Traf chciał, że przygodę z naszym projektem rozpoczęliśmy od omawiania zwyczajów powiązanych ze sferą śmierci (święta zaduszne), i na niej także zakończymy bieżący cykl. Tak się też złożyło, że omawianie zwyczajów funeralnych, zbiegło się nie tylko z końcem serii obrzędowej, ale także na przełomie Starego i Nowego Roku. Droga życia naszego bohatera / ki dobiegła końca - jego życie naznaczyła niezwykle barwna obrzędowość wschodniowielkopolska. Czas się zatem pożegnać... by zrobić miejsce nowemu cyklowi tematycznemu na naszej stronie.
Nieodgadniona tajemnica śmierci.
Jacek Malczewski - "Śmierć".
I
oto doszliśmy do ostatniej grupy obrzędowej, ściśle związanej z rytuałami
przejścia, której rolą jest, wyłączenie zmarłego z lokalnej społeczności - ludzi
żywych. Celem obrzędów, skupiających się na postaci zmarłego jest, zapewnienie
mu pomocy w „przeprawieniu się” na „drugi świat” – do którego powinien on odtąd
przynależeć. Ważnym, było aby wszystko w tej materii odprawione zostało
należycie – w przeciwnym razie zmarły mógłby powracać wśród żywych pod postacią
ducha, bądź innego upiora.
Z drugiej strony, praktyki te miały także na
celu ochronę żyjących krewnych, jak i pozostałych członków lokalnej wspólnoty,
przed szkodliwymi czynnikami wynikającymi z kontaktu z ciałem zmarłego, a także
sił nadprzyrodzonych, które w owym czasie mogły stanowić zagrożenie.
W dawnych kulturach – w tym, w polskiej
tradycji ludowej śmierć jednostki zawsze była postrzegana jako zjawisko
nienaturalne, trudne do pojęcia. Choć obowiązująca religia, podsuwała pewne
wyobrażenia odnośnie życia pozagrobowego, oraz losu który mógł czekać na
człowieka, po przekroczeniu „granicy” – to wciąż pozostawała niepewność.
Zawierać się ona mogła w pytaniach takich jak: „jak tam właściwie jest”? „czy
odpowiedzi, które podsuwa mi rodzima kultura, są właściwe?”.
Poza
tym akt śmierci jednostki wiązano zawsze z udziałem, stojących za tym faktem
sił nadprzyrodzonych. Pierwszą „podejrzaną” nasuwającą się, niemalże od razu na
myśl była „stara, poczciwa” – kostucha. Jej wizerunek nie odbiegał zbytnio, od tego
jaki powszechnie utrwalił się w kulturze polskiej, czy też europejskiej w ogóle.
Wg relacji, pochodzącej z badań terenowych w Orpiszewie (pow. krotoszyński),
przeprowadzonych przez prof. J. Bursztę, jawi się taki oto „portret
pamięciowy”: chuda kobieta z siwymi
włosami, długim nosem, dużymi, wyłupiastymi oczami, owinięta szarą płachtą, z
długimi kościstymi rękami, w których trzyma kosę [1].
Co ciekawe, w
polskiej kulturze ludowej (w tym wielkopolskiej) – śmierć nie zawsze jawi się
jako przerażające widmo, lecz na swój sposób swojska „kostucha”.Podobnie było w
przypadku, omawianych przez nas na stronie portalu, sylwetek diabłów
wielkopolskich. Z opowieści ludowych wynikało bowiem, że obydwie kategorie tych
bytów, można było po prostu spotkać w określonych okolicznościach, porozmawiać
z nimi – ba! A nawet oszukać i uwięzić! Istnieje baśń, zapisana przez Braci
Grimm – „Kuma Śmierć”, wg której postać ta -prawdziwe sprawiedliwa (bowiem
zabiera po równo: zarówno biednych jak i bogatych), godzi się zostać chrzestną
trzynastego dziecka, narodzonego w pewnej ubogiej rodzinie. Następnie kształci
swego podopiecznego na lekarza, który przy jej pomocy zyskuje w królestwie
prawdziwe uznanie. Wszystko kończy się
jednak w sposób, gdy młody lekarz usiłuje wyłamać się z owego układu, próbując
tym samym oszukać śmierć. Ponadto, ukuło się także powiedzenie, podkreślające
charakter śmierci, która nie tylko życie odbiera, ale przede wszystkim koi cierpienia:
„Śmierć lekarzem ubogich”. Ten sposób wyobrażania sobie postaci, z natury
wrogich człowiekowi wynikał z faktu próby „oswojenia” nieznanego, w celu
zapewniania sobie nad nim władzy. Bo (jak już sobie wyjaśnialiśmy nie raz) – to
co: nazwane, posiadające wyobrażony wizerunek i okraszone ludowymi opowieściami
– traci na swym absolucie, przestaje straszyć.
Jak
pisywał Philippe Aries, w swych publikacjach poświęconych antropologii śmierci
w kulturze – stosunek do niej zmienił się, zwłaszcza na przestrzeni kilku pokoleń.
Dawniej śmierć była postrzegana jako naturalna kolej rzeczy, nieodłączny element
kręgu życia. Obecnie, w czasach nam współczesnych, kiedy to kultura propaguje
kult młodości i piękna - śmierć stara się spychać na margines społeczny,
tabuizować – traktować jako odstręczającą chorobę (medykalizacja śmierci). Przejawia
się to także poprzez fakt, iż do pewnego momentu stara się utrzymywać najmłodszych
w przekonaniu, że zjawisko śmierci nie istnieje (używa się wówczas „zastępczych”
odniesień wobec niej – mówi się wówczas, że ktoś wyjechał, zasnął, odszedł do Jezusa
/ aniołów).
Personifikacja
w kulturze ludowej dotyczyła także, wyobrażeń na temat widm chorób, utrwalonych
w kulturze ludowej – o nich jednak, szerzej opowiemy sobie przy okazji
omawiania zagadnień związanych z medycyną ludową (nadchodzący cykl). Czasem
– zgodnie z powszechnym mniemaniem, za śmiercią członka danej społeczności stać
mogły i inne nadprzyrodzone istoty – wszelkiej maści upiory, boginki i straszydła
(o nich jednak powiedzieliśmy sobie już szerzej, w cyklu naszego Bestiariusza).
Motyw vanitas w sztuce.
Śmierć,
- podobnie jak i inne istoty powiązane z jej sferą, przybierać mogły zwierzęce
postaci. Ponadto, to właśnie „braci mniejszych” człowieka, posądzano o
posiadanie dodatkowego zmysłu, który umożliwiał im wyczuwanie obecności istot nadprzyrodzonych,
czy też wręcz – zwiastowania nadejścia śmierci. Zapowiadało ją zatem: wycie psa z pyskiem zwróconym do góry i
stopniowo spuszczanym na dół (zapowiadać to ma także inne nieszczęścia, przede
wszystkim pożar). W Kaliskiem istniało przekonanie, że gdy chory ma umrzeć, w
pobliżu pojawia się czarny pies. Drugą, najbardziej rozpowszechnioną wróżbą śmierci ma być
hukanie sowy, która zdaje się wyrażać słowa: „Pójdź, pójdź, w dołek, pod
kościołek”. Może stąd powszechnie nazywa się tę sowę „pućką”[2].
W powszechnym również mniemaniu śmierć kogoś z domowników
zapowiada kret, który ryje w kierunku domu, oraz piejąca, czarna kura. Celem
odwrócenia nieszczęścia taką kurę należy zaraz zabić lub też uciąć jej ogon,
jeżeli za ten ogon się ją złapie (Łekno, powiat wągrowiecki) [3]. Ponadto obserwowano także zachowanie
koni, w trakcie pogrzebu, bądź też w przypadku gdy przywiozą księdza do chorego, a koń grzebie nogą, „to wygrzebie
śmierć” (…). Dzieci też mogą wywróżyć
śmierć, jeśli zaczną bawić się w pogrzeb [4].
Warto
podkreślić (przypomnieć), że wszystkie wymienione powyżej zwierzęta, poprzez
swoją symbolikę, zaliczane były w poczet istot powiązanych ze sferą funeralną –
a zatem ich kulturowe postrzeganie, jako
zwiastunów śmierci nie było przypadkowe. Więcej na ich temat czytelnik
odnajdzie w artykułach, zamieszczonych w
dziale Bestiariusza Wielkopolskich Wakacji z Duchami.
Wróżby
zwiastujące śmierć w okolicy, bądź rodzinie wyrażały się nie tylko przez
pośrednictwo zwierząt, ani dzieci. Powszechne było chociażby przekonanie, że
gdy drzewa powtórnie w roku zakwitną, oznacza to czyjąś rychłą śmierć [5].
Do
innych znaków wróżebnych, w tej dziedzinie należy wymienić także sytuację, w
której dym ze zgaszonej świecy danej do
trzymania choremu idzie ku drzwiom - chory umrze, gdy ku niemu – wyzdrowieje [6]. O długości życia, na podstawie obserwacji
świecy wspominaliśmy także przy okazji omawiania ceremonii zaślubin, jednakże
wróżby za jej pośrednictwem czyniono także w Wigilię: komu dym z świecy idzie najprościej do góry i najwyżej, ten będzie
długo żył. A znów gdy w czasie wigilii świeca „nie daje cienia” komuś, ten w
ciągu najbliższego roku zemrze [7].
W
Kaliskiem podczas przebudowy
budynku wystrzegano się mianowicie wybijania nowych drzwi w obawie, że tego,
który by to zrobił, wyniesiono by wkrótce na cmentarz. Wystrzegano się tez
zjadania owoców z takiego drzewa, które pierwszy raz obrodziło; takie owoce
należy wrzucić do bieżącej wody, nie oglądając się wstecz [8]. Przekonanie
to wynikało bowiem z faktu, iż pierwszy owoc z takiego drzewa – przynależał
Bogu, nie człowiekowi [9]. Wierzenie tego typu mogło mieć genezę jeszcze
pogańską.
Motyw "transi" - czyli "przejście".
Do oznak zbliżającej się śmierci, zaliczyć
należy także nagłe, nietypowe zdarzenia, mające niewyjaśnione pochodzenie: stukanie w szybę czy w okno, odgłosy w
ścianie podobne do tykania zegara, spadnięcie bez powodu obrazu ze ściany czy
otwarcie się drzwi, „w kredensie jak się łyżki odezwą, zadzwonią” jakieś jęki [10].
Ostatnią kategorię stanowić będą
sny, które (jak już swego czasu sobie wyjaśnialiśmy) - pozostają blisko
spowinowacone ze sferą śmierci. Sny
wywodzą się z wędrówki duszy w czasie snu. Stąd nie można nagle budzić
śpiącego, gdyż dusza mogłaby nie zdążyć wrócić do ciała i człowiek ten zmarłby
[11]. Ponadto, w polskiej kulturze ludowej, uważano że: jeśli śmierć
nastąpiła w nocy obyczaj nakazywał zbudzenie wszystkich domowników, a także
obecnych w gospodarstwie zwierząt, ponieważ podczas snu błąkające się dusze
mogły podążyć za zmarłym [12].
Najbardziej pospolicie śmierć kogoś z bliskich
zapowiadać ma sen o wyrywaniu zębów, zwłaszcza jeśli śni się przy tym krew. To
samo oznacza w śnie w wpadanie w doły, „gdy ziemia rwie się pod nogami”
(Krzymów, pow. koniński), lub że ktoś doły kopie, w które się wpada (Solec pow.
średzki). Siłę wróżebną tego snu wzmacnia biały czy siwy kolor piasku (Sławsk
pow. koniński). Kolor biały wróżący śmierć występuje też w innych snach (białe
konie, blizna, lub kwiaty) [13].
Ludowe
wierzenia, starały się także znaleźć wytłumaczenia, na pytania następującej
natury: „czym jest ludzka dusza?”, „Co się właściwie dzieje, gdy człowiek umiera?”.
Badania terenowe,
na które powoływał się prof. Józef Bursztę dostarczyły następujących odpowiedzi
na drugie pytanie: „Śmierć jest to rozłączenie ciała z duszą”, „to uwolnienie
duszy z ciała” (Borzęciczki, pow. krotoszyński) [14].
Jeśli zaś chodzi o istotę duszy
ludzkiej, to w odniesieniu do kultury wielkopolskiej natrafić można na dość
interesujący wachlarz wyobrażeń. Począwszy od przekonania, że dusza jako byt
niematerialny jako takiego wyglądu nie posiada, w dalszej kolejności wspomnieć
wypada, że przedstawiano ją sobie w ludzkiej postaci (np. dziewczynki z
warkoczykami), „białego widziadła”, „cienia”, „mgły”, „czegoś co jak para,
szybko się rozwiewa”, a także ognika, który jako „taka mała kulka, która
wychodzi z człowieka (Solec, pow. średzki) [15].
Ostatnie
wyobrażenia, podobnie jak te przedstawiające ludzką duszę pod postacią ptasią
posiadają korzenie, w dawnych wierzeniach słowiańskich. W tym kręgu kulturowym,
dochodziło bowiem do częstych przedstawień tej eterycznej formy istnienia, w
postaci zoomorficznej: powszechnym na Słowiańszczyźnie wyobrażeniem była dusza w postaci
ptaków. (…) Wchodziły tu w grę: gołąb, kukułka, jaskółka, jastrząb, słowik i
kruk. W Polsce nadto czasami orzeł i puszczyk. U płd. Słowian przeważnie
kukułka. Sypanie w Polsce i Czechach ziarna dla ptaków w dzień wigilijny,
będące reliktem dawnych Zaduszek zimowych, ma związek z ptasią postacią duszy.
Oprócz tego u Słowian wschodnich i Bułgarów przyjęła dusza kształt pszczoły i
motyla, u Białorusinów mrówki i pasikonika, w Polsce i Małorusi świetlika
(Lampyris) i motyla. Dusze wiedźm wcielały się w żaby, ropuchy i ćmy, ale
wielkoruska veščica zwykła wylatywać przez komin czarnym ptakiem [16].
Jeśli zaś chodzi o umiejscowienie
siedliska duszy, badania terenowe J. Burszty wykazały, że dopatrywano się jego najczęściej
w sercu, bądź zaraz przy nim - w piersiach („bo tam gdzie serce, tam i dusza”)
[17]. Innym – najogólniejszym określeniem, było:„ w środku gdzie dech” – a
nawet całe ciało: „jest nawet w małym palcu u ręki”, a „gdy się ucina rękę, to
dusza się kurczy” [18].
Ars moriendi - czyli sztuka dobrego umierania.
A skoro już mowa o duszy i sercu, to
warto wspomnieć także i o sumieniu – uważano bowiem, że człowiek który był za
życia dobry i miał czyste sumienie – będzie miał szybką śmierć. W przeciwnym
razie umierał długo. Mawiano wówczas: „zły,
niedobry człowiek, takiemu to krzywdy ludzkie nie dają umrzeć”, bo „jakie życie,
taka śmierć” (Dolany, pow. słupiecki) [19]. Istniało kilka sposobów, aby
zaradzić tej sytuacji.
W pierwszej
kolejności, starano się doprowadzić (o ile to było możliwe), aby umiejący miał
szansę spotkania się ze wszystkimi, poznanymi za życia osobami, i prosić ich o
przebaczenie.
Z podobną
praktyką spotkaliśmy się, kiedy kobieta chciała zapewnić sobie łagodniejszy
poród. Analogię w praktykach magicznych, odnoszących się zarówno do narodzin i
śmierci, napotykamy także w czynnościach, mających na celu ułatwienie
„przejścia” – tj. otwieraniu, zamykaniu okien, drzwi. Ponadto obowiązywał także nakaz utrzymania
ciszy (zakaz głośnego płaczu), czy też skapiano każdy zakamarek izby wodą
święconą [20].
Unikano
także kładzenia umierającego pod pierzyną, bowiem w całej Polsce istniało
przekonanie, że pióra
i puch nie pozwalają umrzeć, ponieważ chory nie chce zrezygnować z ziemskich
wygód. Z tego samego powodu poduszka znajdująca się w trumnie nigdy nie była
wypełniona pierzem tylko trocinami [ 21]. W Wielkopolsce
mawiano, że: „nie można kraść pierza, bo wówczas skonać trudno [22]. W myśl
tego, aby ułatwić komuś umieranie, kładło się go po prostu na podłodze
wyściełanej słomą – sami chorzy nawet, przeczuwając zbliżającą się śmierć,
mieli prosić o przenoszenie ich na słomę [23]. Próbą
tłumaczenia używania słomy może być znane powiedzenie: „na słomie człowiek się
rodzi, na słomie umiera” [24].
W
Somopolnie (pow. koniński) i okolicy przestrzega się, aby chory przed śmiercią
wyjawił, gdzie przechowuje pieniądze. Gdyby miejsce schowku nie zostało
wyjawione, duch zmarłego musiałby w tym miejscu straszyć lub co najmniej
dręczyć krewnych we śnie. Stosownie też do tego przeszukuje się dokładnie
ubrania zmarłego, by gdzieś nie zostały resztki pieniędzy, bo inaczej musiałby
on z tego powodu cierpieć [25].
Do innych sposób mających na celu „ułatwić” umieranie należy zaliczyć: zachowanie absolutnej ciszy w trakcie czuwania – nie stwierdzono natomiast na ternie regionu występowania zwyczaju, otwierania drzwi, bądź okien by ułatwić duszy opuszczenie ciała i domostwa [zob. A. Brencz, Wielkopolska jako region etnograficzny, Poznań 1996, s. 175].
Do innych sposób mających na celu „ułatwić” umieranie należy zaliczyć: zachowanie absolutnej ciszy w trakcie czuwania – nie stwierdzono natomiast na ternie regionu występowania zwyczaju, otwierania drzwi, bądź okien by ułatwić duszy opuszczenie ciała i domostwa [zob. A. Brencz, Wielkopolska jako region etnograficzny, Poznań 1996, s. 175].
Gdy zgaśnie życie.
Jacek Malczewski - "Śmierć Ellanai".
Jednym z pierwszych gestów
podkreślających, odejście konającego, było zgaszenie gromnicy (Mąkolno pow,.
Kolski) [26]. Na Ziemi Wieluńskiej: jeżeli ktoś ciężko chorował i nie miał widoków na
wyzdrowienie, mówiono, że „patrzy na księżą oborę”. Usuwano wówczas z izby kota
(notabene: kolejne zwierzę
przywiązane ze sferą magii, oraz śmierci – przyp. autorki), produkty żywnościowe, wodę i niektóre sprzęty. Zakrywano lustro,
zatrzymywano zegar na godzinie śmierci zmarłego [27]. Podobnie czyniono na
pozostałych terenach Wschodniej Wielkopolski.
Nim powiemy sobie o pozostałych
obyczajach funeralnych, zatrzymajmy się na chwilę na motywie zwierciadła w
kulturze ludowej. Po śmierci bliskiego, zgodnie z tradycją – odwracano je do
ściany, lub zasłaniano czarnym materiałem: „aby nieboszczyk się w nim nie
przeglądał (Chorzemin), lub żeby „nie straszyło” (Kamienica pow. wągrowiecki),
czy też powszechnie uważano, że ktoś po prostu mógłby szybko po tym umrzeć,
bowiem wierzono, że zmarły mógłby pociągnąć go za sobą [28]. W dawnym sposobie
myślenia, wielu ludów lustro postrzegane było jako portal pomiędzy „tym”, a
„tamtym” światem. W sensie metafizycznym stanowi ono przeciwieństwo –
odwrócenie „na opak” znanego nam świata. W wierzeniach wielu kultur, pokutowało
przekonanie, że w zwierciadle mieszka nadprzyrodzona istota np. diabeł,
Chowaniec czarownicy, lub inny byt - który jest w stanie skraść duszę osobie
przeglądającej się w zwierciadle. W końcu mogły to być także dusze zmarłych – w
chwili śmierci konającego, aż do czasu odprawienia wszystkich rytuałów
żałobnych (wyłączających go ze świata żywych), końcu lustro stawało się
otwartym portalem, przez który mieszkańcy zaświatów mogli swobodnie przekraczać
granice pomiędzy dwoma światami [29]. Co ciekawe – wątek odwrócenia, inwersji, występuje w kulturze ludowej nie tylko w
kontekście zwierciadła, lecz również – a raczej przede wszystkim – w związku z
„tamtym światem”, światem śmierci, orbis exterior. „Zmarli wiodą życie odwrotne
niż żywi. Ich lato odpowiada zimie świata doczesnego, ich dni nocom. Rzeki
płyną do źródeł… [30].
Charakterystycznym
motywem, dla obszarów Wschodniej Wielkopolski, było przejawianie głośnych aktów
rozpaczy, związanych z faktem śmierci bliskiego, w tym – głośnego zawodzenia,
płaczu [31].
Wraz
z momentem zgonu przerywano wszelkie prace gospodarskie. Dawniej na południu Wielkopolski „gdy gospodarz umrze, donosi o tym najstarszy
syn bydłu; jest przesąd, że gdyby tego nie zrobił, bydło by się nie chowało”.
Dzisiaj zwyczaju tego już nie ma, nie słyszymy też o zawiadamianiu pszczół czy
drzew w sadzie, ani o przepędzaniu bydła na inne miejsce, jak to było na
terenach sąsiednich [32].
Póki
ciało pozostawało ciepłe i nie zdążyło jeszcze zesztywnieć, starano się
ułożyć je w odpowiedni sposób, wkładając mu do
ręki krzyż, albo różaniec. Jeśli broda zaczęła opadać, pozwalając ustom
pozostawać otwartym – obwiązywano głowę nieboszczyka chustom, tak by temu
zapobiec. Gdy oczy nieboszczyka nie dawały się zamknąć – kładziono na nie
monety, o odpowiednim kształcie oraz ciężarze – istniało bowiem przekonanie, że
gdyby tego nie zrobiono i oczy wciąż pozostawałyby otwarte, to zmarły mógłby „wypatrzeć”
kogoś z domowników i również „pociągnąć do grobu” [33].
Dalszą
pielęgnację – tj. mycie zmarłego, golenie (w przypadku mężczyzn), ubieranie w
odpowiedni strój – pozostawiano w większości powiatów Wschodniej Wielkopolski,
tzw. „trupiarkom" - żebraczkom, wynajmowanym w tym celu, przez rodzinę
zmarłego. Myły one go w specjalnych ziołach - święconych w dniu Matki Boskiej
Zielnej, do których zaliczano: barwinek, ruta, bylica, paproć) [34].
Potem
zmarłego ubierano w specjalnie szytą na tę okazję odzież – nigdy nie wkładano
mu tej, którą zwykł nosić za życia. Strojem przeznaczonym dla mężczyzny było:
czeheł, czehieł, czyhał, cyheł, zgło, żgło, gzło [35]. Był to rodzaj długiej, sięgającej po końce palców u nóg, koszuli z
szerokimi rękawami. To żgło szyto z samodziałowego Płotna zgrzebnego, bądź
bielonego, bądź surowego, później już z płótna kupnego. Zmarłego obwiązywano w
pasie i Na rękawach czarną wstążką lub tasiemką, u młodych kolorową – niebieską
lub zieloną. Mężczyźnie nakładano białe płócienne spodnie i takąż koszulę, na
głowę specjalne płócienne nakrycie zwane „duchenka”, w zachodnich powiatach
„ślachmyca”. Duchenka kształtem swym przypominała biskupią infułę. Na stopy
zakładano skarpetki, czasem buty (dawniej chowano zazwyczaj boso, jedynie w
skarpetkach) [36].
Zmarłym
kobietom: szyto podobne żgło, nakładano
sznurówkę, spódnik, fartuch, na głowę specjalną kapkę, na nogi pończochy i
trzewiki, dziewczynie dodatkowo chustę na szyję, czerwony lub błękitny spódnik,
a na głowę zawicie ze wstążek i rozmarynu (jak u panny młodej) [37]. W przypadku młodych panien oraz
kawalerów pogrzeb posiadał niektóre elementy nawiązujące do obrzędowości
weselnej – co wyrażało się poprzez ubieranie ich w stroje ślubne, przyzdabianie
mirtem, rutą, bądź rozmarynem (ziołami wykorzystywanymi w obrzędowości ślubno-weselnej)
– bowiem w ich przypadku obrzęd ten był rozumiany jako forma zastępcza wesela [38].
Motyw: "Ubi sunt?". będący skrótem od sentencji: "Ubi sunt qui ante nos fuerunt?"
(Gdzie są ci, którzy byli przed nami?).
O
znaczeniu przytaczanego tutaj motywu: „zaślubin ze śmiercią”, przeczytać można
w artykule Anny Kapusty pt: „Przeciw żywym trupom. Małopolski rytuał zaślubin
ze śmiercią (zapiski etnograficzne)”, dostępny pod adresem: http://www.etnologia.pl/polska/teksty/przeciw-zywym-trupom-1.php
:
Funkcją tych zachowań społecznych jest ochrona
wspólnoty żywych przed powrotem do niej zmarłego w postaci żywego trupa,
mogącego polować na kolejne istnienia ludzkie. Kto nie osiągnął dojrzałości
przed śmiercią, czyli nie zdążył założyć rodziny (nie dożył ślubu), wedle tego
toku myślenia grozi wspólnocie żywych wtargnięciem do niej w celu uśmiercenia
(uprowadzenia) kandydatki lub kandydata na partnera życiowego. Wspólnota, aby
temu żerowaniu śmierci zapobiec, w trakcie aktu umierania i pogrzebu
symbolicznie odgrywa elementy rytuału weselnego, a celem tego – odgrywanego –
wesela na pogrzebie jest przekonanie zmarłego, aby nie wracał on nigdy do
świata żywych w poszukiwaniu kandydatki lub kandydata na małżonka. W moim
osobistym doświadczeniu terenowym odnotowałam cztery przypadki owego rytuału
zaślubin ze śmiercią (…).Chodzi o to, żeby umierający nie pozostał jednostką
bez więzi społecznej, stąd formuła symboliczna zaślubin ze śmiercią, bo żeby
dobrze umrzeć, trzeba skutecznie (bez szansy powrotu) przejść do - równoległego
wobec świata żywych - świata umarłych.
Wyrób
żgła poprzedzały także odpowiednie praktyki magiczne: unikano więc przy szyciu darcia płótna, bo to zmarłemu sprawiłoby ból;
nie robiono z nitki węzłów, bo umarły tak długo nie zaznałby spokoju, dopóki
węzeł nie zgniłby. W powiecie konińskim stosowano nawet przy szyciu specjalny
rodzaj ściegu, normalnie nie praktykowany (należy „utykać przed igłą a nie za
igłą”). Igłę używaną do szycia żgła bądź
zostawiano w koszuli, bądź używano do różnych zabiegów magicznych. Np. w
powiecie kolskim wkładano ją d ziarna, „żeby wróble nie jadły”, lub wtykano do
chleba, „bo ten stwór, co ten chleb zje, nie będzie już więcej szkodził” [39].
Warto
wspomnieć o zmianach, jakie zachodziły w izbie, w której się miał znajdować,
przez trzy kolejne dni. Z pomieszczenia wynoszone były wszelkie meble, pozostawały
jedynie stołki bądź, a nawet wyjęte z futryny drzwi - na których ustawiona
zostawała trumna z ciałem. Ukierunkowana była ona zawsze w ten sposób, by nogi
zmarłego skierowane pozostawały w kierunku drzwi. Okna izby były przyciemniane,
rozwieszonymi na nich ciemnymi materiałami ( na Krajnie białym płótnem),
wnętrze zdobiły kwiaty, zielenina, oraz świeczniki [40]. W lecie „gdy jest gorączka”, a zwłaszcza gdy nadchodzi burza, żeby
zmarły „nie rósł” (nie spuchnął), ustawia się obok naczynia z wodą, żelazne
przedmioty, a na twarz nakłada się co pewien czas szmatki namaczane w
spirytusie lub occie [41].
Jak odnotowywał J. Burszta – zwyczaj zawiadamiania
pozostałych mieszkańców wsi, o śmierci zmarłego bliskiego nie był w
Wielkopolsce zbyt powszechny, ze względu na niewielkie wymiary wsi, należnych
do osadnictwa w tym regionie. Do wyjątków zaliczyć jednak można zwyczaje takie
jak: przynoszenie krzyża pogrzebowego i ustawianie go przy wejściu do domu
(Malanów, pow. turecki; Barłogi, pow. kolski); czy też obijanie domu zmarłego czarnym suknem, na
którym umieszczano obraz mąk czyśćcowych (powiat ostrzeszowski) [42]. Na
Krajnie drogę do gospodarstwa, gdzie ktoś
umarł wysypywano białym piaskiem i gałązkami drzew iglastych. Przed domem
zmarłego ustawiano chorągiew pogrzebową i krzyż [43].
Tradycja nakazywała, aby każdy z mieszkańców wsi,
oraz okolic – którzy go znali, choć raz odwiedził izbę, w której spoczywało
ciało zmarłego. W ciągu dnia wizyty takie odbywano pojedynczo, nocami spotykano
się w grupie, aby godnie pożegnać się zmarłym. Przy prostym poczęstunku,
modlono się za jego duszę, śpiewając przy tym wspólnie przeznaczone na tę
okazję pieśni. Zwyczaj ten na terenach Wielkopolski nazywał się: „pustymi
nocami” ( pow.: wągrowiecki, wyrzyski, mogileński, gnieźnieński; „cichymi
wieczorami” (powiaty północno-wschodnie); „ciemnymi nocami” ( pow. koniński);
pustymi wieczorami ” (pow. krotoszyński) [44].
W wielu kulturach świata, od zarania
dziejów towarzyszył zwyczaj składania do grobów przedmiotów, których zmarli
używali za życia. Wynikało to z przekonania, że po śmierci człowiek miał wieść
życie podobne do powszedniego. Zwyczaj ten zachował się do obecnych czasów,
kiedy to kładzie się zmarłemu do trumny proste przedmioty: z którymi mógł on
czuć się za życia związany, bądź mogły podkreślać jego cechy charakteru,
nawyki, wykonywaną profesję, czy też o charakterze religijnym. Źródła
wspominają także o wkładaniu zmarłemu do trumny części ciała takich jak: włosy,
paznokcie, zęby [45]. Wkładano także pieniądze, w przekonaniu, że zmarły mógłby
ich potrzebować także na tamtym świecie (Krzymów [46], Ziemia Wieluńska [47]). Mogło
to wynikać z dawnych praktyk, znanych ongiś na Słowiańszczyźnie, kiedy to dawano
nieboszczykowi do grobu pieniążek, na zapłacenie za przewóz w zaświaty. Podróż
tę mogła dusza. kobiety odbyć tylko w towarzystwie duszy męża [48].
Ponadto
na terenach Wielkopolski praktykowano też
zabiegi magiczne na czyjąś zgubę, polegające na wkładaniu do trumny części
przedmiotów skradzionych czy należących do kogoś, zwłaszcza do złodzieja [49].
Sama
trumna posiadała zazwyczaj prosty kształt, na jej wieku znajdował się czarny
krzyż. Trumny malowano na nasypujące kolory: żółty, ciemnoczerwony, czarny,
brunatny lub błękitny – przy czym dla ludzi młodych zarezerwowane były barwy
jasne [50]. W nowszych czasach już
jednolicie: białe, srebrne, lub niebieskie kolory – dla dzieci i młodych,
brązowe – dla starszych. Zmienił się też wystrój trumny. W powiatach
południowych do trumny zmarłych w stanie bezżennym wkładano „weselne” kwiaty”,
jak rutę, rozmaryn i inne, zaś żonatych obścielano dookoła suchym zielskiem [51]. Rośliny
te, ze względu na ich wieczną zieleń i ostry aromat, kojarzono ze światem
podziemnym, z zaświatami [52]. Miały one na
celu zabezpieczyć nieboszczyka przed złymi siłami, diabłem w trakcie „podróży”
w zaświaty, a także umożliwić kontakt z Bogiem i szybsze dostanie się do nieba.
Akcesoria te najczęściej wkładano zmarłym pod głowę lub wypychano nimi poduszki
trumienne. Wykładano nimi także dno trumny. Czasem wkładano zmarłemu do ręki
palmę wielkanocną, aby „mógł stukać nią w bramę niebieską” [53].
Samą trumnę wykonywano z jesionu, klonu, sosny,
jodły. Przypisywano tym drzewom właściwości magiczne. Człowiek pochowany w
jesionowej trumnie miał od razu osiągać spokój wieczny i do głowy mu nie
przychodziło, aby wracać i włóczyć się jako duch na po świecie […].Za najpraktyczniejsze
uchodziły trumny wykonane z desek sosnowych i klonowych, bowiem równocześnie
strzegły zmarłego przed diabłem, a żywych przed nagabywaniem i nękaniem przez
zmarłego [54].
„Trupia magia”.
Artystyczne wyobrażenie Anioła Śmierci.
Tabu
związane ze sferą śmierci, kazało uznawać wszystkie akcesoria, oraz wodę zużytą
do oporządzenia zmarłego - za nieczyste, jednocześnie sprawiało to, że
znajdowały one zastosowanie w praktykach magicznych. Wodę którą obmywano ciało
– wylewano zatem w miejsca, gdzie nikt z ludzi ani zwierząt nie chadzał – bo
mogłoby to im szkodzić. Z drugiej jednak strony używano jej w zabiegach
ochronnych zboża przed wróblami – oblewano wówczas dookoła granice pola, by
ptaki te nie wydziobywały ziaren [55]. Palono ręczniki i grzebienie, które były
wykorzystywane w trakcie czynności pielęgnacyjnych przy nieboszczyku, zaś
brzytwę, którą go golono, wykorzystywano jedynie w przypadku golenia kolejnych zmarłych [56]. Palono także
słomę, bądź trociny powstałe przy robieniu trumny - by nie zaszkodziły nikomu,
kto by na nie nadepnął. Broń Boże – nie kładziono takiej słomy, jako posłanie
dla zwierząt gospodarskich, bo by „zmarniały” od jej wpływu [57].
Ciało
nieboszczyka, „znajdowało” zastosowanie zarówno w praktykach magicznych, jak i
medycynie ludowej. Przykładowo - kiedy chciano
się pozbyć narośli (dzikiej kości), należało potrzeć nią o ciało nieboszczyka
(wschodnie powiaty Wielkopolski) [58]. Z dymu palącej się „po nieboszczyku”
słomie, odczytać można było znaki wróżebne - „z kierunku płynącego w górę dymu wróżą, w której stronie śmierć wioskę
odtąd najpierw nawiedzi” [59].
Powszechnym było
przekonanie, że nie powinno się pożyczać niczego z domu, w którym spoczywało
ciało zmarłego, gdyż w ten sposób „wyniesie się szczęście z domu”. I właśnie z
tego samego powodu - by owego szczęścia sobie użyczyć, sąsiedzi starali się
specjalnie prowokować sytuacje, dzięki którym mogliby jednak od rodziny
zmarłego coś pożyczyć [60].
Ponadto,
szczęście miał zapewniać także kawałek sznura wisielczego – przekonanie to
miało dotyczyć w szczególności złodziei. Silniejszym od niego artefaktem dla
rabusiów miała być świeczka zrobiona z
małego palca wisielca lub nienarodzonego dziecka. Najlepsza „świeca
złodziejska” miała być jednak ta, która była zrobiona z palca zmarłego Żyda
[461W ich wyrobie specjalizować się mieli owczarze z pow. kaliskiego i
konińskiego - według wierzeń miała ona na celu zapewniać niewidzialność.
Jeszcze innym, pożądanym przez nich składnikiem praktyk magicznych miała być
woda, którą myto nieboszczyka – miała ona za zadanie chronić stado owiec przed
chorobami [62].
Wykorzystywanie fetyszów związanych z „magią trupa”,
było dość powszechne w kulturach świata, co więcej akcesoria te były uważane za
jedne z potężniejszych w praktykach magicznych. Nie inaczej było na
Słowiańszczyźnie, żeby wymienić tylko kilka przykładów z tym związanych: włamywacz u południowych Słowian zaczyna
niekiedy operację od przerzucenia kości nieboszczyka przez dom, wypowiadając z
jadowitą ironią następujące słowa: „Tak jak ta kość może się obudzić, tak niech
się obudzą mieszkańcy tego tomu” (…). Włamywacze na Rusi Podkarpackiej usuwają
szpik z piszczeli ludzkiej, napełniają łojem i, zapaliwszy ją, okrążają
trzykrotnie dom. Ma to pogrążyć mieszkańców w sen podobny do śmierci. W tamtych
stronach sporządzają również piszczałkę z kości goleniowej zmarłego i grają na niej.
Ludzie słuchający tej muzyki stają się senni [63].
„Zmarły
człowiecze, z tobą się żegnamy…”
Aleksander Gierymski - "Trumna chłopska".
Przed wyniesieniem trumny na uroczystość pogrzebową następowało
uroczyste zabicie trumny gwoździami. Towarzyszyły przy tym głośne płacze oraz
lamenty zebranych bliskich, wcześniej jednak zebrani przy trumnie żegnali się
ze zmarłym, odpowiednimi gestami, które miały na celu podkreślenie, że
wszystkie ziemskie porachunki ze zmarłym zostały zakończone i nastąpiło
darowanie win [64]. Był to zarazem wyraz łączących dane osoby bliskich relacji
w rodzinie: małżonkowie, żegnając swoje „drugie połowy”- całowali je w twarz,
dzieci – w ręce, tymczasem dalsza rodzina, sąsiedzi i znajomi – żegnali się
jedynie poprzez gest dotknięcia ręki [65]. Jest
tu także wzgląd asekuracyjny, bo „jak się dotknie nieboszczyka, to potem na
oczach nie stoi” (Sławsk). Ostatnio całowanie nieboszczyka zanika na rzecz wyłącznego
dotykania jego ręki, szczególnie serdecznego palca przy czym mówi się np.
„zostań z Bogiem”, lub „zmarły człowiecze, z tobą się żegnamy” (Krotoszyńskie)
[66].
Wynoszenie trumny z ciałem zmarłego z domu, a także
opuszczanie przez nią obrębu gospodarstwa wiązało się z szeregiem zabiegów
magicznych, mających na celu pożegnanie –tzn. wyłączenie zmarłego z lokalnej
społeczności. Aby uniemożliwić nieboszczykowi powrót: zawsze wynoszono trumnę
„nogami” w przód nigdy „głową”; dalej – przewracano krzesła, bądź inne meble na
których dotąd stała trumna (by zmarły nie rozpoznał miejsca); kładziono pod próg
siekierę (żelazo w wierzeniach ludowych, podobnie jak sól, czy kolor czerwony,
uważane było za środek apotropeiczny – odstraszający, to co złe); otwierano
drzwi i okna (by dusza mogła swobodnie rzez nie ulecieć); przy przenoszeniu
przez próg trzykrotnie dotykano nią progu („pokłaniano” nią), na znak
ostatecznego pożegnania zmarłego z domem
i gospodarstwem [67]. Na Pałukach, dodatkowym gestem, towarzyszącym temu
zwyczajowi było, trzykrotne pochylanie się nad nią, a następnie – przy
przenoszenie, dotykanie nią progu, taką samą ilość razy [68]. Należało jednak
przy tym uważać, aby nie uderzyć trumną w
ofutrowane drzwi, bo spowodowałoby to wkrótce śmierć kogoś z rodziny (Średzkie)
[69].
Źródło: A. Brencz, "wielkoposla jako region etnograficzny", Poznań 1996.
Źródło: A. Brencz, "wielkoposla jako region etnograficzny", Poznań 1996.
Dodatkowo, na Krajnie rozsypywano też groch i mak przed drzwiami chałupy, by dusza zajmując
się zbieraniem ziaren nie weszła do domu. Przed wejściem rozsypywano też piasek
i grabiono (wierzono, że dusza nie wejdzie na zagrabioną ziemię [70]).
Roślinę tą
wiązano ze światem snu i śmierci (dawniej sen traktowano jako chwilową śmierć)
ze względu na jej właściwości narkotyczne i usypiające. Mak był uznawany za
środek mediacyjny, miał pomagać przekroczyć granicę oddzielającą świat żywych
od zaświatów. Wg A. Palucha właściwość ta „mogła zaważyć na zwyczaju sypania
maku do trumien, ust zmarłych czy podkładaniu konającym, aby tym samym niejako
wzmocnić sen śmiertelny lub przyspieszyć zgon”. Mak sypano także na drogę w
czasie konduktu pogrzebowego do kościoła i na cmentarz, a także na grób.
Robiono tak w celach zabezpieczających, gdy zachodziło podejrzenie, że zmarły
będzie wracał na ziemię i niepokoił żywych, a zwłaszcza, gdy chowano samobójcę.
Zabieg ten miał stwarzać dodatkowe zajęcie dla nieboszczyka – wierzono, że jego
duch będzie musiał przeliczyć/zebrać wszystkie ziarenka i dzięki temu zaniecha
niepokojenia żywych. Należy dodać, że w kulturze tradycyjnej nie używano maku
na co dzień – był przeznaczany wyłącznie do celów obrzędowych i leczniczych [71].
Jeśli zaś chodzi
o groch: Mniej znanym sposobem, zanotowanym tylko na Podhalu, był zwyczaj
podkładania konającemu grochowin (wysuszone zielsko po wyłuskaniu grochu) lub
ziaren grochu: „jak nie może skończyć, to dawali kiesik z grochu grochowiankę,
to go popuściło” [72].
W końcu – nim kondukt żałobny, podążając za trumną
zmarłego opuszczał gospodarstwo, podejmowano praktyki podkreślające jego
pożegnanie z gospodarstwem:
„ Jak umarł mój
dziad – mówi A. Pietraszkowa z Orpiszewa powiat krotoszyński – wtedy ciotka poszła
do obory i stajni, i jak wynosili
„trunę” z domu, to ona pootwierała wokoło drzwi i mówiła do zwierząt, że ich
gospodarz żegna się z nimi i że nigdy już do nich nie wróci”. Kiedyś – jak opisywał
Kolberg – obnoszono trumnę dookoła podwórza i przystawano przed stajnią, oborą
i chlewem, żegnając w imieniu zmarłego inwentarz żywy. Praktyk podobnych
obecnie zupełnie już się nie spotyka zarówno w stosunku do koni, bydła czy
pszczół [73].
Takimi niegdyś byliśmy, jakimi wy dziś jesteście./Jakimi jesteśmy teraz, takimi i wy będziecie!
(Legenda o trzech żywych i trzech umarłych).
Bogatsi gospodarze mogli sobie pozwolić,
by trumnę z ciałem zmarłego bliskiego wiózł
karawan – w przeciwnym razie trumnę po prostu niesiono, przy czym
uważano, aby spoczywającego w niej ciała nie nieśli bliscy zmarłego. Ponadto
istniały zasady nakazujące: aby trumienkę z ciałem chłopca niosły dziewczynki –
i na odwrót, analogicznie – ciało panny nieśli kawalerowie, a kawalera –
niezamężne dziewczęta [74]. Na Ziemi Wieluńskiej wyłącznie mężczyźni nieśli trumnę do
pierwszego krzyża. Tam następowało pożegnanie ze zmarłym. Dalej wieziono trumnę
pojazdem. Na przodzie konduktu był niesiony krzyż, świece, chorągiew, dalej
szli śpiewacy, muzykanci oraz młodzież niosąca wieńce i wiązanki kwiatów [75]. Na Krajnie nieboszczyka transportowano na ukwieconym wozie.
Bogatsi chłopi zamawiali karawan, często ze specjalnym baldachimem [strona
muzeum]. Odprowadzano zmarłego do granic wsi, tam się z nim żegnano i trzykrotnie
okrążano stojący na granicy wsi krzyż lub kapliczkę. Dalej kondukt pogrzebowy
prowadził już ksiądz. Na czele pochodu, w zależności od płci zmarłego szli
mężczyźni lub kobiety ze świecami [76].
Przestrzegano także, by do wozu nie
zaprzęgać źrebnej klaczy („bo płód może oślepnąć”), nie zaprzęgano także koni
białych – gdyż nimi powożono wyłącznie do ślubu [77]. Dawniej uważano też, aby u półszorków nie było łańcucha, który by po drodze
dzwonił („bo diabeł latał z łańcuchem”) (…). Przestrzega się jednak
powszechnie, aby w czasie pochodu nie przechodzić drogi przed konduktem,
„bo przekroczy się drogę zmarłemu na
tamten świat i mu się zaszkodzi”, lub „znieważy się nieboszczyka [78].
W
przypadku napotkania przez kondukt żałobny kapliczki – zatrzymywano się przed
nią, by odmówić modlitwę, czy też mowę pożegnalną. Gest ten ostatecznie żegnał
zmarłego z lokalną społecznością – wyłączał go z spośród jej członków i miał na
celu zabezpieczyć, przed jego ewentualnym powrotem. Wynikało to także, z
przekonania, że kapliczki stanowiły swoisty punkt graniczny pomiędzy orbis interior
(to co własne, oswojone, znane) – a orbis exterior (to co obce, nieznane,
groźne). Te dwie kategorie, podziału przestrzeni w kulturze tradycyjnej należy
rozumieć w dwojaki sposób. Po pierwsze – w materialnym sensie, jako podział na społeczność
własną, lokalną, oraz obcych wpływów kultury, przybywających do danej
społeczności z „zewnątrz”. Drugi kontekst posiada wymiar metaforyczny, gdyż
wprowadza rozgraniczanie między tym co oswojone, uświecone pracą ludzką, oraz
boską opieką – a tym co nieznane – świat natury, duchów. Kapliczki miały na celu
ochronę lokalnej społeczności, szczególnie przed istotami tej drugiej
kategorii.
Ciekawostkę
stanowić może staropolska tradycja, dotycząca terytorium całego kraju w
sytuacji, gdy umarł ktoś znaczniejszy:
Błyszczące ornamentami trumny wznosiły się na casta
dolores „zamkach boleści, które wysokie i spiętrzone, przypominały nie tyle
katafalki, ile właśnie zamki, dziwne, groźne budowle wykonane z herbów,
proporcy, broni, inskrypcji, alegorii. Tanatos żądał przepychu… Podczas mszy
wjeżdżał na koniu czarny rycerz, łamał przed casttrum kopię i z łoskotem zwalał
się na posadzkę. Wyobrażał zmarłego króla, hetmana, dygnitarza, a że nieraz
jedna osoba najwidoczniej nie oddawałaby w pełni wielkości i dostojeństwa
zmarłego, wpadali do kościoła i inni jeźdźcy. Znowu łamali kopie, szpady czy
płaszcze albo rzucali chorągwie i buńczuki, a kiedy umarł ktoś ostatni z rodu,
łamali jeszcze herb [79]
Po uroczystości pogrzebowej, następował
rzecz jasna - czas pochówku na cmentarzu. Na terenach wielkopolskich przyjęła
się tendencja, aby chować nieboszczyka głową / twarzą w kierunku wschodnim. J.
Burszta przypuszczał, że zwyczaj ten mógł wywodzić się jeszcze z tradycji pogańskiej Słowiańszczyzny – gdzie dominował kult
słońca, a zatem chodziło o to by zmarły spoczywając w ziemi mógł „spoglądać”
właśnie w jego kierunku [80]. Drugim wyjaśnieniem, również przyjętym przez
przytaczanego przeze mnie badacza, będzie wywodzić się z chrześcijańskim sposobem stawiania kościołów również
ołtarzem ku wschodowi – ku Jerozolimie [81].
Inne
sposoby grzebania dotyczyły sytuacji ekstremalnych takich jak: samobójstwo czy
zabójstwo. Aby zapewnić ofiarom morderstw spokój – chowano ich zazwyczaj w
miejscu ich tragicznej śmierci, gdzie każdy przechodzień był zobowiązany kłaść
na mogile gałązkę [82].
W przypadku samobójców,
wierzono że ich śmierć zwiastuje najczęściej nagły silny powiew wiatru. Ich
pochówkowi towarzyszył cichy pochód bez
ceremonialnej obsługi kościelnej, wnoszenie trumny na cmentarz nie przez bramę, lecz przez płot i chowanie
gdzieś w kącie cmentarza, pod płotem, na miejscu nie poświęconym (takowe było
na każdym cmentarzu). Takiego „zawiozą na cmentarz, „bomną” w dół – i koniec”.
Nie ma też po nim „poczęstnego” [83].
Jeszcze
inną kategorię pochówków „nietypowych”, stanowić miały groby, w których w
powszechnym mniemaniu spoczywać miały osoby, będące posądzone o bycie upiorami.
Ciałom takim odcinano głowy, które kładziono między nogi, przebijano ich kołkiem
brzozowym, zawiązywano nogi, czy też palono wprost ich ciała [84]. Pamiętać
jednak należy, że tego typu praktyki miały miejsce, po jakimś czasie od
pochówku – gdy zachodziły podejrzenia, że zmarły „powstaje” z grobu, aby nękać
lokalną społeczność.
Zakładając jednak, że pogrzeb
odbywał się w „normalnych” okolicznościach (zmarły nie był samobójcą, ani
ofiarą morderstwa), w jego trakcie miała miejsce tzw. „ostatnia posługa”. Rzuca je [grudki ziemi – przyp. autorki] najpierw trzy razy ksiądz celebrujący
obrzęd grzebania, następnie po trzy razy bliscy i znajomi. Ogólnie przestrzega
się, że członkowie rodziny i krewni nie mogą tego czynić (…) [85]. Zwykło się tłumaczyć ten zakaz faktem,
iż: rodzina nie może nieboszczyka
przyciskać [86]. Wrzucanie grudek ziemi do grobu jest standardową czynnością
apotropeiczną, mającą ostatecznie odstraszyć ducha zmarłego [87]. Przyjęło
się bowiem uważać, że ich odgłos jest ostatnią rzeczą, jaki chowany człowiek
słyszy, i dopiero od tej chwili ostatecznie ulatuje do zaświatów – do tej pory
miał bowiem uczestniczyć we wszystkich czynnościach pogrzebowych [88].
Z przysypywania mogiły ziemią wnioskowano kiedyś o
cechach zmarłego. W Kaliskim więc, gdy grabarzowi zabrakło ziemi do zasypania
mogły, uważano, iż zmarły był człowiekiem skąpym, a gdy znów ziemi zbywało –
był hojnym [89].
Triumf Śmierci.
Podobnie jak w
wielu innych kulturach świata, także na słowiańszczyźnie znany był zwyczaj
organizowania uczty na cześć zmarłego. J. Burszta skłaniał się ku
przypuszczeniu, że mogło wówczas chodzić
o pokrzepienie fizyczne żywych biorących udziału w uroczystościach pogrzebowych,
by tym samych uchronić ich od zgubnego wpływu sfery śmierci [90]. A być może po
prostu chodziło o ostateczne oddanie hołdu zmarłemu?
Dawni Słowianie
znali pojęcia „strawne” – czyli uczty pogrzebowej, oraz „tryzny” – igrzysk
organizowanych ku czci zmarłego. Ostatecznie, od XVI w. powszechnym stało się używanie
określenia „stypa” – odnoszącego się do poczęstunku, mającego miejsce zaraz po
pogrzebie. Niemniej jednak, zwyczaj ten zwykł posiadać różnorakie określenia na
terenach całej Polski. W Wielkopolsce przyjęło się nazwać ją następującymi
sposoby: „pogrzeb” (zachodnie powiaty), „skórka” / „picie za skórkę”
(południowe powiaty), „pogrzebowe”, „pogrzebiny”, „pochówek”, „poczęsne”
(wschodnie powiaty) [91].
J. Burszta wyróżniał dwa sposoby
obchodzenia tej uroczystości. „Na smutno” -obchodzono ją zazwyczaj wówczas,
gdzie istniało przekonanie, że zmarły współbiesiadniczy z pozostałymi. „Na
wpółwesoło” – gdzie czasem pozwalano sobie na taniec czy śpiew (np. Mechlin) [92].
Czas żałoby zależał od siły
konotacji rodzinnych: po rodzicach (zwłaszcza matce), bądź mężu i żonie – wynosiła
ona rok, bądź rok i sześć tygodni; po dorosłych dzieciach matka powinna nosić
żałobę - od sześciu tygodni do pół roku, po małych czasem wcale („bo to aniołki”);
po rodzeństwie obowiązywała ona – od półmroku do roku; po bliskich krewnych
(kuzynach) – sześć tygodni, po dalszych krewnych – „idzie się tylko na pogrzeb”
[93].
Stan żałoby
wiązał się oczywiście z zakazami udziału w zabawach o charakterze hucznym, ale
także noszenia odpowiedniego stroju (czarnego). Co ciekawe u dawnych Słowian –
zwłaszcza zachodnich, do których zaliczają się przecież Polacy – kolorem
oznaczającym żałobę był niegdyś biały, czarna barwa została przyjęta dopiero
pod wpływem tradycji rzymskiej [94]. Dowodem na istnienie w przeszłości tego
zwyczaju, mógł być fakt, iż w Poznańskiem
jeszcze w ubiegłym wieku kobiety z rodziny na znak żałoby narzucały na siebie
białe płachty, specjalnych zaś szat pogrzebowych nie noszono [95].
Ostatnia wola - regulacje prawne.
Ostatnią kwestią
jaka pozostała nam do omówienia w tejże kwestii jest testament. Gospodarstwo
(zgodnie z umową zawartą z panem feudalnym), dziedziczył po ojcu nastraszy,
bądź najmłodszy syn. Jeszcze za życia zmarłego gospodarza, w chwili przejęcia
gospodarstwa przez „młodych”, zgodnie z prawem jemu oraz jego żonie
przysługiwała tzw. „renta starcza”, zwana od czasów średniowiecza –
„dożywociem”. Zwyczaj ten doczekał się wielu nazw: „wymowa”, „”wymiar”, wydbanek”, wydanek”, „littyng”, popularnej we
wsiach olęderskich. Ostatniego określenia nikt już nie pamięta. Równie starą
nazwą jest „wyrzęda”, używana jeszcze w XIX w., w Ostrowskiem [96]. W
późniejszych okresach, w zależności od części Regionu mówiono o: „wymiarze”, „wycugu”
(Jarocińskie, Krotoszyńskie, Ostrowskie, Wągrowieckie); „wydbanku”
(Jarocińskie); „elemencie” lub „lamencie” – jako, że często się nad im
lamentowało, gdy dzieci nie dotrzymywały umowy (Kaliskie, Końskie, Kolskie);
„alamyntcie” (Słupeckie); „deputacie” (Łekno), „chlebie” (Żnińskie) [97].
Najogólniej, w przypadku omawianej
formy umowy, zawieranej pomiędzy starymi a młodymi gospodarzami, chodziło po
prostu o zapewnienie jednym przez
drugich przysłowiowego wiktu i opierunku na stare lata. W okresie panowania gospodarki folwarczno-pańszczyźnianej dożywocie
obejmowało mieszkanie (komorę) i utrzymanie lub jego równowartość. W zależności
od zajmowanej pozycji społecznej we wsi
rodzice zastrzegali sobie prawo do odzieży i jedzenia albo też określoną liczbę
zboża i inwentarza żywego oraz odpowiedni
kawałek gruntu pod uprawę okopowizny [98].
Zbliżoną formę mowy społecznej,
stanowiła „łaskowizna” – na mocy której do gospodarstwa przyjmowano osoby
starsze ( pochodzące z dalszej rodziny, bądź zupełnie sobie obce sobie osoby),
które nie miały gdzie się podziać, lub w rodzinnym domu były po prostu
traktowane źle. W zamian za otrzymany
kąt i wyżywienie, pomagać miały one swym gospodarzom w drobnych pracach
gospodarskich. Jeszcze w latach 60. XX w., zwyczaj ten miał być dość powszechny
w wielu wisach wielkopolskich [99].
W przypadku śmierci gospodarza,
spadek po nim miał przedstawiać się następująco:
wdowa otrzymywała tylko swoją osobistą własność
oraz, zależnie od woli syna, niektóre ruchomości po mężu. W okresie
pouwłaszczeniowym pieczę nad majątkiem przejmowała żona. W przypadku braku
dzieci lub gdy śmierć nastąpiła nie później niż trzy lata od chwil zawarcia
małżeństwa, druga strona była moralnie zobowiązana zwrócić rodzicom
nieboszczyka wniesiony posag i majątek, pomniejszony o cześć zużytą w czasie
trwania małżeństwa. W tych sprawach nie znajdujemy w Wielkopolsce jednolitego
punktu widzenia. Zależał on od lokalnych zwyczajów. Z licznych danych na ten
temat wynika, iż na tym tle bardzo często dochodziło do poważnych nieporozumień
między zainteresowanymi stronami [100].
Co ciekawe, w
przypadku rozporządzania majątku po zmarłym, zachował się ciekawy zwyczaj,
opierający się na przekonaniu, że zmarłemu należała się część posiadanego przez
niego majątku, nawet po śmierci. W związku z czym najważniejsze przedmioty,
należące do zmarłego były palone, bądź grzebane razem z nim – miało to
niewątpliwie związek z pogańskimi obyczajami, o których już sobie
powiedzieliśmy.
Z czasem przyjęto formy zastępcze, które utrzymują
się jeszcze do dziś. Spadek zmarłego przeznaczało się i nadal przeznacza na
msze w kościele (Gnieźnieńskie), oraz również na nagrobek i koszty stypy
pogrzebowej. Jeżeli zmarła matka, pozostałą jeszcze część otrzymywały córki, a
gdy ojciec – synowie (Krotoszyńskie), lub też wszyscy pozostający przy życiu
spadkobiercy (Ostrzeszowskie, Ostrowskie). Pozostałych przy życiu członków rodziny spadkobierca
obdzielał po równych częściach. Wyjątek stanowiły przypadki, kiedy dzieci
zawierały związek małżeński przed podziale majątku. Zasada ta utrzymał się po dziś dzień, chociaż prawo
ustawowe stanowi inaczej [101].
Autor: Marta Kaleta.
Przypisy.
[1] J. Burszta, Zwyczaje i obrzędy pogrzebowe, [w:] Kultura ludowa Wielkopolski, t. III, J.
Burszta (red.), Poznań 1967, Wydawnictwo Poznańskie, s. 178.
[2] Tamże, s. 180.
[3] Tamże.
[4] Tamże.
[5] zob. Tamże.
[6] Tamże, s. 180-181.
[7] Tamże, s. 181.
[8] Tamże.
[9] zob. I. Piątkowska, Z
życia ludu wiejskiego na ziemi kaliskiej, "Kaliszanin” 1887, przedruk
w „Wiśle”, t. III 1889.
[10] J. Burszta, dz. cyt., s. 181.
[11] Tamże, s. 179.
[12] Kultura i obyczaje w XIX
w. (strona FaceBook), stan na dnia 30.12.2017:
[13] J. Burszta, dz. cyt., s.
179.
[14] zob. Tamże, s. 178.
[15] zob. Tamże, s. 179.
[16] Drzewo Przodków (Strona
FaceBook), stan na dnia 30.12.2017: https://www.facebook.com/permalink.php?story_fbid=1949000765349717&id=1558835367699594
[17] zob. J. Burszta, dz. cyt,, s. 179.
[18] zob. Tamże.
[19] tamże, s. 181.
[20] zob. Tamże, s. 180.
[21] Kultura i obyczaje w XIX
w.: https://m.facebook.com/story.php?story_fbid=1696259050398691&substory_index=0&id=949415675083036
[22] J. Burszta, dz. cyt., s.
180.
[23] zob. tamże, s. 182.
[24] Muzeum Wsi Radomskiej, Rola roślin w zwyczajach funeralnych wsi
polskiej, stan na dnia: 30.12.2017:
[25] J.
Burszta, dz. cyt,, s. 186.
[26] Tamże, s. 182.
[27] Folklor Ziemi Wieluńskiej, Obrzędy,
wierzenia i zabiegi magiczne, (stan na dnia: 30.12.2017): http://www.interklasa.pl/portal/dokumenty/m006/Menu/Obrzedy%20Wierzenia%20i%20zabiegi%20magiczne/index.html
[28] zob. J.
Burszta, dz. cyt,, s. 182.
[29] zob. L. Stomma, Antropologia kultury wsi polskiej XIX wieku.
Oraz wybrane eseje, Łódź 2002, Wydawca Piotr Dopierała, s. 341-354.
[30] Tamże, s.
436.
[31] zob.
J. Burszta, dz. cyt,, s. 182.
[32] Tamże, s. 183.
[33] zob.
Tamże, s. 182.
[34] zob.
Tamże.
[35] zob.
Tamże, s. 183.
[36] Tamże.
[37] Tamże.
[38] zob.
tamże, s. 191.
[39] Tamże,
s. 183.
[40] zob.
J. Burszta, dz. cyt,, s. 183.
[41] Tamże,
s. 184.
[42] zob.
Tamże, s. 185.
[43]Strona
Internetowa Muzeum Krajny, Zwyczaje
pogrzebowe na Krajnie, stan na dnia 30.12.2017:
[44] zob. J.
Burszta, dz. cyt,, s. 185.
[45] zob.
tamże, s. 184-185.
[46] zob.
Tamże, s. 184.
[47] Folklor
Ziemi Wieluńskiej, dz. cyt.
[48] Drzewo
Przodków, dz. cyt.
[49] J.
Burszta, dz. cyt,, s. 185.
[50] zob.
Tamże, s. 184.
[51] Tamże.
[52] Muzeum
Wsi Radomskiej, dz. cyt.
[53] Tamże.
[54] Tamże.
[55] zob.
Tamże, s. 186.
[56] zob.
Tamże.
[57] zob.
Tamże.
[58] Tamże.
[59] Tamże,
s. 187.
[60] Zob.
Tamże, s. 192.
[61] Tamże.
[62] zob.
tamże.
[63] J. Frazer, Złota Gałąź, Warszawa 1978, Państwowy
Instytut Wydawniczy, s. 53.
[64] zob. J.
Burszta, dz. cyt,, s. 187.
[65] zob.
Tamże.
[66] Tamże.
[67] zob.
Tamże.
[68] E.
Rodek, Kultura ludowa południowej
Wielkopolski, stan na dnia: 30.12.2017:
[69] J.
Burszta, dz. cyt,, s. 187.
[70] Strona
Internetowa Muzeum Krajny, dz. cyt.
[71] Muzeum
Wsi Radomskiej, dz. cyt.
[72] Tamże.
[73] J.
Burszta, dz. cyt,, s. 187 – 188.
[74] zob.
Tamże,
[75] Folklor
Ziemi Wieluńskiej, dz. cyt.
[76] Strona
Internetowa Muzeum Krajny, dz. cyt.
[77] zob. J.
Burszta, dz. cyt,, s.188.
[78] Tamże.
[79] J.
Szczypka, Kalendarz Polski, Warszawa
1984, Instytut Wydawniczy Pax, s. 278.
[80] zob. J.
Burszta, dz. cyt, s. 189.
[81] Tamże.
[82] zob.
Tamże, s. 191.
[83] Tamże,
s. 191-192.
[84] Tamże,
s. 192.
[85] Tamże,
s. 189.
[86] Tamże.
[87] Tamże.
[88]
zob. Tamże.
[89] Tamże.
[90] zob.
Tamże, s. 190.
[91] zob.
Tamże.
[92] zob.
Tamże.
[93] zob. Tamże, s. 191.
[94] zob. Tamże.
[95] Tamże.
[96] W. Sobisiak, Ludowe zwyczaje prawne, [w:] Kultura ludowa Wielkopolski, t. III, J. Burszta (red.), Poznań 1967, Wydawnictwo Poznańskie, s. 208.
[96] W. Sobisiak, Ludowe zwyczaje prawne, [w:] Kultura ludowa Wielkopolski, t. III, J. Burszta (red.), Poznań 1967, Wydawnictwo Poznańskie, s. 208.
[97] zob. Tamże.
[98] Tamże.
[99] zob. Tamże, s. 210.
[100] Tamże, s. 207-208.
[101] Tamże, s. 211.
Bibliografia.
1.
Aries Philippe, Rozważania o historii śmierci,
Warszawa 2007, Oficyna Naukowa.
3. Burszta Józef, Zwyczaje i obrzędy pogrzebowe, [w:] Kultura ludowa Wielkopolski, t. III, J. Burszta (red.), Poznań
1967, Wydawnictwo Poznańskie.
4. Cichowicz Stanisław, Antropologia
śmierci. Myśl francuska, Warszawa 1993, Wydawnictwo Naukowe PWN.
5.
Frazer
James, Złota Gałąź, Warszawa 1978, Państwowy
Instytut Wydawniczy
6.
Piątkowska Ignacja, Z życia ludu wiejskiego
na ziemi kaliskiej, "Kaliszanin” 1887, przedruk w „Wiśle”, t. III
1889.
7. Sobisiak Walerian, Ludowe zwyczaje prawne, [w:] Kultura ludowa Wielkopolski, t. III, J. Burszta (red.), Poznań 1967, Wydawnictwo Poznańskie.
8. Stomma Ludwik, Antropologia kultury wsi polskiej XIX wieku. Oraz wybrane eseje, Łódź 2002, Wydawca Piotr Dopierała.
9. Szczypka Józef, Kalendarz Polski, Warszawa 1984, Instytut Wydawniczy Pax.
7. Sobisiak Walerian, Ludowe zwyczaje prawne, [w:] Kultura ludowa Wielkopolski, t. III, J. Burszta (red.), Poznań 1967, Wydawnictwo Poznańskie.
8. Stomma Ludwik, Antropologia kultury wsi polskiej XIX wieku. Oraz wybrane eseje, Łódź 2002, Wydawca Piotr Dopierała.
9. Szczypka Józef, Kalendarz Polski, Warszawa 1984, Instytut Wydawniczy Pax.
Źródła
internetowe.
1.
Drzewo Przodków (Strona FaceBook): https://www.facebook.com/permalink.php?story_fbid=1949000765349717&id=1558835367699594
2.
Kultura i obyczaje w XIX w. (strona FaceBook):
3.
Muzeum Wsi Radomskiej, Rola roślin w zwyczajach funeralnych wsi polskiej:
4.
Strona Internetowa Muzeum Krajny
5. Rodek
Ewa, Kultura ludowa południowej
Wielkopolski:
6.
Wieluń
Spis Ilustracji.
1. Jacek
Malczewski – „Śmierć”.
2.
Motyw vanitas w sztuce:
https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/e/e8/Pieter_Claeszoon-_Vanitas_-_Still_Life_%281625%2C_29%2C5_x_34%2C5_cm%29.JPG
Motyw "transi"
http://morbidanatomy.blogspot.com/2008/09/transi-de-ren-de-chalon-ligier-richier.html
Motyw "transi"
http://morbidanatomy.blogspot.com/2008/09/transi-de-ren-de-chalon-ligier-richier.html
3.
Ars moriendi:
4.
Jacek Malczewski – „Śmierć Ellenai”:
https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/6/62/Jacek_Malczewski%2C_%C5%9Amier%C4%87.jpg
Ubi sunt?
https://it.wikipedia.org/wiki/Ubi_sunt#/media/File:In_ictu_oculi.png
Ubi sunt?
https://it.wikipedia.org/wiki/Ubi_sunt#/media/File:In_ictu_oculi.png
5.
Danse Macabre:
6.
Trumna Chłopska:
7.
Legenda o trzech żywych i trzech umarłych:
8.
Triumf Śmierci:
9.
Pocałunek Śmierci:
http://poloniabarcelona.pl/wp-content/uploads/2013/07/el-beso-de-la-muerte.jpg