Wyobraźmy sobie bohatera naszej opowieści obrzędowej, którą kontynuować będziemy przez kolejne części, aż do samego końca cyklu - tym samym śledząc poszczególne etapy ludzkiego życia. W dzisiejszym "odcinku", prześledzimy chwile jakie mogły towarzyszyć jemu /bądź jej, w pierwszym okresie życia, poczynając od chwili narodzin, po omówienie rytuałów włączających go do lokalnej wspólnoty.
Czynności
ułatwiające i przerywające poród.
Bogini Lela.
Tradycyjnie na wsi polskiej,
odbieraniem porodów trudniły się akuszerki wiejskie - tzw. „mądre”, „babki” (na Ziemi Wieluńskiej:
„babochy”) - stąd położnictwo w dawnej kulturze ludowej zwane było po prostu
„babieniem”. One posiadały wiedzę (dla
większości tajemną), dzięki której potrafiły zarówno: zdejmować uroki, leczyć
jak i działać w sferze położniczej. Pozwoliłam sobie na użycie dość ogólnego pojęcia, gdyż ich zdolności miały
na celu, zarówno ułatwić poród matce jak i dziecku, lecz także (jeśli
tego wymagała sytuacja) – przerwać ciążę.
Czasy się nie zmieniły – zarówno
dawniej, jak i w obecnych czasach, wiadomość o pojawieniu się dziecka nie jest
zawsze dobrze przyjmowana… nawet przez oczekującą matkę. W poprzednich
pokoleniach, na wsi polskiej na aborcję, decydowały się zarówno dziewczęta,
które „wpadły” z nieplanowaną ciążą, jeszcze przed ślubem, jak i kobiety
zamężne – które już posiadały gromadkę dzieci i uznawały, że „kolejna gęba do
wykarmienia”, to stanowczo za dużo. Nie bez winy była także lokalna
społeczność, która pośrednio wpływała na podjęcie tak kontrowersyjnej decyzji
przez matkę dziecka. Niezamężne dziewczęta, jak i zarówno ich dzieci nie miały
lekko – wyszydzane i wytykane palcami przez lokalną społeczność, niemalże przez
cały czas żyły naznaczone „piętnem grzechu”. Sytuacja przedstawiała się lepiej,
jeśli „pannie z dzieckiem” udało się wyjść za mąż za mężczyznę, który przyjąłby
pod swój dach zarówno ją, jak i jej dziecko. W przeciwnym razie była zdana na
siebie, ewentualnie jej rodzinę – pół biedy jeśli i ta nie traktowała jej z
pogardą, lecz pomagała jak mogła wychować „niechcianego” potomka.
Kpiny wścibskich okolicznych mieszkańców dotyczyły także
kobiet statecznych – posiadających męża, jak i dzieci. Gdy dowiadywano się o
kolejnej ciąży w danej rodzinie, nie szczędzono nieprzychylnych komentarzy, w
stylu: „co rok to prorok”, „jeszcze jej mało?” [1]… Zupełnie jakby wina leżała
wyłącznie po strony kobiety, bądź gdyby to ona jedyna miała liczne potomstwo.
Nie szczędzono także, kobiet które uważano za „zbyt stare”, by po raz kolejny
zostać matką. Czasem nawet presja mogła wynikać ze strony najbliższych –
chociażby męża, który uważał (delikatnie rzecz ujmując) – „co za dużo to
niezdrowo”.
Z tych i
innych względów – głownie by: zaoszczędzić sobie wstydu i kłopotu, podejmowano
decyzję o przerwaniu ciąży. Do ludowych praktyk aborcyjnych należały: przekłuwanie ciąży drutem, wstrzykiwanie
roztworu mydła z jodyną, parzenie nóg lub siadanie w gorącej wodzie, picie
wywaru z sawiny, lub kąkolu, albo wypijanie „modrego” (garbniki do bielizny) z
wodą, skakanie z wysoka i dźwiganie ponad siły, dla „oberwania się” [2].
Jeśli jednak kobieta mimo wszystko decydowała się urodzić
dziecko, lecz z sobie wiadomych powodów, postanowiła utrzymywać fakt
pozostawania przy nadziei jak najdłużej w tajemnicy – wówczas ciasno krępowała
swój brzuch pasem, bądź sznurówką. Praktyka ta tyczy się starszych pokoleń,
gdyż w późniejszych istniała tendencja do „zakrywania” ciąży przy pomocy
luźnych ubrań. Gdy to już nie wystarczało – wówczas zrywano bliższe kontakty z
otoczeniem [3].
W końcu
termin porodu zbliżał się nieubłaganie, wówczas (jak i potem), czyniono
wszystko, aby pozwolić dziecku jak najbezpieczniej przyjść na świat. Dbano
wówczas, aby „rozwiązanie” okazało się pomyślne również dla matki. Wierzono, że
ułatwić „tę sprawę” może załagodzić zażegnanie konfliktów, dlatego też krótko przed porodem kobiety gniewające się
na rodzącą przepraszają, żeby poród nie był ciężki (Galew Stary, Krzymów) [4]. Ponadto w medycynie ludowej wielu
kultur istnieje szereg praktyk magicznych nazywanych przez badaczy folkloru: „magią
Alkmeny”. Nazwa terminu, przyjętego dla tego typu zachowań, została zaczerpnięta
z mitu o narodzinach Heraklesa, kiedy to mściwa bogini Hera, poprzez
krzyżowanie rąk i nóg usiłowania uniemożliwić matce herosa (Alkmenie) wydanie
na świat syna Zeusa. W kulturze ludowej miały one na celu ułatwienie kobiecie
porodu poprzez – otwieranie drzwi, okien, rozwiązywanie węzłów, etc. Uważano bowiem, że jeśli poród okazywał
się zbyt skomplikowany, to musiał stać za tym ktoś, kto zamierzał zaszkodzić
matce i rodzącemu się dziecku. Czynnością magiczną, mającą za zadanie
utrudnienie porodu, bądź niedoprowadzenie do „szczęśliwego rozwiązania”, było
np. wiązanie supłów na sznurze. Nie jest jednak pewnym, na ile tego typu
praktyki były obecne w kulturze wielkopolskiej – gdyż materiały, do których
udało mi się dotrzeć milczą na ten temat. Jednakże fakt występowania ich na
obszarze Polski, pozwala uznać, że mogły się pojawiać na omawianych przez nas
terenach.
Jak już to sobie na początku
wspomnieliśmy – jedyną osobą, aktywnie uczestniczącą w narodzinach dziecka była
wiejska akuszerka. „Babienie” polegało na czynnościach położniczych, do których
zaliczyć należy: odebranie porodu, odcinanie pępka, a także oznajmieniu płci
dziecka. Mogło ono brzmieć następującymi słowy: „mocie syna”, „mocie dziywcze”
(Czeszewo), „no już jest nosz/nosza” (powszechne), „baranyszek przyszedł”,
„owieczka przyszła” (szamotulskie) [5]. Ojciec z kolei przekazywał dalej
wiadomość mówiąc: „już przyszła / przyszedł” [6].
Rola „babki” polegała także na
przeprowadzeniu pierwszej kąpieli noworodka, po której wręczała je rodzicom do
ucałowania – co było gestem, powitania go na nowym świecie. Do wody, w której miała się odbyć pierwsza
kąpiel, „babka” wrzucała monetę, „żeby pieniądze trzymały się dziecka (Borzęciczki
w powiecie krotoszyńskim), albo lala wodę święconą, dodawała mydła do prania
bądź rumianku; do kąpieli wcześniej urodzonego dziecka kładziono trochę mąki
pszennej „żeby było zwarte’ [7].
Woda do pierwszej kąpieli nie mogła być zagotowana „aby dziecko nie dostało
pryszczy i bąbli” (Ułanowo, Zbyszewice, Otoczna pow. wrzesiński). Wierzono
także, że dziecku nie umytemu po porodzie „będzie cuchnąc z gęby przez całe życie”
(Czeszewo, Gorzyce) [8]. Zanurzając
dziecko po raz pierwszy „babka” żegnała wodę znakiem krzyża. W czasie kąpieli
kształtowała głowę noworodka; nie dotykając ciemienia ściskała ją dłońmi od
czoła do tyłu, żeby była „kształtowna” tj. okrągła [9].
Wodę po pierwszej kąpieli wylewała
„babka”, lub matka rodzącej – nigdy mężczyzna. Czyniono to w miejscu
odosobnionym, w tajemnicy, po ciemku – nigdy na drogę, tylko np. do gnojownika
[10]. Podobnie czyszczono z innymi
pozostałościami po porodzie: łożyskiem i pępowiną. Mawiano, że kobieta po
porodzie się „czyściła” – czyli pozbywała reszty wód płodowych, oraz wymienionych
elementów. Ową „resztę” „babka” zakopywała w miejscu gdzie nikt nie chodził,
czasem w gnoju w oborze – „ żeby psy nie
rozwlekły, bo by dziecko nie rosło, nie miałoby pamięci’ [11]. Łożysko „piernostki”, „pierwiostki”, tj.
takiej która urodziła po raz pierwszy, a do zamążpójścia zachowała dziewictwo,
służyło do ścierani „ognia” na ciele noworodka. Odciętym kawałkiem świeżego
łożyska, „babka” pocierała plamy także na skórze obcych dzieci w wieku do
siedmiu lat, wierząc, że prędzej czy później ogień zniknie [12].
Pępek (po
odpadnięciu) suszono i zachowywano dla dziecka do rozwiązania w pierwszą
rocznicę urodzin. Jeśli dziecko umarło
przed ukończeniem roku życia, kładziono mu pępek do trumny (Krzymów,
Koszanowo, Chorzemin) [13].
Czasem wierzono, że dziecko
rodziło się w „czepku”, tj. w otoczeniu błon płodowych - oznaczać to
miało dla niego szczęśliwe życie. Dlatego też czepek chowano w specjalnym woreczku wiszącym na ścianie aż do dnia
ślubu dziecka, które od tej pory nosiło go zawsze przy sobie „dla szczęścia” [14].
W
przypadkach, gdy dziecko rodziło się nieprzytomne, lub martwe „ babka” starała
się je „reanimować” – w każdej części regionu znane były ku temu „własne”
sposoby. Do powszechnych należało jednak: dawanie klapsa w twarz lub pupę
noworodka, lub chuchanie w buzię - by zmusić je do płaczu, a tym samym
zaczerpnięcia pierwszego oddechu [15]. Gdy jednak ni przynosiło to rezultatu
„babka” oznajmiał ten fakt na głos, wymieniając przy tym płeć zmarłego dziecka.
Następnie kapała je i – nie podając nikomu
do pocałowania – chrzciła „prostą wodą” (nie święconą), nadając imię Adama, lub
Ewy [16]. Niekiedy martwe dzieci
chowano bezimiennie, gdyż twierdzono, że imię
nadaje się tylko dzieciom żywym ((Koszanowo)[17]. Potem babka ubierała martwe ciało w koszulkę i tzw. „kitelek” tj.
jakby sukienkę z białego płótna rozciętą z przodu, i pozostawiała w spokoju do
pogrzebu [18].
Jeśli w trakcie porodu zmarła matka,
to w niektórych wsiach wierzono, że w ciągu kolejnych 6 tygodni przychodzi ona
codziennie kapać swe dziecko – Siemianice pow. kępiński, Trzemeszno pow.
Krotoszyński [19].
Jak już sobie powiedzieliśmy we
wstępie do charakterystyki obrzędów przejścia – w każdej kulturze istniał
zwyczaj, podkreślający włączający nowonarodzone dziecko do danej
wspólnoty. Jednym z nich jest
praktykowany zarówno w Wielkopolsce, jak i w pozostałych częściach
słowiańszczyzny zwyczaj kumostwa, niemniej jednak prócz niego znane są także i
inne obrzędy recepcyjne, posiadające dość stary rodowód – gdyż pochodzący,
prawdopodobnie z czasów słowiańskich. Przykład może stanowić zwyczaj całowania dziecka
przez rodziców i kumów na znak przyjęcia do rodziny albo kładzenie
dziecka przez kumów na stole po powrocie z chrztu [20]. Jak wyjaśniał
Medard Tarko, pochodzą one z czasów
plemiennych, kiedy to ze względów dziedziczno-prawnych, właściwych w ustroju
patriarchalnym, powstała potrzeba
odbywania publicznego przyjmowania potomka do rodu z zaświadczenia ojca [21].
Kolejny przykład, poświadczający odwołanie do przytoczonych tradycji, będzie
obyczaj pochodzący z terenów Ziemi Wieluńskiej, kiedy to po pierwszej kąpieli nowo narodzonym dzieckiem dotykano progu, mówiąc:
"Bądź wierny temu domowi" [22].
Ciekawym jest, że wśród niektórych
społeczności, tak jak ma to miejsce u niektórych aborygeńskich plemion, czy też
u Trobriandczyków - nie łączy się aktu seksualnego, z faktem poczęcia dziecka.
Zgodnie z wierzeniami tamtejszych ludów – do zajścia w ciążę przez kobietę,
dochodzi poprzez ingerencję duchów przodków, którzy mają odradzać się w ciałach
noworodków. Z tego też powodu Ajnowie, witając na świecie, nowo narodzone
dziecko, zwracają się doń: „witaj staruszku” / „witaj staruszko” [23].
Jak już sobie powiedzieliśmy na początku pierwszej części
tego artykułu, także polskiej w
świadomości kultury ludowej, noworodek był postrzegany jako „gość z innego
świata”. Stąd być może, w odniesieniu do faktu
narodzin, ukłuto zwrot – „przyjść na świat”, oraz dodano rytuały
recepcyjne, pochodzące z czasów
plemiennych społeczności Słowian.
Znasz
imię, które ci nadano – nie znasz tego, które masz.
Przed burzą.
Akt nadania
imienia od zawsze pełnił znaczącą rolę we wszystkich społeczeństwa świata, gdyż
nadając je dziecku podkreślało się jego przynależność zarówno do rodziny, jak i
do wspólnoty – kto posiadał imię, ten mógł funkcjonować w społeczeństwie.
Przykładowo: w danej Japonii,
przedstawiciele najniższej klasy społecznej (burakumin) nie mieli prawa
posiadać imion, ponieważ tamtejsza kultura postrzegała ich jako „nieludzi”.
Zakaz posiadania przez nich imion, podkreślał zatem ich „wyłączenie”, z życia
społecznego. W słowiańskiej kulturze ludowej, złe duchy zradzały się z dusz
istot nie posiadających imienia – a zatem, wykluczonych ze świata żywych, a
także – boskiego porządku.
Wśród kultur świata różne bywały
tradycje i prawa związane z nadawaniem imion – niekiedy zdarzało się, że dana osoba posiadała ich nawet kilka w ciągu całego
swojego życia. Pierwsze było imię, bądź „przydomek”, jakim zwracano się do
dziecka, nim przeszło swoją inicjację. U Słowian był to słynny rytuał „postrzyżyn”
(dla chłopców), „zaplecie / wiankowin” (dla dziewczynek). Oficjalnie uznawano
wówczas, że 7-12 letnie dzieci zakończyły pierwszy etap swojego życia, i od tej
pory przechodzą pod opiekę wyłącznie mężczyzn lub kobiet, by uczyć się od nich
przypisanych sobie ról społecznych.
Nadawane wówczas imiona stanowić miały wróżbę na przyszłość – wyrażały
życzenia rodziców, dla pociechy, która je otrzymywała; czasem też wyrażały jej
cechy charakteru, bądź nawiązywały do jakiegoś ważnego zdarzenia w życiu [24].
W innych kulturach, osoba mogła
otrzymywać nowe imię jeszcze kilkakrotnie np. z chwilą wkroczenia w całkowitą
dorosłość, bądź określającą jej cechy charakteru, lub dokonań (zwłaszcza w
przypadku osób znacznych) – w tym
przypadku istniał także zwyczaj nadawania tzw. „pośmiertnych” imion. W tradycji
chrześcijańskiej, zwyczaj nadawania kolejnych imion przetrwał, w rytach
inicjacyjnych takich jak: chrzest, bierzmowanie.
Ponadto istniała także wiara w
istnienie, „prawdziwego imienia” – nadawanego rytualnie, na którym ciążyło
tabu, nakazujące utrzymania go w całkowitej tajemnicy. W razie poznania go przez niepożądane osoby -
mogło dojść do sytuacji, w której mogłyby one za pomocą magicznych mocy,
zaszkodzić noszącej je osobie. Kulturowy motyw poznania „prawdziwego imienia”,
okazywał się przydatny w walce z wrogimi siłami: znachor/zaklinacz/szaman, był
w stanie pokonać chorobę, czy też przepędzić złego ducha odczytując - w sobie
znany sposób jego imię (lub nadając mu nowe). Upiora zrodzonego z duszy
nieochrzczeńca, można było odesłać na „tamten świat” – poprzez wypowiedzenie
formułki, nadającej mu imię. Bowiem znajomość prawdziwego imienia zapewnia
władzę nad daną istotą – dlatego w kulturze ludowej, istniała tradycja
nadawania imion lokalnym diabłom, gdyż wówczas – przestawały być już takie
groźne [25].
W wielkopolskiej kulturze ludowej, utarło
się, że dla dziewczynki imię z reguły wybierała matka, chłopcu - ojciec [26].
Powszechna była też praktyka nawadnia dziecku dwóch imion: pierwsze – to przeważnie imię „jakie sobie przyniesie”, tj. patrona,
czy patronki w dniu urodzin; drugie – to imię ojca, matki, lub dziadków [27]. Czasem, pierwszemu synowi nadawano imię ojca wierząc, że w przyszłości będzie on jego
godnym „naślednikiem” (Konińskie) [28]. Wybierano także imiona, spośród tych
należących do długowiecznych dziadków – w przypadku jeśli w danej rodzinie
dzieci często umierały (Borzęciczki) [29]. Czasem, chcąc zapewnić dziecku
szybki i dobry rozwój, rodzice wybierali
imiona przypadające w dniu jego urodzenia, bądź kolejnym, aż do trzech miesięcy
naprzód. Wstecz nie wybierano, gdyż uważano, że dziecko będzie „cofnięte”,
„niepamiętliwe” [30]. Wyjątek stanowiło „brzydkie imię” (Wojciechowo
powiat jarociński). Odstępowano od tej zasady także wówczas, gdy dziecko
„przyniosło” sobie imię germańskie, chociażby pochodziło od znanego i wybitnego
świętego. Imiona wybierano z modlitewnika lub kalendarza. Pod wpływem Kościoła
nie uznawano imion słowiańskich, chyba że nadawano je obok imion katolickich [31].
Do najczęściej wybieranych imion na terenach
Wielkopolski, wśród minionych pokoleń należały: Bolesław, Franciszek, Ignacy,
Jan, Józef, Kazimierz, Maciej, Mieczysław, Stanisław, Walenty, Wojciech, oraz
żeńskie formy tych imion, a także: Agnieszka, Jadwiga, Maria, Marianna,
Pelagia, Wanda, Zofia [32].
Unikano nadawania dzieciom imion
obcych, tj. germańskich, protestanckich. Nie nadawano także imion po przodkach
zmarłych tragicznie, bądź przedwcześnie, aby nie sprowadzić na dziecko
przedwczesnej śmierci [33].
Dzień
urodzin, prawdę o tobie powie.
Trzy zorze.
Przyjście
na świat dziecka, wiązało się rzecz jasna ze zwyczajem przepowiadania zapisanej
mu przyszłości – wszak radość z którą je witano, wiązała się też z ciekawością
znajomości jego dalszych losów. Obyczaj ten posiadał swoją genezę (zapewne
jeszcze) z pogańskich czasów, gdy wierzono w wizyty gości „nie z tego świata”,
które zjawiały się nad kołyską, by obwieścić noworodkowi jego przyszłość. Do naczelnych
istot – bóstw, sprawujących pieczę nad ludzkim losem zaliczano Roda, oraz
Rożanicę, a w dalszej kolejności służące pomniejsze boginie zwane - rodzanicami
(u Skandynawów - norny, u Greków - mojry, rzymskie - parki). Wyobrażano je
sobie w liczbie trzech, bowiem personifikowały sobą: „to co minione”, „to co
trwa obecnie”, i „to co dopiero nadejdzie”. Były
to niewidzialne istoty płci żeńskiej rozstrzygające zaraz po urodzeniu
człowieka o jego losie. Rzecz ciekawa, że folklor rosyjski, ukraiński,
białoruski, zachodniosłowiański, bułgarski nazwy tej dziś nie zna, ale ponieważ
pojawia się ona Słoweńców i Chorwatów(słoweńskie rojenica, chorwackie roženica), wynikałaby dawna geneza i nazwy, i rzeczy. W
Bułgarii przybywają do dziecka o północy trzy narečnici, aby wyznaczyć mu przyszłość zostawiając na czole znak
na czole. Oczekując na ich przybycie i aby zjednać ich przychylność,
przygotowuje się dla nich poczęstunek i pieniądze. U Czechów to cudička, słoweńska soje nica, serbsko-chorwacka – suženica, urobione od ogólnosłowiańskiego soditi – „sądzić” [34]. A. Gieysztor przypuszczał, że istoty te mogły być
zrodzone z dusz zmarłych kobiet – a któż miałby znać lepiej przyszłość jak nie
zmarli?
Innym
bytem będącym personifikacją ludzkiego losu, powiązanym z rodzancami, była Dola
– znana u Słowian Wschodnich, Serbów, Chorwatów, ale i w Polsce – także w
Wielkopolsce [35].
Tymczasem, Aleksander
Brückner, nawiązując do omawianych tutaj wierzeń przywołał zapomniany
już zwyczaj „popielin” – obowiązujący ongiś także na ziemiach Wschodniej
Wielkopolski: z ruskich źródeł wiemy, że
ofiarowywano chleby, ser i miód rodu i rodzajnicom i fejom, które albo stawały
widoczne nad kolebką nowo narodzonego i mu życie błogosławiły lub klęły, albo
były boginiami porodu, łagodziły boleści porodowe, albo jedno i drugie łączyły;
dziatkom strzeżono pierwsze włoski i dawały je rodzanicom; baby kaszę ważyły
dla nich; kasza była obrzędowym daniem i dziś jeszcze kładą na Rusi i w Czechach
grosze „w kaszę” dla „babki”. U nas o tym wszystkim zupełnie głucho; odwiedzają
położnicę i przynoszą jej wiktuały „na popielinki” lub „popieliny” (w
poznańskim i kaliskim) [36]. W
przypisach do niniejszego stwierdzenia, autor starał się rozszyfrować zagadkową
nazwę dla tego zwyczaju, choć jak sam podkreślał – były to wyłącznie
przypuszczenia: gdybym fantazji puszczał
wodze powiedziałbym, że „Popieliny” przezwano od „popiołu”, jakim odwiedzające
kumoszki położnicę i noworodka posypywały dla „recepcji”, dla przyjęcia go do
ogniska domowego [37].
Tak oto przedstawia się słowiańska
otoczka wierzeń i zwyczajów związanych z przepowiadaniem przyszłości
nowonarodzonemu dziecku. Przyjrzyjmy się teraz najprostszym sposobom, w jaki starano
się ją odczytać samodzielnie – bez polegania na pomocy, istot nadprzyrodzonych:
- Wróżby dotyczące
pory dnia, w trakcie której przyszło na
świat dziecko: północ (bądź w trakcie burzy z piorunami) – dziecko będzie
najszczęśliwsze ze wszystkich; świt – dziecko będzie żywe, tzn. „nie ospałe”; rano bądź przedpołudnie – dziecko będzie
stateczne i mądre; popołudnie – dziecko będzie płoche; wieczór – będzie
utalentowane (Dobrzyca) [38].
- Wróżby dotyczące
konkretnego dnia tygodnia, w którym przyszło na świat dziecko:
najszczęśliwszy – czyli sobota, bowiem uważana za dzień Matki Boskiej; dni
nieszczęśliwe – niedziela, poniedziałek (dzień pusty- zawiązujący tydzień),
piątek – dzień śmierci Chrystusa, zakończenie tygodnia [39].
- Wróżby dotyczące
miesiąca, w którym dziecko przyszło na świat: za pechowy miesiąc do narodzin to maj – gdyż
„piątka” to pechowa liczba w kulturze ludowej, zarówno w odniesieniu do dnia
jak i miesiąca. Uważano, że dziecko urodzone wówczas będzie nieszczęśliwe.
Czerwiec – dzieci urodzone wówczas to „piszczki” i „płaczki”.
Miesiące pomyślne to: sierpień - „pełnia lata, dobrobyt w
życiu”;, grudzień (długi życie) [40].
- Znaki zodiaku - gdzieniegdzie
jak w Gostyńskiem, położonym w Zachodniej Wielkopolsce, wróżono na podstawie
znaku zodiaku. Przykładowo: dzieci spod znaku „kozła”- posadzano o bycie
skłonnymi do kłótni; dzieci spod znaku „ryb” – miały być zimne w usposobieniu [41].
Poza tym okazją do czynienia wróżb dla
dziecka, była rocznica jego pierwszych urodzin. Rozstawiano wówczas przed maluchem różne przedmioty i bacznie
obserwowano co wybierze. Na tej
podstawie wnioskowano o jego przyszłości:
- książka – dziecko będzie mądre, lub pobożne;
- piasek – wcześniej umrze;
- nożyczki - będzie krawcową;
- pieniądze - będzie chciwe, albo bogate;
- kieliszek – oznaczał pijaka;
- młotek – zwiastował kowala [42].
Czasem też o tej samej godzinie, o
której dziecko przyszło na świat dawano mu do rozsupłania „pępek”, tj.
zachowaną od chwili jego narodzin pępowinę . Uważano wówczas, jeśli go rozwiąże
to oznaczać będzie, że pociecha wyrośnie na osobę mądrą, i będzie umiało
pokonywać trudności. Potem pępek wyrzucano [43].
Niekiedy też po raz pierwszy przycinano dzieciom włoski
nożyczkami – co symbolizowało, że są już „odchowane”, tzn. mają już za sobą
pierwszy – najważniejszy rok życia [44].
Czas
połogu, oraz opieka i pielęgnacja noworodka.
Izba chaty, w Grodzisku na Zawodziu, Kalisz.
Położnica (ciekawostka: w okolicach
Śmigla, w Zachodniej Wlkp., zwana była – „sześciuniedziółką” [45]), w kulturze
ludowej przeważnie uważana była za „chorą”, „nieczystą” - toteż dotyczyło ją
wiele zakazów – uniemożliwiających jej „psucie” otoczenia wokół siebie. Za „okres
nieczysty” uważano czas pierwszych 6 tygodni (po narodzeniu chłopca), lub 3-4
tygodni po narodzinach dziewczynki [46]. Wówczas położnicy nie wolno było:
czerpać wody ze studni, ani chodzić do piwnicy – bo: „by się robactwo zalęgło”;
ani karmić drobiu – bo: „by wszystko wyzdychało”; ani chodzić na cmentarz,
zwłaszcza z dzieckiem - aby mu nie zaszkodzić [47]. Zakaz przekraczania progu
domu dotyczył ją aż do „wywodu” (zwanego
przeważnie „oczyszczeniem”, albo „błogosławieństwem dla dziecka”) [48]. Charakterystyczne jest przy tym to, że do wywodu nie chodzą panny, które według
zwyczaju wywodzone są dopiero po ślubie
i urodzenia dziecka z prawym mężem [49].
Znajdując się w okresie karmienia piersią, powinna była
także wystrzegać się spożywania potraw kwaśnych: kiszone ogórki, bądź kapusta,
czy też pokarmy zawierające w swym składzie ocet.
W ciągu
połogu, tj. pierwszych sześciu tygodni życia dziecko i matka kąpane były
codziennie - potem co drugi dzień i rzadziej, zimą starano się w ogóle nie
kąpać [50]. Dzieci myto od głowy w dół –
inaczej wierzono, że by nie urosły.
Niektórzy praktykowali zwyczaj by do chrztu ulewać wodę po
kąpieli dziecka w odosobnione miejsce – aby dziecko zapewnić dziecku spokojny sen
[51]. W tym czasie nie wywieszało się także pieluch za okno, by „coś złego nie
zaszło” [52]. Poza tym, aby uchronić dzieci przed urokiem, czy też staniem się
„odmiankiem”, „wyrzutkiem” „wyrodkiem” zawiązywano im na rączkach czerwone
wstążeczki [53]. Ponadto „dla zabezpieczenia” – na progu stawiano miotłę brzozową, „bo ciota wtedy przez próg nie
przeszła”, albo rozsypywano ziarenka maku przed progiem po to, „żeby ciota nie
zdążyła ich pozbierać, a inaczej wejść mogła” (Krzymów, Dolany) w tym celu
kładziono także dziecku pod poszuka wodę ze święconą wodą, grzebień i nożyczki
(…) gdzieniegdzie działanie „na wszelki wypadek” np. kropiono kąty mieszkania pomyjami (Krzymów) [54]. Do
innych praktyk ochronnych zaliczano także następujące przesądy: przez 9 dni, niekiedy do 6 tygodni od dnia
narodzin, nie wypożyczano nic z domu, „by nie wydać szczęścia” lub „żeby
dziecko nie krzyczało”, zaś do roku nie dają do rąk lustra, „bo zobaczy diabła,
przestraszy się i straci mowę”. W tym też czasie, tj. przed ukończeniem roku,
nie wolno dziecka przekroczyć, ponieważ „nie urośnie”, a także nie należy
obcinać mu paznokci i włosów „bo nie będzie się chowało”, paznokcie na ogół
matki obgryzają [55].
Huśtawka od posowy.
Małym dzieciom, prócz matczynego
mleka, podawano także pokarm w „węzołku”, na Ziemi Wieluńskiej nazywano go
„gałgankiem” [56]. Był to zazwyczaj cukier z chlebem – rozmiękczone w ustach
matki, cukier z masłem, lub miód i gotowane ziemniaki – zawinięte w szmatkę.
Zaś „węzołek”, czy też „gałganek” zawiązany na szyi często spełniał rolę smoczka.
Dawniej matki karmiły piersią swoje pociechy nawet do
czwartego roku życia, jeśli nie dłużej – M. Tarko podał przykład pochodzący ze
wsi wielkopolskiej, z 1956 roku, kiedy sześciolatek domagał się od swojej mamy
przysłowiowego „cyca”. Powód, dla którego decydowano się odstawiać od piersi dzieci
tak późno, wynikał z przekonania, iż karmiąca matka, nie zajdzie wówczas w
ciążę [57]. W późniejszych okresach starano się odstawiać dzieci od piersi na
„wiosnę, gdy ptaki przylatują”, ale - „byle nie w piątek, bo nie będzie rosło dalej”
[58].
Oprócz wspominanego wcześniej „węzołka” /
„gałganka”, do akcesoriów dziecięcych należy wyliczyć także: „koponka” –
korytko wystrugane z drewna lipowego, służące do wypieku chleba, w którym
kąpano malucha; zaś za meble służące do
spania dziecka uważano: wyściełaną słomą
kolebkę, oraz min. tzw. huśtawkę do powały [59].
Ubranka nowo narodowych dzieci
stanowiły: koszulka, oraz „jaczka” z tasiemkami do zawiązywania z przodu,
pieluchy, wełniana czapeczka, oraz „powijak”, zwany także „owijaczem”,
„zawijaczem”, „powojnikiem” – stosowany był, do owijania ciałka, aby „dziecko
się nie przełamało”. Ubranka były z
reguły „obhekolowane hakiełka”, tj.
ozdobnym haftem przy pomocy szydełka i kolorowych nici odpowiednio do płci
oczekiwanego dziecka: niebieskie – dla chłopców, różowe – dla dziewczynek [60].
Chrzest –
pierwszy najważniejszy rytuał inicjacyjny, na przykładzie wsi wielkopolskiej.
Boginka podmieniająca swoje dziecko.
Ważnymi osobami
w trakcie tego obrzędu, byli oczywiście kum (kumotr) – ojciec chrzestny i kuma
(kumoszka) – matka chrzestna – to osoby
wybrane przez rodziców dziecka najbardziej godne „”kumowania” czy „pokumania
się”, „skumania” (duchowego) po przez spełnienie głównej roli w obrzędowym
przyjęciu dziecka do zbiorowej społeczności [61].
Istniało także przekonanie, iż nadawanie ochrzczonym
dzieciom imion po kumach sprawi, że przejmą cechy swoich „drugich” rodziców –
„wrodzą się”, bądź „dadzą się” [62]. Wybranych chrzestnych wybierano do
kumowania, zazwyczaj po narodzinach dziecka – obowiązek ten spoczywał z reguły
na ojcu. Choć zdarzało się (jak to bywało w Krzymowie), że na kumów proszono
jeszcze przed narodzinami dziecka – by to przychodząc na świat przejęło na
siebie cechy przypisanych mu osób, które
miały nad nim czuwać [63].
Chrzestnych (krajeńskie:
„krzasnych”) wybierało się zazwyczaj z najbliższego otoczenia rodziny - mogły to być osoby spokrewnione z rodzicami
dziecka, ale wcale nie musiały. Często kumotrów wybierano pośród sąsiadów, oraz
przyjaciół rodziny – kierując się przy tym często ich majętnością, a nie religijnością
[64]. Nie rzadko decydowano się wówczas na wybór osób niezamężnych – istniało
nawet przeświadczenie, że kawaler i
panna, którzy wspólnie kumowali dwa razy, co prawda zdarza się rzadko, pobiorą
się na pewno, nawet jeśliby nie mieli takiego zamiaru, a małżeństwo ich
będzie bardzo szczęśliwe [65]. Bycie
chrzestnym postrzegane było jako zaszczyt (nie wypadało odmówić rodzicom,
proszącym na kuma – oznaczało to bowiem ich obrazę), bowiem stanowiło wyróżnienie wśród danej społeczności, ale
także ogólnie wróżyć miało szczęście w przyszłym małżeństwie. Niezamężne
dziewczęta chętnie zgadzały się zostawać chrzestnymi znajdków, gdyż wierzyły,
że dzięki temu będą miały, przy zamążpójściu jeszcze większe szczęście, niż w
przypadku „zwyczajnego” kumostwa. Wynikało to z ogólnie pokutującego w kulturze
ludowej przekonania, że coś niezwykłego
przynosi szczęście, np. narodziny w czepku, a także małżeństwo zawarte przez
osoby posiadające tych samych rodziców chrzestnych bądź tylko wspólną matkę
chrzestną, bądź chrzestnego [66].
Rzadko decydowano się poprosić o
bycie chrzestnymi osoby starsze, jeśli tak - zazwyczaj określano je mianem
„pamiętnych” – czyli, zapisanych w pamięci wsi, bądź rodziny, bądź takie którym
dzieci nie umierały [67]. Jak już powiedzieliśmy sobie wcześniej - ciężarnych
na kumę nie proszono wcale. W Krzymowie istniał także zwyczaj wybierania, nawet
dwóch, bądź trzech par chrzestnych – jeśli kandydatów do tej roli widziano
wielu. Wówczas, najważniejsi w trakcie chrztu trzymali sieczko, pozostali
wstążkę lub „kapkę’ poduszki [68].
Rola jaką
odrywali kumowie, w tradycji wsi bardzo często przybiera postać „drugich
rodziców”, a nawet „zastępczych rodziców” – gdy ich chrześniak, bądź
chrześniaczka zostaną osieroceni, bądź porzuceni przez rodzonych rodziców. Stąd
też oczekuje się od chrześniaków, aby z należytym szacunkiem traktowali swoich
chrzestnych – np. w Dębiczach w pow. ostrzeszowskim pokutował zwyczaj by młodzi
w wyrazie szacunku całowali ich w rękę.
Bycie kumem, bądź kumą opierało się na wspieraniu
powierzonego im dziecka w ważnych momentach życia jak: komunia, ślub, a nawet
pogrzebie własnego chrześniaka. Utarło się, że na ślub chrzestna daje koszulę chrześniakowi, a chrześniaczce – welon i
buciki, „na szczęście”. Chrzestny przeważne daje obojgu gotówkę [69].
Chrzest. Pierwszym etapem tego dnia
było przybycie chrzestnych do domu rodziców dziecka i wręczenie im
przeznaczonych dla malucha podarków. Wręczając je rodzicom mawiano: „żeby nie było nagie” (Wrzeszczyna). W
zwyczaju jest od dawna darowanie przez chrzestnych koszuli dla dziecka: „jak mu
się jej teraz nie da, trzeba będzie dać przy ślubie (Krzymów). Oprócz koszuli
chrzestni darowują nieraz sukienkę lub ubranko, poduszkę dla dziecka, a czasem
tylko pieniądze. Do chrztu służy dziecku często ta sama koszula, która nosiło
starsze rodzeństwo po kolei, „aby dzieci szanowały się”. Poduszka, do której
kładą dziecko po kąpieli i nakarmieniu, i w której podaje się je do chrztu,
przybierana bywa zieloną „Mertą” i wstążką koloru różowego (dla dziewczynki)
lub jasnego (dla chłopca) [70]. Na
Krajnie dziewczynki ubierano na różowo, chłopców zaś na niebiesko [71]. Przed wyjściem z domu kuma lub kum bierze na
ręce dziecko (odpowiednio do swojej płci) i podaje uroczyście do pocałowania
matce dziecka, ojcu i rodzeństwu i stojącym obok krewnym, „żeby się kochali”; następnie
całują je sami (powszechne). Kumowie wzajemnie też się niekiedy całują, „aby
dziecko było miłe dla ludzi” (Krzymów) [72].
Następnie, przed wyjściem z domu
kuma brała na ręce dziecko (dawniej czyniła to „babka”), na których nieść je
miała w trakcie drogi do kościoła. Po tym, kumowie żegnali się z pozostałymi w domu biesiadnikami
słowy: „No, bierzemy wom poganiana (Żyda,
Turka), przywieziemy Chrześcijanina”. Podobną formułkę wygłaszać będą po
przyjściu do chrztu, ogłaszając, że oto przywieźli Chrześcijanina [73].
Wychodzących z reguły, żegnała „babka”, czyniąc „kropidkiem” umoczonym we
święconej wodzie znak krzyża.
W drodze do kościoła, przykładano
baczną uwagę do poszczególnych zachowań rodziców chrzestnych – wierzono, że
maluch w tych szczególnych chwilach skłonny jest przejąć od nich („wrodzić
się”), zachowania które w przyszłości miały rzutować na całe jego życie.
Przeświadczenia te były oparte na zasadzie magicznego myślenia: „podobne czyni
podobne”- unikano zatem gestów niepożądanych, starano się zachować te
przykładne.
W trakcie owej podróży chrześni starali się zachowywać
przykładnie i uczynnie, być dla siebie miłymi – aby dziecko takie było; nie
pito wówczas wódki – by maluch nie został pijakiem; nie kłócono się ze sobą –
by chrześniak nie był kłótliwy, lecz zgodny; pokutowała zasada, że cały orszak
powinien zachowywać się wesoło, acz niezbyt głośno – by dziecko było miłe i
skromne; nie zatrzymywano się także nigdzie – by dziecko nie było niedołęgą, ani
ślamazarą [74]. Obserwowano także zachowanie samego dziecka w trakcie podróży:
jeśli było płaczliwe - przepowiadano mu że będzie śpiewakiem, jeśli zaś było
spokojne – miało być jako dorosły dobre i spokojne [75]. Zanikł już zwyczaj całowania się kumów za ołtarzem, znany dawniej min.
na Pałukach i Kujawach [76].
W kościele kuma
- trzymała do chrztu dziewczynkę, zaś kum - chłopca, ponadto istniały także
pewne przesądy i wróżby związane z momentem samego chrztu. Jeśli ksiądz miałby
się pomylić w trakcie formuły rytuału- dziecko miało przeistoczyć się w zmorę, lub
miało później problemy z mówieniem [77] [78]. Jeśli chrzestni pomylili słowa
modlitwy – dziecko mogło zostać krętaczem (Dębicze). Na koniec ceremonii kum
lub kuma obnośli dziecko dokoła ołtarza: jeśli dziecko zachowywało się dobrze –
to szli z prawej strony, a jeśli źle – to z lewej, a następnie składali w jego
imieniu ofiarę pieniężną [79].
Po powrocie z kościoła do domu
rodziców, kumotrzy dawali tzw. „wiązarek” – czyli pamiątkę chrztu. Jest to tradycyjny od kumów dla dziecka, „aby miało zalążek
swego i trzymało się gospodarstwa [80].
Dawniej było to pudełko tekturowe, zawierające sumę pieniędzy, oraz karta będącą pamiątką chrztu.
Co ciekawe, w niektórych wsiach, pierwszą czynnością po
powrocie z ceremonii było położenie dziecka, przez chrzestnych na gołym stole,
„żeby było śmiałe”, by „było dobrym gospodarzem”, a w przypadku dziewczynek – kładziono
je przy piecu, bądź pod stołem przykrytym obrusem, by: jako panna „była
wstydliwa i trzymała się domu”. Opisany obyczaj odwołuje się niewątpliwie do
dawnych praktyk słowiańskich, lecz jak wynika ze źródeł, przykłady jego
praktykowania pochodzą z terenów Zachodniej Wielkopolski (Szamotulskie i
Kościańskie) [81].
W końcu,
aby uczcić chrzest - powitać ochrzczonego malca w rodzinnym i lokalnym gronie,
organizowano na jego cześć przyjęcie, które początkowo wyprawiano w pobliskiej
karczmie, a w późniejszych pokoleniach – w jego rodzinnym domu. Jak nadmieniał
M. Tarko, uroczystość ta bywała na tyle zakrapiana alkoholem, iż czasem
zdarzało się, że całkowicie zapominano… o bohaterze dnia, którego gdzieś
zawieruszano (sic!).
Zasiadając do stołu pamiętano o
przestrzeganiu obowiązującej hierarchii - zaszczytne miejsce przy stole
zajmowali oczywiście chrzestni dziecka, którzy siadali obok siebie blisko – „
żeby dziecko miało gęste zęby” [82]. Obok nich siadał ojciec dziecka – zarazem
wodzirej biesiady; matka jako karmiąca zajmowała miejsce uboczne [83]. W
Najbliższą niedzielę po tym wydarzeniu urządzano kolejnego przyjęcie, zwanego
„poprawinami” – odbywało się ono jednak w mniejszym gronie – zazwyczaj najbliższej rodziny [84].
Autor: Marta Kaleta.
Przypisy.
1.
Zob.
M. Tarko, Obrzędy narodzinowe, [w:] Kultura ludowa Wielkopolski, t. III, J.
Burszta (red.), Poznań 1967, Wydawnictwo Poznańskie, s. 92.
02. Zob. Tamże.
03. Tamże, s. 101.
04. Zob. Tamże, s.
102.
05. Zob. Tamże.
06. Tamże.
07. Tamże, s. 120.
08. Tamże.
09. Tamże, s. 102.
10. Tamże, s. 103.
11. Tamże.
12. Tamże.
13. Tamże.
14. Tamże.
15. Tamże, s. 104.
16. Tamże, s. 120.
17. Tamże, s. 104.
18. Tamże, s. 120.
19. Tamże, s. 89.
20. Tamże.
21.
Folklor
Ziemi Wieluńskiej, Obrzędy, wierzenia i
zabiegi magiczne, (stan na dnia: 01.12.2017):
22. Zob. A. F.
Majewicz, Dzieje i legendy Ajnów,
Warszawa1983, Państwowe Wydawnictwo Iskry.
23. Zob. K.
Gołdowski, Postrzyżyny i zapleciony,
(stan na dnia 01.12.2017):
24. Zob. P.
Kowalski, hasło: imię, [w:] Leksykon znaki świata: omen, przesąd,
znaczenia, Wrocław-Warszawa 1998, PWN.
25. Zob. M. Tarko,
dz. cyt., s. 104.
26. Zob. Tamże.
27. Tamże.
28. Tamże, s. 120.
29. Zob. Tamże, s.
105.
30. Zob. tamże, s.
104.
31. W. Sobisiak, Ludowe
zwyczaje prawne,
[w:] Kultura ludowa Wielkopolski, t.
III, J. Burszta (red.), Poznań 1967, Wydawnictwo Poznańskie, s.
205.
32. Zob. M. Tarko, dz. cyt., s.
120.
33. A. Gieysztor, Mitologia
Słowian, Warszawa 1986, Wydawnictwo Artystyczne i Filmowe, s. 154.
34. Zob. T.
Wróblewski , Demony i wyobrażenia demonologiczne, [w:] Kultura ludowa Wielkopolski, t. III, J.
Burszta (red.), Poznań 1967, Wydawnictwo Poznańskie.
35. A. Brückner , Mitologia
słowiańska i polska, Warszawa 1985, PWN, s. 272.
36. Tamże
(przypisy).
37. Zob. M. Tarko,
dz. cyt., s. 105.
38. Zob. Tamże.
39. Zob. Tamże.
40. Zob. Tamże, s.
120.
41. Zob. Tamże, s
117.
42. Zob. Tamże.
43. Zob. Tamże.
44. Zob. Tamże, s.
111.
45. Zob. Tamże.
46. Zob. Tamże.
47. Zob. Tamże.
48. Zob. Tamże.
49. Zob. Tamże, s.
107-108.
50. Zob. Tamże, s.
108.
51. Zob. Tamże.
52. Zob. Tamże, s.
110.
53. Tamże.
54. Tamże.
55.
zob. Folklor Ziemi Wieluńskiej, dz. cyt.
56.
Zob. M. Tarko, dz. cyt., s. 121.
57.
zob. Tamże, s. 109.
58.
zob. Tamże, s. 101.
59.
zob. Tamże.
60.
Tamże, s. 111.
61.
zob. Tamże, s. 112.
62.
zob. Tamże, s. 113.
63. zob. E.
Rodek, Kultura ludowa Krajny, (stan
na dnia: 01.12.2017):
64.
M. Tarko, dz. cyt., s. 112.
65.
zob. Tamże, s. 121.
66.
Zob. Tamże, s. 113.
67.
Tamże, s. 121.
68.
Tamże, s. 114.
69.
zob. E. Rodek, dz. cyt.
70.
M. Tarko, dz. cyt., s. 114.
71.
Tamże, s. 114-115.
72.
zob. Tamże.
73.
zob. Tamże.
74.
Tamże, s. 121.
75.
zob. E. Rodek, dz. cyt.
76.
zob. M. Tarko, dz. cyt. 115.
77.
zob. Tamże.
78.
Tamże, s. 121.
79.
zob. Tamże, s. 115.
80.
zob. Tamże, s. 116.
81.
zob. Tamże.
82.
zob. Tamże.
Bibliografia.
1.
Brückner Aleksander, Mitologia słowiańska i
polska, Warszawa 1985, PWN
2.
Gieysztor
Aleksander, Mitologia Słowian, Warszawa 1986, Wydawnictwo Artystyczne i
Filmowe.
3.
Kowalski
Piotr,Leksykon znaki świata: omen,
przesąd, znaczenia, Wrocław-Warszawa 1998, PWN.
4.
Majewicz
Alfred F., Dzieje i legendy Ajnów,
Warszawa1983, Państwowe Wydawnictwo Iskry.
5.
Tarko
Medard, Zwyczaje i obrzędy narodzinowe, [w:] Kultura ludowa Wielkopolski, t. III, J.
Burszta (red.), Poznań 1967, Wydawnictwo Poznańskie.
6.
Wróblewski
Tadeusz, Demony i wyobrażenia demonologiczne, [w:] Kultura ludowa Wielkopolski, t. III, J. Burszta (red.), Poznań
1967, Wydawnictwo Poznańskie.
Źródła Internetowe:
1.
Folklor
Ziemi Wieluńskiej, Obrzędy, wierzenia i
zabiegi magiczne:
2.
Gołdowski
Kamil, Postrzyżyny i zapleciony:
3.
Rodek
Ewa, Kultura ludowa Krajny:
Spis ilustracji.
1. Bogini Lela:
2. Przed burzą:
3. Trzy zorze:
4. Izba chaty, w Grodzisku na Zawodziu, Kalisz:
Fotografia autorki.
5. Huśtawka od posowy:
M. Tarko, Obrzędy narodzinowe, [w:] Kultura ludowa Wielkopolski, t. III, J.
Burszta (red.), Poznań 1967, Wydawnictwo Poznańskie.
6. Boginka podmieniająca swoje dziecko:
B. Baranowski, W kręgu upiorów i wilkołaków, Łódź 1981, Wydawnictwo Łódzkie.
B. Baranowski, W kręgu upiorów i wilkołaków, Łódź 1981, Wydawnictwo Łódzkie.