Tak się praca regionalisty toczy swoim rytmem, iż na tematy dawno już poruszane, opublikowane - co pewien czas ma coś nowego do dodania. Tak jest i tym razem: chociaż cykl artykułów poświęconych obrzędowości wsi Wielkopolski Wschodniej, prezentowaliśmy już dawno, to dziś pragniemy do niego na krótko powrócić.
Przeglądając kolejne tomy Kolberga, a także sięgając do prac sióstr: Jadwigi Szeptyckiej z Szembeków, oraz Zofii Szembekówny, pragniemy zaprezentować kolejne ciekawe zwyczaje, na które natrafiliśmy na kartach wspominanych ksiąg, a o których jeszcze sobie nie powiedzieliśmy.
Artykuł ma charakter uzupełniający, pisany jest także w charakterze uszeregowanych notatek, niż pełnoprawnie rozumianego artykułu. Więcej na temat zwyczajów naszego Regionu dowiedzą się Państwo z prezentowanej na naszej stronie serii: "Kalendarz Obrzędowy".
Zapraszamy do lektury!
Boże Narodzenie.
Wigilia w chacie chłopskiej.
W powiecie średzkim na wieczerzę
wigilijną spożywano: sino białą zupę z
konopi (jest to nasienie konopne rozmelone wodą), a czasem grochówka lub
polewka z maku z jagłami; albo też więdka v. zawiędła czyli brukiew suszona na
nitkach, nalana warem, sparzona i zakruszona mąką; kluski z kwaśnem (tj. sok z
kapusty kiszonej); kluski z makiem; kluski z faryną (tj. cukrem miałkim,
podlejszego gatunku) albo kluski z miodem; groch biały lub ogrodowy (tj. Ziarka
szablonu bez strączków); grzyby suszone w oleju smażone; kapusta; jagły;
gruszki i owoc suszony[1].
Tymczasem o zwyczajach w okolicach
Samostrzelu, O. Kolberg pisywał następująco: słomę i siano spod stołu po wieczerzy wzięte, raz z śledziem i chlebem
dają bydłu, na pamiątek stajenki i jasełek Jezusowych[2].
W Czeszewie tłumaczono sobie ilość dziewięciu potraw wigilijnych tym, iż
właśnie tyle chórów anielskich cieszyć miało nowo narodzonego Jezuska[3].
Ponadto
we wspomnianych rejonach istniało przeświadczenie, zgodnie z którym: parobkowie
szli cichaczem do pańskiego sadu nałamać
tam gałązek z różnych drzew owocowych, w przekonaniu, że kiedy w wigilię
człowiek ma do porwania szczęście, to je mieć będzie przez rok cały do cudzego owocu[4].
Co się zaś tyczyło przynoszenia prezentów,
to w Sulmierzycach „obowiązek” ten spoczywał na „starych Józefach”.
„Odwiedziny” ich Kolberg relacjonował w
następujący sposób:
Dzieci
usłyszawszy odgłos dzwonka, w najciaśniejsze kryją się zakątki. Wszystko to na
próżno: bo stary Józef jak tylko w dom zawita, wyszukuje zaraz biedactwo to i z
kąta na środek izby wywłóczy, chłoszcząc je rózgą bez litości. Tu z groźną miną
każe im klękać i mówić pacierz. Jeśli się dziecko popisze i pacierz powie bez
pomyłki, dostaje w nagrodę jabłka, orzechy itp. Drobnostki; jeśli zaś nie umie
go (może i ze strachu), to na nowo okropne odbiera cięgi[5].
Nieco
inaczej sprawa miała się w okolicach Samostrzela, oraz Mrozowa, gdzie w tym
celu domostwa odwiedzać miały Gwiazdki, bądź Gwiazdorzy - przebrani w stroje,
które upodabniać ich miały do: kozła, konia, wielbłąda[6].
W okolicach Siemianic Jadwiga Szeptycka
z Szembeków, odnotowała następujące zwyczaje związane z okresem Bożego
Narodzenia/ zapustów. Pierwszym z nich był zwyczaj zwany „kozą” polegający na
tym, iż czterech gospodarzy przywdziewało na siebie stosowne przyodzienie:
jeden - przebrany był za kozę; drugi – obleczony w białe płótno; trzeci i
czwarty – chadzali ubrani w kożuchy, przewiązane słomą[7].
Autorka wyraźnie odróżniała ten zwyczaj
od podobnego, nazywanego „straszkami”. Młodzi mężczyźni chadzali po wsi ubrani
w: wywrócone na drugą stronę kożuchy, przewiązane słomą; mieli także na sobie
czapki baranie, doczepione brody, osmalone sadzą twarze i laski, którymi nie
tylko się podpierali, ale i też smagali dziewczęta. Noszonymi przez siebie
powrozami ze słomy, przewiązywali drzewa w sadzie – by dobrze obradzały w
nadchodzącym sezonie[8].
Karnawał, Wielki Post i Wielkanoc.
Dyngus wg M.E. Andriolliego.
Karnawał to nie tylko czas hucznych
zabaw, ale i pochodów przez wsie wszelakiej maści przebierańców (o czym
dokładniej pisaliśmy w poprzednich artykułach związanych z obrzędowością). W
Targoszycach chadzano z „niedźwiedziem” - przy czym omijano te domostwa, w
których zamieszkiwać miały kobiety posądzane o bycie czarownicami[9].
Tymczasem: o dziewce co lubiła gościniec
(karczmę) a niby się doń iść wzdrygała, mówiono, że ma wykrzykiwać: „Biorę
papcie – teraz mnie łapcie” (gdy wziąwszy trzewiki, była już w gościńcu)[10].
Pisząc
o zapustowych maskaradach, warto także wspomnieć o pojawiających się w
okolicach Samostrzela i Mrozowa: Matce i Ojcu „Zapusty” – w których to role
wcielali się, chodzący po owych wsiach chłopcy i dziewczęta.
W okolicach Dębicza, w trakcie zabaw
zapustowych związanych z rytuałami przejścia „młodożeńcowych”, jeśli dziewczyna
nie chciała się wkupić wódką w towarzystwo pełnoprawnych gospodyń wiejskich -
to te mawiały o niej: „wilczyca”, bądź że „śmierdzi wilkiem”[11].
„Podkoziołek”- kolejny nieodłączny symbol
zapustowych zabaw, mógł przybierać najróżniejsze formy (o czym sobie
wspomnieliśmy w głównym materiale poświęconym obrzędowości tegoż okresu). Przykładowo:
w Sulmierzycach była to odwrócona do góry nogami beczka; w Kotlinie lalka
odziana w sukmanę, spodnie i kapelusz; zaś w Samostrzelu niewielkie kijki powiązane w trójnóg, na
którym ustawiano talerzyk na „datki”.
W Sokolnikach pod Kłeckiem, istniał
obyczaj zgodnie z którym: w ostatni
wtorek chłopcy obwozili także po wsi przed r. 1830 kura czyli koguta na
kołkach, za co zbierali datki. Za takowe datki wyprawiali sobie wieczorem w
karczmie ucztę zwaną Podkurek[12].
Tam
też o północy do karczmy, gdzie trwać miała zabawa wchodził stróż, który
wygwizdywał dwunastą godzinę. Wtenczas
skrzypek zrywa wszystkie struny, klęka po środku izby karczemnej, a każdy z
obecnych kładzie mu na głowę swoją czapkę, przez co robi się na jego głowie
piramida czapek, które następnie najstarszy z obecnych gospodarz strąca mu
kijem z głowy, jakby Zapustowi ścinał głowę. Poczem gdy się skrzypek z ziemi
podniesie, gospodarz podaje popiół, a każdy posypawszy sonie nieco popiołu na głowę
bije się w piersi i idzie do domu[13].
W rejonie Ostrzeszowa w okresie
Wielkiego Postu dochodziło do znanych w okolicach praktyk związanych z surowym
umartwianiem się. Oskar Kolberg opisywał je następująco:
Było (…)
6 par sukien czerwonych, niebieskimi obszytych tasiemkami, w których plecy
odkrywać i obnażać można było, i te nazwano kapami. Tyleż było par larw (masek)
i płaszczy białych, składanych na pewnem miejscu. Gdy nadszedł dzień oznaczony,
zbierali się w to miejsce pokutnicy w liczbie sześciu, czyli tak zwani kapnicy,
i przebierali się w wyż szaty, a mianowicie na koszulę wdziewali czerwoną ową
suknię, larwę kładli na twarz aby ich nie poznano, na to zaś wszystko zarzucali
płaszcz, trzymając w ręku dyscyplinę drutem cienkim okręconą. Ubrawszy się,
poszli wszyscy śladem wskazanym przez swego w czerwony płaszcz ubranego
dowódcę, trzymający w rękach wielki krzyż z wizerunkiem P. Jezusa, do kościoła,
gdzie krzyż ów na dywanie rozpostartym w środku kościoła położywszy, sami,
rozdzieleni na dwie połowy, po obu jego stornach (po trzech) przez niejaki czas
leżeli, twarzą obróceni do ziemi. Po niejakim czasie podniósłszy się, wyszli za
danem znakiem z kościoła w tymże samym porządku, płaszcz biały na lewe
zarzucali ramię, odsłaniali plecy, i w processyi do Bożej męki lub do drugiego
idąc kościoła, biczowali się tam do tego stopnia, że przechodnie wiedzieli, jak
się u powracających z tej pokuty sączyła krew poranionych biciem plecach.
Wytrwalsi z nich biczowali się w dnie naznaczone przez cały post[14].
W dni bezpośrednio poprzedzające obchody
Wielkanocy, w Sulmierzycach: w Wielki
Piątek, gospodarze i parobcy tłumami konno, kobiety zaś piechotą pędzili do
pobliskiej wody, w której zanurzywszy się po kilkakroć z końmi lub sami,
wychodzili z wody drżac z zimna. Czynili to dla zapobieżenia, aby się przez
cały rok po ciele żadne nie pokazywał krosty ani wyrzuty[15].
Tymczasem
w Czeszewie i Rgielsku: w Wielki Piątek
starają się chłopaki z rana zastać dziewczęta jeszcze w łóżku, czyli „przyjść
na ciepłe nóżki”, ażeby im mogli zadać tak zwane boże rany[16].
W prawie całym ostrzeszowskim, części pleszewskiego, a także w powiecie
krotoszyńskim w Wielką Sobotę, świecono: zioła,
tj. cierń głównie (jako i palmę z Palmowej Niedzieli). Następnie zgodnie z
zapiskami Kolberga, chłopi wynosząc je z
domu, i wianki z nich porobione zatykają na czterech rogach pola zasianego
oziminą, skrapiając je przedtem święconą wodą[17].
W Dębiczu obchodzili zwyczaj polewania
dziewcząt wodą (bądź wrzucania ich do napełnionego wodą koryta) wieczorem w
Wielką Niedzielę[18].
Zaś w Poniedziałek Wielkanocny przebierano jednego z towarzyszy za
niedźwiedzia, a następnie przystrajając grochowinami, oprowadzali po wsi. Ten
machając kijem uderzał w drzewa, ziemię i
ludzi. Kolberg dodawał też, że jeśli ten: złapie dziewkę to ją matusi (tłocy, dusi), a ci drudzy krzyczą:, że ją
chce zagryźć i wołają: „która dobrego sumienia, to niech nie ucieka! – a zła to
myk, bo ją rozedrze! A dziewka
uciekając woła: „Paskudny ty psie, już-ta do mnie lecisz!”[19].
Tymczasem w okolicach Środy
Wielkopolskiej także polewano się wodą w Wielką Niedzielę popołudniu - rzekomo na
pamiątkę pierwszego chrztu Polski[20].
Także i tam praktykowano pochody z niedźwiedziem, przy czym czasem wizyta ta spotykała
się z odmową, co zresztą gospodyni wyrażała tymi słowy: Tu-ście dziewcząt nie kąpali, idźcie sobie teraz dalej[21].
Ponadto, to właśnie tego dnia płeć
piękna otrzymywała prawo do „zemsty”, za niedzielnego dyngusa.
Ciekawie jawi się także obrzędowość
wielkanocna z okolic Gniezna i Mogilna. O. Kolberg zauważał, że w poniedziałek
po kwietnej niedzieli w gnieźnieńskiem, chłopcy chadzali z gaikiem (nowym
latkiem)[22][23].
Natomiast zarówno w gnieźnieńskiem, jak i mogileńskiem po rezurekcji
wielkanocnej: pławiono w wodzie konie, by je uchronić od much i robactwa[24].
W niektórych okolicach zdarzało się że chowano przed dziećmi ugotowane na
twardo jajka i kazano ich szukać - kto je znalazł to dostawał je w prezencie. W
Lany Poniedziałek chłopcy oblewali dziewczęta wodą, a we wtorek dziewczęta
chłopców.
Wg badań terenowych przeprowadzonych
przez Jadwigę Szeptycką z Szembeków z gaikiem na Wielkanoc chadzano także w
Siemianicach, k. Kępna, oraz w Parczewie[25].
Chadzano tam też chadzano także z tzw. „kogutkiem” – wózeczkiem, na którym
umocowane były obracające się postaci lalek, w centralnym zaś miejscu
postawiony był kogutek. Zabawie tej towarzyszył zazwyczaj akompaniament
skrzypiec[26].
Zwyczaje wiosenno-letnie.
M.E. Andriolli: Procesja na Boże Ciało.
Przechodząc od tej części materiału,
warto zwrócić uwagę na pewien interesujący zwyczaj wiosenny, z okolic
Przygodzic w pow. ostrowskim, odnotowany przez J. Szeptycką z Szembeków w jej „Przyczynkach…”:
w maju, zwykle 7-go miesiąca, wybierało
się z lasu najwyższą sosnę, ociosało ją, oładzało i w triumfie woziło do wsi w
wigilię uroczystości, 8-go maja wypadającej. W następnym dniu po południu
drzewo przystrojono w wstęgi, chustki
jedwabne, materye, jadło i napoje, ustawiało śród zebranego tłumu i muzyki, a młodzieńcy wdrapywali się na niem. Zwycięzca
zabierał wszystko, co było n słupie; prowadzili go w tryumfie do karczmy, gdzie
wybierał sobie, którą dziewczynę do tańca. Jeżeli pastuszkowie ogień palili, to
obchodząc, nad gasłem ognikiem zatykają w ziemię patyk, albo nawet krzyż, by
dyjabeł na to miejsce nie przyszedł[27].
Kolejnym ważnym świętem w roku
obrzędowym były Zielone Świątki. W okolicach Dębicza podobnie jak z okazji
powitania wiosny, czy Wielkanocy chadzano tam wówczas po wsi z maikiem/gaikiem.
Jednakże we wspomnianej okolicy czyniły to dziewczęta, i nie towarzyszyły temu
żadne obrzędowe pieśni[28].
Tegoż
dnia we wsiach takich jak Targoszyce, Ochla: młodzi parobcy wystawiają też w drugie święto Zielonych-świątek (mówił
pasterz jeden) takie duże wysolachne drzewie, zwane Maj. Biorą na to cienkawy
drąg (a jeżeli się nie uda, to i sosnę z boru, która zetną, co borowy nie
widzi), i stawiają u którego sąsiada na
podwórzu; a tam na wierzchu (sosny), nawieszają wstążek, parę chustek, trzewiki,
flaszkę z wódką itd. Ten, kto na ten wierzchołek wlezie, pobierze te wszystkie
rzeczy (które były poprzednio wzięte od różnych dziewczyn), i dziewczyny muszą
je od niego wykupywać, dając po parę trojaków. Potem idą wszyscy do izby tego
gospodarza lub do gościńca, i za zebrane pieniądze grają i piją wódkę[29].
Zaś w
Kuklinowie brano chłopca, który pierwszy raz miał zwierzęta paść, i
smarowano mu twarz smołą, a następnie smagając rózgami, kazano ciągnąc wózek,
którym objeżdżano wieś, zbierając międzyczasie „datki”, na dalszą zabawę w
karczmie[30].
Niemalże w tym samym okresie
praktykowanie obchodów starej, jeszcze przedchrześcijańskiej tradycji zwanej m.
in. sobótką. O. Kolberg w następujący sposób przedstawiał obowiązujące w tym
czasie zwyczaje, w okolicach Dębicza, oraz Mącznik:
W tę
wiliję, rwą gałązki bzu, gałązki lipowe, obedrą z nich część łyczka wiążą i
łyczkiem tem obwiązują rogi wymiona krowom (na każdym dydku, tj. cycku krowiem
po łyczku), oraz wymię to święconą w dzień Trzech–króli kredą opisują w koło i
na krzyż, toż na czole między rogami, wreszcie i trzy krzyżyki nią robią i na
progu obory; poczem tak opisane bydlątko przeżegnają: „W imię Ojca, i Syna i
Ducha Świętego, Bogu cię tu oddaję i cudownemu świętemu Benonowi” – po zdarciu
z wskazanej części łyczka, wstawiają lipowe i bzowe gałązki pod domem w
poszycie dachu domu jak i obory[31].
Podobnie czyniono w okolicach Mogilna i
Trzemeszna, gdzie: na św. Jan zbierają lipę, a raczej anielucha (tj. pęki lipowego kwiatu
późno wyrastające na drzewie, - jemiołe?) i takową zatykają w słomę u strzechy,
podkadzają nią było chore i w ogóle przeciwko czarom i przerokom używają[32].
W okolicach Powidza, Gembicy: dekorowano
kwiatami figurki Jana Chrzciciela, a także palono ogniska, przez które skakano.
Jeśli jakaś dziewczyna je przeskoczyła pomyślne – było to dla niej pomyślną
wróżbą, oznaczającą, iż rychło wyjdzie za mąż[33].
Nieco
inny charakter zwyczaj ten posiadał w Pleszewskiem, Konińskiem. Tam z kolei
palono smolnice, które skakać mieli zarówno chłopcy, jak i dziewczęta. Jeśli
którejś z panien biorących udział w zabawie, zdarzyłoby się wpaść do ognia –
wówczas uważano ją za „zdemaskowaną” czarownicę[34].
Tymczasem w dzień św. Wawrzyńca(dies
natalis: 10 sierpnia),, który uważany jest za „przeniesienie” sobótkowej obyczajowości:
w Mącznikach i Dębiczu gasiło się ogień w domu, i spożywało pokarmy na zimno. Nowy
ogień rozpalano dopiero następnego dnia. Tak samo czyniono w Nietrzanowie,
gdzie pokarmami były wówczas: garus wiśniowy, oraz andruty (wafle) z makiem[35].
Zwyczajowi
temu towarzyszyło także wypowiedzenie konkretnej formułki, oraz stosowne dla
tego dnia domowników zachowania. O. Kolberg odnotował w okolicach Bagrowa, oraz
Dębicza, co następuje: bierze gospodyni
miotełkę, omiecie nią i zgarnie na
kupuszkę (kupkę) ogień z popiołem na kominie, i mówi: „W imię Ojca i Syna i
Ducha Świętego, Amen. Śpij tu ogieniaszku z Panem Jezusem i wszystkimi
Świętemi”. – Poczem poklękną wszyscy do pacierza, rozbiorą się do spania, a gospodyni
bierze konopieleczkę z wodą śwnęconą i kropiąc nią wszystkich dodaje jeszcze:
„W imię Ojca, Syna, i Ducha Świętego, Amen; pójdźma spać ze wszetkiemi
Świętemi, z Aniołami Bożemi” – A do małych dzieci, co jeszcze pacierza nie mówią:”
Śpijcie i wy ze wszystkiemi Świętemi i z Aniołami Bożemi”[36].
W Dębiczu, w dzień Matki Boskiej
Zielnej, istniał także zwyczaj odprawiania następujących praktyk
religijno-magicznych. Poświęcone w ten dzień zioła trzymało się na strychu
zawieszone na koźle, u wiązania dachowego. Korzystało się z nich w razie
potrzeby, w stosownej chwili, po troszeczku; przygotowując w następujący
sposób: kładło się ziele do wody gotującej się w garnku, dodając nieco
siemienia i rozkrajaną na czworo cebulę; a wsypując trochę soli, wospy rżannej
(żytniej ospy) alb chlebowej mąki, dolewa do tego i jeszcze święconej wody.
Cały ten wywar leje się w węgorek i daje letnio pić krowie po ocieleniu, albo
gdy chora. Służy on niekiedy i ludziom, mianowicie suchotniom, którym dolewają
nieco tego waru do kąpieli. Z pęczka tego wyjętych parę ziół, kładą także i do
trumny nieboszczyka lub nieboszczki[37].
M. E. Andriolli: Ostatnia garść.
Obrzędowość letnią wieńczyło wspólne
świętowanie, z okazji dożynek. W Kołaczkowie: Wilk siecze kosą całe żniwa. Dopiero przed skończeniem żniw, w Sobotę,
ubierają go we wieniec tj. wsadzają na głowę koronę ze zboża, polnych kwiatów,
i jedne z towarzyszy prowadzi trzymając go na powrozie lub powróśle. Wilk po
drodze wyskakuje, wydziera się i wykrzykuje: hu, ha (naśladując głos wilka).
Czyni to za nim, i cała gromada, brząkając przy tem w kosy do taktu, przy
odgłosach skrzypiec i basów. Kosy są równe iż umajane wieńcami, i zwą się
wówczas graty (może od wyrazu Gerath, sprzęt?). Cała gromada przechodzi wesoło
przede dwór, i gdy państwo do nich wyjdą, człowiek prowadzący wilka (zwykle
włódarz) przedstawia im go, jako uzdolnionego już robotnika. Otrzymują
podarunki, a nadto wódkę i jadło; poczem następuje przed dworem zabawa i tańce,
trwające parę godzin. Wilk tańczy zawsze jeszcze na powrozie, którego włódarz
puścić nie chce, a stąd wciąż za nim latać (biedz) jest zmuszony. Śpiewają:
A pod borem, a
pod lasem – wilczysko wywija,
Nie puszczajcie,
a trzymajcie – tę leśną besują
Hu ha! – Hu, ha!
Idą potem na
folwark, i tam, wśród różnych krotochwil, bawią się jeszcze do samego rana[38].
Tymczasem w Targoszycach: po zebraniu wszelkiego gatunku zboża
kłosistego, kilka kobiet przynosi do dworu, każda obwiązany wstążką lub taśmą snopeczek
(garstkę, równiankę) z zżętego zboża uwity, zwany Pępek. Więc jedna z nich
niesie pępek z żyta, druga z pszenicy, trzecia z owsa, czarta z jęczmienia[39].
Z kolei w Czeszewie z okazji
dożynek: na czele gromady kroczyło sześć przodownic, z których każda posiadała
koronę wykonaną z innego „surowca”: z pszenicy, z żyta, z owsa, z grochowin, z orzechów
laskowych przetkanych ozdobami z papieru. Oprócz tego każda z kobiet posiadała,
zawinięte/ noszone w chuście po kilka kwart orzechów. Znajdując się już we
dworze orzechy owe składano u nóg dziedzica dworu; a następnie zakładano jemu
na głowę koronę z pszenicy, jego żona otrzymywała tę wykonaną z orzechów
laskowych, a pozostałe trafiały na głowy pozostałych domowników[40].
Od J. Szeptyckiej z Szembeków wiemy
także, że w Siemianicach, w czasie gdy pierwszy raz zwożono ścięte zboże do
wsi: strojono na ten czas konie w kwiaty, oraz czerwone wstążki. Gdy pracom tym
nadzorować miał dziedzic, bądź rządca: jeden
z parobków, bądź dziewcząt zagradzali mu sposób symboliczny wejście na pole;
bądź po prostu stawiano przed jego powozem, w tym celu snopki. Zwyczaj ten
nazywano tam „zaciąganiem”, i nie wpuszczano dziedzica, ani rządcy na pole –
dopóty się nie „wykupił”. Podobnie czyniono przy okazji pierwszego w sezonie
strzyżenia owiec[41].
Wieńce dożynkowe naszkicowane przez J. Szpetycką z Szembeków ze wsi (u góry od lewej): Siemianice, Parczew i Słupia; szkic Z. Szembekówny: wieniec dożynkowy ("baba") ze wsi Wysocka.
CDN.
[1] O. Kolberg, Dzieła Wszystkie: Wielkie Księstwo
Poznańskie, cz. 1, t. IX, Wrocław-Poznań, Polskie Towarzystwo Ludoznawcze
1963, s. 81
[2] Tegoż, Dzieła Wszystkie: Wielkie Księstwo
Poznańskie, cz. 3, t. XI, Wrocław-Poznań, Polskie Towarzystwo Ludoznawcze
1963, s. 142.
[3] Zob.
tamże.
[4] Tamże,
s. 143.
[5] Tegoż, Dzieła Wszystkie: Wielkie Księstwo
Poznańskie, cz. 2, t. X, Wrocław-Poznań, Polskie Towarzystwo Ludoznawcze
1963, s. 185-186.
[6] Zob.
tamże. 142.
[7] Zob. J. Szeptycka z
Szembeków, Przyczynki do etnografii
Wielkopolski, [w:] „Materiały Antropologiczno-Archeologiczne i
Etnograficzne”, t. VIII, 1906.
[8] Zob.
Tamże.
[9] Zob. O.
Kolberg, Dzieła wszystkie…, t. X, s.
191.
[10] Tamże.
[11] Tegoż, Dzieła wszystkie…, t. IX, s. 129.
[12] Tegoż, Dzieła wszystkie…, t. XI, s. 144.
[13] Tamże.
[14] Tegoż, Dzieła wszystkie…, t. X.
[15] Tamże
s. 199.
[16] Tegoż, Dzieła wszystkie…, t. XI, s. 146.
[17] Tamże.
[18] Zob. Tegoż,
Dzieła wszystkie…, t. IX, s. 134.
[19] Tamże.
[20] Zob.
Tamże, s. 135.
[21] Tamże,
s. 136.
[22] Zob.
Tegoż, Dzieła wszystkie…, t. XI, s.
41.
[23] Obyczaj
chadzania z gaikiem wiązał się przede wszystkim z obrzędowością związaną z
pożegnaniem zimy, oraz powitaniem wiosny. Na
niektórych obszarach został on z czasem przeniesiony do obrzędowości
wielkanocnej, bądź weselnej. Warto jednak tutaj wspomnieć, iż O. Kolberg przytaczał
w tym kontekście interesującą - choć wymagającą dokładniejszej weryfikacji
ciekawostkę z okolic Borku Wielkopolskiego (dawnego Zdzieża): Doniesiono nam, że wieś dawniejsza Zdzież leżała na
wzgórzu, a stok czyli pochyłość tego wzgórza razem z doliną wzdłuż potoku
Pogony, nosił i nosi dotąd nazwę: Śmierć Zdzieska. Naprzeciwko starej, leży z
drugiej strony potoku, nowsza wieś Zdzież u stóp pagórka, na którym zbudowany jest
Borek. Ponieważ na wspomnianej wyżej pochyłości wzgórza starego Zdzieża ani
chowano zmarłych, ani stoczono bitwę, ani stracono złoczyńców, przeto powstaje
domysł, czy na miejscu tem nie obchodzono za czasów pogańskich uroczystość
wiosenną (wspólną poniekąd całej aryjskiej rasie) topienia bożyszcza
wyobrażającego śmierć czyli zimę. Chybaby nazwa ta była późniejszą
reminescencyją z wieków średnich, i odnosiła się do zarazy morowej zwanej u
Niemców der schwarze Tod, która jak wiadomo, w całej wówczas grasowała Europie.
O. Kolberg, Dzieła wszystkie…, t. X, s. 379.
[24] Zob.
Tegoż, Dzieła wszystkie…, t. XI, s.
41.
[25] Zob. J.
Szeptycka z Szembeków, dz. cyt.
[26] Zob.
Tamże.
[27] Tamże.
[28] Zob. O.
Kolberg, Dzieła wszystkie…, t. IX, s. 143.
[29] Tegoż, Dzieła wszystkie…, t. X, s. 202.
[30] Tamże,
s. 203.
[31] Tegoż, Dzieła wszystkie…, t. IX, s. 143.
[32] Tegoż, Dzieła wszystkie…, t. XI, s. 44.
[33] Zob.
tamże, s. 44.
[34] Tegoż, Dzieła wszystkie…, t. X, s. 204.
[36] Tegoż, Dzieła wszystkie…, t. IX, s. 144-145.
[37] Tamże,
s. 145.
[38] Tegoż, Dzieła wszystkie…, t. X, s. 212.
[39] Tamże,
s. 206.
[40] Zob.
Tegoż, Dzieła wszystkie…, t. XI, s. 140.
[41]
Szeptycka 44
Bibliografia.
1.
Kolberg
Oskar, Dzieła Wszystkie: Wielkie Księstwo
Poznańskie, cz. 1, t. IX, Wrocław-Poznań, Polskie Towarzystwo Ludoznawcze,
1963.
2.
Kolberg
Oskar, Dzieła Wszystkie: Wielkie Księstwo
Poznańskie, cz. 2, t. X, Wrocław-Poznań, Polskie Towarzystwo Ludoznawcze,
1963.
3.
Kolberg
Oskar, Dzieła Wszystkie: Wielkie Księstwo
Poznańskie, cz. 3, t. XI, Wrocław-Poznań, Polskie Towarzystwo Ludoznawcze,
1963.
4.
Szembekówna
Zofia, Dalsze Przyczynki do etnografii
Wielkopolski, [w:] „Materiały Antropologiczno-Archeologiczne i
Etnograficzne”, t. XII, 1912.
5.
Szeptycka
z Szembeków Jadwiga, Przyczynki do
etnografii Wielkopolski, [w:] „Materiały Antropologiczno-Archeologiczne i
Etnograficzne”, t. VIII, 1906.
Spis i źródła
ilustracji.
1.
Wigilia
w chacie chłopskiej:
2.
Dyngus
wg M.E. Andriolliego:
3.
M.
E. Andriolli: Procesja na Boże Ciało:
4.
M.
E. Andriolli: Ostatnia garść:
http://muzeumetnograficzne.rzeszow.pl/stara/node/282
5. Wieńce dożynkowe:
Jadwiga Szeptycka z Szembeków, Przyczynki do etnografii Wielkopolski, [w:] „Materiały Antropologiczno-Archeologiczne i Etnograficzne”, t. VIII, 1906.
Zofia Szembekówna, Dalsze Przyczynki do etnografii Wielkopolski, [w:] „Materiały Antropologiczno-Archeologiczne i Etnograficzne”, t. XII, 1912.
5. Wieńce dożynkowe:
Jadwiga Szeptycka z Szembeków, Przyczynki do etnografii Wielkopolski, [w:] „Materiały Antropologiczno-Archeologiczne i Etnograficzne”, t. VIII, 1906.
Zofia Szembekówna, Dalsze Przyczynki do etnografii Wielkopolski, [w:] „Materiały Antropologiczno-Archeologiczne i Etnograficzne”, t. XII, 1912.