niedziela, 30 czerwca 2019

Archiwum X Wielkopolski Wschodniej, cz. 4: powiat gnieźnieński.


Lipcową serię materiałów rozpoczynamy od kolejnego odcinka naszego cyklu: "Z archiwum X Wielkopolski Wschodniej". Było już o sekretnych miejscach w Kaliszu, kręgach w zbożu i UFO w Wylatowie, a także tajemnicach zmarłych z sąsiedniego Goszczanowa i nie tylko. Dziś spróbujemy sobie odpowiedzieć na pytanie: czy  gnieźnieńskie Wzgórze Lecha mogło być przedchrześcijańskim ośrodkiem kultowym? Podpowiemy gdzie w omawianym powiecie szukać skarbów... Będzie też trochę podań o duchach, tajemnych rytuałach i...smoku.
Wszystkie prezentowane u nas materiały są publikowane w charakterze pro publico bono.



Gniezno śladem rodzimowierstwa stoi?



Rekonstrukcja poglądowa Wzgórza Lecha.



            Swoją podróż po zagadkach historii Gniezna  rozpocznijmy od domniemanej pierwszej stolicy naszego kraju. Domniemanej – gdyż w świetle najnowszych badań archeologicznych, i powstających w oparciu o nie teorii tytuł ten może przypaść w udziale innym miejscom na mapie Wielkopolski. Wątek ten jednak poruszaliśmy już na naszej stronie w artykule: „Prawdy z ziemi WYDARTE”, zamieszczony w dziale ciekawostki.
            Skupmy się natomiast na samym Gnieźnie. Nawet jeśli to nie ono odgrywało, przypisywaną mu przez historię rolę, to jego przeszłość wciąż skrywa wiele tajemnic. Pierwszą z nich, nad którą się w tym miejscu pochylimy, jest zagadka związana z pierwotnym przeznaczeniem Wzgórza Lecha. Istnieją bowiem przypuszczenia, iż dla dawnych Słowian, zamieszkujących nasze ziemie, mogło ono mieć charakter sakralny. I to wcale nie taki mały.
            Z kronikarskiego obowiązku należy wspomnieć tutaj o zapiskach Jana Długosza -kronikarza budzącego kontrowersje, gdyż nie raz został on „przyłapany” przez współczesnych nam historyków na swej nierzetelności.
Na kartach swego dzieła wzmiankował on, jakoby w miejscu, o którym tutaj mowa znajdować się  miała istotna świątynia, poświęcona pogańskiemu słowiańskiemu bóstwu imieniem – Nija. Postać tę autor kroniki przyrównywać miał do znanego z kultury antycznej Plutonowi.
            Imiona bóstw słowiańskich wzmiankowanych przez Długosza, które miałyby niegdyś funkcjonować na ziemiach polskich, budzą tyle samo kontrowersji co postać samego kronikarza. Co się tyczy religii słowiańskiej: problem polega na tym, iż zachowało się niewiele wiarygodnych źródeł, na podstawie których bylibyśmy w stanie zrekonstruować: panteon bóstw, charakter obrzędowości, czy przekonania o świecie dawnych Słowian. W tym miejscu kwestie sporne rozbijają się o domysły i próby rekonstrukcji owego utraconego świata, podejmowane przez kolejnych badaczy, podejmujących się zgłębienia i wyjaśnienia tego tematu. Wiele zagrożeń w tym miejscu niesie ze sobą nurt tzw. „turbosłowianizmu”, który charakteryzuje się tendencją do nadinterpretacji źródeł historycznych, i tworzenia teorii, mających więcej wspólnego z fantazją ich autora, niż faktami historycznymi. 
Czytając publikacje poświęcone kulturze oraz wierzeniom dawnych Słowian należy być bardzo ostrożnym – aby przypadkiem nie zawierzyć błędnym źródłom.
            Imiona bóstw wymieniane przez Jana Długosza (które pojawią się w dalszej części niniejszego tekstu) nie są do końca przyjmowane za pewne, i uznawane przez każdego znawcę tematu. Ów stan rzeczy posiada kilka przyczyn. Po pierwsze: wiarygodności ich nie sprzyja fakt przyrównania ich przez autora (możliwie nawet na siłę), do bóstw pochodzących z innego kręgu kulturowego. Zupełnie jakby Słowianie nie posiadali panteonu bóstw o odrębnych charakterach, niż przypisani im rzymscy odpowiednicy Autor wzmiankuje o nich zdawkowo – być może samemu nawet nie zadając sobie trudu, aby na podstawie badań terenowych (jak określilibyśmy to współcześnie) ustalić co z przedchrześcijańskich wierzeń przetrwało w ówczesnej mu kulturze ludowej. Imiona które się tutaj pojawią zostały przez niego zasłyszane wśród obrzędowych pieśni – jednak zapisanie ich nastąpiło już w oderwaniu od rzeczywistego kontekstu kulturowego.
            Pamiętać jednak należy: iż mimo oficjalnego chrztu Polski, przez dłuższy czas potajemnie  kultywowano szczątki dawnej wiary i kultury. Stąd też niektórzy badacze, mimo niepewności są w stanie uznać, iż wspomniane przez kronikarza imiona, zachowane w dawnych pieśniach, mogły odwoływać się do dawnych bogów. W tym celu powołują się na źródła inne, niż to omawiane przeze mnie przed chwilą.
Prof. Leszek Kolankiewicz w książce „Dziady. Teatr święta zmarłych” wykazał, że istnieją źródła wcześniejsze niż kronika Długosza, przekazujące imiona bogów czczonych na terenach Polski. Najstarsze z nich, „Postylla” Łukasza z Wielkiego Koźmina, wymienia m.in. właśnie boga Niję. Powstała między 1405 a 1412 r., a „Roczniki” dopiero pół wieku później! Skoro Długosz nie wymyślił Nii, to może i w jego informacji o gnieźnieńskiej świątyni jest ziarno prawdy – może do jego czasów przetrwały ustne przekazy, mające oparcie we wcześniejszych realiach?[1]
            Byłoby to także zgodne ze spostrzeżeniami prof. Szyjewskiego, który zwracał uwagę na następujące tendencje:  we wschodniej słowiańszczyźnie uobecniały się ośrodki kultowe poświęcone ogółowi bóstw istniejących we słowiańskim panteonie, podczas gdy Zachodni Słowianie stawiali świątynie dedykowane konkretnemu bóstwu[2].
            Tomasz Sawicki (archeolog Muzeum Początków Państwa Polskiego) poszedł nawet w swych przypuszczeniach dalej, zakładając że: świątynia taka mogła być poświęcona, nie jednemu, lecz nawet kilku bóstwom na raz. Zgodnie z teorią badacza w przypadku Gniezna: miał się tutaj znajdować ośrodek poświęcony trzem konkretnym bóstwom. Forma oddawania im kultu uległa z czasem przeobrażeniu na gruncie napływu kultury chrześcijańskiej. Zatem święci zająć mieli by miejsce, i przejąć funkcje dawnych bogów. O jakich postaciach tutaj mowa? Wg teorii i interpretacji Sawickiego:
Jessy (polańskiego odpowiednika Jowisza), Marzanny (kojarzonej przez Długosza z Cererą) i bóstwa zaświatów Nii (…).. Dlatego św. Jerzy – patron kościoła, pod którym znajduje się kamienny kopiec, a zarazem legendarny zabójca smoka – bardziej odpowiadałby gromowładcy Jessemu niż Nii. Kamienny kopiec w Gnieźnie położony jest na najwyższym wzniesieniu, co również wskazywałoby na kult bóstwa niebios.
Z kolei bazylika w Gnieźnie jest pod wezwaniem Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny. Święto Wniebowzięcia NMP, inaczej zwane świętem Matki Boskiej Zielnej, przypada na 15 sierpnia. Ma związek z plonami. Może więc kojarzyć się z dawnym kultem bóstwa żeńskiego, patronującego płodności pól, zastąpionego potem przez chrześcijańską Maryję (Długosz kojarzy je z Marzanną – Cererą, matką i panią urodzaju)[3].
Para „bóg niebios – bogini ziemi” jest typowa w dawnych kultach. Jednak obok bogini pojawia się często młody bóg – jej kochanek, a zarazem rywal gromowładcy, zwykle ginący z jego ręki – np. u Słowian wschodnich gromowładny Perun walczy z panem zaświatów Welesem, który po ciosie w głowę zostaje wypędzony pod ziemię (lub kamień czy wodę).
Św. Jerzego czci się 23 kwietnia – w dniu jednocześnie wspominającym św. Wojciecha, zamordowanego przez ścięcie. I to właśnie relikwie tego męczennika znajdują się w katedrze gnieźnieńskiej. Czyżby więc to św. Wojciech zastąpił w kulcie dawnego boga zaświatów Niję? Dr hab. Andrzej Szyjewski zaleca ostrożność w takiej identyfikacji.
(…)
Wskazówki do rozwiązania zagadki, czy bazylika katedralna w Gnieźnie stoi w miejscu, którym kiedyś władał Nija, mogą dostarczyć nazwy dwóch szczytów Wzgórza Lecha. Wyższy z nich, na którym znajduje się kościół św. Jerzego, zwie się Żninkiem. Nazwa ta, zgodnie ze „Słownikiem etymologicznym języka polskiego” Brücknera, wywodzi się od terminów „żąć, żniwiarz, żniwa”. Te z kolei pochodzą z dawnego, indoeuropejskiego rdzenia ghen-, czyli „bić, zabijać”. Może przetrwał tu ślad roli pełnionej przez kamienny kopiec na wzniesieniu? Byłby wówczas ołtarzem ofiarnym jak wschodniosłowiańskie żertwienniki lub zachodniosłowiańskie trzebiszcza, otwarte miejsca kultowe na szczytach wzniesień.
Niższy szczyt, gdzie stoi katedra z relikwią św. Wojciecha, nosi z kolei miano Boża Rola i obejmuje m.in. cmentarz. Jak wskazuje Jan Karłowicz w „Słowniku gwar polskich”, Boża Rola to w Wielkopolsce tradycyjne określenie nekropolii. Niewykluczone więc, że przykatedralny cmentarz nawiązywał do dawnego poświęcenia tego obszaru bóstwu zaświatów Nii[4].
            Za wiarygodnością tej wersji miałoby świadczyć także zdanie prof. Wojciecha Chudziaka powołującego się na swe badania w Kałdusie, gdzie:  pod górą św. Wawrzyńca też odnaleziono kamienny kopiec ofiarny i szczątki zwierząt. I tak jak na kopcu w Gnieźnie postawiono potem kościół św. Jerzego, w Kałdusie zbudowano bazylikę[5]


O sakralnym charakterze tego miejsca (tym razem bez wskazywania na postaci konkretnych bogów) wskazywać mieliby i inni kronikarze w swych zapiskach:
W XVIII w. Balcer Pstrokoński, kanonik kolegiaty św. Jerzego na Wzgórzu Lecha, pisał w pamiętnikach, że była ona „przez poganów [...] na bałwochwalstwo wystawiona, a potem przez najpierwszego monarchę chrześcijanina z bóżnicy na kościół obrócona, [...] w której Mieczysław I chrzest podobno przyjął”.  Książę Mieczysław I (czyli Mieszko I) miał także przyjąć św. Jerzego za swojego patrona. Znajdowało to ponoć potwierdzenie w zachowanych w archiwum kapitularnym przywilejach nadanych kościołowi metropolitarnemu w Gnieźnie, „na których to przywilejach, nie orzeł, nie inszy obraz, ale na pieczęciach ich, wyraz św. Jerzego jest wyciśniony”. Niestety, do wzmiankowanych przez Pstrokońskiego dokumentów nikt nie dotarł i nie wiadomo, czy istniały naprawdę, czy zostały wymyślone przez duchownego. 
Niemniej w 1865 r. kanonik gnieźnieńskiej Kapituły Metropolitarnej Józef Walkowski pisał, że legendarny Lech miał założyć gród w miejscu, gdzie obecnie znajduje się katedra, a obok nakazał wybudować pogańską świątynię. Gdy zaś przyjęto chrześcijaństwo, zamieniono ją na kościół pod wezwaniem św. Jerzego. Także Józef Łepkowski, pierwszy polski profesor archeologii, podzielał to zdanie.
Oczywiście, można podważać twierdzenia oparte na przekazie ustnym. Szukano więc dowodów. Ciekawość, czy pod kościołem św. Jerzego znajdowała się świątynia pogańska Nii, dręczyła bpa Antoniego Laubitza, który w amatorski sposób przeprowadził w latach 1926–1932 wykopaliska na Wzgórzu Lecha. Pod kościołem św. Jerzego natrafiono wówczas na „kamienne fundamenty wieży”.
„Fundament” ów, znajdujący się pod obecnym prezbiterium, wznosił się wg Laubitza aż pod sam wierzch posadzki kościoła i był wypełniony wielkimi okrąglakami. Czyżby więc podania myliły się, a pod kościołem znajdowały się nie resztki pogańskiej świątyni, lecz fragment fortyfikacji grodu, do tego kamiennej?![6]
            Pora zatem, aby w tym miejscu przybliżyć czytelnikom wyniki badań archeologicznych, które wskazywałyby na omawiany do tej pory, przed chrześcijański charakter Wzgórza Lecha… A może jednak okazuje się jednak, iż miejsce to mogło posiadać zdecydowanie inne przeznaczenie?  
Badania geomorfologiczne Wzgórza Lecha wskazują ponadto, że pierwotnie istniały tutaj dwa sąsiadujące ze sobą szczyty. Wyższy i bardziej stromy znajdował się pod kościołem św. Jerzego, a niższy, bardziej rozległy i płaski – pod obecną katedrą. 
Zdaniem archeologa [Sawickiego – przyp. autorki], znajdujący się obok podkowiasty obiekt, który Laubitz mylnie wziął za fundament okrągłej baszty, swoim kształtem przypomina kurhan lub kamienne usypisko. Wskazywałby na to fakt, że wypiętrza się ono i najsilniej pozostaje zagłębione w środkowej części. Zagłębienie ma przynajmniej 3,5 m. Nie wiadomo, ile dokładnie, bo z przyczyn technicznych niemożliwe okazało się sondowanie jego dna. Jednak im niżej, tym kamienie były większe i ściślej ułożone (…).
            Sawicki podkreśla, że kamienny nasyp nie mógł pełnić roli konstrukcji architektonicznej. Prawdopodobnie nie stanowił też części jakiegoś budynku. Możliwe, że był obiektem kultowym. Wskazywałoby na to położenie na stromym i wysokim wzgórzu, otoczenie wodami i sąsiedztwo wczesnośredniowiecznej osady. Wspomniane naczynia i kości mogą być resztkami ofiar. Na dodatek w okresie przedpiastowskim wzniesienie okalały rowy, mogące pełnić funkcję granicy miejsca świętego, oddzielającej go od zewnętrznego świata[7].
            Zdania pozostałych badaczy, usiłujących rozwikłać zagadkę Wzgórza Lecha wydają się być podzielone i wskazują na następujące interpretacje jego przeszłości.  
Prof. Leszek Słupecki, miał zwracać uwagę na fakt, iż: . pogańskie miejsca kultowe, takie jak np. skandynawskie ołtarze kamienne (zwane hörg), miały często formę sterty kamieni, na której składano ofiarę z krwi zwierząt. W związku z tym bardzo trudno je odróżnić od podobnych kopców kamiennych, nieposiadających związku z kultem[8]. Jednocześnie badacz ów wykluczał w swych dalszych rozważaniach, jakoby kopiec miałby być skandynawskiego pochodzenia[9].
            Za hipotezą o sakralnym charakterze tego miejsca mieli podpisywać się badacze tacy jak prof. Banaszkiewicz, uważający że: na owo przeznaczenie: wskazywałoby na to m.in. zajęcie go w okresie piastowskim pod gród obronny. Była to częsta praktyka: ustanowienie siedziby ponadplemiennej władzy w miejscu wcześniej uważanym za święte[10]
            Podobne wnioski nasuwają się po badaniach przeprowadzonych przez dr Gabrielę Mikołajczyk kiedy to: prócz odnalezionych szczątków przedmiotów, znaleziono kilka palenisk, z których największe było odnawiane parokrotnie. Wskazywałoby to na miejsce o charakterze sakralnym, jednakże badaczka, podkreślała także, iż mogło ono stanowić miejsce gdzie spotykała się rada plemienna[11]. Być może prawda jaką skrywa o sobie Wzgórze Lecha na zawsze pozostanie tajemnicą, rozbudzającą wyobraźnię nie tylko badaczy, ale i wyznawców i miłośników religii słowiańskiej.    


Mini przewodnik dla poszukiwaczy skarbów.




Pałac w Zakrzewie.


                Tymczasem przenieśmy się w bliższe i dalsze okolice Gniezna, aby wspólnie podjąć się wyzwania jakim jest… poszukiwanie ukrytych skarbów. Będzie też trochę o duchach, tajemnych rytuałach – bo bez tych elementów każda wakacyjna przygoda wydaje się być niekompletna. Gdzie zatem powinien udać się poszukiwacz przygód, odwiedzający okolice Gniezna w poszukiwaniu takich, nie innych wrażeń? Warto też zaznaczyć, iż w dalszej części tekstu powoływać się będę szeroko na efekty działań Fundacji Historycznej „Przywracamy Pamięć” z Gniezna.
Pierwszym miejscem, jakie pozwolimy sobie zaproponować niech będzie pałac w Zakrzewie, wybudowany przez Albina Węsierskiego. Wspomniany hrabia przyszedł na świat 12 kwietnia 1812 roku, jako syn Wincentego i Józefy z Bnińskich, właścicieli Zakrzewa i Sławna. W historii zapisał się jako: pasjonat historii i archeologii, uczestnik powstania listopadowego (odznaczony potem zresztą Złotym Krzyżem orderu Virtuti Militari), budowniczy pałacu w Zakrzewie, propagator nowoczesnych (jak na tamte czasy) metod w rolnictwie i przetwórstwie, a w końcu – jako ten, który z rąk pruskich wykupił Ostrów Lednicki. Zmarł nagle 22 września 1875 roku[12].
Osoba jego jawi się nam zatem jako niezwykle barwna postać – a zatem stworzenie wokół niego samego, jak i jego siedziby lokalnej legendy, było do przewidzenia. Tak to już bywa, iż podania ludowe bywają nieco przewrotne, i nie zawsze poznajemy w nich tego samego szlachetnego, zasłużonego człowieka którego postać wydają się kreślić przed nami fakty historyczne. Mawia się, że postać hrabiego daje czasem o sobie znać w pałacowych murach, strzegąc wciąż ukrytych skarbów i manifestując swoją obecność odgłosami kroków, czy graniem cichej melodii na fortepianie.
Jeszcze inna opowieść wiąże się z postacią młodej Żniwiarki, uwiecznionej w rzeźbie stojącej w okolicach rozlewiska Małej Wełny. Upamiętniać ma ona historię niespełnionej miłości, jaka ongiś połączyć miała jednego z synów hrabiego – Zbigniewa, oraz prostej i pięknej dziewczyny, wywodzącej się z okolicznych wsi. Jak się można domyślać: w znalezieniu szczęśliwego zakończenia owej parze, przeszkodziły konwenanse, wynikające z  „nierównego” pochodzenia każdego z nich. Mimo, iż nie dane im było połączyć się za życia, Zbigniew nie zapomniał o ukochanej, a nawet kazał uwiecznić jej postać we wspomnianej figurze Żniwiarki… Niektóre opowieści sugerują nawet, iż duch dziewczyny ma nawiedzać to miejsce, po dziś dzień[13].
Rzekome duchy Albina Węsierskiego, czy też pięknej Żniwiarki nie są jedynymi, które zamieszkiwać mają okolice pałacu. Niektóre opowieści wspominają także o tajemniczych istotach zamieszkujących okoliczne stawy, które czyhając na odpowiedni moment gotowe są zwabić, a następnie utopić w tutejszej toni nieostrożnego wędrowca.
Tajemnicze zdarzenia mają mieć także miejsca w okolicach kamiennych krzyży ustawionych przez hrabiego, jako dziękczynne wotum za powrót do zdrowia jego syna Zbigniewa. Jeden z nich znajdować się ma w obrębie pałacowego parku, drugi we wsi Kamionka[14].
            Rolą tutejszych duchów nie jest jedynie straszyć, lecz jak sugerują niektóre opowieści: także ochraniać owe miejsce. Dowód na to miał mieć miejsce chociażby w czasach II Wojny Światowej, gdy starano się w okolicy ukrywać przed niemieckimi okupantami figurkę Matki Boskiej… wg niektórych stało się to możliwe, właśnie dzięki pomocy duchów dawnych właścicieli tego miejsca[15].




Utrata Wiesen, na niemieckiej mapie z 1911 roku.


Kolejne, dość ciekawe tajemnice zdaje się skrywać jezioro Myszonek, zwane także przez okolicznych mieszkańców Utratą. Genezę drugiej nazwy próbują wyjaśnić następujące wersje podania przekazywane sobie w pobliskich wsiach (głównie w Mielnie i Nowaszycach).
Podstawowa wersja podania przedstawia opowieść związaną z jeziorem w następujący sposób: w miejscu jeziora znajdować się miała osada, na wzgórzu zaś stać miał drewniany kościół, który z czasem wierni poczęli odwiedzać coraz rzadziej i rzadkiej. Bardziej niż modlitwy i wypełnianie bożych przykazań cenić sobie mieli wizyty w pobliskiej karczmie. Bardzo to miało smucić tamtejszego księdza, który pewnego dnia, zastawszy w świątyni jedynie małą dziewczynkę ubraną w białą sukienkę, wpadł w taki gniew, iż zwrócił się do Boga z prośbą o ukaranie niepokornych parafian. Stwórca spełnił prośbę i zesłał karę, w wyniku której wieś została zalana wodą, a powstałe w ten sposób jezioro zaczęto dla upamiętnienia tego wydarzenia nazywać Utratą[16].
            Ponoć po dziś dzień we wsiach położonych w okolicach jeziora, jak: Mielno, Nowaszyce, Dziadkowo, Popowo Podleśne, czy Popowo Ignacewo ma być czasem słychać odgłosy bicia dzwonów zatopionego kościoła. Dokładniej: ma to mieć miejsce w „noc Judasza” - czyli 28 października. Wówczas wg niektórych relacji: w księżycową noc można nawet ujrzeć w wodach jeziora dach i kościelne wieże, a nawet pokutne procesje duchów, krążące wokół legendarnego kościoła. Jednakże zaszczytu usłyszenia dźwięku dzwonów, jak i zobaczenia fragmentów  zatopionej budowli, mają dostąpić jedynie ludzie dobrzy i wierzący w Boga. Zgodnie z lokalnym przekonaniem wynikającym historii, zawartej w podaniu: udając się w tamto miejsce należało być ostrożnym. Gdyż na każdego śmiałka czyhać mają pokutne dusze, które gotowe są go omamić, a następnie utopić w toni jeziora. Co więcej: niektórzy twierdzą nawet, że współcześni wędkarze, rybacy starają się omijać jezioro uważając, iż posiadać ma podwójne dno[17]. Zgodnie z przepowiednią: klątwę z tego miejsca mają przynieść narodziny niewinnego dziecka, które z czasem zostanie poddane próbie, której zadanie polegać będzie na: odebraniu klucza do kościoła, który w swym pysku dzierżyć będzie ogromna żmija. Tylko wówczas, gdy wybrańcowi uda się wywiązać się ze swej misji – kościół powróci na swe miejsce, a pokutujące dusze dostąpią zbawienia[18].
Nie jest to jedyna „historia z dreszczykiem”, jaka krążyć ma w okolicach wsi położonych nad brzegiem jeziora Utrata. Ponoć na drodze z Popowa Podleśnego do Mielna, na skrzyżowaniu z drogą do Dziadkowa, ma być czasem widywana zjawa dziewczynki w białej sukience – jednej z bohaterów podania. Miejsce to ogólnie, podobnie jak samo jezioro: uchodzić ma w powszechnej opinii za przeklęte[19].
Jedna z informatorek Fundacji Historycznej przytaczała opowieść o pewnym mężczyźnie, który wracając do rodzimej wsi, miał przemierzać drogę pomiędzy Mielnem, a Popowem Podleśnym. Wówczas, niespodziewanie miał na napotkać się na stacjonujący w tamtym miejscu tabor cygański:
Było tam mnóstwo cyganów, palili ogniska i on chciał się do nich przysiąść. Ale oni go napadli, a on rzucił się do ucieczki. Gdy na drugi dzień ponownie zjawił się w tym miejscu, to już nie było śladu po żadnym obozie cygańskim. Nie było żadnych śladów, że ktoś tam obozował. Ludzi powiadają, że to były zjawy, potępione dusze[20]
            Karol Soberski w jednym z artykułów zamieszczonych na stronie swojej fundacji, przytoczył pewno stare powiedzenie: „legenda jest wdową po prawdzie”. Jest w tym stwierdzeniu sporo racji gdyż folklor ustny ma to do siebie, że przekazując wiedzę wiążącą się z danym miejscem, lub wydarzeniem: często ją ubarwia o nowe motywy, przeinacza, czy nawet dopuszcza zacieranie się pewnych wątków(o czym wspominaliśmy w materiale związanym z Goszczanowskimi Turczynkami).
Jakie prawdziwe wydarzenia przyczyniły się do powstania podania o zatopionej wsi i kościele? Dziś trudno rozstrzygnąć. Możliwe, że istotnie w historii tej ostała się cząstka wspomnień o wydarzeniach, które istotnie miały kiedyś miejsce. Być może doszło do zatopienia tego miejsca na skutek katastrofy ekologicznej, albo wieś Utrata została zniszczona na skutek niszczycielskiego najazdu – a motyw zalania jej przez fale jeziora został dopowiedziany później?
 Co ciekawe fakty historyczne, do których jesteśmy w stanie dotrzeć wskazują na to że na: starych niemieckich mapach z 1911 roku widnieje miejsce określane jako „Utrata wiesen” („łąki Utrata), na których prawdopodobnie znajdować się miały młyny, po których dziś prawdopodobnie zostały jedynie pozostałości murów i fundamentów[21]. Jednakże występowanie nazwy „Utrata” w nazewnictwie niemieckim, odwołuje się do wcześniej istniejącej nazwy, która swą genezą odwołuje się do czasów jeszcze dawniejszych.
Istnieje także udokumentowana przez członków Fundacji relacja świadka odnośnie owego miejsca, przenoszącą nas do okresu II Wojny Światowej: w okresie międzywojennym, aż do początków lat pięćdziesiątych, wzdłuż drogi z Mielna do Popowa Podleśnego ale także do Dziadkowa biegły tory kolejowe tak zwanej kolei konnej należącej do rodziny von Wendorffów w Mielnie. Służyła ona głównie do przewozu towarów i plonów zebranych na polach[22]. Wg niektórych relacji, Niemcy mieli wykorzystywać w Czasie II Wojny owe tory, do przewożenia w okolice jeziora tajemniczych skrzyń, które następnie (z sobie wiadomych powodów) zatapiać mieli na dnie jeziora[23].

                    Innym miejscem związanym z tajemnicami II Wojny Światowej wydaje się być tajemnicza lodownia, znajdująca się na wyspie we wsi Łagiewniki Kościelne (nazywana przez okolicznych mieszkańców: „Kipą”). Prawdopodobnie została ona wybudowana dla potrzeb pobliskiego dworu – niegdyś własności Marcelego Chróścickiego i jego żony Wirydianny z Bieczyńskich. Później posiadłość przeszła w ręce rodziny Unrughów, zaś na początku XX wieku obiekt stał się własnością parafii należącej do filii ewangelickiej z Kłecka[24].
                    Z miejscem tym wiążą się nie tylko przesłani o ukrytych skarbach, ale i o pewnych tajemniczych rytuałach, mających miejsce podczas II Wojny Światowej:
Mój dziadek, który mieszkał pod Łagiewnikami wspominał, że wielokrotnie widział młodzież z Hitlerjugend, która na wyspie odgrywała „spektakle starogermańskie” ze śpiewem i ogniami[25] – relacjonował jeden z informatorów Fundacji.




Tajemnicze pałace w pow. gnieźnieńskim w: Sulinie, Niechanowie, Mierzewie.

            Gdzie jeszcze w okolicach Gniezna znajdować się mogą miejsca, które skrywają tajemnice związane z ukryciem skarbów? Karol Soberski, na którego się tutaj w dużej mierze powołuję, w jednym ze swych artykułów podkreślał, iż wiadomo mu co najmniej o pięćdziesięciu takich miejsca. Przy czym zaznaczał, iż pod pojęciem „skarb” rozumie nie tylko ukryte kosztowności, ale i inne ważne z punktu widzenia historyka artefakty.
Prócz omawianych wcześniej miejsc, należy tutaj wymienić także:
- Kaplicę-rotundę w Mielnie  - miejsce ukrycia cennych pamiątek po Edwardzie von Wendroffie i jego bliskich[26].
- pałac w Sulinie – tutaj znajdować się mają skarby ukryte przez Stefana Karłowskiego, ostatniego właściciela tegoż miejsca. Co ciekawe miejsce to jest często odwiedzane przez niemieckich poszukiwaczy skarbów. Rodzi to zatem przypuszczenie, że być może w lokalnych opowieściach kryje się ziarnko prawdy?[27]
- pałac w Niechanowie – w piwnicach mogły znajdować się zbiory cennej biblioteki dawnego właściciela tegoż miejsca: Leona Żółtowskiego. Wiele z odkrytych zbiorów uległo zniszczeniu, jednak jako że 80% podziemi pałacu wciąż zostaje niedostępna, to istnieją przypuszczenia, że wiele z cennych ksiąg (a być może  innych artefaktów) wciąż czeka na odkrycie[28].
-  jezioro Turostowskie – na jego dnie spoczywać ma wrak niemieckiego samolotu z czasów II Wojny Światowej[29].
- wieś w okolicach Kłecka – dokładna jej nazwa została podana na wiadomości Fundacji, i jak wynika z artykułu nie została upubliczniona. Miejsce to ma stanowić kryjówkę, do której złożono depozyt borni z powstania wielkopolskiego (wg relacji informatora). Skrytka owa powinna znajdować się na terenie dawnego folwarku, po którym obecnie pozostał jedynie budynek zarządcy majątku[30].
Ponadto w okolicach Kłecka znajduje się także wieś Komorowo, która pod zaborem pruskim, jak i za czasów okupacji hitlerowskiej nosiła nazwę Deutschal. Tam też znajdować się miała kaplica, należąca do parafii ewangelickiej z Łubowa. Ostatecznie została rozebrana w latach 70. XX w. Za czasów świetlności budowli, miała znajdować się pod nią piwnica, pierwotnie pełniąca rolę kotłowni. Późniejsze relacje dotyczące tego miejsca, odnoszące się do wydarzeń II Wojny Światowej, zdają się sugerować iż: podziemia te stały się miejscem ukrycia skarbów (rodzinnych, jak i skradzionych z pobliskiego kościoła). Zostały one pozostawione w tym miejscu przez uciekających stąd Niemców, którzy pozostawili je tam, licząc że w przyszłości dane im będzie po nie powrócić. Póki co skarby wciąż czekać mają na nowego właściciela[31].
- pałac w Mierzewie – wokół tego miejsca krążyć ma po okolicy wiele tajemniczych opowieści. Jedna z nich dotyczyć ma skarbów ukrytych przez ostatnich właścicieli tego miejsca - rodzinę Brzeskich[32].
-park przypałacowy w Czerniejewie – znajdować się mają tam ukryte dobra, stanowiące niegdyś własność rodziny Skórzewskich. Częściowo miały one zostać wykradzione przez namiestnika Rzeszy w Kraju Warty – Artura Greisera; jednak wiele z nich wciąż czekać ma na odkrycie[33].  



Zagadkowy kielich z pow. gnieźnieńskiego.


Na sam koniec warto wspomnieć o istnej perełce, wśród skarbów omawianej dziś przez nas części Regionu – artefakcie na tyle niezwykłym, iż doczekał się on przyrównania do samego Świętego Graala. I choć nie jest to jedyny niezwykły pod względem historycznym artefakt tego typu, znajdujący się w powiecie gnieźnieńskim (pozostałe trzy nazywane są kielichami: królewskim, Dąbrówki i św. Wojciecha). Jednakże w przeciwieństwie do pozostałych: istnienie przedmiotu o którym tutaj mowa, pozostaje w świadomości wąskiej grupy osób, nie został zbadany, ani opisany.  Karol Soberski pisywał o nim w następujący sposób:
Jest jednak w powiecie gnieźnieńskim kielich, zupełnie niezbadany i nieopisany. Można śmiało rzec – bardzo tajemniczy, zagadkowy i widziany zaledwie przez kilka osób…. Z tego powodu ten srebrny, pozłacany kielich (z pateną) pochodzący – prawdopodobnie z XV/XVI wieku – znajdujący się w jednej z podgnieźnieńskich parafii możemy określić mianem „Świętego Graala” powiatu gnieźnieńskiego!
Osobiście – jako ten jeden z nielicznych – miałem okazję zobaczyć ten kielich i… zrobił on na mnie niezwykłe wrażenie…
Kielich (wysoki na 20 centymetrów, średnica czaszy około 10 centymetrów) jest niezwykły z dwóch powodów. Po pierwsze na sześciolistnej stopce kielicha, na jednym z listków znajduje się podwójny krzyż! Można go interpretować na wiele sposobów. Na przykład jako podwójny krzyż bizantyjski, zwany później krzyżem lotaryńskim, który był symbolem Andegaweńskim, wcześniej używany był również przez Templariuszy! Ale taki podwójny krzyż był również herbem Jagiellonów. Jednak najbardziej prawdopodobne wydaje się, że ten podwójny krzyż można interpretować jako godło bożogrobców. By to wyjaśnić, kielich musiałby być poddanym dokładnym badaniom[34].


Duchy, UFO i cuda wszelakie… a nawet smok!



Pałac w Czerniejewie.


To byłoby na tyle jeśli chodzi o niesamowitości wszelakie, jeśli chodzi o okolice Gniezna. Moglibyśmy jeszcze wspomnieć o: doniesieniach obserwacji domniemanego UFO nad miastem, o tajemniczym nawiedzeniu poltergesita w jednej z tutejszych wsi, o którym nagrano ponoć swego czasu nawet program w TVP2… Nie uczynimy tego, gdyż nie chcemy by seria, czy portal uznany został za ezoteryczny, czy też bazujący na nie do końca niepotwierdzonych informacjach, na jakie natrafić można w mediach. I tak uczyniliśmy wyjątek w związku ze sprawą z Wylatowa, ale to tylko dlatego, że jest to jeden z najbardziej znanych przypadków swego rodzaju.
My zaś staramy się skupić na ciekawostkach związanych z historycznymi, i kulturalnymi aspektami regionu. Dla osób spragnionych nadprzyrodzonych historii – pojawił się wątek okolicznych podań… a jeśli komuś ich mało, to: odsyłamy do publikowanej na naszym portalu serii Wielkopolskie Wakacje z Duchami, w której pojawia się kilka historii dotyczących duchów m. in. podanie o nawiedzonych kryptach znajdujących się pod gnieźnieńską starówką, czy o księżniczce z okolic niegdysiejszego tutejszego zamku. 
Ponadto: ciekawostkę stanowić może podanie o lokalnym smoku pochodzące ze wsi Drachowo. Etymologia nazwy wsi prawdopodobnie wywodzi się od niemieckiego słowa: "Drache" - oznaczające właśnie "smoka". Wg podania owa trzygłowa istota zamieszkiwać miała okolice, a upodobawszy sobie w szczególności nadobne panny - zwykła je uprowadzać z okolicznych osad, i jak to smoki mają w zwyczaju: pożerać. Bohaterem, który pokonał potwora nie był  tym razem szewczyk (jak ma to miejsce w przypadku opowieści rodem z Krakowa), ale bartnik - a sposobem na smoka nie okazała się siarka, lecz miód którym upojone gadzisko dało bez problemu się zabić. Na upamiętnienie tego wydarzenia we wsi festyny pszczelarskie. To nie koniec ciekawostek: smok zgodnie z opowieścią posiadać miał, aż trzy głowy - być może wersja ta wynika z zapożyczenia, a dokładniej z jednego z wariantów zapisu wsi: Drachowo Triplex. Bardziej prawdopodobnym jest, aby oznaczał on administracyjny podział wsi na trzy części, niż wywodził się od postaci legendarnego potwora - jednak folklor mógł  widzieć w tym pewne powiązanie.
Za tydzień znów „odwiedzimy” okolice Gniezna, jednak opowieść z jaką się zetkniemy, dotyczyć będzie zupełnie innych wątków.


Przypisy.


[1] Niedzielski, Gniezno: tajemnica Wzgórza Lecha: https://www.focus.pl/artykul/swego-nie-znacie-gniezno-zagadka-wzgorza-lecha (stan na 26.06.2019).
[2] Zob. tamże
[3] tamże
[4] Tamże.
[5] Tamże.
[6] Tamże.
[7] Tamże.
[8] Tamże.
[9] Zob. Tamże.
[10] Tamże.
[11] Zob. Tamże.
[12] Turystyka Lokalna. pl, Spotkanie z Duchem Hrabiego:

[13] Zob. Tamże.
[14] Tamże.
[15] Zob. tamże.
[16]K. Soberski, Jakie skrzynie zatopiono w jeziorze Myszonek?:
[17] zob. tamże.
[18] Zob. Tamże.
[19] Zob. Tamże.
[20] Tamże.
[21] Zob. tamże.
[22] Tamże.
[23] Zob. Tamże.
[24] Zob. K. Soberski, Sekrety Łagiewnickiej Kipy:
[25] Tamże.
[26] Zob. K. Soberski, Miejsca ukrycia skarbów. Gdzie szukać?
[27] zob. Tamże.
[28] Zob. Tamże.
[29] Zob. tamże.
[30] Zob. Tamże.
[31] Zob. Tamże.
[32] Zob. Tamże.
[33] Zob. Tamże.
[34] K. Soberski, Święty „Graal”? Kielich Tempalriuszy?:


Bibliografia.


1. Niedzielski, Gniezno: tajemnica Wzgórza Lecha: https://www.focus.pl/artykul/swego-nie-znacie-gniezno-zagadka-wzgorza-lecha
2. Soberski Karol, Święty „Graal”? Kielich Tempalriuszy?:
3. Soberski Karol, Miejsca ukrycia skarbów. Gdzie szukać?
4. Soberski Karol, Sekrety Łagiewnickiej Kipy:
5. Soberski Karol, Jakie skrzynie zatopiono w jeziorze Myszonek?:
6. Soberski Karol, Skarb dziedzica z Popowa Ignacewa.
7. Soberski Karol, Tajemniczy pałac Zakrzewo.
8. Soberski Karol, Złoto dziedzica.
9. Turystyka Lokalna. pl, Spotkanie z Duchem Hrabiego:



Spis i źródła ilustracji. 



1.      Rekonstrukcja poglądowa Wzgórza Lecha:

Post udostępniony 3 maja 2019, na grupie FaceBook: Rodzimowiercy Wielkopolscy.

2.      Pałac w Zakrzewie:
3.      Utrata Wiesen na mapie z 1911 roku:
4.      Tajemnicze pałace pow. gnieźnieńskiego w: Sulinie, Niechanowie, Mierzewie:
5.      Tajemniczy kielich z pow. gnieźnieńskiego:
6.      Pałac w Czerniejewie: