poniedziałek, 8 stycznia 2018

Kalendarz obrzędowy - Śmierć i pogrzeb.


Traf chciał, że przygodę  z naszym projektem rozpoczęliśmy od omawiania zwyczajów powiązanych ze sferą śmierci (święta zaduszne), i na niej także zakończymy bieżący cykl. Tak się też złożyło, że omawianie zwyczajów funeralnych, zbiegło się nie tylko z końcem serii obrzędowej, ale także na przełomie Starego i Nowego Roku. Droga życia naszego bohatera / ki dobiegła końca - jego życie naznaczyła niezwykle barwna obrzędowość wschodniowielkopolska. Czas się zatem pożegnać... by zrobić miejsce nowemu cyklowi tematycznemu na naszej stronie.


Nieodgadniona tajemnica śmierci.



Jacek Malczewski - "Śmierć".

                    

I oto doszliśmy do ostatniej grupy obrzędowej, ściśle związanej z rytuałami przejścia, której rolą jest, wyłączenie zmarłego z lokalnej społeczności - ludzi żywych. Celem obrzędów, skupiających się na postaci zmarłego jest, zapewnienie mu pomocy w „przeprawieniu się” na „drugi świat” – do którego powinien on odtąd przynależeć. Ważnym, było aby wszystko w tej materii odprawione zostało należycie – w przeciwnym razie zmarły mógłby powracać wśród żywych pod postacią ducha, bądź innego upiora.
 Z drugiej strony, praktyki te miały także na celu ochronę żyjących krewnych, jak i pozostałych członków lokalnej wspólnoty, przed szkodliwymi czynnikami wynikającymi z kontaktu z ciałem zmarłego, a także sił nadprzyrodzonych, które w owym czasie mogły stanowić zagrożenie.
  W dawnych kulturach – w tym, w polskiej tradycji ludowej śmierć jednostki zawsze była postrzegana jako zjawisko nienaturalne, trudne do pojęcia. Choć obowiązująca religia, podsuwała pewne wyobrażenia odnośnie życia pozagrobowego, oraz losu który mógł czekać na człowieka, po przekroczeniu „granicy” – to wciąż pozostawała niepewność. Zawierać się ona mogła w pytaniach takich jak: „jak tam właściwie jest”? „czy odpowiedzi, które podsuwa mi rodzima kultura, są właściwe?”.
Poza tym akt śmierci jednostki wiązano zawsze z udziałem, stojących za tym faktem sił nadprzyrodzonych. Pierwszą „podejrzaną” nasuwającą się, niemalże od razu na myśl była „stara, poczciwa” – kostucha. Jej wizerunek nie odbiegał zbytnio, od tego jaki powszechnie utrwalił się w kulturze polskiej, czy też europejskiej w ogóle. Wg relacji, pochodzącej z badań terenowych w Orpiszewie (pow. krotoszyński), przeprowadzonych przez prof. J. Bursztę, jawi się taki oto „portret pamięciowy”: chuda kobieta z siwymi włosami, długim nosem, dużymi, wyłupiastymi oczami, owinięta szarą płachtą, z długimi kościstymi rękami, w których trzyma kosę [1].
Co ciekawe, w polskiej kulturze ludowej (w tym wielkopolskiej) – śmierć nie zawsze jawi się jako przerażające widmo, lecz na swój sposób swojska „kostucha”.Podobnie było w przypadku, omawianych przez nas na stronie portalu, sylwetek diabłów wielkopolskich. Z opowieści ludowych wynikało bowiem, że obydwie kategorie tych bytów, można było po prostu spotkać w określonych okolicznościach, porozmawiać z nimi – ba! A nawet oszukać i uwięzić! Istnieje baśń, zapisana przez Braci Grimm – „Kuma Śmierć”, wg której postać ta -prawdziwe sprawiedliwa (bowiem zabiera po równo: zarówno biednych jak i bogatych), godzi się zostać chrzestną trzynastego dziecka, narodzonego w pewnej ubogiej rodzinie. Następnie kształci swego podopiecznego na lekarza, który przy jej pomocy zyskuje w królestwie prawdziwe  uznanie. Wszystko kończy się jednak w sposób, gdy młody lekarz usiłuje wyłamać się z owego układu, próbując tym samym oszukać śmierć. Ponadto, ukuło się także powiedzenie, podkreślające charakter śmierci, która nie tylko życie odbiera, ale przede wszystkim koi cierpienia: „Śmierć lekarzem ubogich”. Ten sposób wyobrażania sobie postaci, z natury wrogich człowiekowi wynikał z faktu próby „oswojenia” nieznanego, w celu zapewniania sobie nad nim władzy. Bo (jak już sobie wyjaśnialiśmy nie raz) – to co: nazwane, posiadające wyobrażony wizerunek i okraszone ludowymi opowieściami – traci na swym absolucie, przestaje straszyć.

Jak pisywał Philippe Aries, w swych publikacjach poświęconych antropologii śmierci w kulturze – stosunek do niej zmienił się, zwłaszcza na przestrzeni kilku pokoleń. Dawniej śmierć była postrzegana jako naturalna kolej rzeczy, nieodłączny element kręgu życia. Obecnie, w czasach nam współczesnych, kiedy to kultura propaguje kult młodości i piękna - śmierć stara się spychać na margines społeczny, tabuizować – traktować jako odstręczającą chorobę (medykalizacja śmierci). Przejawia się to także poprzez fakt, iż do pewnego momentu stara się utrzymywać najmłodszych w przekonaniu, że zjawisko śmierci nie istnieje (używa się wówczas „zastępczych” odniesień wobec niej – mówi się wówczas, że ktoś wyjechał, zasnął, odszedł do Jezusa / aniołów).

Personifikacja w kulturze ludowej dotyczyła także, wyobrażeń na temat widm chorób, utrwalonych w kulturze ludowej – o nich jednak, szerzej opowiemy sobie przy okazji omawiania zagadnień związanych z medycyną ludową (nadchodzący cykl). Czasem – zgodnie z powszechnym mniemaniem, za śmiercią członka danej społeczności stać mogły i inne nadprzyrodzone istoty – wszelkiej maści upiory, boginki i straszydła (o nich jednak powiedzieliśmy sobie już szerzej, w  cyklu naszego Bestiariusza).


Motyw vanitas w sztuce.

Śmierć, - podobnie jak i inne istoty powiązane z jej sferą, przybierać mogły zwierzęce postaci. Ponadto, to właśnie „braci mniejszych” człowieka, posądzano o posiadanie dodatkowego zmysłu, który umożliwiał im  wyczuwanie obecności istot nadprzyrodzonych, czy też wręcz – zwiastowania nadejścia śmierci. Zapowiadało ją zatem: wycie psa z pyskiem zwróconym do góry i stopniowo spuszczanym na dół (zapowiadać to ma także inne nieszczęścia, przede wszystkim pożar). W Kaliskiem istniało przekonanie, że gdy chory ma umrzeć, w pobliżu pojawia się czarny pies. Drugą, najbardziej  rozpowszechnioną wróżbą śmierci ma być hukanie sowy, która zdaje się wyrażać słowa: „Pójdź, pójdź, w dołek, pod kościołek”. Może stąd powszechnie nazywa się tę sowę „pućką”[2].
W powszechnym również mniemaniu śmierć kogoś z domowników zapowiada kret, który ryje w kierunku domu, oraz piejąca, czarna kura. Celem odwrócenia nieszczęścia taką kurę należy zaraz zabić lub też uciąć jej ogon, jeżeli za ten ogon się ją złapie (Łekno, powiat wągrowiecki) [3]. Ponadto obserwowano także zachowanie koni, w trakcie pogrzebu, bądź też w przypadku gdy przywiozą księdza do chorego, a koń grzebie nogą, „to wygrzebie śmierć” (…). Dzieci też mogą wywróżyć śmierć, jeśli zaczną bawić się w pogrzeb [4].
Warto podkreślić (przypomnieć), że wszystkie wymienione powyżej zwierzęta, poprzez swoją symbolikę, zaliczane były w poczet istot powiązanych ze sferą funeralną – a zatem ich kulturowe postrzeganie, jako  zwiastunów śmierci nie było przypadkowe. Więcej na ich temat czytelnik odnajdzie w artykułach, zamieszczonych  w dziale Bestiariusza Wielkopolskich Wakacji z Duchami.

Wróżby zwiastujące śmierć w okolicy, bądź rodzinie wyrażały się nie tylko przez pośrednictwo zwierząt, ani dzieci. Powszechne było chociażby przekonanie, że gdy drzewa powtórnie w roku zakwitną, oznacza to czyjąś rychłą śmierć [5].
Do innych znaków wróżebnych, w tej dziedzinie należy wymienić także sytuację, w której dym ze zgaszonej świecy danej do trzymania choremu idzie ku drzwiom - chory umrze, gdy ku niemu – wyzdrowieje [6]. O długości życia, na podstawie obserwacji świecy wspominaliśmy także przy okazji omawiania ceremonii zaślubin, jednakże wróżby za jej pośrednictwem czyniono także w Wigilię: komu dym z świecy idzie najprościej do góry i najwyżej, ten będzie długo żył. A znów gdy w czasie wigilii świeca „nie daje cienia” komuś, ten w ciągu najbliższego roku zemrze [7].
W Kaliskiem  podczas przebudowy budynku wystrzegano się mianowicie wybijania nowych drzwi w obawie, że tego, który by to zrobił, wyniesiono by wkrótce na cmentarz. Wystrzegano się tez zjadania owoców z takiego drzewa, które pierwszy raz obrodziło; takie owoce należy wrzucić do bieżącej wody, nie oglądając się wstecz [8]. Przekonanie to wynikało bowiem z faktu, iż pierwszy owoc z takiego drzewa – przynależał Bogu, nie człowiekowi [9]. Wierzenie tego typu mogło mieć genezę jeszcze pogańską.






Motyw "transi" - czyli "przejście".
 
            Do oznak zbliżającej się śmierci, zaliczyć należy także nagłe, nietypowe zdarzenia, mające niewyjaśnione pochodzenie: stukanie w szybę czy w okno, odgłosy w ścianie podobne do tykania zegara, spadnięcie bez powodu obrazu ze ściany czy otwarcie się drzwi, „w kredensie jak się łyżki odezwą, zadzwonią” jakieś jęki [10].
            Ostatnią kategorię stanowić będą sny, które (jak już swego czasu sobie wyjaśnialiśmy) - pozostają blisko spowinowacone ze sferą śmierci. Sny wywodzą się z wędrówki duszy w czasie snu. Stąd nie można nagle budzić śpiącego, gdyż dusza mogłaby nie zdążyć wrócić do ciała i człowiek ten zmarłby [11]. Ponadto, w polskiej kulturze ludowej, uważano że: jeśli śmierć nastąpiła w nocy obyczaj nakazywał zbudzenie wszystkich domowników, a także obecnych w gospodarstwie zwierząt, ponieważ podczas snu błąkające się dusze mogły podążyć za zmarłym [12].
Najbardziej pospolicie śmierć kogoś z bliskich zapowiadać ma sen o wyrywaniu zębów, zwłaszcza jeśli śni się przy tym krew. To samo oznacza w śnie w wpadanie w doły, „gdy ziemia rwie się pod nogami” (Krzymów, pow. koniński), lub że ktoś doły kopie, w które się wpada (Solec pow. średzki). Siłę wróżebną tego snu wzmacnia biały czy siwy kolor piasku (Sławsk pow. koniński). Kolor biały wróżący śmierć występuje też w innych snach (białe konie, blizna, lub kwiaty) [13].


Ludowe wierzenia, starały się także znaleźć wytłumaczenia, na pytania następującej natury: „czym jest ludzka dusza?”, „Co się właściwie dzieje, gdy człowiek umiera?”.
Badania terenowe, na które powoływał się prof. Józef Bursztę dostarczyły następujących odpowiedzi na drugie pytanie: „Śmierć jest to rozłączenie ciała z duszą”, „to uwolnienie duszy z ciała” (Borzęciczki, pow. krotoszyński) [14].
            Jeśli zaś chodzi o istotę duszy ludzkiej, to w odniesieniu do kultury wielkopolskiej natrafić można na dość interesujący wachlarz wyobrażeń. Począwszy od przekonania, że dusza jako byt niematerialny jako takiego wyglądu nie posiada, w dalszej kolejności wspomnieć wypada, że przedstawiano ją sobie w ludzkiej postaci (np. dziewczynki z warkoczykami), „białego widziadła”, „cienia”, „mgły”, „czegoś co jak para, szybko się rozwiewa”, a także ognika, który jako „taka mała kulka, która wychodzi z człowieka (Solec, pow. średzki) [15].
Ostatnie wyobrażenia, podobnie jak te przedstawiające ludzką duszę pod postacią ptasią posiadają korzenie, w dawnych wierzeniach słowiańskich. W tym kręgu kulturowym, dochodziło bowiem do częstych przedstawień tej eterycznej formy istnienia, w postaci zoomorficznej: powszechnym na Słowiańszczyźnie wyobrażeniem była dusza w postaci ptaków. (…) Wchodziły tu w grę: gołąb, kukułka, jaskółka, jastrząb, słowik i kruk. W Polsce nadto czasami orzeł i puszczyk. U płd. Słowian przeważnie kukułka. Sypanie w Polsce i Czechach ziarna dla ptaków w dzień wigilijny, będące reliktem dawnych Zaduszek zimowych, ma związek z ptasią postacią duszy. Oprócz tego u Słowian wschodnich i Bułgarów przyjęła dusza kształt pszczoły i motyla, u Białorusinów mrówki i pasikonika, w Polsce i Małorusi świetlika (Lampyris) i motyla. Dusze wiedźm wcielały się w żaby, ropuchy i ćmy, ale wielkoruska veščica zwykła wylatywać przez komin czarnym ptakiem [16].
            Jeśli zaś chodzi o umiejscowienie siedliska duszy, badania terenowe J. Burszty wykazały, że dopatrywano się jego najczęściej w sercu, bądź zaraz przy nim - w piersiach („bo tam gdzie serce, tam i dusza”) [17]. Innym – najogólniejszym określeniem, było:„ w środku gdzie dech” – a nawet całe ciało: „jest nawet w małym palcu u ręki”, a „gdy się ucina rękę, to dusza się kurczy” [18].



Ars moriendi - czyli sztuka dobrego umierania.

            A skoro już mowa o duszy i sercu, to warto wspomnieć także i o sumieniu – uważano bowiem, że człowiek który był za życia dobry i miał czyste sumienie – będzie miał szybką śmierć. W przeciwnym razie umierał długo. Mawiano wówczas: „zły, niedobry człowiek, takiemu to krzywdy ludzkie nie dają umrzeć”, bo „jakie życie, taka śmierć” (Dolany, pow. słupiecki) [19]. Istniało kilka sposobów, aby zaradzić tej sytuacji.
W pierwszej kolejności, starano się doprowadzić (o ile to było możliwe), aby umiejący miał szansę spotkania się ze wszystkimi, poznanymi za życia osobami, i prosić ich o przebaczenie.
Z podobną praktyką spotkaliśmy się, kiedy kobieta chciała zapewnić sobie łagodniejszy poród. Analogię w praktykach magicznych, odnoszących się zarówno do narodzin i śmierci, napotykamy także w czynnościach, mających na celu ułatwienie „przejścia” – tj. otwieraniu, zamykaniu okien, drzwi.  Ponadto obowiązywał także nakaz utrzymania ciszy (zakaz głośnego płaczu), czy też skapiano każdy zakamarek izby wodą święconą [20].           
Unikano także kładzenia umierającego pod pierzyną, bowiem w całej Polsce istniało przekonanie, że pióra i puch nie pozwalają umrzeć, ponieważ chory nie chce zrezygnować z ziemskich wygód. Z tego samego powodu poduszka znajdująca się w trumnie nigdy nie była wypełniona pierzem tylko trocinami [ 21]. W Wielkopolsce mawiano, że: „nie można kraść pierza, bo wówczas skonać trudno [22]. W myśl tego, aby ułatwić komuś umieranie, kładło się go po prostu na podłodze wyściełanej słomą – sami chorzy nawet, przeczuwając zbliżającą się śmierć, mieli prosić o przenoszenie ich na słomę [23]. Próbą tłumaczenia używania słomy może być znane powiedzenie: „na słomie człowiek się rodzi, na słomie umiera” [24].

 W Somopolnie (pow. koniński) i okolicy przestrzega się, aby chory przed śmiercią wyjawił, gdzie przechowuje pieniądze. Gdyby miejsce schowku nie zostało wyjawione, duch zmarłego musiałby w tym miejscu straszyć lub co najmniej dręczyć krewnych we śnie. Stosownie też do tego przeszukuje się dokładnie ubrania zmarłego, by gdzieś nie zostały resztki pieniędzy, bo inaczej musiałby on z tego powodu cierpieć [25].
Do innych sposób mających na celu „ułatwić” umieranie należy zaliczyć: zachowanie absolutnej ciszy w trakcie czuwania – nie stwierdzono natomiast na ternie regionu występowania zwyczaju, otwierania drzwi, bądź okien by ułatwić duszy opuszczenie ciała i domostwa [zob. A. Brencz, Wielkopolska jako region etnograficzny, Poznań 1996, s. 175].



Gdy zgaśnie życie.



Jacek Malczewski - "Śmierć Ellanai".


            Jednym z pierwszych gestów podkreślających, odejście konającego, było zgaszenie gromnicy (Mąkolno pow,. Kolski) [26]. Na Ziemi Wieluńskiej: jeżeli  ktoś ciężko chorował i nie miał widoków na wyzdrowienie, mówiono, że „patrzy na księżą oborę”. Usuwano wówczas z izby kota (notabene: kolejne zwierzę przywiązane ze sferą magii, oraz śmierci – przyp. autorki), produkty żywnościowe, wodę i niektóre sprzęty. Zakrywano lustro, zatrzymywano zegar na godzinie śmierci zmarłego [27]. Podobnie czyniono na pozostałych terenach Wschodniej Wielkopolski.
Nim powiemy sobie o pozostałych obyczajach funeralnych, zatrzymajmy się na chwilę na motywie zwierciadła w kulturze ludowej. Po śmierci bliskiego, zgodnie z tradycją – odwracano je do ściany, lub zasłaniano czarnym materiałem: „aby nieboszczyk się w nim nie przeglądał (Chorzemin), lub żeby „nie straszyło” (Kamienica pow. wągrowiecki), czy też powszechnie uważano, że ktoś po prostu mógłby szybko po tym umrzeć, bowiem wierzono, że zmarły mógłby pociągnąć go za sobą [28]. W dawnym sposobie myślenia, wielu ludów lustro postrzegane było jako portal pomiędzy „tym”, a „tamtym” światem. W sensie metafizycznym stanowi ono przeciwieństwo – odwrócenie „na opak” znanego nam świata. W wierzeniach wielu kultur, pokutowało przekonanie, że w zwierciadle mieszka nadprzyrodzona istota np. diabeł, Chowaniec czarownicy, lub inny byt - który jest w stanie skraść duszę osobie przeglądającej się w zwierciadle. W końcu mogły to być także dusze zmarłych – w chwili śmierci konającego, aż do czasu odprawienia wszystkich rytuałów żałobnych (wyłączających go ze świata żywych), końcu lustro stawało się otwartym portalem, przez który mieszkańcy zaświatów mogli swobodnie przekraczać granice pomiędzy dwoma światami [29]. Co ciekawe – wątek odwrócenia, inwersji, występuje w kulturze ludowej nie tylko w kontekście zwierciadła, lecz również – a raczej przede wszystkim – w związku z „tamtym światem”, światem śmierci, orbis exterior. „Zmarli wiodą życie odwrotne niż żywi. Ich lato odpowiada zimie świata doczesnego, ich dni nocom. Rzeki płyną do źródeł… [30]. 
Charakterystycznym motywem, dla obszarów Wschodniej Wielkopolski, było przejawianie głośnych aktów rozpaczy, związanych z faktem śmierci bliskiego, w tym – głośnego zawodzenia, płaczu [31].
Wraz z momentem zgonu przerywano wszelkie prace gospodarskie. Dawniej na południu Wielkopolski „gdy gospodarz umrze, donosi o tym najstarszy syn bydłu; jest przesąd, że gdyby tego nie zrobił, bydło by się nie chowało”. Dzisiaj zwyczaju tego już nie ma, nie słyszymy też o zawiadamianiu pszczół czy drzew w sadzie, ani o przepędzaniu bydła na inne miejsce, jak to było na terenach sąsiednich [32].

Póki ciało pozostawało  ciepłe  i nie zdążyło jeszcze zesztywnieć, starano się ułożyć je w odpowiedni sposób, wkładając mu do  ręki krzyż, albo różaniec. Jeśli broda zaczęła opadać, pozwalając ustom pozostawać otwartym – obwiązywano głowę nieboszczyka chustom, tak by temu zapobiec. Gdy oczy nieboszczyka nie dawały się zamknąć – kładziono na nie monety, o odpowiednim kształcie oraz ciężarze – istniało bowiem przekonanie, że gdyby tego nie zrobiono i oczy wciąż pozostawałyby otwarte, to zmarły mógłby „wypatrzeć” kogoś z domowników i również „pociągnąć do grobu” [33].
Dalszą pielęgnację – tj. mycie zmarłego, golenie (w przypadku mężczyzn), ubieranie w odpowiedni strój – pozostawiano w większości powiatów Wschodniej Wielkopolski, tzw. „trupiarkom" - żebraczkom, wynajmowanym w tym celu, przez rodzinę zmarłego. Myły one go w specjalnych ziołach - święconych w dniu Matki Boskiej Zielnej, do których zaliczano: barwinek, ruta, bylica, paproć) [34].
Potem zmarłego ubierano w specjalnie szytą na tę okazję odzież – nigdy nie wkładano mu tej, którą zwykł nosić za życia. Strojem przeznaczonym dla mężczyzny było: czeheł, czehieł, czyhał, cyheł, zgło, żgło, gzło [35]. Był to rodzaj długiej, sięgającej po końce palców u nóg, koszuli z szerokimi rękawami. To żgło szyto z samodziałowego Płotna zgrzebnego, bądź bielonego, bądź surowego, później już z płótna kupnego. Zmarłego obwiązywano w pasie i Na rękawach czarną wstążką lub tasiemką, u młodych kolorową – niebieską lub zieloną. Mężczyźnie nakładano białe płócienne spodnie i takąż koszulę, na głowę specjalne płócienne nakrycie zwane „duchenka”, w zachodnich powiatach „ślachmyca”. Duchenka kształtem swym przypominała biskupią infułę. Na stopy zakładano skarpetki, czasem buty (dawniej chowano zazwyczaj boso, jedynie w skarpetkach) [36].
Zmarłym kobietom: szyto podobne żgło, nakładano sznurówkę, spódnik, fartuch, na głowę specjalną kapkę, na nogi pończochy i trzewiki, dziewczynie dodatkowo chustę na szyję, czerwony lub błękitny spódnik, a na głowę zawicie ze wstążek i rozmarynu (jak u panny młodej) [37]. W przypadku młodych panien oraz kawalerów pogrzeb posiadał niektóre elementy nawiązujące do obrzędowości weselnej – co wyrażało się poprzez ubieranie ich w stroje ślubne, przyzdabianie mirtem, rutą, bądź rozmarynem (ziołami wykorzystywanymi w obrzędowości ślubno-weselnej) – bowiem w ich przypadku obrzęd ten był rozumiany jako forma zastępcza wesela [38]. 




Motyw: "Ubi sunt?". będący skrótem od sentencji: "Ubi sunt qui ante nos fuerunt?"
(Gdzie są ci, którzy byli przed nami?).



O znaczeniu przytaczanego tutaj motywu: „zaślubin ze śmiercią”, przeczytać można w artykule Anny Kapusty pt: „Przeciw żywym trupom. Małopolski rytuał zaślubin ze śmiercią (zapiski etnograficzne)”, dostępny pod adresem: http://www.etnologia.pl/polska/teksty/przeciw-zywym-trupom-1.php :
Funkcją tych zachowań społecznych jest ochrona wspólnoty żywych przed powrotem do niej zmarłego w postaci żywego trupa, mogącego polować na kolejne istnienia ludzkie. Kto nie osiągnął dojrzałości przed śmiercią, czyli nie zdążył założyć rodziny (nie dożył ślubu), wedle tego toku myślenia grozi wspólnocie żywych wtargnięciem do niej w celu uśmiercenia (uprowadzenia) kandydatki lub kandydata na partnera życiowego. Wspólnota, aby temu żerowaniu śmierci zapobiec, w trakcie aktu umierania i pogrzebu symbolicznie odgrywa elementy rytuału weselnego, a celem tego – odgrywanego – wesela na pogrzebie jest przekonanie zmarłego, aby nie wracał on nigdy do świata żywych w poszukiwaniu kandydatki lub kandydata na małżonka. W moim osobistym doświadczeniu terenowym odnotowałam cztery przypadki owego rytuału zaślubin ze śmiercią (…).Chodzi o to, żeby umierający nie pozostał jednostką bez więzi społecznej, stąd formuła symboliczna zaślubin ze śmiercią, bo żeby dobrze umrzeć, trzeba skutecznie (bez szansy powrotu) przejść do - równoległego wobec świata żywych - świata umarłych.


 
Wyrób żgła poprzedzały także odpowiednie praktyki magiczne: unikano więc przy szyciu darcia płótna, bo to zmarłemu sprawiłoby ból; nie robiono z nitki węzłów, bo umarły tak długo nie zaznałby spokoju, dopóki węzeł nie zgniłby. W powiecie konińskim stosowano nawet przy szyciu specjalny rodzaj ściegu, normalnie nie praktykowany (należy „utykać przed igłą a nie za igłą”). Igłę używaną do szycia  żgła bądź zostawiano w koszuli, bądź używano do różnych zabiegów magicznych. Np. w powiecie kolskim wkładano ją d ziarna, „żeby wróble nie jadły”, lub wtykano do chleba, „bo ten stwór, co ten chleb zje, nie będzie już więcej szkodził” [39].



Danse macabre - Taniec Śmierci.

Warto wspomnieć o zmianach, jakie zachodziły w izbie, w której się miał znajdować, przez trzy kolejne dni. Z pomieszczenia wynoszone były wszelkie meble, pozostawały jedynie stołki bądź, a nawet wyjęte z futryny drzwi - na których ustawiona zostawała trumna z ciałem. Ukierunkowana była ona zawsze w ten sposób, by nogi zmarłego skierowane pozostawały w kierunku drzwi. Okna izby były przyciemniane, rozwieszonymi na nich ciemnymi materiałami ( na Krajnie białym płótnem), wnętrze zdobiły kwiaty, zielenina, oraz świeczniki [40]. W lecie „gdy jest gorączka”, a zwłaszcza gdy nadchodzi burza, żeby zmarły „nie rósł” (nie spuchnął), ustawia się obok naczynia z wodą, żelazne przedmioty, a na twarz nakłada się co pewien czas szmatki namaczane w spirytusie lub occie [41].
Jak odnotowywał J. Burszta – zwyczaj zawiadamiania pozostałych mieszkańców wsi, o śmierci zmarłego bliskiego nie był w Wielkopolsce zbyt powszechny, ze względu na niewielkie wymiary wsi, należnych do osadnictwa w tym regionie. Do wyjątków zaliczyć jednak można zwyczaje takie jak: przynoszenie krzyża pogrzebowego i ustawianie go przy wejściu do domu (Malanów, pow. turecki; Barłogi, pow. kolski); czy też  obijanie domu zmarłego czarnym suknem, na którym umieszczano obraz mąk czyśćcowych (powiat ostrzeszowski) [42]. Na Krajnie drogę do gospodarstwa, gdzie ktoś umarł wysypywano białym piaskiem i gałązkami drzew iglastych. Przed domem zmarłego ustawiano chorągiew pogrzebową i krzyż [43].
Tradycja nakazywała, aby każdy z mieszkańców wsi, oraz okolic – którzy go znali, choć raz odwiedził izbę, w której spoczywało ciało zmarłego. W ciągu dnia wizyty takie odbywano pojedynczo, nocami spotykano się w grupie, aby godnie pożegnać się zmarłym. Przy prostym poczęstunku, modlono się za jego duszę, śpiewając przy tym wspólnie przeznaczone na tę okazję pieśni. Zwyczaj ten na terenach Wielkopolski nazywał się: „pustymi nocami” ( pow.: wągrowiecki, wyrzyski, mogileński, gnieźnieński; „cichymi wieczorami” (powiaty północno-wschodnie); „ciemnymi nocami” ( pow. koniński); pustymi wieczorami ” (pow. krotoszyński) [44].


 W wielu kulturach świata, od zarania dziejów towarzyszył zwyczaj składania do grobów przedmiotów, których zmarli używali za życia. Wynikało to z przekonania, że po śmierci człowiek miał wieść życie podobne do powszedniego. Zwyczaj ten zachował się do obecnych czasów, kiedy to kładzie się zmarłemu do trumny proste przedmioty: z którymi mógł on czuć się za życia związany, bądź mogły podkreślać jego cechy charakteru, nawyki, wykonywaną profesję, czy też o charakterze religijnym. Źródła wspominają także o wkładaniu zmarłemu do trumny części ciała takich jak: włosy, paznokcie, zęby [45]. Wkładano także pieniądze, w przekonaniu, że zmarły mógłby ich potrzebować także na tamtym świecie (Krzymów [46], Ziemia Wieluńska [47]). Mogło to wynikać z dawnych praktyk, znanych ongiś na Słowiańszczyźnie, kiedy to dawano nieboszczykowi do grobu pieniążek, na zapłacenie za przewóz w zaświaty. Podróż tę mogła dusza. kobiety odbyć tylko w towarzystwie duszy męża [48].
Ponadto na terenach Wielkopolski praktykowano też zabiegi magiczne na czyjąś zgubę, polegające na wkładaniu do trumny części przedmiotów skradzionych czy należących do kogoś, zwłaszcza do złodzieja [49].
Sama trumna posiadała zazwyczaj prosty kształt, na jej wieku znajdował się czarny krzyż. Trumny malowano na nasypujące kolory: żółty, ciemnoczerwony, czarny, brunatny lub błękitny – przy czym dla ludzi młodych zarezerwowane były barwy jasne [50]. W nowszych czasach już jednolicie: białe, srebrne, lub niebieskie kolory – dla dzieci i młodych, brązowe – dla starszych. Zmienił się też wystrój trumny. W powiatach południowych do trumny zmarłych w stanie bezżennym wkładano „weselne” kwiaty”, jak rutę, rozmaryn i inne, zaś żonatych obścielano dookoła suchym zielskiem [51]. Rośliny te, ze względu na ich wieczną zieleń i ostry aromat, kojarzono ze światem podziemnym, z zaświatami [52]. Miały one na celu zabezpieczyć nieboszczyka przed złymi siłami, diabłem w trakcie „podróży” w zaświaty, a także umożliwić kontakt z Bogiem i szybsze dostanie się do nieba. Akcesoria te najczęściej wkładano zmarłym pod głowę lub wypychano nimi poduszki trumienne. Wykładano nimi także dno trumny. Czasem wkładano zmarłemu do ręki palmę wielkanocną, aby „mógł stukać nią w bramę niebieską” [53].
Samą trumnę wykonywano z jesionu, klonu, sosny, jodły. Przypisywano tym drzewom właściwości magiczne. Człowiek pochowany w jesionowej trumnie miał od razu osiągać spokój wieczny i do głowy mu nie przychodziło, aby wracać i włóczyć się jako duch na po świecie […].Za najpraktyczniejsze uchodziły trumny wykonane z desek sosnowych i klonowych, bowiem równocześnie strzegły zmarłego przed diabłem, a żywych przed nagabywaniem i nękaniem przez zmarłego [54].



„Trupia magia”.




Artystyczne wyobrażenie Anioła Śmierci.

Tabu związane ze sferą śmierci, kazało uznawać wszystkie akcesoria, oraz wodę zużytą do oporządzenia zmarłego - za nieczyste, jednocześnie sprawiało to, że znajdowały one zastosowanie w praktykach magicznych. Wodę którą obmywano ciało – wylewano zatem w miejsca, gdzie nikt z ludzi ani zwierząt nie chadzał – bo mogłoby to im szkodzić. Z drugiej jednak strony używano jej w zabiegach ochronnych zboża przed wróblami – oblewano wówczas dookoła granice pola, by ptaki te nie wydziobywały ziaren [55]. Palono ręczniki i grzebienie, które były wykorzystywane w trakcie czynności pielęgnacyjnych przy nieboszczyku, zaś brzytwę, którą go golono, wykorzystywano jedynie w przypadku  golenia kolejnych zmarłych [56]. Palono także słomę, bądź trociny powstałe przy robieniu trumny - by nie zaszkodziły nikomu, kto by na nie nadepnął. Broń Boże – nie kładziono takiej słomy, jako posłanie dla zwierząt gospodarskich, bo by „zmarniały” od jej wpływu [57].
Ciało nieboszczyka, „znajdowało” zastosowanie zarówno w praktykach magicznych, jak i medycynie ludowej. Przykładowo - kiedy chciano się pozbyć narośli (dzikiej kości), należało potrzeć nią o ciało nieboszczyka (wschodnie powiaty Wielkopolski) [58]. Z dymu palącej się „po nieboszczyku” słomie, odczytać można było znaki wróżebne - „z kierunku płynącego w górę dymu wróżą, w której stronie śmierć wioskę odtąd najpierw nawiedzi” [59].
Powszechnym było przekonanie, że nie powinno się pożyczać niczego z domu, w którym spoczywało ciało zmarłego, gdyż w ten sposób „wyniesie się szczęście z domu”. I właśnie z tego samego powodu - by owego szczęścia sobie użyczyć, sąsiedzi starali się specjalnie prowokować sytuacje, dzięki którym mogliby jednak od rodziny zmarłego coś pożyczyć [60].
Ponadto, szczęście miał zapewniać także kawałek sznura wisielczego – przekonanie to miało dotyczyć w szczególności złodziei. Silniejszym od niego artefaktem dla rabusiów miała być świeczka zrobiona z małego palca wisielca lub nienarodzonego dziecka. Najlepsza „świeca złodziejska” miała być jednak ta, która była zrobiona z palca zmarłego Żyda [461W ich wyrobie specjalizować się mieli owczarze z pow. kaliskiego i konińskiego - według wierzeń miała ona na celu zapewniać niewidzialność. Jeszcze innym, pożądanym przez nich składnikiem praktyk magicznych miała być woda, którą myto nieboszczyka – miała ona za zadanie chronić stado owiec przed chorobami [62].
Wykorzystywanie fetyszów związanych z „magią trupa”, było dość powszechne w kulturach świata, co więcej akcesoria te były uważane za jedne z potężniejszych w praktykach magicznych. Nie inaczej było na Słowiańszczyźnie, żeby wymienić tylko kilka przykładów z tym związanych: włamywacz u południowych Słowian zaczyna niekiedy operację od przerzucenia kości nieboszczyka przez dom, wypowiadając z jadowitą ironią następujące słowa: „Tak jak ta kość może się obudzić, tak niech się obudzą mieszkańcy tego tomu” (…). Włamywacze na Rusi Podkarpackiej usuwają szpik z piszczeli ludzkiej, napełniają łojem i, zapaliwszy ją, okrążają trzykrotnie dom. Ma to pogrążyć mieszkańców w sen podobny do śmierci. W tamtych stronach sporządzają również piszczałkę z kości goleniowej zmarłego i grają na niej. Ludzie słuchający tej muzyki stają się senni [63].


„Zmarły człowiecze, z tobą się żegnamy…”



Aleksander Gierymski - "Trumna chłopska".

Przed wyniesieniem trumny na uroczystość pogrzebową następowało uroczyste zabicie trumny gwoździami. Towarzyszyły przy tym głośne płacze oraz lamenty zebranych bliskich, wcześniej jednak zebrani przy trumnie żegnali się ze zmarłym, odpowiednimi gestami, które miały na celu podkreślenie, że wszystkie ziemskie porachunki ze zmarłym zostały zakończone i nastąpiło darowanie win [64]. Był to zarazem wyraz łączących dane osoby bliskich relacji w rodzinie: małżonkowie, żegnając swoje „drugie połowy”- całowali je w twarz, dzieci – w ręce, tymczasem dalsza rodzina, sąsiedzi i znajomi – żegnali się jedynie poprzez gest dotknięcia ręki [65]. Jest tu także wzgląd asekuracyjny, bo „jak się dotknie nieboszczyka, to potem na oczach nie stoi” (Sławsk). Ostatnio całowanie nieboszczyka zanika na rzecz wyłącznego dotykania jego ręki, szczególnie serdecznego palca przy czym mówi się np. „zostań z Bogiem”, lub „zmarły człowiecze, z tobą się żegnamy” (Krotoszyńskie) [66].
Wynoszenie trumny z ciałem zmarłego z domu, a także opuszczanie przez nią obrębu gospodarstwa wiązało się z szeregiem zabiegów magicznych, mających na celu pożegnanie –tzn. wyłączenie zmarłego z lokalnej społeczności. Aby uniemożliwić nieboszczykowi powrót: zawsze wynoszono trumnę „nogami” w przód nigdy „głową”; dalej – przewracano krzesła, bądź inne meble na których dotąd stała trumna (by zmarły nie rozpoznał miejsca); kładziono pod próg siekierę (żelazo w wierzeniach ludowych, podobnie jak sól, czy kolor czerwony, uważane było za środek apotropeiczny – odstraszający, to co złe); otwierano drzwi i okna (by dusza mogła swobodnie rzez nie ulecieć); przy przenoszeniu przez próg trzykrotnie dotykano nią progu („pokłaniano” nią), na znak ostatecznego pożegnania zmarłego z  domem i gospodarstwem [67]. Na Pałukach, dodatkowym gestem, towarzyszącym temu zwyczajowi było, trzykrotne pochylanie się nad nią, a następnie – przy przenoszenie, dotykanie nią progu, taką samą ilość razy [68]. Należało jednak przy tym uważać, aby nie uderzyć trumną w ofutrowane drzwi, bo spowodowałoby to wkrótce śmierć kogoś z rodziny (Średzkie) [69].




Źródło: A. Brencz, "wielkoposla jako region etnograficzny", Poznań 1996.
Dodatkowo, na Krajnie rozsypywano też groch i mak przed drzwiami chałupy, by dusza zajmując się zbieraniem ziaren nie weszła do domu. Przed wejściem rozsypywano też piasek i grabiono (wierzono, że dusza nie wejdzie na zagrabioną ziemię [70]).
Roślinę tą wiązano ze światem snu i śmierci (dawniej sen traktowano jako chwilową śmierć) ze względu na jej właściwości narkotyczne i usypiające. Mak był uznawany za środek mediacyjny, miał pomagać przekroczyć granicę oddzielającą świat żywych od zaświatów. Wg A. Palucha właściwość ta „mogła zaważyć na zwyczaju sypania maku do trumien, ust zmarłych czy podkładaniu konającym, aby tym samym niejako wzmocnić sen śmiertelny lub przyspieszyć zgon”. Mak sypano także na drogę w czasie konduktu pogrzebowego do kościoła i na cmentarz, a także na grób. Robiono tak w celach zabezpieczających, gdy zachodziło podejrzenie, że zmarły będzie wracał na ziemię i niepokoił żywych, a zwłaszcza, gdy chowano samobójcę. Zabieg ten miał stwarzać dodatkowe zajęcie dla nieboszczyka – wierzono, że jego duch będzie musiał przeliczyć/zebrać wszystkie ziarenka i dzięki temu zaniecha niepokojenia żywych. Należy dodać, że w kulturze tradycyjnej nie używano maku na co dzień – był przeznaczany wyłącznie do celów obrzędowych i leczniczych [71].
Jeśli zaś chodzi o groch: Mniej znanym sposobem, zanotowanym tylko na Podhalu, był zwyczaj podkładania konającemu grochowin (wysuszone zielsko po wyłuskaniu grochu) lub ziaren grochu: „jak nie może skończyć, to dawali kiesik z grochu grochowiankę, to go popuściło” [72].
W końcu – nim kondukt żałobny, podążając za trumną zmarłego opuszczał gospodarstwo, podejmowano praktyki podkreślające jego pożegnanie z gospodarstwem:
„ Jak umarł mój dziad – mówi A. Pietraszkowa z Orpiszewa powiat krotoszyński – wtedy ciotka poszła do obory i stajni, i jak  wynosili „trunę” z domu, to ona pootwierała wokoło drzwi i mówiła do zwierząt, że ich gospodarz żegna się z nimi i że nigdy już do nich nie wróci”. Kiedyś – jak opisywał Kolberg – obnoszono trumnę dookoła podwórza i przystawano przed stajnią, oborą i chlewem, żegnając w imieniu zmarłego inwentarz żywy. Praktyk podobnych obecnie zupełnie już się nie spotyka zarówno w stosunku do koni, bydła czy pszczół [73].


Takimi niegdyś byliśmy, jakimi wy dziś jesteście./Jakimi jesteśmy teraz, takimi i wy będziecie!
(Legenda o trzech żywych i trzech umarłych). 


                Bogatsi gospodarze mogli sobie pozwolić, by trumnę z ciałem zmarłego bliskiego wiózł  karawan – w przeciwnym razie trumnę po prostu niesiono, przy czym uważano, aby spoczywającego w niej ciała nie nieśli bliscy zmarłego. Ponadto istniały zasady nakazujące: aby trumienkę z ciałem chłopca niosły dziewczynki – i na odwrót, analogicznie – ciało panny nieśli kawalerowie, a kawalera – niezamężne dziewczęta [74]. Na Ziemi Wieluńskiej wyłącznie mężczyźni nieśli trumnę do pierwszego krzyża. Tam następowało pożegnanie ze zmarłym. Dalej wieziono trumnę pojazdem. Na przodzie konduktu był niesiony krzyż, świece, chorągiew, dalej szli śpiewacy, muzykanci oraz młodzież niosąca wieńce i wiązanki kwiatów [75]. Na Krajnie nieboszczyka transportowano na ukwieconym wozie. Bogatsi chłopi zamawiali karawan, często ze specjalnym baldachimem [strona muzeum]. Odprowadzano zmarłego do granic wsi, tam się z nim żegnano i trzykrotnie okrążano stojący na granicy wsi krzyż lub kapliczkę. Dalej kondukt pogrzebowy prowadził już ksiądz. Na czele pochodu, w zależności od płci zmarłego szli mężczyźni lub kobiety ze świecami [76].
            Przestrzegano także, by do wozu nie zaprzęgać źrebnej klaczy („bo płód może oślepnąć”), nie zaprzęgano także koni białych – gdyż nimi powożono wyłącznie do ślubu [77]. Dawniej uważano też, aby u półszorków nie było łańcucha, który by po drodze dzwonił („bo diabeł latał z łańcuchem”) (…). Przestrzega się jednak powszechnie, aby w czasie pochodu nie przechodzić drogi przed konduktem, „bo  przekroczy się drogę zmarłemu na tamten świat i mu się zaszkodzi”, lub „znieważy się nieboszczyka [78].
W przypadku napotkania przez kondukt żałobny kapliczki – zatrzymywano się przed nią, by odmówić modlitwę, czy też mowę pożegnalną. Gest ten ostatecznie żegnał zmarłego z lokalną społecznością – wyłączał go z spośród jej członków i miał na celu zabezpieczyć, przed jego ewentualnym powrotem. Wynikało to także, z przekonania, że kapliczki stanowiły swoisty punkt graniczny pomiędzy orbis interior (to co własne, oswojone, znane) – a orbis exterior (to co obce, nieznane, groźne). Te dwie kategorie, podziału przestrzeni w kulturze tradycyjnej należy rozumieć w dwojaki sposób. Po pierwsze – w materialnym sensie, jako podział na społeczność własną, lokalną, oraz obcych wpływów kultury, przybywających do danej społeczności z „zewnątrz”. Drugi kontekst posiada wymiar metaforyczny, gdyż wprowadza rozgraniczanie między tym co oswojone, uświecone pracą ludzką, oraz boską opieką – a tym co nieznane – świat natury, duchów. Kapliczki miały na celu ochronę lokalnej społeczności, szczególnie przed istotami tej drugiej kategorii.

           

Ciekawostkę stanowić może staropolska tradycja, dotycząca terytorium całego kraju w sytuacji, gdy umarł ktoś znaczniejszy:
Błyszczące ornamentami trumny wznosiły się na casta dolores „zamkach boleści, które wysokie i spiętrzone, przypominały nie tyle katafalki, ile właśnie zamki, dziwne, groźne budowle wykonane z herbów, proporcy, broni, inskrypcji, alegorii. Tanatos żądał przepychu… Podczas mszy wjeżdżał na koniu czarny rycerz, łamał przed casttrum kopię i z łoskotem zwalał się na posadzkę. Wyobrażał zmarłego króla, hetmana, dygnitarza, a że nieraz jedna osoba najwidoczniej nie oddawałaby w pełni wielkości i dostojeństwa zmarłego, wpadali do kościoła i inni jeźdźcy. Znowu łamali kopie, szpady czy płaszcze albo rzucali chorągwie i buńczuki, a kiedy umarł ktoś ostatni z rodu, łamali jeszcze herb [79]

            Po uroczystości pogrzebowej, następował rzecz jasna - czas pochówku na cmentarzu. Na terenach wielkopolskich przyjęła się tendencja, aby chować nieboszczyka głową / twarzą w kierunku wschodnim. J. Burszta przypuszczał, że zwyczaj ten mógł wywodzić się jeszcze z tradycji  pogańskiej Słowiańszczyzny – gdzie dominował kult słońca, a zatem chodziło o to by zmarły spoczywając w ziemi mógł „spoglądać” właśnie w jego kierunku [80]. Drugim wyjaśnieniem, również przyjętym przez przytaczanego przeze mnie badacza, będzie wywodzić się z chrześcijańskim sposobem stawiania kościołów również ołtarzem ku wschodowi – ku Jerozolimie [81].
Inne sposoby grzebania dotyczyły sytuacji ekstremalnych takich jak: samobójstwo czy zabójstwo. Aby zapewnić ofiarom morderstw spokój – chowano ich zazwyczaj w miejscu ich tragicznej śmierci, gdzie każdy przechodzień był zobowiązany kłaść na mogile gałązkę [82].
W przypadku samobójców, wierzono że ich śmierć zwiastuje najczęściej nagły silny powiew wiatru. Ich pochówkowi towarzyszył cichy pochód bez ceremonialnej obsługi kościelnej, wnoszenie trumny na cmentarz  nie przez bramę, lecz przez płot i chowanie gdzieś w kącie cmentarza, pod płotem, na miejscu nie poświęconym (takowe było na każdym cmentarzu). Takiego „zawiozą na cmentarz, „bomną” w dół – i koniec”. Nie ma też po nim „poczęstnego” [83].
Jeszcze inną kategorię pochówków „nietypowych”, stanowić miały groby, w których w powszechnym mniemaniu spoczywać miały osoby, będące posądzone o bycie upiorami.  Ciałom takim odcinano głowy, które kładziono między nogi, przebijano ich kołkiem brzozowym, zawiązywano nogi, czy też palono wprost ich ciała [84]. Pamiętać jednak należy, że tego typu praktyki miały miejsce, po jakimś czasie od pochówku – gdy zachodziły podejrzenia, że zmarły „powstaje” z grobu, aby nękać lokalną społeczność.
            Zakładając jednak, że pogrzeb odbywał się w „normalnych” okolicznościach (zmarły nie był samobójcą, ani ofiarą morderstwa), w jego trakcie miała miejsce tzw. „ostatnia posługa”. Rzuca je [grudki ziemi – przyp. autorki] najpierw trzy razy ksiądz celebrujący obrzęd grzebania, następnie po trzy razy bliscy i znajomi. Ogólnie przestrzega się, że członkowie rodziny i krewni nie mogą tego czynić (…) [85]. Zwykło się tłumaczyć ten zakaz faktem, iż: rodzina nie może nieboszczyka przyciskać [86]. Wrzucanie grudek ziemi do grobu jest standardową czynnością apotropeiczną, mającą ostatecznie odstraszyć ducha zmarłego [87]. Przyjęło się bowiem uważać, że ich odgłos jest ostatnią rzeczą, jaki chowany człowiek słyszy, i dopiero od tej chwili ostatecznie ulatuje do zaświatów – do tej pory miał bowiem uczestniczyć we wszystkich czynnościach pogrzebowych [88].
Z przysypywania mogiły ziemią wnioskowano kiedyś o cechach zmarłego. W Kaliskim więc, gdy grabarzowi zabrakło ziemi do zasypania mogły, uważano, iż zmarły był człowiekiem skąpym, a gdy znów ziemi zbywało – był hojnym [89].


Triumf Śmierci.

            Podobnie jak w wielu innych kulturach świata, także na słowiańszczyźnie znany był zwyczaj organizowania uczty na cześć zmarłego. J. Burszta skłaniał się ku przypuszczeniu, że  mogło wówczas chodzić o pokrzepienie fizyczne żywych biorących udziału w uroczystościach pogrzebowych, by tym samych uchronić ich od zgubnego wpływu sfery śmierci [90]. A być może po prostu chodziło o ostateczne oddanie hołdu zmarłemu?
Dawni Słowianie znali pojęcia „strawne” – czyli uczty pogrzebowej, oraz „tryzny” – igrzysk organizowanych ku czci zmarłego. Ostatecznie, od XVI w. powszechnym stało się używanie określenia „stypa” – odnoszącego się do poczęstunku, mającego miejsce zaraz po pogrzebie. Niemniej jednak, zwyczaj ten zwykł posiadać różnorakie określenia na terenach całej Polski. W Wielkopolsce przyjęło się nazwać ją następującymi sposoby: „pogrzeb” (zachodnie powiaty), „skórka” / „picie za skórkę” (południowe powiaty), „pogrzebowe”, „pogrzebiny”, „pochówek”, „poczęsne” (wschodnie powiaty) [91].
            J. Burszta wyróżniał dwa sposoby obchodzenia tej uroczystości. „Na smutno” -obchodzono ją zazwyczaj wówczas, gdzie istniało przekonanie, że zmarły współbiesiadniczy z pozostałymi. „Na wpółwesoło” – gdzie czasem pozwalano sobie na taniec czy śpiew (np. Mechlin) [92].

            Czas żałoby zależał od siły konotacji rodzinnych: po rodzicach (zwłaszcza matce), bądź mężu i żonie – wynosiła ona rok, bądź rok i sześć tygodni; po dorosłych dzieciach matka powinna nosić żałobę - od sześciu tygodni do pół roku, po małych czasem wcale („bo to aniołki”); po rodzeństwie obowiązywała ona – od półmroku do roku; po bliskich krewnych (kuzynach) – sześć tygodni, po dalszych krewnych – „idzie się tylko na pogrzeb” [93].
Stan żałoby wiązał się oczywiście z zakazami udziału w zabawach o charakterze hucznym, ale także noszenia odpowiedniego stroju (czarnego). Co ciekawe u dawnych Słowian – zwłaszcza zachodnich, do których zaliczają się przecież Polacy – kolorem oznaczającym żałobę był niegdyś biały, czarna barwa została przyjęta dopiero pod wpływem tradycji rzymskiej [94]. Dowodem na istnienie w przeszłości tego zwyczaju, mógł być fakt, iż w Poznańskiem jeszcze w ubiegłym wieku kobiety z rodziny na znak żałoby narzucały na siebie białe płachty, specjalnych zaś szat pogrzebowych nie noszono [95].

Ostatnia wola - regulacje prawne.




Ostatnią kwestią jaka pozostała nam do omówienia w tejże kwestii jest testament. Gospodarstwo (zgodnie z umową zawartą z panem feudalnym), dziedziczył po ojcu nastraszy, bądź najmłodszy syn. Jeszcze za życia zmarłego gospodarza, w chwili przejęcia gospodarstwa przez „młodych”, zgodnie z prawem jemu oraz jego żonie przysługiwała tzw. „renta starcza”, zwana od czasów średniowiecza – „dożywociem”. Zwyczaj ten doczekał się wielu nazw: „wymowa”, „”wymiar”, wydbanek”, wydanek”, „littyng”, popularnej we wsiach olęderskich. Ostatniego określenia nikt już nie pamięta. Równie starą nazwą jest „wyrzęda”, używana jeszcze w XIX w., w Ostrowskiem [96]. W późniejszych okresach, w zależności od części Regionu mówiono o: „wymiarze”, „wycugu” (Jarocińskie, Krotoszyńskie, Ostrowskie, Wągrowieckie); „wydbanku” (Jarocińskie); „elemencie” lub „lamencie” – jako, że często się nad im lamentowało, gdy dzieci nie dotrzymywały umowy (Kaliskie, Końskie, Kolskie); „alamyntcie” (Słupeckie); „deputacie” (Łekno), „chlebie” (Żnińskie) [97].
            Najogólniej, w przypadku omawianej formy umowy, zawieranej pomiędzy starymi a młodymi gospodarzami, chodziło po prostu o  zapewnienie jednym przez drugich przysłowiowego wiktu i opierunku na stare lata. W okresie panowania gospodarki folwarczno-pańszczyźnianej dożywocie obejmowało mieszkanie (komorę) i utrzymanie lub jego równowartość. W zależności od zajmowanej pozycji społecznej  we wsi rodzice zastrzegali sobie prawo do odzieży i jedzenia albo też określoną liczbę zboża i inwentarza  żywego oraz odpowiedni kawałek gruntu pod uprawę okopowizny [98].
            Zbliżoną formę mowy społecznej, stanowiła „łaskowizna” – na mocy której do gospodarstwa przyjmowano osoby starsze ( pochodzące z dalszej rodziny, bądź zupełnie sobie obce sobie osoby), które nie miały gdzie się podziać, lub w rodzinnym domu były po prostu traktowane źle.  W zamian za otrzymany kąt i wyżywienie, pomagać miały one swym gospodarzom w drobnych pracach gospodarskich. Jeszcze w latach 60. XX w., zwyczaj ten miał być dość powszechny w wielu wisach wielkopolskich [99].
            W przypadku śmierci gospodarza, spadek po nim miał przedstawiać się następująco:
wdowa otrzymywała tylko swoją osobistą własność oraz, zależnie od woli syna, niektóre ruchomości po mężu. W okresie pouwłaszczeniowym pieczę nad majątkiem przejmowała żona. W przypadku braku dzieci lub gdy śmierć nastąpiła nie później niż trzy lata od chwil zawarcia małżeństwa, druga strona była moralnie zobowiązana zwrócić rodzicom nieboszczyka wniesiony posag i majątek, pomniejszony o cześć zużytą w czasie trwania małżeństwa. W tych sprawach nie znajdujemy w Wielkopolsce jednolitego punktu widzenia. Zależał on od lokalnych zwyczajów. Z licznych danych na ten temat wynika, iż na tym tle bardzo często dochodziło do poważnych nieporozumień między zainteresowanymi stronami [100].
            Co ciekawe, w przypadku rozporządzania majątku po zmarłym, zachował się ciekawy zwyczaj, opierający się na przekonaniu, że zmarłemu należała się część posiadanego przez niego majątku, nawet po śmierci. W związku z czym najważniejsze przedmioty, należące do zmarłego były palone, bądź grzebane razem z nim – miało to niewątpliwie związek z pogańskimi obyczajami, o których już sobie powiedzieliśmy.
Z czasem przyjęto formy zastępcze, które utrzymują się jeszcze do dziś. Spadek zmarłego przeznaczało się i nadal przeznacza na msze w kościele (Gnieźnieńskie), oraz również na nagrobek i koszty stypy pogrzebowej. Jeżeli zmarła matka, pozostałą jeszcze część otrzymywały córki, a gdy ojciec – synowie (Krotoszyńskie), lub też wszyscy pozostający przy życiu spadkobiercy (Ostrzeszowskie, Ostrowskie). Pozostałych  przy życiu członków rodziny spadkobierca obdzielał po równych częściach. Wyjątek stanowiły przypadki, kiedy dzieci zawierały związek małżeński przed podziale majątku. Zasada ta  utrzymał się po dziś dzień, chociaż prawo ustawowe stanowi inaczej [101].
             


Autor: Marta Kaleta.

 

Przypisy.

[1] J. Burszta, Zwyczaje i obrzędy pogrzebowe, [w:] Kultura ludowa Wielkopolski, t. III, J. Burszta (red.), Poznań 1967, Wydawnictwo Poznańskie, s. 178.
[2] Tamże, s. 180.
[3] Tamże.
[4] Tamże.
[5] zob. Tamże.
[6] Tamże, s. 180-181.
[7] Tamże, s. 181.
[8] Tamże.
[9] zob. I. Piątkowska, Z życia ludu wiejskiego na ziemi kaliskiej, "Kaliszanin” 1887, przedruk w „Wiśle”, t. III 1889.
[10]  J. Burszta, dz. cyt., s. 181.
[11]  Tamże, s. 179.
[12] Kultura i obyczaje w XIX w. (strona FaceBook), stan na dnia 30.12.2017:
[13] J. Burszta, dz. cyt., s. 179.
[14] zob. Tamże, s. 178.
[15] zob. Tamże, s. 179.
[16] Drzewo Przodków (Strona FaceBook), stan na dnia 30.12.2017: https://www.facebook.com/permalink.php?story_fbid=1949000765349717&id=1558835367699594
[17] zob.  J. Burszta, dz. cyt,, s. 179.
[18] zob. Tamże.
[19] tamże, s. 181.
[20] zob. Tamże, s. 180.
[22] J. Burszta, dz. cyt., s. 180.
[23] zob. tamże, s. 182.
[24] Muzeum Wsi Radomskiej, Rola roślin w zwyczajach funeralnych wsi polskiej, stan na dnia: 30.12.2017:
[25] J. Burszta, dz. cyt,, s. 186.
[26] Tamże, s. 182.
[27] Folklor Ziemi Wieluńskiej, Obrzędy, wierzenia i zabiegi magiczne, (stan na dnia: 30.12.2017): http://www.interklasa.pl/portal/dokumenty/m006/Menu/Obrzedy%20Wierzenia%20i%20zabiegi%20magiczne/index.html    
[28] zob. J. Burszta, dz. cyt,, s. 182.
[29] zob. L. Stomma, Antropologia kultury wsi polskiej XIX wieku. Oraz wybrane eseje, Łódź 2002, Wydawca Piotr Dopierała, s. 341-354.
[30] Tamże, s. 436.
[31] zob. J. Burszta, dz. cyt,, s. 182.
[32]  Tamże, s. 183.
[33] zob. Tamże, s. 182.
[34] zob. Tamże.
[35] zob. Tamże, s. 183.
[36] Tamże.
[37] Tamże.
[38] zob. tamże, s. 191.
[39] Tamże, s. 183.
[40] zob. J. Burszta, dz. cyt,, s. 183.
[41] Tamże, s. 184.
[42] zob. Tamże, s. 185.
[43]Strona Internetowa Muzeum Krajny,  Zwyczaje pogrzebowe na Krajnie, stan na dnia 30.12.2017:
[44] zob. J. Burszta, dz. cyt,, s. 185.
[45] zob. tamże, s. 184-185.
[46] zob. Tamże, s. 184.
[47] Folklor Ziemi Wieluńskiej, dz. cyt.
[48] Drzewo Przodków, dz. cyt.
[49] J. Burszta, dz. cyt,, s. 185.
[50] zob. Tamże, s. 184.
[51] Tamże.
[52] Muzeum Wsi Radomskiej, dz. cyt.
[53] Tamże.
[54] Tamże.
[55] zob. Tamże, s. 186.
[56] zob. Tamże.
[57] zob. Tamże.
[58] Tamże.
[59] Tamże, s. 187.
[60] Zob. Tamże, s. 192.
[61] Tamże.
[62] zob. tamże.
[63] J. Frazer, Złota Gałąź, Warszawa 1978, Państwowy Instytut Wydawniczy, s. 53.
[64] zob. J. Burszta, dz. cyt,, s. 187.
[65] zob. Tamże.
[66] Tamże.
[67] zob. Tamże.
[68] E. Rodek, Kultura ludowa południowej Wielkopolski, stan na dnia: 30.12.2017:
[69] J. Burszta, dz. cyt,, s. 187.
[70] Strona Internetowa Muzeum Krajny, dz. cyt.
[71] Muzeum Wsi Radomskiej, dz. cyt.
[72] Tamże.
[73] J. Burszta, dz. cyt,, s. 187 – 188.
[74] zob. Tamże,
[75] Folklor Ziemi Wieluńskiej, dz. cyt.
[76] Strona Internetowa Muzeum Krajny, dz. cyt.
[77] zob. J. Burszta, dz. cyt,, s.188.
[78] Tamże.
[79] J. Szczypka, Kalendarz Polski, Warszawa 1984, Instytut Wydawniczy Pax, s. 278.
[80] zob. J. Burszta, dz. cyt, s. 189.
[81] Tamże.
[82] zob. Tamże, s. 191.
[83] Tamże, s. 191-192.
[84] Tamże, s. 192.
[85] Tamże, s. 189.
[86] Tamże.
[87] Tamże.
[88] zob.  Tamże.
[89] Tamże.
[90] zob. Tamże, s. 190.
[91] zob. Tamże.
[92] zob. Tamże.
[93]  zob. Tamże, s. 191.
[94]  zob. Tamże.
[95] Tamże.
[96] W. Sobisiak, Ludowe zwyczaje prawne, [w:] Kultura ludowa Wielkopolski, t. III, J. Burszta (red.), Poznań 1967, Wydawnictwo Poznańskie,  s. 208. 
[97] zob. Tamże.
[98] Tamże.
[99]  zob. Tamże, s. 210.
[100] Tamże, s. 207-208.
[101] Tamże, s. 211.


Bibliografia.


1.       Aries Philippe, Rozważania o historii śmierci, Warszawa 2007, Oficyna Naukowa.
2.       Aries Philippe, Człowiek i śmierć, Warszawa 1989, 1992, Państwowy Instytut Wydawniczy.
3.    Burszta Józef, Zwyczaje i obrzędy pogrzebowe, [w:] Kultura ludowa Wielkopolski, t. III, J. Burszta (red.), Poznań 1967, Wydawnictwo Poznańskie.
4.     Cichowicz Stanisław, Antropologia śmierci. Myśl francuska, Warszawa 1993, Wydawnictwo Naukowe PWN.
5.       Frazer James, Złota Gałąź, Warszawa 1978, Państwowy Instytut Wydawniczy
6.       Piątkowska Ignacja, Z życia ludu wiejskiego na ziemi kaliskiej, "Kaliszanin” 1887, przedruk w „Wiśle”, t. III 1889.

7.      Sobisiak Walerian, Ludowe zwyczaje prawne, [w:] Kultura ludowa Wielkopolski, t. III, J. Burszta (red.), Poznań 1967, Wydawnictwo Poznańskie. 
8.      Stomma Ludwik, Antropologia kultury wsi polskiej XIX wieku. Oraz wybrane eseje, Łódź 2002, Wydawca Piotr Dopierała. 
9.      Szczypka Józef, Kalendarz Polski, Warszawa 1984, Instytut Wydawniczy Pax.



Źródła internetowe.

2.       Kultura i obyczaje w XIX w. (strona FaceBook):
3.       Muzeum Wsi Radomskiej, Rola roślin w zwyczajach funeralnych wsi polskiej:
4.       Strona Internetowa Muzeum Krajny
5.       Rodek Ewa, Kultura ludowa południowej Wielkopolski:
6.       Wieluń


Spis Ilustracji.


1.       Jacek Malczewski – „Śmierć”.
2.       Motyw vanitas w sztuce:
3.       Ars moriendi:
4.       Jacek Malczewski – „Śmierć Ellenai”:
5.       Danse Macabre:
6.       Trumna Chłopska:
7.       Legenda o trzech żywych i trzech umarłych:
8.       Triumf Śmierci:
9.       Pocałunek Śmierci:
http://poloniabarcelona.pl/wp-content/uploads/2013/07/el-beso-de-la-muerte.jpg