I oto przechodzimy do omówienia
ostatniego etapu życia człowieka jakim jest niewątpliwie śmierć, oraz
towarzyszące jej zjawisku rytuały uroczystości pogrzebowych. Ksiądz dziekan
Stanisław Świtała w swej „Agendzie”, wymieniał trzy kategorie pochówku:
1.
Najskromniejszy pogrzeb i odprowadzenie od kościoła na cmentarz z krzyżem i
czarną chorągwią;
2.
Msza święta, w czasie której wigilie przy trumnie stojącej na katafalku i
exporta do grobu.
Jest
też i
3.
Chowanie dla zmarłych kapłanów lub żądane
przez szlachtę kolatorów kościoła [1].
Anioł na cmentarzu - Wilhelm Kotarbiński.
Opisując
szlacheckie zwyczaje pogrzebowe w danej Polsce Zygmunt Gloger w „Encyklopedii
Staropolskiej” przedstawił następujące informacje:
O
pogrzebach pańskich w dalszej przeszłości naszej wiemy, że przed trumną i
marami zmarłego rycerza prowadzono jego rumaka pod zbroją i przykryciem
purpurowem. Konia tego wprowadzano przed trumną do kościoła. Taki pogrzeb
rycerski, jak opisuje Długosz, wyprawił r. 1382 synowi swemu Zawiszy z
Kurozwęk, biskupowi krakowskiemu, ojciec jego Dobek (Dobiesław), kasztelan
krakowski, a to z powodu, że Zawisza, zbyt młodo zostawszy biskupem, prowadził
życie więcej świeckie, niż duchowne. Później grzebali się magnaci polscy
podobnym zwyczajem, jak królowie. Janowi Tarnowskiemu sprawiono r. 1563 w Tarnowie
pogrzeb prawie taki sam, jak królom w Krakowie. Inni znowu przez pokorę
chrześcijańską zabraniali na swych pogrzebach wszelkiej okazałości światowej.
Tak np. Mikołaj Krzysztof Radziwiłł (który odbył pielgrzymkę do Ziemi świętej)
kazał się ubrać do trumny w sutannę ubogą, płaszcz gruby i kapelusz pielgrzymi,
a pogrzebać bez żadnej okazałości, poleciwszy, ażeby trumny niczem nie
nakrywano i żadnych katafalków nie strojono, mar na pogrzebie nie noszono, koni
nie wodzono, kopii nie kruszono, i żeby ubodzy, których on bracią swoją
nazywał, do grobu go nieśli. Jakże odmiennym był pogrzeb Józefa Potockiego,
hetmana wiel. kor., kasztelana krak. w r. 1751, w którym brało udział 10
biskupów i sufraganów, 60 kanoników, 1,275 księży łacińskich. 430 unickich i greckich.
Z 120 śpiżowych armat dziedzicznych dając przez 6 dni ognia, wystrzelano 4,700
kamieni prochu. To też była to już doba upadku narodowego. Gdy zmarł ostatni
potomek męski jakiego znakomitego rodu, był zwyczaj zawieszania miecza nad jego
grobowcem. Tak uczyniono w kościele św. Piotra w Krakowie nad grobowcem
zmarłego w r. 1771 Jana Klemensa Branickiego, hetm. wiel. kor. i kaszt. krak.,
który był ostatnim ze starożytnego rodu Jaksów czyli Gryfów Branickich. Na
pogrzebach szlachty miewali przemowy nie tylko duchowni ale i współziemianie, a
zwyczaj ten przechował się w niektórych parafjach u ludu wiejskiego do naszych
czasów [2].
Wymienione powyżej informacje
uzupełnić można także o opis arystokratycznych zwyczajów pogrzebowych,
przedstawionego przez Józefa Szczypkę w „Kalendarzu polskim”:
Błyszczące
ornamentami trumny wznosiły się na casta dolores „zamkach boleści”, które
wysokie i spiętrzone, przypominały nie tyle katafalki, ile właśnie zamki,
dziwne, groźne budowle wykonane z herbów, proporcy, broni, inskrypcji,
alegorii. Tanatos żądał przepychu… Podczas mszy wjeżdżał na koniu czarny
rycerz, łamał przed casttrum kopię i z łoskotem zwalał się na posadzkę.
Wyobrażał zmarłego króla, hetmana, dygnitarza, a że nieraz jedna osoba
najwidoczniej nie oddawałaby w pełni wielkości i dostojeństwa zmarłego, wpadali
do kościoła i inni jeźdźcy. Znowu łamali kopie, szpady czy płaszcze albo
rzucali chorągwie i buńczuki, a kiedy umarł ktoś ostatni z rodu, łamali jeszcze
herb [3].
Karawan konny z 1900 roku.
W
dalszej części artykułu przyjrzyjmy się wspomnieniom dotyczących „ostatniej
drogi” ziemian z majątków naszego Regionu. Pierwszy dotyczyć będzie
uroczystości pogrzebowej dziadka Stanisława Zaborowskiego (seniora), nazwiskiem
Wilgocki. Bohater wspomnień pisywał o ojcu swojej matki, jako o pierwszym
„nauczycielu historii i patriotyzmu” – i po przestudiowaniu historii rodu
Wilgockich można je uznać za jak najbardziej słuszne.
Dziadek dziadka Wilgockiego – Józef Wilgocki
brał udział w Powstaniu Kościuszkowskim jako oficer, za co został zesłany przez
władze rosyjskie na Sybir, z którego już nie powrócił. Jego syn Wilhelm
rozpoczął swoją karierę wojskową trakcie kampanii napoleońskiej, u boku Augustyna
Gorzeńskiego, u którego służył jako podkoniuszy i dowódca przybocznej drużyny. W listopadzie 1830 r. wraz z własnym
odziałem dołączył do Pułku Jazdy Kaliskiej, spieszącego z pomocą Warszawie. W
Powstaniu Wielkopolskim (1848) był kwatermistrzem Obozu Pleszewskiego. Przy
boku miał swoich czterech starszych synów, podoficerów rezerwy pruskich pułków
Gwardii Królewskiej, z których każdy przyprowadził swój oddział kosynierów [4]. Sam dziadek Wilgocki, wraz braćmi i
bratankiem brał udział w Powstaniu Styczniowym.
Ostatnie dni
jego życia przypadły na okres, gdy Rodzina Zaborowskich zamieszkiwała
dzierżawiony przez siebie majątek w Rososzycy:
Rano w sobotę, 14 września 1912 roku, dziadek polecił Matce wysłać telegramy do
wszystkich dzieci, żeby jutro przybyły, bo chce się ze wszystkimi pożegnać.
Kazał też poprosić księdza dziekana z ostatnimi olejami. W niedzielę rano
zaniewidział, a po południu zmarł. W środę był pogrzeb. Dawno Rososzyca nie
widziała takich tłumów na pogrzebie. Psary zwolniły z pracy wszystkich, którzy
chcieli wziąć udział w pogrzebie. Musiał być lubiany przez pracowników dóbr,
skoro z każdego folwarku przyjechał wóz drabiniasty nabity ludźmi. Był to nie
tylko pogrzeb, ale również wielka manifestacja patriotyczna dla tego wielkiego
patrioty i powstańca. Z dóbr Dobrzyca i Kotlin, gdzie się urodził, a następnie
administrował i ze służby folwarcznej i młodzieży wiejskiej i miejskiej tworzył
tzw. Bractwa Kurkowe, będące oddziałami wojskowymi, licznie zjawili się
towarzysze broni z Powstania Styczniowego, kilku nawet w mundurach powstańców.
Po mowie pogrzebowej ks. dziekana Wróblewskiego zabrał głos dziedzic Psar, hr.
Aleksander Brodowski, przełożony dziadka z powstania, który szczegółowo
przedstawił przebieg drogi życiowej swego podkomendnego, jak i swego
administratora, który prawie 40 lat pracował w Psarach [5].
Kolejnych
opisów tego jak żegnano i towarzyszono
ziemianom w ich ostatniej drodze, dostarcza materiał Kazimierza Balcera,
dotyczący ostatnich pogrzebów szlacheckich w Dobrzycy.
Uroczystości
pogrzebowe hr. Czarneckich trwały zawsze dwa dni. Wieczorem dnia poprzedzającego
pogrzeb odbywało się wprowadzenie zwłok do kościoła i nieszpory żałobne.
Zarówno trumna ustawiona na katafalku, jak i kościół były przybrane kirem, choć
nie tak bogato jak było to przy pogrzebie jednego z poprzednich właścicieli –
gen. Kazimierza Turno, gdzie całe przybranie kościoła na tę smutną uroczystość
(łącznie z piramidami które stawiano przy katafalku jako symbol życia
wiecznego) zostały zakupione przez wdowę panią Helenę z Rogalińskich Turno.
Przy trumnie Czarnieckich stały
bogato rzeźbione rokokowe lichtarze, najprawdopodobniej wykonane przez
Franciszka Eytnera, twórcę ołtarzy w kościele dobrzeckim. Na drugi dzień
odprawiano wigilię przy trumnie stojącej na katafalku, następnie odbyła się
msza święta uroczyste mowy oraz eksportacja zwłok na cmentarz.
Kiedy chowano hr. Zygmunta
Czarneckiego, zasłużonego działacza społecznego, właściciela kilku dużych
majątków, a przy tym znanego bibliofila, który nabył Dobrzycę dla syna Józefa w
1890 r., eksportacja zwłok do kościoła parafialnego odbyła się w środę 10
czerwca 1908 r. o godzinie 17:00. Uroczysty pogrzeb wraz z nabożeństwem
żałobnym miał miejsce 11 czerwca o godz. 10:00. Na żałobników oczekiwał
specjalny pociąg z Pleszewa do Dobrzycy. Hrabiego Zygmunta pochowano przy
kościele w miejscu, gdzie dziś spoczywa ks. Dziekan Stanisław Śniatała (w późniejszym
okresie trumny hrabiego i jego żony, zmarłej w 1914 r. hr. Marii z Giżyckich
przeniesiono do krypty Czarneckich w kościele parafialnym pw. Św. Apostołów
Piotra i Pawła w Nieparcie).
(…)
Wspomniany we wcześniejszej części
tekstu syn hr. Zygmunta, hr. Józef Czarnecki, zmarł, jak napisano „po długich i
bolesnych cierpieniach”, 18 października 1922 r. Eksportacja zwłok do kościoła
odbyła się 19 października, w dniu następnym był uroczysty pogrzeb. Trumna
ciągniona była przez konie przybrane kirem. W asyście rodziny, licznych
przyjaciół, znajomych i pracowników odprowadzono zmarłego na cmentarz, gdzie
pochowano go w grobowcu, przy głównym rynku.
W pogrzebie oprócz czarnej chorągwi
udział brały także sztandary licznych towarzystw, których hrabia był członkiem.
Sztandary były zwinięte i przepasane czarnymi wstęgami. Z relacji cytowanej w
poprzednich części „Okruchów Wspomnień” Władysławy Andrzejczakowej wynika, że w
czasie pogrzebu rynek dobrzycki był zatłoczony przybyłymi powozami, a na
nabożeństwo żałobne udała się praktycznie cała ludność miasteczka [6].
Po uroczystym pogrzebie następował uroczysty obiad ku czci zmarłego - tradycja wywodząca się jeszcze z pogańskich czasów. Ucztę pogrzebową na słowiańszczyźnie nazywano różnorako: "tryzna" (Wschodni Słowianie), "strawa" (Zachodni Słowianie), "karmina" (Południowi Słowianie). W przedchrześcijańskiej tradycji pożegnanie zmarłego łączono zarówno z ucztą na jego cześć, jak i z igrzyskami oraz innymi rozrywkami. Zdecydowanie odbiegała ona swym charakterem od znanej nam stonowanej "stypy" - która to nazwa pojawiła się w kulturze polskiej dopiero w XVI w. (od łac. stipis).
Długo jednak jeszcze posiadała huczny charakter, którego celem była: ochrona biesiadników przed wpływem duchów zmarłych (oraz przed powrotem samego świeżo pochowanego), które to tego typu okazje przyciągały; zapewnienie zmarłemu bezpieczne przeprawienie się do krainy zmarłych, a w końcu uczczenie jego osoby.
Po uroczystym pogrzebie następował uroczysty obiad ku czci zmarłego - tradycja wywodząca się jeszcze z pogańskich czasów. Ucztę pogrzebową na słowiańszczyźnie nazywano różnorako: "tryzna" (Wschodni Słowianie), "strawa" (Zachodni Słowianie), "karmina" (Południowi Słowianie). W przedchrześcijańskiej tradycji pożegnanie zmarłego łączono zarówno z ucztą na jego cześć, jak i z igrzyskami oraz innymi rozrywkami. Zdecydowanie odbiegała ona swym charakterem od znanej nam stonowanej "stypy" - która to nazwa pojawiła się w kulturze polskiej dopiero w XVI w. (od łac. stipis).
Długo jednak jeszcze posiadała huczny charakter, którego celem była: ochrona biesiadników przed wpływem duchów zmarłych (oraz przed powrotem samego świeżo pochowanego), które to tego typu okazje przyciągały; zapewnienie zmarłemu bezpieczne przeprawienie się do krainy zmarłych, a w końcu uczczenie jego osoby.
Szlachta
polska w XVI w. w ramach stypy wciąż urządzała czasem huczne biesiady
pogrzebowe obficie zakrapiane alkoholem. W prawdzie miód został wyparty przez
wódkę, lecz sam charakter uroczystości nie różnił się wiele od tego, co
kultywowali nasi praojcowie [7].
Piramida Łakińskiego koło Wągrowca.
Nawiązując
do motywu piramid, który pojawił się w przytaczanym przed chwilą fragmencie,
warto zwrócić uwagę na pewną ciekawostkę. Związana jest ona z grobowcem
rotmistrza wojsk napoleońskich: Franciszka Łakińskiego (1767-1845), znajdującym
się pomiędzy Wągrowcem, a Łaziskami. Posiada on nietypowy piramidalny kształt, nieopodal niego znajduje się także barokowa
kolumna, o zwieńczenia której stoi figura metalowego konia (ponoć w tym miejscu
zostało pochowane owo zwierzę, należące do rotmistrza). wg innych wersji,
spoczywać tam mieli bohaterowie polegli za wolność ojczyzny. Niektórzy badacze
jednak są zdania, że kolumna owa miała za zadanie pełnić funkcje graniczne, odgradzając
od siebie ziemie Łęgowa, Łazisk i Wągrowca. Niegdyś
uzupełnienie owego kompleksu stanowiły rozstawione w pobliżu grobowca słupy, na
których znajdowały się orły napoleońskie – niestety zostały one skradzione
przez odziały niemieckie w czasie II Wojny Światowej.
Nietypowy
kształt budowli dał początek wielu teoriom, próbującym „rozgryźć” jego
prawdziwe przeznaczenie. Nie jest to jednak jedyna z tajemnic związanych z
tymże miejscem, gdyż w jego okolicach krążyć mają i inne podania. Pierwsze z
nich dotyczyć ma słów rotmistrza, jakoby Polska miała odzyskać niepodległość z
chwilą gdy drzewa przerosną wierzchołek grobowca-piramidy – co zresztą spełniło
się w 1918 roku, po zakończeniu I Wojny Światowej. Według innych opowieści duch Łakińskiego ma
nocami opuszczać swój grobowiec, by dosiadając swego wierzchowca przemierzać
jego okolice. Relacje świadków mają rzekomo potwierdzać te opowieści, donosząc
iż czasem w okolicach „piramidy” usłyszeć można tętent końskich kopyt, a nawet
zobaczyć postać jadącego na nim jeźdźca. Czasem można także napotkać jasną
postać, która przechadza się w okolicy grobowca, i jak wierzyć chcą miejscowi
ma być nią nie kto inny jak słynny wojak.
W
całe Wielkopolsce Wschodniej bez wątpienia natrafić można na szlacheckie
grobowce posiadające własne tajemnice. W
serii artykułów nawiedzonych miejscach w Regionie wspominaliśmy już o
tajemniczej damie, pochowanej w Radlinie (Białe
i czarne damy, oraz feralne historie miłosne – część III cyklu: „Wakacji z
duchami”), która zabrała ze sobą tajemnicę pochowanej wraz z nią szkatułki.
Natomiast na terenach sąsiedniej Ziemi Sieradzkiej, znajdują się pochowane
szczątki Goszczanowskich Turczynek, których historia do dziś opowiadana rozpala
wyobraźnię pasjonatów historii, oraz miejscowych podań. Zainteresowanych tym
tematem zachęcamy do zapoznania się z ciekawym, i obszernym artykułem
opublikowanym przez Regionalną Grupę Historyczną Shondorf: http://www.schondorf.pl/odkrycia/goszczanowskie-turczynki/ .
Tymi
ciekawostkami kończymy wątek zwyczajów pogrzebowych w kulturze szlacheckiej; a
tym samym zamykamy część syklu poświęconego obrzędowości związanej z
poszczególnymi etapami życia człowieka. W kolejnych odsłonach skupimy się na
omawianiu obrzędów dorocznych.
Przypisy.
[1] K. Balcer, Okruchy wspomnień, cz. II, [w:] Dobrzyckie
Studia Ziemiańskie, t. V, dr Marek Jaeger (red.), Muzeum Ziemiaństwa w
Dobrzycy Zespół Pałacowo-Parkowy, Dobrzyca 2015, s. 91.
[2] Z. Gloger, hasło: pogrzeby królewskie i inne, Encyklopedia
staropolska, t. IV, Wiedza Powszechna, Warszawa 1985.
[3] J. Szczypka, Kalendarz Polski, Warszawa 1984, Instytut Wydawniczy Pax, s. 278.
[4] St. Zaborowski, Wspomnienia z mojego życia [9]”:
http://www.goniec.net/goniec/inne-dzialy/lektura-gonca/wspomnienia-z-mojego-%C5%BCycia-9.html (stan na dnia
08.10.2018).
[5] Tamże.
[6] K. Balcer, dz. cyt., s. 91-93.
[7] K. Gołdawski, Pogrzeb po słowiańsku: tryzna i strawa:
https://www.slawoslaw.pl/pogrzeb-po-slowiansku-tryzna-i-strawa/ (stan na dnia 08.10.2018).
Bibliografia.
1. Balcer Kazimierz, Okruchy wspomnień, cz. II, [w:] Dobrzyckie Studia Ziemiańskie, t. V, dr Marek Jaeger (red.), Muzeum Ziemiaństwa w Dobrzycy Zespół Pałacowo-Parkowy, Dobrzyca 2015,
2. Gloger Zygmunt, hasło: pogrzeby królewskie i inne, Encyklopedia staropolska, t. IV, Wiedza Powszechna, Warszawa 1985.
3. Gołdawski Kamil, Pogrzeb po słowiańsku: tryzna i strawa:
https://www.slawoslaw.pl/pogrzeb-po-slowiansku-tryzna-i-strawa/
[7] K. Gołdawski, Pogrzeb po słowiańsku: tryzna i strawa:
https://www.slawoslaw.pl/pogrzeb-po-slowiansku-tryzna-i-strawa/ (stan na dnia 08.10.2018).
Bibliografia.
1. Balcer Kazimierz, Okruchy wspomnień, cz. II, [w:] Dobrzyckie Studia Ziemiańskie, t. V, dr Marek Jaeger (red.), Muzeum Ziemiaństwa w Dobrzycy Zespół Pałacowo-Parkowy, Dobrzyca 2015,
2. Gloger Zygmunt, hasło: pogrzeby królewskie i inne, Encyklopedia staropolska, t. IV, Wiedza Powszechna, Warszawa 1985.
3. Gołdawski Kamil, Pogrzeb po słowiańsku: tryzna i strawa:
https://www.slawoslaw.pl/pogrzeb-po-slowiansku-tryzna-i-strawa/
4. Szczypka Józef, Kalendarz Polski, Instytut Wydawniczy Pax, Warszawa 1984.
5. Zaborowski Stanisław, Wspomnienia z mojego życia [9]:
http://www.goniec.net/goniec/inne-dzialy/lektura-gonca/wspomnienia-z-mojego-%C5%BCycia-9.html
5. Zaborowski Stanisław, Wspomnienia z mojego życia [9]:
http://www.goniec.net/goniec/inne-dzialy/lektura-gonca/wspomnienia-z-mojego-%C5%BCycia-9.html
Źródła ilustracji.
1. Anioł na cmentarzu - Wilhelm Kotarbiński:
2. Karawan konny z 1900 roku:
3. Piramida Łakińskiego koło Wągrowca: