Choć do Świąt Bożego Narodzenia pozostał jeszcze kawał czasu, już teraz, kontynuując dalszy ciąg naszego kalendarza obrzędowego, w dalszej kolejności omawiamy zwyczaje związane właśnie z tymże okresem. Zapraszamy do lektury artykułu, z którego dowiecie się Państwo min.: w jakiej części naszego Regionu istniał obyczaj tzw. "koziego czwartku" i na czym on polegał? Postaramy się także odpowiedzieć na pytanie: czy wieczerza wigilijna, w swej genezie mogła odwoływać się do zwyczaju ucztowania ku czci zmarłych przodków? Kto przynosił prezenty, i czy zawsze dzieci znajdowały je pod choinką? Co naprawdę oznacza wypisywane kredą na drzwiach: C+M+B, a także o tym jak poczciwy św. Stefan, został przemianowany na św. Szczepana, i wiele innych informacji i ciekawostek...
Adwent – Czas Przygotowań.
Zgodnie
ze wcześniejszą, słowiańską tradycją, w kulturze ludowej wsi polskiej czas
zimowego przesilenia (przypadającego na okres 24 i 25 grudnia) nazywano
„Godami”. Ma to, być może, związek z
zetknięciem się w tym czasie dwóch lat, czyli „godów” starego i nowego roku
[1]. Okres ten w kulturze ludowej poprzedzał czas adwentu, stanowiący okres
duchowych przygotowań do obchodów świąt Bożego Narodzenia. W Wielkopolsce najczęściej słowo
to gwarowo wypowiadano w formie „adwynt” lub „agwynt” (między Prosną, a Wartą) [2].
W
trakcie przygotowań do obchodów świąt przywiązywano wagę do oczyszczenia
duchowego, do którego droga prowadziła poprzez aktywną pokutę – co przejawiało
się, chociażby uczestniczeniem w roratach (niegdyś obowiązkowym, z czasem
stanowiące wyraz czyichś osobistych intencji), a także przestrzeganiem zasad adwentowego postu. Dawniej obowiązywał surowo przestrzegany post, bez potraw mięsnych, bez
tłuszczów zwierzęcych (smalcu, masła). Jego przestrzeganie było także jednym z
kryteriów społecznego powiązania z daną
grupą społecznościową, w ten sposób podkreślano, że nie jest się obcym, przede
wszystkim pod względem prymarnej przynależności konfesyjnej: „ Kalwin dlań to
taki, który mięso jada w Wielki Piątek, luter, to ten, który postów nie
zachowuje i nie czci Matki Boskiej [3]”.
Rygorystyczne przestrzeganie zasad postu, uległo złagodzeniu w okresie
międzywojennym – od tamtej pory przestrzegano go już tylko w piątki, szczególnie w tych częściach Wielkopolski,
gdzie gospodarstwa chłopskie były zamożniejsze (np. południowej, zachodniej,
czy środkowej). Po II wojnie zamiany te obejmują cały interesujący nas obszar,
przykładowo na Pałukach już w latach sześćdziesiątych zaczęto jeść coraz więcej
masła i nawet smalec w dni postne, a coraz mniej oleju [4].
Istniał
także szereg zakazów dotyczący min. unikania organizowania, oraz uczestniczenia
w hucznych zabawach, a także powstrzymywania się od wykonywania niektórych prac
gospodarskich. Jednym z nich był zakaz wykonywania orki („kto w Adwencie ziemię pruje, temu siedem lat choruje” [5]),
wynikający z przekonania (powszechniejszego na terenach Wschodniej
Wielkopolski), iż: „ziemia musi odpocząć,
nie wolno jej przeszkadzać” (Poniatów, gm. Goszczanów); „w Adwencie nie chodzono
na pola, bo ziemia śpi do wiosny” (Lisków, gm. Lisków) [6]. Jak nietrudno
się domyśleć, geneza tego przekonania nawiązuje jeszcze do
przedchrześcijańskich, słowiańskich systemów wierzeń.
Kolejnym zakazem,
dotyczącym prac gospodarskich i wokoło gospodarskich, był zakaz przędzenia
lnu w soboty: ojciec rodziny nawoływał: „koniec kołowrotków, trzeba motać”. W sobotę
motało się to, co uprzędło się w ciągu tygodnia [7].
Czas adwentu był także czasem, w
okresie którego przypadały dni poświęcone poszczególnym świętym. Jako pierwszą
można wymienić świętą Barbarę (dies natalis: 4 grudnia), kiedy to z pogody
panującej w trakcie przypisanego jej dnia czyniono wróżby o następującej
treści: „Barbara po wodzie, Boże
Narodzenie po wodzie. Boże Narodzenie po lodzie, Zmartwychwstanie po wodzie”
[8].
Innym
grudniowym świętym był rzecz jasna, św. Mikołaj (dies natalis: 6 grudnia).
Tradycja obdarowywania dzieci podarunkami zarówno tego dnia, jak i w Boże
Narodzenie należała do tradycji mieszczańskich. Co się tyczy wsi, to warto wspomnieć,
że czasem natrafić można było na niego w: zachodniej, środkowej, południowo-
zachodniej i czasem północnej części Wielkopolski [9]. Z postacią tegoż
świętego wiązał się szereg wierzeń, oraz
praktyk magicznych – nie były one jednak zbyt powszechne na ziemiach,
należących do Wschodniej Wielkopolski.
Ponadto znany jest bardzo ciekawy zwyczaj
krajeński związany z adwentem tzw. „kozi czwartek”. W
pierwszy czwartek adwentu na wsi pojawiała się grupa przebierańców z maszkarami
zwierzęcymi (niedźwiedziem, bocianem i kozą), sporadycznie zamiast przebierańca
prowadzono ze sobą żywą kozę; pochód kończył się zabawą, w czasie której
przebierańcy odgrywali wesołe scenki; zwyczaj ten występował jeszcze w okresie
międzywojennym w okolicach Złotowa (wieś Stara Święta). „Kozi czwartek”
popularny był wśród ludności niemieckiej, dlatego polscy chłopi nazywali go
często „cigenbal”, od niemieckiego „Ziegendonnerstag” [10].
Ostatnią
świętą, którą tutaj przytoczymy będzie św. Łucja (dies natalis: 13 rudnia),
choć tradycje związane z obchodami tego dnia, pozostały na terenach
Wielkopolski raczej w zaniku. Jak zauważał A. Brencz, postały one żywe jedynie
we wspomnieniach mieszkańców, niektórych wsi, znajdujących się na obszarze
wschodniej, oraz północnowschodniej części regionu. W dniu tym, podobnie, jak
we wigilię św. Andrzeja, wkładano do wody gałązkę wiśni i obserwowano, czy
rozwinie się ona do nastania Nowego Roku. Jeśli tak się stało, oznaczało to
rychłe zamążpójście dziewczyny, w nadchodzącym roku. Ponadto, podobnie jak w
przypadku „dwunastnicy”, wypadającej na okres od Wigilii do Święta Trzech
Króli, przez dwanaście kolejnych dni, obserwowano pogodę – na tej podstawie
wnioskując prognozę dla przyszłych dwunastu miesięcy [11].
Do stołu czas zasiąść, czyli o zwyczajach
wigilijnych wątków kilka.
W niektórych regionach całej Wielkopolski, w rozdawaniu prezentów Gwiazdorowi towarzyszyć miała także rozdająca słodycze, Gwiazdka.
Podobnie
jak w przypadku omawianych poprzednio listopadowych świąt, także i tutaj ważną
rolę odgrywała niezwykle bogata symbolika, poszczególnych gestów nawiązująca
zarówno do: chrześcijaństwa, kultu przodków, i praktyk magicznych. Na ziemi
wieluńskiej wieczór ten nazywano „przedgwieździem” [12].
Jako że, dla
większości osób, najciekawszym elementem obrzędowości świątecznej jest
jedzenie, zacznijmy zatem od omawiania znaczenia i symboliki wigilijnego stołu.
Tak jak w innych regionach kraju,
także i tutaj do wieczerzy zasiadano dopiero wówczas, gdy na niebie zalśniła
pierwsza gwiazdka Ma to związek z tradycją, mówiącą iż miejsce narodzin
Chrystusa wskazywać miała Gwiazda Betlejemska, zapewne motyw ten także, stoi za
genezą powszechnego sposobu określenia tegoż wieczoru, zwanego po prostu
„gwiazdką”.
Różnorodna
jest ilość dań, która zgodnie z tradycją pojawiać się miała na stołach, przy
czym starano się by liczba ich była zazwyczaj nieparzysta: biedniejsi - jadali
wówczas zaledwie trzy dania, zamożniejsi więcej: siedem, dziewięć, jedenaście,
a nawet piętnaście. Ciekawym i chyba najbardziej utrwalonym przekonaniem,
dotyczącym omawianej liczby dań, jest przeświadczenie, że potraw powinno być
dwanaście – tyle iluż było apostołów, ale też z tego samego względu zwykło
tłumaczyć się dlaczego było ich czasem jedenaście – gdyż z czasem „ubyło”
jednego apostoła, tj. Judasza.
Do
głównych składników wykorzystywanych do przygotowywania dań wigilijnych,
goszczących na chłopskich stołach, należy wyliczyć: miód, grzyby, suszone
owoce, mak, kasze, groch, olej, ryby. Ich pojawienie się w trakcie wieczerzy,
prawdopodobnie nie było pozbawione znaczenia. Analizując symbolikę każdej z
wigilijnych potraw A. Zadrożyńska stwierdza, że w przypadku wigilijnej kolacji „mamy
do czynienia z ofiarną ucztą składaną prawdopodobnie mieszkańcom
„tamtego” świata, a w szczególności duchom najbliższych zmarłych [13]. Mak
– sprowadzał sen, miód – to produkt pszczół, „świętych” owadów, wszelkie susze
– były postrzegane jako produkty posiadające właściwości magiczne [14]. A.
Jabłońska-Ważny, uzupełniała interpretację tej symboliki, dodając, że wszelkie
potrawy sporządzane na bazie ziaren, miały za zadanie zapewnienie dostatku
plonów, oraz pomyślności gospodarczej [15]. Zapewnić to miała także ogólna
obfitość pokarmów goszczących na wigilijnych stołach.
Teorię
na temat tego, że wieczerza wigilijna stanowi ślad dziedzictwa po wydawanej w
okresie przedchrześcijańskich godów, uczcie ku czci przodków, wydaje się
potwierdzać, wciąż obecny na wschodnich terenach słowiańszczyzny zwyczaj
dziadów. Analizując obydwie te tradycje okazuje się, że posiadają kilka cech
wspólnych. I tak, w przypadku wieczerzy wydawanych w obydwu przypadkach:
występuje nieparzysta liczba potraw (symbolicznie odnosi się ona do krainy
zmarłych), w podawanych potrawach pojawiają się wymienione i opisane wcześniej
składniki, których symbolikę i jej związek ze światem dusz już sobie
wyjaśniliśmy; w końcu, w trakcie wspólnej uczty zaprasza się gości się zarówno
żywych jak i zmarłych biesiadników [16]. Na Ziemi Wieluńskiej uważano, że
liczba potraw powinna być nie parzysta, zaś gości musi być zawsze parzysta, w
przeciwnym razie ktoś umrze. Dlatego też, gdy wypadała nieparzysta liczba gości
spraszano kogoś „z zewnątrz” [17].
Ponadto, na tych terenach, aby zapobiec temu nieszczęściu, w wigilię Bożego Narodzenia obowiązywano łańcuchem nogę od stołu,
wtedy nikt z tej rodziny nie odejdzie w tym roku [18].
Do kolejnych przesądów związanych z zasiadaniem
do wigilijnego stołu, dodać należy przekonanie, zgodnie z którym, na wigilijny
stół powinna trafić jak największa ryba (im większa- tym lepszy pieniądz w nadchodzącym
roku; dlatego też dodatkowo w tym celu noszono w portfelu jej łuski).
Wierzono też, że w trakcie spożywania wieczerzy gospodyni nie powinna wstawać
od stołu – przestrzeganie tego nakazu miało powodować, że kury będą nieść
więcej jaj i wysiadywać więcej piskląt [19].
W przeciwieństwie do kontekstu, o którym
sobie przed chwilą powiedzieliśmy, J. Dydowiczowa twierdziła, że tradycyjne
wigilijne dania, stanowią jedynie relikt dawnych zwyczajowych żywieniowych
naszych przodków, dla których uobecniające się w nich produkty stanowiły podstawę
codziennych posiłków [20].
Przedstawiając
przykładowe jadłospisy wigilijnych wieczerzy, trzeba przyznać, iż bez względu
na część naszego Regionu, były one do siebie bardzo podobne. Różnice mogły
wynikać jedynie z faktu, że gdzieś podawano inne danie, podczas gdy w innej
wsi, czy części Regionu ono nie występowało, było przysadzane inaczej, a nawet zamiast
niego podawano zupełnie inne. Niemniej do podstawowych potraw, dla ogólnie rozumianego
regionu Wielkopolski zaliczyć należy: zupę
– polewkę z maku lub zupa z ryb czy barszczyk z kapusty, albo zupa z fasoli na „słodko-kwaśno”;
kluski z makiem; groch lub fasola z kapustą; jagły na sucho, okraszane olejem;
grzyby smażone; śledzie; ryby; suszony owoc gotowany jako bryj albo kompot z
suszonych owoców; ryż osłodzony z cukrem i cynamonem [21]. Ponadto
zgodnie z relacjami starszych pokoleń, na wieczerzę podawano także i jarmuż. Oskar
Kolberg, opisując XIX-wieczną, wielkopolską wigilię, wymieniał następujące
potrawy, goszczące wówczas na tutejszych stołach: sinobiała zupa z konopi (jest to nasienie konopne rozmielone z wodą), a
czasami grochówka lub polewka z maku z
jagłami, albo też więdka w zawiędka, czyli brukiew suszona na nitkach, nalewana
warem, sparzona i zakruszana mąką; kluski z kwaśnem (tj. ze sokiem z kapusty
kiszonej); kluski z makiem; kluski z faryną (tj. cukrem miałkim podlejszego
gatunku), albo kluski z miodem; groch biały czyli ogrodowy (tj. ziarenka szablonu
bez strączków); grzyby suszone w oleju smażone; kapusta; jagły; gruszki i owoc
suszony [22].
Zawężając
nasze regionalne-kulinarne poszukiwania, do Wschodniej części Wielkopolski,
należy przedstawić następujące przykłady – poczynając od Pałuk,
gdzie przygotowywano wówczas : trzy kasze
(jęczmienna, tatarczana, jaglana), ryż, śledzie, ryby, groch, kapustę, kompot z
suszu, ciasto (placek, pierniki lub makowiec), chleb, kluski z makiem, niektóre
gospodynie gotowały barszcz z buraczków, podawały kartofle. Wszystkie potrawy
kraszono olejem rzepakowym lub makowym. Podawano również do stołu orzechy,
liczone jako potrawa. Biedniejsi gospodarze, wyrobnicy i komornicy nie dawali
na wigilię ryb, gdyż były drogie [23].
Przykłady potraw
wigilijnych z terenów Krajny stanowić będą: zupa grzybowa, zupa z suszonych
owoców, „Rybionka” - zupa rybna z ryb łowionych w miejscowych
jeziorach, czy rzekach, barszcz, zupa z siemienia lnianego kapusta z olejem,
kapusta z grzybami, grochem lub fasolą, , kasza jaglana [24].
Tymczasem w Kalisza,
w skład wieczerzy wigilijnej zaliczano: kapustę,
groch, gotowane grzyby, mak z kluskami (jak najdłuższymi, aby kłosy były równie
długie), polewka z siemienia, jagły ze śliwkami, śledzie, miód, susz owocowy,
ciasto (strucel) [25], ale także
i pierniki, oraz orzechy [26].
Na Ziemi
Wieluńskiej, na stole
musiały znaleźć się produkty, które występują w wodzie, ogrodzie, na polu i w
lesie (…)Najczęściej na stole pojawiały się: sosy grzybowe, kapusta z grochem,
barszcz z ziemniakami, siemieniucha - o której mało kto dzisiaj pamięta, choć w
okolicach Okalewa była jeszcze popularna po II wojnie światowej. Siemieniuchę
wykonywano z nasion konopi moczonych w zimnej wodzie, które rozcierano w
makutrze, ("czym więcej się tarło, tym więcej mleka się pojawiało"),
a gdy pojawiło się białe, gęste mleczko - dodawano cukier lub miód.
Siemieniuchę pito w niewielkich ilościach. Ponadto były podawane kluski
wałkowane na "rynce" (dłoni) z kompotem z suszonych owoców. Nie mogło
też zabraknąć chleba razowego. W niektórych domach zamiast ziemniaków podawano
kaszę tatarczą, co wiązało się z wierzeniem, że w tym dniu po zjedzeniu
ziemniaków można dostać wrzodów na żołądku [27].
O tym, że w trakcie Wigilii, a także
całej „dwunastnicy” (trwającej do Święta Trzech Króli), uobecniała się wiara w
bliskość zmarłych krewnych, już sobie zdążyliśmy zasygnalizować. Pora by
rozwinąć ten wątek bardziej. Najbardziej znanym dowodem, na uobecnianie się
kultu zmarłych, w obrzędowości omawianych świąt, jest bez wątpienia zwyczaj
pozostawania dla nich, specjalnie zarezerwowanego miejsca przy stole.
Co więcej, na
Krajnie istniał szereg, związanych z tym
faktem następujących tabu: nie wolno było używać igły, by nie zranić
duszy. Przy świątecznym stole zostawiano nakrycie dla ducha. Nie prano
bielizny, by jej właściciel przedwcześnie nie umarł. Prze zajęciem miejsca na
stołku należało najpierw sprawdzić, czy przypadkiem nie siedzi już tam duch.
Zetknięcie świata żywych i umarłych rodziło wiele niebezpieczeństw. Bano się
zmarłych i starano się ułatwić im przebywanie wśród żywych (np. zostawiano na
noc otwarte popielniki, by duchy mogły się ogrzać) [28].
Ponadto, w niektórych powiatach istniały i inne obowiązujące
w okresie „dwunastnicy” zakazy, opierające się chociażby na: powstrzymywaniu
się od przędzenia,
oraz wykonywania innych prac gospodarskich, czy też hałasowania – gdyż wszystko
to mogłoby przeszkadzać duchom przodków w odwiedzinach żyjących krewnych [29].
Zmarli krewni, nie byli jedynymi „gośćmi”, o
których pamiętano podczas tego wieczoru. Dzieląc się z bliskimi opłatkiem (a w
niektórych krajeńskich domach także chlebem i kapustą [30]), nie zapominano
uczynić tego także z braćmi mniejszymi, czyli z gospodarskimi zwierzętami.
Dla nich
przeznaczone były kolorowe opłatki,
podawane im wraz z resztkami z wigilijnego stołu. Tak czyniły chociażby
gospodynie z okolic Kalisza, kiedy to odkładały po 1-3 łyżki każdej potrawy i
pozostawiały przez noc w izbie. Na drugi dzień podawano to bydłu razem z sianu
spod stołu [31]. W tym regionie też podawano zwierzętom opłatki, które przez
czas trwania wieczerzy spoczywały pomiędzy obrusem, a siankiem [32].
Tymczasem na Pałukach częstowano posiłkiem wyłącznie bydło -
konie pomijano, gdyż (jak sobie
tłumaczono), nie były one obecne przy narodzinach małego Jezuska [33]. Być może
wynikało to z przekonania, iż zwierzęta te zawsze były drogie w swoim
utrzymaniu, posiadać je mogli zatem zamożniejsi właściciele - a skoro Chrystus,
urodził się w ubogiej stajence, nie mogło ich tam być.
Poza
tym w wielu częściach regionu istniała wiara w to, iż wigilijny wieczór, jest
niezwykłym czasem, również dlatego, iż był to jedyny moment w roku, w którym
zwierzęta miały przemawiać ludzkim głosem. Z wierzeniem tym wiązało się kolejne
ludowe tabu, zakazujące podsłuchiwania tych rozmów, gdyż w wyniku tego czynu,
podsłuchującemu grozić mogła rychła śmierć.
Niezwykły stosunek do zwierząt w tym dniu,
mógł wynikać z fakt ich obecności w trakcie narodzin Jezusa Chrystusa, który
jak wiadomo, miał się narodzić w stajence. Kolejnym podkreśleniem tego faktu,
miało być podkładanie pod obrus, a czasem także bezpośrednio pod stół, na którym jadano – siana, bądź
słomy. Co więcej, niegdyś na terenach Pałuk istniał obyczaj, wedle którego, na sianie pod stołem siedziały w czasie
wieczerzy wigilijnej zwierzęta domowe:
kot i pies [34]. Jeszcze inny obyczaj nakazywał ustawienie, w izbie (bądź w
każdym z jej rogów) snopka zboża – jego obecność, można jednak wytłumaczyć
chęcią zapewnienia sobie urodzaju, w nadchodzącym roku.
Dobrze:
gości wszelakich ugościliśmy, pojedliśmy wspólnie – czas zatem udać się pod
choinkę, po prezenty! No i tutaj pojawia się pewne, małe zamieszanie… Powszechnie
przyjęło się bowiem uważać, że zwyczaj ubierania choinki zawędrował na tereny
polskie z Niemiec, i początkowo stanowił tradycję mieszczańską, dopiero z czasem
zawitał także pod chłopskie strzechy. Jednakże, jak zaznaczała J. Dydowiczowa, wyjaśnienie tego ciekawego zwyczaju
twierdzeniem, że nasza polska choinka została bezpośrednio zapożyczona
bezpośrednio , wydaje się niewystarczające. Bliższe badania wykazały, że lud
posiada od wieków w swej obrzędowości
związanej z okresem godów własne drzewko – odpowiednik choinki miejskiej
– w postaci zawieszanych w izbach, a czasem i w
budynkach gospodarskich, tzw. „podłaźników”, czyli małych drzewek iglastych z przyciętymi
wierzchołkami. Zwyczaj ten znany jest do dziś w Polsce południowej [35].
Symboliki
tego zwyczaju należy dopatrywać się w dawnym, pogańskim (także słowiańskim)
światopoglądzie, dotyczącym kultu wiecznie zielonego drzewa, które symbolizuje
sobą uniwersalnego, związanego z mocami wszechświata – drzewa życia. Kult drzewa, który opiera się na odwiecznej
wierze w niezniszczalną, dobroczynną, żywą i ożywiającą wszystko moc „zielonej
różdżki”, charakterystyczny jest dla wszystkich ludów. Równie stare jest
strojenie drzewa w kolorowe świecidełka, wstęgi i słodycze [36].
Na Pałukach choinki były dawniej często zawieszane u
sufitu, lub też stawiane w naczyniu wypełnionym ziemią, a zdobione piernikami,
owocami i łańcuszkami ze słomy [37].
Tymczasem na
Krajnie, na
choince wieszano specjalne ciastka z mąki pszennej, które przedstawiały różne
zwierzęta i ptactwo domowe [38].
Zaś na Ziemi Wieluńskiej izby
dekorowano ozdobami z opłatka - najczęściej miały one kształt gwiazdek lub
kołysek. Między nimi centralne miejsce zajmowała opłatkowa kula zwana
"światem", symbolizująca Ziemię, na której będzie rządził narodzony
Chrystus. Ozdoby opłatkowe były przywieszane w izbie do belki sufitowej, a po
święcie Trzech Króli ściągane i, jeśli w domu były małe dzieci, dawane im do
zjedzenia. W przeciwnym razie, jako że opłatek był poświęcony, należało takie
ozdoby spalić. Również starą formą dekoracji, współistniejącą z ozdobami
opłatkowymi, były podłaźniki. U pułapu, nad stołem wigilijnym wieszano
rozwidlony wierzchołek świerku przystrojony jabłkami, orzechami, papierowymi
łańcuchami i różnokształtnymi figurami powycinanymi z opłatka. Choinka, która
zagościła w naszych domach dopiero w XIX wieku, jest najmłodszą odmiana
dekoracji na święta Bożego Narodzenia. Zawieszano na niej zamiast szklanych
ozdób - jak to jest obecnie - ozdoby wykonane samodzielnie z kolorowego
papieru, słomy, orzechów, ponadto jabłka, cukierki i ciasteczka [39].
Zgodnie z
tradycją prezenty miał rozdawać „gwiazdor”, lub „gwiazdory”, których rolę
odgrywali przebrani w płaszcz, wysoką czapkę i maskę parobkowie. Dopełnienia
ich stroju stanowił dzierżony w dłoni kij, lub dzwonek. W okolicach Kalisza i
Kotlina, ubierali odwrócony na drugą stronę kożuch, oraz czapę, twarze zaś
smarowali sadzą [40]. Tymczasem we wschodniej i południowej części Ziemi
Kaliskiej odwiedzali domy ubrani w wysokie czapki sporządzone na wzór
ułańskich, zdobione pomponami z kolorowej bibuły, twarze przykrywali maskami,
bądź malowali [41].
W zależności od
części regionu, stosowano wobec nich także i inne określenia, takie jak: „wigiliorze”
– Strzyżew, powiat ostrowski; „Stare Józefy” – Sulmierzyce, powiat
krotoszyński; „starcaki” – Siemianice, powiat kępiński [42], „gwiazdorzy” –
okolice Kotlina i Kalisza [43].
Chodząc po domach przepytywali dzieci z umiejętności
pacierza, w nagrodę dawali jabłka, pierniki, orzechy, za karę chłostali rózgą [44].
Jak
nie trudno się domyślić – biorąc pod uwagę poziom zamożności mieszkańców wsi
polskie, prezenty nie były zbyt wyszukane. Zazwyczaj stanowiły je słodycze:
orzechy, pierniki, owoce; czasem mogły zdarzyć się ręcznie wykonane proste
zabawki, czy też ubranka.
Nie
zawsze też przynosił je pociechom Gwiazdor, czy też inny gość. Na Pałukach w wieczór wigilijny był zwyczaj, że
rozsypywano w izbie na posadzkę siano i chowano w nie podarki dla dzieci. Po
kolacji dzieci wyszukiwały w sianie ukryte upominki, które dla uniknięcia
nieporozumień były adresowane. Siano sprzątano dopiero po dwóch dniach i
palono w piecu [45]. Podczas gdy na Krajnie, podarunki
wkładano chłopcom do czapek, a dziewczynkom zawijano w chustki lub chowano do
kieszeni fartuchów [46].
Magia
Świąt Bożego Narodzenia.
Jak już sobie
zdążyliśmy powiedzieć przy innej okazji – wszędzie tam, gdzie dopatrywano się
obecności „gości” z zaświatów, starano się nakłonić ich do wyjawienia sekretów
przyszłości, którą znali. A jako, że okres od Wigilii Bożego Narodzenia, do
dnia Święta Trzech Króli, stanowił ów czas niezwykły – starano się wykorzystać
go nie tylko na wspólną zabawę, ale także na czynienie wróżb.
Do przeświadczeń związanych z
zapewnieniem sobie urodzaju, z pewnością należy zaliczyć wiarę w to, że kłótnia
w Wigilię, oznacza niezgodę przez cały rok, zaś pożyczanie wówczas komuś
czegokolwiek grozi niedostatkiem do czasu kolejnych świąt [47].
Z Pałuk pochodzi zapis związany z przepowiadaniem
zdrowia: „Gdy w dzień wigilijny pierwszą spotkaną na ulicy osobą będzie
kobieta, cały rok będzie do niczego i choroba nie wyjdzie z domu”; „Kto po
wieczerzy wyciągnie spod obrusa długie źdźbło siana, ma przed sobą jeszcze
wiele lat życia, kto krótkie, nie pożyje długo” [48].
W okolicach
Kalisza urodzaj na polach wróżono na podstawie wyciąganej spod stołu słomy,
którą następnie potrząsano kłosami o brzeg stołu i na podstawie liczby ziaren
wnioskowano o rzekomym dobrobycie, bądź jego braku [49].
Na Ziemi
Wieluńskiej, W miejscowościach nad rzeką Pyszną, Wartą czy też Prosną,
należało bardzo wcześnie udać się nad wodę i przemyć twarz w jej nurcie. Miało
to ustrzec przed krostami i zapewnić młodym dziewczynom piękną cerę. Dzieci w
tym dniu nie mogły zbyt długo spać, a gdy już wstały, otrzymywały uderzenia
rózgą, "aby zdrowe były i rodziców słuchały". Bardzo dużą uwagę
przywiązywano do tego, kto pierwszy w tym dniu przekroczy próg domu. Jeśli była
to kobieta, to krowa wyda na świat jałówkę, jak mężczyzna – byczka [50].
Powszechne
były także praktyki polegające na wymuszaniu na roślinach urodzaju, opierający
się chociażby na odrywaniu pewnej sceny. Po wieczerzy wigilijnej gospodarz
udawał się do sadu i zatrzymując się przy każdym kolejnym drzewie pytał i
groził :”Będziesz rodzić, czy nie? Bo jak nie to cię zetnę!”. Pytanie to padało
trzykrotnie, po czym głos zabierała gospodyni, która stawała w obronie drzewka
mówiąc: „Nie ścinaj, będzie rodzić!”. Wówczas obwiązywano je słomą i potarzano
tę praktykę przy następnym. Tak było chociażby na Pałukach, choć nie tylko,
gdyż I. Piątkowska wspominała o tym zwyczaju także w swoim artykule poświęconym
województwu kaliskiemu [51] [53]. Na
ziemi wieluńskiej, mężczyźni w tym dniu szczególnie troskliwie zajmowali się
żywym inwentarzem - doglądali go i karmili najlepszą paszą. Wierzono, że dzięki
tym staraniom zwierzęta nie będą chorować i przyniosą gospodarzowi zysk [53].
Ponadto,
odnosząc się do okolic Kalisza, warto wspomnieć, że obyczaj obwiązywania
drzewek owocowych słomą, która wcześniej leżała na wigilijnym stole, pod
obrusem, nazywał się: „winszowaniem Bożego Narodzenia drzewskom” [54]. Podobnie
czyniono w innych częściach Regionu, jak i na Ziemi Wieluńskiej.
W Zadowicach
gospodyni biła gruszkę wałkiem i zapowiadała jej ścięcie w razie nieurodzaju [55]. Ponadto,
w okolicach Kalisza zwracano także uwagę na wygląd nieba: gwiazdy zapowiadały
rok obfity w jaja, chmury – obfity w mleko [56].
Na Pałukach,
świątecznym sposobem zaklinania urodzaju był zwyczaj mający miejsce tuż po pasterce,
a polegający na rzucaniu grochem w księdza i zgromadzonych, z miejsca
przeznaczonego dla chóru [57].
Początek
nowego roku, stawał się okazją do przepowiadania pogody, w nadchodzących
miesiącach. Jedna z najbardziej znanych opierała się na obserwacji pogody
każdego z kolejnych dwunastu dni, odnosząc wynik do kolejnych, następujących po
sobie miesięcy w roku [58]. Rozstawiano
też dwanaście łusek cebuli z nasypaną solą- w których łuskach sól zwilgotniała,
te miesiące miały odznaczyć się obfitymi opadami (…). Znaczenie miał także kierunek wiatru: zachodni
zapowiadał ciepłą, wschodni mroźną zimę [59].
W
Broniszewicach, w powiecie pleszewski, istniało przekonanie: jeżeli wije od zachodu, to zima będzie
ciepła, wiatr wiejący od wschodu zapowiadał mroźną zimę [60].
Dawniej we wigilię starsi ludzie mówili, że jeśli
jest sucho, to będzie mokry rok i nie będzie dobrego urodzaju (Orchowo, pow.
Mogilno)[61].
Na ziemi wieluńskiej, obserwowano tego dnia pogodę: kiedy dzień był pochmurny, wierzono że krowy dadzą dużo
mleka, gdy zaś słoneczny - będzie to rok jajeczny [62].
Z
kolei do wróżb matrymonialnych, czynionych w tym okresie należy wymienić
następujące:
·
W Topoli Wielkiej
powiat ostrowski każda dziewczyna wyciągała z poszycia garść słomy. Jeśli
wyciągnęła sześć słomek z kłosami i sześć bez kłosów, wierzyła, że prędko
wyjdzie za mąż. Wychodziły te dziewczyny na drogę i wołały: „Hop, hop, gdzie
mój chłop”, albo „Szachaj pies, gdzie mój miły jest”. Z której strony pies
zaszczekał, z tej miał przyjść przyszły mąż [63].
·
W
tym samym powicie we wsi Strzyżew
dziewczęta nasłuchują szczekania wynosząc rano śmieci. Wieczorem kładą na stół
węgiel, pierścionek, mertę, sól i chleb, nakrywając wszystko chustką a
następnie kolejno wyciągając przedmioty. Węgiel oznacza żałobę, pierścionek –
zaręczyny, merta – ślub, chleb – dostatek, sól – smutek. W tej samej wsi
dziewczęta łapią gąsiora i otaczają go kołem; do której gęś zwróci się i
zagęga, ta pierwsza wyjdzie za mąż. Wierzą także, że kiedy podczas pasterki
dziewczyna obiegnie trzy razy kościół trzymając w ręce lusterko, to ujrzy w nim
przyszłego męża [64].
·
We wsi Orchowo w
powiecie mogileńskim panny i młodzieńcy związują pod stołem źdźbła słomy, komu
uda się związać wieniec, ten w następnym roku będzie miał ślub [65].
·
W Dziembowie
powiat chodzieski dziewczyny kładą pod poduszkę śpiewnik. Rano po obudzeniu się
otwierają go i z pieśni, na którą natrafią, wróżą, jaki będzie następny rok [66].
·
W
okolicach Kalisza ciekawe panny wyciągały
słomki ze strzechy: słomka z kłosem wróżyła kawalera, bez kłosa – wdowca [67].
·
Na
Krajnie dziewczęta liczyły też sztachety w płocie – nieparzysta liczba
oznaczała zamążpójście w nadchodzącym roku [68].
·
Na Ziemi Wieluńskiej: w tych domach, gdzie znajdowały się panny na
wydaniu, matka mówiła do córki aby wyniosła śmieci i wyrzucając je
wypowiedziała formułkę : szczekaj pies, gdzie mój miły jest (w niektórych
gospodarstwach dziewczyny rzucały je do góry pod drzewem owocowym, najlepiej
wiśnią). Z którego kierunku dochodziło szczekanie psa, z tej strony mogła
dziewczyna spodziewać się nadejścia przyszłego męża. Mniej rozpowszechnionym
sposobem wróżenia było obejmowanie sztachet w płocie i liczenie ich. Jeśli było
ich nie do pary, to dziewczyna w najbliższym roku nadal będzie panną, w
przypadku parzystej liczby miała szansę wyjść za mąż w nadchodzącym roku. Przed
1914 r. na terenie ziemi wieluńskiej chłopcy późnym wieczorem, przed pasterką, malowali okna wapnem w tych domach, w których mieszkały
panny na wydaniu. W okresie międzywojennym zwyczaj ten przeniósł się na noc
sylwestrową i ostatki [69].
„Na Święty Szczepan, każdy sobie pan”.
Ukamieniowanie Św. Szczepana... a właściwie Stefana, bowiem Szczepan, to bardziej archaiczna, spolonizowana wersja tegoż imienia.
Tak
głosiło wielkopolskie powiedzenie, bowiem z drugim dniem świąt związana jest
tradycja obchodów dnia poświęconego Św. Szczepanowi. Wówczas to owiązywała
tradycja, wg której obrzucano kapłana, a także siebie nawzajem: owsem, grochem,
bądź jęczmieniem… choć niektóre źródła wspominają, iż w trakcie owej „zabawy” w
powietrzu unosić się miały także kamienie. Relacja z Kaliskiego z 1821 roku,
wspomina, iż ziarna uczestniczące we wzajemnym obsypywaniu się, były uprzednio
poświęcone przez kapłana [70]. W Rościminie na Krajnie młodzieńcy do owsa dosypywali bobu
i rzucali w miejscowe panny [71].
Podczas omawiania zwyczajów zapustnych, powrócimy do symboliki grochu, czy też
bobu, związanego z symboliką płodności. W świetle przedstawionych wówczas
informacji, zwyczaj ten nabierze większego sensu.
Tymczasem
warto wyjaśnić sobie panujący owego dnia, zwyczaj obrzucania siebie nawzajem. Praktyki
te, z jednej strony swoją symboliką nawiązywać miały do charakteru męczeńskiej
śmierci świętego, a z drugiej strony stanowiły przykład magii ludowej. Celem
było zapewnianie sobie pomyślności, zaklinanie urodzaju, na zasadzie
oddziaływania na siebie podobieństw – nie żałowano rozsypywanego ziarna w
kościele, mając nadzieję, że równie obficie sypać się ono będzie z kłosów w
trakcie żniw. Ponadto zwyczaj ten uobecnia się w przypadku praktyk związanych z
zaślubinami, kiedy to obsypuje się młodą parę, chociażby ryżem, bądź drobnymi
monetami. Z czasem Kościół starał się zakazywać tego zwyczaju, twierdząc, że
jest zbyt rozrywkowy, na świątynne standardy – przez co umniejsza się rangi
tegoż miejsca. Ale kto wie, czy przypadkiem nie było to efektem braku poczucia
niektórych księży, co nie dziwi – biorąc pod uwagę jaki bałagan wówczas
pozostawał w kościołach. Źródła wspominają, iż tego dnia nie żałowano sobie
sypania ziarna, które potem wynoszone było po sprzątaniu świątyni, nawet w
kilku workach!
Ponadto, dzień św. Szczepana był
czasem, w którym dobiegały końca stare umowy, w miejscu których zawierano nowe.
Stąd też wynikało, zamieszczone w podtytule ludowe powiedzenie. We wsi Topola Wielka już na początku grudnia gospodarz upatrywał
sobie parobka, którego chciał u siebie zatrudnić. Przeprowadzał z nim wstępną
rozmowę i dawał w prezencie pieniądze zwane „świętojanką”. W razie zwrotu
„świętojanki” do Św. Szczepana włącznie umowa traciła moc obowiązującą i
służący lub służąca mogli zawrzeć umowę z innymi gospodarzami [72].
Hej kolęda, kolęda!
Zabawki obrzędowe z Pałuk: Południca i Śmierć.
Do
bożonarodzeniowych zwyczajów należało także „chodzenie po kolędzie”, opierające
się na grupowym odwiedzaniu okolicznych gospodarstw chodzeniu po okolicy i
śpiewaniu pieśni zwiastujących narodzenie Chrystusa – co stanowiło także okazję
do wzajemnego składania sobie życzeń. Słowo
„kolęda”, „kolenda” pochodzi z czasów rzymskich, kiedy to dawni Rzymianie
pierwszy dzień miesiąca i pierwszy dzień roku określali słowem „calendae”. W
wiekach średnich bowiem nowy rok liczono od Bożego Narodzenia i dopiero potem
Kościół przeniósł początek roku na pierwszy dzień stycznia [73]. Z tego też
powodu starano się obchodzić święta, w jak najbardziej uroczysty sposób, bowiem
wierzono, że zapewni to dostatek i dobrobyt przez cały nachodzący rok [74].
W
wydarzeniu tym uczestniczyli zarówno dorośli, jak i dzieci, które za odśpiewane
kolędy otrzymywały słodycze; starsi natomiast: kiełbasę, kawałek ciasta, lub
pieniądze, za które szli się potem bawić w miejscowej karczmie.
Nie omieszkiwano
wówczas odwiedzać także pańskich dworów, o czym wspomina relacja z Siemianic w
powiecie kępińskim:
Wieczorem zbierali się ludzie dworscy iż włodarzem
na czele szli pod dwór. Włodarz niósł latarkę, dzwonek i stare wydanie
kantyczek. Każdy chłop miał przy sobie bat fornalski, którym strzelał po
skończonej zwrotce. Po odśpiewaniu około dziesięciu kolęd otrzymywali od
dziedzica „kolędę”, czyli pieniądze i szli się zabawić [75].
Kolędnicy,
bardzo często nazywani byli „przebierańcami”, gdyż zwykli wkładać na siebie
różnorodne stroje (o czym szerzej opowiemy sobie przy okazji omawiania
zapustów, tj. ludowego karnawału). Najpopularniejszymi postaciami, w które się
wcielano byli: król Herod, Śmierć z kosą, oraz postaci zwierzęce (najczęściej
niedźwiedź), natomiast rzadko przebierano się za: Adama, Ewę, oraz biskupa. Najczęściej
do domów zaglądają Herod, diabeł i śmierć, ewentualnie anioł, koń albo
niedźwiedź (…).Nieodłącznym atrybutem przebierańców była gwiazda niesiona na
kiju, oświetlona wewnątrz świeczką lub żarówką [77].
W Kalinowej, koło Kalisza do 1939 roku jeden z wiliarzy (kolędników), przebrany był za kobietę, a odwiedzając wraz z
pozostałymi kolejne gospodarstwa, sypał gospodyni na podwórko, z niesionego
przez siebie koszyka ziarna – aby się kury dobrze niosły [78].
Ponadto w kulturze ludowej przyjął
się zwyczaj odgrywania jasełek, tj. ludowych przedstawień o tematyce
religijnej, nawiązujących do narodzin Jezusa Chrystusa, do których z czasem zaczęto dołączać własne śpiewki i
sceny. Doprowadziło to do laicyzacji kościelnego widowiska, aż w końcu Kościół
zakazał zakazać jasełka w murach świątyń
(…). Reliktem tego są prymitywne szopki obnoszone dziś przez chłopców w okresie
świąt Bożego Narodzenia [79].
Nowe roku początki…
Tradycja
hucznego obchodzenia Nowego Roku nie była zbyt powszechna na wsi polskiej,
zazwyczaj obchody Nowego Roku stawały się okazją do wzajemnego składania sobie
życzeń, płatania wszelakich figli (chłopcy), lub też czynienia wróżb, głownie o
charakterze matrymonialnym (dziewczęta). Na
przykład we wsi Sławno w powiecie gnieźnieńskim jest zwyczaj, że dziewczyna
wychodzi o północy na drogę wierząc, że spotkany o tej porze mężczyzna będzie
jej mężem [80].
Zwyczaj składania noworocznych życzeń przejawiał się jedynie w niektórych częściach Wielkopolski: zachodniej, północnej, okolicach Poznania, środkowo-wschodniej, oraz południowo-wschodniej (zob. A. Brencz, Wielkopolska jako region etnograficzny, Poznań 1996, s. 157).
Zwyczaj składania noworocznych życzeń przejawiał się jedynie w niektórych częściach Wielkopolski: zachodniej, północnej, okolicach Poznania, środkowo-wschodniej, oraz południowo-wschodniej (zob. A. Brencz, Wielkopolska jako region etnograficzny, Poznań 1996, s. 157).
Nie mniej jednak, w różnych
częściach Regionu pojawiały się zwyczaje związane z tym okresem, zachęcające do
wspólnej zabawy (oto bowiem rozpoczynał się czas karnawału, w kulturze ludowej
znanego pod nazwą „zapusty”); ale także obrzędów magicznych związanych z
rozpoczynającym się cyklem dorocznym.
Na Krajnie w czasie
Nowego Roku pojawiały się relikty zwyczajów zadusznych – noworoczne hałasowanie
i strzały miały odstraszać złe duchy [81], a dźwięk trzaskających batów miał
przepędzać także Stary Rok [82]. Podobnie działo się w Dzierzbinie, w powiecie
kaliskim, gdzie w nocy przed
Nowym Rokiem fornale chodzili po wsi i pod domami „pękali batami”[83].
Wracając na obszary Krajny, dodać trzeba, że dzień ten stawał się także okazją do
wróżb: uważano np., że jeśli w sylwestra pada śnieg,
to całe lato będzie deszczowe [84], podejmowano
się także osobistych praktyk wróżbiarskich, polegających na „laniu” roztopionej
cyny. Po Nowym Roku rozpoczynał się okres
zabaw. W okolicach Górki Klasztornej na zabawy do karczmy zapraszała ludzi
cyganka lub czarownica, która jeździła wozem i „klaprowała klaprem”
(„klaper” to w gwarze krajeńskiej wialnia) [85]. We wsi Lisków, w
okolicach Kalisza po wsiach chadzali muzykanci, którzy składali życzenia i
grali marsza w izbie każdego domu, do którego zgodzono się ich przyjąć. W
podziękowaniu za ich wizytę, oraz muzykę gospodarze częstowali ich jedzeniem i
wódką [86].
W dzień, w którym wypada Święto
Trzech Króli, w związku z niedawno rozpoczętym nowym cyklem, czyniono wiele
praktyk mających na celu zapewnienie sobie ochrony przed złymi mocami. W tym
celu udawano się do kościoła aby
poświęcić kredę, którą czyniono na drzwiach domu i zabudowań gospodarskich
specjalnych symboli ochronnych. Słynne: K+M+B, zwykło być mylnie
interpretowane, jako skróty od imion, Trzech Króli – w rzeczywistości bowiem,
skrót ten odnosi się do łacińskiej sentencji: „Christus Mansionem Benedicat”, która
z kolei oznacza: „Chryste pobłogosław temu domowi”. Jeszcze inna interpretacja
dotyczy zwrotu: „"Christus Multorum Benefactor" - łac. "Chrystus
wielu (osobom) dobroczyńcą", w końcu skrót ten odwoływać się ma do trzech
epifanii: chrztu ("Baptesimus"), wesela w Kanie Galilejskiej
("Matrimonium") oraz z pokłonem mędrców (co oddano wyrazem "Cogito"
- poznaję) [87].
Ponadto, w
celach ochronnych święciło się też
majeranek i czosnek oraz ziele zwane „czarcie łajno” , które to produkty,
podobnie jak kreda, mają chronić ludzi i zwierzęta od złego [88].
Tymczasem na
Krajnie, w tym celu święcono kredę i kadzidło, po obiedzie ojciec lub matka brali
trochę węgla, sypali na nie kadzidło i okadzali domostwo. Chowano też trochę
kadzidła do celów leczniczych. W razie choroby okadzano dymem z kadzidła chore
zwierzę lub człowieka [89]. Ponadto,
podobnie jak w sylwestra – hałasowano, aby odpędzić złe duchy [90].
Ciekawostkę stanowić może fakt, że na sąsiedniej ziemi
sieradzkiej (której część w trakcie rozbiorów należała także do województwa
kaliskiego), istniał obyczaj nakazujący wygasić w domu stary ogień, by na jego
miejsce przynieść nowy – poświęcony w kościele, a następnie utrzymywać go w
kuchennym palenisku, aż do wigilii św. Jana [91]. Zwyczaj ten, posiadający
zapewne pogański rodowód, miał związek z aktem rozpoczęcia nowego roku, kiedy
to czas ten sprzyjał zmożonej działalności sił nieczystych, ale też nawiązywał
do funkcjonującego w myśleniu magiczno-religijnym, do motywu „świętego czasu i
mitu wiecznego rozpoczynania na nowo” [92]. Wątek ten znajduje wytłumaczenie,
oraz uzasadnienie w porządku mitycznej historii, która stanowi genezę
archetypów, stojących za podstawą każdego rytuału. Czas święty stanowi
szczególny moment, który sprawia, że w bieżącej ówczesnym ludziom
rzeczywistości, w sposób symboliczny
urzeczywistniają się dawne wydarzenia [93].
Nawiązując
do tego, co staraliśmy się wyjaśnić przed chwilą – podobnie jak wiele
religijnych rytuałów, także Święto Trzech Króli, posiada charakter epifaniczny,
gdyż zgodnie z chrześcijańską tradycją odwołuje się do objawienia Trzem mędrcom
nowonarodzonego Syna Bożego. Także w kontekście ludowego myślenia religijnego,
postaci Herodów nie tylko symbolizują Trzech Królów, ale stają się nimi
bezpośrednio, w tym szczególnym dniu.
Tradycja związana
z tymi odwiedzinami, należała do obrzędów charakterystycznych dla terenów należących
do: południowej Wielkopolski, Puszczy Noteckiej i na pograniczu
kujawsko-pałuckim. Tam właśnie, „Trzej Królowie”, mający na głowach korony i
ubrani białe koszule, wpuszczone w spodnie, i w długie szaty, bądź komeżki śpiewali
kolędy za co dostawali pieniądze [94].
Na tym kończymy pierwszą część poświęconą ludowej
obrzędowości zimowej na terenach Wschodniej Wielkopolski. Następnym razem, choć
nawiązywać będziemy do zwyczajów ludu,
praktykowanych w czasie zimowym – to jednak przyznać trzeba, że przez
wzgląd na swój charakter, zaliczane są one do tzw. obrzędów wczesnowiosennych.
Dzieje się tak, ze względu na fakt, iż swoją symboliką nawiązywać będą do
dawnych obyczajów, mających na celu pobudzenie uśpionej przyrody – a tym samym
nadejście oczekiwanej wiosny.
Autor: Marta Kaleta.
Przypisy.
[1] J. Dydowiczowa, Zwyczaje
i obrzędy doroczne, [w:] Kultura
ludowa Wielkopolski, t. III, J. Burszta (red.), Poznań 1967, Wydawnictwo
Poznańskie, s. 23.
[2] A. Brencz,
Wielkopolski Rok Obrzędowy. Tradycja i zmiana, Poznań 2006, Wydawnictwo
Poznańskie, 37.
[3] Tamże, s. 38.
[4] Tamże, s. 38-39.
[5] Tamże, s. 39.
[6] Tamże, s. 40.
[7] Tamże.
[8] Tamże.
[9] zob. Tamże, s. 42.
[10] Internetowa Strona Muzeum Krajny, Adwent i Boże Narodzenie na Krajnie, (stan na
dnia 25.10.2017):
[11]
A. Brencz,
dz. cyt., s. 43.
[12] zob. T. Spychała, Tradycje wigilijne na terenie ziemi Wieluńskiej, (stan na dnia
27.11.2017):
[13] A.
Brencz, dz. cyt., s. 67.
[14] zob.
A. Jabłońska-Ważny, Zwyczaje i obrzędy
doroczne, [w:] Zachować żywy głos
tradycji, Kalisz 2007, Muzeum Okręgowe Ziemi Kaliskiej, s. 3
[15] Tamże.
[16] zob. L.
Malinowski (tłum.), Co się jadło na dziady? (stan na dnia 26. 10. 2017):
[17] zob. T.
Spychała, dz. cyt.
[18]
http://www.interklasa.pl/portal/dokumenty/m006/Menu/Obrzedy%20Wierzenia%20i%20zabiegi%20magiczne/index.html
[19] zob. B. Michalakówna, Pożywienie, [w:] Kultura ludowa Wielkopolski, t. III, J. Burszta (red.), Poznań 1967, Wydawnictwo Poznańskie, s. 439.
[19] zob. B. Michalakówna, Pożywienie, [w:] Kultura ludowa Wielkopolski, t. III, J. Burszta (red.), Poznań 1967, Wydawnictwo Poznańskie, s. 439.
[20] zob. J. Dydowiczowa, dz. cyt. S. 25.
[21] B. Michalakówna, dz. cyt., s. 438.
[21] B. Michalakówna, dz. cyt., s. 438.
[22] Tamże, s. 438-439.
[23] A. Brencz, dz. cyt., s. 64-65.
[24] Strona Internetowa Muzeum Krajny, dz. cyt.
[25] A. Jabłońska-Ważny, dz. cyt., s. 3.
[26]
zob. B. Andrzejczak , Obrzędy i obyczaje
doroczne w Kaliskiem, [w:] Literatura
ludowa, nr.1-2, Warszawa 1964,
Polskie Towarzystwo Ludoznawcze, s. 16.
[27] T.
Spychała, dz. cyt.
[28] Strona internetowa Muzeum Krajny, dz. cyt.
[29] zob. J. Dydowiczowa, dz. cyt., s. 30.
[30] zob. Strona Internetowa Muzeum Krajny, dz. cyt.
[31] zob. A.
Jabłońska-Ważny, dz. cyt., s. 3-4.
[32] zob. B.
Andrzejczak, dz. cyt. ,s. 16.
[33] A.
Brencz, dz. cyt., s. 78.
[34] Tamże, s.
52.
[35] J. Dydowiczowa, dz. cyt., s. 29.
[36] Tamże.
[37] K.
Skłodowska-Antonowicz, Doroczne obrzędy i
zwyczaje na Pałukach, „Ziemia” 1970, Wydawnictwo PTTK, s. 89-90.
[38] Strona
Internetowa Muzeum Krajny, dz. cyt.
[39] T.
Spychała, dz. cyt.
[40] zob. A.
Jabłońska-Ważny, dz. cyt., s. 4-5.
[41] Tamże.
[42] J. Dydowiczowa, dz. cyt., s. 29.
[43] zob.
A. Jabłońska-Ważny, dz. cyt., s. 4-5.
[44] Tamże.
[45] K.
Skłodowska-Anotnowicz, dz. cyt., s. 89.
[46] Strona
Internetowa Muzeum Krajny, dz. cyt.
[47] zob. A. Brencz, s. 47.
[48] tamże, s.
50.
[49] zob. B.
Andrzejczak , dz. cyt., s. 16.
[50] T.
Spychała, dz. cyt.
[51] zob. A.
Brencz, dz. cyt., s. 54
[52]
zob. Piątkowska Ignacja, Z życia ludu wiejskiego na ziemi kaliskiej,
"Kaliszanin” 1887, przedruk w „Wiśle”, t. III 1889.
[53]
T. Spychała, dz. cyt.
[54]
zob. B. Andrzejczak, dz. cyt., s. 16.
[55]A.
Jabońska-Ważny, dz. cyt., s. 4.
[56]
Tamże.
[57]
zob. K. Skłodowska-Antonowicz, dz. cyt., s. 88.
[58] zob.
Andrzejczak, dz. cyt., s. 16.
[59] A.
Jabońska-Ważny, dz. cyt., s. 4.
[60] A. Brencz,
dz. cyt., s. 49.
[61] Tamże, s.
50.
[63] T.
Spychała, dz. cyt.
[64] J. Dydowiczowa, dz. cyt., s. 30.
[65] Tamże.
[66] Tamże, s.
31.
[67] Tamże.
[68] A.
Jabońska-Ważny, dz. cyt., s. 4.
[69] E. Rodek, Kultura ludowa Krajny (stan na dnia
25.10.2017)
[70] T. Spychała,
dz. cyt.
[71] zob. J.
Dydowiczowa, dz. cyt., s. 32.
[72] Strona
Internetowa Muzeum Krajny, dz. cyt.
[73] J. Dydowiczowa,
dz. cyt., s. 34.
[74] Tamże, s.
26.
[75] zob. K.
Skłodowska-Antonowicz, dz. cyt., s.
88.
[76] J. Dydowiczowa, dz. cyt., s. 26
[77] E. Rodek, Kultura ludowa północnej Wielkopolski,
(stan na dnia 25.10.2017):
[78] zob. B.
Andrzejczak, dz. cyt., s. 16
[79] J. Dydowiczowa,
dz. cyt., s. 33.
[80] Tamże, s.
35.
[81] Strona
Internetowa Muzeum Krajny, dz. cyt.
[82]
E. Rodek, Kultura ludowa Krajny…
[83]
zob. B. Andrzejczak, dz. cyt., s. 16.
[84]
E. Rodek, Kultura ludowa Krajny…
[85] Strona
Internetowa Muzeum Krajny, dz. cyt.
[86]
zob. B. Andrzejczak, dz. cyt., s. 16.
[87]
ks. prof. J. Nowak, Dlaczego piszemy na
drzwiach C+M+B? (stan na dnia 26.10.2017):
[88] J. Dydowiczowa, dz. cyt., s. 35.
[89] E. Rodek, Kultura ludowa Krajny…
[90] Tamże.
[91] zob. J.
Dydowiczowa, dz. cyt.
[92] zob. M.
Eliade, Święty czas i mit wiecznego
rozpoczynania na nowo, [w:] ”Traktat o historii religii, Łódź 1993,
Wydawnictwo Opus.
[93] zob. Tamże.
[94] A. Brencz, dz. cyt., s. 89.
Bibliografia.
- Andrzejczak Barbara, Obrzędy i obyczaje doroczne w Kaliskiem, [w:] Literatura ludowa, nr.1-2, Warszawa 1964, Polskie Towarzystwo Ludoznawcze
- Brencz Andrzej, Wielkopolski Rok Obrzędowy. Tradycja i zmiana, Poznań 2006, Wydawnictwo Poznańskie.
- Dydowiczowa Janina, Zwyczaje i obrzędy doroczne, [w:] Kultura ludowa Wielkopolski, t. III, J. Burszta (red.), Poznań 1967, Wydawnictwo Poznańskie.
- Eliade Mircea, Święty czas i mit wiecznego rozpoczynania na nowo, [w:] ”Traktat o historii religii, Łódź 1993, Wydawnictwo Opus.
- Jabłońska-Ważny Anna, Zwyczaje i obrzędy doroczne, [w:] Zachować żywy głos tradycji, Kalisz 2007, Muzeum Okręgowe Ziemi Kaliskiej.
- Kolberg Oskar, Dzieła wszystkie. Kaliskie, t. XXIII, Kraków-Warszawa 1964, Polskie Wydawnictwo Muzyczne : Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza.
- Kukier Ryszard, Kultura ludowa mieszkańców Krajny Złotowskiej, [w:] Ziemia Złotowska, red. Wojciech Wrzesiński, Gdańsk 1969.
- Niedźwiecki Jan, Zarys wybranych zagadnień tradycyjnej kultury Krajniaków Złotowskich, „Koszalińskie Zeszyty Muzealne” 1973, nr 3.
- Piątkowska Ignacja, Z życia ludu wiejskiego na ziemi kaliskiej, "Kaliszanin” 1887, przedruk w „Wiśle”, t. III 1889.
- Skłodowska-Antonowicz Kalina, Doroczne obrzędy i zwyczaje na Pałukach, „Ziemia” 1970, Wydawnictwo PTTK.
- Wyrwa Andrzej (red.), Studia i materiały do dziejów Pałuk, Tom V. Współczesne środowisko naturalne, osadnictwo, folklor Pałuk, Poznań 2003, Wydawnictwo Naukowe Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza.
Źródła internetowe:
I. Dialektologia Polska:
- Kultura Ludowa Krainy: http://www.dialektologia.uw.edu.pl/index.php?l1=opis-dialektow&l2=dialekt-wielkopolski&l3=krajna&l4=krajna-kultura
- Kultura Ludowa Południowej Wielkopolski: http://www.dialektologia.uw.edu.pl/index.php?l1=opis-dialektow&l2=dialekt-wielkopolski&l3=wielkopolska-poludniowa&l4=wielkopolska-pld-kultura
- Kultura Ludowa Północnej Wielkopolski: http://www.dialektologia.uw.edu.pl/index.php?l1=opis-dialektow&l2=dialekt-wielkopolski&l3=wielkopolska-polnocna&l4=wielkopolska-pn-kultura
- Kultura Ludowa Wschodniej Wielkopolski: http://www.dialektologia.uw.edu.pl/index.php?l1=opis-dialektow&l2=dialekt-wielkopolski&l3=wielkopolska-wschodnia&l4=wielkopolska-wsch-kultura
II. Krajna. Historia- Etnografia- Folklor: http://pokazywarka.pl/folklor-krajna/
III. ks. prof. Jacek Nowak, Dlaczego piszemy na drzwiach C+M+B?
IV.
Zwyczaje krajeńskie:
http://sikora.edomena.pl/muzeumkrajny.eu/content.php?kat=3&mod=new
V. Malinowski Leon (tłum.), Co się jadło na dziady?
Źródła
ilustracji:
1.
Gwiazdor i
Gwiazdka:
2.
Dziewanna
Gromnicza:
3.
Św. Szczepan:
4.
Zabawki
obrzędowe z Pałuk: Południca i Śmierć:
K. Skłodowska-Antonowicz,
Doroczne obrzędy i zwyczaje na Pałukach,
„Ziemia” 1970, Wydawnictwo PTTK, s. 89.
5. Trzej Królowie:
https://pl.wikipedia.org/wiki/Trzej_Kr%C3%B3lowie#/media/File:The_visit_of_the_wise-men.jpg
Pozostałe fotografie wykorzystane w artykule autorstwa autorki.