieszka (Odę) i swoje przyrodnie rodzeństwo. Dopiero z czasem wpływy
chrześcijańskie sprawiły, że dzieci z późniejszych małżeństw zostały
uprawomocnione [19]. A zatem: . Tam, gdzie chrześcijańscy misjonarze widzieli wiele żon u boku jednego
pana słowiańskiego, mogło w istocie rzeczy występować zjawisko żony i kilku
nałożnic [20]. Słowiańscy mężowie często pozbywali się swych żon pod byle pretekstem, żeby następnie wziąć
sobie drugą lub nawet trzecią żonę. Tak właśnie zrobił wspominany już wcześniej
Bolesław Chrobry, który dopiero trzecią żonę zatrzymał przy sobie. O
powszechności tego typu praktyk świadczy istnienie słowa „poćpiega”,
którym nazywano właśnie taką wygnaną żonę [21].
Źródła wspominają,
jakoby dochodziło do sytuacji, kiedy to oczekiwano od wdowy, aby podążyła za
swoim mężem na stos pogrzebowy: św. Bonifacy pisząc o
Wendach-Słowianach zachodnich do króla anglosaskiego w VIII w.: ,,z taką
gorliwością przestrzegają wzajemnej miłości małżonków, że kobieta gdy jej mąż
umrze, nie chce żyć dłużej. I z uznaniem spotyka się wśród nich taka niewiasta,
która własnoręcznie sobie śmierć zadaje i na jednym stosie spłonie ze swoim
mężem”. Podobnie w pocz. XI w. pisze Thietmar z Merseburga o zwyczajach
polskich za Mieszka I przed jego chrztem w 966 r.; żony miano tu po śmierci
męża ścinać i palić na stosie [22].Nie jest pewnym jak bardzo
powszechnym był ów proceder, niemniej – wielce prawdopodobnym jest, aby
dochodziło do niego wśród klas wyższych: pisarz arabski X w.
Al-Masudi stwierdza, że obyczaje Serbów „są w tym podobne do obyczajów
Hindusów”, ale ogranicza wyraźnie strefę społeczną spalania dobytku zmarłego do
królów i władców [23].
Niepewnym pozostaje także fakt obowiązku
dochowywania przez słowiańską dziewczynę czystości, do dnia ślubu, czy też
rzekomych swobód, którymi cieszyć się miały one do czasu zamążpójścia.
Niektórzy badacze wsnuwali wnioski o obecności tego zwyczaju na podstawie
relacji irelacja
arabsko-żydowskiego podróżnika Ibrahima ibn Jakuba: „Kobiety ich, kiedy wyjdą za mąż, nie popełniają cudzołóstwa; ale
panna, kiedy pokocha jakiego mężczyznę, udaje się do niego i zaspokaja swą
żądzę. A kiedy małżonek poślubi i
znajdzie ją dziewicą, mówi do niej: gdyby było w tobie co dobrego, byliby cię
pożądali mężczyźni i z pewnością byłabyś wybrała sobie kogoś, ktoby był wziął
twoje dziewictwo. Potem ją odsyła i uwalnia się od niej”. Jerzy Dowiat
sformułował na tej podstawie wniosek, że inicjacja seksualna dziewczyn nie
należała do jej męża, który stwierdziwszy jej dziewictwo, i uznawał ją za
niedojrzałą i dlatego odsyłał rodzicom [24].
Jednakże
badacze słowiańszczyny, jak Kazimierz Moszyński uznawali, że relacja wcale nie
musiała dotyczyć Słowian; inni zaś przypuszczają, że jej autor mógł błędnie
zrozumieć niuanse, obcej jemu kultury [25]. Być może jednak w określonych
sytuacjach owa swoboda seksualna była jednak dopuszczalna - np. podczas
określonych świąt i związanych z nimi obrzędów; bądź zwyczajowo zezwalano
młodym na przedślubne romanse, pod warunkiem, że ustaną one tuż po zawarciu formalnego
związku. Na echa dawnej obyczajowości, można natrafić w zasadach moralności
ludowej wsi polskiej (zgodnie z badaniami etnograficznymi – nawet na przełomie
XIX i XX w. Nieoficjalnie pozwalano młodym obojga płci na miłosne swawole - pod
warunkiem, że będą one wytaczająco dyskretne i nie zaowocują one narodzinami „bękarta”.
Wszystko miało mieć swój kres z chwilą zawarcia małżeństwa – wówczas oczekiwano
od oby stron, zasad przestrzegania wierności [26].
Ciekawym,
acz kontrowersyjnym przykładem na seksualną, obyczajowość Słowian, pochodzących
ze wschodnich obszarów Polski, jest przykład zwyczaju zwanego „świekrostwem”,
bądź „snochactwem”. Miał on miejsce w sytuacji, gdy małoletniego
przedstawiciela rodu, ożeniono ze starszą od niego kobietą – wówczas prawo do korzystania
ze świadczenia z jej strony „obowiązków małżeńskich” miał prawo teść. Działo
się tak do czasu póki prawowity małżonek nie osiągnął wieku pełnoletniego.
Na
ślady dawnej rytualnej inicjacji seksualnej trafić możemy także, w trakcie
zwyczaju zwanego „wyzwolinami kosiarza” – o czym wspominaliśmy przy okazji, obrzędowości
letniej [27].
Przechodząc
do kwestii ożenku, w kulturze Słowian, należy zwrócić uwagę, iż opierać się
mógł on na następujących formach i
zasadach:
a)
Poprzez porwanie – wśród
archaicznych ludów łowieckich, jest to jedna z powszechniejszych form nabywania
praw, do poślubienia porwanej oblubienicy. Wśród Słowian obyczaj ten także
występował, aczkolwiek nie był jedynym praktykowanym w owym społeczeństwie. W
obecnych czasach przetrwały reliktowe formy tejże praktyki, opierające się na
inscenizacji porwania narzeczonej (południowa i wschodnia Słowiańszczyzna) [28].
Przy czym, fakt porwania oblubienicy, wcale nie musiał oznaczać dokonywania na
niej gwałtu – czasem do porwania dochodziło na drodze obopólnego porozumienia
pary, zwłaszcza gdy ich małżeństwo nie miało szansy być zawartym w inny sposób
[29] [30].
b)
Drogą kupna – w
przeciwieństwie do powyżej omawianej metody „pozyskiwania dla siebie żony”, ta
praktyka opierała się z kolei na prawnej umowie pomiędzy dwoma zainteresowanymi
stronami (rodzinami). Zwyczaj ten był także znany wśród dawnych Słowian, a
przetrwał on w zwyczajach weselnych takich jak:
targi swatów, przy sprzedaży
warkocza dziewczyny, przy zakupie wianka, albo różdżki weselnej [31]. W
dawnych czasach pewnego rodzaju
ekwiwalentem ceny płaconej rodowi za kobietę, za żonę, było wiano, które
otrzymywała ona z chwilą opuszczenia domu rodzinnego [32].
c)
Poprzez umowę
formalną –
stanowi wyżej rozwiniętą kulturowo formę zawierania małżeństwa, od przed chwilą
omawianej. Jest ona rozumiana jako, dobrowolna
umowa, w której dawny akt kupna-sprzedaży, przybrał formę jak gdyby
obowiązkowych darowizn oby umawiających się stron. Umowę formalną i wypływające
z niej z niej zobowiązania musiały zabezpieczyć pewne sankcje zwyczajowe [33] – na ślady tejże
obyczajowości natrafić można, w obecnie zachowanych zwyczajach weselnych [34].
Gdy się jednak
zagłębimy w temat, okaże się, że dwie ostatnie formy, pozostawały ze sobą w
pewnym związku – gdyż fakt zawarcia małżeństwa, opierał się na obustronnej
wymianie kwoty pieniężnej (lub innych form majątku). Jeden z przekazów,
dotyczących czasów panowania Mieszka I, wzmiankuje: „A gdy jednemu z nich urodzi się dziecko (Mieszko) każe mu wypłacać żołd
od godziny, w której się urodzi, czy będzie płci męskiej czy żeńskiej. A gdy
dziecko dorośnie, to jeżeli jest mężczyzną, żeni go i wypłaca za niego dar
ślubny ojcu dziewczyny. Jeżeli zaś jest kobietą, wydaje ją za mąż i płaci dar
ślubny jej ojcu. A dar ślubny u Słowian jest znaczny, w czym zwyczaj ich
podobny do zwyczaju Berberów. Jeżeli mężowi urodzą się dwie lub trzy córki, to
stają się one powodem bogactwa, a jeżeli urodzi się dwu chłopców, to staje się
to powodem jego ubóstwa” [35].
Umowa
małżeńska pomiędzy dwoma rodzinami zakładała, równomierną, obustronną wymianę
darów: posagu (w przypadku dziewczyny, przy czym pamiętać należy, że na wypadek
rozwodu, stanowił on jej zabezpieczenie finansowe), oraz wiana – które, żeniący
się z nią mężczyzna, wypłacał rodzinie swej małżonki. W odniesieniu do faktu
zawarcia przez nich małżeństwa mawiano, że: mężczyzna „żenił się”, kobieta zaś stawała się jego” żenimą” – postępującą za nim,
przechodzącą pod jego opiekę [36].
Bez względu na
fakt, w jaki sposób doszło do zawarcia małżeństwa - jego usankcjonowanie
stanowić miał akt wesela, na całej słowiańszczyźnie znanego pod nazwą „swadźby”
[37]. Słowo: „ślub”, pierwotnie
oznaczało po prostu „przysięgę”. Dawniej znaczącą rolę, w trakcie aranżowania
całego małżeństwa, odgrywała postać „dziewosłęba” - od: „dziewa” – „dziewczyna”,
„słęb” – „rodzaj sieci rybackiej” [38] - a zatem rozumianego jako: „który ten, co prowadzi ślub
dziewczyny”
[39]; czy też: „który snuje, przyswaja obcą dziewczynę do rodziny”. Synowa
była wówczas określana jako „snecha”,
czyli ta, która jest przyswajana [40]. Osoba
określana przywołanym mianem, pośredniczyła między stronami, przy zawieraniu
umowy małżeńskiej; a także brała czynny udział w trakcie ceremonii zaślubin
(potem jego rolę przejął ksiądz), a także podczas uczty mającej miejsce zaraz
po niej. W późniejszej kulturze ludowej,
jego
rola została zredukowana do postaci swata, czy też starosty weselnego [41].
Zanikowi uległo także dawne nazewnictwo, odnoszące się do poszczególnych członków rodziny i choć pierwsza para słów funkcjonuje w powszechnym obiegu, to niegdyś określenia: teściowa i teść – odnosiły się do rodziców żony; zaś świekra i świekr – to z kolei rodzice męża;. Niezmiennymi określeniami pozostają babka i dziadek. Siostrę babki nazywano wielką ciotką albo praciotką, natomiast brata babki wielkim stryjem albo wielki wujem. Brat ojca to stryj, jego żona to stryjenka. Siostra ojca lub matki to ciotka, ale jej mąż to naciot albo pociot, brat matki to wuj, a żona wuja wujenka. Małżonka brata męża to jątrew (albo jątrewka), małżonek siostry to siostrzanek albo swat. Dzieci brata to synowiec lub synowica, natomiast dzieci siostry to siostrzeniec lub siostrzenica. Siostrę małżonka nazywano zełwą, a brata dziewiarzem, natomiast brat małżonki to szurzym, siostra małżonki to świeścia, a jej mąż paszenóg. Żonę syna nazywano sneszka albo snecha, a męża córki zięciem. Kuzynów nazywano braćmi i siostrami ciotecznymi, wujecznymi albo stryjecznymi [
Sneszka, dziewiarz, paszenóg, czyli jak mówić o rodzinie: http://o-historii.pl/sneszka-dziewiarz-paszenog-mowic-rodzinie/].
Zanikowi uległo także dawne nazewnictwo, odnoszące się do poszczególnych członków rodziny i choć pierwsza para słów funkcjonuje w powszechnym obiegu, to niegdyś określenia: teściowa i teść – odnosiły się do rodziców żony; zaś świekra i świekr – to z kolei rodzice męża;. Niezmiennymi określeniami pozostają babka i dziadek. Siostrę babki nazywano wielką ciotką albo praciotką, natomiast brata babki wielkim stryjem albo wielki wujem. Brat ojca to stryj, jego żona to stryjenka. Siostra ojca lub matki to ciotka, ale jej mąż to naciot albo pociot, brat matki to wuj, a żona wuja wujenka. Małżonka brata męża to jątrew (albo jątrewka), małżonek siostry to siostrzanek albo swat. Dzieci brata to synowiec lub synowica, natomiast dzieci siostry to siostrzeniec lub siostrzenica. Siostrę małżonka nazywano zełwą, a brata dziewiarzem, natomiast brat małżonki to szurzym, siostra małżonki to świeścia, a jej mąż paszenóg. Żonę syna nazywano sneszka albo snecha, a męża córki zięciem. Kuzynów nazywano braćmi i siostrami ciotecznymi, wujecznymi albo stryjecznymi [
Sneszka, dziewiarz, paszenóg, czyli jak mówić o rodzinie: http://o-historii.pl/sneszka-dziewiarz-paszenog-mowic-rodzinie/].
Powracając do głównego tematu zawierania małżeństw - aby zapewnić szczęście i pomyślność świeżo upieczonym małżonkom, dbano aby w trakcie zawierania przez nich związku, a także w trakcie uczty weselnej nie zabrakło odpowiedniej otoczki rytualnej. Miała ona na celu zjednać im zarówno duchy przodków, jak i pozostałych istot nadprzyrodzonych zamieszkujących obejście gospodarstwa – na ślady dawnej obrzędowości tego typu, można natrafić nadal, w zachowanych zwyczajach weselnych.
Odwołaniem
do rytuałów przejścia, wyłączających pannę młodą, z grona niezamężnych kobiet –
będą „rozpleciny”; z kolei „oczepiny”, będą miały na celu rytualne włączenie
jej do statecznego grona zamężnych,
gospodyń wiejskich. W kulturze polskiej, zanikł zwyczaj organizowania
„pokładzin” – polegających na publicznym odbyciu przez parę młodą stosunku
(bądź symbolicznym zainsynuowaniu go). Dawniej forma ta stanowiła ostateczny
akt przypieczętowujący właśnie zawarte małżeństwo.
W
przeszłości do obrzędowości weselnej, należał także obyczaj „przenosin” – tj.
oficjalnej „przeprowadzki” młodej, do domu męża. Polegał on na wykonywaniu
rytualnych czynności, włączających świeżo upieczoną małżonkę do grona
domowników (np. kazano jej okrążać palenisko, bądź stół, a nawet kupę gnoju) –
w wymiarze symbolicznym oznaczało to, akceptację jej osoby, ze strony domowych
duchów. Jednakże w kulturze słowiańskiej,
kobieta
przestawała być obcą w domu dopiero w chwili porodzenia syna, które było
dowodem na to, że już wstąpiły w nią duchy przodków. Do tego czasu była „niewiastą” – nieznaną, niewiadomą [42].
Na terenie
Wielkopolski, nie zachowała się jednak rytualna otoczka, dotycząca
„przenosin”.
Przechodząc
bezpośrednio już, do omawiania wschodniowielkopolskiej obyczajowości związanej
z zawieraniem małżeństwa, pozwolę sobie przytoczyć opracowane przez A.
Wojciechowską następujące schematy, dotyczące tegoż wydarzenia [43]:
WESELE SŁOWIAŃSKIE:
- swaty – akt zawarcia umowy pomiędzy dwoma rodzinami;
- przygotowania weselne;
- zaręczyny – akt publicznego powtórzenia i umocnienia umowy
zwartej podczas swatów,
- oczepiny;
- uczta weselna;
- pokładziny – związane z fizycznym aktem przypieczętowania małżeństwa;
- przenosiny panny młodej do domu męża.
WESELE POLSKIE
-swaty, przygotowania weselne,
zrękowiny;
- sprosiny, zebranie się gości weselnych;
- akt weselny - ślub, powrót z kościoła, biesiada, oczepiny;
- przenosiny.
WESELE WIELKOPLSKIE
- zamówiny, swaty, zrękowiny, przygotowania weselne
- sprosiny, wieczór dziewiczy, zebranie się gości weselnych
- akt weselny - ślub, powrót z kościoła, biesiada, oczepiny
- przenosiny.
Niepewne wspólnego początki…
Drużba weselny, w stroju z Ołoboku.
Niewiele
osób zapewne zdaje sobie sprawę z tego, że w kulturze ludowej Wielkopolski,
prze oficjalnymi swatami miał miejsce zwyczaj zwany: „prześpiegami" [44] „przeglądami”,
„względami” (pow. kaliski) [45], „pytankami” (pow. ostrowski i średzki) – czy też,
najprościej rzecz ujmując: „zwiadami” [46]. Miał on na celu, wybadaniu szans
jakie posiadał kawaler, na poślubienie obranej przez siebie panny. W tym celu,
do domu dziewczyny posyłano starszą, zaufaną sąsiadkę (swachę), której zadaniem
było tego, co obecnie byśmy nazwali: „wybadaniem gruntu”, czy też przeprowadzeniem „wstępnego wywiadu”. Jeśli
owa „misja” przebiegła pomyślnie, wówczas – zazwyczaj wieczorem, jeszcze tego
samego dnia, do domu wybranki przybywał sam zainteresowany, w towarzystwie
swata. Etap ten nie był jednakże obowiązkowy – tyczył się sytuacji, gdy młodzi
nie znali się zbyt dobrze, lub nawet nie znali się wcale (dot. małżeństw
aranżowanych). W przeciwnym razie, młodzi umawiali się co do kwestii małżeństwa
samodzielnie – co też pociągało za sobą kolejne kroki, omawiane w dalszej
kolejności [47].
Powracając do wątku swata, warto sobie
wyjaśnić: kim mógłby on być? W roli tej występował najczęściej przyjaciel danego
kawalera, czasami będący nawet jego rówieśnikiem. Innym razem mógł to być
poważany w okolicach starszy gospodarz; chrzestny; osoba, pełniącą omawianą
funkcję „zawodowo”; bądź taka o której zazwyczaj mawiano, że ma po prostu „szczęśliwą
rękę” do tego typu spraw [48]. W przypadku osoby, zarabiającej na pośredniczeniu
w aranżowaniu małżeństw na Krajnie, opłacano jej „przysługę”: w przypadku
mężczyzn - pieniędzmi na „sztyfle” – czyli
wysokie buty z cholewami; a w przypadku kobiet - parą gęsi lub kaczek [49].
Na terenie
Wschodniej Wielkopolski, znano używano następujących określeń odnoszących się
do osoby swata: swaś, swach, kumotr, faktor, mowiec [50], świadek (Pawłówek) [51],
wachman (Krajna) [52].
Precyzując występowanie poszczególnych z nich trzeba nam wyszczególnić, iż następujących określeń: „faktor” / „faktorka” – używano na terenach w zaborze pruskim; „swat” / „swatka” - po rosyjskiej stronie granicy zaborów. Przy czym drobne przekroczenia typu „swat”, „swatka” poza granicę byłej Kongresówki na zachód zdarzają się częściej niż wyrazów „faktor”, „faktorka” na wschód poza Prosnę [A. Brencz, Wielkopolska jako region etnograficzny, Poznań 1996, s. 172].
Precyzując występowanie poszczególnych z nich trzeba nam wyszczególnić, iż następujących określeń: „faktor” / „faktorka” – używano na terenach w zaborze pruskim; „swat” / „swatka” - po rosyjskiej stronie granicy zaborów. Przy czym drobne przekroczenia typu „swat”, „swatka” poza granicę byłej Kongresówki na zachód zdarzają się częściej niż wyrazów „faktor”, „faktorka” na wschód poza Prosnę [A. Brencz, Wielkopolska jako region etnograficzny, Poznań 1996, s. 172].
Głównym
kryterium doboru przyszłego małżonka, było wykazywaniem przez niego
odpowiedniej dojrzałości, jak i zaradności życiowej (w przypadku obydwu płci).
Jako, że na wsi wśród chłopstwa (podobnie jak we dworze) mezaliansów nie
uznawano, starano się swatać ze sobą osoby o podobnym statusie społecznym, bądź
majątkowym – choć dochodziło do
sytuacji, kiedy to któraś z rodzin chcąc awansować w hierarchii lokalnej
społeczności starała się „wżenić” w zamożniejszą rodzinę.
Małżeństwa
wśród chłopstwa były z reguły aranżowane, choć od XIX w., pojawiła się
tendencja, zgodnie z którą rodzina wyrażała zgodę na ślub młodej pary – pod
warunkiem, że związek ich nie budził żadnych zastrzeżeń.
O małoletnich kandydatach do małżeństwa mówiło się często:
„z pieluch wyrósł i w pieluchy włazi” (Konińskie, Międzyrzeckie,Słupeckie) albo
„dziecko się żeni i dziecko chce mieć”, czy dosadnie „dzieci robią dzieci”
(Leszczyńsie, Wschowskie). Określało się och również krytycznie: „smarkaci się
żenią”, głupie dzieci się pobierają”,
„chwytki” (Krzymów), „główniorze się żynią” (Kaliskie).
O starszych wiekiem kandydatach na weselnych „młodych” mówiło
się powszechnie: „stare kakry się pobierają” lub ironicznie „z nimi czas jak z
furą gnoju na spozimku (Międzyrzeckie). Czasami twierdzono, iż powinni wziąć
„paciory w garść i do kościoła, a nie na żeniaczkę” albo „wziąłby różaniec do
ręki, a nie do panny” (Kaliskie,
Słupeckie). Niejednokrotnie wyrażano przypuszczenie, iż pewno im Pan Bóg rozum
odebrał” czy „zgłupiał na starość”. Wśród bardziej dosadnych i wulgarnych
określeń przeważały takie sformułowania, jak np.” stary obraca się w łogiera”
czy „głowa siwieje, a d… szaleje” (Konińskie, Słupeckie) lub „stary samiec
wyrupotany, myśli jeszcze o babie”.
Dawniej wierzono powszechnie, iż „śmierć i żona od Boga
przeznaczona (Drzewce i Grzegorzew w powiecie kolskim oraz Krotoszyńskie), albo
„mąż i żona od Boga przeznaczona” lub że „pierwsza żona od Boga przeznaczona,
druga od ludzi, a trzecia od diabła”. W Kaliskiem to ostatnie przysłowie
występuje w nieco innej wersji, a mianowicie: „do trzydziestu lat żeni się
człowiek sam, po trzydziestce ludzie go żenią, a po czterdziestce sam
diabeł”. Dość często powtarzano tam
również sentencję: „rannego wstania, wczesnego siania i młodego ożenku nikt
jeszcze nie żałował”. Zupełnie inne przysłowie przytacza się w Jarocińskiem (Wilkowyja):
„co ci obiecano w lesie, to ci sam Bóg do domu przyniesie” [53].
Jak wywnioskować można z
przytaczanych tutaj przykładów – powszechnie preferowano zawieranie związków,
przez osoby należące do tej samej grupy wiekowej, w przeciwnym razie para
narażona była na powszechne kpiny. Z drugiej strony nie przeszkadzało to
rodzinie wydać córkę, czy syna za
bogatszego, ale jednocześnie majętniejszego partnera. O sytuacji związanej z
„przyżenianiem się” mówiono wówczas, gdy rodziny majętnej panny miał wstąpić
kawaler posiadający niewielki majątek, lub wręcz nie posiadający go wcale [54].
W niektórych wsiach Wielkopolski
przetrwał zwyczaj wydawania za mąż lub żenienia swoich dzieci między
poszczególnymi rodzinami. Przykłady
tego typu praktyk, pochodzące z terenów Wschodniej Wielkopolski, dotyczą wsi:
Sławsk i Waki w powiecie konińskim, Ułanowo pow. gnieźnieński, Szczepice pow.
szubiński, Przykały pow. średzki [55]. Zwyczaj
tzw. „mijanek” występował wówczas, gdy żeniono dzieci w ramach dwóch
gospodarstw; np. synowie jednego gospodarza żenili się z córkami drugiego (…).
W takich przypadkach chodziło o to, aby utrzymać gospodarstwa w obrębie
najbliższej rodziny [56].
Na niemalże straconej pozycji
znajdowały się panny z dzieckiem, czy też „starzy kawalerowie” / „stare panny”
– którzy zmuszeni byli żyć nie tylko w atmosferze szykan, ale także ich szansa
na znalezienie „dobrej partii” malała, czy wręcz była niemożliwa do
zrealizowania. W końcu, jedną z przyczyn uniemożliwiających zawarcia małżeństwa
była choroba, bądź kalectwo którejkolwiek ze stron: „nawet chorego cielęcia się nie kupuje, a co dopiero kobitę (Kalisz) [57].
O dobrego współmałżonka zabiegano modlitwami do właściwego
świętego. Dziewczęta, za poradą Kościoła, o wyproszenie dla siebie dobrego
męża mówiły pacierze do świętych:
Antoniego, Jopa i Rocha. Wśród społeczności wiejskiej utarły się powiedzenia
zasłyszane często podczas badań terenowych, iż kobieta modli się „do świętego
Jopa dobrego chłopa”. Chłopcy modlili się „do św. Elżbiety, by dostali dobre
kobiety (Krotoszyn, Konin) albo „do św. Anny, aby dostali ładne panny”(Sławsk
powiat koniński) [58].
Wizyta
potencjalnego pana młodego, oraz towarzyszącego mu swata zazwyczaj miała miejsce
w czwartek wieczorem, a jej celem było przeprowadzenie wstępnego wywiadu u rodziny
panny na wydaniu (jeśli wcześniej nie miały miejsca „zwiady”), oraz ewentualnego
zawarcia umowy małżeńskiej. Ową wizytę nazywano także: „pytankami” (pow.
średzki i kępiński), „zmówinami” (pow. kaliski), namówinami (pow. ostrowski)
[59].
Przybyli
do gospodarstwa rodziny dziewczyny, kawaler oraz swat rozpoczynali rozmowę w
następujący, z reguły w sposób, brzmiący mniej więcej następująco: „Przyszliśmy
tu do Was, bośmy słyszeli, że masz jałóweczkę / gąskę na sprzedaż” [60]. Wówczas,
najczęściej częstowali gospodarza wódką – jeśli ten był im przychylny,
przyjmował poczęstunek, a jeśli nie – szukał jakiejś wymówki, najczęściej odpowiadał
im, że dziewczyna jeszcze za młoda, wówczas wizyta w domu dziewczyn trwała
krótko[61]. Na terenach pow. chodzieskiego swat odbywał dwie wizyty – pierwszą
sam, podczas której wstępnie „badał teren”, i omawiał z rodzicami warunki
potencjalnego małżeństwa. Potem, po tygodniu zjawiał się znów - tym razem w
towarzystwie kawalera, wówczas z reguły nie poruszano otwarcie kwestii
małżeństwa. Dopiero po wspólnie spędzonym czasie, rodzice panny, za pomocą z góry określonych gestów, oznajmiali swoją
ostateczną decyzję. Matka stawiała przed
młodym talerz nakryty drugim – jeśli po odkryciu okazało się, że na spodnim
talerzu leżał wianek mirtowy, to konkury zostały przyjęte, jeśli wianek z
grochowin – swaty spotkały się z odmową. W pomyślnym przypadku nikt nie
komentował zdarzenia, młody jedynie całował matkę i pannę po rękach, ojca w
policzek. Następnie ojciec częstował wódką. Od tego momentu, aż do zaręczyn
trwał okres zwany „zjednaniem”[62].
Kolejnym
etapem były „zaręczyny”, które miały miejsce zazwyczaj w sobotę, lub niedzielę
po czwartkowych swatach [63]. Uroczystość tę na terenach naszego Regionu zwykło
się zwać: zrękowinami, zamówinami, zmówinami – smówinami (pow. krotoszyński),
zrędzinami, śrędzinami (pow. koniński) [64], smowy (kaliskie) [65].
Początkowo,
zwyczaj ten polegał na tym, że młodzi
kładli ręce na chlebie, a swat (czasem rodzice) dzieląc chleb na dwie połowy, dawali
go młodym do spożycia. Dawniej swat łączył ręce młodych obwiązując je chustką.
Zwyczaj ten wiąże się z prastarą postacią zawierania małżeństwa, które w
okresie przedchrześcijańskim sankcjonował starosta występujący tu w roli
przywódcy gminy [66]. Potem dochodziło do ustalania warunków umowy
małżeńskiej. W późniejszych pokoleniach dochodziło do wymiany między przyszła
parą młodą pierścionków zaręczynowych (które zastąpiły wymianę wianków) [67].
Zaręczyny
odbywały się w towarzystwie sproszonych na tę okoliczność gości - a niekiedy
jak na przykład w Ułanowie (pow. gnieźnieński), dochodziło wówczas do tzw.
„targów o wiano” [68]. Z kolei w Topoli Wielkiej (okolice Odolanowa): po omówieniu spraw majątkowych i ugodzeniu
się stron, istniał zwyczaj wymieniania darów między młodymi: narzeczony wręczał
młodej datek pieniężny ,a ona jemu w zamian oferowała chusteczkę. W niektórych
okolicach dziewczyna dawała młodemu własnoręcznie uszytą koszulę, a on jej z
kolei kupował buciki [69].
Jak już
sobie powiedzieliśmy na początku naszego wywodu, na temat małżeństwa, zgodnie z
umową: mąż obowiązany był wypłacić rodzinie „młodej” wiano, ona zaś wnosiła do
małżeństwa swój posag. Choć w „teorii” stanowił jej własność – „w praktyce”,
majątkiem dysponować miał gospodarz – ewentualnie czasem radząc się, w tej czy
innej kwestii swojej małżonki, jednakże to do niego należeć miała ostateczna
decyzja. Mąż miał prawo dowoli dysponować majątkiem żony – nie istniała w tej
kwestii żadna wspólnota majątkowa. Tymczasem żona nie miała prawa kupować
niczego na własność, ani dysponować majątkiem męża [70].
W
okolicach Kalisza dziewczyna w ogóle nie uczestniczyła w „smowach” – ukazywała
się wówczas, gdy wszystkie szczegóły umowy małżeńskiej zostały uzgodnione. Następnie siadała na stół naprzeciw młodego.
Wówczas swaszka stawiała na stole dwa odwrócone talerze. Pod jednym był wianek
uwity z rozmarynu związany biała wstążeczką. Kiedy młody położył pod drugim
talerzem pieniądze, wtedy swaszka wyjmowała wianek wręczała go dziewczynie, a
ta z kolei, pod stołem, podawała go narzeczonemu (Zagórzyn) [71]. Z kolei we wsi Lis: mirtowy wianek wyjęty spomiędzy dwóch talerzy podawała pod stołem
młodemu swaszka, on zaś na talerz rzucał pieniądze (np. 10 rubli), tzw.
„wiązarek”, które swaszka przekazywała dziewczynie. Wianek ten zostawał u
młodego aż do ślubu, oddawał on go dopiero młodej w czasie wesela, przed
oczepinami. Zaręczynowy wianek oraz kawałek chleba i sól, którymi ją witano po
powrocie z kościoła, młoda przechowywała „na szczęście” [72].
W przypadku dawnych pokoleń – na
zawarcie małżeństwa nie wystarczało jedynie zaangażowanie samych
zainteresowanych, czy też zgoda ich rodzin – potrzebna była jeszcze uzyskać
zgodę pana feudalnego. Wspomniane
zezwolenie, w przypadku przenoszenia się
przyszłego małżonka, do wsi drugiego współmałżonka, połączone było z
opłatą na rzecz dworu (na Mazowszu do XV w. – „kunne”, „swadziebne”), obowiązywało
w niektórych wsiach wielkopolskich, mimo wyraźnych zakazów prawa publicznego,
aż do czasów uwłaszczenia. Jako szczątkowa pozostałość przetrwał zwyczaj,
stosowany jeszcze w latach trzydziestych (XX w., przyp. autorki) przez pracowników folwarcznych, udawania się
młodej pary do dworu z prośbą o błogosławieństwo [73].
Z okresem
narzeczeństwa wiązały się zarówno przywileje, jak i obowiązki wynikające ze
zmiany statusu społecznej przyszłej pary młodej. Odtąd panna nie mogła wybierać
innego partnera do tańca, w trakcie wiejskich zabaw, niż jej narzeczony, on zaś
– powinien często odwiedzać ją w domu rodzinnym. Oczekiwano także, że od tej
pory razem będą udawać się na niedzielne nabożeństwa, a ich ubiory od tej pory
zdobić miały listki rozmarynu, lub ruty. Podobnie – gdy zostali zaproszeni na
jakąś uroczystość, kawaler powinien przybywać po swoją narzeczoną do jej domu,
stamtąd udawali się na daną uroczystość, gdzie powinni spędzać czas razem. Narzeczona
winna była dostarczać owe zioła zawsze świeże swemu narzeczonemu [74].
Przygotowania do wesela.
Druhny weselne, w stroju z Ołoboku.
Jednym z elementów przygotowań do
ślubu i wesela, były tzw. zapowiedzi
ogłaszane w kościele - choć z reguły i tak nie przywiązywano do nich
szczególnej wagi. Co więcej – w niektórych częściach regionu uważano, wręcz że
młodzi nie powinni być obecni w trakcie pierwszych zapowiedzi, gdyż zwiastować to
mogłoby dla nich nieszczęście – czy też, jak uważano w Strzyżewie (pow.
ostrzeszowski) - mogłoby to sprowadzić na nich bóle głowy [75]. Przy rejestrowaniu zapowiedzi wyróżniano
dwie kategorie dziewcząt: pannę oraz niezamężną (pannę z dzieckiem). „Takim
młodym” ksiądz udzielał ślubu tylko pod chórem (Gnieźnieńskie) [76].
Tymczasem, w domu panny młodej
gromadzono produkty niezbędne do przygotowania weselnej uczy. Na panu młodym
spoczywał obowiązek zorganizowania napitku w postaci wódki – którą wszyscy od
czasu swatów, do oczepin wszyscy pili na jego koszt [77], a także opłacenia
orkiestry weselnej.
Spraszanie
gości weselnych, należało do obowiązków starszego drużby, który odwiedzał domy
przyszłych weselników, czasem w towarzystwie swego pomocnika. Zazwyczaj
składali wizyty tydzień przed terminem planowanego ślubu oraz wesela, odziani
byli zazwyczaj w odświętne (charakterystyczne dla danego regionu) stroje, które
mieli nosić także w trakcie dnia ślubu i kolejnych, podczas których trwać miało
wesele [78]. W okolicach Kawnic (pow. koniński), w ręku trzymał specjalną laseczkę zwaną „atntybka”. W każdym domu, do
którego przybywał, witał się „pochwalonym” i wygłaszał rymowaną orację zaprosi
nową. Zaproszeni zapewniając o tym, że przybędą na wesele, składali się na mającą
nastąpić biesiadę – „dawali, co kto miał: groch, jajka, kury, gęsi, jak kto się chciał lepiej pokazać, to i owcę
dawał [79]. W niektórych regionach (np. w pow. krotoszyńskim) gości
spraszano dwukrotnie: na tydzień przed weselem, i w sobotę przedślubną [80].
Do
zwyczajów poprzedzających zawarcie związku małżeńskiego, zaliczano także
„dziewiczy wieczór” – jego rola polegała na rytualnym wyłączeniu przyszłej
panny młodej ze stanu panieństwa.
Zwyczaj ten na terenach Wielkopolski utrzymał się na następujących obszarach: części zachodniej regionu; zaś we wschodniej – od Krajny poprzez Pałuki, okolice Gniezna, Wrześni, wzdłuż Prosny do pogranicza śląskiego [ A. Brencz, Wielkopolska..., s. 172]. W obecności zebranych gości, miał miejsce akt rozplecin, tj. rozplatania warkocza (symbolu panieństwa) przyszłej młodej, którego najczęściej dokonywał starszy drużba, lub jej brat [81]. Stąd wieczór ten nazywano najczęściej „rozplecinami”, w Kaliskiem zwał się „zapustami weselnymi” lub „pustotkami” [82].
Zwyczaj ten na terenach Wielkopolski utrzymał się na następujących obszarach: części zachodniej regionu; zaś we wschodniej – od Krajny poprzez Pałuki, okolice Gniezna, Wrześni, wzdłuż Prosny do pogranicza śląskiego [ A. Brencz, Wielkopolska..., s. 172]. W obecności zebranych gości, miał miejsce akt rozplecin, tj. rozplatania warkocza (symbolu panieństwa) przyszłej młodej, którego najczęściej dokonywał starszy drużba, lub jej brat [81]. Stąd wieczór ten nazywano najczęściej „rozplecinami”, w Kaliskiem zwał się „zapustami weselnymi” lub „pustotkami” [82].
Po rozplecinach, druhny zakładały
młodej wianek, gestowi temu – podobnie, jak wcześniejszemu rozplataniu warkocza
towarzyszyły tradycyjne przyśpiewki. Następnie, siedzącej na dzieży młodej składali datki pieniężne „na warkocz”. Sierdziliśmy
już, że długie włosy u dziewczyny były oznaką jej dziewiczości. Należały one do
osób jej najbliższych. Zatem pierwszym posiadaczem obciętych włosów był jej
brat, następnie stawał się mąż. Akt obcięcia włosów odbywał się dopiero po
ślubie przy oczepinach. Niemniej w niektórych okolicach, np. w Gostyńskiem,
Kaliskiem, Łęczyckiem, młody już w wieczór dziewiczy, przy akcie „rozplecin”,
dawał bratu młodej symboliczną opłatę za kosę (warkocz), stając się tym samym
jej właścicielem. Czasami wykup warkocza młodej odbywał się w drodze przetargu,
w efekcie którego ostatecznym nabywcą stawał się pan młody [83].
W niektórych okolicach, np. w powiecie gnieźnieńskim, w
wieczór przedślubny przychodzą pod dom weselny dzieci, a nawet starsi
mieszkańcy na tzw. „chlapotóweczkę”. Tłuką o drzwi skorupy i uszkodzone garnki,
wiadra, naczynia szklane i tym podobne przedmioty – „żeby się młodym darzyło”.
Gospodarze weselni wynoszą wówczas jadło i napitek, częstując przybyłych [84].
Na Krajnie, w przeddzień
wesela odbywał się „polter” (mówiono też „polterabend” – nazwa z języka
niemieckiego). Polter polegał na rozbijaniu o próg chałupy butelek szklanych i
naczyń ceramicznych. Tłukących szkło goszczono i częstowano wódką [85] [86].
Zwyczaj ten występował także na ternie Pałuk.
„Dziewiczy
wieczór” stawał się także okazją do uwicia ślubnego wianka, dla młodej, czy też
tych którymi druhny miały przyozdobić drużbów z drużyny pana młodego. Zazwyczaj pleciono go z ziół takich jak:
rozmaryn, mirt (Zachodnia Wielkopolska), ruta (Kaliskie). Wito też rozmarynowe wianeczki wielkości „talara” tam, gdzie zachował
się zwyczaj święcenia ich przy ślubie kościelnym zamiast obrączek [87].
Ponadto
przygotowywano wówczas także rózgę weselną, która na ternie wielkopolski
przybierała miej strojny wygląd, a i nie zawsze się pojawiała przy obrzędowości
weselnej. W Kaliskiem był nią pręt o
trzech odnogach, na które utykano jabłka, a całość przyozdabiano obficie
wstążkami, rutą i pozłotkiem, czasem również sztucznymi kwiatami [88]. Zarówno wianek, jak i rózga weselna
były symbolem panieństwa – toteż wręczała je młodemu jego świeżo poślubiona
małżonka, przed oczepinami, a w późniejszym okresie - przed wyruszeniem do
kościoła. Dlatego też pojawiała się ona przy okazji ślubu kawalera z panną,
panny z wdowcem – ale nigdy przy okazji ślubu wdowca z wdową [89]! Według relacji Kolberga, rózgę „młody winien
do ślubu i przez cały czas wesela trzymać w ręce, aż do oczepin młodej, po
oczepinach zaś powinien ją odrzucić zaraz w kąt, lub za okno [90].
Autor: Marta Kaleta.
Przypisy.
[1] The Viking Ansver Lady (strona internetowa), Courtship, Love and Marriage in Viking
Scandinavia, (stan na dnia: 13.12.2017):
[2] zob. Tamże.
[3] zob. L. P. Słupecki, Mitologia skandynawska w epoce wikingów,
Kraków 2006, Zakład Wydawniczy „Nomos”.
[5] zob. tamże.
[6] zob. tamże.
[7] zob. Tamże.
[8] zob. tamże.
[9] zob. L. Gerdeła, Völva – czyli
kobieta dzierżąca różdżkę, [w:] Funeralia Lednickie, (pt. Środowisko
pośmiertne człowieka), tom IX, s. 107-122.
[10] zob. J. Gąssowski, Mitologia Celtów, Warszawa 1978, Wydawnictwo
Artystyczne i Filmowe.
[11]
N. Evelina , Marriage In the
Celtic World, (stan na dnia: 13.12.2017):
[12] Tamże.
[13]
Tamże.
[14] Tamże.
[15] zob. Gąssowski, dz. cyt., s. 33-37.
[16] zob. Tamże.
[17] J. Bryce, Studies in History
and Jurisprudence, Tom II, Nowy York 1901, University Press,
American Branch.
[19] K. Gołdowski, Swaćba, czyli ślub po starosłowiańsku, (stan na dnia 13.12.2017):
[20] A. Gieysztor, Kobiety słowiańskie u progu wieków średnich, (stan na dnia 13.12.2017):
[21] K. Gołdowski, dz. cyt.
[22] A. Gieysztor, dz. cyt.
[23] Tamże.
[24] A. Krawiec, Kultura seksualna Słowian, (stan na dnia: 13.12.2017):
[25] zob. tamże.
[26] zob. tamże.
[27] zob. Tamże.
[28] zob. A. Wojciechowska, Zwyczaje i obrzędy weselne, [w:] Kultura ludowa Wielkopolski, t. III, J.
Burszta (red.), Poznań 1967, Wydawnictwo Poznańskie, s. 126.
[29] zob. A Gieysztor, dz. cyt.
[30] zob. K. Gołdowski, dz. cyt.
[31] A. Wojciechowska, dz. cyt, s. 126.
[32] Tamże.
[33] Tamże.
[34] Tamże.
[35] A. Gieysztor.
[36] K. Gołdowski, dz. cyt.
[37]. A. Wojciechowska, dz. cyt., s.
127.
[38] zob. Tamże.
[39] A. Gieysztor, dz. cyt.
[40] K. Gołdowski, dz. cyt.
[41] A. Wojciechowska, dz. cyt., s.
127-128.
[42] K. Gołdowski, dz. cyt.
[43] zob. A. Wojciechowska, dz. cyt., s.
129-131.
[44]
zob. Tamże, s. 132.
[45] zob. A. Jabłońska-Ważny, Zwyczaje
i obrzędy weselne, [w:] Zachować żywy
głos tradycji, Kalisz 2007, Muzeum Okręgowe Ziemi Kaliskiej, s. 3.
[46]
zob.
A. Wojciechowska, dz. cyt., s. 132.
[47] zob. Tamże.
[48]
zob. Tamże.
[49] zob. Strona Internetowa Muzeum
Krajny, Zwyczaje weselne na Krajnie, (stan
na dnia 13.12.2017):
[50] zob. A. Wojciechowska, dz. cyt., s.
132.
[51] zob. zob. A. Jabłońska-Ważny, dz. cyt., s. 3.
[52]
zob.
Strona Internetowa Muzeum Krajny, dz. cyt.
[53]
W. Sobisiak, Ludowe zwyczaje prawne, [w:] Kultura ludowa Wielkopolski, t. III, J. Burszta (red.), Poznań
1967, Wydawnictwo Poznańskie.
[54]
zob. Tamże, s. 203.
[55]
zob. Tamże.
[56]
Tamże.
[57]
Tamże, s. 202.
[58]
Tamże, s. 201.
[59] zob. A. Wojciechowska, dz. cyt., s.
133.
[60] zob. Tamże, s. 134.
[61] zob. Tamże.
[62] Tamże, s. 135.
[63] zob. Tamże.
[64] zob. Tamże.
[65] zob. A. Jabłońska-Ważny, dz. cyt., s. 3.
[66]
A.
Wojciechowska, dz. cyt., s. 135.
[67] zob. Tamże, s. 135-137.
[68] zob. Tamże, s. 136.
[69] Tamże, s. 137.
[70] W. Sobisiak, dz. cyt., s. 206.
[71] A. Jabłońska- Ważny, dz. cyt., s.
4.
[72] Tamże, s. 5.
[73] W. Sobisiak, dz. cyt., s. 202.
[74]
zob. A.
Wojciechowska, dz. cyt., s. 137.
[75] zob. Tamże, s. 140.
[76] W. Sobisiak, dz. cyt., s. 204.
[77] zob. Tamże, s. 141.
[78] zob. Tamże, s. 141-142.
[79] Tamże, s. 143.
[80] zob. Tamże, s. 144.
[81] zob. Tamże.
[82] zob. Tamże, s. 146.
[83] Tamże.
[84] Tamże.
[85] Strona Internetowa Muzeum Krajny,
dz. cyt.
[86] zob. E. Rodek, Kultura
ludowa północnej Wielkopolski,
(stan na dnia 13.12.2017):
[87] A.
Wojciechowska, dz. cyt., s. 147.
[88] Tamże.
[89] zob. Tamże.
[90] Tamże.
Przypisy.
1. Bryce James, Studies in History
and Jurisprudence, Tom II, Nowy York 1901, University Press,
American Branch.
2. Gąssowski Jerzy, Mitologia Celtów, Warszawa 1978, Wydawnictwo
Artystyczne i Filmowe.
3.
Gerdeła Leszek, Völva – czyli
kobieta dzierżąca różdżkę, [w:] Funeralia Lednickie, (pt. Środowisko
pośmiertne człowieka), tom IX, s. 107-122.
4.
Jabłońska-Ważny Anna, Zwyczaje i obrzędy weselne, [w:] Zachować żywy głos tradycji, Kalisz
2007, Muzeum Okręgowe Ziemi Kaliskiej.
5.
Kukier
Ryszard, Kultura ludowa mieszkańców Krajny Złotowskiej, [w:] Ziemia
Złotowska, red. Wojciech Wrzesiński, Gdańsk 1969.
7.
Niedźwiecki
Jan, Zarys wybranych zagadnień tradycyjnej kultury Krajniaków Złotowskich,
„Koszalińskie Zeszyty Muzealne” 1973, nr 3.
8.
Słupecki
Leszek Paweł, Mitologia skandynawska w
epoce wikingów, Kraków 2006, Zakład Wydawniczy „Nomos”.
9. Sobisiak Walerian, Ludowe zwyczaje prawne, [w:] Kultura ludowa Wielkopolski, t. III, J. Burszta (red.), Poznań 1967, Wydawnictwo Poznańskie.
9. Sobisiak Walerian, Ludowe zwyczaje prawne, [w:] Kultura ludowa Wielkopolski, t. III, J. Burszta (red.), Poznań 1967, Wydawnictwo Poznańskie.
10.
Wojciechowska Aleksandra, Zwyczaje i obrzędy weselne, [w:] Kultura ludowa Wielkopolski, t. III, J.
Burszta (red.), Poznań 1967, Wydawnictwo Poznańskie.
11.
Wyrwa
Andrzej (red.), Studia i materiały do
dziejów Pałuk, Tom V. Współczesne środowisko naturalne, osadnictwo, folklor
Pałuk, Poznań 2003, Wydawnictwo
Naukowe Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza.
Źródła internetowe:
1.
Evelina
Nicole, Marriage In the Celtic World:
2.
Gieysztor
Aleksander, Kobiety słowiańskie u progu
wieków średnich:
3.
Gołdowski
Kamil, Swaćba, czyli ślub po
starosłowiańsku:
4.
Krawiec Adam, Kultura
seksualna Słowian:
5.
Rodek
Ewa, Kultura ludowa Krajny:
6.
Rodek
Ewa, Kultura
ludowa północnej Wielkopolski:
7.
Strona
Internetowa Muzeum Krajny, Zwyczaje
weselne na Krajnie:
8. The Viking Ansver Lady (strona
internetowa), Courtship, Love and
Marriage in Viking Scandinavia:
Spis
ilustracji.
1.
Strój
skandynawskiej panny młodej w wersji ludowej:
2.
Sprzedaż żony w
XVII w. Anglii:
3.
Słowiańska para:
4.
Drużba weselny, w stroju z Ołoboku:
B.
Andrzejczak , Obrzędy i obyczaje doroczne
w Kaliskiem, [w:] Literatura ludowa, nr.1-2, Warszawa 1964, Polskie Towarzystwo
Ludoznawcze.
5. Druhny
weselne, w stroju z Ołoboku:
Tamże.