niedziela, 11 listopada 2018

Ziemiański cykl doroczny.



Po dłuższej przerwie, związanej z publikacją innych materiałów tematycznych na naszej stronie, powracamy do prezentowania kolejnych części naszego cyklu poświęconego ziemiaństwu.
Dziś przedstawiamy obchody świąt, oraz inne tradycje, których nie publikowaliśmy w innych częściach Kalendarza Dorocznego na naszej stronie. 


Zima: Nowy Rok i karnawał.



 Przedstawienie "Widowisko Zodiakalne" odegrane przez elitę towarzyską Warszawy, 
z którego dochód przeznaczono na rzecz Stowarzyszenia im. Wincentego a Paulo.
Hotel Europejski, 16 lutego 1936 roku.


            Najważniejszym świętem w tym okresie było i nadal pozostaje Boże Narodzenie. Nie poświęcimy mu jednak tutaj miejsca przez wzgląd, iż temat ten został już przez nas omówiony w artykule na naszej stronie: Ziemiańska opowieść wigilijna (obecnie zamieszczony w dziale poświęconym ziemiaństwu).
Ziemiański cykl obrzędowości dorocznej rozpoczniemy zatem od omawiania karnawału, którego początek zgodnie z tradycją wyznacza noc Sylwestrowa. W przeszłości wypadała ona różnie przez wzgląd na funkcjonowanie w owym czasie, w kulturze europejskiej dwóch różnych kalendarzy.  W odniesieniu do ziem polskich znajdujących się wówczas pod zaborami: pruskim i austriackim, a także w części rosyjskiego - „Kongresówce” obowiązywała rachuba kalendarza gregoriańskiego. Tymczasem na pozostałych wschodnich obszarach posługiwano się kalendarzem juliańskim [1]. 
Huczne obchody zakończenia Starego i powitania Nowego Roku są tradycją dość nową; pojawiły się najpierw w kulturze mieszczańskiej pod koniec XIX w.,  zaś wśród innych sfer społecznych dopiero w xx wieku [2]. W tradycji ziemiańskiej zazwyczaj nie istniała tradycja towarzyskiego celebrowania owej nocy. Zamiast tego w dawniejszych czasach panował zwyczaj przesyłania przez aptekarzy właścicielom ziemskim na Nowy Rok – paczuszek z czekoladą, wodą kolońską i pachnącymi trociczkami. Zwyczaj ten zanikł już w pierwszej połowie XIX wieku [3].
            Tradycyjnie na wsiach przejawiała się tendencja do obchodów ostatniego dnia roku w sposób podobny do bożonarodzeniowej wigilii: w ciągu dnia odbywały się rytualne polowania, a po południu lub wieczorem udawano się na nabożeństwa.  Jednak nastrój tego wieczoru nie był wówczas tak uroczysty i traktowany z powagą – jak to miało miejsce w przypadki wigilii. Późnym wieczorem zasiadano do wieczerzy, przypominającej wieczerzę wigilijną, chociaż nie zachowywano postu i nie dzielono się opłatkiem. Zresztą atmosferę świąteczną nadal tworzyła stojąca w salonie choinka i śpiewane kolędy [4].
            Marianna z Malinowskich Jasiecka tak oto wspominała zwyczajowego sylwestra w Polwicy: nie ma u nas w zwyczaju obchodzenia hucznie nocy sylwestrowej. Wiem z opowiadań i różnych opisów, że ludzie w miastach czy też w wielkopańskich rezydencjach, zwłaszcza zagranicznych, urządzają w ten dzień bale, zabawy, teatry, towarzyskie spotkania, na których królują wino i śpiew. […] U nas na wsi nie było nigdy takiego zwyczaju. Idziemy spać o normalnej porze […] [5].
            Niemniej jednak w 1900 roku, gdy witano nowe stulecie sytuacja miała się tam zgoła inaczej – wyjątkowo zorganizowano zabawę z tańcami, grami towarzyskimi, i kolacją z winem:
O samej północy strzeliły korki szampana i powitaliśmy Nowy Rok oraz owy wiek przy składaniu sobie nawzajem życzeń wszelkiej pomyślności […]. Chwila była wzruszająca. Nie każdemu jest dane przeżyć początek nowego stulecia, a jeżeli tak, jest to jedyna taka chwila w życiu. Rozczulenie szybko jednak utonęło w gwarze i śmiechu młodzieży, a orkiestra zagrała najmodniejsze w tej chwili walce „Nad pięknym modrym Dunajem” i „Wiedeńska krew”, tak że ochocze tany przeciągały się aż do godziny piątej rano [6].
            Jak już zostało to zauważone – bale sylwestrowe należały zatem bardziej do tradycji miejskiej, niż wiejskiej, wyjątki dotyczyć mogły możniejszych rodów.
            W Nowy Rok zbierano się na porannym, lub popołudniowym nabożeństwie – by modlitwą powitać rozpoczynający się cykl doroczny. Pod względem towarzyskim organizowano uroczysty obiad dla domowników, jak i ich gości. Ważnym punktem tego dnia było składanie życzeń noworocznych. W dawniejszych czasach  szlachta „winszowała’ sobie wzajemnie Nowego Roku i robiła to osobiście. W drugiej połowie XIX wieku obyczaj się zmienił, bo zaczęto wysyłać do znajomych bilety z życzeniami [7]. W niektórych regionach kraju pozwalano sobie na: robienie domownikom żartów z udziałem zwierząt, czy też strzelano z batów, organizowanie kuligów – by w ten sposób powitać Nowy Rok.


            Rozpoczynający się właśnie karnawał nazywano „białym”, zaś zabawy mające miejsce w okresie od Wielkanocy do jesieni nazywano „zielonym”. Na święto Trzech Króli  rozbierano choinkę, co podkreślało zakończenie okresu bożonarodzeniowego, i zupełnego wkroczenia w okres hucznego karnawału. Był to czas gdy dwory odwiedzały parady przebierańców z pobliskich miasteczek, oraz wsi; ale i też w towarzystwie organizowano wiele balów, którym towarzyszyły rozliczne atrakcje: bale przebierańców, amatorskie przedstawienia, domowe koncerty, czy też „żywe obrazy” (rodzaj rebusu polegającego na „zilustrowaniu” strojami, oraz scenografią sceny z wybranego działa literackiego, etc., który oglądający mieli za zadanie rozpoznać i odgadnąć).  
            Bale odbywające się w trakcie zarówno białych jak i zielonych karnawałów nazywano dosadnie  białe, jaki  zielone karnawały nazywano dosadnie: „dorocznymi targami na dziewczęta”, bądź „rynkiem małżeńskim”. To właśnie wówczas – w czasie rozlicznych spotkań towarzyskich, starano się kojarzyć pary – „udany” karnawał cechować miała spora liczba zawiązania się w  czasie jego trwania związków narzeczeńskich [8].
            Organizowane zabawy organizowane w miastach można podzielić na dwie grupy:  publiczne (studenckie, charytatywne), oraz i prywatne. Jednak na żadną z nich nie było możliwości dostać się bez odpowiedniego zaproszenia, witając gości ściśle przestrzegano ustalonej wcześniej listy gości. Powodem, dla którego można było odwołać zapowiedziany wcześniej bal była zazwyczaj żałoba narodowa, bądź śmierć znaczącej w towarzystwie osobistości.   
            Jeszcze w okresie przedwojennym był zwyczaj, wedle którego, aby być zaproszonym na bale prywatne organizowane w mieście w okresie karnawału, należało wcześniej zanieść do mieszkań organizatorów wizytówkę i zostawić ją lokajowi, co było niejako jednoznaczne z „oddaniem wizyty”. Tak więc rodzina, która przyjeżdżała z córką na wydaniu do miasta i naturalnie miała odpowiednie kontakty towarzyskie, powinna była zanieść do wielu mieszkań swoje wizytówki. O zasadach  związanych z biletami wizytowymi pisał Andrzej Mycielski: „trzeba było koniecznie, by uzyskać zaproszenie, składać je w przyjmujących domach przed balem, ale wymagano również, by wrzucać je w trzeci dzień po przyjęciu, a już szczególnie po proszonym śniadaniu czy obiedzie – w charakterze <<dygestii>>. W chwili ostatecznego wyjazdu pożegnanie zastępował bilecik z literami p.p.c (pour prendre conge) [aby się pożegnać].  Panie –rzecz jasna – rzucały bilety tylko paniom, panowie panom i paniom domu. Zaginano je na rożku, niby w trakcie składania wizyty nieobecnym, wizyty oczywiście fikcyjnej [9].
            Bale rozpoczynały się zwyczajowo koło godziny 22 i trwały do 4 bądź 7 rano. Obowiązkiem każdej przybywającej na nie osoby było przywitanie się z każdym uczestnikiem zabawy, w kolejności od osoby najstarszej do najmłodszej. Mężczyźni całowali w rękę kobiety – ale i one pozostając jeszcze pannami, były zobowiązane wykonywać ten gest w stosunku do mężatek, nawet jeśli była pomiędzy nimi niewielka różnica wieku [10].
            Jako ubiór obowiązywały stroje wieczorowe. W przypadku kobiet były to najczęściej długie suknie, których fason zależał od mody danej dekady. Idąc jednak na bal nie wypadało jednak wkładać tej samej sukni, w której się pokazywało na poprzednim – zatem każda z kreacji była przeznaczona jedynie n jedno tego typu wydarzenie.
Panowie zaś najczęściej zakładali fraki (rzadziej smokingi), do których dobierano białe: koszulę i myszkę, oraz kamizelkę (choć ta mogła być również i czarna), oraz czarne lakierowane buty [11].  Wyjątek stanowiły bale kostiumowe, stroje na które wypożyczano z teatralnej garderoby, bądź trudniących się wynajmem na tę okoliczność sklepów i firm.
Dla panien symbolem wejścia w dorosłość była długa suknia, tak dla panicza był nim ubiór dorosłego mężczyzny. Jak pisał Roman Mycielski odnoszący się do okresu międzywojnia: „Dopiero po maturze wolno było nosić normalne ubrani wszyscy chłopcy natychmiast po tym wydarzeniu kupowali lub szyli sobie garnitur, koszulę ze sztywnym kołnierzykiem, krawat, kapelusz, rękawiczki, laskę tak, aby upodobnić się jak najszybciej do ludzi dorosłych [12].
                        W tego typu przyjęciach mogły brać udział dziewczęta, które ukończyły osiemnasty rok życia (dawniej szesnasty – choć i w późniejszym okresie robiono wyjątki i pozwalano bawić się szesnastoletnim dziewczętom). Wprowadzane w towarzystwo dziewczęta po raz pierwszy miały wówczas przywilej włożenia na siebie długiej wieczorowej sukni.
Młodszym pozwalano obserwować zabawę pewnej odległości - balkonu, bądź galerii i to w dodatku w towarzystwie osoby starszej [13]. Dla dzieci organizowano przyjęcia zwane „kinderbalami”, które odbywały się osobno, wówczas do zabawy  milusińskim przygrywała muzyka puszczana z gramofonu. 




 


Stroje wieczorowe z lat 30: nieformalny smoking, wytworny frak i suknie wieczorowe.



                        Organizatorzy przyjęć dla dorosłych dbali o to, aby zapewnić pannom odpowiednią ilość partnerów do tańca – uważano, iż w dobrym tonie jest zapewnić każdej z nich dobrą zabawę, oraz okazję do zawierania znajomości. Dotyczyło to także osób uchodzących za nieatrakcyjne, których nikt nie kwapił się prosić do tańca. W tej sytuacji starano się zapraszać taką samą ilość „nieatrakcyjnych” z każdej płci, bądź opłacać danserów, których zadaniem było zapewniać towarzystwo „pomijanym” pannom. Nie zawsze było to regułą, toteż zdarzały się sytuacje gdy dziewczęta, z którymi nikt nie chciał tańczyć, z czasem pod pewnym pretekstem opuszczały zabawę wcześniej.
                        Bawili się zarówno młodzi, jak i starsi – choć rzeczą oczywistą jest, iż najdłużej na parkiecie bawili ci pierwsi. Kolejność partnerów do tańca była zapisywana przez panie w stosownych karnecikach – jednak pierwszy taniec zawsze przeznaczony był dla męża, bądź narzeczonego. Juliusz Wildt napominał: Przepisy wymagają aby pan domu, jeśli jest młodym jeszcze, albo jego synowie, przetańczyli najprzód ze wszystkimi bez wyjątku tancerkami zgromadzonymi w ich salonie. Jest to zwyczaj, którego nie można pominąć: osobę, dla której mamy szczególniejsze obowiązki lub szacunek, zaprasza się pierwszą do tańca. Młody człowiek zaś, zaproszony na bal, według reguł powinien najprzód tańczyć z gospodynią domu i jej córkami. Ale ponieważ zbyt często byłoby to nader  trudnem z powodu licznej konkurencyi wypada aby nie zaczął tańczyć dopóty, dopóki nie zamówi pani domu lub jej córki do jednego z następnych tańców(...) Panna tańcząca nie ma prawa odmówić tańczenia żadnemu ze zgromadzonych tancerzy; gdyby odmówiła jednemu, pod pozorem że jest zmęczoną, a poszła tańczyć z drugim, mogłaby być narażoną na wielką nieprzyjemność; to samo mogłoby mieć miejsce, gdyby pomyliwszy się przyrzekła tańczyć z jednym, a poszła z drugim [14].
                        Tańcami, które najczęściej wówczas tańczono były m.in.: polonez, mazur, kotylion, walce wiedeńskie, oraz angielskie,  oraz salonowe wersje tańców ludowych.  Po I wojnie światowej zaczęły się pojawiać „nowości’ takie jak: sama, rumba, tango, fokstrot, slow-fox, one-step [15].  Zabawom często przewodził wodzirej, a w przerwach od zabawy zapraszano gości do spożywania posiłków, oraz napojów.
                        Młode pary pozostawały pod szczególnym nadzorem przyzwoitek, które dbały o to by żadna z nich nie przetańczyła z sobą nazbyt długo. Zgodnie z przyjętymi konwenansami niezaręczone jeszcze panny mogły przetańczyć z jednym partnerem co najwyżej dwa tańce w ciągu całego balu. Wyjątek stanowił „opiekun” dziewczyny, - w którego  rolę wcielał się brat, bądź innym wyznaczony w tym celu mężczyzna [16].
                        Strażniczkami molarności nierzadko stawały się także  matki bawiących się dziewcząt (które to nazywano dosadnie „kanapowymi matronami”). Przyglądając się zabawie dbały o to, by w jej trakcie nie ucierpiało dobre imię żadnej z ich córek. Nieciekawie przedstawiała się przeszłość kawalera, który im „podpadł”  - uznany za „natręta” był „skreślany’ w towarzystwie, co znacząco utrudniało mu późniejsze znalezienie żony. 
Z kolei starsi mężczyźni często spędzali czas w osobnych pokojach klubowych grając min. w karty [17].
                        Koniec karnawału wyznaczała północna pora we wtorek, tuż przed Popielcem, kiedy to na salę „ceremonialnie’ wnoszono śledzie – chwila ta wyznaczała ostateczny koniec zabaw i muzyki [18].


Wiosna - lato.



M.E.Andriolli: Majenie dworu na Zielone Świątki.
 

                        Podobnie jak w przypadku pierwszego akapitu: aby się nie powtarzać zrezygnujemy tutaj z przestawiania zwyczajowości ziemiańskiej związanej z obchodami Wielkanocy. Materiał z tym związany został zaprezentowany w cyklu Kalendarza Obrzędowego, w części poświęconej obchodom tegoż święta, gdzie poprzeplataliśmy przykłady dotyczące zarówno kultury chłopskiej, jak i ziemiańskiej.
                        Zakończenie obchodów wielkanocnych wiązało się z rozpoczęciem nowego okresu w życiu towarzyskim ziemiaństwa, który nazywano „zielonym karnawałem”. W przeciwieństwie do „białego” odgrywał on szczególne znaczenie w kulturze wiejskiej. Opierał się rając się bowiem na składaniu w wiejskich dworach wizyt krewnych i przyjaciół zamieszkujących miasta, bądź odleglejsze zakątki regionu, bądź kraju.
                        Także i w tym przypadku organizowano huczne zabawy, wystawne kolacje i obiady, polowania, amatorskie przedstawienia, uprawiano letnie sporty takie jak: wyścigi konne, gra w tenisa, bądź krokieta. Z oczywistych względów spotkania te odbywały się w okresie gdy gospodarze nie byli zajęci pracami polowymi, zwłaszcza tymi przypadającymi na czas żniw.
                        Dziedzice uczestniczyli także w odbywających się w tym okresie ślubach i weselach swoich pracowników folwarcznych, których nie tylko obdarzali prezentami, ale też pomagali „pobudować się” na nowej drodze życia. W drodze do kościoła na ceremonię zaślubin mieli przywilej jechać jako pierwsi, bądź tuż za parą młodą w weselnym kondukcie. Także młodej pannie młodej przysługiwał przywilej zatańczenia pierwszego tańca wraz z dziedzicem – po czym najczęściej ten wraz ze swoją żoną opuszczał wesele i powracał do dworu, pozwalając bawić się zebranym gościom na swój sposób.

                        Okres wiosenno-letni obfitował w liczne okoliczności religijne, jak najbardziej uznawane i obchodzone w kulturze ziemiańskiej.




M.E. Andriolli: Wicie wianków na Boże Ciało.
 

                        Zielone świątki. W domach ziemiańskich  w Zielone Świątki  przygotowywano bukiety polnych kwiatów. Zygmunt Gloger pisał też o tradycji  kultywowanej w niektórych dworach szlacheckich polegającej  na powtórzeniu tradycji  wielkanocnego święconego z babami i mazurkami, które czasem udało się dochować od świąt wielkiej nocy. Było to święto rolników i pasterzy witających wiosnę. Dlatego między innymi młodzież ze wsi, która zajmowała się pasterstwem, chodziła po chatach oraz zachodziła do dworu, prowadząc wołu ustrojonego zieleniną, za co otrzymywała ‘podarki” na biesiadę [19].
                        Z tej okazji „majono” także  dwory, zabudowania gospodarcze, przydrożne krzyże  kapliczki. Majenie polegało na ustawianiu przy ołtarzach, gankach, drzwiach,  sieniach itd. Zielonych gałęzi lub nawet całych, choć niedużych drzewek brzozy, jesionu, wierzby, leszczyny, modrzewia, buku lub świerku [20].
                        Organizowało wówczas procesje wokół pól z udziałem księży, skrapiano pola wodą święconą, zakopywano w ziemi spisane wcześniej fragmenty Ewangelii – co chronić miało uprawy m.in. przed gradobiciem.


 

 M.E. Andriolli: Procesja w Boże Ciało.


                        Boże Ciało. Było to święto którego obchody jednoczyły społeczność zarówno dworską, jak i wiejską – każdy aktywnie uczestniczył w przygotowaniach. Wyznaczano trasę przemarszu procesji, dekorowano zielenią i kwiatami ołtarze. W niektórych dworach istniała tradycja sporządzana specjalnych wianków, które wykorzystywano w praktykach leczniczo-magicznych.
                        Procesja kolejno udawała się do czterech ołtarzy ewangelistów, oddalonych od siebie zazwyczaj w sporej odległości. Był przestrzegany zwyczaj, że księdzu proboszczowi idącego pod baldachimem i niosącemu Przenajświętszy Sakrament w złotej monstrancji towarzyszył i prowadził  go pod rękę z jednej strony kolektor kościoła, a więc dziedzic. Zazwyczaj z drugiej strony księdza prowadził przedstawiciel wsi, a więc nauczyciel wiejski lub starzy, szanowany we wsi gospodarz. Zaraz za baldachimem  szła rodzina ziemiańska, w tym ubrane odświętnie ziemiańskie dzieci, a dalej kolejne grupy zamieszkujące wieś i majątek [21]. Jeżeli w pobliżu stacjonowało wojsko, to pochód odbywał się w jego asyście, tj. ksiądz celebrant  szedł w asyście „honorowej eskorty” – oficerów,  trzymali wówczas mieli dobyte szable.
                        Do monstrancji mogły być przyczepione cztery małe wianuszki, które potem zabierał dziedzic, aby zakopać na terenie majątku (…). Tylko wianki „kolektorskie” miały zaszczyt wisieć na monstrancji. Pozostałe, przyniesione przez pozostałych innych parafian, kościelny umieszczał na przykład na drążkach nad ołtarzem [22]. Baldachim, oraz chorągwie kościelne mieli zaszczyt nieść czterej najbardziej poważani gospodarze w parafii, podobnie feretrony – niosły cztery najznamienitsze kobiety, natomiast córki ziemiańskie wraz z pozostałymi dziewczynkami, ubrane odświętnie sypały kwiatki przed procesją – co było możliwe dopiero od I Wojny Światowej. Synowie dziedziców byli odpowiedzialni za poruszanie dzwonów, czy też idąc koło księdza za poruszanie dzwoneczkami [23].

                        Matki Boskiej Zielnej. W tym dniu, podobnie jak w rodzinach chłopskich robiono wianuszki, z ziół zebranych dzień wcześniej na polach i łąkach, a następnie zanoszono je na nabożeństwo do poświęcenia. Jak już zostało to wyjaśnione w temacie kalendarza obrzędowego, w części poświęconej obrzędowości letniej – także i tym wianuszkom przepisywano cudowne właściwości.
                        Ponadto organizowano także odpusty, oraz pokazy wojskowe, zwieńczeniem których były uroczyste obiady, oraz bale. Przykład stanowić mogła posiadłość w Lesku, należąca do hr. Krasickich, kiedy to organizowano na jej terenie festyn ludowy – był to zarazem jedyny dzień w roku, kiedy mieszkańcy wsi mogli dowolnie cieszyć się obecnością na dworze dziedzica [24].
                        W okresie dwudziestolecia międzywojennego święto to posiadało także polityczny charakter – było to święto narodowe Cudu nad Wisłą 1920 roku – toteż wiele z organizowanych wówczas imprez okolicznościowych była przygotowywana przez wojsko.




Edward Gorazdowski wg rysunku Juliana Maszyńskiego: Wiązanie.
 



                        Dożynki. Zwyczaj ten  najprawdopodobniej powstał w kręgu obyczajowości dworu szlacheckiego nie wcześniej niż w XVI wieku. W drugiej połowie XIX i pierwszej połowie XX wieku także niektórzy bogatsi gospodarze, a w okresie niepodległej Polski także składkowo gospodarze wiejscy, władze gminne, powiatowe i centralne, Kościół, poszczególne parafie i inne organizacje. Ponadto był znany od dawna zwyczaj organizowania dożynek przez zamożniejszych gospodarzy chłopskich oraz ze szlachty zagrodowej, która to uroczystość różniła się nieco od typowych dożynek dworskich i wiązała się często z tak zwaną tłoką, to znaczy wzajemna praca sąsiedzką na polu jednego z gospodarzy [25].
                        Obchody dożynek wiązały się z przygotowaniem odpowiedniego wieńca, symbolizującego zakończenie sezonu żniw, i złożenia dary dziedzicowi i dziedziczce. Uroczysta procesja ze wsi udawała się na dwór, gdzie przekazywano wieniec  ziemianinowi, przy rytualnym akompaniamencie rytualnych pieśni, często też dziedzic wraz z dziedziczka musieli wraz z przodownikiem i przodownicą odtańczyć taniec. Potem następowała zabawa, która w zależności od tradycji danego dworu i regionu kraju mogła przybierać różne formy – podobnie jak to czy uczestniczyli w niej członkowie rodziny dziedzica zależało od przyjętej tradycji rodu.
                        Dokładnie omówienie tematyki dożynek, czytelnicy odnajdą w części Kalendarza Obrzędowego:  Lato: dożynki i inne zwyczaje oraz święta rolnicze. Zaś wspomnienia ziemiańskie dotyczące tego wydarzenia zostały przez nas opublikowane w dziale Świadectwa Historii, we wspomnieniach Mieczysława Jałowieckiego, oraz Stanisława Zaborowskiego.


Jesień.


 Antonin: projekt sali myśliwskiej.


                        Z tą porą roku nieodłącznie wiązała się tradycja organizowania polowań – wyznaczał ją dzień 3 listopada, poświęcony patronowi polowań, św. Hubertowi. W dniu tym organizowano polowanie, lub tzw. „bieg za lisem”. Wszyscy uczestnicy (zarówno kobiety jak i mężczyźni) przebrani w odpowiednie stroje, wyruszali w pogoń za „lisem”, w którego rolę wcielał się jeden z uczestników spotkania. Zwycięzca wracał na czele jazdy, przy triumfalnym akompaniamencie trąbki. Powracających częstowano wówczas tradycyjnym  bigosem, a wieczorem – odbywała się uroczysta kolacja, w trakcie której  obowiązywały stroje wieczorowe. W czasach II RP „pogoń za lisem” organizowały także pułki ułanów, jako że św. Hubert był także i ich patronem.
                        Polowania miały wielorakie znaczenie – rytualne, myśliwskie (konieczność odstrzału części pogłowia), sportowe, towarzyskie, ale także kulinarne [26]. Ale i w przypadku wigilijnych i sylwestrowych polowań – rytualne, gdyż w myśl religijno-magicznego sposobu myślenia mającego zapewnić pomyślność na przyszły rok.
Myśliwskie pasje gospodarza znajdowały swoje odbicie także w wystroju domu. Nawet w miejskich domach ziemiańskich do dobrego tonu należało urządzenie pokoju pana domu w stylu myśliwskim. Zdobycze łowieckie wyeksponowane były często we wnętrzu biblioteki a w klasycznych dworkach wiejskich poroża i skóry wisiały często w paradnej sieni, dzielącej dom na dwie części . Aranżowano w ten sposób wnętrze palarni, inaczej zwanej fumoirem, gdzie kolekcja fajek lub cygar harmonizowała doskonale ze skórą niedźwiedzią lub wilczą rozesłaną przed kominkiem, porożami i wypchanymi ptakami wiszącymi na ścianach, jak również bronią użytkowaną na polowaniach. Często także myśliwskie akcesoria zdobiły wnętrze gabinetu, czyli pokoju do pracy, przyjmowania interesantów jak i męskich gości  [27].
                        Polowanie należało do długiej i niezwykle bogatej tradycji szlacheckiej zarezerwowanej głównie dla mężczyzn – ale zdarzały się i przypadki, kiedy to pasjonatkami tej rozrywki zostawały także i panie. Antonin był niezwykle ważnym miejscem dla rodu Radziwiłłów, gdzie wielu jego członków tej rodziny lubiło spędzać tam swój czas właśnie na polowaniach. Co Maria Małgorzata z Radziwiłłów Potocka podkreślała w swym pamiętniku, pochodzącym z przełomu XIX i XX w.:
Polowanie odgrywało wielką rolę w rodzinie. Wkrótce po ślubie matka moja nauczyła się jeździć na podjazdy z mężem. Ciocia Felicja 65 też świetnie strzelała. W jesieni po udanym podjeździe odbywało się to, co ksiądz Śmigielski śmiejąc się, nazywał długie nabożeństwo przy jeleniu leżącym na bocznym trawniku koło zamku myśliwskiego. Oglądało się rogi, ważyło się zwierza po wypatroszeniu a gdy był wyjątkowo piękny, mój ojciec szkicował go akwarelami. […] a co było opowiadań, szczegółów i śmiechu, i szyderstw wieczorem po podjeździe, to tylko prawdziwy myśliwy może sobie wystawić  [28].
                       
                        Temat polowań wśród ziemiaństwa poruszaliśmy już na naszej stronie prezentując, dostępne tam fragmenty wspomnień Mieczysława Jałowieckiego, zawarte w dziale: Świadectwa historii. Tam też czytelnicy będą mogli zapoznać się zapoznać z najważniejszymi kwestiami związanymi z organizacją tego typu spotkań towarzyskich, z uwzględnieniem zasad savoir-vivre.
                        Poniżej – jako uzupełnienie przedstawiamy garść informacji dotyczącej kultury (śmiało możemy rzec: folkloru) myśliwych, obowiązującej w kulturze ziemiańskiej. W pierwszej kolejności wymienić tutaj należy zasady, których przestrzeganie obowiązywało każdego szanującego się myśliwego. Nie wywiązywanie się z nich skutkowało wykluczeniem z grona myśliwych – żaden szanujący się ziemianin nie zaprosiłby już więcej na organizowane przez siebie polowania osoby, która dopuściła się złamania zasad takich jak te opisane poniżej:
Obowiązywało pewne fair play – nie pisane, ale szanowane wobec zwierzyny. A wiec nie strzelało się do kuropatw na śniegu, do bażantów na zieleni, do saren bądź łani z młodymi, choćby w rejonie i okresu odstrzału, tak samo jak do lochy z warchlakami [29].
                        Ponadto w kulturze łowieckiej funkcjonowały swego rodzaju przesądy, do których z pewnością zaliczyć możemy następujące przeświadczenia:  „myśliwy zabobonny
jest gracz” i obawia się np. pewnych liczb. Bohater cieszy się, że na polowaniu nie dostał stanowiska nr 7 lub 13, bo byłoby to „złym prognostykiem” 37 . Wspomniane jest tam także przekonanie, iż myśliwy idący na łowy nie powinien myć się zbyt dokładnie i perfumować, gdyż przyniesie mu to pecha. Zapewne można wytłumaczyć to zjawisko w ten sposób, że roztaczanie nienaturalnych woni przez myśliwego jest wyczuwalne przez zwierzynę i traktowane jak ostrzeżenie o zagrożeniu [30].
                        Nieobce było też w szlacheckiej kulturze myśliwskiej praktykowanie rytuałów inicjacyjnych wobec neofitów. Nie udało mi się dotrzeć do przykładów pochodzących z terenów naszego regionu, zatem za przykład tego, jak mogły one przebiegać niechaj posłużą wspomnienia Melchiora Wańkowicza, które w swym artykule przytoczyła i opatrzyła wyjaśnieniem Aneta A. Duda:
Jednymi z najbardziej uroczystych zwyczajów, celebrowanych przez myśliwych, przeżywanych zwłaszcza głęboko przez głównego bohatera, był chrzest łowiecki. W wyniku inicjacji „fryc” czyli niedoświadczony łowiec stawał się pełnoprawnym myśliwym, zobowiązującym się do szanowania kniei i jej mieszkańców. Swoje przejście do grona doświadczonych łowców opisywał Wańkowicz w cytowanych wspomnieniach: [folwarczny łowczy, Michiej] bierze wielkie puszyste ciało starego szaraka – kombinatora, podgina za słuchy łeb, by szyja bardziej krwawiła i broczącą zajęczą juchą jedzie mi dokumentnie po całej twarzy. Nie protestuję – duma rozsadza mi piersi. Wszak to pierwsza zwierzyna i pierwszy chrzest myśliwski. Są dwa pasowania myśliwskie przyjęte na Białorusi od prawieków. Pierwsze – krwią prostej zwierzyny, która zaczyna się na kuropatwie i zającu. Druga – przy pierwszym wilku, który otwiera serie grubego zwierza. Ale wtedy zanurzyć trzeba twarz w wilcze jelita, które odznaczają się strasznym fetorem. Upolowanie pierwszego wilka czyli „zwierzyny grubej” i inicjacja na doświadczonego myśliwego stanowiły powód do prawdziwej dumy  [31].





 M. E. Andriolli: W noc św. Andrzeja.


                        Andrzejki. Niezamężne dziewczęta szlacheckie, podobnie jak dziewczęta ze wsi skwapliwie zwykły korzystać  jak najbardziej oddawały się tej tradycji, chcąc poznać swoja przyszłość. Najpopularniejsze było „lanie” wosku, bądź ołowiu na wodę, a następnie odczytywanie powstałych w ten sposób kształtów. Inną wróżbą było puszczanie w naczyniu z woda talerzyków z palącymi się świecami oznaczającymi pannę i kawalera – jeśli się zetknęły wróżba była pomyślna. Wypisywano także karteczki z imionami męskimi i wkładano pod poduszkę – ranem losowano jedną z nich, a wylosowane imię miało należeć do przyszłego męża dziewczyny.
                        Maria Ginter będąca w 1937 u ss. Urszulanek w Pniewach, przytaczała jeszcze inny wariant tejże wróżby: Punktem kulminacyjnym zabawy było puszczanie łupinki orzecha  z zapaloną święcą, w miednicy oblepionej papierami z imionami męskimi. Ja wypisałam imiona Kocio i Andrzej, ale zapaliło się zupełnie inne, chociaż dmuchałam nieznacznie na moja świeczkę[32].


Urodziny / imieniny

                        Tradycje obchodzenia uroczystości takich jak: rocznice ślubów, urodziny, imieniny zawdzięczamy tradycji szlacheckiej, jednak i w kulturze ziemiańskiej obchodzenie urodzin dotyczyło glonie dzieci. Zwyczaj ten nie występował jednak w całym kraju. Był on przede wszystkim praktykowany w Galicji, a zwłaszcza w okolicach Krakowa. Do innych regionów przywędrował drogą koligacji z kobietami z Galicji. Na przykład w Polwicy w Wielkopolsce u Jasieckich urodzin nie obchodzono [33].
                        Była to okazja do wręczania swoim pociechom najrozmaitszych  prezentów, w tym koni i kucyków. Roman Mycielski z Wrześni wspominał, że od tego momentu rozpoczynała się nauka jazdy konnej:
„[…] ja oczekiwałem z niecierpliwością chwili, kiedy dostanę na własność kucyka, którego ozdobionego wstążkami i dzwonkami uroczyście wprowadzono do salonu. Wiedziałem, kiedy to będzie, kucyka dostawało się na któreś urodziny […]. Ponadto takiego muzyka „przyszły dziedzic” musiał sam karmić, czyścić i obrządzać, co wpisywało się w proces poznawania przez niego wielkich czynności wykonywanych w gospodarstwie rolnym [34].
                        Ciekawy  przykładem, obfitujący w niezwykle bogaty obchodów urodzin osoby dorosłej, jest wspomnienie Stanisława Zaborowskiego, dotyczące świętowania 50-tych urodzin jego ojca. Tekst jest dostępny na naszej stronie, w dziale: Świadectwa historii.

                        Z kolei imieniny były zawsze obchodzone bardzo uroczyście i stawały się okazją do rodzinnych zjazdów. Świętowanie mogło zacząć się z rana, gdy najbliższa rodzina udawała się z życzeniami i prezentami do sypialni solenizanta, gdzie wspólnie spożywali śniadanie [35]. Dom dekorowano kwiatami i innymi dekoracjami - zwłaszcza podkreślającymi miejsce gdzie miał siedzieć solenizant. Dla gości wydawano obiad, zakończony deserem (tort, ciasta, budynie). Organizowano pokazy sztucznych ogni, oraz inne atrakcje. Prezenty zwykło się dawać najbliższym, kwiatów nie dawno bo uznawano że nie wypada, gdyż każdy posiadał ich wiele we własnym ogrodzie – po prostu składano życzenia [36]. Dzieci najczęściej dostawały żywe zwierzęta. W byłej Kongresówce  oraz w Galicji był znany zwyczaj strzelania z batów przez stangretów i fornali na cześć pana lub pani domu. Odbywało się to analogicznie jak w noc sylwestrową. Solenizant w zamian częstował furmanów wódką lub winem i dawał napiwek [37].


Przypisy.

[1] zob. T. A. Pruszak, Ziemiańskie święta i zabawy. Tradycje karnawałowe, ślubne, dożynkowe i inne, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2012 , s. 22.
[2] zob. Tamże.
[3] Tamże, s. 23.
[4] Tamże, s. 25.
[5] Tamże, s. 26.
[6] Tamże, s. 26-27.
[7] Tamże, s. 30.
[8] zob. Tamże, s. 35.
[9] Tamże, s. 40.
[10] zob. tamże, s. 51.
[11] zob. tamże, s. 51-58.
[12] Tamże, s. 47.
[13] zob. Tamże, s. 50.
[15] zob. tamże, s. 64.
[16] zob. tamże, s. 45.
[17] zob. tamże, s. 45-46.
[18] zob. tamże, s. 65.
[19] Tamże, s. 128.
[20] Tamże.
[21] Tamże, s. 136.
[22] Tamże, s. 137.
[23] zob. tamże, s. 137-138.
[24] zob. tamże, s. 143.
[25] Tamże, s. 143-144.
[26] Tamże, s. 189.
[27] A. A. Duda, „Pójdziemy na łów, pójdziemy na łów, towarzyszu mój…” aspekty ziemiańskiej kultury łowieckiej lat 1850-1939 utrwalone w archiwach rodowych i pamiętnikach,  [w:] Zeszyty Kaliskiego Towarzystwa Nauk, t. XV, Kalisz 2015, s. 23-24.
[28] Tamże, s. 34.
[29] T.A. Pruszak, dz. cyt., s. 190.
[30] A. A. Duda, dz. cyt., s. 20-30.
[31] Tamże, s. 30-31.
[32] T.A. Pruszak, dz. cyt., s. 197.
[33] Tamże, s. 217.
[34] Tamże, s. 217-218.
[35] zob. Tamże, s. 218-219.
[36] zob. Tamże, s. 220.
[37] Tamże, s. 221-222.


Bibliografia.

1. Duda Aneta A., „Pójdziemy na łów, pójdziemy na łów, towarzyszu mój…” aspekty ziemiańskiej kultury łowieckiej lat 1850-1939 utrwalone w archiwach rodowych i pamiętnikach,  [w:] Zeszyty Kaliskiego Towarzystwa Nauk, t. XV, Kalisz 2015.
2. Pruszak Tomasz Adam, Ziemiańskie święta i zabawy. Tradycje karnawałowe, ślubne, dożynkowe i inne, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2012.



Spis i źródła ilustracji.

1.       Przedstawienie "Widowisko Zodiakalne" odegrane przez elitę towarzyską Warszawy, z którego dochód przeznaczono na rzecz Stowarzyszenia im. Wincentego a Paulo.Hotel Europejski, 16 lutego 1936 roku:
Pruszak Tomasz Adam, Ziemiańskie święta i zabawy. Tradycje karnawałowe, ślubne, dożynkowe i inne, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2012.
2.      Stroje wieczorowe z lat 30: nieformalny smoking, wytworny frak i suknie wieczorowe:
3.      M.E.Andriolli: Majenie dworu na Zielone Świątki.
T. A. Pruszak, dz. cyt.
4.       M.E. Andriolli: Wicie wianków na Boże Ciało.
T. A. Pruszak, dz. cyt.
5.      Edward Gorazdowski wg rysunku Juliana Maszyńskiego: Wiązanie.
6.      Antonin: projekt Sali myśliwskiej.
Stanisław Małyszko, Majątki Wielkopolski, tom III: Powiat Ostrowski, Muzeum Narodowe Rolnictwa i Przemysłu Rolno-Spożywczego.
7.      M.E. Andriolli: W noc św. Andrzeja.
http://www.gokmiedzno.pl/index.php?p=ne&idg=mg,40&id=201