poniedziałek, 27 listopada 2017

Kalendarz obrzędowy - lato: Noc Świętojańska, oraz zwyczaje i święta rolnicze.



Śmiało możemy ogłosić, iż niniejszym artykułem znaleźliśmy się na półmetku omawiania wschodniowielkopolskiego cyklu dorocznego. Po kolei omówiliśmy sobie święta, oraz zwyczaje dotyczące poszczególnych pór roku, tym samym zataczając pełen krąg doroczny. Jednakże to nie koniec, kolejne trzy części, stanowić będą kontynuację opracowywanego przez nas cyklu - przeniosą nas jednak w świat obrzędów dotyczących sfery osobistej, danej rodziny: narodzin, ślubu, oraz pogrzebu.

Tymczasem skupmy się na przedstawieniu letnich obyczajów kultury ludowej Wschodniej Wielkopolski. Omówimy sobie tutaj święta i zwyczaje bardziej lub mniej znane...a raczej zapomniane. Przedstawimy także podstawowe zasady, którymi kierowali się nasi przodkowie, dbając o urodzaj plonów własnej ziemi. Część artykułu zilustrują fotografie, prezentujące współczesną sztukę ludową (obrzędową), pochodzące ze zbiorów fotografii gminy Rychwał. 







 Za czasów kiedy słońce było bogiem…


            Powszechnie znanym jest fakt, że obrzędy związane z letnim przesileniem, przypadającym na okres 23 czerwca (wigilię św. Jana), w swej genezie wywodzą się z czasów pogańskich. Sprawiał on, że ludowe zwyczaje praktykowane tego dnia były surowo potępiane przez kościół – choć (jak to miało miejsce w przypadku ludowej obrzędowości, związanej z obchodami poszczególnych świąt) nie udało się całkowicie wykorzenić obyczajów z nim związanych. Kupała, Kupalnocka, sobótka, noc świętojańska – bez względu jak nazwać tę noc w roku, pozostaje „spokrewniona” z tradycjami pozostałych ludów indoeuropejskich: germańska noc Walpurgii (z 30 kwietnia, na 1 maja), celtyckie: Beltaine (z 30 kwietnia, na 1 maja). Z Nocą Świętojańską (podobnie jak i pozostałymi, przytoczonymi tutaj świętami) związane są przekonania dotyczące rzekomego, czasu wzmożonej działalności czarownic, oraz dziwów wszelakich. Z tego też względu wierzono, iż zioła zbierane w trakcie trwania tej nocy, posiadają wyjątkowe właściwości, nie sposób także pominąć znanego z podań motywu poszukiwania mitycznego kwiatu paproci.
Obchody omawianego święta, podobnie jak Zaduszki, Boże Narodzenie, oraz Wielkanoc, opierały się na pradawnym, obrzędowym świętowaniu przesilenia – tym razem letniego. W związku z tym, zwyczaje praktykowanego owego czasu, w swej genezie nawiązywały do kultu słońca (reprezentowanego przez pierwiastek ognia), oraz symboliką wody. Znaczenie rytualne przytoczonych przed chwilą żywiołów omawialiśmy sobie przy okazji Wielkanocy, nie będziemy się zatem powtarzać. Na aspekt rytualnego oczyszczenia poprzez wodę i ogień wskazuje etymologia nazwy  „kupała” i jej pochodnych, zachowanych u Słowian wschodnich, utworzone od słowa oznaczającego kąpiel / kąpanie [1]. V. N. Toporow wskazywał na możliwy związek  rdzenia „*kup-” oznaczającego „kąpać się, pogrążać się w wodzie”; z rdzeniem „*kup-”, „*koup-eti”, posiadającym następujące znaczenia: „ płonąć”, „wrzeć”, gniewać się”, „namiętnie pożądać”, powołując się przy tym na błr. „kupalo” – „ognisko”, „kup’ec” – „tleć” [2]. Stąd też częste skojarzenia z mającymi wówczas miejsce rytualnymi orgiami, mającymi ścisły związek z kultem płodności, bowiem Kupała powszechnie była określana świętem miłości. Także w późniejszych czasach (choć przywrócone także w trakcie ostatnich pokoleń), było popularne czynienie wróżb matrymonialnych. Polegały one na „puszczaniu” do wody, przez stojące na jednym brzegu rzeki dziewczęta wianków, z ustawioną w środku świeczką; a następnie wyławianie ich za pomocą długich kijów przez młodzieńców, stojących na drugim brzegu. Czasem chodziło także o zetknięcie się ze sobą wianków, rzekomo przeznaczonej sobie pary. Jeśli do tego doszło, bądź wianek został wyłowiony, czy też po prostu bez przeszkód popłynął z nurtem rzeki – wróżba była pomyślna, oznaczała bowiem szybkie zamążpójście dziewczyny, chociażby za upatrzonego kawalera. Natomiast, niepomyślną wróżbę stanowiły: zgaśnięcie świeczki, zatonięcie wianka, bądź jego zaplątanie w sitowiu.
Rola, jaką owej nocy odgrywała magia wody, uobecniała się także w akcie rytualnych kąpieli, której zażywano (zapewne począwszy od pogańskich czasów), w celu oczyszczenia i regeneracji sił witalnych. Poniekąd zachowało się to także w dość powszechnym, we powszechnym na wsi wielkopolskiej przekonaniu, że od św. Jana wolno zażywać kąpieli w otwartych zbiornikach wodnych, przy czym starano się zniesienie zakazu tłumaczyć racjonalnie, warunkami pogodowymi [3].





Kolejnym motywem, nieodłącznie kojarzącym się z Nocą Świętojską było palenie ognisk – choć, jak podają opracowania związane z folklorem Wschodniej Wielkopolski – tradycja ta zamarła na ich ternach około XIX w., a nawet wcześniej. Zostały one „wskrzeszone” dopiero w drugiej połowie XX w., lecz zatraciły wówczas swój pierwotny sens, zyskując jedynie charakter ludyczny. Odwołując się zatem do dawnych tradycji, warto powiedzieć, że rytualne ogniska, z reguły palono nad rzeką, tudzież innymi zbiornikami wodnymi. Na Krajnie, Jeżeli nie było w pobliżu żadnego akwenu wodnego, to stosy sobótkowe wznoszono na wzgórzach, polanach czy też na polu. Uważano, że są to miejsca chętnie nawiedzane przez istoty z tamtego świata, co nadawało obrzędowi charakteru magii, tajemniczości. Dziewczęta tańczyły wokół ognia, wrzucając siedem magicznych ziół (rosiczkę, płomyk, bylicę białą, dziewannę, rutę, szałwię i dziurawiec) i śpiewały, prosząc św. Jana o miłość i udane małżeństwo (…). Potem kończyło się świętowanie, a zaczynała ciężka praca - ,,..na świętego Jana z kosą do siana”. Powszechnie wierzono, że osoby biorące czynny udział w sobótkowych uroczystościach przez cały rok będą żyły w szczęściu i dostatku [4].      
            Natomiast po zachodniej stronie Prosny z okolic Pleszewa udało się Kolbergowi uzyskać informacje o praktykowanym tu dawniej zwyczaju, o paleniu poza wsią  nieprzydatnych smolnic (naczynie do smarowania osi). Przez ogień ten przeskakiwali parobcy, a niekiedy i dziewczęta, ta która skacząc wpadła w żar ognia uznawana była za czarownicę. Jednakże już w momencie sporządzania notatki zwyczaj ten był nieaktualny. Kolberg zapisał że ustał on około 1800 roku [5].
Ponadto, w okolicach Kalisza, znana była także tradycja palenia kukły św. Jana („wypalanie św. Jana”): starsi chłopcy robią kukły ze słomy i jałowca lub brzeziny, zakładają je na wysokie tyczki i niosą zapalone przez wieś na pole. Tam rzucają na ziemię, podsycają ogień drzewem. Schodzi się młodzież z całej wsi, niekiedy i starsi ludzie, śpiewają pieśni różne, jakie kto sobie przypomni [6]. Być może zwyczaj ten, był efektem próby wyparcia przez kościół katolicki pogańskiego obrzędu, ostatecznie dopuszczając do jego praktykowania w wyżej wymienionej formie. Podobnie rzecz miała się z przytaczanym we wcześniejszych artykułach, przykładem zastępowania topieniem Marzanny, której postać w obrzędowości ludowej miał zastępować Judasz.
            Tymczasem w kaliskim Dobrzecu znany był także jeszcze zwyczaj, praktykowany jedynie tam, nigdzie indziej: starsi chłopcy rychło rano zatykali na stodołach bukiety polnych kwiatów. Bukiet związany wstążeczką lub sznurkiem  przywiązywano do dość długiego kija i zatykano na dachu stodoły. Rano, gdy ludzie ze wsi szli do kościoła, oglądali bukiety i decydowali, który jest ładniejszy [7].
            Rytualne oczyszczenie poprzez moc ognia, zapewniało nie tylko praktykowane dawniej skakanie przez ogień, czy też palenie symbolicznych kukieł, lecz także okadzanie zwierząt: We wsi Siekierki powiat średzki wieczorem tego dnia kobiety idąc doić krowy zabierają ze sobą żarzące węgle oraz wianki z ubiegłego roku i kadzą nim wymiona krów – aby dobrze się doiły [8].
Magiczną ochronę miało zapewnić także okadzanie dymem, palonych w trakcie tej wyjątkowej nocy ziół. Zrywano młode gałązki brzóz, zapalano je, a następnie obchodzono z nimi pole i zagrodę i wsadzano w ziemi, aby uchronić plony przed nieszczęściem. Zwyczaj ten praktykowany był także w Wielkopolsce. Po zachodzie słońca w wigilię św. Jana zatykano zielone gałązki we wrota, w płoty, dachy i w drzwi domów, wierzono, że mają one moc czarodziejską [9]. Robiono tak we wsiach Dębicz i  Mączniki w powiecie średzkim, oraz w Pleszewie [10].


Poza tym  na Krajnie istniał szereg zabiegów magicznych mających na celu zabezpieczenie od działalności czarownic i złych mocy. Przed czarownicami, czyli ciotami zabezpieczano się przez rysowanie święconą kredą krzyży na drzwiach wejściowych do domostwa i budynków gospodarczych; w tym samym celu malowano także krzyże smołą; czarne krzyże malowane w stajni miały odstraszać zmory napastujące konie w nocy; przed ciotami zabezpieczała także miotła stawiana na progu; ślady wiary w cioty zachowała się w okolicach wsi Podróżna, gdzie wznosi się góra Heksenbeś (od niem. Hexenberg, die Hexe – czarownica); także w okolicach Osieka, na Dębowej Górze miała swoją siedzibę bardzo groźna czarownica [11].
Podobnie czyniono na Pałukach, kiedy to, w wigilię św. Jana zawieszano na drzwiach obór czarny bez, który według ludowych wierzeń skutecznie bronił przed siłami czartowskimi [12] i czarownic. Dodatkowo okadzano je dymem z palonych wianuszków ze święconych ziół i rysowano kredą na drzwiach krzyże [13]. Na marginesie dodać należy, że na niemal całym obszarze Wielkopolski nazwa „świętojanki” używana jest na oznaczenie popularnego krzewu owocowego porzeczki [14].



           

Letnie święta maryjne.

            Podobnie jak w przypadku Zielonych Świątek, oraz Bożego Ciała, a nawet wigilii św. Jana, także i trakcie święta Matki Boskiej Zielnej (Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny), w wsi wielkopolskiej, była żywa tradycja święcenia wianuszków ziół. Wieńce z ziół święcone tego dnia znajdowały zastosowanie przede wszystkim w weterynarii ludowej, a także jako zabezpieczenie przez czarami i urokami [15]. Około 30 ziół rosnących w Polsce zawiera w swoich ludowych nazwach imię Matki Boskiej, np. miętka Matki Boskiej to wrotycz, krewka MB – dziurawiec, pantofelki MB – lnica pospolita, kądziołki MB – koniczyna polna, ,,matką ziół” zwie się bylicę. Szczególnych symboli nabierały pęki ziół i kwiatów polnych, a wśród nich: lebiodka, mirt, rozmaryn, mak, koniczyna, wrotycz, borówka, ruta, bylica, dziewanna. Mirt jest symbolem dziewictwa, młodości, szczęścia, płodności, śmierci, oczyszczania, odradzania. Ruta ma zastosowanie przeciw urokom i czarom, uważana jako ,,lek na wszystko". Hyzop to roślina o tradycjach leczniczych i rytualnych, stosowana jako lekarstwo do oczyszczania płuc i do kropienia ludzi w celu oczyszczenia z grzechów. Dziurawiec był lekiem uniwersalnym i uznawanym za święte ziele. Wrotycz stosowany był jako lek wzmacniający siły, ratujący przed śmiercią i podtrzymujący dobre zdrowie, stosowano także do dekoracji potraw. Koniczyna dawała siłę życia, a w chrześcijaństwie stała się symbolem Trójcy Świętej. Dziewanna uosabiała władzę ducha nad ciałem. Mak natomiast przypominał zaświaty, uznawany był za symbol nocy, ciszy, snu. Barwinek posiadał moce czarowne i znany był pod nazwą fiołek czarownika [16].
Na Krajnie, zastosowanie ziół z wianuszków, poświęconych tego dnia miało także chronić przed tzw. „morowym powietrzem”, czyli zarazą, którą wyobrażano sobie jako postać w bieli, która chodziła po wsi i miotłą wgarniała chorobę do domu [17].
Tymczasem na Pałukach, do ziół święconych owego dnia należały: szałwia, ślaz „malwa”, róża, piwonia „peonia”, mięta,  melisa „rojownik”, wrotycz, piołun, a z każdego ziela brano trzy gałązki. Dodawano kłosy zbóż, marchew z nacią i owoc, najczęściej jabłko. Owe święcone zioła służyły jako lekarstwo, a ziarno z kłosów wysiewano w polu [ 18]. Do znaczenia ziół w medycynie ludowej jeszcze powrócimy w przyszłości, przy okazji omawiania artykułu w całości jej poświęconego.




 Bazylika Najświętszej Maryi Panny Niepokalanie Poczętej w Górce Klasztornej, koło Łobżenicy.


            Tymczasem powróćmy jeszcze na chwilę na Krajnę, gdzie we słynącym z cudów Klasztorze na Górce, istniała tradycja organizowania w ciągu roku, aż pięciu odpustów. Jeden z nich miał miejsce właśnie 15 sierpnia, w święto Matki Boskiej Zielnej, kiedy to formowana jest procesja, która obnosi relikwiarz „śpiącej Maryi” po gaju [19].
Zatrzymując się jeszcze na chwilę w tym miejscu, warto wspomnieć także o szlacheckiej tradycji pielgrzymowania w to miejsce, w trakcie odpustów. Jeszcze na początku XX w. ludowi gawędziarze wspominali „szlacheckie odpusty: „Na świętego Antoniego Padewskiego (13 czerwca) przypadał w Górce odpust szlachecki...Szlachta czciła św. Antoniego, bo on też był szlachcicem. I na ten dzień zjeżdżała się okoliczna szlachta od niepamiętnych czasów razem ze swoimi ludźmi. Na końcu prowadzono woły. Na wozach wieziono pitny miód polski i piwo, chleb. Po uroczystych nabożeństwach zabijano woły, pieczono na rożnie i rozdawano chleb i pieczone mięso. Zapijano piwo i miód. Najwięcej cieszyła się na to biedota pańska, bo miała okazję najeść się i napić do syta. A jak zabrakło piwa, dawał klasztor. Jak zabrakło w Górce, była Łobżenica niedaleko...Gdy Polska upadła i wypędzono zakonników, odpusty szlacheckie upadły. Drugi odpust szlachecki odbywał się 2 sierpnia, czyli Porcjunkula” [20].






            Kolejnym świętem maryjnym, ważnym dla dawnego kalendarza rolniczego było święto Narodzenia Najświętszej Maryi Panny (Matki Boskiej Siewnej). Przypada ono na dzień 8 września i w kulturze ludowej wyznaczało początek jesieni. Zgodnie z przyjętym obyczajem, praktyki związane z zasiewem nowych zbóż  należało rozpocząć od owego dnia, a zakończyć do św. Michała (dies natalis: 29 września) [21].
W wigilię święta Matki Boskiej Siewnej, starano się zasiać, nawet mimo panujących o tej porze niekorzystnych warunków klimatyczno-glebowych parę garści ziarna, aby nie zaznać głodu [22]. Pierwsze ziarna wysiewano ręcznie, często czyniąc znak krzyża. Szczęście przyszłym plonom miało przynieść też dodanie do siewnego ziarna ziół i zbóż święconych w dniu św. Szczepana w Boże Ciało. Praca siewcy zawsze trwała w cichym skupieniu i nie towarzyszyła jej warstwa pieśniowa ani muzyczna [23].
W całej Wielkopolsce istniał szereg zabiegów magicznych mających na celu wpłynięcie na pomyślność plonów. I tak: starano się siać ręcznie, ziarnem poświęconym w kościele, starając się rzucać je jak najwyżej, by plony wysoko rosły. Wodę, którą podlewano ziarna i sadzonki lano na siedząco  - by roślinom nie zabrakło wilgoci, a kobiety sadzące kapustę miały na głowach mocno powiązane chusty, by kapuściane głowy się „dobrze zawiązały. Sadzono i siano w wybrane dni – o czym już sobie wspomnieliśmy, a ich wybór często nie był przypadkowy – lecz podyktowany fazami cyklu księżycowego, co miało mieć wpływ na uprawy [24]. Dawna kolejność wysiewu zbóż ozimych zachowała się w przysłowiu: „Przed Bogarodzicą siej żyto przed pszenicą, a po Bogarodzicy bierz się do pszenicy”. W niektórych  wsiach w Wielkopolsce wschodniej i południowej do tego ziarna jeszcze w okresie międzywojennym dodawano zioła święcone w Boże Ciało [25]. Patronów otrzymywały także i inne rośliny uprawne, wysiewane po okresie żniw: św. Józef (dies natalis: 19 marca) – groch i rosada, św. Wojciech (dies natalis: 23 kwietnia) – sadzenie ziemniaków, św. Marek (dies natalis: 25 kwietnia) – owies, św. Filip ( dies natalis: 1 maja) – tatarka, św. Stanisław ( dies natalis: 11 kwietnia) – len [26].
Stare kalendarze gospodarskie, jak Memoriale oeconomicum, były źródłem porad opartych na wiejskich przesądach gospodarczych:
Pszczoły, aby dobrze się roiły , posmaruj im dziurki w ulu mlekiem owczym około św. Filipa  i Jakuba [1 maja], tedy będą prędzej roiły […]. Gospodarz dobry poczyna rok od św. Bartłomieja [24 sierpnia], albowiem do św. Bartłomieja ma wszystko z pola sprzątnąć i począć siać do św. Michała, albo najdalej po św. Michale w tydzień, a tak się starać ma, aby siać najraźniej [27].


Zapomniane święto.





Św. Wawrzyniec.
 

            Z dniem 10 sierpnia, pozostawała związana postać św. Wawrzyńca – którego obchody w wielkopolskiej kulturze ludowej, w XX w. uległy zapomnieniu. Święty ów postrzegany jest w tradycji chrześcijańskiej jako opiekun pasiek, oraz ogniska domowego. W związku z drugim z wymienionych aspektów O. Kolberg odnotował: w wilię ś. Wawrzyńca ognia już na wieczór w chałupie nie palą, i w sam dzień ten na zimno jedzą. Wieczorem dopiero rozniecają ogień nowy za pomocą zapałki, przez zwykłe jej potarcie – w ogóle co wieczór, gdy się ma iść spać, to gospodyni powinna ogieniaszek przeżegnać temi słowy: „W imię Ojca i Syna i Ducha świętego, Amen; święty Wawrzeńcze przebłogosławiony, tobie oddaję ogieniaszek sławiony, pod najświętszą twoją opiekę (Mączniki Dębicz) [ 28].


Żniwa i dożynki.




                   


Wieniec dożynkowy, autorstwa Piotra i Anny Barańczaków z Trzemeszna, pow. krotoszyński




                   Czas żniw w kulturze chłopskiej(w zależności  od gatunku roślin), rozpoczynał się z reguły od drugiej połowy czerwca, i trwał do drugiej połowy sierpnia. Na Krajnie rozpoczynano je zawsze w sobotę, a jeśli tego dnia była niepogoda, to koszono tylko trochę zboża Pierwsze kłosy zżynał zawsze gospodarz [29].  W okolicach Rogoźna, znajdującego się opodal granicy pomiędzy Zachodnią, a Wschodnią Wielkopolską prace żniwne rozpoczynano z dniem przypisanym św. Jakubowi (dies natalis: 25 lipca). Wiąże się z tym przysłowie: „Święty Jakub, żniwa zakup”. Przeważnie w dniu rozpoczęcia do południa świętują, a po obiedzie idą w pole, żeby chociaż kilka razy kosą pociągnąć [30].
                   Z  rozpoczęciem żniw, wiązane były także rytuały inicjacyjne, dotyczące młodych mężczyzn, po raz pierwszy piorących udział w sianokosach, bądź żniwach. Obrzęd, któremu byli wówczas poddawani, miał na celu nie tylko „wkupienie” ich do grona kosiarzy, ale przede wszystkim – podkreślenie wkroczenia przez nich w wiek dorosły, i w związku z tym –nabycia wszelkich związanych z tym faktem obowiązków, oraz przywilejów. W zależności od części Wielkopolski (w tym naszego Regionu), obrzędy  nazywane były wyzwolinami „fryca”, bądź „wilka”.
W okolicach Kalisza, w stosunku do młodych kosiarzy obowiązywało drugie miano. Tam też, rytuał rozpoczynał się z chwilą gdy nowicjusz przystępował do pracy, wówczas jego doświadczeni koledzy zaczynali mu w tym „przeszkadzać”, np. starali się odbierać mu kosę, stroili drobne żarty, a także poprzez docinki sugerowali, że nie powinien brać się brać za robotę, na której się nie zna (mawiali, że: „wilk mu uciekł”). Zachowania te noszą charakterystyczne znamiona dla scenariusza zarezerwowanego, dla omawianego typu rytów. W końcu młody kosiarz, częstując wszystkich wódką odzyskiwał odebraną mu kosę – jednocześnie przechodził pomyślnie pierwszy etap swej inicjacji [31]. Niekiedy n pole przychodziły dziewczęta  i przypinały wilkowi wstążkę do ramienia i do kapelusza (Dzierzbin i Blizanów) [32]. Dalszą część rytuału stanowiły „poprawiny wyzwolin” – tzn., po skończonej na polu pracy, „wilk” udawał się ze wszystkimi towarzyszącymi mu w pracy osobami do wsi, gdzie w pobliskiej karczmie musiał urządzić dla wszystkich poczęstunek połączony z muzyką, który zazwyczaj trwał do północy, a nie rzadko zdarzało się, że i dłużej [33]. Niekiedy wilk stracił cały swój tygodniowy zarobek (Blizanów, Kalinowa, Dzierzbin, Pawłówek) [34].
                   Zwyczaj ten, dotyczący wsi dworskich, nie był jednak znany wszędzie na omawianym obszarze. W Zagorzynie i Liskowie – znano jedynie zwyczaj wiązania na sianokosach i żniwach przodownika kosiarzy i dziedzica, którzy musieli się wykupić. Terminu „wilk” nie znano [35]. We wsiach tych  śpiewano wówczas pieśń o kośnikach – nie wykonywano jej jednak tam, gdzie obowiązywał zwyczaj „wyzwolin” [36].





 Współczesne dekoracje dożynkowe, ze wsi Święcia, gm. Rychwał, 2011 rok (poniżej prezentujemy wybór fotografii z tej samej galerii).


                   Tymczasem, w powiecie gnieźnieńskim: w dniu wykupna chłopak, który miał być wilkiem, musiał od południa do podwieczorka kosić w pierwszym rzędzie. Jeden z towarzyszy jego plótł koronę ze słomy i polnych kwiatów, wysoką i spiczastą. Po podwieczorku na polu zwalniali młodego „wilczka” od dalszego koszenia, ubierali go w koronę, zakładali na pas i biodra powrósło ze słomy. Wieczorem wszyscy kośnicy wracali ze śpiewem z pola prowadząc na powróśle wilka [37]. W trakcie wizyty na dworze pana, ten częstował kosiarzy wódką, a wilkowi dawał pieniądze, za które bawiono się w pobliskiej karczmie do rana. „Wilk” nie mógł tańczyć tak długo, dopóki starsi go nie „ogolili”. Ważnym punktem było smaganie i bicie, które stanowić miało właściwy akt wyzwolenia, kończący się obleczeniem świeżej koszuli. Od tych kaźni mogła chłopca wyzwolić dziewczyna rzucając na niego chusteczkę. Na zakończenie prób, jakim podawany był „wilk”, starsi kosiarze robili dowcipny egzamin ze znajomości rolnictwa i narzędzi. Gdy wszystkim ceremoniom stało się zadość, jeden z kosiarzy wchodził na dach i stamtąd ogłaszał całej wiosce, czyli „wywoływał”, podając nazwisko wyzwolonego, że może on iść na równi z drugimi i z obraną dziewczyna stanąć do tańca, bawić się, a nawet żenić [ 38].
                   Podobny przebieg, posiadał obrzęd na Pałukach, gdzie „frycowano” przeważnie kilku chłopców („fryców” - termin znany także na Kujawach, choć określenie wilk także się pojawiało) na raz. W ciągu dnia, gdy pracowano w polu stawiano przed nimi najtrudniejsze zadania (np. skoszenie najwyższych przekosów), w ciągle oczekując że nadążą za starszymi kosiarzami [39]. Ubierano ich w wysokie czapki z kłosów zbóż, ustrojonych kolorowymi wstążkami, a oprócz tego byli przepasani przez ramię „szarpą” z liści dębowych [40].  Po zakończeniu prac, starsi kosiarze brali „fryców” na ramiona  i nieśli przez wieś z muzyką na czele. Po  przeniesieniu do karczmy, lub jakiegoś większego mieszkania, kładziono ich na ławie. Obok ławy stali starsi kosiarze z poniesionymi „strychołkami” (drewniany przyrząd do ostrzenia kosy) zwanymi tutaj „móżdżkami”. Jeden z kosiarzy mówił wówczas:

Mamy tu frycowników, co kosy w ręce nie mieli,
A ją dostali do rąk i dobrze kosili.
O ile by dobrze nie kosili, to nad nim do góry
Już móżdżki stoją.
I uważajcie wiązarki, żeby nie spadły na nich!

Gdy skończył, dziewczyna, która wiązała za „frycem” musiała szybko położyć chusteczkę na jego plecy na znak „wykupu”. Jeśli zaś  nie zdążyła, „fryc” dostawał „móżdżkiem” jeden raz i aby nie dostał więcej dziewczyna musiała go „wykupić” litrem wódki. Potem była ogólna zabawa [41]. Od tego momentu chłopcy – zazwyczaj osiemnastoletni, byli uznawani przez lokalną społeczność, za dorosłych mężczyzn.



                    
                   Na zakończenie prac związanych ze żniwami organizowano dożynki (zwane także „wieńcem” – Zagorzyn, Bogusławice). Dożynki wyprawiał właściciel majątku, lub większy gospodarz. W majątkach rozparcelowanych dożynek nie urządzano [42]. Na Krajnie, mniejsi gospodarze (…) ograniczali się do biesiady w gronie rodzinnym. Jeśli robili wieniec to wieszali go w sieni [43].
                   Na potrzeby obrzędowe wykonywano wieniec, który jak się okaże za chwilę, mógł przybierać wielorakie formy. W Wielkopolsce miał on kształt: koła, kopuły, bądź stożka czteroramiennego opartego na kole [44], bądź tak jak na Krajnie, przypominał on kształtem koronę, której sklepienie wykonane było ze skrzyżowanych gałązek wikliny, bądź drutu, do których przymocowane były kłosy zboża, jabłka, makówki, jarzębina, kwiaty polne i ogrodowe [45].
Bywało, że na wieniec używa się pierwszych lub ostatnich kłosów. W Wieruszowie starano się słomę na wieniec ukraść, miało to przynieść szczęście. Jest to ciekawy zwyczaj, który ma powiązania z kradzieżą ziarna do siewu, co także ma spowodować lepszy plon [46].
                   Zazwyczaj splatano go ze wszystkich rodzajów zbóż, tak jak w okolicach Kalisza, gdzie do jego wykonania używano: żyta, pszenicy, jęczmienia i owsa. Między zboża wplatano polne kwiaty lub  z papieru, wiązano kolorowe wstążki. Tak ustrojony wieniec zatykano na małe widełki i przodownice niosły przed dwór dziedzicowi (Dzierzbin). W Kalinowej robiono dwa wieńce – jeden ze wszystkich zbóż, na metr wysoki dla dziedzica, drugi mniejszy z orzechów, owoców, przybrany szklanymi kolorowymi kulami (choinkowymi), przeznaczony był dla dziedziczki [47].
                   Wieniec dożynkowy, na ogół był niesiony przez specjalnie wyznaczone do tego celu kobiety (przodowniczki), ale zdarzały się także odstępstwa od tej reguły. Wieńce niesiono w rękach, na grabiach (Bogusławice), lub na kosie (Pawłówek), tutaj wieniec niósł  mężczyzna-przodownik [48]. W Parczewie powiecie ostrowskim np. dwóch przodowników  niosło na głowach duże wieńce z owsa i kwiatów, a dopiero za nimi szły dziewczęta z mniejszymi wieńcami na głowach. Wieńce te były dodatkowo obwieszone orzechami. Stosowanie orzechów do wieńców, jest, być może, reliktem z czasów, gdy owoce leśne, jak orzechy, grzyby czy miód stanowiły dla ludu równie ważne pożywienie jak rośliny uprawne. Lipiński opisujący dożynki w Wielkopolsce podkreśla, że wianki na głowie jeśli parobcy i oddawali je po odtańczeniu tańca dziewczętom, a te dopiero wręczały je gospodarzowi [49].
                   Na Krajnie, w Izabeli i Witosławiu żniwiarki niosły wieniec na białym muślinie; żniwiarze w pochodzie trzymali grabie udekorowane chustkami. W Mrozowie robotnicy robili męską kukłę ze snopów zboża i nieśli ją do dworu ze śpiewem i żartami; zwyczaj ten nazywali „pępkowym” [50]. Panienki niosły drążki z zatkniętymi na górze małymi snopkami poszczególnych gatunków zbóż, przystrojonymi kwiatami i wstążkami. Następnie kroczyły trzy kobiety z chlebem i solą, zaś na końcu szedł gospodarz, który jako ostatni zakończył żniwa. W rękach trzymał słomianą kukłę, nazywaną dziadem. Przed domem starosty kobiety przekazywały mu chleb i sól. Zakończeniem uroczystości była zabawa taneczna [51].
                   Na Pałukach dożynki nazywano „wieńcowym”, wówczas z tej okazji przodownica uplatała z żyta, pszenicy, owsa, jęczmienia tyle wianków, ile było członków rodziny dziedzica, a oprócz tego był wianek dla włodarza. Wianki były nieduże, wielkości talerza, ozdobione kolorowymi wstążkami, i papierowymi kwiatkami. Przodownica wręczała wianki wszystkim po kolei, biorąc je z rąk żniwiarek, ona też jedyna otrzymywała w darze centnar pszenicy lub pieniądze [52]. 




                   Miejscem, do którego się udawano całym, barwnym orszakiem, uroczyście przy tym niosąc wieniec, był oczywiście dwór dziedzica. Wraz z przybyciem biesiadników, gospodarz ów wychodził wraz ze swoją rodziną powitać przybyłych i odebrać od nich wykonane wieńce. Towarzyszyło temu śpiewanie pieśni obrzędowych, jak: „Plon niesiemy, plon naszemu panu w dom”, w których to ośpiewywano wszystkich mieszkańców dworu. Po odśpiewaniu pieśni dziedzic, przy akompaniamencie muzyki odbywał taniec z przodowniczką, a jego żona z przodownikiem. Potem wszyscy udawali się do spichrzu, gdzie miał miejsce poczęstunek, oraz tańce trwające do północy [53].
                   Trzeba jednak zaznaczyć, iż od czasów Drugiej Wojny, w obyczajowości tej zaszły znaczące zmiany, poprzez które zwyczaj ten utracił wiele ze swojego pierwotnego znaczenia. Od czasu gdy urządza się dożynki w centralnym mieście powiatowym, lub gminnym obrzęd ten uległ znaczącej zmianie. Ponadto, często zdarza się że za oficjalny termin, obchodów dożynek przyjmuje się dzień 15 sierpnia, kiedy to w okolicznych kościołach odbywają się dedykowane temu wydarzeniu msze, podczas których dochodzi do poświęcenia wieńców.




                   W niektórych wsiach wielkopolskich, przycięcia organizowane pod koniec żniw nazywano właśnie „pępkami”[54]. Na koniec pozostaje nam wyjaśnienie znaczenia i symboliki, tej nazwy (charakterystycznej dla terenów Wielkopolskich) jak i powiązanych z nią obyczajów. J. Dydowiczowa, zastanawiając się nad znaczeniem funkcjonowaniem, w tutejszej kulturze ludowej terminu  „pępka” przypuszczała, że nazwa ta mogła mieć związek z wyobrażeniem, że wraz z ostatnimi kłosami zrywa się ostatnie więzy łączące zboże z matką ziemią [55]. Słowianie bowiem traktowali ze szczególnym „namaszczeniem” ścięcie pierwszych, oraz ostatnich kłosów zboża. Wierzono bowiem, że zarówno jedne, jak i drugie posiadają szczególną moc. O. Kolberg przytacza w t. X swoich Dzieł obszerny opis obrzędów dożynkowych z Kotlina z 1870 roku. Wspomina tutaj o sporządzaniu pępka, tj. snopeczka z kłosów pojedynczego zboża przybranego kwiatkami i odnoszonego w orszaku wieczorem dziedzicowi, który trzymał go w domu aż do  następnego roku. Podobny pępek robiono z każdego zboża, czyli z żyta, pszenicy, owsa i jęczmienia. Dopiero po całkowitym zakończeniu prac odbywał się właściwy Wieniec z ucztą i zabawą, poprzedzony wniesieniem do dworu dużego wieńca o kształcie korony. O pępku wiezionym na wozie gospodarzowi wspomina również J. S. Szeptycka opisując dożynki z początku XX wieku  w Parczewie [56].
                   Ostatnie kłosy zboża nierzadko pozostawiane były na polach, bądź w rytualnym geście zanoszone do stodoły, gdzie były przechowywane, aż do nadejścia kolejnych żniw, wykorzystywane były także w obrzędowości wigilijnej. Czasem w Wielkopolsce nazywano je „starymi”: „dziadami”, bądź „babami” [57], a nawet „kozą” – jak to miało miejsce na Krajnie. Tam też, po skończonych żniwach na polu zostawiano tzw. kozę, nieskoszoną kępę zboża, którą potem uroczyście palono. Ostatni snop przodownica przystrajała kwiatami, kolorowym papierem i owocami. Podczas zwożenia snopów pierwszą warstwę gospodyni układała w sąsieku w rękawicach, bo tak ułożone zboże miało się trzymać gospodarstwa i uchronić się przed myszami. Złożone już snopy przyciskano drewnianą kłodą, żeby nie przyszła zmora [58].
                   Ciekawym i zastanawiającym obyczajem, pochodzącym z okolic pow. ostrzeszowskiego, było umieszczanie we wieńcu małej laleczki [59]. Być może miało to związek z innymi praktykami uobecniającymi się na ternach Zachodniej Wielkopolski, dotyczącymi „składania ofiar” zwierzęcych w zwyczajach żniwnych.  W Gogolewie w pow. gostyńskim do wieńca ofiarowanego panu żeńcy wkładali żywego królika, a w Wijewie powiat wschowski w wieńcu umieszczony był żywy gołąb [60]. Ponadto, z omawianą tutaj obrzędowością pozostawały powiązane także zwierzęta takie jak: kogut, koza, przepiórka (stąd, w niektórych częściach regionu „pępek” nazywano „przepiórką”) [61].
 J. Dydowiczowa przypuszczała, że być może praktyki te były powiązane z przekonaniem, jakoby uwięzione w wieńcu zwierzę  przedstawia jakoby duszę zboża – podkreśla jego żywy charakter [62]. Od siebie mogę dodać, iż  mogło to wynikać z dawnej słowiańskiej wiary w to, że w ostatnim snopku zboża ukrywa się duch opiekuńczy pól – toteż ostatni snopek pozostawiano na polu, lub też przenoszono do stodoły, gdzie ustawiano go w honorowym miejscu. Być może wkładanie do dożynkowego wieńca żywych zwierząt stanowić miało echo, ofiar składanych owym duchom pod koniec żniw?
                   






Autor: Marta Kaleta.


Przypisy.

[1]A . Brencz, Wielkopolski Rok Obrzędowy. Tradycja i zmiana, Poznań 2006, Wydawnictwo Poznańskie, s. 229.
[2] Tamże (przypisy).
[3] Tamże, s. 223.
[4] Strona Internetowa Muzeum Krajny, Noc Świętojańska, (stan na dnia: 26.11.2017):
[5] A. Jabłońska-Ważny, Zwyczaje i obrzędy doroczne, [w:] Zachować żywy głos tradycji, Kalisz 2007, Muzeum Okręgowe Ziemi Kaliskiej, s. 28.
[6] B. Andrzejczak , Obrzędy i obyczaje doroczne w Kaliskiem, [w:] Literatura ludowa, nr.1-2, Warszawa 1964, Polskie Towarzystwo Ludoznawcze, s. 39.
[7] Tamże.
[8] J. Dydowiczowa, Zwyczaje i obrzędy doroczne, [w:] Kultura ludowa Wielkopolski, t. III, J. Burszta (red.), Poznań 1967, Wydawnictwo Poznańskie, s. 66.
[9] Tamże, s. 65.
[10] zob. Tamże.
[11] Strona Internetowa Muzeum Krajny, Zielone Świątki, Boże Ciało i noc świętojańska, (stan na dnia: 26.11.2017):
[12] A. Brencz, dz. cyt., s. 223.
[13] K. Skłodowska-Antonowicz , Doroczne obrzędy i zwyczaje na Pałukach, „Ziemia” 1970, Wydawnictwo PTTK, s. 91.
[14] A. Brencz, dz. cyt., s. 223.
[15] Tamże, s. 233.
[16] Strona Internetowa Muzeum Krajny, Święto Matki Boskiej Zielnej, (stan na dnia: 26.11.2017):
[17] Tamże.
[18] A. Brencz, dz. cyt., s. 235.
[19] Strona Muzeum Krajny, Obrzędowość okresu letniego na Krajnie, (stan na dnia: 26. 11. 2017):
[20] Tamże.
[21] zob. A. Jabłońska-Ważny, dz. cyt., s. 34.
[22] A. Brencz, dz. cyt., s. 237.
[23] A. Jabłońska-Ważny, dz. cyt., s. 34.
[24] zob. J. Dydowiczowa, dz. cyt. ,s. 75.
[25] A. Brencz, dz. cyt., s. 237.
[26] zob. J. Dydowiczowa, dz. cyt. ,s. 74.
[27] J. Dydowiczowa, dz. cyt. ,s. 75.
[28] A. Brencz, dz. cyt., s. 237-278.
[29] Strona Internetowa Muzeum Krajny, Obrzędowość…
[30] J. Dydowiczowa, dz. cyt. ,s. 68.
[31] zob. B. Andrzejczak, dz. cyt., s. 39.
[32] Tamże.
[33] Tamże.
[34] Tamże.
[35] Tamże.
[36] Tamże.
[37] J. Dydowiczowa, dz. cyt. ,s. 76.
[38] Tamże, s. 77.
[39] K. Skłodowska-Antonowicz , dz. cyt., s. 91.
[40] Tamże.
[41] Tamże, s. 91-92.
[42] B. Andrzejczak, dz. cyt., s. 40.
[43] Strona Internetowa Muzeum Krajny, Obrzędowość…
[44] J. Dydowiczowa, dz. cyt. ,s. 69.
[45] Strona Internetowa Muzeum Krajny, Obrzędowość…
[46] J. Dydowiczowa, dz. cyt. ,s. 69.
[47] B. Andrzejczak, dz. cyt., s. 40.
[48] Tamże, s. 41.
[49] J. Dydowiczowa, dz. cyt. ,s. 69.
[50] Strona Internetowa Muzeum Krajny, Obrzędowość…
[51] E. Rodek, Kultura ludowa Krajny, (stan na dnia 26.11.2017):
[52] K. Skłodowska-Antonowicz , dz. cyt., s. 92.
[53] B. Andrzejczak, dz. cyt., s. 41.
[54] Zob. J. Dydowiczowa, dz. cyt., s. 74.
[55] J. Dydowiczowa, dz. cyt. ,s. 69.
[56] A. Jabłońska-Ważny, dz. cyt., s. 29-30.
[57] zob. J. Dydowiczowa, dz. cyt.
[58] E. Rodek, dz. cyt.
[59] zob. J. Dydowiczowa, dz. cyt. ,s. 69.
[60] Tamże.
[61] zob. Tamże.
[62]Tamże.


Bibliografia.

  1. Andrzejczak Barbara, Obrzędy i obyczaje doroczne w Kaliskiem, [w:] Literatura ludowa, nr.1-2, Warszawa 1964, Polskie Towarzystwo Ludoznawcze
  2.  Brencz Andrzej, Wielkopolski Rok Obrzędowy. Tradycja i zmiana, Poznań 2006, Wydawnictwo Poznańskie.
  3. Dydowiczowa Janina, Zwyczaje i obrzędy doroczne, [w:] Kultura ludowa Wielkopolski, t. III, J. Burszta (red.), Poznań 1967, Wydawnictwo Poznańskie.
  4. Jabłońska-Ważny Anna, Zwyczaje i obrzędy doroczne, [w:] Zachować żywy głos tradycji, Kalisz 2007, Muzeum Okręgowe Ziemi Kaliskiej
  5. Kolberg Oskar, Dzieła wszystkie. Kaliskie, t. XXIII, Kraków-Warszawa 1964, Polskie Wydawnictwo Muzyczne : Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza.
  6. Kukier Ryszard, Kultura ludowa mieszkańców Krajny Złotowskiej, [w:] Ziemia Złotowska, red. Wojciech Wrzesiński, Gdańsk 1969.
  7. Niedźwiecki Jan, Zarys wybranych zagadnień tradycyjnej kultury Krajniaków Złotowskich, „Koszalińskie Zeszyty Muzealne” 1973, nr 3.
8.       Skłodowska-Antonowicz Kalina, Doroczne obrzędy i zwyczaje na Pałukach, „Ziemia” 1970, Wydawnictwo PTTK.
  1.  Wyrwa Andrzej (red.), Studia i materiały do dziejów Pałuk, Tom V. Współczesne środowisko naturalne, osadnictwo, folklor Pałuk, Poznań 2003, Wydawnictwo Naukowe Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza.


Źródła internetowe:

I. Dialektologia Polska:
  1. Kultura Ludowa Krainy: http://www.dialektologia.uw.edu.pl/index.php?l1=opis-dialektow&l2=dialekt-wielkopolski&l3=krajna&l4=krajna-kultura
  2. Kultura Ludowa Południowej Wielkopolski: http://www.dialektologia.uw.edu.pl/index.php?l1=opis-dialektow&l2=dialekt-wielkopolski&l3=wielkopolska-poludniowa&l4=wielkopolska-pld-kultura
  3. Kultura Ludowa Północnej Wielkopolski: http://www.dialektologia.uw.edu.pl/index.php?l1=opis-dialektow&l2=dialekt-wielkopolski&l3=wielkopolska-polnocna&l4=wielkopolska-pn-kultura
  4. Kultura Ludowa Wschodniej Wielkopolski: http://www.dialektologia.uw.edu.pl/index.php?l1=opis-dialektow&l2=dialekt-wielkopolski&l3=wielkopolska-wschodnia&l4=wielkopolska-wsch-kultura

II. Krajna. Historia- Etnografia- Folklor:

                    

Źródła ilustracji:


1.      Kupała:
2.       Bazylika Najświętszej Maryi Panny Niepokalanie Poczętej w Górce Klasztornej, koło Łobżenicy:
3.      Babie lato, Józef Chełmoński:
4.      Św. Wawrzyniec:
5.      Wieniec dożynkowy, autorstwa Piotra i Anny Barańczaków z Trzemeszna, pow. krotoszyński:
6.      Dekoracje dożynkowe, wieś Święcia, pow. konin, gmina Rychwał:
e)      http://rychwal.pl/galeria/doynki-gminne-wicia-2011?page=3#category