niedziela, 2 grudnia 2018

Uzupełnienie do: magii i medcyny ludowej.



Andrzejki co prawda za nami, ale z niewielkim opóźnieniem  pozwoliliśmy sobie na przedstawienie materiałów związanych zarówno z ludową magią, jak i medycyną, które nie były u nas wcześniej publikowane. Materiał posiadać będzie charakter zbioru wybranych fragmentów z literatury poświęconej temu tematowi, głównie tomu VII "Dzieł Wszystkich" Oskara Kolberga, lecz nie tylko.



Galeria wielkopolsko wschodnich znachorów, czarownic, szarlatanów.





Scena rodzajowa: proces czarownicy.


            W tej części dodatku przedstawiamy zbiór doniesień (głównie odnotowanych przez O. Kolberga), dotyczących postaci osób, które w granicach regionu znane miały być z tego, iż podejmowały się praktyk magicznych.
Pierwsze przykłady pochodzić będą z okolic Kalisza:
Stare miasta, a szczególnie ich przedmieścia mają to do siebie, że tam właśnie najchętniej zamieszkują różne ciemne elementy – czarownice, wiedźmy, znachorzy, gangsterzy i inne ciemne typy płci obojga. Tam czują się oni najbezpieczniej operując zazwyczaj wieczorem lub nocą, jak ćmy czy nietoperze polujące na żer.
            Tak było dawniej i w Kaliszu, gdzie wiele przedmieść nie cieszyło się zbyt dobrą opinią: Chmielnik, Ogrody, Wydory, Tyniec… Na tych właśnie przedmieściach zadomowiły się czarownice, wiedźmy i znachorzy. Była ich tam cała plejada, ale wśród nich dwójka zasługuje na specjalną uwagę.
            Był więc niejaki Pawełczyk. Jedni mieli go za szarlatana, inni za cudotwórcę. Chodził w czarnej pelerynie i kapeluszu z tak wielkim rondem, że opadało mu ono prawie na barki. Miał długie krzaczaste bri, zrośnięte nad nosem i przenikliwe spojrzenie. Było w nim coś demonicznego. Miał opinię znachora-cudotwórcy od czasu, kiedy to wyleczył synka wicegubernatora kaliskiego jeszcze w okresie zaboru. Tytułowano go profesorem, gdyż opowiadał wszem i wobec, że studiował w Sorbonie, ale tak naprawdę to miał trudności w napisaniu poprawnie jednego zdania. Popularność zdobywał po części po tym, że wchodząc do karczmy już od progu krzyczał: - Stawiam kolejkę dla wszystkich! Na co odpowiadano mu chórem: - Sto lat dla profesora! Między ludźmi krążyła nawet wersja, iż miał on spółkę z diabłem, bo pieniądze sypał garściami i ponoć nigdy mu nie ubywało z kieszeni. Pawełczyk leczył ziołami. Opowiadał, że zbiera je nocą nad brzegami jezior otoczonych bagnami, a wskazują mu je chochliki. Są to światełka dusz krążące nad bagnami. Te rośliny nad którymi chochlik zgaśnie, nadają się do leczenia. Sąsiedzi Pawełczyka twierdzili natomiast, że był on w kontakcie z jednym z farmaceutów kaliskich, który dostarczał mu zioła, uczył objawów chorób i sposób leczenia.
            Znachorka Rakowa  z Chmielnika nazywana była czarownicą i wiedźmą, ponieważ – poza leczeniem – potrafiła podobno zadawać choroby: pokręcenie, ślepotę i różę. Charakterystyczna to była postać. Liczyła sobie ponad 80 lat. Zgarbiona w pałąk, z haczykowatym nosem sięgającym brody i twarzą tak pomarszczoną, że trudno się było w niej dopatrzeć jakichkolwiek rysów,. Miała maleńkie świdrujące oczy, a na głowie – jak wówczas mawiano – kołtuny, które przykrywała czepcem wiązanym na tasiemki pod szyją. Mieszkała na facjacie z małym okienkiem, wspartej na dwóch filarach jak na kurzych nóżkach, ozdobnej różnymi ornamentami budką koguta na szczycie. Domek był równie stary jak ona i jakby stworzony dla czarownic.
            Sława jej sięgała znacznie dalej niż Pawełczyka czy innych pokrętnych znachorów. Do niej zjeżdżały kolasy czy bryki, obładowane bagażami, wyściełane grubo sianem, z chorymi aż z Gdańska, Bydgoszczy czy Opola. Chorzy zafascynowani jej sławą nie zrażali się uwagami sąsiadów, że to zwykła starucha, która nic nie potrafi, czego dowodem śmierć młodych ludzi z jej podwórka. Rakowa leczyła w zasadzie wszystkie choroby, ale jej domeną były panujące wówczas wszechwładne suchoty. Jeden wyleczony człowiek robił jej więcej reklamy, niż dziesięciu innych zmarłych – niesławy. Rakową podejrzewano również, że bierze udział w zlotach czarownic na Majkowskiej Górce przy skrzyżowaniu dróg Stawiszyńskiej z Żołnierską. Tam ponoć w pierwszą noc każdego kwartału przy największej wichurze i deszczu odbywały się zloty czarownic[1].
W Wydzierzewicach (pod Kostrzynem): żył chłop Cymbałek będący dochtorem czyli Mądrym. Wezwany do starca cierpiącego na reumatyzm, stanął przed nim i wpatrując się w chorego, wymawiał drżącym głosem rozmaite tajemnicze zaklęcia w znanych i nieznanych językach, trzymając w lewej ręce sierp poziomo, a prawą wodząc po jego ostrzu:
„Uciekajci Wiatry, Poświsty, Cugi, przez moc Boską i dopomóc wszystkich świętych i Twoją matko Boska, Gwiazdo najjaśniejsza, Perło Uryjańska, Sankta Maria”!
Następnie ręce drzeć mu poczęły i sam się zaczął chwiać na nogach, odrzucił sierp, dostał jakby przerażającej czkawki, wreszcie pochyliwszy się upadła na wznak na ziemię, uderzył głową o podłogę, i piania mu się z ust toczyła a oczy stanęły kołem. – Kiedy go ten paroxyzm ominął, wstał powoli, ujął się w boki, a czując się bardzo osłabionym, wziął do ust parę kropli wódki i usiadł pod oknem. Po chwili odpoczynku powtórzył spokojniej już, aby chory wystrzegał się wszystkich Wiatrów, Poświstów i Cugów (przeciągów powietrza) które się tu koło domu uwijają. Wyrzekłszy te słowa, zakrzyknął nagle: oh, oh! – schwycił się lewą ręką za prawe ramię i z twarzą przez boleść skurczoną, zwrócił się ku choremu oświadczając, że więcej powiedzieć mu nie wolno, bo właśnie dostał ostrzeżenie[2].
W Imiłkach pod Kłeckiem (p. Gniezno): była nawiedzona nazwiskiem Koteraska vel Wargulina, która leczyła i była uważana za magnetyzerkę. Wezwana do sądu, oświadczyła, że nie używa żadnych innych leków prócz poruszenia rąk. Chorego na reumatyzm w krzyżu, leczyła przez dotykanie palcami pleców i ramion jego, następnie, gdy wniesiono wannę z przyrządzoną dla pacjenta kąpielą, przebierała również rękami, różne po wodzie robiąc figury, gdy czuje w czubkach (końcach palców) pewien ciężar, pewną wagę, - gdy zaś są lekkie, nie przystępuje wcale do leczenia[3].
Czeszewo pod Gołańczą: Pojechała do dochtórki kobieta z chorym mężem, i wlokła się z nim mil 8, aż pod Wągrowiec. Jak jeno przybyli tak ta kulawa Maryna (imię owej dochtórki) co wiele lekowała, zobaczywszy chorego, skrzywiła się, zażegnała go w imię Jezusa, Maryi i wszystkich świętych, obejrzała go na wszystkie strony, wreszcie kazała obojgu iść spać do stodoły. O północy przyszła do nich dochtórka, obudziła ich i krzyknąwszy przeraźliwie (tak: że jakby głos jej gdzieś strasznie aż z pod boru pochodził): Hej, mam cię! – złapała chłopa za nogę, trząchnęła nią gwałtownie, i szybko palcem przebiegając po jego ciele aż do samej głowy: tu stój! Zawołała – i odeszła. Potem już gdy chłop z babą mieli już odchodzić, czapkę mu włożyła na głowę, i bez 4 niedziele (tygodnie) kazała mu w domu leżeć i tej czapki nie zdejmować, bo tam kołtun się zawijał.
Powiadano, że podczas gdy byli oboje w stodole, owa dochtórka, jako nawiedzona, przeczuwając (jak zawsze) że chtóś chory już znów do niej jedzie, czuła to i teraz, i coś nią rzucało, świgało, coś w niej rozkręcało, coś rzechotało, że aż upadłszy na łóżko, na niem się wiła. Miał to bydź jakiś zły duch co w niej siedział, i o tem wszystkiem wiedział. Wszakże mimo tego, Nawiedzona owa nie cierpiała diabłów (tj. gorszych jeszcze duchów); a i oni też od niej stronili, umykali, lubo na wezwanie jej służyli jak psy[4].

Czeszewo: Blisko Łobżenicy zachorowawszy młoda kobieta po połogu umarła. Brat jej rozchorował się na zajątrz po jej śmierci i to tak mocno, że się w dzień jej pogrzebu aż w łóżko położyć musiał. Przed śmiercią atoli młodej kobiety wezwano do niej księdza, który po wysłuchaniu jej spowiedzi, był w godzinę potem świadkiem jej zgonu. Wtedy kobieta jakaś szepnęła księdzu z boku, iż nieboszczka umarła z tego, że jej zadała (czary) pewna baba Bartkowa, którą oskarżała o ciotowanie, i że druga baba zwana kulawą Maryną przyszła tu właśnie z sąsiedniej wsi (gdzie była w gościnie), aby urok ten zdjąć z zmarłej. Ksiądz począł rzez tę śledzić i wziął ową babę na indagację; oddano mu wreszcie zawiniątko, które baba owa z sobą przyniosła. Rozwinąwszy je, znalazł w niem: tasiemkę biała pokrajaną w drobną sieczkę i zmieszaną z wymiotami ludzkiemi; miało to służyć (użyte z wodą jako lekarstwo) do odczynienia zadanego uroku, tak tej młodej kobiecie po śmierci przez skropienie tem jej twarzy, jak i choremu jej bratu przez wypicie pozostałego płynu. Badając rzecz bliżej, dowiedział się ksiądz, że ową tasiemkę używała była nieboszczka za przepaskę a później za podwiązkę do pończochy, wymioty zaś w samym grobu zrzucił brat ów chory, który siedząc przy ciele siostry i przyjmując gości na puste noce, opił się jak i drudzy goście gorzałą (do której nawet rzadko kiedy dostają chleba na przekąskę), co go rozmarzyło i znudziło[5].
W Karminie pod Pleszewem: dwa ważne zaszły wypadki. Naprzód znaleziono tu węgiel kamienny, prace przedsięwzięto i już  się ze świdrem zapuszczano dość głęboko. Drugiem zjawiskiem jest jasnowidząca którą rząd rosyjski wypędził za szarlataneryję z Królestwa. Uważała, że wpada w konwulsje, wśród których leczyła zwykle bardzo licznie i z dalekich stron przybyłych, przybyłych chorych biorąc od każdego po złotemu. Leczyła pospolicie róznemi ziołami lub też psiem, kociem, niedźwiedziem i lwiem sadłem. Kilka tygodni udawało jej się po przybyciu z Królestwa leczyć z dobrem dla siebie powodzeniem, do czego głównie przyczyniło się to, że klienci jej puścili pogłoskę, jakoby-to ona wynalazła węgiel w Karminie, toteż nawet doktor pewien swe schorzałe dzieci tam posłał[6].
Zapis z 1761 r. z aktów sądu w Kiszkowie, dot. Posiadłości między Gorzuchowem (Gorzuchami,) a Wilkowyją: Najświętsze Sakramenta po kościołach kradły, na proszki paliły, po różnych chlewach i miejscach nieuczciwych siekły, krew Przenajświętszą z komunikantów, raz na okup ludzkiego plemienia przez Zbawiciela świętą wylaną, drugi raz toczyły, różne Inkantacyje i czary z proszków kobylich łbów, żmijów, wężów, i wilczej łapy którą w Zakrzewie z zabitego wilka urznęły, palonych na wyniszczenie ludzi i bydła czyniły i po różnych miejscach zakapowały i zakładały i inne niegodziwe akcje z obrazą majestatu Boskiego szkodzi ludzkiemu i dobytkom ich, bezbożnie czyniły i spełniły[7].


Jak rozpoznać czarownicę i zabezpieczać się przed jej urokami?



 Sabat czarownic.


W okolicach Kórnika wierzono, że jeśli zmusi się czarownicę do wypowiedzenia słów: „Boże Narodzenie”, to wówczas nie będzie ona mogła komuś zaszkodzić. We wsi Dębicz pod Środą: Ciota wszystko wie; ale jak kto wspomni o Bożem Narodzeniu które było w Sobotę na początku świata, to ona wtenczas już nic nie we” E. Kierski mówi: Gdy wymawiają wyraz czarownica, dodają zawsze Boże Narodzenie było! (wymieniają dzień w którym ostatniego roku było),bo sądzą że za wymówieniem tych słów, całą moc czarownicy zniweczą[8].
Ponadto istniało przekonanie, że czarny kot (nazywany „ciotą”), gdy napotka ropuchę, to ją liże niby powinowatą[9].
W Czeszewie pod Gołańczą aby dowiedzieć sie kto urok rzucił: kupuje się nowy garnek, i w nim gotuje się kołtuny z włosów chorego lub coś co od choroby pochodzi, tak długo, dopóki ciota co zadała, nie wejdzie do izby gdzie się to robi, gdyż ciota taka wysiedzieć wówczas u siebie w domu nie może, i przyjść musi jakoby na wezwanie[10].
Kępno, Baranów: gdy krowy mleko tracą przez cioty, skutecznym ma być do odczynienia następujący sposób: Wbijają w kierzynkę (naczynie z drewna do robienia masła), i tak wysoko jak się w nią mleko wlewa, trzy kołki z Kłokoczyny, odchodząc od kierzynki tyłem i licząc na wspak kroki, to jest: 10,9,8,7 i tak dalej aż do jednego. W tem miejscu stanąwszy strzelić trzeba z flinty, a jeżeli strzał trafi w kołki, ciotka która urzekła krowy, dostanie ten postrzał i krowom odbierać mleka już nie będzie mógł[11].
Kępno, Byczyna: Trzeba o północy wziąć deskę z trumny, w której była dziura od sęka. Rzez tę dziurę patrząc podczas procesyji Bożego Ciała, można każdą czarownicę rozpoznać Ostrzeszów. Dostrzegłszy która ciota urok rzuciła, trzeba starać się dostać jakikolwiek przedmiot od niej, choćby kawałek szmaty z jej ubrania, a posypawszy święconego ziela na węgle, obwinąć dziewięć ziarenek jęczmienia z rana koszonego w ową szmatkę i tę na popiół spalić. Czarownica przez to na dziewięć lat straci swoją całą wiedzę szatańską, a wszystkie jej uroki zniszczone zostaną[12].

Skoro wiemy już jak na terenach Regionu starano się zdemaskować czarownice, warto teraz przyjrzeć się temu, jak starano się zapobiegać rzucaniu przez czarownice uroków, bądź jak się ich pozbywać.
Powidz: w dniu Zielonych Świątek, zbierają czarownice po łąkach rosę (przed wschodem słońca), która im się potem w mleko zamienia[13].
Mogilno: Gdy masło nie chce się dobrze wyrobić, wrzucają w śmietanę wodę z węglem, żeby odczynić przyrok zadany nabiałowi. Na to trzeba flaszę (lub garnek) mleka przetargować, i gdy go kto chce kupić, targować się z nim lecz nie sprzedawać, i nie sprzedawszy przynieść do domu[14].
Ostrzeszów: (przeciw złemu spojrzeniu) najlepiej jest przed wyjściem z domu, krajem (brzegiem) koszuli twarz sobie otrzeć; a gdyby przez zaniedbanie tej ostrożności urok złych oczu kogo dotknął, niech wszystkie zamki w domu wodą obmyje i tę samą wodą zmyje głowę[15].
Szematów k. Gniezna: Chcąc się uchronić od przyroku, trzeba wprzód na paznokcie spojrzeć; a jeżeli już przyrok nastąpił, grochowiny w pomyjach umaczać, i temi miejsca przytroczone zmyć[16].
Czeszewo pod Gołańczą: Ból głowy będący skutkiem przyroku zadanego przez złe spojrzenie, leczą w ten sposób: Zmywa się głowę tj. czoło i twarz, wodą w której się uwarzyło ziele zwane czyściec v. ziele czyścowe. Woda ta jest brunatnego koloru; i jeżeli pływają po niej drobne czerniawe szmateczki, ma to być przyrok, który został zmyty[17].

Z zebranych przez siebie wiadomości, zaczerpniętych od informatorów, przytoczyć możemy także następującą relację pochodzącą z okolic Bud Liskowskich:
Do dziś mieszka tu pewna rodzina. I być może żyje jeszcze senior rodu. Szukaliśmy na tej wsi informacji o miejscu pochówku kilku niemieckich żołnierzy. Niestety senior nie umiał nam dokładnie wskazać tej mogiły. Przy papierosku opowiedział nam ta historię. Jego dziadkowie kupili to gospodarstwo jeszcze przed za cara. Rodzina dziwnym trafem nie miała szczęścia do domowych zwierząt . Każde nowozakupione zwierzę szybko chorowało. Co dziwne zwierzęta które urodziły się już w gospodarstwie były zdrowe. Weterynarz był drogi ale też sam nie potrafił postawić trafnej diagnozy, a co za tym idzie skutecznie leczyć. Chorowały owce, konie , krowy ale tylko te, które rodzina zakupiła. Zrozpaczona i zrezygnowana rodzina postanowiła sprowadzić jak to kiedyś bywało babcie zielarkę. Ta za dwie kury i koszyczek jaj zgodziła się pomóc. Długo chodziła w koło zagrody coś tam mamrotała czyniła jakieś znaki itp. W końcu stwierdziła, że ktoś kiedyś rzucił tu klątwę. Ona nie może jej zdjąć ale pokazała palcem miejsce w głównej bramie że tutaj jest zakopana kość, przez którą chorują zwierzęta. Każde zwierzę, które przejdzie nad tym miejscem będzie chorowało. Jedynym sposobem, by tego uniknąć to wprowadzać zwierzęta od strony stodoły. Może Pani nie uwierzyć ta rodzina, mimo że już zwierząt nie hoduje przez 3 pokolenia każde zakupione zwierzę wprowadzała do obory, czy stajni od tylu podwórka. Problem z chorobami się skończył. Ta kość według babci przeklęta nadal jest zakopana w tej bramie. Rodzinę korciło by ją wykopać ale babcia stanowczo zabroniła strasząc , że wtedy będzie jeszcze gorzej.
            Ponadto: jak wynika z przeprowadzanych przez nas badań terenowych, ciekawą może okazać się informacja zasłyszana od jednego z informatorów, swego czasu pracującego jaki listonosz w kaliskim Szczypiornie. To tam uwidaczniać się miało tabu, dotyczące imienia nadawanemu nowonarodzonemu dziecku. Gdy nasz informator, odwiedzając jedno z mieszkańców, zapytał o imię noworodka zapanowała niezręczna cisza. Wyjaśnienie tej sytuacji przyszło z czasem, przy okazji kolejnej wizyty, gdy babcia dziecka zwróciła się do niego słowy:” Oszalał pan? Pytać się o imię dziecka, zanim zostanie ochrzczone?”.
Odwołuje się to, do opisywanego przez nas w temacie dotyczącemu ciąży i wczesnego dzieciństwa w kulturze chłopskiej, przeświadczenia o ochronie prawdziwego imienia, tabu z tą kwestią związanego.
            Inny informator przytoczył przykład pochodzącej z okolic Pleszewa „zachmanki”, którą wzywano m.nin. w sytuacjach, gdy rzucono urok na trzodę chlewną. Kobieta ta odczyniając uroki, miała stawać w każdym z kątów chlewni, i odmawiać modlitwę, połączoną z formułami magicznymi, których celem było zdjęcie uroku.


Wybrane przykłady praktyk magicznych.



 Sporządzanie lekarstw w medycynie ludowej.


 Kobylin (na pozbycie się niechcianego męża): kobieta kupowała od grabarza umarłych łopatę, którą ten przynajmniej kilkanaście już grobów wykopał, a odłamawszy od niej trzonek kładła go pod poduszkę męża, który na skutek tej manipulacyji miał naprzód opadać na siłach, dalej schnąć powoli, nareszcie w krótkim przeciągu czasu umierać. Gdy mężowi zwykle to nic nie szkodziło , bo po ciężkiej pracy położywszy się spać, ani czuł że miał pod poduszką łopatę, i żył sobie zdrowo i czerstwo na przekór żonie lat jeszcze kilka lub kilkanaście[18].

Palec szubienicznika zatrwożył bardzo w 1658 roku mieszkańców Kobylina, i sławetny urząd burmistrzowski. Akta miejskie opowiadają tak o te zdarzeniu: „Roku Pańskiego 1658 podczas żniw idąc Pani Piotrowa mieszczka po małżonka swego na gospodę do Pani Szotki z trafunku nadepnęła noga mieszeczek (woreczek) z czarnego aksamitu, w którym był palec wielki człowieczy przy nim igiełek trzy bez obu końców, tylko środki[19]à patrz „ręka chwały” (wyjaśnialiśmy tenże wątek w dziale „Ziemiaństwo”, w temacie poświęconym dzieciństwu).

W okolicach Trzemeszna wierzono, że w sytuacji gdy  ryb w danym momencie, w wodach jeziora jest mało istnieją rybacy, którzy potrafią zakląć ryby tak aby ich nikt nie złowił, dopóty nie wydarzą na świat potomstwa. Lecz gdyby  znalazł się kto taki śmiały, kto by w noc poszedł do kostnicy i nabrał kości ludzkich, i utłukłszy je na proch nabił nimi flintę, a następnie wyjechawszy czółnem o północy nad jezioro wystrzelił: wówczas nastały by obfite połowy ryb. Po wystrzeleniu zawrzałoby całe jezioro, huk stałby się wieki, kłęby pary szły by – jednak osoba, która odważyłaby się wystrzelić wówczas z flinty, mimo wszystko powinna zachować spokój gdyż niż złego by się jej nie stało [20].

Recepty” zaczerpnięte z vademecum medycyny ludowej.



Poród na krześle porodowym.
 


Choroby dzieci:

Samostrzel: Od wielkiej choroby, należy zawiesić koszulkę chorego dziecka na Bożej męce (krzyżu).
Miłosław: Na wrzody, osypkę – Dziecko, wsadzić na łopatę jak bułkę od chleba i do pieca wsunąć, a gdy ono się tam rozgrzeje, wysunąć i będzie zdrowe[21].

Kępno, Byczyna: (gdy dziecko zauroczone płacze z powodu bólu głowy):

Trzy węgielki w wodę kładź
Trzykroć głowę zmocz dziecięciu,
I nad dymem rózg dziewięciu
Dziewie razy kadź[22].

Choroby Kobiece:

Kępno, Baranów: Upławy krwi leczą także winem grzanem (tj. wódką czerowno zafarbowaną (Kępno, Baranów)[23].


Choroby dorosłych.

 Samostrzel: Opadanie z sił, bez określonej choroby nazywa się zgubić miarę. Doktórka winna uprząść nitkę lnianą nie mówiąc ani słowa przy robocie. Chory kładzie się na ziemię krzyżem. Wten czas mierzy go ona od czubka głowy do pięty raz, od serdecznego palca jednego do  drugiego, raz drugi. (czasem powtarza to trzykroć). Jeżeli te dwie miary nie są równej długości, wtenczas doktórka spali nitkę i popiołek od niej da wypić choremu na łyżce wody; samego zaś pacjenta posypie lnianem siemieniem, które zebrawszy zasiać winien w dóniczkę. Jeżeli ten wzejdzie, to chory wyzdrowieje[24].

Czeszewo: Na ból zębów, i inne boleści. Okadzanie się zielem tysiącznika[25].

Samostrzel: Dla zapobieżenia bólowi głowy, i w ogóle, nie jest dobrze przeglądać się w zwierciadło w Wielki Piątek. I to dlatego zasłaniają w ten dzień zwierciadła[26].

Gniezno: Ból oczu, przy zażegnaniu zdejmuje sierp[27].

Czeszewo: Kiedy kto, dobry zresztą wzrok mając, nie widzi już wcale nic po zachodzie słońca (choćby nawet przy świetle księżyca) mówią:  taki człowiek ma kurzy patrz[28].

Samostrzel: Na zaprószenie oczu wylizać językiem pod powiekę. Albo też: trzymać za rzęsy i spluwać, a proch, (pyl) wypadnie[29].

Dębicz: Na ból gardła gotuj szałwiję: w ten leją octu i trochę miodu – i płuczą tem gardło[30].

Na kaszel i duszność. Żywokost z łąk gotują[31].

Kotlin: Na żółtaczkę. Chorzy  chcą się przeglądać w kościelnej patenie, wierząc, że kolor złoty patyny uświęcony przez Sakrament, daje zdrowie[32].

Samostrzel: Do wypędzenia róży służy formułka. Odmawiają pacierz wspak, to jest zaczynając od Wierzę w Boga, a skończywszy na Ojcze Nasz[33].


Metody na febrę:

Dębicz: dają winno (wino) z oliwą, - albo: tłuste[34].

Miłosław: Trzeba róg szwu u dołu od koszuli (t. miejsce czyli róg, gdzie są dwa szwy z sobą schodzą się pod kontem) uciąć od tej koszuli, spalić na popiół i ten popiół wsypać do kieliszka od wódki. Chory wypić ma tę wódkę duszkiem i zaraz potem iść do gościńca na taniec do upadłego[35].

Targoszyce: Jeden chory na febrę, któro doktorzy do zdrowia doprowadzić nie mogli, udał się za poradą przyjaciela, o kilka mil do Mądrej pod Dobrzycą. Gdy szedł, spotkał w drodze tę kobietę; ta zaś ujrzawszy go przystanęła i powiada: „Stój! Wiem, że do mnie idziesz po zdrowie, otóż chodź!” Jemu się już lepiej zrobiło, jak ją zadała ujrzał. Wziąwszy go do swego domu, zażegnała go, robiła nad nim znaki sierpem i mówiła:

W imię Ojca i Syna i Ducha Św nie męcz, nie trzęś, nie ograżąj, idź na lasy, na bory, na wody zimne, na pieruny gorące, z pomocą Boską, z Matką Boską, ze wszystkimi Świętemi i z Aniołami Bożemi! Itd[36].


Samostrzel: Widząc kogo we wielkiej-chorobie zapobiega się dostaniu tejże, ukłuciem lub ugryzieniem w serdeczny palec. Następnie smarują to niekiedy olejem[37].

Dębicz: Na oberwanie. „Jaksie kto oberwie, to utremy (utrzemy) kamyszek czarny (bezoar, niedokwas żelaza) na donicy lub na misce białej (bo na zielonej nie chce puszczać), na której mleka ździebko wlane. Potem cochrze (trze) się to mocno, i zrobi się to mliko czerwoniuśkie jak krew, a wtedy się sleje (zleje) w garnuszek pół-kwadratowy, zagotuje się, wleje się na to masła albo smalcu, albo tłustego i da się wypić choremu. Daje się zwykle trzy razy po półkwadratowym garnku. Tłuste, jest to pomieszane masło z tem mlekiem i kamyszkiem; kupuje się ten „kamyszek na oberwanie” w aptece, ale skuteczniej on jest, gdy się go znajdzie na polu, choć to jest podstrudno (trudno). Zamiast masła, może służyć smalec, albo jaźwi tłuszcz (z borsuka)albo sadło. Zamiast mleka można użyć piwa. Jak się łatwo (r)ozpuści, to pomoże, a jak trudno, to nie pomoże[38].

Środa Wielkopolska: Na oberwanie. Daje się także oliwę z cukrem i żółtkiem od jaja, ubite w szklance – po łyżce na raz[39].

Kotlin: Na wilczą-kość (narośl twardą). Należy miejsce chore nacierać leszczyną (tj. kilku laseczkami z gałązek, lecz z korą) ułamanych w czasie ubywania księżyca[40].

Gniezno: Narośl u ludzi zwą wilczym-mięsem. Mięso takie wygryźć i wyleczyć jedynie może człowiek, który jadł w życiu swem wilka[41].

Ile jest brodawek (kurzych) na ręku, tyle ziarenek grochu trzeba w studnię wrzucić, nie zaglądając i odskakując od niej nim ziarno w wodę wpadnie[42].

Albo: wiechciem z buta, koniecznie na rosie na łące znalezionego, brodawki potrzeć, i przez głowę but przerzucić, również się nie oglądając[43].


Zwierzęce choroby.

Od Gniezna, Mogilna: Koniom chorym ogon sznurkiem przy chrypcie mocno wiążą; myszki wygryzają[44].

Pałuki: Gdy świnia ma kołowaciznę (dostanie kołowrotu), wówczas winien ją obrócić w przeciwną stronę, człowiek taki, który nigdy poprzednio tej choroby nie widział, a kołowacizna ustanie[45].

Gniezno: Owczarze zakopują kołowroty (owce kołowate) żywo w ziemię, lub szkielety ich przenoszą na inne granice (tj. do wsi innych) mianowicie pod próg owczarni (Gniezno)[46].

W czasie epidemii owczej, stułą kościelną owce pocierają i święcą kredą mur owczarni wokoło rysują[47].

Kobit do owczarni (zwłaszcza gdy owce chore), nie wpuszczają (Gniezno)[48].


[1] Tradycje gawędziarskie robotniczego Kalisza. Sprawozdanie z II Kaliskiego Konkursu Folklorystycznego. Urząd Miejski w Kaliszu. Wydział Kultury i Sztuki 1984, s. 7-8.
[2] Tamże, s. 146.
[3] Tamże, s. 147.
[4] Tamże, s. 148.
[5] Tamże, s. 149.
[6] Tamże, s. 149.
[7] Tamże, s. 246-247.
[8]  Tamże, s. 100 (przypisy).
[9] Tamże, s. 104.
[10] Tamże, s. 112.
[11] Tamże, s. 114.
[12] Tamże, s. 115-116.
[13] Tamże, s. 112-113.
[14] Tamże, s. 113.
[15] Tamże, s. 115.
[16] Tamże, s. 116.
[17] Tamże.
[18] Tamże, s. 272.
[19] Tamże, s. 272-273.
[20] Oskar Kolberg, Dzieła Wszystkie, T. VII, s. 54.
[21] Tamże, s. 153.
[22] Tamże.
[23] Tamże, s. 154.
[24] Tamże, s. 155.
[25] Tamże, s. 156.
[26] Tamże.
[27] Tamże.
[28] Tamże.
[29] Tamże.
[30] Tamże.
[31] Tamże.
[32] Tamże, s. 157.
[33] Tamże.
[34] Tamże.
[35] Tamże.
[36] Tamże, s. 158.
[37] Tamże.
[38] Tamże, s. 159.
[39] Tamże.
[40] Tamże, s. 160.
[41] Tamże.
[42] Tamże.
[43] Tamże.
[44] Tamże, s. 164.
[45] Tamże.
[46] Tamże.
[47] Tamże.
[48] Tamże.


Bibliografia.

1. Tradycje gawędziarskie robotniczego Kalisza. Sprawozdanie z II Kaliskiego Konkursu Folklorystycznego. Urząd Miejski w Kaliszu. Wydział Kultury i Sztuki 1984
 2. Oskar Kolberg, Dzieła Wszystkie, T. VII


Spis ilustracji.  


1.       Scena rodzajowa: proces czarownicy:
2.       Sabat czarownic:
3.       Sporządzanie lekarstw w medycynie ludowej:
4.       Krzesło porodwe: