W tym tygodniu kontynuujemy cykl poświęcony kulturze ludowej Ziemi Wieluńskiej, a dokładniej: Załęcza Wielkiego. Znów dominującym motywem będą tutaj praktyki magiczne, tym razem jednak związane z okolicznościami także świąt dorocznych, takich jak nadchodzące Boże Narodzenie.
Ponadto czytelnicy będą mieli szansę zapoznać się z przekonaniami dot. poszczególnych gatunków zwierząt; a także tego jaką rolę w kulturze ludowej odgrywała symbolika domu.
Wszystkie materiały zamieszczone poniżej publikujemy w charakterze pro publico bono.
Weterynaria ludowa i stosunek do zwierząt.
Constant Troyon, Droga na targ.
W poprzedniej części
zakończyliśmy nasze rozważania nad kulturą dawnej społeczności Załęcza
Wielkiego, wprowadzając czytelników w temat praktyk magicznych, a dokładniej:
na temacie medycyny ludowej kończąc. Skoro poruszyliśmy tę kwestię, warto także
wspomnieć słów kilka o ludowej weterynarii, do której dołączamy szereg
przeświadczeń dotyczących zwierząt z najbliższego otoczenia mieszkańców
prezentowanej wsi.
Za najmądrzejsze zwierzę spośród
wszystkich gospodarskich uchodziła krowa. Jednakże prócz niej sporym szacunkiem
darzony był koń, mimo jednoczesnego istnienia na jego temat innych
przeświadczeń, o których stopniowo będziemy sobie opowiadać. Pozostałe zwierzęta traktowane były, ujmijmy
to: neutralnie, co najwyżej wyjątek stanowić mogły jeszcze kot i pies. Drugi z
nich uchodził za najwierniejsze człowiekowi zwierzę; zwracano jednak uwagę na
to by posiadał czarne podniebienie. Uważano także, że aby zaskarbić sobie ową
wierność i oddanie gospodarstwu, należało go ukraść sąsiadowi, gdy był jeszcze
szczenięciem. Inaczej sprawa miała się w przypadku kota, którego z kolei
powinno otrzymać się w darze od kogoś, wierzono też że dziedziczył pewne cechy
po matce (np. „łobuzerność”).
Pojawienie
się łasicy w tym zestawieniu może nieco zaskakiwać, bowiem było to zwierzę
dzikie, jednak przez fakt, iż przebywało ono często ludzkich siedlisk, a czasem
nawet się w nich zadamawiało, darzone było swoistym szacunkiem. Uważano, że
jest to najmądrzejsze z dzikich zwierząt: miała rozumieć ludzką mową, i nie
czyniła domostwu żadnej krzywdy, jeśli i jej nie spotkała ze strony gospodarzy
żadna przykrość. W przeciwnym razie – doznawszy krzywdy, miała się mścić. Jej zagnieżdżenie się w gospodarstwie uważano
za swego rodzaju błogosławieństwo – chociażby z praktycznych i oczywistych
względów, jakimi było polowanie nie przez nią na szkodniki [1].
Sposób w jaki się do niej odnoszono
przywodzi mi na myśl dawną relację łączącą gospodarza z innym „dzikim
lokatorem” – zaskrońcem. Gatunek tego węża był mile widziany w obrębie
gospodarstwa, a skrzywdzenie go postrzegano jako przewinienie wobec boskich
praw. To samo tyczyło się faktu zabicia bociana. Wszystkie te wątki są
reliktami dawnych, jeszcze przedchrześcijańskich.
O stosunku gospodarzy do poszczególnych
zwierząt świadczyły zwyczaje towarzyszące obchodom poszczególnych świąt.
Ciekawy jest zwyczaj nie dzielenia się z koniem opłatkiem, czy resztkami z
wieczerzy wigilijnej. Pojawia się on i w innych regionach Wielkopolski, o
których pisywaliśmy wcześniej. Apokryfy ludowe z innych części Polski oraz
wschodniej słowiańszczyzny tłumaczą, iż koniom się ten „przydział” nie należy
gdyż: nie było ich w stajence gdy się rodził Jezus, bądź zjadły sianko z jego
żłóbka, albo nie złożyły mu pokłonu (w przeciwieństwie do bydła)[2].
W
Załęczu tłumaczono ten fakt tym, że krowa stoi wyżej od konia w hierarchii
stworzeń boskich, gdyż to ona przeniosła wg apokryfów dzieciątko Jezus przez
rzekę. Koń odmówił gdyż stwierdził, że przeszkodzi mu się to najeść. Zadania
podjęła się zatem krowa, w zamian Bóg sprawił, że krowa zawsze będzie syta
(zawsze „ozorem miele”), a koń nawet jeśli tłusty to wiecznie głodny będzie[3].
W
Wielką Niedzielę po powrocie z kościoła, gospodarz daje krowom i koniom
świecony chleb, pierwsza kromka święconego chleba należy zawsze do psa,
gospodarz daje mu ją z kolana, w ten sposób zabezpiecza go przed wścieklizną i
zapewnia sobie jego wierność[4].
Z postaciami zwierząt, a konkretniej z
ich zachowaniem miały wiązać się przekonania religijno-magiczne, które zaliczyć
możemy do kategorii wróżb. Przykładowo: wierzono, że podróż może okazać się
feralną, jeśli drogę koniowi ciągnącemu wóz przebiegnie kot (uważany za zwierzę
fałszywe), lub zając („dziki”). Z kolei jeśli pies wył z podniesionym ogonem,
wierzono że zwiastuje pożar; jeśli zaś z opuszczonym – to zapowiada czyjąś
śmierć. Śmierć miło zwiastować także pianie kury (zasada paradoksu), lub nagle
gasnące światła w domu, lub odgłos upadających łyżek[5].
Nieurodzaj
natomiast we wszystkich dziedzinach
rolnictwa zapowiada bydło, gdy w Wigilię
Bożego Narodzenia żłoby językiem „ścierp uje” (liże) oraz bocian, który
na „dobry rok” wszystkie swe dzieci chowa na ”lichy” zaś tylko jedno, choć
mógłby i więcej wyżywić, czyni tak jednak dlatego, by uprzedzić ludzi, że
czekają ich niepowodzenia i klęski[6].
Przejdźmy
teraz do omówienia przykładów praktyk weterynaryjnych, oraz zabezpieczających
zwierzęta gospodarskie przed wpływem negatywnych sił.
Zwierzęta
były szczególnie zagrożone na nie szczególnie w trakcie trwania świąt takich
jak Wielkanoc, czy Boże Narodzenie – dlatego też rysowano na oborze i stajni
krzyżyki, oraz noszono „z kolęda” resztki wieczerzy. Dawniej część siana
zatrzymywano dla konia gdy jechał do pierwszej orki[7].
Innymi dniami niosącymi z sobą potencjalne zagrożenie było święto Matki Boskiej
Gromnicznej, a także każda data związana z nowiem księżyca, wówczas aby
zabezpieczyć zwierzęta sypano sól na progu obory, a następnie okadzano ją
poświęconymi wiankami („zielem”)[8].
Do sposobów mających na celu ustrzec
zwierzę przed atakiem uroków było „przetargowanie” go – czyli: „sprzedaż na
niby”. Wierzono, że zwierzętami, których uroki się miały „nie imać” były psy i
koty. Tłumaczyć to miał apokryf ludowy, mówiący iż: były to pierwsze zwierzęta
na święcie; a także wtedy gdy św. Genowefa nie miała przy kim zostawić dzieci,
to zostawiła je pod opieką właśnie psa i kota. Kot bawił się z dziećmi, a pies
ich pilnował[9].
Jeśli w trakcie drogi gospodarz
podejrzewał, że na konia został rzucony urok powinien wyciągnąć wiecheć słomy z
buta, trzy razy napluć na nią, a następnie tyleż samo razy przeciągnąć nią
wzdłuż kręgosłupa zwierzęcia. Należało także jednym tchem wypowiedzieć
formułkę: na psa urok, na psie kłaki,
niech się nie stanie przryok taki; jak jest od męża niech idzie do męża, jak jest
od matki, niech idzie do matki[10].
Dodatkowo: jeśli uważano, że urok został rzucony przez kobietę - to powinno się
przetrzeć grzbiet konia kobiecą koszulą; jeśli przez mężczyznę – tą samą
odzieżą męską lub kalesonami. W przypadku domniemanego zauroczenia krowy
czyniono podobne praktyki, lub też obmywając zwierzę pomyjami, lub okadzając.
Odmawiało się także do przychylne modlitwy do Matki Boskiej[11].
W przypadku zepsutego mleka, z
którego nie da się ukręcić masła „kierzonkę” żegnają na krzyż wodą święconą, sypią do środka święconą sól, a krowie
dają do picia wywar z wianków (z wyjątkiem rozchodnika, rozchodnikiem można
jedynie okadzać opuchliznę, gdyby zastosowano go do wewnątrz krowie „mleko by
się rozeszło”)[12].
Urok
od owcy odczynia najczęściej gospodyni, plując trzy razy na róg zapaski,
ocierając ją po tym po całym ciele i mówiąc: „na psa urok…”. Uroczone ptactwo spryskuje
się trzy razy „pomywaniem” umoczonym w pomyjach[13].
Co
się zaś tyczy „recept” weterynarii ludowej pochodzącej z omawianego obszaru, to
za materiałami źródłowymi należy wymienić następujące praktyki:
Bóle
kolkowe u krowy na przykład, traktuje
się jako „ożywienie śledziony”; wołają wtedy znachora, który wbija krowie za
trzecie żebro szydło. Gdy po pewnym czasie szydło przestaje się ruszać, oznacza
to, że „śledziona już nie żyje”, wtedy wyciągają je z boku. Choć przy takim
zabiegu – jak mówią – „krowa zesłabnie ze wszystkim, ale nie zamorzy”. Gdy
krowa dostanie guz na wymieniu i przestaje dawać mleko, najlepiej – uważa się –
ukraść sąsiadowi kawałek słoniny i pocierać nią guz trzykrotnie z góry na dół,
a następnie słoninę tę zakopać. Inne guzy (prawdopodobnie wrzody) należy
przebijać „igłą od umarłego” (taką, którą szyto dla niego ubranie)[14].
Przed
pierwszym cieleniem dawano krowie do picia ciepła wodę, w której moczono
„przędziona” lnu. Wierzono, że dzięki temu „żabieńce” (narośle przytrzymujące
łożysko) oderwą się prędko i sam proces cielenia będzie lżejszy. Przy cieleniu
nadal opisuj dookoła oborę kredą „trzej królową”, a na drzwiach rysują nią
krzyżyk. Dawniej okadzano krowę wiankami, żeby jej nikt mleka nie zabrał, dziś
stosuje się to tylko w przypadku spuchnięcia wymienia, zachował się natomiast
zwyczaj trzykrotnego nabierania wody święconej na rękę i spryskiwano nią krowy,
w celu zabezpieczenia jej przed wszystkimi niebezpieczeństwami oraz podawania
do picia zagotowanych trzech szczypt z wianków święconych na Boże Ciało[15].
W dniu, w którym „cieli się”
krowa, nie należało niczego pożyczać, inaczej uważano, że cielak będzie cały
czas ryczał, a nie będzie chciał pić mleka matki. Tego dnia inny zakaz mówił,
iż nie powinno się wówczas dawać nikomu mleka, bo inaczej odbierze się je
krowie[16].
Natomiast aby krowa była mleczna, robiono dla niej żłób z drzewa trafionego piorun
(w przekonaniu ludowym drewno takie nie nadawało się do budowy domu)[17].
Łożysko po narodzinach cielęcia,
źrebięcia, zakopywane było w gnoju, aby nikt nie mógł na nie rzucić uroku;
czasem zakopywano je także pod gruszą – by „dobrze rodziła”. W przypadku sprzedaży
cielęcia, by krowa za nim nie tęskniła, i nie traciła mleka: wyrywano sierść z
grzbietu cielaka, i dawano krowie do zjedzenia wraz z chlebem[18].
Źrebięta wypuszczano ze stajni
dopiero 9 dni po narodzinach, gdyż wierzono,
że dopiero wówczas zwierzątko zyskiwać miało wzrok, dodatkowo
zawiązywano mu w grzywie czerwoną wstążeczkę (podobnie czyniono w
przypadku dorosłych zwierząt)[19].
Do wylęgu drobiu brano jaja od sąsiadów,
uznając je za szczęśliwsze. Wierzono, że z jajek okrągłych wyklują się kurki, a
z tych o podłużnym kształcie - kogutki, do wylęgu brano jajka od sąsiadów, gdyż
uważano je za szczęśliwsze. By kury nie rozchodziły
się z jajkami w wigilię Bożego Narodzenia gospodyni sypie im ziarna w żelazną obręcz i stara się by
wszystkie kury w nią weszły – obręcz symbol magicznego kręgu[20].
Miał on za zadnie chronić dobytek
przed wpływem złych mocy.
Drewniana chata z pow. wieluńskiego.
Zanim przejdziemy do omawiania
symboliki domu w kontekście kultury ludowej z Załęcza Wielkiego, warto powołać
się na pracę Zbigniewa i Danuty Benedyktowicz pt. „Symbolika domu w tradycji
ludowej”. Pierwotnie materiał ten ukazał się w formie dwuczęściowego artykułu
pikowanego na łamach czasopisma „Konteksty”, a następnie, jako szersze
opracowanie został wydany w książkowej publikacji pt.: „Dom w tradycji
ludowej”.
W pierwszej kolejności warto
przyjrzeć się etymologii słowa „dom”.
Posiada
ono powiązanie z pojawiającym się w sanskrycie członem „dem”, który oznacza
„tworzyć, budować”. Stąd też w wielu mitologiach pojawiają się istoty
odpowiadające za stworzenie świata, określane mianem „demiurgów”. Także słowo
„chata” wg przytaczanych badaczy wywodzić się ma od greckiego słowa „kolibs”,
oznaczającego”altanę, namiot, chałupę”, ale też posiadającego konotacje ze
słowem „kolebka”[21].
W odczuciu badaczy takich jak Mircea
Eliade dom postrzegany był jako
przestrzeń: „święta”, „sakralna”, „pełna znaczeń”, „mityczna”. W swej
symbolice dom odwoływać się miał do symbolu centrum (motyw kosmicznego drzewa,
świętej góry, osi świata). Budowanie domu odnosić się miało w wymiarze
symbolicznym do „tworzenia świata”, bowiem budowla ta swoją konstrukcją w
religijno-magicznym sposobie postrzegania świata, uchodzić miała za swoisty
„mikrokosmos”. Także Gerardus van der Leeuw, podążając tropem Eliadego,
przyrównywał istotę domu do budowli sakralnej, świątyni[22].
Dowodem tego był zwyczaj, zgodnie z którym wybór miejsca pod budowę domu nie
był przypadkowy: zanim podjęto decyzję o rozpoczęciu budowy, a także krótko po
niej, w zależności od regionu przeprowadzano „próby” mające na celu ustalić,
czy miejsce to nadaje się do zamieszkania przez ludzi (czy np. nie posiada złej
energii). W tym celu pozostawiano na noc w tym miejscu zwierzęta i obserwowano
jak się zachowują, czy w ogóle bezpiecznie są w stanie pozostać w tym miejscu
bezpiecznie.
Drugi
przykład wiąże się z faktem istnienia tzw. „ofiary zakładzinowej”, dla duchów
opiekuńczych przyszłego domostwa (często w postaci zwierzęcia, którego szczątki
znajdowały się pod progiem).
Pojęcie domu jako mikrokosmosu w
pierwszej kolejności opierać się będzie na wspomnianemu nawiązaniu do
kosmicznego centrum wszechświata, lecz także poprzez podział, i symboliczne
rozumienie jego przestrzeni.
W
wyobrażeniach mitycznych, oraz ludowych niektórych kultur świata, niebiańska
budowla, którą zamieszkiwać mieli zmarli posiadać miała: 4 wieże (tyle ile pór
roku), 52 komnaty (tyle ile w nim
tygodni), 365 okien (tyle ile rok liczy sobie dni). Warto zauważyć, iż w myśl
tej koncepcji został wybudowany zamek Krzyżtopór w Ujeździe.
W
ludowej wizji postrzegania domu, jako budowli odwzorującej podział kosmosu,
warto zwrócić uwagę na motyw jego trójdzielności: niebo (strych), świat
doczesny (pomieszczenia zamieszkiwane przez domowników), piekło
(piwnica).
Danuta i Zbigniew Benedyktowiczowie
pisali o jeszcze innym symbolicznym wymiarze rozumienia domu: chata naśladuje poprzeczny przekrój ciała
człowieka[23]. W odniesieniu do
tegoż założenia: wiejskie domostwa
miały w swym założeniu znajdować się usytuowane plecami do wiatru, okna
rozumiane były jako jego oczy, drzwi zaś jako - usta[24].
Pisząc o oknach i drzwiach, nie sposób
wspomnieć o nich w odniesieniu do dychotomii wywodzącej się z ludowego sposobu
myślenia: „swój – obcy” / „to co wewnątrz – to co na zewnątrz”. W ujęciu
naukowym nazywamy te zasadności w następujący sposób: orbis interior – orbis
exterior.
Kategorie:
„obcy”, „ to co z / na zewnątrz” odnosić się będą w ogólnym ujęciu do
przybyszów oraz przestrzeni wywodzących się poza granic wsi / parafii. Zaś w
kontekście domu: tego co znajduje się poza jego murami. Dlatego też: okna,
drzwi i próg postrzegane były w kulturze ludowej jako swego rodzaju „granice”,
rozdzielające to co „nasze i oswojone”, od tego co „obce, nieznane, wrogie”,
etc. Z progiem wiązać się miały także przeświadczenia o uśpionych w tym miejscu
siłach strzegących dom – przyczyniło się to też m. in. do powstania mniej lub
bardziej znanych tabu związanych z wykonywaniem czynności „na granicy” progu,
jak np. zakaz witania się przez próg, lub przenoszenie przez niego panny
młodej.
Rozważając dalszą symbolikę
najważniejszych elementów wchodzących w przestrzeń domową warto wspomnieć o
stole – symbolu wspólnoty domowników, rodzinnej (choć nieco dalej w kontekście
Załęcza dopowiem sobie coś więcej na ten temat); oraz piecu – symbolu życia
osiadłego i rodzinnego. W kulturze ludowej, jak i wcześniejszej był on ściśle
powiązany ze sferą kobiecą: to kobieta była postrzegana jako „strażniczka ognia
domowego” – dlatego też pierwszą rzeczą jaką powinna zrobić „młoda” po
przybyciu do mężowskiego domu, było dotknięcie pieca. Włączało ją to
symbolicznie w krąg domowników. Szersze
rozumienie symboliki pieca, nawiązuje nie tylko do obdarzania pokarmem, ale i
rodzenia (wyjmowanie pokarmu z pieca = akt przyjścia na świat)[25].
Ostatnim motywem jest postrzeganie
domu, jako bytu związanego nierozerwalnie z życiem ludzkim. To w nim
przychodziły na świat kolejne pokolenia członków rodziny, i pokładano nadzieję,
że stale pozostaną z nim związane. Na Ziemi Wieluńskiej znany był zwyczaj
kładzenia dziecka na stole, i oznajmianiu przy tym życzenia: „bądź wierny temu
domowi”. Także i w obrzędowości zaślubin dom pełnił ważną funkcję, o czym
pośrednio już sobie powiedzieliśmy powyżej, w kulturze słowiańskiej znakiem, iż
żona została zaakceptowana przez duchy domowe było urodzenie przez nią syna.
Wcześniej powinna ona składać im w ofierze miseczkę kaszy jaglanej. Związek
domu i człowieka był podkreślany także w kontekście śmierci. Jeśli umierał ktoś
z domowników, dom „dawał” o tym znać np. trzeszcząc, stukając, z półek spadały
nagle przedmioty na podłogę, itd. W końcu: dom „umierał”, gdy został opuszczony
i z wolna popadał w ruinę.
Architektura drewniana pow. wieluński.
Zanim przejdę do części materiału
poświęconej zabiegom związanym z magią ochronną domu, pozwolę sobie przytoczyć
dłuższy cytat zaczerpnięty z książki Tadeusza Nowaka pt. „Dwunastu”. Celem tego
jest odwzorowanie postrzegania domu, na przykładzie polskiej kultury ludowej:
W
owym czasie dowiedzieliśmy się, że we wsi śródleśnej żyje starzec, który z
dawien dawna spisuje swój pamiętnik. Ale nie spisuje go w kratkowanym zeszycie,
jak nasza Niewidka, ani w grubym brulionie czy też na brzozowej korze pociętej
na arkusiki wielkości dłoni, oczyszczonej z szarych włókien, z zaropiałych
oczek. Ową księgą spisywaną przez starca ze śródleśnej wsi miał być okazały
kmiecy dom zbudowany z ociosanych toporem i wystruganych do ostatniego sęczka
modrzewiowych bierwion. Wybraliśmy się do niego w lipcową niedzielę (...)
-
Ojcowie nasi powiadali, że piszecie księgę wielką, jakiej nikt jeszcze nie
widział. Mówili nam, że cały wasz dom zapisany jest mądrościami rozlicznymi,
gadkami zbieranymi z całej okolicy, uciesznymi dykteryjkami, śpiewkami.
-Księga,
jak księga. Różnie rzecz całą nazwać można. Wedle mnie każdy chłopski dom
przypomina księgę. Tyle jeno, że nie zapisaną literą, słowem wyraźnym, a pismem
korników, pająków, zwierząt domowych, ptaków gnieżdżących się w strzesze,
pismem naszych rąk dotykających przedmiotów, źrenicami naszymi widzącymi nie
tylko chleb rozkrojony na stole, ale i duszę tego chleba. To pomyślałem sobie,
kupując ongiś książki rozliczne u kramarzy, u Żydów z okolicznych miasteczek,
że ja też napiszę swoją księgę. Ale nie na papierze, który wyjada słońce, który
butwieje i kruszy się w palcach, jeno na drzewie twardym jak żelazo hartowanym
w glinie. I tak moje dumanie po nocach nad księgą przybrało kształt domu.
Bowiem księga prawdziwa, do której się wraca, przy której się odpoczywa, nad
którą się rozmyśla nie tylko o pietruszce, jest jak dom ludzki, w którym się
mieszka codziennie[26].
Zgodnie
z tradycją pochodzącą z okolic Załęcza Wielkiego: po wyborze odpowiedniego miejsca na budowę domu kropią je wodą święconą
(najchętniej „trzej królową”), we wschodni węgieł wkładają poświeconą palmę, a
pod pierwszą przycieś leją na krzyż wodę święconą oraz wkładają palmę i wianki
(niektórzy dokładają także trzy krzemyki, „żeby piorun nie szkodził”).
Wianki
i ziele powieszone są na zewnętrznej ścianie budynku mieszkalnego (ziele
przenosi się potem na strych), plamę zatyka się w mieszkaniu za świętym obrazem
( by jednak spełniała swe zadanie, przez pewien czas nie wolno jej wnosić na
dach i powinna leżeć pod drzewiną tj. drzewem owocowym). Gdy nadchodzi burza,
trzy baźki z palmy, oraz trzy kruszyny z wianków wrzucają w ogień, a gdy go
wygaszą, zapalają gromnicę, gaszą ją i
wstawiają pod blachę pieca kuchennego, by
dym z niej kominem uszedł do góry; kilka baziek kładzie gospodyni na
węgielki i obchodzi dookoła zabudowania, w oknie stawia krzyż i wiązankę palmy[27].
Pierwszymi wnoszonymi do domu elementami
były: chleb i sól (by „ich nigdy w domu nie zabrakło”),
woda nabrana przed wschodem słońca w Wielki Piątek, oraz stół (symbol
gospodarza, ale także spoczywać na nim miał Jezus). Na nim kładziono święte
obrazy, i kropiono go wodą święconą wielkanocną, lub „ trzej królową”.
Wnoszenie dalszych sprzętów nie ma przypisanej kolejności. Jedynie pierwszy
krzesany w piecu ogień, musi być rozpalony na wolnym od garnków palenisku[28].
Do świętych obrazów, oraz figurek
znajdujących się w domu należeć powinny te poświęcone następującym świętym: św.
Antoniemu (patronowi szczęścia domowego); św. Florianowi (który chronić ma dom
przed pożarem; a gdy ten mimo wszystko się pojawił, to wynoszono wizerunek
świętego na pola, by „na nie przeszedł ogień”); św. Agaty (solą świętej Agaty
obsypywano budynki dookoła, w celach ochronnych przed urokami i złymi mocami)[29].
Według
wierzeń szczęście domowi przynosić miała podkowa zawieszona u wejścia do domu,
jednak największą moc miała mieć ta znaleziona w mieście, lub w drodze z
kościoła[30].
Nie wolno było sprzedawać starych
mebli, lecz składować je w szopie, inaczej sprzedałoby się własne szczęście.
Stołu, nie wolno było wynosić z domu, ani kłaść na nim czapki, ani dziecka (to
raczej z praktyki wynikało)[31].
Nie wolno było jeść na progu – bo by się człowiek od razu zestarzał[32].
Józef Chełmoński, Bociany.
Już zimą bacznie obserwowano
przyrodę, aby na odstawie zachodzących w niej procesów wywnioskować o
pomyślności nadchodzącego sezonu rolniczego. Szron na „drzewinach” na (przykład owocowych) w okresie św. Katarzyny
do Bożego Narodzenia oznaczał urodzaj prosa i tatarki, słoneczny Nowy rok
urodzaj zbóż, a dzień św. Walentego urodzaj kartofli. Świecące wczesnym rankiem
słońce w dniu Matki Boskiej Gromniczej oraz w Ostatki zapowiada urodzaj lnu.
Wiosną pogoda w dniu św. Floriana oznacza wielki urodzaj grochu, kwitnięcie
dziewanny od wierzchołka żytni urodzaj; wczesne pojawienie się „prawych:
grzybów prędkie żniwa[33].
Dodatkowo
unikano przędzenia lnu w dzień św. Barbary (by go myszy nie pogryzły), ani nie
motano w dzień św. Mikołaja (gdyż uważano, że w ten sposób można „przymotać”
sobie czarownicę). Nie czyniono tego w
okresie od Bożego Narodzenia, do Nowego Roku – tłumacząc to sobie faktem, ż w
tym czasie nie czyni tego nawet sama Matka Boska[34].
W celu zabezpieczenia przyszłych plonów: na Boże
Narodzenie obwiązywano drzewa owocowe powrozem – by dobrze rodziły; w dniu św.
Szczepana święcono owies i czasem dodawano go do zjedzenia koniowi, by nie
złapał uroku. W Wielkanoc zaś świecono kilka kartofli, które potem w
odpowiednim terminie sadzono w polu[35].
Aby zabezpieczyć pola przed gradem i szkodnikami: zatykano w trzech rogach pola poświęcone palemki (pod postacią krzyży), jednocześnie podjadając przy tym
pajdki chleba (wcześniej wtykano w ziemię kawałek poświęconego chleba lub ciasta).
Ponadto istniało także przekonanie mówiące o tym: kto pierwszy zatknie ów krzyż
na polu w Wielką Niedziele, ten pierwszy zbierze zboże[36].
Innymi zwyczajami było: zakopywanie skorupek pochodzących ze święconki w
kretowiskach, oraz zatykanie gałązek leszczyny, pochodzących z dekoracji
ołtarzy, przygotowywanych na Boże Ciało
na zagonach warzyw i lnu[37].
Przystępując do bezpośrednich prac na
roli, unikano czynienia tego w piątki, gdyż dzień ten uważany był za
nieodpowiedni. Nie należało także rozpoczynać siewów, gdy „gdy dwa słońca są na
niebie” – czyli w czasie pełni. Wierzono, że z posianego wówczas jęczmienia
będzie „pijana kasza”, a z siemienia „pijany olej”[38].
Za dni pomyślne do pracy uważano: poniedziałek, środę i sobotę, oraz ogólnie:
każdy parzysty dzień miesiąca. Orkę
zaczynano o wschodzie słońca, kierując
się od wschodu na zachodu – zgodnie z kierunkiem ruchu słońca na niebie.
Rozpoczęcie określonych prac rolnych
poprzedzało: wykonanie krzyża biczyskiem
przed końmi oraz na żelazie od pługa – to ostatnie jest jakby prastarym
przeproszeniem ziemi za wprowadzenie w nią żelaza przy występującej jeszcze dziś
interpretacji, że „ziemia jest święta”[39].
Zwracano
także uwagę na pogodę, gdyż wierzono że niektóre rośliny rosną lepiej jeśli zostaną
posiane: zboże – gdy niebo było jasne, z małymi jasnymi chmurkami; groch – gdy chmury były drobne, bystre; tatarka – miała dobrze wzrastać, posiana przy
zachmurzonym niebie. Przy sianiu prosa nie odzywano się do nikogo, nawet do
konia – posiane rośliny miały się wówczas odznaczać dużymi liśćmi, i nie
posiadać „kominiarzy”[40]. Do wysiewanego siemienia wkładano całe
jajka i resztki osnowy, gdy gospodarz
wracał z pola, żona smażyła mu z tych jajek jajecznicę, miało się to przyczynić
do pięknego wyrośnięcia lnu i dobrego wyłuskiwania
się główek[41].
W trakcie żniw przywilej ścięcia
pierwszych kłosów przynależał do gospodarza – w przypadku nieposzanowania tej
tradycji, na jego rodzinę mógł spaść głód.
Na początku i na końcu każdego zagonu
składano garstkę ściętego zboża na krzyż, aby wicher zboża nie uszkodził i było nieruchane od nieszczęść[42].
W celu ochrony przed szkodnikami kładziono na wóz poświęcone gałązki brzozy
lub sosny. Innym sposobem było : pierwszą garstkę
ściętego zboża i wrzucają ją do sąsieka lub przed zwiezieniem do sąsieka kropią
go święconą wodą, a w jego rogi wsadzają kamienie mówiąc: „na, mys mysa, zryj
tylko to!”. Niekiedy wrzucają w sąsiek siedem główek śledzi l w trzy rogi
sąsieka kładą dziewannę, a z dwóch pierwszych snopków kładą „krzyżóweczkę” w sąsieku;
jest to również pewien rodzaj ofiary dla szkodników[43].
CDN.
Przypisy.
[1] Zob.
Wanda Drozdowska, Magiczne normy
postępowania w życiu codziennym Załącza Wielkiego, pow. Wieluń, Łódzkie
Studia Etnograficzne, t. V, Łódź 1963, s. 128.
[2] Zob.
Magdalena Zowczak, Biblia ludowa.
Interpretacja wątków biblijnych w kulturze ludowej, Toruń 2013, s. 260.
[3] Zob. W.
Drozdowska, dz. cyt., s. 128 (przypisy).
[4] Tamże.
[5] Zob.
tamże.
[6] Tamże, s. 126-127.
[7] Zob.
Tamże s. 115.
[8] Zob.
tamże 124.
[9] Zob.
tamże, s. 124 (przypisy).
[10] Tamże, s. 125.
[11] Zob.
tamże, s. 125.
[12] Tamże.
[13] Tamże.
[14] Tamże,
s. 123.
[15] Tamże,
114.
[16] Zob.
tamże, s. 117.
[17] Zob.
tamże, s. 123.
[18] Zob.
Tamże, s. 115.
[19] Zob.
dz. cyt.
[20] Zob.
tamże, s. 123.
[21] Zob. Danuta
Benedytkowicz, Zbigniew Benedytkowicz, Symbolika domu w tradycji
ludowej Cz. I.
[22] Zob.
Tamże.
[23] Tychże,
Symbolika domu w tradycji ludowej Cz.
II.
[24] Zob.
tamże.
[25] Zob.
tamże.
[26] Danuta
Benedytkowicz, Zbigniew Benedytkowicz, Symbolika domu w tradycji ludowej Cz/ I).
[27] W.
Drozdowska, dz. cyt., s. 123 (przypisy).
[28] Tamże.
[29] Zob.
tamże s. 114.
[30] Zob.
Tamże.
[31] Zob.
Tamże, s. 117.
[32] Zob.
Tamże, s. 118.
[33] Tamże,
s. 126-127.
[34] Zob.
tamże, s. 118.
[35] Zob.
Tamże.
[36] Zob.
Tamże, s. 116.
[37] Tamże.
[38] Tamże,
s. 117 (przypisy).
[39] Tamże,
s. 122.
[40] Zob.
Tamże, s. 122.
[41] Tamże.
[42] Tamże,
s. 116.
[43] Tamże.
Bibliografia.
1.
Benedytkowicz Danuta, Benedytkowicz Zbigniew, Symbolika
domu w tradycji ludowej Cz. I, [w:] Polska Sztuka Ludowa – Konteksty, t. 44
z 3, 1990.
2. Benedytkowicz
Danuta, Benedytkowicz Zbigniew, Symbolika domu w tradycji ludowej Cz.
II, Polska Sztuka Ludowa – Konteksty, t. 44 z 4, 1990.
3. Drozdowska
Wanda, Magiczne normy postępowania w
życiu codziennym Załącza Wielkiego, pow. Wieluń, Łódzkie Studia
Etnograficzne, t. V, Łódź 1963.
4. Zowczak
Magdalena, Biblia ludowa. Interpretacja
wątków biblijnych w kulturze ludowej, Toruń 2013.
Spis i źródła ilustracji.
1.
Constant Troyon,
Droga na targ:
2.
Józef Chełmoński Orka
3.
Drewniana
chata:
Jolanta Pol, Ziemia Wieluńska, Architektura drewniana.
4.
Architektura drewniana pow. wieluński:
Tamże.
5.
Józef
Chełmoński, Bociany: