Odsłona dzisiejszego „odcinka”, naszego
portalowego „Archiwum X”, będzie miała nieco nietypowy charakter. Zazwyczaj
staramy się tutaj przedstawić ciekawostki, oraz niewyjaśnione motywy z
historii, oraz kultury naszego Regionu, związane bezpośrednio z daną
miejscowością, bądź wsią. Od dłuższego czasu autorka niniejszego zestawienia,
zdecydowała się poświęcić trochę miejsca, omówieniu sprawom kryminalnym
związanym ze wschodnią częścią Wielkopolski.
Materiału, którego udało się zebrać jest
sporo… a i tak, gdyby bardziej zagłębić się w prezentowany temat, spraw tego
typu znalazłoby się więcej. W historii każdego powiatu znajdzie się bez
wątpienia wiele mrocznych historii, które warto było by tutaj zamieścić –
jednakże, aby to uczynić potrzebowalibyśmy znacznie więcej miejsca. Ba! Można
by opublikować, poświęconą temu tematowi dość obszerną publikację!
Jednakże biorąc pod uwagę: charakter
tego portalu, i fakt iż nie jest on
poświęcony w całości zagadkom kryminalnym;
a nawet nie jesteśmy pewni, jak bardzo tematyka ta jest w stanie
zaciekawić naszych czytelników – postanowiliśmy zaprezentować jedynie wybrane
przypadki z kryminalnych annałów historii naszego Regionu. Zdajemy sobie sprawę
z faktu, iż stanowią one zaledwie ułamek mrocznych spraw, które rozegrały się
na naszych ziemiach, w wyniku czego wiele intrygujących spraw będzie przez nas
przemilczanych. Jeśli jednak materiał
cieszyć się będzie dużym zainteresowaniem, podejmiemy decyzję o jego
kontynuacji w najbliższych miesiącach.
Przez wzgląd na fakt, iż dokonany przez
nas dobór materiałów okazał się i tak dość obszerny: postanowiliśmy podzielić
go na dwie części. W pierwszej z nich, publikowanej dzisiaj skupimy się na
sprawach znacznie odleglejszych w czasach, rozgrywających się w czasach II RP.
Materiał zawarty w tej części artykułu opierać się będzie w dużej mierze na
cytatach ze źródeł, na które postanowiliśmy się powołać – a które swoją treść
czerpały z archiwalnych artykułów prasowych ze wspomnianego okresu.
Druga część serii kryminalnej, która
ukaże się w niedalekiej przyszłości, przedstawi naszym czytelnikom sprawy
bardziej współczesne, dotyczące bowiem okresu mającego miejsce po zakończeniu
II Wojny Światowej. Skupimy się wówczas na przedstawieniu, i omówieniu sylwetek
najbardziej znanych zbrodniarzy, oraz związanych z nimi spraw kryminalnych.
Materiały prezentowane przez nas
poniżej, zostają opublikowane na naszej stronie wyłącznie w charakterze: pro publico bono.
Vabank po wielkopolsku, czyli poczet gangsterów
kaliskich.
Przenieśmy
się w czasie do dwudziestolecia międzywojennego – czasu kojarzonego
współcześnie z barwnym życiem towarzyskim wyższych sfer… a także historiami
związanymi z ówczesnym półświatkiem przestępczym. Swoją podróż rozpocznijmy od
Kalisza…
A jeśli już o gangsterach mowa, i mamy przenieść się w klimat opowieści o
nich, to w pierwszej kolejności warto wspomnieć o postaci polskiego Al’a
Capone”, czyli Józefa Pachołka. Nasz
pierwszy bohater urodził się w Słuszkowie (parafia Kościelec) 26 lutego 1890
roku[1].
Już od najmłodszych lat zwykł parać się rozbójnickim rzemiosłem: na początku
były to drobne kradzieże i rozboje, z czasem jednak J. Pachołek zaczął poczynać
sobie coraz śmielej, a mimo obranej przez niego mrocznej drogi – los wydawał
się do niego uśmiechać, pozwalając jednocześnie, piąć się po kolejnych
szczeblach gangsterskiej kariery. Odnotowano,
że w 1912 roku 22-letni Józef Pachołek miał zgwałcić w Niemczech kobietę.
Uciekając przed wymiarem sprawiedliwości, zbiegł do Belgii. Jako pomocnik
palacza na statku handlowym spędził kilka lat, pływając po wodach całego
świata. W końcu postanowił się osiedlić w Ameryce Północnej[2].
Przybywając do Chicago, zmienił swoje
imię i nazwisko na: John Góra. Początkowo próbował zarabiać na życie prowadząc
salon fryzjerski, ale gdy okazało się, że plany te nie zapewnią mu godnego
utrzymania: udał się do Kanady, i tam na dobre związał się ze światem
przestępczym. Od tamtej pory jego dochód stanowiły zyski, jakich dorobił się
uczestnicząc w przemycie alkoholu, oraz „handlu ludźmi”. Tym, co bez wątpliwości
wyróżniało go spośród wielu innych bandytów jego pokroju, to chociażby fakt, iż
biegle władał sześcioma językami: francuskim, rosyjskim, czeskim, angielskim,
niemieckim, i serbskim[3].
Nie będzie także niespodzianki stanowił
fakt, iż losy jego zostały związane z postacią słynnego Alphonsa Capone.
Współpraca obydwu panów trwała jednak do początku lat 30. – a dokładniej do
1930 roku, kiedy to wpadł w ręce policji. Z niefortunnej sytuacji pomogła mu
wybrnąć pokaźna łapówka, dzięki której gangster otrzymał kolejną szansę, by
ponownie rozpocząć swoje życie od zera. Musiał jednak opuścić Amerykę[4].
Tak też się stało, i już w maju 1931
roku zawitał w Kaliszu. Zjawił się tutaj wraz ze swoją wybranką: 22-letnią
Leokadią Piasecką pochodzącą z Białegostoku. Para poznać się miała w kopalni złota w Chile. Pachołek szybko otwiera
w Kaliszu przy ul. Poznańskiej 8 sklep spożywczy. Wtedy kupuje też rewolwer.
Jak tłumaczy później w sądzie, obawiał się napadów, bo wszyscy wiedzieli, że
wrócił z Ameryki.
Po
kilku miesiącach sklepik upadł. Wówczas w jego głowie rodzi się plan: dokona
szeregu napadów w Kaliszu i okolicy i ucieknie do Chile. - Marzeniem Pachołka
było zdobycie samochodu przez dokonanie napadu na szofera, zainstalowanie w
samochodzie karabinu maszynowego i dokonywanie napadów w stylu amerykańskim –
czytamy w Ilustrowanym Dzienniku Łódzkim z 1932 roku.
Pachołek
tworzy gangsterską bandę. Na sklepy i kupców napada wraz z młodszym bratem,
Kazimierzem Pachołkiem i kolegą, Franciszkiem Maćkowskim, synem dozorcy.
Schemat: późny wieczór, pończochy na twarzach i rewolwery w dłoniach[5].
Wydawało się, że przez cały ten czas
fortuna im sprzyjała: napadali na znamienite w mieście sklepy spektakularnie, i
z powodzeniem – wszystko niczym rodem z amerykańskich filmów. Wiodło mu się tak
dobrze, iż zaliczać się miał do kaliskiej Dintojry[6]. Jednak
szczęście ich musiało się kiedyś skończyć – punktem zwrotnym w całej tej
historii był planowany napad na najbogatsze w Kaliszu sklepy należące do rodzin
Perlów i Kicali. Napadu tego udało się
udaremnić zorganizowanej obławie policyjnej.
Rozprawa przeciwko bandycie i jego
poplecznikom odbyła się 12 lipca 1932 roku. Zarówno Józef Pachołek, jak i jego
młodszy brat Kazimierz, i ich wspólnik Franciszek Maćkowski przyznali się do
zarzucanych im czynów. Herszt bandy podkreślał, że do popełniania napadów
zmusiła go trudna sytuacja materialna, i wynikająca z niej chęć zapewnienia
lepszego bytu swej konkubinie i
dzieciom. Jego zeznania obarczane zostały także tymi, które padały z ust
własnego brata, i przyjaciela – którzy to całą winę, za dokonywane przez siebie
rozboje przypisywali wyłącznie Józefowi Pachołkowi. Z ich słów wynikało, iż to
właśnie on był głównym inicjatorem wszystkich akcji rabunkowych, i zlecanych
ataków[7].
Wyrokiem sądu J. Pachołek został skazany
na śmierć. Karę wymierzono na dziedzińcu
kaliskiego więzienia w nocy 14 lipca o godzinie 0:50. Jego ostatnie słowa
brzmiały: - „Winien jestem, o Jezus! Teraz dopiero zdaję sobie sprawę, że idę
na tamten świat”[8].
Jego
przyrodniego brata wedle zapisów karty meldunkowej z 30 sierpnia 1932 r.
skazano na 12 lat ciężkiego więzienia. Tymczasem
ówczesna prasa relacjonująca proces w artykułach z 13 lipca 1932 r. podawała,
że Kazimierz 12 lipca 1932 r. został skazany przez Sąd Okręgowy w Kaliszu na
dożywocie[9]. Ten sam wymiar
kary tyczyć się miał także Franciszka Maćkowskiego[10].
Gang Józefa Pachołka nie był
jedynym, który w owym czasie terroryzować miał ulice ówczesnego Kalisza. Inną
grupą przestępczą, trzymającą w garści okolicznych kupców i handlarzy była banda braci Lorantów. Regionalna Grupa
historyczna Schondorf, relacjonując ich burzliwe dzieje, przedstawiła je w
następujący sposób:
Wszystko
się zaczęło właśnie od dwóch braci, Jana i Władysława Lorantów, którzy to o
czteroletnim więzieniu lądują na kaliskim bruku i zakładają szajkę złodziei i
rozpoczynają przestępczą działalność wymuszania haraczy na kupcach. Zwano ich
na początku „ Rycerzami Lorantów”. Naśladując warszawska bandę „Tasiemki”
bardzo szybko stali się postrachem okolicznych targów a konkretnie handlujących
tam ludzi. Teren działania staje się dla szajki za mały i dobierając sobie
pomocników, choćby w postaci Berka Wiśniaka zaczynają już także grasować w
Poznańskiem. Potrafili nawet szantażując kupców przedstawiać się, jako
delegacji Związku Drobnych Kupców. Jak odbywało się zastraszanie? Otóż najpierw
delikatnie acz stanowczo mówiono kupcowi, że za „ochronę” należy się opłata i
to zazwyczaj odnosiło pożądany skutek. Jeśli nie dawało to rezultatów
pożądanych to parę dni później ów kupiec miał swój towar już zniszczony. Jeśli
jednak trafił się jakiś oporniejszy to już sam herszt Janek Lorant zjawiał się
u niego na rozmowę dawszy mu do zrozumienia, że jeśli się nie ogarnie to w grę
wejdzie „mordobicie” i ten argument był już skuteczny. Tak sobie działali
bracia Lorantowie.
Działalność
jednak szybko przybiera jeszcze znamienitszą barwę a to za sprawą znanego w
przestępczym świecie Berka Ziemniaka, który zawitał do Kalisza. Porozumienie
między przestępcami szybko zostaje zawarte i tak powstaje znana w Kaliszu
banda, która sieje postrach wśród kupców powiatu kaliskiego i woj.
poznańskiego, a nosi nazwę: „czarnej
rączki”[11].
Działalność nowego ugrupowania była
bardzo zbliżona do poprzedniego, ostatecznie po około roku udało się policji
położyć jej kres. Proces, który wytoczono przeciwko sprawcom zakończył się wyrokiem skazującym, który może
szokować: bracia Lorantowie zostali skazani na zaledwie sześć miesięcy
więzienia, zaś Berek Wiśniak został zupełnie uniewinniony (sic!).
Warto
także wspomnieć o innym ugrupowaniu, określającym siebie tajemniczym mianem: hewra sechs. Aby ją
przedstawić, znów pozwolimy sobie posiłkować się materiałem opracowanym przez
Grupę Schondorf:
Dosłowne tłumaczenie tej nazwy to
„Towarzystwo sześciu”, ale to tylko symbolika, ponieważ w szeregach szajki było
grubo ponad dwudziestu ludzi. Trudno było ustalić, kto wchodził w skład
towarzystwa, które w sumie powinno nosić nazwę raczej „ Towarzystwa Rycerzy
noża”, ale jego członkami było wielu od nożowników, przez złodziejaszków,
hochsztaplerów po morderców i innych typów spod ciemnej gwiazdy. Towarzystwo
działało jakby pół legalnie, jako organizacja wymiaru satysfakcji honorowej.
Można było, zatem jak zostało się znieważonym podczas jakieś libacji udać do
„Hewry” i poprosić o zmuszenie delikwenta do przeprosin lub porostu zlecić na
nim zemstę za owa zniewagę. Hewrzyści chętnie przyjmowali takie zlecenia, bo
można było zarobić podwójnie. Zleceniodawca płacił za usługę a potencjalny
obity za jej niewykonanie i kasa płynęła strumieniami[12].
Jeszcze
innym przestępcą, o którym głośno było w Kalisz okresu międzywojnia, był
Stanisław Marczak, który uchodził wówczas za postrach dzielnicy skarszewskiej, który podczas sprzeczki z woźnicą nie
zawahał się go pchnąć nożem w okolicę serca i zabić[13].
Mroczne sprawy natury wszelakiej.
Budynek kaliskiego więzienia.
Historia każdego miasta i jego
powiatu, posiada także swoje mroczniejsze strony, na których została zapisana.
„Pozostając” jeszcze na chwilę w Kaliszu, pozwolimy sobie przedstawić kilka
tajemniczych spraw, którymi żyli mieszkańcy owego miasta.
W jednym z artykułów autorstwa Anny
Tabaki i Macieja Błachowicza, natrafić możemy na opis dość intrygującej zagadki
kryminalnej:
Oględziny
lekarskie, dokonane zapewne w Szpitalu św. Trójcy przy Rogatce, wykazały, że
denata uderzono pałaszem między kością ciemieniową a czołową. Zgon nie nastąpił
od razu, bo cięcie nie dotarło do mózgu. Zamordowany był młodym
mężczyzną w wieku między 20. a 30. rokiem życia. We wtorek 25 kwietnia
1882 r. robotnicy kopiący dół na wapno w podwórzu domu pana Sachsa przy ulicy
Mariańskiej z pewnością musieli być bardzo zaskoczeni, kiedy pod ich łopatami
zachrzęściły ludzkie kości. Dalsze wykopy nie pozostawiały żadnych wątpliwości
– ziemia kryła kompletny szkielet człowieka. Badający szczątki lekarz
stwierdził, że zabity został złożony do tego potajemnego grobu około 30 do 50
lat wcześniej. A więc morderstwa dokonano między 1830 a 1850 r. Wiadomość o
tym, że w porządnej mieszczańskiej kamienicy najprawdopodobniej kogoś
zamordowano szybko obiegła niewielkie miasto. Rana nie była śmiertelna, a więc
można było przypuszczać, że ofiarę dobito lub pochowano żywcem. Oprócz
oficjalnego śledztwa, które nie przyniosło rezultatów, ludzie zaczęli kojarzyć
wydarzenia sprzed lat. Jedna z czytelniczek gazety relacjonującej te sprawę
przypomniała sobie, że zanim dom został kupiony przez Sachsa, mieszkał tu
emeryt o nazwisku Szymański. Jego córka, sławna z urody na cały Kalisz
dziewczyna, wyszła za mąż za 25-letniego młodzieńca. Jednak wkrótce po ślubie
pan młody przepadł bez wieści. Inna kaliszanka zapamiętała nazwisko zaginionego
– Koźmiński. Według niej dzień ślubu był ostatnim, w którym widziano go żywego.
Pytania można mnożyć. Jakie mroczne wydarzenia oglądały mury domu Sachsa? Czy
zniknięcie męża panny Szymańskiej należało wiązać z makabrycznym odkryciem?
Jeśli tak, to jaką rolę odegrała sama żona, a jaką jej ojciec? Czy było to
planowane z premedytacją zabójstwo, czy nieszczęśliwy wypadek? Na żadne z nich
nie znaleziono odpowiedzi. Ostatnie informacje, jakie mamy w tej sprawie,
dotyczą pani Koźmińskiej; po siedmiu latach wdowieństwa wyszła za mąż za
urzędnika sądowego Szumańskiego. Wkrótce też wyjechała z Kalisza do Warszawy[14].
Dzieje świata mogą biec wciąż do
przodu, jednak natura ludzka wydaje się wciąż pozostawać niezmienną. Ludzie są
zdolni zarówno do czynienia rzeczy pięknych, jak i zarazem tych potwornych. Te
drugie często zradzają się pod wpływem mrocznych pragnień, bardzo często
podsycanych pragnieniami: wzbogacenia się, pożądania drugiej osoby… a czasem są
niczym więcej jak dziełem niefortunnych zbiegów okoliczności, którym zapobiec
się nie udało. Jakikolwiek nie był by powód popełnionej zbrodni, to zawsze
wiązać się ona będzie z ludzkim nieszczęściem.
Poniżej przedstawiamy kilka
przykładów, które ilustrują powyższe twierdzenia, tym razem pochodzących z
terenów Ziemi Wieluńskiej:
We wsi Mirowszczyzna, gdzie mieszkał zamożny gospodarz Tomasz
Nowakowski. Nieszczęściem dla niego okazał się spadek w wysokości kilku tysięcy
dolarów, który otrzymał po swoim bracie zmarłym w Ameryce. Kiedy o pieniądzach
tych zrobiło się głośno, złodzieje kilka razy próbowali się do nich dobrać.
Nowakowski cało jednak wychodził z opresji, aż do pewnego wieczoru, kiedy to
zaniepokoiły go dziwne szmery dochodzące z ogrodu. Ponieważ cała rodzina
zasiadała właśnie do kolacji, a psy nie ujadały, gospodarz zlekceważył to co
usłyszał. Niestety krótko po rozpoczęciu posiłku rozległ się strzał, który
ugodził Nowakowskiego prosto w serce. Krzyk domowników i panika jaką wywołało
to zdarzenie, spłoszyła oprawców. Udało im się zbiec. Policja ustaliła tylko,
że było ich prawdopodobnie dwóch. Jeden z nich otruł psy i stał na czatach. Drugi natomiast zastrzelił
właściciela majątku[15].
Dużych pieniędzy można było się dorobić także w nieco inny sposób.
Bywało i tak, że cheć łatwego zysku pchała najpierw do ożenku, a potem do zbrodni.
Takową zaplanował niejaki Franciszek Papiurkowski z Wierzchlasu, który ożenił
się z 22-letnią Marianną Błoszewską z Pątnowa. Niedługo po ślubie zaczął bić
swoją żonę, a po pijanemu wygadał się kiedyś, że poślubił ją tylko dla
pieniędzy. Zmęczony udawaniem postanowił żonę zabić. W drugi dzień Świąt
Wielkanocnych w 1933 roku Marianna planowała odwiedzić rodziców. Mąż,
wykręcając się od wizyty, zaoferował, że będzie żonie towarzyszył w drodze
przez las, a dalej kobieta pójdzie sama. Wówczas już miał złe zamiary, które
postanowił zrealizować w bardzo brutalny sposób. W lesie rudzkim rzucił się na
żonę, uderzył ją kijem, a następnie udusił. Ciało pozostawił w lesie i jak
gdyby nigdy nic wrócił do domu. Zwłoki znaleźli przypadkowi przechodnie.
Rodzice, gdy tylko dowiedzieli się o nieszczęściu, jako sprawcę natychmiast
wskazali zięcia. Papiurkowski był bardzo pewny siebie, a podczas rozprawy
sądowej nie okazywał skruchy. Sąd skazał go na osiem lat więzienia[16].
Toksyczne okazało się uczucie Józefa
Zawadzkiego z Brzozy do dużo od siebie młodszej 17-letniej Kazimiery
Michałówny. Dość długo zabiegał o jej względy, lecz umizgi te nie spodobały się
rodzicom dziewczyny. Uważali Zawadzkiego za zabijakę, a więc Kazimiera unikała
chłopaka jak tylko mogła. Pewnego razu wracała wraz z grupką znajomych do domu,
kiedy dołączył do nich Józef. Zaoferował, że odprowadzi dziewczynę, ale gdy
tylko został z nią sam na sam, postanowił wymusić przyrzeczenie, że zostanie
jego żoną. Gdy ta po raz kolejny odnowiła uderzył ją kijem, po czym zaczął po
niej skakać. Nieprzytomną dziewczynę odnaleźli rodzice, jednak na ratunek było
już za późno. Zawadzki przyznał się do zabójstwa, za co dostał 15 lat ciężkiego
więzienia[17].
W styczniu 1932 roku w mieszkaniu przy ulicy Krakowskie Przedmieście w
Wieluniu rozegrał się prawdziwy dramat. 35-letni umysłowo chory Szczepan
Kasterka, który od kilku lat przebywał w szpitalach dla psychicznie chorych,
powrócił do domu pod opiekę rodziny. Pewnego razu spadł, schodząc po schodach.
Ból sprawił, że dostał ataku szału, wbiegł do mieszkania i zaczął demolować
sprzęty. Matka Kasterki i rodzeństwo uciekło, bojąc się, że szaleniec może ich
zabić. Chorego próbował uspokoić 19-letni brat, ale omal nie został uduszony.
Zdołał się jednak wyrwać z objęć furiata. Gdy ten w końcu się uspokoił, trafił
do szpitala, gdzie w niedługim czasie zmarł[18].
Czasem zapominamy o tym, że dzieciństwo nie zawsze
oznacza beztroskę.
Dzieciobójstwo na rysunku grafika z "Nowości Ilustrowanych".
Brutalna, i odrażająca zbrodnia
zawsze szokuje: ubolewamy nad tragicznie przerwanym życiem ofiary. Często też
uczuciom tym towarzyszy rozgoryczenie, gdy dowiadujemy się, że popełniona zbrodnia uchodzi sprawcy na sucho.
Niekiedy tyczy się to niewspółmiernych do dokonanej zbrodni wyroków (ale czy
jakakolwiek kara jest w stanie wrócić życie, czy chociażby zadość uczynić?), a
innym razem okazuje się, że kara nigdy nie dosięgnie sprawcy przestępstwa, gdyż
nie udaje się takowego wskazać.
Przyznać jednak trzeba, iż niemalże
żadne z morderstw nie wstrząsa równie mocno, jak zabójstwo, bądź jakikolwiek
inny akt znęcania się nad dzieckiem.
Jawi się ono jako istota bezbronna, nie do końca świadoma obowiązujących
w tym świecie praw – i tak bardzo często jest w rzeczywistości. Z tego też
powodu, zbrodnie, które dotknęły dzieci stanowią niezwykle trudny temat.
Zwłaszcza dla ludzi wrażliwych.
Na pierwszy plan wyłania się nam wątek
związany z faktem przerywania ciąży. W przeszłości obowiązywał nawet specjalny
termin, odnoszący się do kobiet, które swoją działalnością „specjalizowały się”
w przerywaniu niechcianych ciąż. „Akuszerki”, te w przeszłości określano mianem
„fabrykantek aniołków”. Niekiedy działalność tej kategorii osób, związana była
ze sprowadzaniem śmierci na dzieci już naradzone, lecz wciąż jednak niechciane.
Wiele z tych kobiet nigdy nie odpowiedziała przed sądem za swoje winy.
Poniżej pragnę przytoczyć jednak sprawę
związanej z przeszłością obecnego kaliskiego osiedla Czaszki, które w
przeszłości stanowiło podmiejską wieś, a następnie dzielnicę. Nazwę swoją
zawdzięcza ono, znajdującemu się niegdyś na jego terenie staremu cmentarzowi
żydowskiemu, który został zlikwidowany w czasie niemieckiej okupacji.
„Czaszki”
zapisała się w przeszłości miasta Kalisza jako dzielnica zamieszkana przez
biedotę, ciesząca się niezbyt ciekawą sławą. Historia, którą przedstawiamy poniżej
jest jedną z wielu, która miała na to wpływ:
Lokatorów domu p. Siarkiewiczowej na
Czaszkach niejednokrotnie wprowadzało w zdumienie, że mieszkający w tym domu
małżonkowie Aleksander i Marjanna Kasprzyccy urządzają pogrzeby dzieci dość
częste, gdyż w ciągu 3 lat pochowano 5 dzieci, z tych 2 potajemnie. Okazało
się, że Kasprzyccy przyjmują dzieci na wychowanie. Podejrzewając o zbrodnie,
jeden z lokatorów tego domu zawiadomił o wszystkiem władze, która w piątek po
południu delegowała komisarza cyrkułowego Klimowa, wraz z dr. Sikorskim w i
starszym felerem Remiszewskim, celu sprawdzenia na miejscu okoliczności, na
które powoływał się oskarżyciel.
W
mieszkaniu Kasprzyckich, którzy zajmowali jeden lokal z niejakim Stanisławem
Marjańskim i Anną Bartosik, znaleziono na pół martwe, nadzwyczaj wycieńczone
dziecko, które jak się okazało 2 tygodnie temu Kasprzycka otrzymała od Hendli
Sznaper, służącej ze szpitala żydowskiego, a które to dziecko urodziła w
szpitali niejaka Ryfka Heinochowicz z Sieradza. Na wyżywienie i wychowanie tego
dziecka Heinochowicz dała Kasprzyckiej rubli 17. Dziecko w kilka minut po
przybyciu władzy zmarło.
Wobec
oczywistego dowodu zamęczenia dziecka, Kasprzyckich aresztowano.
Współlokatorowie zbrodniarki, Marjański i Bartosikówna, opowiadają, że
wstrętnym procederem mordowania dzieci Kasprzycka zajmuje się od lat 3. W ciągu
tych 3 lat troje dzieci pochowano legalnie na cmentarzu, jedno u Kasprzyckich
urodzone nieżywe leżało w mieszkaniu przez dni kilka pod stołem, jedno
pochowała Bartosikówna po kryjomu na cmentarzu dobrzeckim, jedno zaś zabrał w
nocy izraelita, nazywający się Jojne. Żadne dziecko nie żyło dłużej u
Kasprzyckich jak 2 do 3 miesięcy. Kasprzyccy kari mili dzieci mlekiem
nawpół z wodą, którego kupowali pół kwarty dziennie, oprócz tego ciągle
dawano dzieciom wywar z łupin od maku, alby utrzymać je w stanie sennym. Gdy
współlokatorowie kilkakrotnie zwracali uwagę Kasprzycka na złe obchodzenie się
z dziećmi, ta w dalszym ciągu uprawiała swój wstrętny proceder.
Jedna z
matek, niejaka Marjanna Owczarek, dowiedziawszy się, że dziecko jej jest chore,
odebrała takowe, lecz widocznie z otrucia i wycieńczenia na drugi dzień zmarło.
Po rewizji
w mieszkaniu Kasprzyckich znaleziono flaszeczkę „laudanum”.
Nadzorca
szpitala żydowskiego, Szpiro, zeznał, że służąca ze szpitala, Hendla Sznaper,
już kilka noworodków wydała Kasprzyckiej na wychowanie. Ostatnie dziecko,
znalezione u Kasprzyckiej, Sznaper oddała dn. 9 b.m[19]
Niestety,
nie jest to jedyna tego typu relacja dotycząca Kalisza, która wiąże się z
dzieciobójstwem. O wcześniejszej, pochodzącej z 1907 roku, w swym artykule
wspominał przytaczany przeze mnie duet Tabaka-Błachowicz. Wzmianka dotyczyć
miała znajdującego się przy ul. Stawiszyńskiej tzw. domu Bierzyckiego, gdzie
pewnego razu dokonano szokującego odkrycia: w ustępie znajdować się miało
zapakowane w pudełko ciałko noworodka[20].
Przytoczone
przykłady nie stanowią ponurych wyjątków – stanowią zaledwie niewielki ułamek
skrywanych tajemnic, z których tylko część wyszła na jaw, reszta wciąż
pozostała nieopowiedziana. Nigdy nie poznamy odpowiedzi na pytanie: jak wiele
dziecięcych żyć zostało odebranych, i pogrzebanych gdzieś niedbale, w
pośpiechu. Problem ten tyczy się każdego na świecie miasta, oraz wsi, i aby się
o tym przekonać nie trzeba zagłębiać się wcale w przeszłość, lecz przede
wszystkim przyjrzeć czasom nam obecnym, gdzie problem ten nadal istnieje… i
niestety istnieć będzie.
Dalszych
przykładów tego: z jakich powodów i w jaki sposób pozbawiano życia niewinnych
dzieci w przedwojennej Polsce, dowiadujemy się także z materiałów zgromadzonych
przez Kamila Janickiego:
W
październiku 1935 roku niejaka Zofia Stefaniak porzuciła swoją dwunastodniową córeczkę w
środku lasu pod Kórnikiem. I to nie byle gdzie, ale na wielkim mrowisku.
Martwe i okropnie pogryzione dziecko odnaleźli po dłuższym czasie miejscowi
chłopi. Matka została aresztowana, ale dopiero w marcu kolejnego roku. Do tego
czasu skutecznie się ukrywała. Kiedy już zakuto ją w kajdanki, zaczęła
tłumaczyć, że „nie zdawała sobie sprawy
z tego co czyni”[21].
Także
w marcu 1936 roku do brutalnego dzieciobójstwa doszło we wsi Orpiszewo pod
Krotoszynem. Niedawno owdowiała kobieta zadusiła urodzone dzień wcześniej
bliźnięta. Podobnie jak w dziesiątkach takich spraw, powodem była nędza. Makabrycznego
odkrycia dokonał jeden z sąsiadów dzieciobójczyni – dwa maleńkie ciała leżały
na dnie kanału melioracyjnego[22].
Edwin
Schmalz z Ryczy w powiecie żnińskim wykazał się nawet większym bestialstwem.
Już od dnia narodzin swego nieślubnego syna – owocu związku ze służącą, Heleną
Siekierską – ze wszystkich sił dążył do „usunięcia
go ze świata, chcąc widocznie uniknąć późniejszego płacenia alimentów”. Matka,
przeczuwając najgorsze intencje kochanka, strzegła dziecka jak oka w głowie. Kiedy ojciec zaproponował,
by sprzedać je pewnemu restauratorowi za 1000 zł, kobieta z oburzeniem
odmówiła.
Wydawało się, że była to już
ostatnia ze strony Schmalza próba pozbycia się dziecka. Chłopiec tymczasem
ciężko zachorował. Siekierska nie mogła liczyć na pomoc Schmalza, więc
pożyczyła pieniądze od znajomych i pojechała do lekarza: „Niestety pomoc była spóźniona. Lekarz
stwierdził silne powiększenie wątroby spowodowane zatruciem organizmu.
Chłopczyk zmarł”. Wyszło na jaw, że mały Erwin wcale nie był chory, ale
został z premedytacją otruty. Schmalz oskarżył o zbrodnię Siekierską, ale ta
skutecznie wybroniła się przed policją. Śledczy uwierzyli w jej wersję wydarzeń
i aresztowali wyrodnego ojca. Ten zresztą sam udowodnił swoją winę, już po
fakcie podrzucając butelkę z trucizną do łóżka Siekierskiej. W drugiej
instancji został skazany na 6 lat więzienia.
Stanisław
Galewski z Krotoszyna także zabił ze względu na pieniądze. Wprawdzie nie
groziły mu alimenty, bo dzieci miał ślubne, ale – jak wyjaśniał
przedstawicielom prawa – mało zarabiał
i mieszkał w ciasnej chałupie. Dlatego też 9 maja 1936 roku zabrał dwie swoje
córki, czteroletnią Łucję i siedmioletnią Kazimierę, na spacer nad stawem.
„Tam
zatrzymał się na chwilę (…) i po przekonaniu się, że niema nikogo w pobliżu
wepchnął równocześnie obie córki do stawu. Ponieważ staw w tem miejscu był
bardzo głęboki, dziewczynki utonęły natychmiast”.
Galewski jak gdyby nigdy nic wrócił do domu, zjadł z żoną obiad i przez
resztę dnia zachowywał się zupełnie spokojnie. Dopiero kiedy żona zaczęła się
niepokoić nieobecnością córek, sam zaproponował jej by wezwała policję. Nie
była to z jego strony trafna decyzja. Już miesiąc później sąd skazał go na 15
lat więzienia – wręcz niespotykanie wysoką karę za dzieciobójstwo[23].
Uzupełnienie tego wątku stanowią
przypadki dzieciobójstwa, z terenów Ziemi Wieluńskiej, odnotowane przez M.
Kopańską w jej publikacji:
W 1931 roku
w Wieluniu 19-letnia Władysława Namyślak była na służbie u fryzjera Godela Boraksa, który prowadził swój zakład
przy ulicy Kaliskiej. Nikt nie miał pojęcia, że dziewczyna jest w ciąży. Ta
zaś, czując, że zaczyna rodzić, poszła do wychodka, gdzie pozbyła się dziecka,
rzucając je do dołu kloacznego. Zachowywała się jednak dość dziwnie i prawda
szybko wyszła na jaw[24].
Niejaka
Marianna Zamolska, będąc w Wieruszowie, utopiła w Prośnie swego 6-letniego
synka. Jak tłumaczyła policji, wepchnęła dziecko do wody, „bo było jej tylko
zawadą i ciężarem w życiu”[25].
Lektura tego typu przypadków
składnia nas do wniosków, że prócz biedy, powodem zbrodni, których dokonano na
dzieciach były, też relacje między
rodzicami. W czasach gdy o metodach
zapobiegania ciąży wiedziano niewiele, starano się po porostu „zaradzać” owocom
romansów… po prostu ich się pozbywając, najpóźniej niedługo po narodzinach. Tak
jak miało to w przypadku przyłapanej na swym uczynku Zofii Stefaniak wyrzuty
sumienia, jak i skrucha były zastępowane argumentowaniem, które w oczach prawa
miało uczynić ze sprawcy osobę niespełna rozumu, nieświadomą popełnianych
czynów.
Zaś historia Edwina Schmalza wskazuje na
wybitnie materialistyczny i egoistyczny motyw popełnionej zbrodni. Nie chodziło
w tym przypadku o brak funduszy potrzebnych na utrzymanie dziecka, gdyż jego
ojciec posiadał ku temu potrzebne środki – lecz fakt, iż nie chciał on ich w
tym celu przekazywać matce. Istnienie nieślubnego potomka stanowiło dla
Schmaltza problem nie tylko w charakterze „zbędnego wydatku” na którego
utrzymanie musiał łożyć pieniądze, ale także „ujmy na honorze” – „plamy” którą
należało zmyć. Wyjściem w tej sytuacji było dokonanie opisanej zbrodni.
Frymeta Hollander.
Zagadnienie dopuszczania się przestępstw
wobec dzieci przybierało (jak i wciąż ma to miejsce), jeszcze jedno oblicze –
molestowania seksualnego. Jak słusznie zauważała M. Kopańska: dzieci padały też ofiarą przestępstw seksualnych,
a pedofilami niestety często okazywali się najbliższy krewni. W
Mieleszynie ojciec próbował zgwałcić swoją 17-letnią córkę, a w Wieluniu dziadek
wykorzystywał 8-letnią wnuczkę. Szczególnie bulwersująca była jednak sprawa
nauczyciela szkoły powszechnej w Turowie. 10 grudnia 1932 roku wsią wstrząsnęła
wiadomość o aresztowaniu Jana Kucińskiego, zatrzymanego za czyny lubieżne wobec
dzieci. Całą sprawa wyszła na jaw, gdy jeden
uczniów pewnego dnia odmówił pójścia do szkoły. Śledztwo wykazało, że
nauczyciel - przykładny mąż i ojciec dwojga dzieci- od dłuższego czasu
molestował kilkunastu chłopców[26].
Pedofilia wciąż pozostaje tematem tabu –
choć ostatnimi czasy coraz częściej poruszanym. Czasy w których żyjemy mają to
do siebie, iż powołane zostało do działania wiele instytucji, i programów społecznych
mających na celu nagłaśnianie tego problemu, oraz pomoc pokrzywdzonym dzieciom.
W przeszłości – a zwłaszcza w czasach II RP, nie mogło być o tym mowy. Był to
temat o którym nie mówiło się głośno, a sprawy z nim związane bardzo często
były zamiatane pod przysłowiowy dywan.
Ostatnią kwestią, którą chcę w tej
części materiału poruszyć jest zagadnienie popełnienia przestępstw przez samych
nieletnich. Bez wątpienia powodami, z powodu których dzieci decydowały się na dopuszczenie się danego
wykroczenia były: zła sytuacja materialna rodziny, niewłaściwe wzorce
wyniesione z domu, brak czasu poświęcanego dziecku przez rodziców, a w końcu:
negatywny wpływ otoczenia. Pamiętać jednak należy, iż nie jest regułą to: iż
każde dziecko wywodzące się z rodziny patologicznej, bądź po prostu biednej,
zostanie przestępcą. Historia nie raz dowiodły, iż prawo było łamane przez
nieletnich nawet wówczas gdy ci, wywodzili się z tzw. „dobrych domów”, w
których „nie brakowało niczego”.
W kontekście tego o czym tutaj mówimy,
warto wspomnieć o przypadku pewnego zdarzenia z okolic Wielunia:
Do ogrodu
Ignacego Rosy zakradł się 12-letni Antoni. Kradzież zauważył 19-letni syn
właściciela, Antoni, który zaczaił się, czekając aż jego imiennik zejdzie z
drzewa. Jednym uderzeniem powalił chłopca na ziemię, a rana zadana w głowę
okazała się śmiertelna. Co gorsza, ciało zostało w ogrodzie, a zabójca
spokojnie odszedł do domu. Na zwłoki natknął się dopiero jego ojciec[27].
Nie wiemy czy chłopiec, który zdecydował
się zakraść do sadu, by dokonać kradzieży, uczynił to z powodu biedy (można
przypuszczać, iż było to wielce prawdopodobne); czy też zrobił to aby w
dziecięco-łobuzerski sposób zaspokoić własną zachciankę. Pewnym jest jednak, iż
kara jaka go za to spotkała, była niewspółmierna do winy.
Zupełnie inaczej przedstawia nam się
historia małej złodziejki z Kalisza – Frymety,
aż nazbyt dobrze znanej ze swych dokonań na ulicach miasta, w czasach dwudziestolecia
międzywojennego. Ówczesna prasa pisywała o niej następująco:
Duże, bystre, piwne oczy małej
dziewczynki wyrażają niezwykły spryt i dużą spostrzegawczość. Mała kręci się po
korytarzu sądowym, czując się zupełnie swobodnie i pewnie. Okryta jest dużą,
zieloną, wełnianą chustką, którą co chwila inaczej nakłada ukazując pozostałe
części swego stroju.
Małą dziewczynką
jest 12-letnia Frymeta Holländer aż nazbyt dobrze znana w Kaliszu.
Frymeta ma uczciwych, lecz biednych rodziców, którzy z
powodu swych zajęć nie potrafią upilnować dziecka. Sama, mimo swych 12 lat
stała się przestępczynią. Znają ją dobrze władze policyjne, gdyż zdarza się,
że w tygodniu kilkakrotnie odwiedza ona komisarjat P. P., zachowując się
tam również bardzo śmiało i rzecz ciekawa: rzadko kłamie. W sądzie Frymeta
wprowadza niekiedy w zdumienie sędziów swą wymową. Kupcy, straganiarze w
Kaliszu znają również Frymetę, która niejednokrotnie ich okrada.
Czy jest ona kleptomanką, czy
posiada rozeznanie swych czynów? Podobno dziewczynkę biorą do pomocy starsi,
rutynowani złodzieje, w takich sprawach, gdzie zręczność dziecka nadaje się
lepiej do ich przestępczej roboty. Frymeta, kradnąc pieniądze, kupuje później
za nie różne przedmioty, sznury fałszywych pereł, jedwabne dessous i t. p.
Oczywiście, że dziecko, ubrane w te rzeczy, wygląda
wprost humorystycznie. Pyszni się jednak bogactwem swego stroju.
W swoim czasie Frymeta popełniła następującą kradzież:
Na ulicy jednej z przechodzących pań Frymeta obcięła pasek od torebki i skradła
ją. W torebce znajdował się kwit z pralni chemicznej na wykupienie boa oraz 4
zł w gotówce. Frymeta wzięła owe 4 zł i podając się w pralni za dziewczynkę
przysłaną po odbiór boa, wykupiła je za owe 4 zł, a następnie sprzedała za 20
zł.
Najczęściej Frymeta grasuje na ulicy
i w sklepach. Ma ona swoje specjalne tricki. Oto jeden z jej
charakterystycznych sposobów. Do przechodzącej osoby złodziejka zwraca się,
mówiąc, iż ma pobrudzone ubranie. Okazuje nawet uprzejmość i skwapliwie czyści
rzekomo brudne miejsce. W czasie tej czynności zazwyczaj portmonetka lub inny
cenniejszy przedmiot zostaje skradziony. Poza tem zepsute dziecko to w sklepach
kradnie z torebek damskich pieniądze, w czasie, gdy właścicielki ich zajęte są
oglądaniem towarów. W takich wypadkach mała zwykle przychodzi do sklepu w
charakterze klientki, aby uśpić czujność personelu. Potrafi ona również wyrwać
niezwykle zręcznie torebkę na ulicy, a następnie uciekać, ile siły w nogach.
Małe, zręczne dziecko ginie zazwyczaj w tłumie przechodniów…W wielu jednak
wypadkach Frymetę zatrzymuje policja i wtedy sprawa jej wędruje do sądu.
Dziewczynka miała już około 30 spraw
w sądzie, lecz ze względu na to, że nie ma ukończonych 13 lał, nie może być
umieszczona w zakładzie poprawczym. Zazwyczaj sąd oddaje ją pod ścisły nadzór
rodziców. Środek ten jednak okazuje się niewystarczający, gdyż rodzice, ludzie
pracy, nie są w stanie jej dopilnować. Ostatnio dziewczynka ta w towarzystwie
swej koleżanki udała się do sklepu p. Sendera w Kaliszu, gdzie skradła z
torebki jednej o pań 25 zł. Na drugi dzień Frymeta zjawiła się w tym samym
sklepie, aby przeprowadzić „wywiad”, czy w międzyczasie sprawa kradzieży wyszła
na jaw. Jeden ze sprzedawców przypomniał sobie dziewczynkę, która w czasie
dokonania kradzieży bawiła w sklepie, a następnie tajemniczo się ulotniła,
Frymetę zatrzymano i znów znalazła się ona przed sądem grodzkim, który, nie
mogąc dziecka karać, znów oddał ją pod ścisły nadzór
rodziców. Przypuszczać należy, że niebawem t. zn od przyszłego roku, roku,
gdy Frymeta ukończy 13 lat, zostanie umieszczona w zakładzie poprawczym, który
dziecko ze względu na swój wiek i rozwój, prawdopodobnie nie posiadające
rozeznania swych czynów i możliwości kierowania swą wolą, odda społeczeństwu, jako
pożytecznego już obywatela[28].
Nie jest pewnym jak dalej potoczyły się
losy bohaterki naszej ostatniej opowieści. Grupa Hisotryczna Schondorf, której autorstwa
fragment materiału przytoczyłam przed
chwilą, podjęła swego czasu dochodzenie, którego celem było ustalenie dalszych
losów przedwojennej „łobuziary”. Czy ich spostrzeżenia i wnioski są trafne? Nie
mnie to oceniać – zaintrygowanych efektami owego dochodzenia zachęcam do
lektury tekstu źródłowego, do którego odnośnik znajduje się zarówno w zamieszczonych
przeze mnie przypisach, i bibliografii.
Podsumowując ten wątek warto pochylić
się przez chwilę, nad znanych nam z przytoczonego fragmentu losów Frymety. Być
może wpływ na obraną przez nią ścieżkę, zachowanie miała wpływ trudna sytuacja
finansowa w rodzinie, jak i być może wyniesione z niej (lub z najbliższego
otoczenia) wzorce. Tego nie możemy być w tej chwili pewni. Ubolewać jednak
możemy nad faktem, iż w tamtych czasach pomoc niesiona dzieciom ulicy jak owa dziewczynka
wyglądała zupełnie inaczej, i być może i tak nie odniosła by spodziewanych efektów.
Wszak i obecnie projektu resocjalizacji dzieci i nieletnich, nie zawsze kończą się
spodziewanym sukcesem, a wpływ na to ma wiele czynników, nad którymi nie
będziemy się w tej chwili rozwodzić.
Tym
akcentem kończymy pierwszą część naszego cyklu poświęconego kryminalnym sprawom
Wielkopolski Wschodniej. W następnej odsłonie – tak jak zapowiadaliśmy:
przedstawimy sylwetki najbardziej znanych zbrodniarzy i spraw zabójstw w naszym
Regionie, w czasach powojennych.
Przypisy.
[1] Zob.
Archiwum Państwowe w Kaliszu: https://www.archiwum.kalisz.pl/wystawy-on-line/archiwalia-z-dreszczem/03
(stan na dnia 07.09.2019).
[2] Fakty Kaliskie:
Józef Pachołek: kaliski
gangster-poliglota:
[3] zob.
Tamże.
[4] Zob.
Tamże.
[5] Tamże.
[6] Zob.
Regionalna Grupa Historyczna, Kryminalny
półświatek przedwojennego Kalisza:
http://www.schondorf.pl/historia-liskowa-i-okolic/historia-liskowa-i-okolic-kryminalny-polswiatek-przedwojennego-kalisza/
(stan na dnia 07.09.2019).
[7] zob.
Fakty Kaliskie, dz. cyt.
[8] Tamże.
[9] Archiwum
Państwowe w Kaliszu, dz. cyt.
[10] zob.
Fakty Kaliskie, dz. cyt.
[11]
Regionalna Grupa Historyczna Schondorf, dz. cyt.
[12] Tamże.
[13] Tamże
[14] A.
Tabaka, M. Błachowicz, Al. Capone z
Kalisza i inni:
https://zyciekalisza.pl/artykul/al-capone-z-kalisza-i/622492
(stan na dnia 07.09.2019).
[15] M.
Kopańska, Sekrety Wielunia, Praszki i
Wieruszowa, Księży Młyn Dom Wydawniczy, Łódź 2017, s. 136.
[16] Tamże,
s. 137.
[17] Tamże,
s. 137-138.
[18] Tamże,
s. 138.
[19]
Regionalna Grupa Historyczna Shondorf, Kaliska
fabrykantka aniołków:
http://www.schondorf.pl/historia-liskowa-i-okolic/kaliska-fabryka-aniolkow/
(stan na dnia 07.09.2019).
[20] A.
Tabaka, M. Błachowicz, dz. cyt.
[21] Kamil
Janicki, Niemowlę w sławojce.
Dzieciobójstwo w przedwojennej Polsce:
https://ciekawostkihistoryczne.pl/2013/11/22/niemowle-w-slawojce-dzieciobojstwo-w-przedwojennej-polsce/#2
(stan na dnia 07.09.2019).
[22] Tamże.
[23] Tamże.
[24] M.
Kopańska, dz, s. 138.
[25] Tamże.
[26] Tamże
s. 139.
[27] Tamże.
139.
[28]
Regionalna Grupa Historyczna, Frymeta-dziecko
kaliskich ulic:
http://www.schondorf.pl/historia-liskowa-i-okolic/frymeta-dziecko-kaliskich-ulic/
stan na dnia 07.09.2019).
Bibliografia.
1.
Archiwum
Państwowe w Kaliszu:
2. Fakty Kaliskie: Józef Pachołek: kaliski gangster-poliglota:
3. Janicki Kamil, Niemowlę w sławojce. Dzieciobójstwo w
przedwojennej Polsce:
4.
Kopańska
Magdalena, Sekrety Wielunia, Praszki i
Wieruszowa, Księży Młyn Dom Wydawniczy, Łódź 2017.
5. Regionalna Grupa
Historyczna Schondorf, Kaliska
fabrykantka aniołków:
6.
Regionalna
Grupa Historyczna Schondorf, Kryminalny
półświatek przedwojennego Kalisza:
7. Regionalna Grupa
Historyczna, Frymeta-dziecko kaliskich
ulic:
8.
Tabaka
Anna, Błachowicz Maciej, Al. Capone z
Kalisza i inni:
Źródła i spis ilustracji.
1.
Józef
Pachołek:
2.
Bracia
Lorantowie, Berek Wiśniak:
3.
Budynek
kaliskiego więzienia:
Fotografia autorki.
4.
Dzieciobójstwo na rysunku grafika z "Nowości Ilustrowanych":
5.
Frymeta
Hollnder: