Dziś pragniemy zaprezentować naszym czytelnikom
fragment książki Wojciecha Łysiaka: „Ludowa wizja przeszłości. Historyzm
folkloru Wielkopolski” – a dokładniej wyrywek dotyczący zjawiska raubritterstwa
i rozbójnictwa na terenach szeroko rozumianej Wielkopolski. Autorowi zdarza się wybiegać także na tereny Kujaw, które poprzez fakt ich przynależności do Wielkiego Księstwa Poznańskiego, uznawane są za obszary Wielkopolski- to historycznie stanowią osobny region. I o tym należy pamiętać.
Materiał ów ma charakter podsumowujący dotychczas
poruszane kwestie, związane z sylwetkami rycerzy-rabusiów (co wcale nie znaczy,
że „żegnamy się” na dobre z tym tematem – co to, to nie: w przygotowaniu mamy
bardzo ciekawy materiał dotyczący jednego z prezentowanych wcześniej rodów).
Skupimy się tutaj na wnioskach w/w autora, związanych z analizą podań
związanych z postaciami rozbójników. Będzie to omówienie bardzo ogólne, choć pojawią
tam także wzmianki o postaciach, o których już sobie szerzej powiedzieliśmy w
poprzednich częściach cyklu.
Przypisami opatrzyliśmy własne komentarze,
nawiązujące do poruszanych przez autora kwestii.
Oświadczamy także, iż poniższy fragment książki zostaje zamieszczony przez nas na stronie w charakterze: pro pulico bono.
Życzymy miłej lektury!
Ilustracja przedstawiająca legendarnego raubrittera Eppeleina von Gaillingen, uciekającego z zamku Nuremberg.
Podania o
rycerzach-rozbójnikach bandach rozbójniczych i
grupach zwykłych przestępców cieszyły się w Wielkopolsce znaczną
popularnością.
Najgłębiej w przeszłość sięgały
podania o tzw. Raubritterach, czyli szlachcie trudniącej się między innymi
rozbojem. Ludowa wiedza o tych ludziach sprowadzała się zwykle do opisu
zbrodni, jakich się dopuszczali, za punkt opowieści biorąc zwykle ruiny zamku
lub inne materiale ślady z nimi związane. Oto w Bydgoszczy pamiętano, iż w
odległej przeszłości tutejszy zamek należał do rycerza rozbójnika. „Był to
szlachcic o ponurym usposobieniu, któremu zadowolenie sprawiało nie tylko przelewanie
krwi. Na skutek zbójeckich wypraw obawiano się go w całej okolicy…”. Podobno
wyprawy podejmował aż nad Wisłę, gdzie łupił statki kupieckie. Raubriterem miał
być także właściciel Pszczewa i Koźmina, gdzie później o rozbójnicze napady
posądzano także księcia Sapiehę. Także jeden z braci Grzymułtowskich z Nowego
Miasta trudnił się rozbojem wzniósłszy sobie uprzednio warowny zamek. Okrutnym
raubritterem był także hrabia mieszkający w pobliżu góry Jana pod Czarnkowem
oraz właściciel Jurkowa koło Kościana, który „czaił się szczególnie na przejeżdżające
wozy kupieckie, plądrował je, a kupców wrzucał do zamkowego lochu”. W lokalnych
tradycjach zachowało się wspomnienie napadu tych ludzi na duchownych, którzy w
obliczu śmierci proszą Boga, by napastnicy zostali zamienieni w piasek i na bogatą
hrabiankę w Mosinie, a przekaz o tym zdarzeniu jakże przypomina ten o zalotach szwedzkiego
oficera. W pobliżu Gniezna opowiadano, że gdy rycerz rozbójnik starający się o
rękę hrabianki został przez dziewczynę odurzony, porwał ją i zepchnął z
zamkowej wieży, a w miejscu gdzie dziewczyna upadła trysnęło źródło.
Podobnie było ze zwykłymi
rozbójnikami, a raczej pospolitymi rabusiami i mordercami, chociaż jak
twierdził Valentin Szweda lud wielkopolski „wyobraża ich sobie jako postacie
bohaterskie”. Podania o rozbójnikach były tu bardzo popularne Wojciech
Szulczewski zauważał, ż wszędzie tam, gdzie dawniej „było więcej lasów i
bagien, przebywali rozbójnicy, a ich nazwiska jeszcze dzisiaj żyją wśród ludu”.
Pamięć ludowa przechowała wiele nazwisk tych ludzi. Oto w okolicach Ślesina
grasować miał podobno rozbójnik Gaczyński[1],
a we Włóknie koło Obornik rozbójnictwem trudnił się ród Gapów. W Odolanowie był
to niejaki Bartosz, a na pograniczu wielkopolsko-śląskim grasował Śpik. W
latach czterdziestych XIX wieku w okolicach Murowanej Gośliny grasował
rozbójnik Zagacz. Równie niebezpieczną postacią był Pass pod Pobiedziskami. W
okolicach Strzelna znany był Kucok, a na całych Kujawach Libera, Spochacz,
Głyda i legendarny Madaj.
Rycerze-rabusie podczas ataku na transport towarowy w średniowieczu.
W opinii ludu byli to „specjaliści
od rozboju”, którzy nie trudnili się żadną inną profesją. Napadali na podóżnych
i kupców. We Włościejewkach koło Śremu, Międzychodzie i Zbąszyniu pamiętano o
ich napadach na kościoły. Niekiedy wyprawiali się, aby obrabować młyn.
Rozvójnik ze Zdziechowa pod Gnieznem podejmował wielkie wyprawy zbójeckie aż do
Prus Wschodnich, skąd wracał z bogatym łupem i wieloma jeńcami. Tych składał
jako ofiary na pagórku pod wsią. W Kotłowie opowiadano, że tamtejsi rozbójnicy
mieli „przez drogę przeciągnięte powrozy, podciągające za dzwonki, gdy kto
takowe w przejeździe poruszył, po czym zbójcy wypadali z ukrycia i uderzali na
podróżnego”. Tam też według tradycji mieli zorganizować napad na króla Augusta
III. Jedyne pozytywne wspomnienie pozostawił po sobie przywódca rozbójników
Śpik, który „napadał na bogatych, ludzi biednych często zaś wspierał, za co mu
się odwdzięczyli, ukrywając go przed okiem władz”. W ludowej tradycji
funkcjonowali często jako mordercy, którzy swoje ofiary poddawali okrutnym
torturom. Równie zła sławą cieszył się Spochacz. W Żółczu koło Czerniejewa
opowiadano, że banda rozbójników napadała na dwór okrutnego pana i go
zamordowała. W niektórych miejscowościach (Bogdaj koło Odolanowa, Falmierowo
koło Wyrzyska) wspominano o rodzinach chłopskich, które prowadziły rozbójniczy
żywot. Treści o rozbójnictwie jakie zachowały się w folklorze znane są też z
szeregu innych miejscowości (Sowiniec koło Mosiny, Łomnica koło Zbąszynia,
Bielsko koło Międzychodu, „Służewo koło Strzelna, Gościeszyn koło Żnina, Kępno,
Poznań, Mieszkowo koło Jarocina, Siedlec koło Środy, Wełna koło Obornik,
Janowiec Wlkp., Podlesie koło Wągrowca, Radlin koło Czarnkowa).
Popularnym
tematem opowiadań były rozbójnicze zamki i tajemne kryjówki połączone niekiedy
z okolicą podziemnymi korytarzami. Wdzięcznym tematem ludowych podań o
rozbójnikach były skarby przez nich ukryte.
Snuto niezliczone wersje ich znalezienia, a niekiedy przeznaczania na
zbożne cele.
Rycerze rozbójnicy w akcji, raz jeszcze...
Ważnym elementem opowiadań o
rozbójnikach było przekonanie o ich magicznych zdolnościach i możliwościach. Częste
ucieczki pojmanych złoczyńców stawały się przedmiotem różnych irracjonalnych
spekulacji. Najwięcej takich treści obrosło wokół postaci kujawskiego Głydy.
Ten „przy pomocy ziółka regularnie otwierał więzienne drzwi i uciekał”.
Twierdzono, że Głyda „był mistrzem w otwieraniu
zamków. Jego kajdany pękały, gdy przytrzymywał je ręką, co zawsze pomagało mu w
ucieczce z więzienia. Ludzie opowiadali, że podczas włamań miał przy sobie trzy
rzeczy: Żółwie ziółko, które miało zdolność otwierania wszystkich zamków,
rozluźniania wszystkich kajdanów. Pozwolił, by wrosło mu w otwartą dłoń,
dlatego żaden zamek nie był przed nim bezpieczny; kwiat paproci, który zdobyć
można dwunastej godzinie w noc świętojańską kwitnący tak długo jak dzwony
kościelne obwieszczają tę godzinę. Potem opada. Szczęśliwemu znalazcy kwiat
wskazuje wszystko to, co zostało ukryte; świecę złodziejską, którą rozbójnicy i
złodzieje w ten sposób pozyskują, że zabijają ciężarną kobietę. Potem biorą
jedną nogę płodu, a ponieważ nie świeciło jeszcze na nią żadne światło, noga służy
nowemu właścicielowi i tylko jemu, jako latarnia”. Równie interesujące były
opisy otrzymywania żółwiego ziółka. Twierdzono, że w tym celu należało poszukać
gniazda żółwiego, ogrodzić je patyczkami dookoła, by żółw nie mógł wyjść. Ten
jednak „umiał sobie poradzić. Po jakiejś chwili przyniósł w pyszczku roślinę, którą dotykał te małe
pniaczki, a one wyskakiwały w powietrze”.
Owa roślinka była tzw. „żółwim ziółkiem”. Takie ziółko wrośnięte w dłoń
posiadał także Kucok z okolic Strzelna. Niezwykłe zdolności magiczne
przypisywano także rozbójnikowi Passowi pod Pobiedzisk. Zagacz natomiast wszedł
do demonologii ludowej. Między Poznaniem, Murowaną Gośliną a Skokami[2]
uznawany był w końcu XIX wieku za ducha polnego, stąd też wzięło się popularne
tu powiedzenie przestrzegające dzieci przed oddalaniem się od zagrody: „Nie
chodź w żyto, bo cię Zagacz schwyto!”.
Kolejne pokolenie rabusiów.
Częstym elementem opowiadań o rozbójnikach były poszukiwania ich przez
policję, żandarmerię, wojsko oraz okoliczności śmierci. Opowiadano zatem tym, w
jaki sposób pojmano niebezpiecznych rozbójników, pod Rogoźna i kujawskiego
Spochocza. W jednym z przekazów na ten temat twierdzono, iż kiedyś Spochocz
upił się w lesie wódką obrabowanego i związanego przedtem młodzieńca. „Wtedy
chłopiec rozwiązał swoje więzy, związał nimi rozbójnika, wrzucił go na swoją
taczkę i pojechał do miasta. Po drodze jednak rozbójnik wytrzeźwiał i usiłował
się uwolnić. Wtedy ze strachu szewczyk
wziął swój nóż i wydłubał rozbójnikowi oczy, Rozbójnik zemdlał z wielkiego bólu
i tak chłopcu udało się szczęśliwie dojechać do miasta. Tutaj skazano
rozbójnika na śmierć. Jednak przed swoim końcem chciał porozmawiać jeszcze z
chłopcem i tę prośbę spełniono. Gdy przyprowadzono chłopca, wtedy wyciągnął rękę
i jednym chwytem zgniótł chłopcu czaszkę, taki był silny. Chłopak padł martwy”.
Rozbójnik Głyda, regularnie otwierający drzwi wszystkich więzień, po schwytaniu
został „zamurowany w celi. A była tak wąska, że mógł tam tylko stać. Do tego z
góry bez przerwy kapała woda. W ten sposób został zadręczony na śmierć”. Na ogół
jednak wspominano, iż pojmani rozbójnicy traceni byli na szubienicy (Sowiniec
koło Mosiny, Łomnica koło Zbąszynia, Przybychowo koło Obornik, Kościelne
Podlesie koło Wągrowca, Połajewo). Rozbójnicy przyłapani na próbie napadu na
Augusta III „swoją swawolę przypłacili życiem. Wszyscy poszli do wieży, w której
znajdowały się jadowite węże i dzikie zwierzęta czekające na skazanych przestępców”.
Wspomnieć tu
także należy, że Madaj zaprzestał rozboju wskutek perswazji duchownego, który
roztoczył przed im wizję mąk piekielnych, jakie niechybnie go czekają, jeśli
kontynuował będzie dotychczasowe życie”.
Źródło: Wojciech Łysiak
„Ludowa wizja przeszłości. Historyzm folkloru Wielkopolski”, Wydawnictwo Naukowe
UAM, Poznań 1992, s. 94-99.
Przypisy.
[1] Możliwe, że W. Łysiak, bądź
autor źródła na które ten się powołał przekręcił owo nazwisko, gdyż
zazwyczaj źródła wspominają je jako
Garczyński (m.in. takaż wersja zapisu nazwiska widnieje u Kolberga) – stąd też wziął
się przydomek owego raubrittera „Garca”.
[2] Wzmianki na temat Zagacza
pochodzą także z okolic Rogoźna,o czym wspominaliśmy w innym miejscu na naszej stronie: https://regionwielkopolskawsch.blogspot.com/2017/06/style-definitions-table.html
Sam Wojciech Łysiak wzmiankował o
nim w innej swej publikacji: „W kręgu
wielkopolskich demonów i przekonań niedemonicznych” – wspominając Zagacza
właśnie w charakterze nadnaturalnej istoty polnej, z okolic wyżej opisanego zasięgu.
Ciekawym
jest fakt, iż w wielu miejscach wierzono w istoty polne, nieprzychylne
człowiekowi, które porywać mogą dzieci. Pytanie zatem, czy postać Zagacza
wzorowana na rozbójniku zastąpiła wcześniejsze wierzenia (co wiele prawdopodobne
– mielibyśmy tutaj do czynienia z wypieraniem starych wątków podaniowych
poprzez nowe, aktualniejsze dla ówczesnej społeczności), czy też opowieści o
tej istocie miały pojawić się pod wpływem opowieści o owej postaci.
Spis i źródła
ilustracji.
1.
Ilustracja przedstawiająca legendarnego
raubrittera Eppeleina von Gaillingen, uciekającego z zamku Nuremberg:
2.
Rycerze-rabusie podczas ataku na transport
towarowy w średniowieczu.
3.
Rycerze
rozbójnicy w akcji raz jeszcze…
4.
Kolejne
pokolenie rabusiów: