Zgodnie z zapowiedziami - powracamy do tematyki ziemiańskiego świętowania. Podczas gdy temat obchodów Wielkiejnocy, potraktowaliśmy wspólnie, to przy okazji Bożego Narodzenia, pozwoliliśmy sobie na osobną opowieść. Mamy nadzieję, że przedstawiony przez nas materiał w zupełności wpasuje się we świąteczny klimat, stanowiąc nostalgiczną pamiątkę po czasach i świecie, który bezpowrotnie przeminął. Nim jednak przejdziemy do omawiania materiałów, przedstawionych w artykule, pragniemy złożyć naszym czytelnikom okazjonalne życzenia:
Świąt prawdziwie świątecznych,
ciepłych w sercu, zimowych na zewnątrz,
jaśniejących pierwszą gwiazdką.
Niech z nut świątecznych zapachów powstanie najpiękniejsza kolęda
i czarem swej melodii spełni Wasze marzenia.
Kupowanie
świątecznych prezentów - rady cioteczki Jasieckiej.
Nie inaczej, jak
w obecnych czasach, tak i w epoce ziemiaństwa, okres bożonarodzeniowego
świętowania , poprzedzał czas porządków… a także poszukiwań prezentów. Czytając
wspomnienia ówczesnych, można zaobserwować jak wówczas „świąteczna gorączka”,
była podsycana przez rozwijający się rynek konsumpcjonizmu. Bowiem oferty
sklepów wielu większych ówczesnych miast (podobnie jak teraz) prześcigały się w
owym okresie bogatymi ofertami, kierowanymi do klientów, poszukujących
upominków dla sobie bliskich osób. Nie zawsze jednak szeroki wybór, oraz ceny
szły w parze z jakością i praktycznością, o czym w swoich pamiętnikach
wspominała Marianna Jasiecka, pochodząca z majątku w Polwicy k. Środy, Marianny
Jasieckiej. Autorka wspomnień przedstawiała siebie jako osobę lubiącą kupować
prezenty dobrze przemyślane, które będą zarówno prezentować się wspaniale,
pozostaną praktyczne, jak i dobrej jakości – by służyć obdarowanemu służyć jak
najdłużej. Oddając się lekturze jej wspomnień, mamy wgląd w wybór, jaki
oferowały ówczesne sklepy zabawkarskie. Ich opis, bez wątpienia nie wywoła fali
zachwytu u współczesnych dzieci, ani nastolatków – jednak warto dowiedzieć się,
na jakie prezenty liczyć mogli ich ówcześni rówieśnicy. Przekonajmy się także co trafiało w gusta Jasieckiej,
jak ona sama oceniała ówczesny rynek zabawkarski? Zobaczmy:
„Pamiętam,
że gdy miałam dziesięć lat […] dostałam od gwiazdora – bardzo ładnie wykonaną,
a równocześnie kształcącą zabawkę [..]. Gdy ostatnio w Poznaniu, chciałam
koniecznie kupić dla moich dzieci podobną układankę. Niestety, nie znalazłam w
sklepach podobnej zabawki. Oferowano mi różne zabawki mechaniczne, na przykład
ptaki poruszające się w klatkach za naciśnięciem sprężyny, otwierające się
bramy, tarcze piłujące drzewo, kujących kowali, itp. Pomijając, że te sztuczne
machinerie są kosztowne, wydaje mi się, iż taką zabawką dziecko musi szybko
się znudzić […] Z ładniejszych ale
znanych od dawna zabawek widziałam w składach kolorowe piłki, obręcze i wolanty
oraz różne łamigłówki [1].
Autorka
wspomnień podkreślała także, że jak na Wielkopolankę przystało - kupowała upominki,
wyłącznie u polskich sprzedawców. Było
wręcz nie do pomyślenia, kupować coś w niemieckich sklepach – Tam Polaka nie
uświadczysz – pisywała [2]. W poszukiwaniach świątecznych prezentów, zalecała
też by kupować u stałych kupców, gdyż traktując klienta jako stałego bywalca,
zawsze stawiali przed nim towar pierwszej jakości, przedstawiali warte uwagi
nowinki. Wyznając ogólnie przyjętą, że wszyscy muszą zostać obdarowani pod
choinką - kupując prezenty myślała także o podarunkach dla służby (włączając w
to stróża nocnego i chłopca od noszenia wody) [3].
Gorączka
świątecznych przygotowań.
Schemat nakrycia stołu, dla dwunastu osób, 1873 rok.
Dzień,
w którym wypadała Wigilia był ostatnią szansą na dokończenie świątecznych
przygotowań. Wybierając choinkę, pod którą dzieci miały zastać prezenty od
Gwiazdora (choć, jak to już sobie wyjaśniliśmy wcześniej – w zależności od
części regionu, pojawiły się i inne postaci przynoszące świąteczne
prezenty), decydowano się na drzewa
takie jak: jodła, sosna, świerk. W
Polwicy w Wielkopolsce w latach 90. XIX
w. dużą choinkę w drewnianym stojaku przynosił z samego rana stelmach [4].
Jeśli zaś chodzi o tendencje dotyczące samego dekorowania drzewa, to przyznać
trzeba, że wszystko zależało od części regionu kraju, oraz tradycji
obowiązujących w danej rodzinie. Często decydowano się jednak na ozdoby
wykonywane ręcznie, niekiedy nawet – własnoręcznie, do wykonania których
używano kolorowych papierów, źdźbeł słomy; wieszano także jabłka, pierniki i
inne ciasteczka. Wychowana w Russowie, k. Kalisza, Maria Dąbrowska wspominała,
że w rodzinnym domu ozdoby choinkowe były wykonywane z kolorowych opłatków,
które do rodzinnego dworu pisarki dotaczał miejscowy organista. Były pakowane w
paczkach przeznaczonych dla: „rodziców” (tj. dorosłych), dzieci, oraz służby, a
obowiązkowo musiały być we wszystkich
paczkach opłatki kolorowe; żółte,
niebieskie i czerwone – na światy i gwiazdy choinkowe”. Opłatków było tak dużo,
że dzieci jadły je, przypiekając nad lampą naftową – takie były najsmaczniejsze
– przez całe święta [5]. Dobrze znane nam dziś bombki nie zawsze były
widziane dobrze na polskich choinkach, przez wzgląd iż postrzegano je jako obce
kulturowo – tym bardziej, że zostały przejęte z terenów Niemiec [6].
W
ciągu dnia, przed wieczerzą s posiłki postne: śledzie, kartofle, pieczywo. Przykładowo: w Polwicy w latach 90. XIX w. obiad był bardzo skromny – dorośli jedli
ziemniaki z olejem lub powidłami, a dzieci zupę mleczną [7]. Dbano o to, aby potrawy podawane na
wigilijnym stole były przede wszystkim świeże. Poranny połów w wigilię należał do świątecznej tradycji. „Znad stawu
słychać już było głos ojca, i matka brnęła w śniegu, okutana od stóp do głów,
między klombami róż owiniętych w słomę” – wspominała Maria Dąbrowska. – „Dzieci
nadziewały na siebie pospiesznie włóczkowe kamasze i watowane szubki i biegły
także. Na stawie ludzie wlekli pod lodem sieć, krzycząc i nurzając ręce w
przeręblach [8].
Pieczę
nad ostatecznymi przygotowaniami do wieczerzy, a także pozostałych dni świąt
sprawowała oczywiście pani domu. W kuchni praca szła pełną parą – kolejno
powstawały świąteczne wypieki, oraz pozostałe dania. Nie zaniedbywano także
pozostałych obowiązków związanych z przygotowaniami do wieczerzy - sprzątano dworskie wnętrza, oraz polerowana
zastawy, które miały być z tej okazji użyte. Wszystko miało być dopięte na
ostatni guzik. Tyczyło się to także szykowania bożonarodzeniowego stołu, który
w Wielkopolsce przybierano pęczkami mirtu
i jedliny, a nad nim zawieszano tzw. kranz – wieniec spleciony z gałązek drzew
iglastych. Według Jacka Jerzego Nieżychowskiego: „Ów wieniec pochodził z
tradycji niemieckiej zaadaptowanej w Wielkopolsce, a konkretnie z religii
protestanckiej. W wielu domach wisiał od początku adwentu aż do Wigilii i zwano
go wieńcem adwentowym [9]. Poza
tym, obowiązkowo – zgodnie z tradycją obrus rozkładano, na wyściełanym siankiem
blacie stołu.
Zwyczaj
szykowania dodatkowego nakrycia „dla przodka” w rodzinach ziemiańskich dość
szybko uległ zapomnieniu. Nie oznacza to jednak, że przy wigilijnym stole brakowało wolnego nakrycia – a i owszem!
Jednak było ono zarezerwowane dla „pana Niewiadomskiego”, czyli
niespodziewanego gościa. Zwyczaj ten wynikał także z przeświadczenia, iż przy
stole zawsze musiała znajdować się parzysta liczba miejsc – w przeciwnym
wypadku, mogło to wróżyć śmierć kogoś z biesiadników. Dlatego też, gdy wypadała
nieparzysta liczba gości, dostawiano owo dodatkowe nakrycie[10]. Jednakże, w
niektórych rodzinach, tak jak w przypadku Laudowiczów z Tuwalczewa (przez
pewien czas zaliczanego w poczet ziem Wschodniej Wielkopolski, oraz pow.
kaliskiego), przygotowywano dwa nakrycia – dla przodka i dla przybysza
[11].
W kręgu ziemiańskich rytuałów, końca i początku
cyklu dorocznego.
Tak
jak w przypadku kultury chłopskiej, tak i wśród
ziemiaństwa istniał szereg przesądów, związanych z dawnym
religijno-magicznym sposobem myślenia. Jak
mówi główna bożonarodzeniowa zasada: jaka Wigilia, taki przyszły rok. Podczas gdy
kobiety, pozostając we dworze, pochłonięte były świątecznymi przygotowaniami,
mężczyźni udawali się na świąteczne polowania, które wśród ziemiaństwa zyskały
rangę wręcz rytualnych. Uważano, że jeśli myśliwy tego dnia coś upoluje –
przyszły rok także będzie dla niego pomyślny. Wg Rzewuskiego zwyczaj
polowania w dnie Wilijne 24 i 31 grudnia bierze się z chęci złożenia Dziecięciu
w ofierze przyjemności łowieckich myśliwych, a zarazem jest ich błaganiem o
opiekę w Nowym Roku. Ważnym pośrednikiem między Mocą Najwyższą, a myśliwymi
jest ich patron św. Hubert [12]. Ale
czyż nie wynikało to też z bardziej przyziemnych pobudek? Być może panowie, nie
chcąc zaprzątać sobie głowy czysto babskimi obowiązkami, po postu starali sobie
organizować i tym samym uprzyjemnić sobie czas oczekiwania na wieczerzę właśnie
w ten sposób.
Jako
ciekawostkę przytoczyć można wspomnienia, przywoływanego już wcześniej,
niejednokrotnie J. J. Nieżychowskiego, który w 1938 roku, spędzał święta w
Bogusławicach na Kujawach. Choć przytaczany poniżej opis, łączy ze Wschodnią
Wielkopolską postać ziemianina, to warto przytoczyć opis bigosu, jaki podawano
wówczas w trakcie wigilijnego polowania:
„Bigos
odgrzewany [był] w saganie zawieszonym na drągu
nad ogniskiem, przysadzany na słodkiej, kiszonej kapuście, wielokrotnie
zamrażany i odmrażany, z mnóstwem oborników podsuszanych na słońcu, z dodatkiem
cebulki i odrobiny czosnku, zarumienionych na świeżym maśle, z dodatkiem ziół
tajemnie zbieranych o różnych porach
dnia, nocy i roku przez niezastąpioną klucznicę Lolę, wreszcie
doprawiony czerwonym burgundem, wędzonymi śliwkami i ziarnkami jałowca. Dodam
tylko tyle, że Lola dorzucała do bigosu nasze rodzime trufle, rodzone siostry
tych francuskich, czyli poczciwe purchawki
zbierane, gdy dopiero wychylały się z ziemi […]. Smaku i zapachu owego bigosu
nie jest w stanie opisać żaden poeta. To trzeba właśnie w takim mroźnym dniu na
leśnej polanie popróbować, przegryzając sitnym, w domu pieczonym na liściu kapusty żytnim chlebem, przepijając nalewkami
różnorodnymi i grzanym korzennym winem [13].
Po opisanym
powyżej śniadaniu, spożywanym wspólnie – zarówno przez kobiety jak i mężczyzn,
następował ponowny podział zajęć. Panie powracały z powrotem na dwór,
nadzorować i pomagać we świątecznych przygotowaniach - panowie zaś kontynuowali polowanie, aż do zapadnięcia
zmroku (tj. ok. godz. 15). W drodze powrotnej, gospodarz nie szczędził ziarna
wysypywanego na pokryte śniegiem pola – gest, ten miał zapewnić urodzaj plonów
w nadchodzącym roku [14].
Przy wigilijnym
stole.
Zgodnie z
tradycją – wieczerzę rozpoczynano wraz z pojawieniem się pierwszej gwiazdki. Zasiadano
do niego wg zajmowanej w rodzinie hierarchii – i tak, zaszczytne miejsce przy
stole należało się najstarszej kobiecie w rodzinie – babce, bądź matce [15].
Przywilej rozpoczynania zwyczaju dzielenia się opłatkiem należał do najstarszej
osoby w rodzinie – często była to babka, matka, bądź ojciec - głowa rodziny
[16].
Zarówno
zamieszkała we dworze rodzina, jak i służba wieczerzała osobno, w wyznaczonych
do tego pomieszczeniach. W mniejszych dworach służba zaglądała do państwa przez drzwi
jadalni. „Wobec tego ojciec – wspominał Maria Dąbrowska - brał talerz na którym leżały opłatki , i
wszyscy szli do kuchni. Na wielkim stole były porozstawiane miski, a na nich
piętrzyły się jabłka, orzechy i pierniki. Musiała być porcja dla każdego i z
dworskiej kuchni, i z czeladnej. Wszyscy się cisnęli by połamać się opłatkiem.
Potem dostawali ogromny kielich wódki, a ojciec do nich przepijał. Przychodzili
też włodarze, stelmach, ogrodnik, ale ci tylko opłatkiem się łamali i życzenia
składali [17].
Co się zaś tyczy
spożywanych wówczas potraw, Witold Molik,
opisujący życie ziemiaństwa wielkopolskiego,
podał przykładowe dania wigilijne: „zupa migdałowa lub rybna z łazankami,
paszteciki z grzybów, karp w szarym sosie, smażone szczupaki z tartym chrzanem i ziemniakami, szczupak
pieczony z sałatką mieszaną, kapusta z suszonymi grzybami, ryż z serem, kluski
z białym, ucieranym makiem i kompot z suszonych owoców”. Wspomnienia ziemian
wielkopolskich potwierdzają dla tego regionu typowość większości wymienionych
potraw, a szczególnie zupy rybnej z łazankami, karpia smażonego i kapusty z
grzybami [18]. Ważnym jest także by
podkreślić zasadniczą różnicę, wynikającą z faktu iż na terenach byłego
Królestwa Kongresowego, Wielkiego Księstwa Poznańskiego i zachodniej Galicji makiełki były spożywane zamiast kutii [19].
Jeden z autorów publikacji, na którą się w niniejszej publikacji powołuję,
zauważał, że potrawy te wzbudzały różnorakie odczucia. Z jednej strony -
uznawano wyższość kutii, nad makiełkami
(uważano, że są one przy niej, niczym świeżo mianowany szlachcic przy
Radziwiłłach); z drugiej strony – we wspomnieniach niektórych z ziemian,
pierwsza z potraw zapisała się jako „paskudztwo”, którego wypadało raz do roku
skosztować. Bowiem, wedle starej bożonarodzeniowej zasady: ilu się potraw nie
spróbowało, z wigilijnego stołu – tyle przyjemności miało ominąć człowieka, w
nadchodzącym roku.
Ważnym jest także, aby zaznaczyć, że do
charakterystycznych dla Wielkopolski dań wigilijnych, wymienić – zupę rybną. W regionie tym, wśród arystokracji mniejszej lub większej ryby, podawano często w tzw. "szarym sosie" - przepis na niego mógł różnić się w zależności od części Regionu, czy też tradycji danej rodziny. Podstawę do jego przygotowania stanowiła zasmażka z masła i mąki, dodawana do wywaru przygotowywanego z warzyw, oraz ryb - a w kuchni Wielkopolskiej, był on dodatkowo zakwaszany octem, i dla kontrastu - dosładzany karmelem.
Wigilijny
jadłospis mógł rzecz jasna miejscami różnić się od przed chwilą przedstawionego
– wszystko zależało od części Regionu, oraz tradycji danej rodziny. Pamiętać
należy, że w przeciwieństwie do chłopstwa, ziemianie dysponowali większym
majątkiem, co też przekładało się na jakoś i ilość spożywanych pokarmów w trakcie
świąt, oraz uroczystości rodzinnych. Poza tym, często poprzez fakt zawierania
„mieszanych” małżeństw, czy też możliwości podróżowania w różne zakątki świata,
dochodziło do zapożyczeń kulinarnych inspiracji. Aby jednak wykazać, że dla
Wielkopolski (w tym Wschodniej jej części), panował pewien kanon, podawanych w
tym okresie potraw, pozwolimy sobie na przytoczenie jeszcze dwóch przykładów
wigilijnych wieczerzy.
W Polwicy u Jasieckich co roku podawano to samo:
zupę rybną z łazankami, smażone szczupaki
z tartym chrzanem i ziemniakami, kapustę z suszonymi grzybami, kluski z
białym ucieranym makiem, na koniec kompot z suszonych owoców [20].
Jacek Jerzy Nieżychowski opisał wigilię, która
odbyła się w 1938 r. w Bogusławicach na Kujawach. Istotne jest, że pan domu -
Antoni Dunin – był Wielkopolaninem, a pani domu – Zofia z domu Werner –
zachowała po swojej matce wiele obyczajów wschodniogalicyjskich. Podano tam
następujące potrawy: opłatek smarowany miodem, zupę grzybową klarowaną z
łazankami, szczupaka po polsku z wody z jajkiem, barszcz z uszkami, karpia
smażonego panierowanego, kapustę wigilijną z rodzynkami, łazanki z serem i
makiem, karpia w szarym sosie z rodzynkami, kompot z suszu, kutię w wersji
galicyjskiej, makowiec lukrowany, dodatki do ryb, tzn., prawdziwki w occie,
„kompot z ogórków” i ćwikłę z chrzanem, oraz ziemniaki w różnych postaciach do
ryb [21].
Warto
także przytoczyć kilka wspomnień Marii Dąbrowskiej, odnoszących się do
wigilijnej wieczerzy w rodzinnym Russowie:
„Przy
rybach należało zachować szczególną ostrożność […] podczas wigilii „matka
drżała, aby dzieci nie udławiły się ością, a dzieci jadły ryby ze strachem i zdawało
im się czasem że się dławią. Wtedy ojciec kazał im jeść dużo kartofli i były
zachwycone [22]. Na
deser podawano ciasta, choć w znacznie mniejszym wyborze niż przy
innych świątecznych okazjach.
Obowiązkowe były piernik na miodzie i makowiec. Na koniec pojawiały się bakalie
– ubóstwiane przez dzieci figi, daktyle, rodzynki, orzechy, a także owoce
południowe – mandarynki i pomarańcze. „Duże włoskie orzechy jedliśmy z miodem,
a małymi laskowymi graliśmy z ojcem w cetno i licho” – pisała Dąbrowska [23].
Niektóre
rodziny ziemiańskie (mimo obowiązującego postu), pozwalały sobie na spożywanie
w trakcie wieczerzy alkoholu, pozostała część starała się jednak przestrzegać
jego zakazu.
Po
wigilii udawano się do pobliskiego kościoła na pasterkę, w której ziemiańska
rodzina uczestniczyła wespół z mieszkańcami okolicznych wsi. W kolejne
świąteczne dni, spędzanych w gronie rodzinnym także nie zapominano o
uczestnictwie w kolejnych nabożeństwach. Ponadto urządzano kuligi, a także (o czym już sobie
powiedzieliśmy przy okazji omawiania ludowej obrzędowości związanej z tymże okresem), we dworze podejmowano także kolędników,
herodów, oraz wszelkiej maści innych grup przebierańców. Z racji rozpoczęcia
okresu karnawału uczestniczono w towarzyskich spotkaniach, oraz wydarzeniach –
zawsze w gronie swojej klasy społecznej.
Autor: Marta Kaleta.
Przypisy.
[1]
T. A. Pruszak, O ziemiańskim świętowaniu. Tradycje świąt Bożego Narodzenia i Wielkiejnocy ,Warszawa 2011, PWN, s. 41.
[2]
Tamże, s. 43.
[3]
zob. tamże, s. 44.
[4]
Tamże, s. 59.
[5]M.
Łozińska, W ziemiańskim dworze.
Codzienność, obyczaje, święta, zabawy, Warszawa 2011, 2012, PWN, s. 17-18.
[6]
zob. T. A. Pruszak, dz. cyt., s. 40.
[7]
Tamże, s. 83.
[8]
M. Łozińska, dz. cyt., s. 24.
[9]
T. A. Pruszak, dz. cyt., s. 95.
[10]
zob. M. Łozińska, dz. cyt., s. 43.
[11]
T. A. Pruszak, dz. cyt., s. 101.
[12]
Tamże, s. 71-72.
[13]
Tamże, s. 73-74.
[14]
Tamże.
[15]
zob. M. Łozińska, dz. cyt., s. 43.
[16]
zob. T. A. Pruszak, dz. cyt., s. 101.
[17]
M. Łozińska, dz. cyt., s. 43.
[18]
T. A. Pruszak, dz. cyt., s. 117.
[19]
Tamże, s. 119.
[20]
Tamże, s. 117.
[21]
Tamże, s. 118.
[22]
M. Łozińska, dz. cyt., s. 45.
[23]
Tamże.
Bibliografia.
1. Łozińska Maja, W ziemiańskim dworze. Codzienność, obyczaje, święta, zabawy, Warszawa
2011, 2012, PWN.
2. Pruszak Tomasz Adam, O ziemiańskim świętowaniu. Tradycje świąt
Bożego Narodzenia i Wielkiejnocy ,Warszawa 2011, PWN.
Spis ilustracji.
1.
Polska kartka
bożonarodzeniowa, z pierwszej połowy XX w.:
Kultura
i obyczaje w XIX wieku (strona FaceBook): https://www.facebook.com/949415675083036/photos/pcb.1761809240510338/1761801847177744/?type=3&theater
2.
Schemat nakrycia stołu, dla 12 osób, 1873
rok:
Pruszak
Tomasz Adam, O ziemiańskim świętowaniu.
Tradycje świąt Bożego Narodzenia i Wielkiejnocy ,Warszawa 2011, PWN.
3.
Oszczepnicy:
Tamże.
4.
Wigilijna
fotografia, przedstawiająca ziemiańską parę przy choince:
Tamże.
5.
Polska kartka
bożonarodzeniowa, z pierwszej połowy XX w.:
Kultura
i obyczaje w XIX wieku (strona FaceBook).
6.
Polska kartka bożonarodzeniowa, z pierwszej
połowy XX w.:
Kultura
i obyczaje w XIX wieku (strona FaceBook).
7.
Polska kartka
bożonarodzeniowa, z pierwszej połowy XX w.:
Kultura
i obyczaje w XIX wieku (strona FaceBook).