wtorek, 17 października 2017

Kalendarz obrzędowy - jesień: najważniejsze święta i obyczaje.





Słowem wstępu do cyklu…




Jako, że za oknami jesień, to właśnie od niej rozpoczniemy omawianie bloku tematycznego poświęconego Wschodniowielkopolskiemu cyklowi obrzędowemu, który tak naprawdę kończy się na obecnej porze roku.
Czytelnikom przyjdzie się przekonać, że wiele z omawianych zwyczajów i obrzędów mimo chrześcijańskiej otoczki posiadać będzie iście pogański charakter. Powodem będzie fakt, iż wiejski kalendarz obrzędowy, przez wzgląd na agrarny charakter kultury  był ściśle powiązany z rymami natury. Wiele ze zwyczajów codziennych, oraz świątecznych miało na celu obłaskawienie nieznanych sił (zapewnienie sobie ich przychylności, bądź ochrony przed nimi), odpowiadających za zjawiska, których prawdziwych przyczyn trudno było dociec i zrozumieć prostemu chłopu. Życie w ciągłym związku z przyrodą stało się jedną z przyczyn dlaczego w kulturze ludowej zachowało się najwięcej pradawnych zwyczajów, podczas gdy w miastach poczęły one zanikać znacznie wcześniej. Udało im się przetrwać pomimo dominujących wpływów chrześcijaństwa, w stosunku do którego wiele z nich stawało w sprzeczności z naukami przyjętymi oraz propagowanymi przez Kościół. Choć praktyki owe były początkowo zwalczane przez jego przedstawicieli, z czasem wiele z nich została ostatecznie zaadoptowana przez obrzędowość chrześcijańską, w nieco zmienionej formie.
Żyjemy w XXI wieku, gdzie wiele z dawnych zwyczajów powoli zaczyna odchodzić w niepamięć. Przyczyn dopatrywać się należy w migracji ludności wiejskiej do miast, oraz większego dostępu do nauki oraz techniki – w wyniku czego świat dawnych wierzeń, oraz praktyk uważany jest przez młodsze pokolenia za przestarzały. A jednak, w niektórych wsiach nadal natrafić można na praktykowanie obyczajów, czy wiary w przesądy które wydawać mogłoby się, że dawno już odeszły w niepamięć.  Wciąż poszukuje się pomocy ze strony Mądrych, oraz Znachorów, a w trakcie świąt, czy też uroczystości rodzinnych praktykuje się zwyczaje, których pierwotne znaczenie dawno się zatarło w ludzkiej pamięci, ale nadal pozostają one żywe wśród lokalnej społeczności, gdyż: „taka  jest tradycja”.

 Poniżej pozwolimy sobie na przedstawienie wybranych świąt związanych z tą porą roku, zaś w przyszłym tygodniu - kontynuując temat, pozwolimy sobie na szersze omówienie tematu wróżbiarstwa w kulturze ludowej.



Zaduszki – czyli żywa pamięć o bliskich zmarłych.



                Do pierwszych zwyczajów obrzędowości jesiennej trzeba zaliczyć Zaduszki, których obchody nawiązują do zaadaptowanego przez kulturę chrześcijańską dawnego kultu przodków, pochodzącego się jeszcze z czasów pogańskich.
Kościół zakazywał różnych dawnych zabiegów, np. zanoszenia na groby jadła, nakazując za to modlitwę w intencji dusz. Palone dawniej ogniska przybrały formę lampek i świec, stając się przy tym wyobrażeniem światłości wiekuistej, a imiona zmarłych krewnych, sąsiadów i znajomych odczytywał ksiądz w kościele i zanosił za nich modlitwy z całą społecznością, co znamy jako wypominki [1].
Jednak jak postaramy się przedstawić poniżej: w kulturze ludowej Wschodniej Wielkopolski przetrwało jeszcze wiele reliktowych zwyczajów mające korzenie w dawnych słowiańskich, których próżno doszukiwać się w pozostałych regionach kraju.
W Michałowie koło Opatówka noszono na groby w tajemnicy przed księdzem chleb i wodę. Do tradycyjnych wierzeń związanych z Zaduszkami należało także przekonanie, że w tę noc w kościele zmarły ksiądz odprawia mszę dla zmarłych parafian. Często więc z tej przyczyny zostawiano na noc kościół otwarty [2]. W okolicach tejże wsi istniało jeszcze jedno przekonanie dotyczące powrotu zmarłych na ziemię. Mianowicie w dniu zadusznym kładzono na kawałek chleba, oraz noża [3].
Michałów nie był jedyną wsią we Wschodniej Wielkopolsce, gdzie pokutowało wierzenie o „widmowej mszy”: prof. Hockenbeck podaje, że w okolicach Wągrowca np. wierzą, że „w nocy z 1 na 2 listopada dusze zmarłych katolików gromadzą się w kościele, jeden z księży nieboszczyków odprawia mszę, inni mu asystują. Wszyscy śpiewają „Misere, De profundis” i inne pieśni pokutne. Po nabożeństwie duchy udają się na miejsce dawnego zamieszkania, gdzie często dają znać o sobie znać [4].

Na wizytę tego typu „gości” czyniono odpowiednie przygotowania polegające min. na robieniu w domu porządków, a następnie nie wchodząc wieczorem do izby, aby „nie przeszkadzać” [5].
Gospodynie kaliskie nie gasiły w tym dniu ognia w piecu, nie domykały okien i nie przykrywały garnków przykrywkami (Lisków). W samym Kaliszu w okresie międzywojennym, szczególnie w warstwach biedniejszych, należało do zwyczaju w tym dniu zostawiać na stole talerz ze święconą wodą i czysty ręcznik, aby dusza mogła obmyć się zanim uda się na mszę do kościoła [6].      
Od informatorki pochodzącej z okolic wsi Tykadłów, wiemy także że w tym okresie dzielono się ze zmarłymi bliskimi tym co najważniejsze, najcenniejsze: chlebem, wodą i solą – zostawiając je na noc w specjalnie przygotowanym do tego celu miejscu.
Genezą tego typu praktyk, było przekonanie znane także w kręgach innych kultur, iż czas przypadający na przełomie października i listopada jest jednym z okresem, gdy granica pomiędzy światem żywych i zmarłych jest najcieńsza. W związku z powyższym, co można zaobserwować na powyżej przytoczonych przykładach zmarłych starano się „ugościć” najlepiej jak się tylko potrafiło, zapewniając im wszystkiego co „najpotrzebniejsze”, w trakcie ich wizyty w świecie żywych.

Pokutujące dusze zmarłych nie były jedynymi istnieniami, którym tego dnia okazywano życzliwość, gdyż istniała także tradycja udzielania w tym dniu jałmużny i obdarowywania biednych chlebem [7].
We wsiach Sarbinowo powiat żniński i Przybyszew w powiecie kępińskim w dniu tym jeszcze do dziś zaprasza się żebraków do domu „na pyrki” [8].



Warto na chwilę zatrzymać się w tym miejscu, aby w kilku słowach wyjaśnić sobie postać dziadów (znanych w kulturze ludowej jako: wędrownych, kalwaryjnych, szpitalnych, żebraczych, proszalnych). Wśród dawnych pokoleń słowiańszczyzny istniało bowiem przekonanie, iż żebracy – tułacze posiadają szczególną zdolność mediacyjną, tj. pośredniczenia pomiędzy światami żywych, oraz zmarłych. Z tej też okazji, odgrywali oni szczególną rolę w zwyczajach pogrzebowych, min.: proszono ich o czuwanie (pilnowanie) ciał zmarłych, zanim zostaną one złożone w ziemi; czasem zapraszano ich także tzw. „dziadowski obiad” (rodzaj stypy).  Zabiegi te miały na celu zapewnienie odkupienia duszy zmarłego, poprzez modlitwę zaproszonych do wyżej wspomnianych obrzędów dziadów – miała ona bowiem posiadać wówczas szczególną moc.
Pamiętać też należy, że postaci wędrownych dziadów-żebraków, bywały postrzegane, w swej symbolice jako osoby zmarłych przodków, które z jakiś powodów (być może pokutnych), wędrują po świecie doczesnym. Czasem nazywano ich nawet: „bożymi wędrowcami”, być może niekiedy wynikało to z przekonania, iż pod postacią jednego z nich wędrować może nawet sam Chrystus, chcący dokładniej przyjrzeć się lokalnej społeczności, czy też poddać kogoś próbie.
Byli szanowanymi postaciami, w kulturze ludowej gdyż,  w czasach gdy nie znano jeszcze radia, telewizji, ani Internetu,  to właśnie wędrowni tułacze stanowili źródło wiedzy o świecie. Z tego i  innych, po części wspomnianych powodów nie ugoszczenie dziada, nie poczęstowanie go posiłkiem, czy też potraktowanie go źle – było postrzeganie  bardzo negatywnie przez lokalną społeczność.
Źródłem utrzymania dziadów, była oczywiście jałmużna, choć wspomnieć  należy także o innych zajęciach, które przynosiły im drobny dochód, jak chociażby: śpiewanie swoich pieśni, przy akompaniamencie liry; ponadto utrzymywali się oni także z drobnych prac dorywczych (np. jako kościelni). W końcu, nawiązując do tego co już sobie powiedzieliśmy – wierzono, że „dziadowska modlitwa” ma niezwykłą moc, toteż za drobną opłatą proszono dziadów kalwaryjnych o modlitwę w intencji pielgrzyma, a w okresie zadusznym – o wznoszenie modłów w intencjach zmarłych bliskich.  
Wiązało się to z instytucją, tzw. „dziadów proszalnych” (funkcji, których podejmowali się min. ubodzy podopieczni szpitali, kościelni, czy w końcu tułacze), wtedy to w zamian za wstawiennictwo przez nich u Boga, ofiarowywano im pieniądze, lub specjalnie wypiekane pieczywo, a nawet zapraszano do siebie do domu w gościnę. Wierzono, że w tym dniu pod postacią napotkanego dziada, kryć się może dusza zmarłego przodka – należało zatem ugościć go jak najlepiej [9] [10] [11] [12].
Tradycje, o których sobie przed chwilą sobie powiedzieliśmy dotyczyły różnych części Polski, czy też szerzej rozumianej słowiańszczyzny. Nie wykluczone zatem, że drobne zwyczaje związane z dniem zadusznym, oraz postaciami dziadów, były znane i praktykowane także na terenach Wschodniej Wielkopolski, co zdążyliśmy sobie zasugerować chwilę wcześniej.

Czas święty – czas magiczny, jakim bez wątpienia był dzień poświęcony spotkaniom ze zmarłym, był niezwykły także z jeszcze innego powodu. Oprócz wspominania zmarłych (czas ten) wypełniały zabiegi i praktyki mające na celu oddanie im czci i zjednanie ich życzliwości. Życzliwość dusz okazywała się wkrótce bardzo potrzebna , one bowiem według ludowych wierzeń posiadały szczególne moce, które mogły stać się użyteczne dla żywych. Mogły stać się pomocne przy odgadywaniu przyszłości, czyli wróżeniu. Zakładano, że goście z „tamtego świata” świadomi są przyszłości i jeśli zechcą, mogą uchylić rąbka tajemnicy[13]. 
Tym sposobem Dzień Zaduszny stawał się jedną z kilku okazji dorocznych, w których czyniono odpowiednie zabiegi magiczne, związane z wróżbiarstwem.




Od świętego Marcina zima się zaczyna…

                W kulturze ludowej, dzień ten  (11 listopada) wyznaczał nadejście zimy, co też upamiętniają związane z nim powiedzenia, nakazujące obserwować panującą wówczas pogodę, o czym świadczą ogólnopolskie powiedzenia: „Gdy Marcinowa gęś po wodzie, Boże Narodzenie po lodzie”; „Gdy na świętego Marcina śnieg choć prószyć poczyna, to zima się zaczyna”; „Mróz na Marcina, będzie tęga zima”, „Jak Marcin na białym koniu jedzie, to lekką zimę przywiedzie”, „Gdy liście przed Marcinem nie upadają, to mroźną zimę przepowiadają”, W święty Marcin deszcz lub chmury, czas niestateczny, ponury, jasna zaś w ten dzień pogoda, znaczy mrozy, z drwa wygoda, Jak mnie na święty Marcin nie masz, to mnie na święty Mikołasz i sto masz (jak śniegu nie ma na św. Marcina, to jest go dużo na św. Mikołaja).
                Z obchodami  tego dnia, jest związana tradycja wypieku rogali, tzw. „świętomarcińskich”, jednakże jest ona  przynależna zachodniej części Wielkopolski, zwłaszcza okolicom Poznania. Dotarła ona na niektóre tereny Wschodniej Wielkopolski, w czasach istnienia Wielkiego Księstwa Poznańskiego, wcześniej nie była ona tam znana. Jednakże współcześnie próbuje się rozpropagować ten zwyczaj na całej niemalże Wielkopolsce, choć pamiętać należy że dla okolic wielu wschodnich powiatów Wielkopolski, jest to tradycja nowa.  




Uchylić rąbka tajemnicy przyszłości, czyli Andrzejki i Katarzynki.




               

Kolejnym obrzędem o pogańskim rodowodzie, który żywo (acz bezskutecznie) starał się wytępić kościół jest zwyczaj przepowiadania w przyszłości, który to zarezerwowany został głównie dla niezamężnych młodych dziewcząt (Andrzejki, 31 listopada), oraz chłopców (Katarzynki,  25 listopada).
Przepowiednie, które starano się pozyskać w owe dni miały przede wszystkim charakter matrymonialny, a najczęściej wykorzystywanymi wówczas metodami było lanie wosku, cyny bądź ołowiu. Technika wróżbiarska polegała na tym, że roztopiony surowiec przelewano z jednego naczynia, do drugiego napełnionego wodą, a następnie interpretując powstałe w ten sposób kształty odczytywano wróżbę sugerującą min.: przyszły zawód, bądź symbol oznaczający przyszłego małżonka.

Warto także nadmienić, iż lanie wosku, bądź ołowiu w przeszłości posiadało także inne zastosowanie, posiadające także charakter wróżebny. Mianowicie, stosowano tę metodę aby poznać przyczynę choroby. Metoda ta znalazła w medynie ludowej zastosowanie w przypadku dziecięcych zachorowań na tzw. „przestrach” – wylaną formę zawieszano choremu dziecku na szyi. Podobne zabiegi zanotowano jeszcze podczas ostatnich badań terenowych w okolicach Kalisza. (…) w Poznaniu w 1544 spalono za czary Dorotę Gniewkową, która przyznała się, że „lała wosk na wodę, dochodząc tego, kto pieniądze ukradł” [14].

Poza wspomnianym przed chwilą zwyczajem lania wosku, na terenie Wschodniej Wielkopolski znano także inne techniki wróżebne.
W Mogilnie i w okolicy w wigilię św. Andrzeja panny piszą na kartkach imiona znajomych chłopców, a następnie kładą je wraz z pustymi kartkami pod poduszkę. Nazajutrz po obudzeniu się sięgają ręką pod poduszkę i z pierwszej wyciągniętej kartki wróżą, jakie imię będzie miał przyszły mąż [15].  Podobne obyczaje odnotowano także min. w Gorzycach w powiecie żnińskim, zaś w niektórych wsiach (np. Żegocinie powiat pleszewski czy we wsi Poniec powiat gostyński) dziewczęta zastawiały wieczorem na drodze sieci i czekały, kto w nie wpadnie, iż z tego wnioskowały o przyszłym mężu.
Stosunkowo często spotyka się informację, że w wigilię św. Andrzeja dziewczyny kładły kromkę chleba na ziemi, a następnie puszczały psa – czyją kromkę pies chwycił jako pierwszą, ta dziewczyna pierwsza wyjdzie za mąż. Jeśli we wróżbie brały udział starsze kobiety, wtedy – jak informowała Apolonia Michalska z Targoszyc w powiecie krotoszyńskim – jedna z nich nadziewała na nożyce od strzyżenia owiec sito, a następnie młode zadawały pytania, na które odpowiedź brzmiała: „tak” lub „nie”. Jeśli po pytaniu sito się poruszyło, znaczyło tak, jeśli było nieruchome – nie [16].
                Na Ziemi Kaliskiej do andrzejkowych wróżb używano gąsiora. Dziewczęta zakładały ptakowi pończochę na głowę i puszczały na izbę, ku której skierował oślepiony ptak swoje kroki, ta pierwsza szła za mąż [17]. Praktyki te znane były także na Pałukach, o czym wspominał także A. Brencz [18].
Czasem wykorzystywano w tym celu innego ptaka, którym zazwyczaj był kogut, bądź innym razem wykonywano wróżby z użyciem obuwia. Ostatni sposób, miał być popularny jeszcze w latach sześćdziesiątych XX w., w okolicach wsi takich jak: Konarzewo pod Rawiczem, Bożęcice koło Krotoszyna, Mączniki koło Rakoniewic [19].
Jeszcze innym ciekawym zwyczajem wróżbiarskim znanym zarówno na Kujawach, Pałukach, jak i w okolicach Kalisza, było zerwanie w dniu wigilii św. Andrzeja gałązki wiśni, a następnie umieszczenie jej w naczyniu z wodą. Jeśli zakwitła, bądź zazieleniła się do czasu Wigilii Bożego Narodzenia, oznaczało to rychłe zamążpójście panny, która ją zerwała [20] [21], bądź spełnienie życzenia wypowiadanego w trakcie jej ścinania [22].

Współcześnie utarło się, iż dniem wróżebnym jest wigilia św. Andrzeja, tym samym niemalże wypierając z tradycji mniej popularne już „Katarzynki”. Najbardziej znanym sposobem wróżebnym jest obecnie lanie wosku, do  tradycji zostało włączone także organizowanie „andrzejkowych” imprez zwanych także „podkoziołkiem”.



Ludowe babskie wieczory, czyli podkurek.



Czas jesieni oraz zimy, był okresem gdy pozostawało do wykonania znacznie mniej prac gospodarskich, nie oznacza to, iż był to czas przeznaczony na wypoczynek - z reguły spożytkowywano go na inne czynności, takie jak darcie pierza czy też tkanie i przędzenie.
Zajęcia te stały się doskonałymi okazjami dla spotkań towarzyskich – głównie kobiet, które spożytkowywały wieczorne posiadówki na wspólne rozmowy, śpiew, czy opowiadanie baśni i legend, którym przysłuchiwać się miały młodsze pokolenia.
Spotkania te w Zachodniej Wielkopolsce nazywano: „pierzakami”, „wylewakami” (Owińsk),” pierzocha” (Zielomyśl), „pierznica”, „pierzucha” (Stołuń), tymczasem w południowych powiatach regionu nazywano je: „podkurkiem” [23].  Być może, nazwa ta pochodzi od tego, że na zakończenie pracy „gdy ma już piać kur”, gospodyni podaje poczęstunek pracującym kobietom, zwany także „podkurkiem” [24].


Autor: Marta Kaleta.


Przypisy.


[1] A. Jabłońska-Ważny, Zwyczaje i obrzędy doroczne, [w:] Zachować żywy głos tradycji, Kalisz 2007, Muzeum Okręgowe Ziemi Kaliskiej, s. 35.
[2] Tamże.
[3] zob. J. Dydowiczowa, Zwyczaje i obrzędy doroczne, [w:] Kultura ludowa Wielkopolski, t. III, J. Burszta (red.), Poznań 1967, Wydawnictwo Poznańskie, s. 77.
[4] Tamże.
[5] zob. tamże.
[6] A. Jabłońska-Ważny, dz. cyt. , s. 35.
[7] J. Dydowiczowa, dz. cyt., s. 77.
[8] Tamże.
[9] zob. Kultura i obyczaje w XIX wieku (strona Face Book), stan na dnia 31. 10.2017.
[10] zob. P. Grochowski, Dziady. Rzecz o wędrownych żebrakach i ich pieśniach, Toruń 2009.
[11] zob. K. Michajłowa, Dziad wędrowny w kulturze ludowej Słowian, Warszawa 2010.
[12] zob. M. Skrzypek, Wędrowni Dziadowie, stan na dnia 03.11.2017:
[13] A. Jabłońska-Ważny, dz. cyt. , s. 35.
[14]  J. Dydowiczowa, dz. cyt., s. 78.
[15] J. Dydowiczowa, dz. cyt., s. 79.
[16] Tamże.
[17] A. Jabłońska-Ważny, dz. cyt. , s. 36.
[18] zob. A. Brencz, Wielkopolski Rok Obrzędowy. Tradycja i zmiana, Poznań 2006, Wydawnictwo Poznańskie, s. 243.
[19] Tamże, s. 244-245.
[20] zob. tamże, s. 245-246.
[21] zob. A. Jabłońska-Ważny, dz. cyt. , s. 36.
[22] zob. B. Andrzejczak, Obrzędy i obyczaje doroczne w Kaliskiem, [w:] Literatura ludowa, nr.1-2, Warszawa 1964, Polskie Towarzystwo Ludoznawcze, s. 44.
[23] zob. J. Dydowiczowa, dz. cyt., s. 79.
[24] Tamże.



Bibliografia.

  1. Andrzejczak Barbara, Obrzędy i obyczaje doroczne w Kaliskiem, [w:] Literatura ludowa, nr.1-2, Warszawa 1964, Polskie Towarzystwo Ludoznawcze
  2.  Brencz Andrzej, Wielkopolski Rok Obrzędowy. Tradycja i zmiana, Poznań 2006, Wydawnictwo Poznańskie.
  3. Dydowiczowa Janina, Zwyczaje i obrzędy doroczne, [w:] Kultura ludowa Wielkopolski, t. III, J. Burszta (red.), Poznań 1967, Wydawnictwo Poznańskie.
  4.  Grochowski Piotr, Dziady. Rzecz o wędrownych żebrakach i ich pieśniach, Toruń 2009.
  5. Jabłońska-Ważny Anna, Zwyczaje i obrzędy doroczne, [w:] Zachować żywy głos tradycji, Kalisz 2007, Muzeum Okręgowe Ziemi Kaliskiej.
  6. Kukier Ryszard, Kultura ludowa mieszkańców Krajny Złotowskiej, [w:] Ziemia Złotowska, red. Wojciech Wrzesiński, Gdańsk 1969.
  7.  Michajłowa Katia, Dziad wędrowny w kulturze ludowej Słowian, Warszawa 2010.
  8. Niedźwiecki Jan, Zarys wybranych zagadnień tradycyjnej kultury Krajniaków Złotowskich, „Koszalińskie Zeszyty Muzealne” 1973, nr 3.
  9. Skłodowska-Antonowicz Kalina, Doroczne obrzędy i zwyczaje na Pałukach, „Ziemia” 1970, Wydawnictwo PTTK.
  10.  Wyrwa Andrzej (red.), Studia i materiały do dziejów Pałuk, Tom V. Współczesne środowisko naturalne, osadnictwo, folklor Pałuk, Poznań 2003, Wydawnictwo Naukowe Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza.


Źródła internetowe:


1.      Dialektologia Polska:
·         Kultura Ludowa Krainy:
·         Kultura Ludowa Południowej Wielkopolski:
·         Kultura Ludowa Północnej Wielkopolski:
·         Kultura Ludowa Wschodniej Wielkopolski:

2.      Krajna. Historia- Etnografia- Folklor:

3.      Zwyczaje krajeńskie:
http://sikora.edomena.pl/muzeumkrajny.eu/content.php?kat=3&mod=new


4. Skrzypek Marcin, Wędrowni Dziadowie:

 http://teatrnn.pl/leksykon/artykuly/wedrowni-dziadowie/

5. Dziady proszalne [w:] Kultura i obyczaje w XIX wieku (strona Face Book)

Zwyczaje pogrzebowe w polskich wierzeniach ludowych, [w:] Kultura i obyczaje w XIX w. (strona FaceBook).


Źródła ilustracji:

Ilustracja Andrzejkowa:
 http://astrokawa.blox.pl/resource/62969_a.jpg