poniedziałek, 18 września 2017

Stwory, potwory, cudaki... cz. 2.


Przedstawiając czytelnikom ostatnią część naszego bestiariusza, kontynuujemy prezentację wschodniowielkopolskich strachów, których postaci wydawać się mogą mniej znane od wymienianych poprzednim razem. Podobnie jak wówczas, artykuł w większości ubogacą ilustracje Pawła Zycha, oraz Witolda Vargasa, pochodzące z opracowanej przez nich serii "Bestiariusza Słowiańskiego".

Po planowanej krótkiej przerwie (niezbędnej do pracowania materiałów, a także zapewnienia sobie chwili "oddechu" po zakończonym projekcie), powrócimy z nową serią artykułów poświęconych corocznej obrzędowości naszego regionu. Odcinki cyklu poświęcone będą czterem, kolejno następujących po sobie porach roku, a także na najważniejszym wydarzeniom obrzędowości rodzinnej jak: narodziny, ślub, pogrzeb.
Zapraszamy do lektury i prosimy o cierpliwość!






Swoją podróż po bestiariuszu kontynuować będziemy od ostatnio poruszanego przez nas wątku strachów domowych. Pod strzechą zwykły zalęgać się czasem i inne strachy – cudaki, jak chociażby boboki, którymi rodzice zwykli straszyć swą nieposłuszną dziatwę: „cicho bądź bo cię bobok weźmie!”[1]. Były to istoty o z reguły nieokreślonym kształcie, bądź przyjmujących postaci krasnoludków, lub innych wymyślnych stworków.
Bobokami, bądź po prostu bobo, w wieluńskim nazywano złośliwego krasnoludka, który gustował w wyrządzaniu przykrych dla gospodyń psikusów, wylewając im mleko, albo tłukąc garnki [2] [3].
Do niedawna wielkopolskie dzieci niekiedy zabawiały się w „baboka”: Jedno przebierało się za maszkarę i straszyło resztę [4].




Niewiele natomiast zachowało się w przekazach ludowych o ćmoku, którego postać nieodwracalnie zatarła się w ludzkiej pamięci. Nic nam prawie o nim nie wiadomo. Kolberg powtarza za Tworzymirem, że „było to zapewne podrzędne bóstwo czczone w postaci zwierzęcej”, brak jednak dokładnych opisów jego wyglądu [5].  J. Chociszewski w 1864 r. zanotował powiedzenie: „Siedzi jak ćmuk!”. Podobnie w okolicach Gniezna mówią  na człowieka zasępionego, smutnego, ponurego: „To cmuk!” [6].
Pewne poszlaki wskazywać mogą, iż relikt ten może stanowić dowód na występowanie motywu postaci smoka w wielkopolskiej kulturze ludowej (który, jak wspominaliśmy w temacie poświęconym genealogii skrzatów, występuje w tutejszej tradycji dość rzadko). Być może dawniej, istota ta pojawiała się w tutejszych podaniach częściej, a jej imię z czasem zaczęło ulegać zmianie pod wpływem lokalnego dialektu:
smok  - cmok  - ćmok  - cmuk - ćmuk [7].
Niektórzy badacze folkloru sugerują, iż nazwa ćmoka mogła mieć powiązanie z gwarowym określeniem ciemności, mroku – co z kolei wskazywało by zarówno na jego charakter, jak i porę jego działalności / pojawiania się [8].


W końcu wspomnieć należy o pogańskuch reliktach w kulturze ludowej, przybierających zwierzęce postaci.  Pierwszym z nich, niechaj będzie tzw. koński łeb. Czasem nazywano go także wiłem, jednak w większości przypadków rozgraniczać należy te dwa byty na zupełnie sobie różne istoty.
Bohdan Baranowski starał się w następujący sposób wyjaśnić jego genezę:
Kobyli łeb posiadał w naszych wierzeniach dość długi rodowód, a być może wywodził się nawet z czasów pogańskich. W procesach domniemanych czarownic z XVII i XVIII w., wielokrotnie pojawiają się wzmianki o tzw. „kobylim łbie”. I oto np. niegodziwe wspólniczki szatana miały zakopywać końską czaszkę pod progiem dworu, owczarni, obory, czy stajni, aby doprowadzić do zguby znienawidzonego dziedzica, lub też zniszczyć jego dobytek. Końskich czasek używały wiedźmy do różnych czarów. Na nich niekiedy udawały się w powietrzną podróż na Łysą Górę, z materiału tego jednak wynika, że był to raczej groźny rekwizyt używany do czarów niż samodzielna istota demoniczna. W wierzeniach ludowych XIV w.  końska czaszka spełniała jednak rolę „strachu”. Tak np. w XIX w. we Włóknie pod Skokami w Wielkopolsce w połowie marca o zachodzie pojawiał się na drodze koński łeb, który zagradzał ludziom drogę i zatrzymywał ich, aż do nadejścia nocy. W Praszce nad Prosną koński łeb na krótkich nogach włóczył się koło cmentarza strasząc ludzi, ale nie czyniąc im niczego złego[9].

Przyczyn tego typu wierzeń dopatrywać się należy w dawnej symbolice konia, którą przytaczaliśmy już omawiając duchy wodne. Tym razem wytłumaczymy jego rolę obrzędową: Odnajdywane przez archeologów w podwalinach domostw i wałów czaszki i kości końskie świadczą o tym, że Słowianie składali konia jako ofiarę zakładzinową. Miała ona zapewnić domostwu ochronę, ale także dostatek i plenność. Czaszka konia umieszczona na murze chroniła domostwo. Przed urokami niszczącymi plony ustrzec miała czaszka zatknięta na żerdzi i ustawiona na polu [10].
Dowodem na to, że tego typu praktyki pojawiały się w przeszłości na ziemiach Wschodniej Wielkopolski, jest chociażby odkrycie archeologiczne na Kaliskim Zawodziu. Podczas prowadzenia wykopalisk na miejscu dawnego grodziska, w odkrytych pozostałościach chaty komesa odnaleziono dwie końskie czaszki. Jedna z nich znajdowała się w beczce, w której zapewne trzymano ją wraz z węgorzami; drugą zaś przechowywano osobno – to ona właśnie miała pełnić rolę ofiary zakładzinowej. Informacje te zostały przez nas potwierdzone, oraz uzupełnione w trakcie rozmowy telefonicznej, z naczelnym kaliskim archeologiem – panem Leszkiem Ziąbką.  

Podobnego odkrycia dokonano w odkrytym we Sławiu wczesnośredniowiecznym grodzisku:
 
W różnych partiach grodziska zarejestrowano ślady rozmaitych zabiegów, które miały chronić warownię przed działaniem złych mocy i zapewnić pomyślność jej mieszkańców. Jedną z form takich działań było składanie "ofiar zakładzinowych" pod fundamenty wału lub domostwa. Za najciekawsze jednak należy uznać znaleziska żuchw zwierzęcych, dokonane w 2000 roku w rozsypisku obwarowań obronnych. Użycie szczęk może wynikać z wiary w duchową moc zębów, tak zwierzęcych, jak i ludzkich. Warto przy okazji nadmienić, że owo przekonanie, powszechne u wielu ludów średniowiecznej Europy, utrzymuje się jeszcze dziś wśród rdzennych mieszkańców Australii, Oceanii, Afryki czy Ameryki. Takie zęby miały też ochronić gród przed nieszczęściami. Podobną rolę spełniała czaszka końska, odkryta w 1991 roku w rumowisku wału. Prawdopodobnie zatknięta była na koronie wału. Być może tę część umocnień, albo ich wypełnisko lub powierzchnię ściany wznoszącej się od strony majdanu, zdobiły także żuchwy zwierzęce [11].
Nawiązując jeszcze na chwilę do rytualnej symboliki konia warto wspomnieć także o szamańskich praktykach. W ich trakcie składano coroczną ofiarę z konia, by zdobyć jego duszę, która miała zaprowadzić szamana w zaświaty, gdzie będzie mógł zdobyć niezbędną mu wiedzę [12].



W świecie słowiańskich wierzeń, ważną rolę odgrywała także symbolika ptaka. Postrzegano je jako zwierzęta, w które wcielają się dusze zmarłych ludzi. Innym razem są postrzegane – tak jak puszczyki, jako zwierzęta, które potrafią przekraczać granice pomiędzy światami, zwiastować  czyjąś śmierć. Wcielać się w nie mają też byty demoniczne, etc. [13].
W kulturze ludowej Wschodniej Wielkopolski przyjęło się przeświadczenie, przejęte od przybyłych na te tereny mieszkańców wschodniej Słowiańszczyny dotyczące tzw. poterczuka. Był to rodzaj demona o ptasich kształtach, wywodzącego się od duszy człowieka zmarłego przedwcześnie, lub gwałtowną śmiercią, w szczególności martwego płodu, poronionego, lub zmarłego bez ochrzczenia dziecka [14]. Mógł on  przybierać postać puszczyka, lub innego drapieżnego ptaka.
Wg niektórych źródeł miał posiadać rubinowe oczy, ostre szpony i zakrzywiony dziób, nie lubił słońca dlatego widywano go nocami, lub podczas deszczowej-burzowej pogody. Unosząc się z piskiem miał atakować każdą żywą istotę, potrafił zabić nawet dorosłego. Gdy zrywał się porywisty wiatr, i na horyzoncie błyskały pioruny, w żadnym wypadku nie wolno było gwizdać, śpiewać czy głośno się śmiać by nie obrazić potwora [15].



Nie brakowało także widmowych postaci personifikujących widma śmierci oraz chorób, czy nawet Biedę, oraz ludzką Dolę. Co J. Burszta opisał następującymi słowy:
W powietrzu zaś aż roiło się od demonów. Gdy więc szła przez kraj zaraza, to przyniósł ją na skrzydłach nietoperza mór, który mógł przyjmować też postać chudej, wynędzniałej kobiety okrytej białym całunem [16].
Najbardziej znanym, wielkopolskim wyobrażeniem zarazy była postać nazywana płachytką, która zdaje się, że przedostała się do Wielkopolski Wschodniej z terenów Kujaw. Wyobrażano ją sobie jako różnorako: raz jako unoszące się w powietrzu widmo przyodziane w zniszczony całun, innym razem unoszącej się w powietrzu zwykłej płachty, czy w końcu unoszącej się na wietrze dziewczyny z długim welonem [17] [18].
Wierzono, że zobaczenie unoszącej się nad miastem lub wsią, płachytki  zwiastuje zarazę, a w domu nad którym przysiądzie ktoś na pewno umrze.
W Mikstacie „przed dawnymi czasy spustoszyła zaraza morowa całe miasto, ocalało tylko siedem rodzin, które zawczasu w lesie się skryły. Owa zaraza objawiał się w postaci  bladej, wychudzonej niewiasty, białem prześcieradłem przykrytej. Chodziła ona od domu do domu i przez okno zapytywała się ludzi: „Śpią li czy się modlą?” Skoro ich zapytała śpiących, mówiła: ”Śpijcie, śpijcie, a więcej nie wstaniecie!”. Jeżeli zaś zapytani odpowiedzieć mogli, że się modlą, natenczas po stosownej, pouczającej przemowie zostawiała ich przy życiu [19].



Na zakończenie naszych podróży po fantastycznym świecie wschodniowielkopolskiego bestiarusza zostawiliśmy pewną ciekawostkę - istne kuriozum, o którym milczą podania ludowe. Znajdujemy jednak o nim wzmiankę z relacji generała Joachima Jaucha ( żyjącego w latach: 1684-1754):
 „Taka Szarańcza padła na milę od Kalisza, z którey dwie złapano, y jednę serwują w Kapitule Gneźnieńzskiey, a drugą OO. Reformaci w Kaliszu, tę gdy wzięto w rękę skrzeczała jako Gacek, y pianę żółtą z pyska toczyła, cała była kosmata, jak axamit, Śmierć na piersiach, nogi dwie kosmate y zęby wiewiórcze mająca etc”[20].
Jak rozumieć to doniesienie? Sam opis pasuje do gatunku ćmy, zwanej: zmierzchnicą trupią główką, dlaczego jednak jej pojawienie się w Kaliszu miałoby budzić sensację? Dlaczego jej opis obfituje w tak niesamowitą fantastyczną charakterystykę?
Pytania te należałoby po część skierować do specjalisty zajmującego się owadami. Być może gatunek ten w przeszłości nie występował na tych terenach, a jego pojawienie się wywołało sensację. Tym bardziej (jak wynika z opisu), doszło do napotkania w okolicach miasta nie kilku, czy też kilkunastu okazów, lecz liczebności, którą można by określić mianem „plagi”. Biorąc pod uwagę czasy, w których odnotowano powyższą relację – współcześni nie byli w stanie racjonalnie wyjaśnić sobie nagłe, mnogie pojawienie się gatunku nieznanych im istot… W wyniku czego spotkanie z nieznanym zaowocowało pomieszaniem faktów, z fantastycznymi motywami jakie podpowiadała wyobraźnia świadków.

Ale czyż należy się temu dziwić? Faktem jest, że wiele z opisywanych przez nas dawnych wyobrażeń dziś może budzić u odbiorcy uśmiech. Jednakże w tych relacjach przejawia się sposób pojmowania świata przez naszych przodków, którzy nie dysponując powszechnym dostępem do nauki, ani tym bardziej do obecnych jej odkryć nie potrafili wyjaśnić sobie inaczej procesów i zjawisk przejawiających się w naszym świecie.
Zresztą, gdy się bardziej zastanowić – okazuje się, że nie różnimy się od nich tak bardzo. Żyjemy w XXI w., czasach postępu cywilizacji, a jednak mimo to od czasu do czasu zdarzają się relacje o trudnych do uwierzenia spotkaniach z nieznanym. Po prostu jako potomkowie dawnych pokoleń zamieniliśmy wiarę w istoty takie jak: skrzaty, upiory, wodne i leśne panny na wiarę w przybyszów obcej cywilizacji, oraz ziemskie kryptydy. 

Autor: Marta Kaleta.


Przypisy.


[1] zob.

Baranowski Bohdan, W kręgu upiorów i wilkołaków, Łódź 1981, Wydawnictwo Łódzkie, s. 306.

[2] zob. Tamże.
[3] zob.

Podgórscy Barbara i Adam, Wielka Księga demonów polskich. Leksykon i antologia demonologii ludowej, Katowice 2005, Wydawnictwo KOS.
s. 53.
[4] T. Wróblewski, dz. cyt., s. 445.
[5] Tamże, s. 446.
[6] B. i A. Podgórscy, s. 78-79.

[7] Tamże, s. 78.
[8] zob. Tamże.
[9] B. Baranowski, dz. cyt., s. 305.
[10] P. Kowalski, Leksykon znaki świata: omen, przesąd, znaczenia, Wrocław-Warszawa 1998, PWN, s. 237.
[11] M. Brzostowicz, Spławie, gm. Kołaczkowo, pow. Września, woj. wielkopolskie - wczesnośredniowieczne grodzisko nad Wartą, (16.10.2017):
 http://archive.li/PpycW#selection-331.0-331.103
[12] zob. Tamże.
[13] zob. K. Moszyński, Kultura Ludowa Słowian, t. II, Kraków 1934, Polska Akademia Umiejętności, s. 556-560.
[14] B. i A. Podgórscy, dz. cyt., s. 369.
[15] P. Zych, W. Vargas, Bestiariusz słowiański. Część druga. Rzecz o biziach, kadukach i samojadkach, Olszanica 2016, BOSZ, s. 156.
[16]

Burszta Józef, Obraz kultury ludowej regionu kaliskiego w „Dziełach” Oskara Kolberga, „Rocznik Kaliski”, t. III, 1970, s. 42.

[17] zob. P. Zych, W. Vargas, s. 141.
[18] zob.

Łysiak Wojciech, W kręgu wielkopolskich demonów i przekonań niedemonicznych, Międzychód, 1993, Wydawnictwo "Eco", s. 98.

[19] Tamże.
[20] Ł. Kozak, Czy tajemnicza szarańcza atakowała Kalisz?, (06. 09. 2017):


Bibliografia.

1.      Baranowski Bohdan, W kręgu upiorów i wilkołaków, Łódź 1981, Wydawnictwo Łódzkie.
2.      Brückner Aleksander, Mitologia słowiańska i polska, Warszawa 1985, PWN.
3.      Burszta Józef, Obraz kultury ludowej regionu kaliskiego w „Dziełach” Oskara Kolberga, „Rocznik Kaliski”, t. III, 1970.
4.      Gieysztor Aleksander, Mitologia Słowian, Warszawa 1986, Wydawnictwo Artystyczne i Filmowe.
5.      Janion Maria, Wampir: biografia symboliczna,  Gdańsk 2008, Słowo/obraz terytoria.
6.      Kolberg Oskar, Dzieła Wszystkie. Kaliskie i Sieradzkie, t. XLVII,  Wrocław-Poznań 1967, Polskie Wydawnictwo Muzyczne: Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza.
7.      Kowalski Piotr, Leksykon znaki świata: omen, przesąd, znaczenia, Wrocław-Warszawa 1998, PWN.
8.      Linkner Tadeusz, Słowiańskie bogi i demony. Z rękopisu Bronisława Tentowskiego, Gdańsk 1998, Marpress.
9.      Łowmiański Henryk, Religia Słowian i jej upadek, Warszawa 1979, PWN.
10.  Łysiak Wojciech, W kręgu wielkopolskich demonów i przekonań niedemonicznych, Międzychód, 1993, Wydawnictwo "Eco".
11.  Moszyński Kazimierz, Kultura Ludowa Słowian, t. II, Kraków 1934, Polska Akademia Umiejętności.
12.  Pełka Leonard, Polska Demonologia Ludowa, Warszawa 1987, Iskry.
13.  Petoia Erberto, Wampiry i wilkołaki. Źródła, historia, legendy od antyku do współczesności, Kraków 2004, Universitas.
14.  Podgórscy Barbara i Adam, Wielka Księga demonów polskich. Leksykon i antologia demonologii ludowej, Katowice 2005, Wydawnictwo KOS.
15.  Sala Bartłomiej Grzegorz, W górach przeklętych. Wampiry Alp, Rudaw, Sudetów, Karpat i Bałkanów, Olszanica 2016, BOSZ.
16.  Wróblewski Tadeusz, Demony i wyobrażenia demonologiczne, [w:] Kultura ludowa Wielkopolski, t. III, J. Burszta (red.), Poznań 1967, Wydawnictwo Poznańskie.
17.  Zych Paweł, Vargas Witold, Bestiariusz słowiański. Rzecz o skrzatach, wodnikach i rusałkach, Olszanica 2015, BOSZ.
18.  Zych Paweł, Vargas Witold, Bestiariusz słowiański. Część druga. Rzecz o biziach, kadukach i samojadkach, Olszanica 2016, BOSZ.


Źródła internetowe.

1. Brzostowicz Michał, Spławie, gm. Kołaczkowo, pow. Września, woj. wielkopolskie - wczesnośredniowieczne grodzisko nad Wartą:
http://archive.li/PpycW#selection-331.0-331.103 
2. Kozak Łukasz, Czy tajemnicza szarańcza atakowała Kalisz?: 
 http://www.newsweek.pl/wiedza/historia/czy-tajemnicza-szarancza-atakowala-kalisz-,artykuly,356939,1.html
3. Krzywda Katarzyna, Duchy straszyły w Kaliszu: 
http://www.faktykaliskie.pl/kategorie/reportaze/duchy-straszyly-w-kaliszu,29.html


źródła ilustracji.


1.      Ćmok: Zych P., Vargas, W., Bestiariusz słowiański…, s. 56-57.
2.      Koński Łeb: Zych P., Vargas, W., Bestiariusz słowiański. Część druga, s. 80.
3.      Poterczuk: tamże, s. 156.
4.      Płachytka, tamże, s. 141.
5.      Tajemnicza szarańcza:
http://www.newsweek.pl/wiedza/historia/czy-tajemnicza-szarancza-atakowala-kalisz-,artykuly,356939,1.html