niedziela, 14 października 2018

Na ostatniej drodze życia - czyli rzecz o ziemiańskim chowaniu zmarłych.




            I oto przechodzimy do omówienia ostatniego etapu życia człowieka jakim jest niewątpliwie śmierć, oraz towarzyszące jej zjawisku rytuały uroczystości pogrzebowych. Ksiądz dziekan Stanisław Świtała w swej „Agendzie”, wymieniał trzy kategorie pochówku:
1. Najskromniejszy pogrzeb i odprowadzenie od kościoła na cmentarz z krzyżem i czarną chorągwią;
2. Msza święta, w czasie której wigilie przy trumnie stojącej na katafalku i exporta do grobu.
Jest też i
3. Chowanie dla zmarłych kapłanów  lub żądane przez szlachtę  kolatorów kościoła [1].



 Anioł na cmentarzu - Wilhelm Kotarbiński.


            Opisując szlacheckie zwyczaje pogrzebowe w danej Polsce Zygmunt Gloger w „Encyklopedii Staropolskiej” przedstawił następujące informacje:
O pogrzebach pańskich w dalszej przeszłości naszej wiemy, że przed trumną i marami zmarłego rycerza prowadzono jego rumaka pod zbroją i przykryciem purpurowem. Konia tego wprowadzano przed trumną do kościoła. Taki pogrzeb rycerski, jak opisuje Długosz, wyprawił r. 1382 synowi swemu Zawiszy z Kurozwęk, biskupowi krakowskiemu, ojciec jego Dobek (Dobiesław), kasztelan krakowski, a to z powodu, że Zawisza, zbyt młodo zostawszy biskupem, prowadził życie więcej świeckie, niż duchowne. Później grzebali się magnaci polscy podobnym zwyczajem, jak królowie. Janowi Tarnowskiemu sprawiono r. 1563 w Tarnowie pogrzeb prawie taki sam, jak królom w Krakowie. Inni znowu przez pokorę chrześcijańską zabraniali na swych pogrzebach wszelkiej okazałości światowej. Tak np. Mikołaj Krzysztof Radziwiłł (który odbył pielgrzymkę do Ziemi świętej) kazał się ubrać do trumny w sutannę ubogą, płaszcz gruby i kapelusz pielgrzymi, a pogrzebać bez żadnej okazałości, poleciwszy, ażeby trumny niczem nie nakrywano i żadnych katafalków nie strojono, mar na pogrzebie nie noszono, koni nie wodzono, kopii nie kruszono, i żeby ubodzy, których on bracią swoją nazywał, do grobu go nieśli. Jakże odmiennym był pogrzeb Józefa Potockiego, hetmana wiel. kor., kasztelana krak. w r. 1751, w którym brało udział 10 biskupów i sufraganów, 60 kanoników, 1,275 księży łacińskich. 430 unickich i greckich. Z 120 śpiżowych armat dziedzicznych dając przez 6 dni ognia, wystrzelano 4,700 kamieni prochu. To też była to już doba upadku narodowego. Gdy zmarł ostatni potomek męski jakiego znakomitego rodu, był zwyczaj zawieszania miecza nad jego grobowcem. Tak uczyniono w kościele św. Piotra w Krakowie nad grobowcem zmarłego w r. 1771 Jana Klemensa Branickiego, hetm. wiel. kor. i kaszt. krak., który był ostatnim ze starożytnego rodu Jaksów czyli Gryfów Branickich. Na pogrzebach szlachty miewali przemowy nie tylko duchowni ale i współziemianie, a zwyczaj ten przechował się w niektórych parafjach u ludu wiejskiego do naszych czasów [2].
            Wymienione powyżej informacje uzupełnić można także o opis arystokratycznych zwyczajów pogrzebowych, przedstawionego przez Józefa Szczypkę w „Kalendarzu polskim”:
Błyszczące ornamentami trumny wznosiły się na casta dolores „zamkach boleści”, które wysokie i spiętrzone, przypominały nie tyle katafalki, ile właśnie zamki, dziwne, groźne budowle wykonane z herbów, proporcy, broni, inskrypcji, alegorii. Tanatos żądał przepychu… Podczas mszy wjeżdżał na koniu czarny rycerz, łamał przed casttrum kopię i z łoskotem zwalał się na posadzkę. Wyobrażał zmarłego króla, hetmana, dygnitarza, a że nieraz jedna osoba najwidoczniej nie oddawałaby w pełni wielkości i dostojeństwa zmarłego, wpadali do kościoła i inni jeźdźcy. Znowu łamali kopie, szpady czy płaszcze albo rzucali chorągwie i buńczuki, a kiedy umarł ktoś ostatni z rodu, łamali jeszcze herb [3].



Karawan konny z 1900 roku.

           
            W dalszej części artykułu przyjrzyjmy się wspomnieniom dotyczących „ostatniej drogi” ziemian z majątków naszego Regionu. Pierwszy dotyczyć będzie uroczystości pogrzebowej dziadka Stanisława Zaborowskiego (seniora), nazwiskiem Wilgocki. Bohater wspomnień pisywał o ojcu swojej matki, jako o pierwszym „nauczycielu historii i patriotyzmu” – i po przestudiowaniu historii rodu Wilgockich można je uznać za jak najbardziej słuszne.
 Dziadek dziadka Wilgockiego – Józef Wilgocki brał udział w Powstaniu Kościuszkowskim jako oficer, za co został zesłany przez władze rosyjskie na Sybir, z którego już nie powrócił. Jego syn Wilhelm rozpoczął swoją karierę wojskową trakcie kampanii napoleońskiej, u boku Augustyna Gorzeńskiego, u którego służył jako podkoniuszy i dowódca przybocznej drużyny. W listopadzie 1830 r. wraz z własnym odziałem dołączył do Pułku Jazdy Kaliskiej, spieszącego z pomocą Warszawie. W Powstaniu Wielkopolskim (1848) był kwatermistrzem Obozu Pleszewskiego. Przy boku miał swoich czterech starszych synów, podoficerów rezerwy pruskich pułków Gwardii Królewskiej, z których każdy przyprowadził swój oddział kosynierów [4]. Sam dziadek Wilgocki, wraz braćmi i bratankiem brał udział w Powstaniu Styczniowym.
Ostatnie dni jego życia przypadły na okres, gdy Rodzina Zaborowskich zamieszkiwała dzierżawiony przez siebie majątek w Rososzycy:
  Rano w sobotę, 14 września 1912 roku, dziadek polecił Matce wysłać telegramy do wszystkich dzieci, żeby jutro przybyły, bo chce się ze wszystkimi pożegnać. Kazał też poprosić księdza dziekana z ostatnimi olejami. W niedzielę rano zaniewidział, a po południu zmarł. W środę był pogrzeb. Dawno Rososzyca nie widziała takich tłumów na pogrzebie. Psary zwolniły z pracy wszystkich, którzy chcieli wziąć udział w pogrzebie. Musiał być lubiany przez pracowników dóbr, skoro z każdego folwarku przyjechał wóz drabiniasty nabity ludźmi. Był to nie tylko pogrzeb, ale również wielka manifestacja patriotyczna dla tego wielkiego patrioty i powstańca. Z dóbr Dobrzyca i Kotlin, gdzie się urodził, a następnie administrował i ze służby folwarcznej i młodzieży wiejskiej i miejskiej tworzył tzw. Bractwa Kurkowe, będące oddziałami wojskowymi, licznie zjawili się towarzysze broni z Powstania Styczniowego, kilku nawet w mundurach powstańców. Po mowie pogrzebowej ks. dziekana Wróblewskiego zabrał głos dziedzic Psar, hr. Aleksander Brodowski, przełożony dziadka z powstania, który szczegółowo przedstawił przebieg drogi życiowej swego podkomendnego, jak i swego administratora, który prawie 40 lat pracował w Psarach [5].

            Kolejnych opisów tego jak żegnano i  towarzyszono ziemianom w ich ostatniej drodze, dostarcza materiał Kazimierza Balcera, dotyczący ostatnich pogrzebów szlacheckich w Dobrzycy.
Uroczystości pogrzebowe hr. Czarneckich trwały zawsze dwa dni. Wieczorem dnia poprzedzającego pogrzeb odbywało się wprowadzenie zwłok do kościoła i nieszpory żałobne. Zarówno trumna ustawiona na katafalku, jak i kościół były przybrane kirem, choć nie tak bogato jak było to przy pogrzebie jednego z poprzednich właścicieli – gen. Kazimierza Turno, gdzie całe przybranie kościoła na tę smutną uroczystość (łącznie z piramidami które stawiano przy katafalku jako symbol życia wiecznego) zostały zakupione przez wdowę panią Helenę z Rogalińskich Turno.
            Przy trumnie Czarnieckich stały bogato rzeźbione rokokowe lichtarze, najprawdopodobniej wykonane przez Franciszka Eytnera, twórcę ołtarzy w kościele dobrzeckim. Na drugi dzień odprawiano wigilię przy trumnie stojącej na katafalku, następnie odbyła się msza święta uroczyste mowy oraz eksportacja zwłok na cmentarz.
            Kiedy chowano hr. Zygmunta Czarneckiego, zasłużonego działacza społecznego, właściciela kilku dużych majątków, a przy tym znanego bibliofila, który nabył Dobrzycę dla syna Józefa w 1890 r., eksportacja zwłok do kościoła parafialnego odbyła się w środę 10 czerwca 1908 r. o godzinie 17:00. Uroczysty pogrzeb wraz z nabożeństwem żałobnym miał miejsce 11 czerwca o godz. 10:00. Na żałobników oczekiwał specjalny pociąg z Pleszewa do Dobrzycy. Hrabiego Zygmunta pochowano przy kościele w miejscu, gdzie dziś spoczywa ks. Dziekan Stanisław Śniatała (w późniejszym okresie trumny hrabiego i jego żony, zmarłej w 1914 r. hr. Marii z Giżyckich przeniesiono do krypty Czarneckich w kościele parafialnym pw. Św. Apostołów Piotra i Pawła w Nieparcie).
(…)
            Wspomniany we wcześniejszej części tekstu syn hr. Zygmunta, hr. Józef Czarnecki, zmarł, jak napisano „po długich i bolesnych cierpieniach”, 18 października 1922 r. Eksportacja zwłok do kościoła odbyła się 19 października, w dniu następnym był uroczysty pogrzeb. Trumna ciągniona była przez konie przybrane kirem. W asyście rodziny, licznych przyjaciół, znajomych i pracowników odprowadzono zmarłego na cmentarz, gdzie pochowano go w grobowcu, przy głównym rynku.
            W pogrzebie oprócz czarnej chorągwi udział brały także sztandary licznych towarzystw, których hrabia był członkiem. Sztandary były zwinięte i przepasane czarnymi wstęgami. Z relacji cytowanej w poprzednich części „Okruchów Wspomnień” Władysławy Andrzejczakowej wynika, że w czasie pogrzebu rynek dobrzycki był zatłoczony przybyłymi powozami, a na nabożeństwo żałobne udała się praktycznie cała ludność miasteczka [6].

Po uroczystym pogrzebie następował uroczysty obiad ku czci zmarłego - tradycja wywodząca się jeszcze z pogańskich czasów. Ucztę pogrzebową na słowiańszczyźnie nazywano różnorako: "tryzna" (Wschodni Słowianie), "strawa" (Zachodni Słowianie), "karmina" (Południowi Słowianie). W przedchrześcijańskiej tradycji pożegnanie zmarłego łączono zarówno z ucztą na jego cześć, jak i z igrzyskami oraz innymi rozrywkami. Zdecydowanie odbiegała ona swym charakterem od znanej nam stonowanej "stypy" - która to nazwa pojawiła się w kulturze polskiej dopiero w XVI w. (od łac. stipis). 
Długo jednak jeszcze posiadała huczny charakter, którego celem była: ochrona biesiadników przed wpływem duchów zmarłych (oraz przed powrotem samego świeżo pochowanego), które to tego typu okazje przyciągały; zapewnienie zmarłemu bezpieczne przeprawienie się do krainy zmarłych, a w końcu uczczenie jego osoby.

Szlachta polska w XVI w. w ramach stypy wciąż urządzała czasem huczne biesiady pogrzebowe obficie zakrapiane alkoholem. W prawdzie miód został wyparty przez wódkę, lecz sam charakter uroczystości nie różnił się wiele od tego, co kultywowali nasi praojcowie [7].



Piramida  Łakińskiego koło Wągrowca.

            Nawiązując do motywu piramid, który pojawił się w przytaczanym przed chwilą fragmencie, warto zwrócić uwagę na pewną ciekawostkę. Związana jest ona z grobowcem rotmistrza wojsk napoleońskich: Franciszka Łakińskiego (1767-1845), znajdującym się pomiędzy Wągrowcem, a Łaziskami. Posiada on nietypowy piramidalny  kształt, nieopodal niego znajduje się także barokowa kolumna, o zwieńczenia której stoi figura metalowego konia (ponoć w tym miejscu zostało pochowane owo zwierzę, należące do rotmistrza). wg innych wersji, spoczywać tam mieli bohaterowie polegli za wolność ojczyzny. Niektórzy badacze jednak są zdania, że kolumna owa miała za zadanie pełnić funkcje graniczne, odgradzając od siebie ziemie Łęgowa, Łazisk i Wągrowca.  Niegdyś uzupełnienie owego kompleksu stanowiły rozstawione w pobliżu grobowca słupy, na których znajdowały się orły napoleońskie – niestety zostały one skradzione przez odziały niemieckie w czasie II Wojny Światowej.
            Nietypowy kształt budowli dał początek wielu teoriom, próbującym „rozgryźć” jego prawdziwe przeznaczenie. Nie jest to jednak jedyna z tajemnic związanych z tymże miejscem, gdyż w jego okolicach krążyć mają i inne podania. Pierwsze z nich dotyczyć ma słów rotmistrza, jakoby Polska miała odzyskać niepodległość z chwilą gdy drzewa przerosną wierzchołek grobowca-piramidy – co zresztą spełniło się w 1918 roku, po zakończeniu I Wojny Światowej.  Według innych opowieści duch Łakińskiego ma nocami opuszczać swój grobowiec, by dosiadając swego wierzchowca przemierzać jego okolice. Relacje świadków mają rzekomo potwierdzać te opowieści, donosząc iż czasem w okolicach „piramidy” usłyszeć można tętent końskich kopyt, a nawet zobaczyć postać jadącego na nim jeźdźca. Czasem można także napotkać jasną postać, która przechadza się w okolicy grobowca, i jak wierzyć chcą miejscowi ma być nią nie kto inny jak słynny wojak.
            W całe Wielkopolsce Wschodniej bez wątpienia natrafić można na szlacheckie grobowce posiadające  własne tajemnice. W serii artykułów nawiedzonych miejscach w Regionie wspominaliśmy już o tajemniczej damie, pochowanej w Radlinie (Białe i czarne damy, oraz feralne historie miłosne – część III cyklu: „Wakacji z duchami”), która zabrała ze sobą tajemnicę pochowanej wraz z nią szkatułki. Natomiast na terenach sąsiedniej Ziemi Sieradzkiej, znajdują się pochowane szczątki Goszczanowskich Turczynek, których historia do dziś opowiadana rozpala wyobraźnię pasjonatów historii, oraz miejscowych podań. Zainteresowanych tym tematem zachęcamy do zapoznania się z ciekawym, i obszernym artykułem opublikowanym przez Regionalną Grupę Historyczną Shondorf: http://www.schondorf.pl/odkrycia/goszczanowskie-turczynki/ .
           
            Tymi ciekawostkami kończymy wątek zwyczajów pogrzebowych w kulturze szlacheckiej; a tym samym zamykamy część syklu poświęconego obrzędowości związanej z poszczególnymi etapami życia człowieka. W kolejnych odsłonach skupimy się na omawianiu obrzędów dorocznych.


Przypisy.

[1] K. Balcer, Okruchy wspomnień, cz. II, [w:] Dobrzyckie Studia Ziemiańskie, t. V, dr Marek Jaeger (red.), Muzeum Ziemiaństwa w Dobrzycy Zespół Pałacowo-Parkowy, Dobrzyca 2015, s. 91.
[2] Z. Gloger, hasło: pogrzeby królewskie i inne,  Encyklopedia staropolska, t. IV, Wiedza Powszechna, Warszawa 1985.
[3] J. Szczypka, Kalendarz Polski, Warszawa 1984, Instytut Wydawniczy Pax, s. 278.
[4] St. Zaborowski, Wspomnienia z mojego życia [9]”:
[5] Tamże.
[6] K. Balcer, dz. cyt., s. 91-93.
[7] K. Gołdawski, Pogrzeb po słowiańsku: tryzna i strawa:
 https://www.slawoslaw.pl/pogrzeb-po-slowiansku-tryzna-i-strawa/ (stan na dnia 08.10.2018).


Bibliografia.

 1. Balcer Kazimierz, Okruchy wspomnień, cz. II, [w:] Dobrzyckie Studia Ziemiańskie, t. V, dr Marek Jaeger (red.), Muzeum Ziemiaństwa w Dobrzycy Zespół Pałacowo-Parkowy, Dobrzyca 2015, 
2. Gloger Zygmunt, hasło: pogrzeby królewskie i inne,  Encyklopedia staropolska, t. IV, Wiedza Powszechna, Warszawa 1985.
3.  Gołdawski Kamil, Pogrzeb po słowiańsku: tryzna i strawa:
 https://www.slawoslaw.pl/pogrzeb-po-slowiansku-tryzna-i-strawa/
4. Szczypka Józef, Kalendarz Polski,  Instytut Wydawniczy Pax, Warszawa 1984.
5. Zaborowski Stanisław, Wspomnienia z mojego życia [9]:
http://www.goniec.net/goniec/inne-dzialy/lektura-gonca/wspomnienia-z-mojego-%C5%BCycia-9.html


Źródła ilustracji.

1. Anioł na cmentarzu - Wilhelm Kotarbiński:
2.  Karawan konny z 1900 roku:
3.  Piramida Łakińskiego koło Wągrowca: