poniedziałek, 30 kwietnia 2018

Wschodniowielkopolskie Archiwum X: Kalisz.





Dziś prezentujemy „pilotażowy odcinek”  planowanej serii, której treść opierać się ma na ciekawostkach związanych z poszczególnymi miastami Wschodniej Wielkopolski. W przeciwieństwie do treści prezentowanych w pozostałych artykułach prezentowanych na naszej stronie, te należące do serii „Wschodniowielkopolskie Wielkopolskie Archiwum X” opierać się będą na miejskich legendach, oraz pozostałych niepotwierdzonych dotąd informacjach  dotyczących poszczególnych miast naszego Regionu – lecz mimo to funkcjonują one w powszechnym mniemaniu mieszkańców. Toteż, przez wzgląd na charakter treści będziemy zamieszczać serię w dziale „Ciekawostki”.
Jako że autorka zestawienia pochodzi z Kalisza, to właśnie od tego miasta rozpoczniemy tropienie zagadek naszego Regionu – w przyszłości jednak „udamy” się także i do innych miast, wsi i miasteczek – aby przedstawić czytelnikom i ich tajemnice. 

Zaczynamy!
 





Tu wiedźma, tam wampir...

Artykuły na ich temat zdążyliśmy już przedstawić w artykułach dotyczących prezentowanych na naszej stronie internetowej [1]. Toteż w tym miejscu, przedstawimy zagadnienia związane z nimi, jedynie w formie podsumowania – tych czytelników, którzy nie zdążyli się jeszcze zapoznać z materiałami na ich temat zapraszamy do wspomnianych działów i artykułów.
Pierwsze polowania na czarownice w Wielkopolsce miały swój początek w 1511 roku, w Chwaliszewie (obecnie dzielnica Poznania), gdzie miał miejsce pierwszy tego typu proces w tym regionie. Jednakże to tereny Ziemi Kaliskiej, były uznane za te, w których najefektywniej podejmowano się walki ze służebnicami diabła. To właśnie tutaj, w Grabowie w 1775 roku, odbył się ostatni tego typu proces, wyrokiem którego na stosie spalono szesnaście domniemanych czarownic.
Mimo iż żyjemy w XXI wieku, w dobie postępu nauki, oraz cywilizacji, co pewien czas jesteśmy w stanie posłyszeć o doniesieniach o osobach, rzekomo parających się tym tajemniczym rzemiosłem. W toku naszych badań terenowych, udało nam się dotrzeć do informatorów, którzy donieśli nam iż znane im były przypadki rzekomej działalności współczesnych czarownic. Jest to dowodem na to, że wiara w nie, oraz ich umiejętności wciąż pozostaje  żywa, zwłaszcza wśród mieszkańców okolicznych wsi. O doniesieniach na temat czarownic w okolicach Kalisza, niedawnymi czasy wspominał także Piotr Sobolewski, w jednym z tegorocznych (2018) wydań „Życia Kalisza”. Tam też, w artykule pt.: „Czy nasi przodkowie byli kanibalami?”, autor przytacza historię pochodzącą z dzielnicy Wydarte, gdzie ongiś krążyły opowieści o „chatce baby Jagi” – stojącej na uboczu lepiance, którą zamieszkiwać miała samotna kobieta. Czy rzeczywiście była ona wiedźmą? Nie znamy jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie, a sam autor artykułu powątpiewał w tę teorię. Jednakże w opowieści tej może kryć się ziarnko prawdy - kto wie czy kobieta owa w rzeczywistości nie parała się praktykami, które pokolenia naszych przodków uznać mogły za czary.   
Ponadto w dziale Bestiariusz oraz Legendarz, poruszyliśmy kwestię tajemniczych, nadprzyrodzonych istnień, które swego czasu pojawiać się miały w okolicach miasta, czy też jego okolicach. W 1896 roku miał miejsce ostatni proces owczarza oskarżonego o „świadczenie usług w zakresie polowania na wampiry”. Co więcej,  jeden z materiałów źródłowych, do którego udało się nam dotrzeć, że jeden z tego typu upiorów był widywany w okolicach jednego z kaliskich mostów [2].
Jeszcze innym straszydłem nawiedzającym okolice miasta była zmora – nam osobiście udało dotrzeć się do dwóch opowieści, zasłyszanych od informatorów dotyczących pojawienia się owej tajemniczej istoty. Pierwsza z nich pochodzi z Tyńca, i opisuje zmorę pod postacią  chudej kobiety, atakującą śpiących poprzez duszenie ich wkładaniem do ust swych obwisłych piersi. Remedium na jej pojawienie się miało, wg owej relacji stanowić odpowiednie ułożenie kapci, w okolicach łóżka – pozostawienie ich czubkami do łóżka miało stanowić „zaproszenie” dla nocnej dusicielki. Należało zatem układać je w przeciwnym kierunku [3].
Inna relacja pochodząca z samego Kalisza, zalecała zawieszania na czas noc drewnianej laski, którą należało zaczepić  na łóżku w miejscu, od strony gdzie znajdowały się nogi śpiącego.
Jeszcze dziwniejsza wydaje się być relacja pochodząca od Joachima Jaucha, żyjącego w latach 1684-1754, dotyczyła ona plagi tajemniczych stworzeń przypominających swym wyglądem gatunek ćmy Trupiej Główki. Od owadów tych wyróżniać miało je wydawanie skrzekliwych odgłosów, oraz „toczenie piany z pyska”. O ile doniesienia o zmorach i wampirach, posiadają swoje uzasadnienie w wierzeniach ludowych, opierających się na nieznajomości niektórych chorób i zjawisk, którym podlega po śmierci ludzkie ciało, o tyle doniesienia o tajemniczych owadach, są po prostu zniekształconym przekazałem odnośnie nietypowego zjawiska, które miało mieć miejsce w okolicach miasta Kalisza. Prawdopodobnie nastąpiła wówczas plaga owadów, należących do nieznanego ówczesnym gatunku ćmy – której wygląd, oraz nagłe, masowe pojawienie się przyczyniły do powstania owego dziwacznego przekazu [4].






Miejsca złe i nawiedzone.



 
Kalisz – podobnie jak każde miasto na świecie (i nie tylko), posiada w swym obrębie miejsca, które uznawane są za nawiedzone, bądź po prostu złe.  Za jedno z takich miejsc mogło uchodzić (nie istniejące obecnie), to nazywane „diabelskim dołkiem”. Znajdowało się niegdyś w okolicach mostu kolejowego, a złą sławę przyniosły mu liczne przypadki tragicznych utonięć. Każdą duszę, której płomień zgasł w tym miejscu upamiętniać miały stojące w okolicach tego miejsca krzyże – znikły jednak (podobnie jak i ono samo) wraz z nadejściem II Wojny Światowej, gdy Niemcy regulując rzekę, zasypali ten odcinek rzeki i starorzecza. Choć wytłumaczenia owych wypadków miały bez wątpienia przyziemne wyjaśnienie (wynikające chociażby z występujących w nim wirów wodnych), to jednak wyobraźnia podpowiada nam, jakie przeświadczenia, oraz opowieści mogły na jego temat krążyć wśród dawnych Kaliszan. Znakiem tego była chociażby sama ponura nazwa tego miejsca.
Takowych „czarnych punktów” doszukiwać się można wszędzie gdzie są bagna, rzeki, jeziora, stawy etc. Jednakże wzmianek na temat przykładów miejsc o podobnej sławie, udało nam się doszukać w opowieści innego informatora, który wyjawił nam iż w pobliskiej wsi Trojanów, w okolicach dawnego młyna znajdowało się miejsce zwane „topielicami”. Dziś nikt zdaje się nie pamiętać już, ani o tej nazwie, ani o tajemniczych pięknościach, chętnych poddania próbie wierności miejscowych kawalerów, narzeczonych, mężów…[5].

Omawiając miejsca nawiedzone nie sposób wspomnieć o miejskich podaniach dotyczących miejsc, w których rzekomo miały pojawiać się najbardziej znane straszydła – duchy. Na terenie obecnego miasta zaszczycać miały one swoją obecnością miejsca takie jak: Zawodzie (pod postacią widm szwedzkich żołnierzy, oraz błędnych ogni), okolice Baszty Dorotki (duch bohaterki podania), kościół o.o. Franciszkanów ( do miejsca tego powrócimy jeszcze w dalszym toku, śledzenia kaliskich tajemnic), dawnym budynku zwanym „Międzynogi” (obecnie budynek handlowy, przy Placu św. Józefa), kamienicy Migdalskich mieszącej się przy obecnej ulicy Śródmiejskiej ( przypadek wyjątkowo złośliwego bytu, zwanego poltergeistem), w końcu jedna z siedzib kaliskiej Loży Masońskiej [6].
Tego typu miejsc, nie wspomnianych przez nas jest z pewnością dużo, dużo więcej – jednakże nam nie udało się na razie dotrzeć do informacji na ich temat. Na temat wszystkich pozostałych, wspomnianych przez nas przypadków – zainteresowanych dokładniejszymi informacjami, odsyłamy do stosownych działów oraz artykułów.
Tymczasem pozwolimy sobie przejść do omawiania tematów, o których nasi czytelnicy nie mieli sposobności u nas przeczytać. 



Mroczni bracia, czyli rzecz o masonach. 


Nieistniejący już obecnie "dom Sztarków".

Wokół bractwa tego na przestrzeni pokoleń narosło wiele mrocznych opowieści, podsycanych tajemniczym charakterem owego stowarzyszenia. Nie każdy mógł zostać Masonem, a każdy neofita nim udało mu się w pełni zasilić w pełni szeregi Bractwa, poddawany był licznym próbom oraz rytuałom wtajemniczenia, na których opierała się hierarchia owego stowarzyszenia. Celem było dążenie do pogłębiania wiedzy – dostępnej wyłącznie członkom; samodoskonalenia duchowego… a przede wszystkim zapewniania sobie odpowiednich wpływów w wielu dziedzinach życia społecznego.
Niewiedza na temat funkcjonowania bractwa, przyczyniła się do przyklejenia mu etykietki okultystycznego stowarzyszenia, członków którego zaczęto uważać za „sługusów mrocznych sił”, zaś  wejście z nimi w układy oznaczało niemalże „zawarcie paktu z samym diabłem”. Przeto nic dziwnego, że miejsca uważane za siedziby Loży, uważano za siedliska złych mocy, które zamieszkiwać miały je jeszcze długo po opuszczeniu danego lokalu, przez „braci”.
Historię rzekomej siedziby kaliskiej Loży Masońskiej, Maciej Błachowicz, oraz Anna Tabaka przedstawili w następujący sposób historię kamienicy zwanej „domem Sztarków”:

  W 1795 r. powstaje loża „Sokrates pod trzema płomieniami”.  Masoneria jest popierana przez władze pruskie, które liczą, że będzie ona narzędziem pomocnym w nadawaniu miastu nad Prosną niemieckiego charakteru. Rzeczywiście wolnomularstwo kaliskie w swoich początkach zrzesza osadników niemieckich, urzędników, kupców, rzemieślników, a nawet duchowieństwo ewangelickie. Jednym z nich jest Jan Antoni Bajer, kasjer korpusu kadetów – miejscowej szkoły wojskowej. Wykaz właścicieli domów spalonych w 1792 r. wspomina, że jakiś niewymieniony z imienia Bajer był właścicielem zniszczonego budynku przy ul. Mariańskiej nr 113. W 1796 r. Jan Antoni podpisuje z lożą „Sokrates” umowę, na mocy której z jej funduszy ma on wznieść kamienicę jako siedzibę dla organizacji. W 1801 r. loża zmienia nazwę na „Hesperus”. Wywodzi się ona od greckiego bożka - opiekuna planety Wenus.




 Obecny widok na okolicę budynku, stojącego wybudowanego na miejscu kamienicy Sztarków.


Gdzie znajdował się budynek Sokratesa – Hesperusa? Przy dzisiejszym placu św. Józefa. W roku budowy nie było jeszcze samego placu. Teren był zajęty przez parterowe domki kanoników. W ten sposób obecna ul. Chodyńskiego (wtedy Poprzeczno-Warszawska) dochodziła do ul. Kolegialnej. Dzisiejszy kaliszanin przeniesiony w czasie rozpoznałby jedynie kościół Garnizonowy (wówczas ewangelicki) i kolegiatę. To właśnie na przedłużeniu nieistniejącego już  przedłużenia ul. Chodyńskiego Bajer wznosi swoją kamieniczkę. Tu historia budynku staje się opowieścią o pomyłkach kolejnych badaczy. Bogumił Kunicki w swoich „Balladach kaliskich” twierdzi, że siedzibą „Hesperusa” był okazały „dwupiętrowy dom z kolumnami”.  Niestety w 1796 r. nie było jeszcze żadnego okazałego „domu z kolumnami”. W 2002 r. Iwona Barańska na podstawie badań w warszawskim Archiwum Akt Dawnych ustaliła, że taki budynek wzniesiono dopiero w 1832 r. Organizacja masońska nie istniała wtedy od  jedenastu lat! Co zwiodło doświadczonych badaczy? Brak dostępu do dokumentów i… wyobraźnia nakazująca widzieć siedzibę tajemnej organizacji we wspaniałym pałacu. W rzeczywistości pierwotny budynek musiał być skromny, a jeśli czymś się wyróżniał to raczej masońskimi pomieszczeniami. A musiało być oryginalnie, skoro do swoich obrzędów kaliscy bracia używali takich rekwizytów jak trumna, a na wyposażeniu każdej szanującej się loży była ludzka czaszka. Nic dziwnego, że do kamieniczki przylgnęła podobno nazwa „dom Belzebuba”.

W 1818 r. na polecenie cara Aleksandra I wyburzone zostają znajdujące się w pobliżu loży domki i dzwonnica kolegiaty. Cesarz interesujący się urbanistyką Kalisza własnoręcznie zaznaczył na planie obiekty przeznaczone do rozbiórki. W ten sposób powstaje miejsce, bez którego nie wyobrażamy sobie dziś Kalisza – plac św. Józefa, pierwotnie Nowy Rynek. Rosyjski imperator popiera masonerię, więc zapewne podczas swoich wizyt w Kaliszu nie omieszkał odwiedzić wolnomularskich braci. Niestety władca po okresie liberalizmu robi się coraz bardziej podejrzliwy wobec tajemnych organizacji. W 1822 r. kaliskie loże przestają istnieć [7].

                To tyle, jeśli chodzi o naszkicowanie przez nas tematyki dziejów działalności  stowarzyszenia wolnomularzy w Kaliszu. Osoby zainteresowane pogłębieniem wiedzy na ten temat zapraszamy do lektury publikacji Krzysztofa Walczaka: „Loże masońskie i organizacje parawolnomularskie Kalisza”[8].






Szyfr z katedralnej wieży.




Kaliska Katedra.


            Kolejna  tajemnica, której zbadania się podejmiemy, znajduje się ukryta w obrębie murów kaliskiej katedry.  Historia dotyczy tajemniczej „kapsuły czasu” – skrzynki, w której wg relacji świadków znajdować się miał dokument zapisany w dziwnym języku, bądź szyfrze którego nie udało się nikomu z ówczesnych rozpracować.
Raz jeszcze oddajemy głos M. Błachowiczowi, i A. Tabace, by zapoznać się z przedstawioną przez nich wersją historii o tajemniczym odkryciu:
 
Półtora metra poniżej rozety (ozdobnego wypełnienia otworu okiennego) od wieków leży w zamurowanej niszy mała skrzyneczka. Natrafili na nią przypadkiem murarze podczas odbudowy wieży w 1874 r. Jakież było zdziwienie przypadkowych odkrywców, gdy zamiast spodziewanego skarbu, drogocennych klejnotów, ich oczom ukazał się stos pożółkłych dokumentów na pergaminie. Nie mniej zdumieni byli  wezwani księża; okazało się, że nie potrafią zrozumieć ani słowa starodawnego tekstu. Jak pisał historyk i proboszcz kościoła św. Mikołaja, ks. Jan Nepomucen Sobczyński: „Wezwali podobno nawet rabina, aby im to pismo pokraczne odcyfrował. W końcu mieli się wyrazić, iż wieża ta w ciągu wieków trzy razy była niszczoną, więc należy skrzyneczkę tę na powrót w murze umieścić, aby w przyszłości, gdy wieża ulegnie zniszczeniu, potomkowie odczytali, co tam jest zapisane”. Jak postanowiono, tak zrobiono, dodatkowo zabezpieczając niszę cementem i ołowiem. Fakt ten bardzo zresztą irytował autora relacji, który wolałby wydrzeć „tajemnicę milczącego muru”.
Czy postępowanie ówczesnych było całkiem niemądre, czy dokumenty te ocalałyby w pożodze 1914 r.?  Skrzynka do dziś bezpiecznie spoczywa w zamurowanej skrytce. Według ks. Sobczyńskiego nisza znajduje się trzy łokcie pod oknem na półtora łokcia od strony zewnętrznej, pół trzecie łokcia od strony wewnętrznej. Mur ma w tym miejscu cztery łokcie. Dla ułatwienia obliczeń: łokieć liczył 57,6 cm
[9].

            Zagadka ta wydaje się jedną z bardziej intrygujących, związanych z samym miastem. Pytanie, czy kiedykolwiek poznamy odpowiedzi na pytania: kto sporządził tajemniczy dokument, i co zawiera jego treść?



Między prawdą, a legendą – tajemnice kaliskich podziemi.



Kościół OO. Franciszkanów w Kaliszu.


            Kolejną tajemnicą, która rozpala wyobraźnię miłośników kaliskich zagadek, jest motyw istnienia biegnących pod powierzchnią miasta tajemniczych tuneli, które zgodnie z teorią łączyć miały kościół OO. Franciszkanów, bazylikę św. Józefa, oraz miejski ratusz. Teoria ta posiada wielu zwolenników, a co rusz pojawiają się relacje mające potwierdzić istnienie podziemnych przejść. Niestety na dziś dzień, nie udało się natrafić na przekonujące dowody, by takowy podziemny kompleks mógł istnieć. Nie oznacza to jednak, że nie ma ku temu tropów, które sugerować mogą, iż coś jest na rzeczy.
            Obecny remont kościoła OO. Franciszkanów przyniósł ze sobą wiele ciekawych odkryć: niezwykle rzadką monetę – matapan, czyli wenecki grosz; fresk przedstawiający prawdopodobnie postać św. Krzysztofa, wykonaną w stylu bizantyjskim; w końcu tajemnicze schody, prowadzące do…? No właśnie dokąd? I tutaj, wśród entuzjastów teorii o istnieniu podziemnych korytarzy pojawia się iskra nadziei, na potwierdzenie ich przypuszczeń.  Do tej pory oczekiwanych dowodów nie przyniosły także badania Starego Rynku przy pomocy odpowiednich georadarów. Ich wyniki nie były jednak przekonujące dla tych, którzy wciąż wierzą w sekrety kaliskich podziemi.
            Nie mniej jednak jeśli chodzi o sam wątek tajemniczych tuneli, posiadających jedno z wejść we wspomnianym kościele. Wspominać o nim mają pewne przesłanki, które uznać moglibyśmy dziś za „miejskie legendy”:

Sprawa lochów odżyła bowiem dopiero w 1854 r. Wtedy to, podczas jednej ze straszniejszych powodzi, kiedy pod wodą znalazła się pobliska Aleja, żywioł wdarł się również pod stary klasztor mocno mu zagrażając. Jak przystało na dobrego gospodarza, ówczesny gwardian - ojciec Erazm Niedzielski - zszedł do starych podziemi, aby o rozmiarach nieszczęścia przekonać się osobiście. W podziemiach, gwałtownie cofająca się fala powodziowa wciągnęła zacnego gwardiana w głąb tajemniczych lochów. Tak zginął ojciec gwardian, którego ciała nawet nie odnaleziono, bowiem nadgryzione wodą stare stropy częściowo zawaliły się, broniąc dostępu niosącym spóźnioną pomoc. Smutne to i tajemnicze wydarzenie natchnęło Eligiusza Kor-Walczaka do napisania legendy, w której, korzystając z praw literatury, uczynił gwardiana Niedzielskiego - niezasłużenie, ale pięknie - ofiarą sił piekielnych, które go za skąpstwo żywcem uniosły do piekła. Następca ojca Erazma, gwardian Sebastian Martyński, na szczęście w żadne siły piekielne nie wierzył (tym bardziej, że legend kaliskich nie czytał jeszcze), a lochami zainteresował się, wiążąc z nimi pewne, jak się okazało, wcale niepłonne nadzieje. W 1857 r., kiedy to według powszechnego przekonania miał nastąpić koniec świata, nasz gwardian myśląc o życiu doczesnym zdołał w tajemnicy wyremontować stare lochy, a przynajmniej doprowadzić je do stanu używalności. Przydały się one wkrótce. Cóż się bowiem okazało. Ojciec Sebastian miał kontakty ze spiskowcami, niebawem powstańcami z 1863 r. Sprawa musiała być poważna, bo osobą zakonnika zainteresowały się władze carskie [10].
Koniec końców- jak uważać chce przekaz: Martyński w celu ratowania sobie życia, miał zbiec korzystając z istnienia tuneli, o których tutaj mowa.
Niemniej jednak zdecydowaliśmy się na przytoczenie jeszcze jednej relacji, dotyczącej tajemnych korytarzy w okolicach wspominanego kościoła. Opowieść pochodzi z 1939 roku, a jej autorem jest Stefan Piotr Zalwert:
Zaczęła zbliżać się wojna 1939 r. Któregoś sierpniowego popołudnia postanowiłem udać się na ul. Św. Stanisława, gdzie trwały właśnie, dość już daleko zaawansowane, prace ziemne przy wymianie wodnego rurociągu. (...) Posuwając się teraz wolno chodnikiem, wzdłuż ulicznego krawężnika, zacząłem nieco uważniej obserwować wnętrze tamtego, długiego wykopu. W pewnej chwili, a było to mniej więcej na wysokości kaplicy kościoła 00. Franciszkanów, zatrzymałem się napotkawszy jakieś niezbyt jeszcze dość wyraźne zapadlisko. Jak się później miało okazać, powstało ono w wyniku obsunięcia się w tym miejscu grubszej warstwy gruntu.
Należało teraz szybko działać, gdyż czas naglił. Można bowiem było się spodziewać, iż cały ten wykop, już w najbliższym czasie, będzie ponownie zakopany. Gotowy rurociąg leżał już na dnie dołu, czekając tylko na przeprowadzenie próby szczelności i zasypanie. Powoli zapadał zmrok. Robotnicy ukończywszy prace udali się już do swych domów. Natychmiast pobiegłem po kolegów, jak zwykle chętnych na tego rodzaju sygnały. Na szczęście kilku z nich, harcerzy, zastałem w domach. Zaopatrzywszy się w mocną linę oraz dwie jasno świecące latarki, postanowiliśmy przystąpić do dzieła. Aby nie powodować dalszego obsuwania się ziemi, zachowując właściwe odstępy między sobą, zaczęliśmy ostrożnie zsuwać się po linie do jakiejś, zionącej na razie jeszcze ciemnością, głębokiej jamy. Któryś z nas, pozostający nad brzegiem wykopu, starał się nas ubezpieczać, trzymając cały czas linę w pogotowiu. Dopiero w ostrym świetle latarek mogliśmy się dokładnie zorientować, że znajdujemy się na dnie jakiegoś bardzo długiego korytarza, gdyż jeden z przeciwległych jego końców jeszcze pozostawał w całkowitym mroku. Korytarz ten, swoim wyglądem, przypominał jakby wnętrze sztolni, bowiem ściany były dość szczelnie obudowane warstwą z grubych bali drzewnych. Poza tym konstrukcję jego wzmacniały skośnie zamocowane żerdzie. Posuwaliśmy się dokładnie w kierunku Placu Ratuszowego w wolnym tempie, gdyż od czasu do czasu drogę zagradzały nam tamte skośne umocnienia. (...) W miarę upływającego czasu, zacząłem w pewnej chwili odczuwać jakby trudność w normalnym oddychaniu. (...) Spowodowane to było po prostu wzrastającym, w miarę dalszego zagłębiania się w podziemia, niedoborem tlenu w powietrzu. Jedyną bowiem taką zbawczą dawkę czystego powietrza dostarczał nam teraz otwór, przez który dostaliśmy się do wnętrza korytarza. Była to właśnie sytuacja typowa dla podziemnych lochów, pozbawionych przez setki lat stałej wymiany powietrza, a jednocześnie charakteryzujących się atmosferą, w której cały czas zachodziły procesy gnilne. Zaniepokojony tą sytuacją, po krótkim zastanowieniu się, zadecydowałem jednak powrót "na Ziemię". Z perspektywy czasu należy dziś żałować, że nie posiadaliśmy przy sobie aparatu fotograficznego. Wydostawszy się na jasno rozświetloną ulicę, głęboko wdychając powietrze mogliśmy się prawdziwie przekonać o grożącym nam wówczas niebezpieczeństwie. Niemniej było to dla nas wyjątkową okazją, aby jak najserdeczniej się uściskać, gratulując sobie przede wszystkim, uwieńczonego sukcesem powrotu..." [11].



 Odkrycie – fresk (prawdopodobnie) przedstawiający św. Józefa w kościele OO. Franciszkanów


Kościół OO. nie jest jedynym obiektem, co do którego zachodzą podejrzenia, że mógłby on być powiązany z siecią tajemnych tuneli. Kolejny trop, podjęty przez poszukiwaczy podziemnych przejść, prowadzić miał w okolice obecnego liceum im. Adama Asnyka:


Dawno też mówiło się o lochach pod dzisiejszym Liceum Adama Asnyka prowadzących w stronę kolegiaty. Wersje to mocno wiarygodne, zważywszy, że tu właśnie znajdował się, jako się rzekło, najsilniejszy punkt obrony - zamek i że w rynku stały najznakomitsze domy, a liczni winiarze musieli mieć dobre piwnice. W nowszych już czasach, w latach sześćdziesiątych, trwały poszukiwania lochów starego Kalisza. Posługiwano się nowoczesnym sprzętem, przeróżnymi urządzeniami, nie licząc sporego zastępu ludzi. Ale, Bóg wie dlaczego, poszukiwania rozpoczęto tam, gdzie niczego znaleźć nie można było - na Korczaku. Odkryto wówczas zaledwie obmurowaną ze wszystkich stron "komnatę'' bez wyjścia. I nic dziwnego. Wiadomo przecież, że z Korczaka wychodził stary średniowieczny wodociąg kaliski i trafiono - przypuszczalnie na cysternę do gromadzenia wody. Zachowały się opisy tego wodociągu, a jeszcze niedawno drewniane rury łączone metalem spotykano w różnych punktach śródmieścia podczas prowadzenia różnych podziemnych prac [12].

            Kolejny rzekomy trop w tej sprawie może doprowadzić poszukiwaczy tajemnic na ulicę Piekarską, gdzie według relacji niektórych osób znajdować się miałyby tajemnicze piwnice. Jedną z tego typu historii miało udać się zarejestrować pani Halinie Marcinkowskiej (prezes kaliskiego TONZ), która przebywając w Izraelu przeprowadzać miała wywiad z kobietą, która spędzała swoje dzieciństwo i wczesną młodość w Kaliszu:
- Miałam z trzynaście lat, kiedyśmy się przeprowadzili na Piekarską i tam były te lochy. Nas zawsze straszyli: nie wchodźcie tam! I ja pamiętam, że była taka okrągła kopuła, ale zamknęli ją deskami. Można było jednak tam wejść. Więc wkradaliśmy się jakoś między deskami i widzieliśmy, że są lochy. Wchodziliśmy i wracaliśmy – relacjonuje Estera Kave [13].
Tymczasem Katarzyna Krzywda (autorka artykułu pochodzącego z miejscowej prasy, na który powołujemy się w tym miejscu), przytoczyła kolejny przykład relacji dotyczącej tegoż miejsca:
Gdy byłam małą dziewczynką tata mi opowiadał, że z piwnic można było się dostać lochami do ratusza i kościoła św. Józefa. Ale gdzie było wejście to sam nie wiedział, po prostu słyszał od kogoś - opowiada pani Maria [14].
            Przybliżając wyniki badań prowadzonych w tym miejscu, oraz opinie ekspertów w celu wyjaśnienia związanej  z nim zagadki, autorka artykułu dodaje:
Istnienie w tym miejscu wejścia do podziemi wydaje się tym bardziej prawdopodobne, że adres Piekarska 2 jest znany wśród historyków. W samej kamienicy nie kryje się nic niezwykłego. Jak całe Śródmieście powstała po 1914 roku. Jej wyjątkowość zaczyna się za tymi drzwiami. Drzwiami do piwnic, które pamiętają jeszcze stojącą tu niegdyś bursę studencką.
To także tutaj w 1909 r. odkryto pomieszczenie z czterema wrotami. Po otwarciu jednych drzwi znaleziono kilka starych trumien. Robotnicy wyciągnęli stamtąd szablę, którą do II wojny światowej rzekomo nosił dowódca Straży Grobu Pańskiego przy kościele św. Mikołaja. Żeby jednak stanowiła część podziemi musiałaby pochodzić z okresu średniowiecza. Temu niestety zaprzeczają mury piwnicy. – „Najstarsza część to ściana nośna, prawdopodobnie zbudowana z kamieni eratycznych łączonych z zaprawą wapienną” – tłumaczy Sławomir Miłek, historyk, który wraz z nami oglądał piwnicę przy Piekarskiej. – „ Ciężko jest określić wiek, ponieważ  nie zastosowano tutaj żadnych cegieł, nie mamy też grubości złapanej, więc to jest dość trudna, karkołomna sytuacja. Wydaje się, że ta najstarsza część tej ściany może być jeszcze z XVI-XVII wieku, prawdopodobnie nie jest średniowieczna” - uważa.
Reszta piwnicy pochodzi prawdopodobnie z XIX wieku. Jest więc prawie pewne, że ta i inne piwnice nie mają nic wspólnego z legendarnymi lochami. Według Leszka Ziąbki mamy tu do czynienia jedynie z ciągiem komunikacyjnym między piwnicami.  – „Jak on daleko prowadził, dokąd prowadził, czy rzeczywiście jest możliwość, że taki ciąg jest między wszystkimi piwnicami na terenie rynku i dalej - dopiero można by stwierdzić przy jakichkolwiek tutaj pracach architektonicznych czy archeologicznych” – mówi. Takiego samego zdania jest (obecnie były – przyp. autorki) dyrektor Muzeum Okręgowego Ziemi Kaliskiej i autor artykułów na temat kaliskich podziemi Jerzy Aleksander Splitt. Według niego pojęcie ,,lochy’’ jest bardzo szerokie i często dochodzi do nieporozumień. – „W miastach średniowiecznych przejścia podziemne były budowane, niemniej jednak Kalisz takich lochów nigdy nie posiadał. Te podziemne fragmenty przejść, które osoby, zwłaszcza w okresie międzywojennym, w trakcie odbudowy miasta widziały, do których wchodziły i przemieszczały się to oczywiście nie były typowe lochy, które z pewnością chcielibyśmy mieć, bo stanowiłyby ważną atrakcję Kalisza. To były po prostu połączone ze sobą piwnice” – uważa Jerzy Aleksander Splitt.
Skąd więc przekonanie osób, które tymi piwnicami się przemieszczały, że miały do czynienia właśnie z lochami? Według Leszka Ziąbki odpowiada za to upływający czas i… młodzieńczy wiek. – „Wszystkie te opowieści dotyczące lochów to głównie wspomnienia osób starszych, które tutaj były w wieku dziecięcym. Trzeba na to patrzeć trochę inaczej. Jak człowiek jest młody to wszystko wydaje się olbrzymie. To wszystko trzeba wziąć pod uwagę” – podkreśla Ziąbka [15].

Na terenie Kalisza, od czasu do czasu posłyszeć można (zwłaszcza od starszych ludzi) kilka podobnych historii, dotyczących wybranych punktów na mapie miasta. Jeszcze inni sugerują, że tunele - bądź ich część, wciąż znajdować się  mogą pod budyniem ratusza (co też mogło przekładać się na problemy techniczne z jego odbudową).
Czy w opowieściach tych tkwi choć ziarnko prawdy? Czy też może są to jedynie wspomnienia z lat młodzieńczych informatorów, podszyte młodzieńczą (wówczas) fantazją?  Być może czas pokaże kto miał rację, i czy opowieści o tajemniczych tunelach biegnących pod miastem zaliczać się będą jedynie do faktów, czy też jedynie do kategorii tzw. legend miejskich. Przyznać jednak trzeba, że gdyby okazałyby się ona prawdą – Kalisz zyskałby niebagatelną atrakcję turystyczną.

 

Skąd Gniazdo twoje?



Rezerwat archeologiczny na kaliskim Zawodziu.
 

            Ostatnią tajemnicę związaną z miastem, do której postanowiliśmy nawiązać jest teoria (propagowana chociażby przez prof. Andrzeja Buko), wg której w bliskich okolicach Kalisza, znajdował się gród,  który mógł mieć znaczenie przy powstawaniu państwowości polskiej. Badania te rzucają cień na wcześniejszą wersję (znaną wszystkim czytelnikom ze szkoły), wg której pierwszą stolicą Polski było Gniezno – i co oczywiste wywołują tyleż samo kontrowersji co zainteresowania. Przeciwnicy teorii o znaczeniu kaliskiego grodu, skłonni są zgodzić się, że to nie rzekoma pierwsza stolica Polski, lecz inny gród musiał posiadać większe znaczenie w tamtym okresie. Sprzeciwiając się jednak sugestiom, iż miejsce to położone miało by być w okolicach Kalisza, wskazują inne – Giecz.
            Nie będziemy się jednak w tym miejscu rozwodzić nad tym wątkiem, gdyż został on już przedstawiony u nas na stronie w artykule Agnieszki Skarżyckiej: „Prawdy z ziemi WYDARTE”, ponadto omawianą teorię prezentuje także film Wojciecha Cozaka pt.: „Ukryte gniazdo dynastii” [16]. Zaciekawionych zapraszamy zatem do seansu, oraz lektury – nie tylko zamieszczonego u nas tekstu, lecz także wskazanych pod nim publikacji w bibliografii, które wyczerpująco przedstawią czytelnikom ów temat.

Tym akcentem kończymy pierwszy odcinek „Wschodniowielkopolskiego Archiwum X”. Niewątpliwie Kalisz posiada jeszcze wiele ciekawych tajemnic, o których wzmianek tutaj zabrakło – niemniej jednak staraliśmy się przedstawić w tym miejscu, te najciekawsze, najbardziej znane.

Niewykluczone, że w przyszłości powstanie też kolejna część materiału, która uzupełni wszelkie braki. Tymczasem możemy zapewnić, że międzyczasie powstawać będą kolejne odcinki serii – tym razem poświęcone pozostałym miastom Regionu Wschodniej Wielkopolski. Trudno nam na tę chwilę wskazać moment, kiedy ukaże się kolejny „odcinek” – jednakże zapewnić możemy, że na pewno tak się stanie.      

Międzyczasie zachęcamy naszych czytelników do współpracy – czyli dzielenia się z nami ciekawostkami, dotyczącymi pozostałych miast, które pomogłyby nam rozbudować powstającą serię.




Przypisy.


[1] zob. M. Kaleta, Wielkopolskie polowania na czarownice, cz. I: Geneza:
[2] zob. M. Kaleta, Stwory, potwory, cudaki…, cz. 1:
[3] zob. Tamże.
[4] zob. M. Kaleta, Stwory, potwory, cudaki…, cz. 2
[5] zob.  M. Kaleta, Mieszkańcy wodnych toni.
[6] zob. M. Kaleta, Seria publikowana na naszej stronie: Wielkopolskie Wakacje z Duchami.
[7] M. Błachowicz, A. Tabaka, Fascynujący dom z kolumnami:
http://www.zyciekalisza.pl/?str=82&id=124077  (stan na dnia 13.04.2018).
[8] K. Walczak, Loże masońskie i organizacje parawolnomularskie Kalisza.
[9] M. Błachowicz, A. Tabaka, Tajemnice katedralnej wieży:
http://www.zyciekalisza.pl/?str=82&id=815 (stan na dnia 13.04.2018).
[10] W. Kościelniak, Lochy, albo tajemnice Kalisza:
 http://www.info.kalisz.pl/ballady/lochy.htm (stan na dnia 13.04. 2018).
[11] J. A. Splitt, Lochy kaliskie – prawda czy fikcja?:
http://www.kalisz.info/lochy.html (stan na dnia 13.04.2018).
[12] W. Kościelniak, dz. cyt.
[13] K. Krzywda, Tajemnica kaliskich lochów odkryta:
[14] Tamże.
[15] Tamże.
[16] A. Skarżycka,  Prawdy z ziemi WYDARTE:




Bibliografia.


1.      Błachowicz Maciej, Tabaka Anna,  Fascynujący dom z kolumnami:
2.      Błachowicz Maciej, Tabaka Anna, Tajemnice katedralnej wieży:
3.      Kaleta Marta, Wielkopolskie polowania na czarownice
4.      Kaleta Marta, Stwory, potwory, cudaki…, cz. 1.
5.      Kaleta Marta, Stwory, potwory, cudaki…, cz. 2.
6.      Kaleta Marta, Mieszkańcy wodnych toni.
7.      Kaleta Marta,  Wielkopolskie wakacje z duchami.
Seria publikowana na naszej stronie.
8.      Kościelniak Władysław, Lochy, albo tajemnice Kalisza:
9.      Krzywda Katarzyna, Tajemnica kaliskich lochów odkryta:
10.  Skarżycka Agnieszka, Prawdy z ziemi WYDARTE.
11.  Splitt Jerzy Aleksander, Lochy kaliskie – prawda czy fikcja?:
12.  Walczak Krzysztof, Loże masońskie i organizacje parawolnomularskie Kalisza.
 


Spis ilustracji.


1.      Wiedźma Bagienna:
2.      Duchy:
3.      Dom Sztarków:
4.      Plac  Św. Józefa:
Zdjęcie autorki.
5.      Grafika przedstawiająca kaliską Katedrę:
Praca autorki.
6.      Kościół OO. Franciszkanów:
Praca autorki.
7.      Odkrycie – fresk (prawdopodobnie) przedstawiający św. Józefa w kościele OO. Franciszkanów:
8.      Rezerwat archeologiczny na kaliskim Zawodziu:
Praca autorki.