niedziela, 9 grudnia 2018

Ziemiański Savoir-vivre, cz.1:



            W dzisiejszej części cyklu skupimy się na omawianiu tzw. „zasad dobrego wychowania”, których przestrzeganie obowiązywało w sferze szlacheckiej. 
Zbliżają się Święta, a tuż po nich obchodzić będziemy Sylwestra, i zapewne nie mniej hucznie bawić się w trakcie karnawału. Warto zatem zapoznać się z zasadami, jakie niegdyś obowiązywały w towarzystwie, jak należało zachować się przy stole, co wypadało, a czego nie, etc.


Pośrednio temat ten przewijał się w poprzednio omawianych przez nas artykułach poświęconych ziemiaństwu, m.in. przy omawianiu okazji balów karnawałowych, czy też roli i oczekiwań wobec kobiety i mężczyzny w społeczeństwie ich stanu. Dziś poruszymy kolejne nieprezentowane wcześniej zagadnienia, które stanowiły podstawę dobrego wychowania, osób obracających się w zamożniejszym towarzystwie.

Pierwszą część poświęćmy ogólnemu przedstawieniu zasad, jakimi w codziennym życiu kierowali się członkowie rodzin szlacheckich.

Zarówno materiały jak i fotografie tekstowe są u nas prezentowane w charakterze edukacyjnym (pro publico bono).







Podstawowy kodeks moralny.


            Wiele z przytaczanych poniżej kwestii, wywodziło się z zakorzenionej w świadomości sentencji: „noblesse oblige” – „szlachectwo zobowiązuje”, i nie było ono pustym hasłem, lecz miało rzeczywiste przełożenie w codziennym życiu [1]. Zobowiązanie i odpowiedzialność szlachectwa były ważne, ponieważ ludzie obserwowali zachowanie  czy maniera szlachcica oraz szlachcianki oczekiwali że będą nienaganne. Co więcej, człowiek taki stawał się dla innych wzorem do postępowania. Tomasz Tarnowski zwrócił uwagę na to, jaki wpływ ma pochodzenie na życie jego rodziny: „To pochodzenie bardziej nas ogranicza, słania do rezygnacji z czynienia rzeczy, które dla wielu są obojętne, a w świecie stały się akceptowalnym standardem [2].  
Nadrzędne wartości, które powinien wyznawać arystokrata, bądź ziemianin, doskonale podsumowuje, powtarzane przez dzisiejszych patriotów hasło: „Bóg, honor i ojczyzna”. Jak zauważał T.A. Pruszak: wielu ziemian było z wyznania katolikami, zatem wielką wiarę przywiązywano zarówno do wychowywania dzieci w tymże wyznaniu, aktywnego przestrzegania zasad wiary. Cechowały ich: skłonność do pobożności, oraz idące za tym aktywne włączanie się w życie wspólnoty lokalnego kościoła. Wychowanie w duchu wiary chrześcijańskiej, owocowało wpajaniem w dorastające umysły tak szlachetnych wartości jak uczciwość – kolejna ”żelazna” zasada szlacheckiej moralności. Ponadto wielu ziemian było kolatorami okolicznych parafii, czy też należało do elitarnych zakonów m. in.: Maltańskiego, bądź Bożogrobców, trudniło się działalnością charytatywną [3].

Drugą omawianą tutaj wartością stanowił honor: „słowo honoru” miało tak wielkie znaczenie, że ludzie łamiący je byli wykluczani ze środowiska (…). Natomiast w sprawach błahych w ogóle nie dawano „słowa honoru”. Zresztą, nawet jeśli podjęło się jakieś zobowiązanie, nie dając „słowa honoru”, to i tak honor wymagał, aby się z niego wywiązać, a już na pewno nie wycofywać. Ponadto ujma na honorze usprawiedliwiała obrazę wobec obrażającego, która w innych warunkach byłaby przejawem głupoty lub złego wychowania” [4].
W tym miejscu na myśl nasuwa się motyw tzw. „pojedynków honorowych”. Trzeba jednak zauważyć, że stanowiły one ostateczność, do której dochodziło gdy wcześniejsze polubowne starania rozwiązania/wyjaśnienia/załagodzenia sytuacji, nie przyniosły oczekiwanych rezultatów.  
Ponadto zalecano też by w razie zaczepki nie dawać się sprowokować, i obojętnie przejść wokół szukającego zwady awanturnika. Starano się także nie wdawać się w konflikty w towarzystwie kobiet [5]. Mimo, iż prawodawstwo czasów dwudziestolecia zakazywało podejmowania krwawych pojedynków - nieoficjalnie „przymykano oczy” na mające w ich wyniku miejsce wypadki śmiertelne. Tym samym stanowiło to społeczną aprobatę dla starej wciąż respektowanej tradycji [ 6].
            W końcu pozostaje nam omówić trzecią nadrzędną wartość w ziemiańskim sposobie życia: ojczyznę. Oczywistym jest fakt: iż wielu z ziemian dawało wyraz głębokiego patriotyzmu uczestnicząc w powstaniach, wojnach, których celem była walka o wolność ojczyzny; zaś – w czasach pokoju odbywała służbę wojskową. W czasach zaboru to właśnie owe elity poprzez swoją działalność, sprawiła że polskość nie umarła - czego dowód stanowi zakładanie polskich szkół, etc. 




Pojęcia dotyczące stylu bycia takie jak: „gentelman”, „dama” – doskonale odwzorowywały postawy, jakich oczekiwano od przedstawicieli omawianej klasy społecznej. Szlachetny ziemian powinien być człowiekiem dumnym i wykwintnym, a jednocześnie skromnym i dyskretnym, mającym nienaganne maniery, szanującym siebie  i innych. Te wszystkie cechy, pozornie nawet sprzeczne, powinny tworzyć „zgodnie likwor Wysokie marki. I to we wszystkim: sposobie bycia, ubierania się, przede wszystkim mieszkania. (…) Ziemianie byli i są ludźmi dumnymi ze swego rodowodu, przodków i ich dokonań, bo są świadomi swego pochodzenia i historii swoich rodzin – nie tylko „po mieczu”. Dumnymi, co nie znaczy, pysznymi, ,zarozumiałymi i snobistycznymi. Zdarzali się, oczywiście, też i tacy, których pycha i źle pojęta duma do zachowania się inaczej, niż nazywały reguły. Duma oraz uzasadniona pewność siebie powinny były łączyć się ze skromnością, a nawet prostotą [7]. Wielu ziemian, a nawet reprezentantów najwyższej arystokracji, było, mimo obycia wśród najwyższych sfer krajowych i zagranicznych, osobami miłymi, prostymi i naturalnymi w stosunkach do innych ludzi [8].

Znamiennym był także fakt, dotyczący mężczyzn, zakazujący otwartego poruszania kwestii pieniężnych w towarzystwie („bo gentelmani o pieniądzach nie rozmawiają”). Ponadto istniała także zasada bezpośredniego nie wręczania przez jednego mężczyznę drugiemu kwot pieniężnych  - w ogóle uważano, że zarówno kobiety jak i mężczyźni powinni tak gospodarować swoim majątkiem, by nigdy nie mieć u nikogo długów.
Od ludzi z wyższych sfer oczekiwano opanowania w okazywaniu swych uczuć, oraz emocji. Maria Walewska napominała w tym przypadku: zawsze i na każdym miejscu człowiek dobrze wychowany pamięta, że wszystko co wewnątrz odczuwa radość, gniew, irytację, zawód, jest przeznaczone wyłącznie dla niego. Na zewnątrz ma tylko pogodną maskę człowieka opanowanego, uprzejmego, i  niezdradzającego niczym swoich wrażeń [9].
Przestrzeganie tych zasad miało obowiązywać szlachetnie urodzonego człowieka nawet wówczas: gdyby się „waliło i paliło”,  [ziemianin, arystokrata] pozostaje niewzruszony i umie się kontrolować. Wszystkie objawy roztkliwiania się nad sobą, rozklejania się, płaczu („łzy to słabość”), mazgajstwa, publicznej histerii lub egzaltacji są niedopuszczalne [10].
Co się tyczy kwestii materialnych: wystrzegano się wszelkiej tandety, kupowano to, co może nie najtańsze, ale jakościowo najlepsze, i następnie używano bardzo długo, przez lata, nie przejmując się tym, że nie jest najnowsze (…). Nie było dobrze widziane ostentacyjne wywyższanie się oraz robienie rzeczy na pokaz, sztuczne zadawanie szyku, czyli przekraczanie pewnej ogólnie akceptowalnej granicy [11].
W ogóle, jak zauważał T. A. Pruszak: ziemiaństwo z reguły nie było otwarte na wszelakiego rodzaj nowinki, a tym bardziej modowe. Przykładano ogromną uwagę do ubioru: miało być gustownie i szykownie, stonowanie. Wobec tego niezbyt przychylnie spoglądano na tych, którzy pojawiali się w towarzystwie ubrani w kreacje, które dziś określilibyśmy: „ostatnim krzykiem mody”. Zarówno ziemianie, jak i arystokracja potrzebowali czasu, aby dać się przekonać do wszelkich nowości, a nawet jeśli w pewnym stopniu się udało je przemycić na grunt ich subkultury - to i tak stare pokolenia zachowywały na ich temat własne – nie koniecznie przychylne zdanie. I tak na przykład w odniesieniu do balów: pojawiające się na nich tańce, oraz stroje, które zyskały popularność wśród młodszych pokoleń – przez starsze często bywały określane mianem: „nieprzyzwoitych”.


Relacje międzyludzkie. 




            W artykule poświęconym roku obrzędowemu w kulturze ziemiańskiej, w podrozdziale dotyczącym „białego karnawału”, wspomnieliśmy o „rytuale powitań”, który obowiązywał każdego z przybyłych gości. Przypomnijmy: przywitać się należało z każdym: mężczyźni winni byli ucałować w dłoń obecne na miejscu damy; zaś kobiety-panny winny w ten sposób oddać szacunek mężatkom (nawet niewiele starszym od siebie).
            Zawierając nowe znajomości było ważnym by umieć się odpowiednio przestawić. Jeśli ktoś tego nie uczynił za nas tzn. nie zapoznał nas z nowopoznaną osobą - powinniśmy uczynić to sami. W sytuacji tej owo nawiązanie znajomości, mogłoby brzmieć mniej więcej w ten sposób: „Zdaje się, że nas sobie nie przedstawiono…”. Można było też dyskretnie poprosić o zapoznanie ze sobą dwóch osób, gospodarza, bądź inną osobę którą obydwie strony dobrze znały (np.: „Zechciałbyś mnie przedstawić swojej kuzynce?”). uwagę osobie, która nas nie przedstawiła: „zechciałbyś mnie przedstawić ….”.
Częstymi gośćmi w szlacheckich dworach były znaczące  osoby zarówno z kręgów kultury i nauki, jak i sceny polityki. W tej sytuacji nie wypadało przedstawiać się znamienitej osobistości bezpośrednio – należało zostać jej przez kogoś przedstawionym. Tymczasem tancerz prosząc do tańca kobietę, w sytuacji gdy nie zostali z sobą zapoznani, przedstawiał się osobiście, stosując wspomnianą wcześniej formułkę [12].

O tym jak należało się zachować przebywając w gościnie u ziemiańskich gospodarzy, a czego robić było nie wolno, możemy dowiedzieć się ze wskazówek pochodzących z przedwojennej prasy, oraz poradników. „Praktyczna Pani Domu” z 1938 roku (nr 51), przedstawiała następujące sytuacje: przyszedłszy do kogoś nie powinno się rozciągać wygodnie na kanapie lub fotelu, a jeżeli wchodzi do pokoju kobieta, mężczyzna musi powstać i odstąpić jej wygodniejsze miejsce. Również musi wstać mężczyzna rozmawiając z kobietą, która stoi, jak i młoda panna rozmawiając z osobą starszą. Będąc w towarzystwie nie pogwizduje się, ani nie podśpiewujer nie stuka ani nie kiwa nogą ani nie wypukuje na stole lub szybach jakichś marszów, a ruchy powinny być jak najbardziej spokojne i opanowane [13].
                Tymczasem Juliusz Wildt, w swych "Zwyczajach towarzyskich w ważniejszych okolicznościach życia przyjętych według dzieł francuskich spisanych", radził następująco:
Choćby cię gospodarz najgoręcej prosił i upoważniał do zrywania owoców i kwiatów, nie rób tego. Każdy właściciel bez wyjątku woli, aby one więdły i ok witały na gałązkach krzaków i drzew. Najenergiczniej opieraj się. gdy oprowadzający cię, chce zrywać sam .kwiaty, aby zrobić ci z nich bukiet. Bądź pewien, że najczęściej wgłębi duszy zadowolonym będzie z tego i szczerze ci wdzięcznym.(...)
Bawiąc dłużej na wsi, nie należy wymagać zbyt wiele od sług i okazywać, że się nie jest amatorem zwierząt domowych, np: faworytalnych psów; gdyż postępując w ten sposób narazić sobie bardzo łatwo gospodarzy. Wyjeżdżając, potrzeba koniecznie wynagrodzić hojnie służących.(...)
Nie należy wchodzić do pokoju lub kancelaryi gospodarza. kiedy ten wydaje dyspozycye oficjalistom albo przyjmuje gości niższych od siebie stanowiskiem, np.: włościan, arendarza, dzierżawców itp. Słowem pobyt twój na wsi w niczem niepowinien być przyczyną przymusu dla właściciela. Delikatność, zawsze i wszędzie jest kamieniem węgielnym znajomości i nauki życia.
Tylko u najbliższych przyjaciół lub u krewnych można sobie pozwolić ubierać się jak się podoba. Bardzo właściwem jest zmieniać odzież do obiadu. W bardzo wielu domach, codziennie, chociażby tylko w kole rodzinnem. mężczyźni wdziewają frak i biały krawat przed wieczorem, kobiety zaś ubierają się wykwintnie lub w wydekoltowane suknie. Jest to wyborny zwyczaj, tym sposobem bowiem ratujemy od zupełnego upadku zasady towarzyskiego szacunku i grzeczności, które coraz bardziej rzadkiemi stają się w pośród nas [14].



Różne były też zasady przyjmowania gości. Pracowników folwarcznych, gospodarzy wiejskich przyjmowano na werandzie, bądź w sieni – czynił to sam dziedzic, lub administrator, czy też rządca w „imieniu pana”. Ale już syna gospodarza, któremu udało się podjąć studia podejmowano już w bibliotece (sic!) [15].
Pracowników folwarcznych przyjmowano w kredensie (jeśli byli to mężczyźni), bądź  w garderobie (kobiety). W ogóle panowała zasada, że służbę należało darzyć szacunkiem, i takim też darzyć we wzajemnych codziennych relacjach – niemniej jednak należało pamiętać o przestrzeganiu stosownego formalnego dystansu. Owo niespoufalanie się, rzecz jasna dotyczyło przede wszystkim dorosłych członków rodziny ziemiańskiej. W dobrym tonie było także: interesowanie się sprawami materialnymi swych pracowników, i zapewnianie im odpowiedniego wsparcia (pożyczki) bądź zapewnienia im na starość przysłowiowego wiktu i opierunku, uczestniczono także w ich uroczystościach rodzinnych (o czym wspominaliśmy w poprzednich częściach cyklu).  
Także ważniejszych pracowników podejmowano w kancelarii/gabinecie pana domu. Pokoje reprezentacyjne jak salon i jadalnia zarezerwowane były dla rodziny dziedzica, i ich gości, ew. najbliższego otoczenia. Dlatego też ważnych interesantów podejmowano w salonie np. księdza z pobliskiej parafii [16].

            Ciekawym jest także temat kultury języka w omawianej sferze społecznej. Zwracając się do siebie nawzajem, najczęściej czyniono to posługując się zdaniami, w odniesieniu do trzeciej osoby liczby pojedynczej. A oto i przykłady: „Proszę więc kuzyna…”, „ Czy kuzyn dzisiaj przyjedzie do nas?”[17]. Zasada ta dotyczyła także relacji rodzic-dziecko, zarówno nieletni jak i dorośli potomkowie rodów zwracali się do swoich rodziców, mniej więcej w następujący sposób: „Czy mama zgodzi się pójść na spacer?”. Niedopuszczalne było by dzieci zwracałyby się do rodziców per „ty” [18].
Do osób poza rodziny zwracano się używając tytułów grzecznościowych: „pan”, „pani”; a w przypadku krewnych korzystając z przysługujących im określeń, wynikających z konotacji rodzinnej: „ciocia”, „wuj”, „stryj”, etc. – z zachowaniem zasady zwracania się do ich w osobie trzeciej. Co ciekawe w tym przypadku: unikano stosowania określenia „wujek”, które uważano za obraźliwe – toteż stosowano wyłącznie formę: „wuj” [19].
            Charakterystyczną cechą ziemiaństwa było stosowanie specyficznych określeń w stosunku do osób z rodziny, a więc nierzadko mówiono Bunia zamiast babcia, a Dunio zamiast dziadek. Na ojca dzieci, nawet dorosłe, mówiły papa, a więc w odmianie na przykład „proszę papy” [20]. Ponadto do rodziców zwracano się także: „mamusia”, „tatuś”. Rodzice zaś do swych dzieci (nieletnich, jak i dorosłych) zwykli zwracać się wyłącznie po imieniu, z uwzględnieniem wszelkich zdrobnień (czyniło tak także rodzeństwo, dziadkowie).
Zdrobnienia owe (jak mogli już zorientować się czytelnicy, śledzący uważnie wszystkie części cyklu), mogły czasem przybierać nieraz dość dziwaczne formy, wręcz niezrozumiałe dla osób postronnych.
            Tymczasem zwracając się do osób sobie obcych, posiadających wyższe stanowisko w hierarchii szlacheckiej – zawsze zwracano się do nich, z uwzględnieniem  należnych im tytułów: hrabia, hrabina, hrabiostwo, książę, księżna, etc.



W kolejnej części opowiemy sobie
o wzorach zachowań  przy stole, 
a także przy innych okazjach towarzyskich.





Przypisy.



[1] zob. Tomasz Adam Pruszak, Ziemiański savoir-vivre, Dom wydawniczy PWN, Warszawa 2014.
[2] Tamże.
[3] zob. Tamże.
[4] Tamże.
[5] zob. Tamże.
[6] zob. Tamże.
[7] Tamże.
[8] Tamże.
[9] Tamże.
[10] Tamże.
[11] Tamże.
[12] zob. Tamże.
[13] Savoir-vivre, Mowa ciała w ujęciu międzywojnia:
[14] Ziemiańskie klimaty, Ziemiańskie savoir-vivre:
[15] zob. T. A. Pruszak, dz. cyt.
[16] zob. Tamże.
[17] zob. Tamże.
[18] zob. Tamże.
[19] zob. Tamże.
[20] Tamże.
 

Bibliografia.


 1. Pruszak Tomasz Adam, Ziemiański savoir-vivre, Dom wydawniczy PWN, Warszawa 2014.
2.  Savoir-vivre, Mowa ciała w ujęciu międzywojnia:
3. Ziemiańskie klimaty, Ziemiańskie savoir-vivre:


Źródło ilustracji. 

 Europa w rodiznie. Ziemiaństwo polskie w XX wieku:
http://ziemianie.pamiec.pl/http://ziemianie.pamiec.pl/