piątek, 22 grudnia 2017

Ziemiańska opowieść wiglijna.


Zgodnie z zapowiedziami - powracamy do tematyki ziemiańskiego świętowania. Podczas gdy temat obchodów Wielkiejnocy, potraktowaliśmy wspólnie, to przy okazji Bożego Narodzenia, pozwoliliśmy sobie na osobną opowieść. Mamy nadzieję, że przedstawiony przez nas materiał w zupełności wpasuje się we świąteczny klimat, stanowiąc nostalgiczną pamiątkę po czasach i świecie, który bezpowrotnie przeminął. Nim jednak przejdziemy do omawiania materiałów, przedstawionych w artykule, pragniemy złożyć naszym czytelnikom okazjonalne życzenia:

Świąt prawdziwie świątecznych,
ciepłych w sercu, zimowych na zewnątrz,
jaśniejących pierwszą gwiazdką.
Niech z nut świątecznych zapachów powstanie najpiękniejsza kolęda
i czarem swej melodii spełni Wasze marzenia.




Kupowanie świątecznych prezentów - rady cioteczki Jasieckiej.





Nie inaczej, jak w obecnych czasach, tak i w epoce ziemiaństwa, okres bożonarodzeniowego świętowania , poprzedzał czas porządków… a także poszukiwań prezentów. Czytając wspomnienia ówczesnych, można zaobserwować jak wówczas „świąteczna gorączka”, była podsycana przez rozwijający się rynek konsumpcjonizmu. Bowiem oferty sklepów wielu większych ówczesnych miast (podobnie jak teraz) prześcigały się w owym okresie bogatymi ofertami, kierowanymi do klientów, poszukujących upominków dla sobie bliskich osób. Nie zawsze jednak szeroki wybór, oraz ceny szły w parze z jakością i praktycznością, o czym w swoich pamiętnikach wspominała Marianna Jasiecka, pochodząca z majątku w Polwicy k. Środy, Marianny Jasieckiej. Autorka wspomnień przedstawiała siebie jako osobę lubiącą kupować prezenty dobrze przemyślane, które będą zarówno prezentować się wspaniale, pozostaną praktyczne, jak i dobrej jakości – by służyć obdarowanemu służyć jak najdłużej. Oddając się lekturze jej wspomnień, mamy wgląd w wybór, jaki oferowały ówczesne sklepy zabawkarskie. Ich opis, bez wątpienia nie wywoła fali zachwytu u współczesnych dzieci, ani nastolatków – jednak warto dowiedzieć się, na jakie prezenty liczyć mogli ich ówcześni rówieśnicy.  Przekonajmy się także co trafiało w gusta Jasieckiej, jak ona sama oceniała ówczesny rynek zabawkarski? Zobaczmy:
Pamiętam, że gdy miałam dziesięć lat […] dostałam od gwiazdora – bardzo ładnie wykonaną, a równocześnie kształcącą zabawkę [..]. Gdy ostatnio w Poznaniu, chciałam koniecznie kupić dla moich dzieci podobną układankę. Niestety, nie znalazłam w sklepach podobnej zabawki. Oferowano mi różne zabawki mechaniczne, na przykład ptaki poruszające się w klatkach za naciśnięciem sprężyny, otwierające się bramy, tarcze piłujące drzewo, kujących kowali, itp. Pomijając, że te sztuczne machinerie są kosztowne, wydaje mi się, iż taką zabawką dziecko musi szybko się  znudzić […] Z ładniejszych ale znanych od dawna zabawek widziałam w składach kolorowe piłki, obręcze i wolanty oraz różne łamigłówki [1].
Autorka wspomnień podkreślała także, że jak na Wielkopolankę przystało - kupowała upominki, wyłącznie u polskich sprzedawców. Było wręcz nie do pomyślenia, kupować coś w niemieckich sklepach – Tam Polaka nie uświadczysz – pisywała [2]. W poszukiwaniach świątecznych prezentów, zalecała też by kupować u stałych kupców, gdyż traktując klienta jako stałego bywalca, zawsze stawiali przed nim towar pierwszej jakości, przedstawiali warte uwagi nowinki. Wyznając ogólnie przyjętą, że wszyscy muszą zostać obdarowani pod choinką - kupując prezenty myślała także o podarunkach dla służby (włączając w to stróża nocnego i chłopca od noszenia wody) [3].


Gorączka świątecznych przygotowań.



Schemat nakrycia stołu, dla dwunastu osób, 1873 rok. 


            Dzień, w którym wypadała Wigilia był ostatnią szansą na dokończenie świątecznych przygotowań. Wybierając choinkę, pod którą dzieci miały zastać prezenty od Gwiazdora (choć, jak to już sobie wyjaśniliśmy wcześniej – w zależności od części regionu, pojawiły się i inne postaci przynoszące świąteczne prezenty),  decydowano się na drzewa takie jak: jodła, sosna, świerk. W Polwicy w Wielkopolsce w latach 90.  XIX w. dużą choinkę w drewnianym stojaku przynosił z samego rana stelmach [4]. Jeśli zaś chodzi o tendencje dotyczące samego dekorowania drzewa, to przyznać trzeba, że wszystko zależało od części regionu kraju, oraz tradycji obowiązujących w danej rodzinie. Często decydowano się jednak na ozdoby wykonywane ręcznie, niekiedy nawet – własnoręcznie, do wykonania których używano kolorowych papierów, źdźbeł słomy; wieszano także jabłka, pierniki i inne ciasteczka. Wychowana w Russowie, k. Kalisza, Maria Dąbrowska wspominała, że w rodzinnym domu ozdoby choinkowe były wykonywane z kolorowych opłatków, które do rodzinnego dworu pisarki dotaczał miejscowy organista. Były pakowane w paczkach przeznaczonych dla: „rodziców” (tj. dorosłych), dzieci, oraz służby, a obowiązkowo musiały być we wszystkich paczkach  opłatki kolorowe; żółte, niebieskie i czerwone – na światy i gwiazdy choinkowe”. Opłatków było tak dużo, że dzieci jadły je, przypiekając nad lampą naftową – takie były najsmaczniejsze – przez całe święta [5]. Dobrze znane nam dziś bombki nie zawsze były widziane dobrze na polskich choinkach, przez wzgląd iż postrzegano je jako obce kulturowo – tym bardziej, że zostały przejęte z terenów Niemiec [6].

            W ciągu dnia, przed wieczerzą s posiłki postne: śledzie, kartofle, pieczywo.  Przykładowo: w Polwicy w latach 90. XIX w. obiad był bardzo skromny – dorośli jedli ziemniaki z olejem lub powidłami, a dzieci zupę mleczną [7]. Dbano o to, aby potrawy podawane na wigilijnym stole były przede wszystkim świeże. Poranny połów w wigilię należał do świątecznej tradycji. „Znad stawu słychać już było głos ojca, i matka brnęła w śniegu, okutana od stóp do głów, między klombami róż owiniętych w słomę” – wspominała Maria Dąbrowska. – „Dzieci nadziewały na siebie pospiesznie włóczkowe kamasze i watowane szubki i biegły także. Na stawie ludzie wlekli pod lodem sieć, krzycząc i nurzając ręce w przeręblach [8].
            Pieczę nad ostatecznymi przygotowaniami do wieczerzy, a także pozostałych dni świąt sprawowała oczywiście pani domu. W kuchni praca szła pełną parą – kolejno powstawały świąteczne wypieki, oraz pozostałe dania. Nie zaniedbywano także pozostałych obowiązków związanych z przygotowaniami do wieczerzy  - sprzątano dworskie wnętrza, oraz polerowana zastawy, które miały być z tej okazji użyte. Wszystko miało być dopięte na ostatni guzik. Tyczyło się to także szykowania bożonarodzeniowego stołu, który w Wielkopolsce przybierano pęczkami mirtu i jedliny, a nad nim zawieszano tzw. kranz – wieniec spleciony z gałązek drzew iglastych. Według Jacka Jerzego Nieżychowskiego: „Ów wieniec pochodził z tradycji niemieckiej zaadaptowanej w Wielkopolsce, a konkretnie z religii protestanckiej. W wielu domach wisiał od początku adwentu aż do Wigilii i zwano go wieńcem adwentowym [9]. Poza tym, obowiązkowo – zgodnie z tradycją obrus rozkładano, na wyściełanym siankiem blacie stołu.
Zwyczaj szykowania dodatkowego nakrycia „dla przodka” w rodzinach ziemiańskich dość szybko uległ zapomnieniu. Nie oznacza to jednak, że przy wigilijnym stole  brakowało wolnego nakrycia – a i owszem! Jednak było ono zarezerwowane dla „pana Niewiadomskiego”, czyli niespodziewanego gościa. Zwyczaj ten wynikał także z przeświadczenia, iż przy stole zawsze musiała znajdować się parzysta liczba miejsc – w przeciwnym wypadku, mogło to wróżyć śmierć kogoś z biesiadników. Dlatego też, gdy wypadała nieparzysta liczba gości, dostawiano owo dodatkowe nakrycie[10]. Jednakże, w niektórych rodzinach, tak jak w przypadku Laudowiczów z Tuwalczewa (przez pewien czas zaliczanego w poczet ziem Wschodniej Wielkopolski, oraz pow. kaliskiego), przygotowywano dwa nakrycia – dla przodka i dla przybysza  [11].


W kręgu ziemiańskich rytuałów, końca i początku cyklu dorocznego.
            



           
            Tak jak w przypadku kultury chłopskiej, tak i wśród  ziemiaństwa istniał szereg przesądów, związanych z dawnym religijno-magicznym sposobem  myślenia. Jak mówi główna bożonarodzeniowa zasada:  jaka Wigilia, taki przyszły rok. Podczas gdy kobiety, pozostając we dworze, pochłonięte były świątecznymi przygotowaniami, mężczyźni udawali się na świąteczne polowania, które wśród ziemiaństwa zyskały rangę wręcz rytualnych. Uważano, że jeśli myśliwy tego dnia coś upoluje – przyszły rok także będzie dla niego pomyślny. Wg Rzewuskiego zwyczaj polowania w dnie Wilijne 24 i 31 grudnia bierze się z chęci złożenia Dziecięciu w ofierze przyjemności łowieckich myśliwych, a zarazem jest ich błaganiem o opiekę w Nowym Roku. Ważnym pośrednikiem między Mocą Najwyższą, a myśliwymi jest ich patron św. Hubert [12]. Ale czyż nie wynikało to też z bardziej przyziemnych pobudek? Być może panowie, nie chcąc zaprzątać sobie głowy czysto babskimi obowiązkami, po postu starali sobie organizować i tym samym uprzyjemnić sobie czas oczekiwania na wieczerzę właśnie w ten sposób.
            Jako ciekawostkę przytoczyć można wspomnienia, przywoływanego już wcześniej, niejednokrotnie J. J. Nieżychowskiego, który w 1938 roku, spędzał święta w Bogusławicach na Kujawach. Choć przytaczany poniżej opis, łączy ze Wschodnią Wielkopolską postać ziemianina, to warto przytoczyć opis bigosu, jaki podawano wówczas w trakcie wigilijnego polowania:

Bigos odgrzewany [był] w saganie zawieszonym na drągu  nad ogniskiem, przysadzany na słodkiej, kiszonej kapuście, wielokrotnie zamrażany i odmrażany, z mnóstwem oborników podsuszanych na słońcu, z dodatkiem cebulki i odrobiny czosnku, zarumienionych na świeżym maśle, z dodatkiem ziół tajemnie zbieranych o różnych porach  dnia, nocy i roku przez niezastąpioną klucznicę Lolę, wreszcie doprawiony czerwonym burgundem, wędzonymi śliwkami i ziarnkami jałowca. Dodam tylko tyle, że Lola dorzucała do bigosu nasze rodzime trufle, rodzone siostry tych francuskich, czyli poczciwe  purchawki zbierane, gdy dopiero wychylały się z ziemi […]. Smaku i zapachu owego bigosu nie jest w stanie opisać żaden poeta. To trzeba właśnie w takim mroźnym dniu na leśnej polanie popróbować, przegryzając sitnym, w domu pieczonym na liściu  kapusty żytnim chlebem, przepijając nalewkami różnorodnymi i grzanym korzennym winem [13].
           
Po opisanym powyżej śniadaniu, spożywanym wspólnie – zarówno przez kobiety jak i mężczyzn, następował ponowny podział zajęć. Panie powracały z powrotem na dwór, nadzorować i pomagać we świątecznych przygotowaniach - panowie zaś  kontynuowali polowanie, aż do zapadnięcia zmroku (tj. ok. godz. 15). W drodze powrotnej, gospodarz nie szczędził ziarna wysypywanego na pokryte śniegiem pola – gest, ten miał zapewnić urodzaj plonów w nadchodzącym roku [14].


Przy wigilijnym stole.




Zgodnie z tradycją – wieczerzę rozpoczynano wraz z pojawieniem się pierwszej gwiazdki. Zasiadano do niego wg zajmowanej w rodzinie hierarchii – i tak, zaszczytne miejsce przy stole należało się najstarszej kobiecie w rodzinie – babce, bądź matce [15]. Przywilej rozpoczynania zwyczaju dzielenia się opłatkiem należał do najstarszej osoby w rodzinie – często była to babka, matka, bądź ojciec - głowa rodziny [16].
            Zarówno zamieszkała we dworze rodzina, jak i służba wieczerzała osobno, w wyznaczonych do tego pomieszczeniach. W mniejszych dworach  służba zaglądała do państwa przez drzwi jadalni. „Wobec tego ojciec – wspominał Maria Dąbrowska  - brał talerz na którym leżały opłatki , i wszyscy szli do kuchni. Na wielkim stole były porozstawiane miski, a na nich piętrzyły się jabłka, orzechy i pierniki. Musiała być porcja dla każdego i z dworskiej kuchni, i z czeladnej. Wszyscy się cisnęli by połamać się opłatkiem. Potem dostawali ogromny kielich wódki, a ojciec do nich przepijał. Przychodzili też włodarze, stelmach, ogrodnik, ale ci tylko opłatkiem się łamali i życzenia składali [17].

Co się zaś tyczy spożywanych wówczas potraw, Witold Molik, opisujący  życie ziemiaństwa wielkopolskiego, podał przykładowe dania wigilijne: „zupa migdałowa lub rybna z łazankami, paszteciki z grzybów, karp w szarym sosie, smażone szczupaki  z tartym chrzanem i ziemniakami, szczupak pieczony z sałatką mieszaną, kapusta z suszonymi grzybami, ryż z serem, kluski z białym, ucieranym makiem i kompot z suszonych owoców”. Wspomnienia ziemian wielkopolskich potwierdzają dla tego regionu typowość większości wymienionych potraw, a szczególnie zupy rybnej z łazankami, karpia smażonego i kapusty z grzybami [18]. Ważnym jest także by podkreślić zasadniczą różnicę, wynikającą z faktu iż na terenach byłego Królestwa Kongresowego, Wielkiego Księstwa Poznańskiego  i zachodniej Galicji  makiełki były spożywane zamiast kutii [19]. Jeden z autorów publikacji, na którą się w niniejszej publikacji powołuję, zauważał, że potrawy te wzbudzały różnorakie odczucia. Z jednej strony - uznawano wyższość  kutii, nad makiełkami (uważano, że są one przy niej, niczym świeżo mianowany szlachcic przy Radziwiłłach); z drugiej strony – we wspomnieniach niektórych z ziemian, pierwsza z potraw zapisała się jako „paskudztwo”, którego wypadało raz do roku skosztować. Bowiem, wedle starej bożonarodzeniowej zasady: ilu się potraw nie spróbowało, z wigilijnego stołu – tyle przyjemności miało ominąć człowieka, w nadchodzącym roku.
Ważnym jest także, aby zaznaczyć, że do charakterystycznych dla Wielkopolski dań wigilijnych, wymienić – zupę rybną. W regionie tym, wśród arystokracji mniejszej lub większej ryby, podawano często w tzw. "szarym sosie" - przepis na niego mógł różnić się w zależności od części Regionu, czy też tradycji danej rodziny. Podstawę do jego przygotowania stanowiła zasmażka z masła i mąki, dodawana do wywaru przygotowywanego z warzyw, oraz ryb - a w kuchni Wielkopolskiej, był on dodatkowo zakwaszany octem, i dla kontrastu - dosładzany karmelem. 



Wigilijny jadłospis mógł rzecz jasna miejscami różnić się od przed chwilą przedstawionego – wszystko zależało od części Regionu, oraz tradycji danej rodziny. Pamiętać należy, że w przeciwieństwie do chłopstwa, ziemianie dysponowali większym majątkiem, co też przekładało się na jakoś i ilość spożywanych pokarmów w trakcie świąt, oraz uroczystości rodzinnych. Poza tym, często poprzez fakt zawierania „mieszanych” małżeństw, czy też możliwości podróżowania w różne zakątki świata, dochodziło do zapożyczeń kulinarnych inspiracji. Aby jednak wykazać, że dla Wielkopolski (w tym Wschodniej jej części), panował pewien kanon, podawanych w tym okresie potraw, pozwolimy sobie na przytoczenie jeszcze dwóch przykładów wigilijnych wieczerzy.
W Polwicy u Jasieckich co roku podawano to samo: zupę rybną z łazankami, smażone szczupaki  z tartym chrzanem i ziemniakami, kapustę z suszonymi grzybami, kluski z białym ucieranym makiem, na koniec kompot z suszonych owoców [20].
Jacek Jerzy Nieżychowski opisał wigilię, która odbyła się w 1938 r. w Bogusławicach na Kujawach. Istotne jest, że pan domu - Antoni Dunin – był Wielkopolaninem, a pani domu – Zofia z domu Werner – zachowała po swojej matce wiele obyczajów wschodniogalicyjskich. Podano tam następujące potrawy: opłatek smarowany miodem, zupę grzybową klarowaną z łazankami, szczupaka po polsku z wody z jajkiem, barszcz z uszkami, karpia smażonego panierowanego, kapustę wigilijną z rodzynkami, łazanki z serem i makiem, karpia w szarym sosie z rodzynkami, kompot z suszu, kutię w wersji galicyjskiej, makowiec lukrowany, dodatki do ryb, tzn., prawdziwki w occie, „kompot z ogórków” i ćwikłę z chrzanem, oraz ziemniaki w różnych postaciach do ryb [21].




            Warto także przytoczyć kilka wspomnień Marii Dąbrowskiej, odnoszących się do wigilijnej wieczerzy w rodzinnym Russowie:
„Przy rybach należało zachować szczególną ostrożność […] podczas wigilii „matka drżała, aby dzieci nie udławiły się ością, a dzieci jadły ryby ze strachem i zdawało im się czasem że się dławią. Wtedy ojciec kazał im jeść dużo kartofli i były zachwycone [22]. Na  deser podawano ciasta, choć w znacznie mniejszym wyborze niż przy innych  świątecznych okazjach. Obowiązkowe były piernik na miodzie i makowiec. Na koniec pojawiały się bakalie – ubóstwiane przez dzieci figi, daktyle, rodzynki, orzechy, a także owoce południowe – mandarynki i pomarańcze. „Duże włoskie orzechy jedliśmy z miodem, a małymi laskowymi graliśmy z ojcem w cetno i licho” – pisała Dąbrowska [23].
            Niektóre rodziny ziemiańskie (mimo obowiązującego postu), pozwalały sobie na spożywanie w trakcie wieczerzy alkoholu, pozostała część starała się jednak przestrzegać jego zakazu.

            Po wigilii udawano się do pobliskiego kościoła na pasterkę, w której ziemiańska rodzina uczestniczyła wespół z mieszkańcami okolicznych wsi. W kolejne świąteczne dni, spędzanych w gronie rodzinnym także nie zapominano o uczestnictwie w kolejnych nabożeństwach. Ponadto  urządzano kuligi, a także (o czym już sobie powiedzieliśmy przy okazji omawiania ludowej obrzędowości  związanej z tymże okresem),  we dworze podejmowano także kolędników, herodów, oraz wszelkiej maści innych grup przebierańców. Z racji rozpoczęcia okresu karnawału uczestniczono w towarzyskich spotkaniach, oraz wydarzeniach – zawsze w gronie swojej klasy społecznej. 



 Autor: Marta Kaleta.



Przypisy.
[1] T. A. Pruszak, O ziemiańskim świętowaniu. Tradycje świąt Bożego Narodzenia i Wielkiejnocy ,Warszawa 2011, PWN, s. 41.
[2] Tamże, s. 43.
[3] zob. tamże, s. 44.
[4] Tamże,  s. 59.
[5]M. Łozińska, W ziemiańskim dworze. Codzienność, obyczaje, święta, zabawy, Warszawa 2011, 2012, PWN, s. 17-18.
[6] zob. T. A. Pruszak, dz. cyt., s. 40.
[7] Tamże, s. 83.
[8] M. Łozińska, dz. cyt., s. 24.
[9] T. A. Pruszak, dz. cyt., s. 95.
[10] zob. M. Łozińska, dz. cyt., s. 43.
[11] T. A. Pruszak, dz. cyt., s. 101.
[12] Tamże, s. 71-72.
[13] Tamże, s. 73-74.
[14] Tamże.
[15] zob. M. Łozińska, dz. cyt., s. 43.
[16] zob. T. A. Pruszak, dz. cyt., s. 101.
[17] M. Łozińska, dz. cyt., s. 43.
[18] T. A. Pruszak, dz. cyt., s. 117.
[19] Tamże, s. 119.
[20] Tamże, s. 117.
[21] Tamże, s. 118.
[22] M. Łozińska, dz. cyt., s. 45.
[23] Tamże.


Bibliografia.

1. Łozińska Maja, W ziemiańskim dworze. Codzienność, obyczaje, święta, zabawy, Warszawa 2011, 2012, PWN.
2. Pruszak Tomasz Adam, O ziemiańskim świętowaniu. Tradycje świąt Bożego Narodzenia i Wielkiejnocy ,Warszawa 2011, PWN.


 Spis ilustracji.



1.      Polska kartka bożonarodzeniowa, z pierwszej połowy XX w.:
2.       Schemat nakrycia stołu, dla 12 osób, 1873 rok:
Pruszak Tomasz Adam, O ziemiańskim świętowaniu. Tradycje świąt Bożego Narodzenia i Wielkiejnocy ,Warszawa 2011, PWN.
3.      Oszczepnicy:
Tamże.
4.      Wigilijna fotografia, przedstawiająca ziemiańską parę przy choince:
Tamże.
5.      Polska kartka bożonarodzeniowa, z pierwszej połowy XX w.:
Kultura i obyczaje w XIX wieku (strona FaceBook).
6.       Polska kartka bożonarodzeniowa, z pierwszej połowy XX w.:
Kultura i obyczaje w XIX wieku (strona FaceBook).
7.      Polska kartka bożonarodzeniowa, z pierwszej połowy XX w.:
Kultura i obyczaje w XIX wieku (strona FaceBook).