poniedziałek, 22 października 2018

Uzupełnienie dla: Wielkopolskie Wakacje z Duchami i Bestiariusza, cz. I.







Nie jest niczym dziwnym, że zbierając materiały dotyczące folkloru, i historii naszego Regionu co pewien czas natrafiamy na kolejne ciekawe materiały. Tematów jest sporo – tylko czasu brak na zamieszczenie ich w odpowiednim czasie… Zatem wiele z nich „grzecznie” zmuszona jest czekać w kolejce, na swoją kolej. Jeszcze inaczej sprawa ma się  tematami już wcześniej opracowanymi przez nas. Co pewien czas staramy się aktualizować opublikowane już na portalu artykuły o nowe treści – często jednak materiału jest o tyle więcej, iż zasługują one na osobne potraktowanie.

            Dlatego też dzisiejszy temat posiadać będzie charakter wspomnianego „uzupełnienia” do tematów związanych z podaniami o nawiedzonych miejscach w Regionie, oraz do bestiariusza ludowego. Motyw ten idealnie wpasowuje się w nadchodzące listopadowe klimaty – toteż przerywając „na chwilę” cykl o ziemiaństwie, zapraszamy do zapoznania się z kolejnymi - nowymi zebranymi przez nas materiałami.



Kaliskie opowieści o duchach.



 Kalisz: nieistniejąca już cerkiew pw. św. Piotra i Pawła, swego czasu stała się bohaterką pewnej miejskiej legendy.


Swego czasu zaprezentowaliśmy czytelnikom relację-gawędą pochodzącą ze zbioru prac konkursowych II Kaliskiego Konkursu Folklorystycznego, organizowanego w 1984 roku.
Do grona znanych kaliskich duchów, należy dodać, wspomnianą przez Stefana Bolińskiego „czarną damę”, która swego czasu pojawiać się miała w okolicach nieistniejącej już cerkwi; oraz Hotelu Wiedeńskiego przy ul. Grodzkiej. Jawić się ona miała jako ubrana w czarną suknię, rękawiczki i woal kobieta, która szczególnie na swe ofiary upatrzyła dzieci.
To właśnie je miał wciągać do piwnic opuszczonej już wówczas cerkwi; a jedno z tego typu zdarzeń, zakończone nieudanym (na szczęście dla chłopca) porwaniem ściągnęło na „głowę” zjawy policyjną i tłum gapiów. Dokładnie przetrzęsiono wówczas cerkiew, lecz obecności domniemanej zjawy w niej nie uświadczono. Zamiast tego grupa poszukiwawcza natrafiła na… suszące się w piwnic budynku damskie pończochy,  w kolorze czarnym. „Roztargniona” zjawa miała je zostawić nieopatrznie ponownie, niebawem na jednej z cerkiewnych wież.
Jeśliby wierzyć świadkowi relacjonującego ówczesne wydarzenie: odnalezienie kobiecej garderoby było na tyle zaskakujące, gdy weźmie się pod uwagę fakt, iż wejście do cerkwi pozostawało dobrze zabezpieczone. Niemożliwym miałoby być, by ktoś przedostał się do środka i je tam rozwiesił -  a tym bardziej wdrapując się w tym celu na cerkiewną wierzę, która była wówczas w słabej kondycji [1].
Osobiście jesteśmy zdania, iż opowieść tę śmiało uznać można za przejaw XX w. miejskiej legendy, w postać bohaterki której wcieliła się kobieta bezdomna, bądź szalona (a może jedno i drugie?). Dziś jednak w przeciwieństwie do kaliskiej Białej Damy (Dorotki z okolic Baszty tegoż samego imienia), nikt już nie zdaje się pamiętać o jej Czarnej „odpowiedniczce”.

Kolejna opowieść opublikowana we w/w sprawozdaniu konkursowym, pochodziła od pani Bronisławy Zimny, a dotyczyła wydarzeń rozgrywających się w jednym z pobliskich kościołów. Brzmiała ona następująco:
Pewna matka bardzo rozpaczała po śmierci córki i bardzo chciała ją choć raz zobaczyć. Kiedyś dowiedziała się do ludzi, że w dzień zauszny zmarli idą o północy na mszę świętą do kościoła. Zakradła się więc do kościoła i ukryła w ławce.
Gdy wybiła północ do kościoła wszedł zmarły ksiądz, za nim całą procesja dusz, a na końcu jej ukochana córka, uginając się pod ciężarem wielkiego dzbana. Matka wybiegła z ukrycia i krzyczy: - Córko moja, co ty niesiesz w tym dzbanie? – Twoje łzy mamo! Nie płacz więcej, bo bardzo mi ciężko dźwigać ten dzban.
I pogodziła się biedna matka ze stratą ukochanej córki [2].


Dobrzyca.


Dobrzyca: obecne Muzeum Ziemiaństwa.


O obecności duchów w  zespole pałacowo-parkowym w Dobrzycy (dziś obecnie należącym do Muzeum Ziemiaństwa), donosić miał min. Adam Turno, piszący w swoim pamiętniku, iż: zdarzało mu się widywać białą zjawę, pojawiającą się w godzinach porannych. Czasem też zdarzało mu się słyszeć wystrzały, nieustalonego pochodzenia; niepokój w nim miały także wzbudzać tajemnicze odgłosy przypominające pękanie ścian [3].
 To nie koniec doniesień o tajemniczych zjawiskach występujących w okolicach pałacu. Miejscowi mieszkańcy mieli także wspominać o tajemniczym stadzie widmowych koni, które przebiegać miały przez most znajdujący się za parkiem. Wyraźnie miało być wówczas słychać tętent i rżenie koni – po chwili jednak tajemnicze zjawisko znikało [4]. 
Duchy pojawiają się też we wspomnieniach kamerdynera pałacu w Dobrzycy Władysława Mateckiego. Podaje on, że w budynku dało się wielokrotnie słyszeć dziwne, niepokojące odgłosy przypominające jakby brzęczenie łańcuchów dochodzące z pałacowych piwnic. Hrabianka Wanda Czarnecka próbując rozwikłać tę zagadkę domniemywała, że w piwnicach zakopany został ktoś i jego dusza niespokojna potrzebuje pomocy. Na jej prośbę Władysław Matecki dokonał przeszukania piwnic i odnalazł coś w rodzaju zasklepionej od góry studni. Po przebiciu otworu na dnie znalazł zakutego w żelazo kościotrupa. Nie wiedząc czyje to szczątki, zabrał je wraz z hrabianką Wandą i odmawiając zdrowaśki zakopali w parku między platanem a sztucznymi ruinami (dziś nieistniejące). Od tego czasu w pałacu przestano słyszeć dziwne głosy [5].

Wągrowiec.




            W artykule poświęconym tradycjom pogrzebowym w kulturze ziemiańskiej, przytoczyliśmy przykład nietypowego nagrobka – bowiem posiadającego kształt piramidy. W jego wnętrzu spoczywać mają szczątki jego projektanta: Franciszka Łakińskiego, rotmistrza Wojsk Polskich, z czasów wojen napoleońskich.  
Jaki miał on cel w wybudowaniu dla siebie owego nietypowego grobowca? Przypuszczeń nasuwać mogą domniemania entuzjastów tamtejszych tajemnic pogranicza zjawisk nadprzyrodzonych.
Dla nas istotnym jest natomiast fakt, iż w okolicach wciąż żywe są relacje na temat tego, jakoby zjawa Rotmistrza miała być widziana w okolicach wzgórza, na którym znajduje się „piramida”. Najczęściej spotykanym motywem opowieści jest postać jeźdźca, okrążającego miejsce swego spoczynku na dosiadanym przez siebie rumaku. Inne relacje wspominają, jakoby świadkowie mieliby widzieć w tym miejscu świetlistą postać, której tożsamość przypisywali wspomnianemu rotmistrzowi.

Kępno.



 Ratusz w Kępnie.


Z okolic Kępna pochodzić ma opowieść o tutejszym odpowiedniku Janosika -rozbójniku o dobrym sercu, zwanym Szpikiem. Swego czasu zwykł on grasować w tutejszych lasach wraz ze swoją bandą, a postępowaniem ich kierowała prosta zasada: „zabieraj bogatym, a dawaj biednym”. Historia jego zakończyła się tak jak musiała: Szpika w końcu dopadło „długie ramię pruskiego wymiaru sprawiedliwości”. Zanim jednak dał się pojmać żołnierzom zaborcy, wyprosił u ich dowódcy możliwość spędzenia ostatniej godziny  wolności, w towarzystwie ukochanej Małgorzatki. Gdy czas upłynął, a rozbójnik się nie pokazywał, padł w końcu rozkaz aby żołnierze wtargnęli do karczmy ojca dziewczyny, i go pojmali. Okazało się wówczas, iż zarówno on, jak i wybranka jego serca sami odebrali sobie życie.
Parę zakochanych pochowano w pobliskim lesie, a w okolicach gdzie znajdować się miała ich mogiła, czasem dostrzec można: odbywających pośmiertne schadzki duchy kochanków [6]. Obiecujemy zapoznać czytelników dokładniej z ową legendą, przy okazji artykułu, który niebawem pojawi się na łamach naszego portalu. Prezentować on będzie sylwetki, historie i legendy o najbardziej znanych w Regionie rycerzach, oraz rabusiach. Prosimy zatem o cierpliwość.

Warto też przytoczyć tutaj przekaz ludowy pochodzący z pobliskich Siemianic, który w swej pracy zawarła Jadwiga z Szembeków Szeptycka. Krótka wzmianka dotyczyć miała postaci kobiety, uchodzącej w okolicach za „opętaną / szaloną”. Autorka docierając do tej opowieści odnotowała, iż wg relacji tutejszych mieszkańców, w dniu gdy owa kobieta zmarła, nad jej domem pojawiać się miała tajemnicza postać konia bez głowy [7].


Ołobok.



Wieś ta posiada niezwykle ciekawą historię związaną z istniejącym niegdyś na tych terenach klasztorem sióstr cysterek. W związku z czym w okolicach tych można posłyszeć kilka podań, nawiązujących do owego faktu. Jedna z opowieści tyczy się postaci Elżbiety Ciemieńskiej – swego czasu ksieni wspomnianego klasztoru. Na tę chwilę interesować nas będą niezwykłe wydarzenia mające miejsce po jej śmierci w 1614 roku. Wg relacji  świadków, nad grobem ksieni widywać miano tajemnicze światło, którego pochodzenie nigdy nie zostało ustalone.
Ponadto postać jej miała ukazać się dwóm jezuitom, odbywającym niebezpieczny rejs po morzu. Miała im wówczas rzec: „Ja jestem Elżbieta Ciemieńska, ksieni niegdy ołobockiego klasztoru, nie bójcie się morskich nawalności w pokoju do portu przypłyniecie i zdrów do waszego świętego powrócicie zakonu”  [8].


Borek Wielkopolski (Zdzież).



Sanktuarium Matki Bożej Pocieszenia w Borku Wielkopolskim.

 
Oskar Kolberg, powołując się na artykuł ks. Brandowskiego, zamieszczonego w „Wiśle” (Poznań 1881, nr 388), przytacza legendę o rodzie Borkowiczów, wywodzących się ze śląskich Wiesenburgów. W 1290 jeden z nich osiąść miał w Borku – podobnie jak najstarszy jego syn, młodszy zaś przeniósł się do Sierakowa k. Kościana.
            Drugi z synów miał wybudować w Zdzieżu drewniany zamek, naszpikowany dla bezpieczeństwa jego mieszkańców pułapkami. Wg Kolberga budowa zamku znajdować się miała opodal kościoła, na nie istniejącej już w jego czasach ul. Wrocławskiej.
 Gdy prace zostały ukończone, dla pewności iż wrogom nigdy nie będzie dane poznać tajemnic zamku – pan jego zdecydował się na radykalny krok, jakim było uśmiercenie architekta budowli. 
Po dokonaniu zbrodni, duch zamordowanego począł znacząco „uprzykrzać” życie mieszkańcom warowni. Ściany i posadzka poczęły spływać krwią nieszczęśnika, a postać jego samego ukazywać się pod postacią zawodzącego makabrycznego, krwawiącego widma.  
            W końcu na mordercę spotkała zasłużona kara: po śmierci swej żony zupełnie postradał zmysły, dzięki czemu w łatwy sposób stał się ofiarą manipulacji podstępnego służącego - który to go ostatecznie otruł. Tym samym udało mu się wejść w posiadanie skarbu, który z pewnych powodów zdecydował się ukryć w pobliżu zamku. 
            Zdobyte podstępnie bogactwa miały przeleżeć w ziemi, do czasu gdy Zdzież został strawiony przez pożar, a nieopodal zdecydowano się wybudować miasto Borek [9].


Stawiszyn.



Stawiszyn: dom z 1820 roku.
 

Przedstawiając miejscowe podanie znów pozwolimy sobie odwołać się do zapisków Kolberga. Wg odnotowanych przez autora „Dzieł wszystkich” przekazów: w okolicach Stawiszyna miała niegdyś pojawiać się postać pogańskiego kapłana. W czasach gdy Polska dopiero co przyjęła chrześcijaństwo, on wciąż posłuszny starym bogom, odprawiał ku ich czci przedchrześcijańskie praktyki. Został przez to przeklęty przez Boga, i od tamtej pory pojawiać się miał w okolicy pod postacią czarnego widma, jadącego na koniu tego samego koloru, z którego chrap buchał ogień. Jego pojawienie się miało zwiastować dla Stawiszyna nieszczęścia.
Pewnego jednak razu gdy blade oblicze księżyca zazłociło się – oznaczało to kres tułaczki mrocznego jeźdźca.  Jednak zniknięcie jego wywołało kataklizm, przywodzący swą postacią wyobrażenia bliskie końca świata. Zaistniały w tym miejscu orkan powyrywał drzew; zniszczył domostwa i kościół Stawiszyński; a ulewne deszcze pozalewały okolcie miasta.
Wydarzenia te poprzedziły wybuch podziemnego wulkanu, który sprawił ,że ziemia się rozstąpiła i pochłonęła wszystko co pozostało po dawnym Stawiszynie; okolice zatruwały buchające z podziemi siarka i żar. W końcu jednak powstała dziura, pod wpływem ulewnych deszczy poczęła napełniać się wodą i utworzyła jezioro, na jego środku powstała mała wyspa. 
Stawiszyn odbudowano, ale gdzieś z odmętów jeziora wciąż słychać miało być dzwonienie dzwonów pogrzebanego pod ziemią kościoła. Wsypę na jeziorze otaczała czarna mgła, a zamieszkiwać ją miały ptaki i złe duchy, które pod postacią błędnych ogni zwabiały ludzi na brzeg wyspy.
Wielu zwabionych, chcących się przedostać na wyspę poniosło śmierć tonąc w odmętach jeziora; wiry wodne topiły także tych, którzy usiłowali nadpływać im z pomocą.  Odkupienie miało przynieść poświecenie pewnego rybaka, który wciągany przez wir, wykrzyknął słowa, zgodnie z  którymi powierzał on swą duszę Jezusowi. Właśnie to wydarzenie miało położyć kres mrocznym zjawiskom w okolicach wyspy.
O. Kolberg zauważał, iż w podaniu tym mogło kryć się ziarnko prawdy. W okolicach Stawiszyna natrafiono na przedchrześcijańskie cmentarze (Jeżew, Skokówek), a wg ksiąg parafialnych i miejskich wynikało, że w okolicach miasta znajdował się rozległy staw, który zanikł pod wpływem irygacji łąk. Pozostała po nim rozpadlina, w której znajdować się miały: szczątki drzew pokaźnych rozmiarów, z koronami drzew, gałęziami, korzeniami, całymi konarami [10].


Danków.



Danków: brama wjazdowa do dawnego zamku Warszyckich.
 

            O Dankowie już pisywaliśmy w naszym cyklu poświęconym duchom naszego Regionu. Dziś  dołączamy kilka relacji, dotyczących postaci omawianego poprzednio Warszyckiego, oraz okolic jego dawnego zamku.
Dziś w Dankowie oglądać można już tylko resztki potężnych murów, dwie bramy połączone niegdyś ze zwodzonym mostem, ślady fos... Liswarta zmieniła się znów w niezbyt szeroką, malowniczą rzeczkę. Na drugim jej brzegu, na wydmach porośniętych sosnowym lasem, gdzie ongi pracowali poddani Warszyckiego, podobno spotkać czasami można - w samo południe - jeźdźca w futrzanej szubie i wysokich rajtarskich butach, jadącego na pięknym, narowistym koniu. To kasztelan Warszycki - zmarły prawie przed trzema setkami lat - objeżdża swe dawne włości.
Pewnego letniego dnia, w samo południe, obok drogi do Rębielic dwie mieszkanki Dankowa zbierały szyszki. W dankowskim kościele właśnie zaczęto dzwonić na Anioł Pański, kiedy kobiety zobaczyły, że drogą przez las jedzie mężczyzna na pięknym kasztanowatym koniu. Nikt we wsi takiego nie miał. Zdziwiło je, że choć upał dawał się we znaki, mężczyzna ubrany był w futrzane okrycie, wysokie buty i rękawice. Twarz miał chudą, śniadą i włosy czarne, dłuższe niż wtedy noszono. Przejechał obok nich i skręcił w las - gdy obejrzały się za nim zdumione spostrzegły, że ani jedna gałąź nie zadrżała, a na piaszczystej drodze nie było widać śladu kopyt. Dopiero wtedy zdjął je strach, bo przypomniały sobie opowiadania ludzi mających łąki pod lasem: ponoć kasztelan Warszycki, który za okrucieństwa, jakich dopuszczał się za życia, nie zaznał w grobie spokoju, pokutował od setek lat, ukazując się potomkom swych poddanych w lasku, na lewym brzegu Liswarty.
Tajemniczego jeźdźca widywało wielu mieszkańców wsi, pojawiał się zwykle w biały dzień - czasem w bardziej jeszcze przerażającej postaci: bez głowy. Galopował na koniu, któremu spod kopyt sypały się skry. Przez długie lata wierzono, że wały nad Liswartą to "złe miejsca". Nikt z mieszkańców tych okolic nie poszedłby tam wieczorem dobrowolnie. Opowiadano, że nocami dochodził stamtąd turkot, jakby jechały ciężkie wozy, a jakieś światła pojawiały się i gasły.
Ruiny zamku także nie miały dobrej sławy; powiadano, że z rozkazu Warszyckiego, który w swych dobrach utrzymywał prywatnego kata, zginęło w lochach zamkowych wielu ludzi.
Wśród ofiar kasztelana-okrutnika znaleźć się miała podobno także trzecia jego żona - Jadwiga, córka wojewody bełżyckiego. Nieoceniony zbieracz podań i legend związanych z polskimi zamkami - Adam Amilkar Kosiński - pisze, że trzecia pani Warszycka, młodsza od swego małżonka o lat prawie czterdzieści, była wcześniej potajemnie zaręczona z młodym księciem Ottonem Schaffgotschem. Rodzice nie zezwolili na ten związek. W rok po ślubie z Warszyckim w zamku niedobranego wiekiem małżeństwa zjawił się w przebraniu Schaffgotsch i namawiać począł piękną kasztelanową, aby uciekła z nim od starego męża. Zausznicy kasztelana podsłuchali rozmowę, a rozgniewany Warszycki ukarał zakochanych, wysadzając w powietrze skrzydło zamku, w którym znajdowali się Schaffgotsch i kasztelanowa. Oboje oczywiście zginęli. Wieczorem i nocą, w pobliżu zamku i plebani, na placu obok szesnastowiecznego, a przebudowanego za czasów Warszyckiego kościoła, wielu mieszkańców wsi widywało zjawę szlachcica w kontuszu, z szablą u boku [11].


Chocz.




Pałac infułatów w Choczu.


Prezentując czytelnikom podanie związane z miejscowym pałacem, rzekomo nawiedzonego przez ducha opata Kazimierza Lipskiego, pragniemy zacytować fragment artykułu pochodzącego z jednego z lokalnych czasopism, które przedstawiało ową historię w następujący sposób:
Tutaj od lat żywe są opowieści księży przekonujących, że w pałacu infułatów zamieszkuje duch. Czasami pojawiał się bezszelestnie, innym razem ukazywała się zamglona sylwetka. Jego pojawieniu się towarzyszyło brzęczenie kluczy i szelest przewracanych kartek w wielu księgach.
Jeden z młodych prefektów opowiadał, że kiedy w pałacu infułatów zostawał sam, czuł na sobie zimny, świszczący oddech. Kim jest pałacowy duch, który wraca, ciągle czegoś szuka, sprawdza, a tym samym zakłóca spokój mieszkańców plebani? Duch, który ciężkim krokiem, po skrzypiącej podłodze, przemieszcza się z sali rodowej do małego pomieszczenia, które kiedyś było najprawdopodobniej jego kancelarią, wzbudzając uczucie strachu i niepewności? - Nie może być to nikt inny, jak dawniejszy właściciel Chocza i jego dóbr, opat, prepozyt, infułat i spadkobierca rodu Lipskich – Kazimierz – uważa Zdzisława Flisińska, pasjonatka lokalnej historii.
Był on protegowanym prymasa Ostrowskiego i objął stanowisko po opacie lubińskim i referendarzu koronnym – Michale Lipskim, zmarłym w 1780 r. (…)
Chcąc ratować majątek rodzinny i zadbać o splendor rodu Lipskich herbu Grabie, przywłaszczył sobie dobra chockich mieszczan. - Zabrał miejskie grunty, zakazał wypasu bydła na tych terenach. Odebrał mieszczanom browar i gorzelnię, zakazał im pędzenia wódki i warzenia piwa, mimo tego, że ta działalność była obwarowana przywilejem nadanym przez biskupa Andrzeja Lipskiego. Sam za to pędził wódkę we własnej gorzelni i sprzedawał w swym szynku – opowiada Zdzisława Flisińska.
Dodatkowo zabrał jednemu mieszczaninowi ziemię, by wydobywać glinę na budowę. Przywłaszczył sobie miejski młyn, zabronił wycinki drzew w lesie, do czego przez lata mieszkańcy Chocza mieli prawo. Odtąd za wszystko musieli opatowi płacić. Mieszczanie przez lata procesowali się z Lipskim w sądach grodzkich i ziemskich.
Ponadto opat Lipski skonfliktował się z Żydem Szlamą Efromowiczem, z którym zawarł umowę o założenie w Choczu manufaktury.
Oszukał dzierżawcę majątku Antoniego Owsianego. Kazimierz Lipski nie przebierał w środkach, by zdobyć jak najwięcej funduszy na remont dwóch prestiżowych budowli w Choczu – kolegiaty i pałacu.
To, że przez niego miasteczko upadało, a mieszkańcy zubożeli i zanikło życie gospodarcze, dotąd wartko płynące, nie miało dla opata żadnego znaczenia – tłumaczy Zdzisława Flisińska. Do dziś żywa jest legenda o ukrytych przez niego siedmiu beczkach zapełnionych srebrem [12].


Jarocin i okolice.



 Witaszyce: cygański mostek.



            Pierwszym miejscem na naszej liście z powiatu jarocińskiego będzie „cygański mostek”, znajdujący się w okolicach Witaszyc. Wg podania woda przepływającej w tamtym miejscu rzeki jest uznawana za „przeklętą”, gdyż powodować miała ona obłęd u zwierząt, której się jej napiły. Na jednym z blogów opisana została relacja chłopa, który chcąc wyżywić swą liczną rodzinę zdecydował się zostać woziwodą, a woda którą pobierał do sprzedaży miała pochodzić z okolic „mostku”. Zwierzęta gospodarzy, którzy zakupili u niego wodę zaczęły wpadać w dziwny szał – domyślono się zatem źródła jej pochodzenia, a mężczyzna zmuszony był zwrócić swym klientom pieniądze. Przez wiele kolejnych pokoleń co przezorniejsi gospodarze unikali pojenia swych zwierząt wodą, pochodzącą z okolic mostu, gdyż przeświadczenie o jej negatywnym wpływie, wciąż pozostawało żywe w lokalnej świadomości. Co ciekawe opowieść nie tłumaczy, genezy powstania tego przesądu/ podania – dlaczego woda z tamtego miejsca miałby być „zła” [13].




Kościół św. Małgorzaty w Cielczy.
  

            Tymczasem przenosimy się do wsi Cielczy, gdzie w okolicach miejscowego cmentarza, według kolejnego przekazu ukazywać się ma widmo chłopa, którego psy zagryzły niegdyś owcę jednego z gospodarzy. Na właściciela zwierząt, które dopuściły się do tego czynu zorganizowano obławę, przed którą mężczyzna, chcąc uciec przed samosądem, postanowił schronić się w kaplicy (której pilnował jako stróż). Popełnił on przy okazji grzech, który sprowadził na niego karę boską: chroniąc się w kaplicy, wrzucił z niej obraz Matki Boskiej. Niedługo potem księżyc, który był wówczas w pełni uległ zaćmieniu, drzwi schronienia zatrzasnęły się, uniemożliwiając winnemu ucieczkę, a on sam ostatecznie spłonął w tamtym miejscu, gdy chłopi podłożyli pod nie ogień. Od tamtej pory, w bezksiężycowe noce miano widywać jego ducha w towarzystwie psów, snującego się w okolicach cmentarza – przynajmniej do roku 1910 [14].
            Z tą  miejscowością związane jest podanie dotyczące czarownic. Wg niego:
Cielcza stała się sławna, bo tu została spalona ostatnia czarownica.
Cioty cieleckie (czarownice!) spotykały się na górce, latały na miotłach nad miastem, rzucały też czary. Kiedy zakwitał kwiat paproci, zlatywały się na niewielkie wzniesienie. Dochodziły wtedy stamtąd śmiechy, muzyka, a górkę otaczała dziwna jasność.
Niektórzy opowieść o ciotach łączą  z rycerzem, który pojawiał się na "szwedzkich okopach". W pobliżu wzniesienia, gdzie odbywały się sabaty czarownic, znajdują się cztery dęby wyrastające z jednego pnia. Skręcając w prawo dojdziemy w miejsce, gdzie dawniej powstało grodzisko, tzw. "szwedzkie okopy". Słychać było stamtąd dziwne dźwięki…
 Jednak najdziwniejsze rzeczy działy się, kiedy zakwitał kwiat paproci. Pojawiał się wtedy rycerz z psami. Patrzyły one na księżyc i górkę, cicho przy tym skomląc. Rycerz wtedy mówił coś w niezrozumiałym języku, wzrok również kierując na rozświetlone wzgórze. W dali zauważyć można było siedzące na drzewach ptaki z ludzkimi twarzami, które odlatywały tuż o świecie. Rycerz wtedy uderzał trzy razy mieczem w tarczę, psy żałośnie wyły i wszystko znikało [15].



 Wilkowyja: młyn nad Lutynią.


            Kolejne podanie pochodzić będzie z Wilkowyi,  choć jego motyw przewijał się w opowieściach pochodzących z innych okolic Wielkopolski (min. okolic Gryżyny) i nie tylko. Historia dotyczyć miała pewnej wdowy, która rozpieszczała swego syna, do tego stopnia iż ten stał się wobec niej nieposłuszny, krnąbrny. Gdy zmarł, jego ręka wciąż ukazywała się na powierzchni ziemi, mimo iż stale była zakopywana przez lokalnego grabarza. Ksiądz polecił kobiecie wymierzyć :karę” zmarłemu synowi, gdyż jak to określił: „skoro chłopak nie zaznał surowości za życia, powinien zażyć jej po śmierci”. Matka posłuchała rady duchownego, i ułamawszy gałązki z pobliskiej wierzby wymierzyła nią kilka razów, wystającej z ziemi ręce syna. Od tamtej pory, dłoń jego już więcej się spod powierzchni ziemi nie pokazała; a matka chcąc uczcić pamięć o synu posadziła na jego grobie ową witkę wierzbową, z której w przyszłości wyrosło piękne drzewo, upamiętniające jego historię (obecnie już nieistniejące) [16].





Ruiny pałacu Opalińskch w Radlinie.


            W Radlinie znajdują się ruiny pałacu, który kiedyś był siedziba rodu Sapiehów. Jeden z nich zapisał się jako wyjątkowy okrutnik; znany był też z tego, że lubił przebierać się za żebraka, i wędrując w tym stroju wypytywał ludzi o opinię na temat „tutejszego pana”. Gdy ktoś wypowiedział się o nim źle, został wrzucany do głębokiej studni najeżonej ostrzami – po dziś dzień ponoć słychać  dobiegające z jej dna niepokojące jęki dawnych skazańców [17].





          Pałac w Tarcach.

  Tymczasem w pałacu w Tarcach, znana miała być opowieść o grasującym w tamtejszej kuchni duchu kucharza. Zjawa miała ponoć nieznośnie dawać się we znaki hałasując ile się da kuchennymi sprzętami. Przed I Wojną Światową tamtejszy panicz, postanowił na własnej skórze przekonać się, ile w lokalnej legendzie jest prawdy. Polecił zatem zamknąć się w kuchni i oczekiwał pojawienia się ducha. Historia zakończyć się miała w ten sposób, iż gdy wypuszczono go przerażonego z tamtego pomieszczenia, miał on wyjawić że widział zjawę kucharz, zmierzającego w jego kierunku z wielkim nożem. Relacja ta miała przyczynić się do tego, iż tym bardziej po zmroku zaczęto unikać tamtejszej części pałacu [18].




Przypisy.

[1] zob. Tradycje gawędziarskie robotniczego Kalisza. Sprawozdanie z II Kaliskiego Konkursu Folklorystycznego. Urząd Miejski w Kaliszu. Wydział Kultury i Sztuki 1984, s. 13-14.
[2] Tamże, s. 14.
[3] zob. Dobrzyckie Studia Ziemiańskie, t. I, dr Marek Jaeger (red.), Muzeum Ziemiaństwa w Dobrzycy Zespół Pałacowo-Pakrowy, Dobrzyca 2010.
[4] zob. Tamże.
[5] Tamże.
[6] zob. Eligiusz Kor-Walczak, Opowieści Czterech jeźdźców. Baśnie i legendy ziemi kaliskiej s. 138-143, „O zbójcy spod Kępna”.
[7] zob. J. z Szmbeków Szeptycka, Przyczynki do etnografii Wielkopolski, [w:] Materiały Antropologiczno-Archeologiczne i Etnograficzne, 1906.
[8] Marek Olejniczak, Między Prosną a Baryczą, Polskie Towarzystwo Turystyczno-Krajoznawcze, Ostrów Wielkopolski  2001, s. 82.
[9] zob. Oskar Kolberg, Dzieła Wszystkie, T. XV,   s. 317-318.
[10] zob. Tamże, s. 211-214.
[11] Vortal Rzeczy Paranormalnych, temat:  Jeździec bez głowy:
[12] Damian Cieślak, Chocz. Czy w pałacu straszy nadal duch Kazimierza Lipskiego?
[13] zob. Legendy i podania ziemi jarocińskiej:
[14] zob. Tamże.
[15] tamże.
[16] zob. Tamże.
[17] zob. Tamże.
[18] zob. tamże.



Bibliografia.




1.      Babskie Gusła:

2.      Cieślak Damian, Chocz. Czy w pałacu straszy nadal duch Kazimierza Lipskiego?
3.      Dobrzyckie Studia Ziemiańskie, t. I, dr Marek Jaeger (red.), Muzeum Ziemiaństwa w Dobrzycy Zespół Pałacowo-Pakrowy, Dobrzyca 2010.
4.      Kolberg Oskar, Dzieła Wszystkie, T. XV
5.      Kor-Walczak Eligiusz, Opowieści Czterech jeźdźców. Baśnie i legendy ziemi kaliskiej.
6.      Legendy i podania ziemi jarocińskiej:
7.      Olejniczak Marek, Między Prosną a Baryczą, Polskie Towarzystwo Turystyczno-Krajoznawcze, Ostrów Wielkopolski  2001.
8.      Popławska Marta, Zjawa to, duch, czy wytwór ludzkiej wyobraźni?:
9.      Szeptycka z Szembeków Jadwiga, Przyczynki do etnografii Wielkopolski, [w:] Materiały Antropologiczno-Archeologiczne i Etnograficzne, 1906.
10.  Tradycje gawędziarskie robotniczego Kalisza. Sprawozdanie z II Kaliskiego Konkursu Folklorystycznego. Urząd Miejski w Kaliszu. Wydział Kultury i Sztuki 1984.
11.  Vortal Rzeczy Paranormalnych.


Spis Ilustracji.

 
1.      Kalisz: cerkiew pw. Św. Piotra i Pawła:
2.      Dobrzyca: obecne Muzeum Ziemiaństwa:
3.      Piramida Łakińskiego k. Wągrowca:
4.      Ratusz w Kępnie:
5.      Klasztor Cysterek w Ołoboku:
6.      Sanktuarium Matki Bożej Pocieszenia w Borku Wlkp.:
7.      Stawiszyn dom z 1820 roku:
8.      Danków: brama wjazdowa do dawnego zamku Warszyckich:
9.      Palac infułatów w Choczu:
10.  Cygański mostek w Witaszycach:
11.  Kościół św. Małgorzaty w Cielczy:
12.  Wilkowyja: młyn nad Lutynią:
13.  Ruiny pałacu Opalińskich w Radlinie:
14.  Pałac w Tarcach:
Tamże.