poniedziałek, 5 lutego 2018

Medycyna ludowa: Praktyki medyczne - przykłady i analiza, cz.1.



Po trzy częściowym wstępie do ludowej medycyny, objaśniającym symbolikę ciała, a także przedstawiającym bogate wyobrażenia na temat chorób, czas by przejść do "części właściwej" - omawiania metod leczniczych na terenach naszego Regionu. Moglibyśmy po prostu wymienić ludowe metody leczenia poszczególnych chorób - jednakże pozbawione komentarza, mogły by się okazać dla czytelnika niczym więcej jak zbiorem dziwacznych przesądów. Tymczasem każda z ludowych "terapii", oraz "recept" posiadała swoje znaczenie, którego znaczenie objaśnią dołączone do poszczególnych przykładów zasady analizy. A oto i pierwsza z trzech części, opracowanego przez nas materiału.



Do kogo po pomoc? – czyli, profesje powiązane z medycyną.



Lekarz pomoru maska wenecka.


            Bez wątpienia - w pierwszej kolejności przychodzą tutaj na myśl medycy – osoby, posiadające stosowne, akademickie wykształcenie, dające im wiedzę, oraz możliwości, by leczyć chorych. Jednakże dawniej, lekarz nie zawsze pozostawał w zasięgu chorego (czy coś się zresztą zmieniło w obecnych czasach?) – niekiedy chodziło o odległość jaką musiałby pokonać potrzebujący, aby zasięgnąć porady lekarskiej; a kiedy indziej wchodziły w grę względy finansowe – nie każdego było stać na pomoc wykwalifikowanego specjalisty. Z powodu wyżej wymienionych względów - dyplomowanego lekarza, w niektórych środowiskach (zwłaszcza wiejskich), zastępowali mniej lub bardziej wiarygodni specjaliści. 
            Do najbardziej znanych wiejskich medyków, bez wątpienia zaliczyć należy wszelkiego rodzaju: zielarzy, znachorów, zaklinaczy, zamawiaczy, owczarzy, szamanów, szeptuchy, mądre, babki. W przypadku ostatnich z nich – umiejętności, a także wiedza jakie posiadały, okazywały się niezastąpione w odniesieniu do domeny kobiecej – ciąży, oraz połogu ( o tym jednakże pisaliśmy, przy okazji stosownego tematu). Pozostali „specjaliści”, przejmując opiekę nad chorym bardzo często łączyli ze sobą praktyki mogące istotnie mu pomóc (wynikające z obserwacji ludzkiego ciała – jego reakcji, na poszczególne zabiegi, jak i podawane jemu preparaty ziołowe), jak i te które nie wywierały żadnego wpływu na jego zdrowie – ba, a nawet mogły jemu zaszkodzić. Obydwie te kategorie pozostawały ściśle powiązane ze światem magicznych przekonań.
            Za kolejnych „profesjonalistów” w dziedzinie medycyny uchodzili także i… kowale –co zazwyczaj dziwi wielu, którzy po raz pierwszy stykają się z tym stwierdzeniem. Jak powszechnie wiadomo każdy z czegoś żyć musiał – także kowal, a nie zawsze w danym momencie znajdowało się zapotrzebowanie na jego usługi. Dlatego też przedstawiciele tej profesji często dorabiali sobie, przy pracach polowych, gospodarskich, ale także, jako swego rodzaju podręczni lekarze - posiadali powiem podstawową wiedzę na temat zielarstwa, nastawiania złamań, zwichnięć, wyrywania zębów.
            Co się zaś tyczy ludowej stomatologii – warto wspomnieć o dawnej, nieco już zapomnianej profesji jaką reprezentowali tzw. „rwacze zębowi”. Jak sama nazwa wskazuje - zajmowali się leczeniem, a przede wszystkim wyrywaniem chorych zębów – choć przyznać trzeba, że nie zawsze bywali przy tym uczciwi. Wędrując z miasta do miasta, ze wsi do wsi, oferując swoje usługi – przekonywali się, że nie zawsze są one potrzebne… No i znów pojawia się stara prawda: „a z czegoś trzeba przecież żyć!”. Dlatego też ci dawni, wędrowni dentyści decydowali się na drobne oszustwo, opierało się ono na założeniach, o których opowiedzieliśmy sobie poprzednim razem. Wierzono, że zęby psują się - bo zalęgają się w nich robaki – przekonanie to podsycać mogły także powstające w uzębieniach ubytki w postaci dziur, które miały być dziełem maleńkich żyjątek. Rwacz zębowy, chcąc sobie dorobić (nie koniecznie uczciwie), podkładał dyskretnie do ust badanego niewielkiego robaka, którego następnie wyciągał i pokazywał jako dowód – że jego pomoc, jest jak najbardziej wskazana… A że ząb, nie koniecznie leczenia wymagał, to już kwestia bywała zazwyczaj przemilczana.
            Ponadto wspomnieć należy tutaj o wszelakiej maści wędrownych specjalistów podejmujących się sprzedawania, wykonywanych przez siebie specyfików na wszelakie dolegliwości. W tej bogatej i niezwykle barwnej grupie ludowych medyków, znajdywali miejsce także  „profesjonaliści” biegli w sztuce pozbywania się kołtunów.
           



Święci medycy.


Św. Roch.


Dawna medycyna – zwłaszcza ludowa pozostawała w ścisłym związku z praktykami magicznymi. Oficjalnie – owa tajemna wiedza pozostawała zakazana, jednakże – przymykano oko, na działalność osób podejmujących się tego typu działań, pod warunkiem, że miały one pomóc – nie zaś szkodzić lokalnej społeczności. Co ciekawe: w zabiegach leczniczych, opartych na działaniach magicznych, bardzo często natrafić można na odwołania do religii chrześcijańskiej. Dowody na to stanowić mogą następujące fakty, takie jak: wykorzystywanie w zabiegach magicznych akcesoriów związanych z obrzędowością religijną; ponadto w „zamówieniach” wielu chorób pojawiały się słowa zwracające się o pomoc, do postaci boskich, świętych, oraz aniołów. Wynikało to z przekonania, że moc magiczna (mająca w tym przypadku leczyć) pochodzi od istot wyższych – człowiek jedynie jej „użycza” na dany moment, zatem chcąc z niej skorzystać musi odwołać się do odpowiedniej osoby.
Z tego też względu ludowi uzdrawiacze, bardzo często podkreślali, iż to nie oni ponieśli zasługi za wyleczenie chorego – lecz ktoś zupełnie inny (Bóg, Matka Boska, aniołowie, święci). W związku z czym ludowy znachor / mądra, przyznawał się jedynie do roli pośrednika w całym procesie leczenia, tak jak to miało miejsce w przypadku zażegnania choroby, przez „mądrą” ze wsi Ochle nad Wartą (pow. kolski), która rzekomo uleczyć miała „opętaną” – kobietę, na którą rzucono urok:
„Prowadziła jej przed oczy „granicę” – widzisz?- pytała. Ciotka dopiero za trzecim razem coś zobaczyła. Kadziła ją potem zielem, kreśliła kredą i żegnała. Mówiła przy tym: „Naprzód Pan Bóg, potem ja”. – Ciotka ostatecznie wyzdrowiała, po drugim jednak pobycie u „mądrej” [1].
O pomoc do świętych, często zwracali się prości ludzie, nie przynależący do żadnej kategorii  ludowych medykach. W celach profilaktycznych na granicach wsi ustawiano figurki świętych, którzy uchronić mieli od zarazy: św. Rocha (który sprawował pieczę nad ludzką społecznością), a także św. Benona (przypisywano mu opiekę nad „braćmi mniejszymi”, tj. gospodarskimi zwierzętami). Dodatkowo (o ile było to możliwe), starano się zabezpieczyć lokalną społeczność przed zarazą, poprzez rytuał opierający się na zaoraniu granic wsi pługiem prowadzonym przez braci bliźniaków, do którego zaprzęgano parę bliźniaczych wołów (Środa Wlkp., Gniezno, Mogilno) [2].
Rola bliźniąt we wspomnianym obrządku nie jest bez znaczenia – w wielu kulturach ich narodziny postrzegane były jako wydarzenie niezwykłe: z jednej strony dopatrywano się w nich boskiego błogosławieństwa, w innych kulturach ich przyjście na świat postrzegane było jako upokarzające. Tak było np. w kulturze Japonii, gdzie urodziny bliźniąt było postrzegane jako sprowadzenie do stanu zwierzęcego - uważano bowiem, że człowiek powinien rodzić na raz jedno dziecko, mnogość ciąży była przypisana zwierzętom.
W dawnych kulturach uważano, że choć bliźnięta wyszły z łona wspólnej matki, to każde z nich posiada innego ojca – wierzono, że człowiek jest w stanie być ojcem jednego dziecka, drugie postrzegano zatem jako dziecko boga, istoty nadprzyrodzonej lub demona. Pogląd ten wynikał z dualistycznej wizji stworzenia świata – gdzie zastany porządek na świecie powstał przy współudziale boga-demiurga, oraz jego adwersarza-trikstera (przechery). W związku z powyższym, stosunek do bliźniąt różnił się w zależności od kultury, z której się wywodziły. Tam gdzie jedno z rodzeństwa było posądzane o demoniczne ojcostwo – dziecko porzucano, lub zabijano; jeśli zaś uważano je za błogosławieństwo – jeden z bliźniaków postrzegany był jako „ulubieniec bogów”. Wierzono, że takie dzieci są potomkami pioruna- gdyż zgodnie z przekonaniami, niektórych kręgów kulturowych, bliźnięta są wynikiem podziału, jaki nastąpił w łonie matki, za sprawą uderzenia pobliskiego pioruna [3].
Tak czy siak – postaci bliźniąt zawsze otoczone były sferą sacrum głęboko wierzono, że osiadają one zdolność jasnowidzenia i uzdrawiania, co sprowadza nas do początkowego wątku niniejszego wywodu. Mówiono, że bliźnięta chronią swoich bliskich przed chorobami, a żeglarzy przed sztormami na morzu. Wierzono, że posiadają moc przywracania młodości i pomagają mężczyzną odzyskać utraconą męskość. Także kobiecie, która urodziła bliźniaki, przypisywano zdolność leczenia bólów w plecach; w tym celu powinna podeptać cierpiącego. Rozebranym do naga bliźniętom w osadach słowiańskich powierzano prawo do rozpalania „żywego ognia”. Była to czynność niezwykle istotna, bo znaczyła inicjowanie nowego cyklu wegetacyjnego [4].

            W celach ochronnych, bądź leczniczych stosowano specyfiki, które znaleźć się powinny wyposażeniu każdej „domowej apteki” w chłopskiej chałupie. Należały do nich bez wątpienia min. zioła, które nabierać miały szczególnej magicznej mocy poprzez fakt zebrania ich w dniu przypisanym danemu świętemu (np. w wigilię św. Jana), oraz poświęcenia ich w szczególny dzień: zioła święcone w Zielone Świątki – przysłużyć się miały z reguły ludziom; zaś te poświęcone w dniu Matki Boskiej Zielnej – znajdowały zastosowanie głównie w weterynarii ludowej. Dodatkowo podejmowano się także praktyk ochronnych takich jak: posypywanie głowy kadzidłem w dniu Trzech Króli – aby głowa nie bolała, lub też w Wielki Piątek, kąpano się w wodzie źródlanej płynącej na wschód (Kolskie) [5].
Ponadto medycyna ludowa znała także wiele specyfików, charakteryzujących się tym, że działały leczniczo, gdyż pozostawały w bliskim związku z postacią konkretnego świętego np. krople św. Genowefy, bądź św. Jakuba; czy też woda zaczerpnięta ze studni św. Apolonii w Saksonii, która chronić miała przed chorobami zębów.
Wiara w skuteczność ich działania wynikała z przekonania, że nad chorymi, cierpiącymi na dane schorzenie, opiekę rozpościera „przypisany” danej chorobie święty. Rzecz jasna nie pozostawiano tej kwestii przypadkowi – wynikała ona ze swoistego sensualizmu, który w symboliczny sposób wiązał sposób męczeńskiej śmierci, z daną dolegliwością, w przypadku której chorzy mogli liczyć na patronat:

Św. Apolonia –  choroby zębów,
św. Otylia, św. Łucja, św. Klara, św. Archanioł Rafał – choroby oczu,
św. Walenty -  patron epileptyków, gdyż schorzenie to zwano dawniej właśnie: „chorobą św. Walentego”,
św. Florencjusz – choroby dróg moczowych,
św. Serwacy – opiekun chorych na reumatyzm,
św. Peregryn – osoby chore na raka,
św. Burchard -  bóle nerek i stawów,
św. Pankracy  - migrena,
Św. Jan Apostoł – choroby:  nóg, poparzenia, padaczkę i zatrucia,
Św. Roch – bóle nóg, oraz kolan; ogólnie patron chroniący przed zarazą i wścieklizną,
św. Wit – choroby psychiczne, histeria, epilepsja, ale także w przypadku ukąszeń od węża,
św. Katarzyna, św. Teresa – bóle głowy, oraz serca (w przypadku drugiej ze świętych),
św. Agata – rak piersi,
św. Bartłomiej -  choroby nerwowe, konwulsje, choroby skóry (w przypadku tych ostatnich, nieoceniona miała się w ich przypadku okazywać pomoc także św. Jerzego),
św. Błażej – bóle gardła,
św. Idzi – opiekun cierpiących na bezpłodność,
św. Klara – choroby uszu,
św. Genowefa – tyfus.



Sposoby analizy dawnych praktyk medycznych.



Ludowe narzędzia do usuwania zębów.


Wiele przykładów zaczerpniętych z medycyny ludowej, może dziwić współczesnych ludzi - a nawet wzbudzać w nich odrazę, czy też wywoływać pytanie o jakikolwiek sens. Dawne sposoby leczenia niektórych chorób wydają się być dość… osobliwe (delikatnie mówiąc). Bo jakże mogłaby pomóc terapia opierająca się na spożywaniu, czy też przykładaniu do ciała chorego szczątków nieboszczyka, bądź stosowanie odchodów? Jak mogłoby choremu pomóc zakopywanie rzekomej choroby w ziemi, zatykaniu jej w drzewie? O poświęcaniu czarnego kota nie mówiąc… A to zaledwie kilka z wielu dziwacznych zachowań, które wiejscy medycy zalecali swoim pacjentom, w celu pozbycia się choroby. Jednakże choć wiele z dawnych sposobów leczenia, budzić może u współczesnych pokoleń rozbawienie, czy też uśmiech politowania, połączony z gestem pukania się w czoło – to dla ówczesnych ludzi, zabiegi te (choć w praktyce nie zawsze skuteczne), rządziły się swoją własną logiką i posiadały sens (nierzadko pokrętny).
Wszystko to wynikało z charakterystycznego dla minionych pokoleń sposobu postrzegania świata, i tłumaczenia procesów w nim zachodzących. Były to bowiem czasy, gdy wierzono, że wszystko co człowieka otacza, dzieje się za czyjąś siłą sprawczą – nie rzadko, okazywać się miały nią tajemnicze istoty, zamieszkujące wyobraźnię ludową. Lecz to nie wszystko – bowiem praktyki medyczne opierały się także na dostępnej wówczas wiedzy i wyobrażeniach dotyczących ludzkiego ciała, oraz wyjaśnień dotyczących genezy chorób. Ponadto znaczącą rolę (co już parokrotnie sugerowaliśmy), odgrywać miał tutaj czynnik magiczny – te same zasady, jakie rządzić miały ludowymi sposobami rzucania czarów i uroków. Wszystko to razem układa się w zagadkę, którą krok po kroku postaramy się rozwikłać – wówczas sens dawnych terapii medycznych przestanie być dla nas czymś zupełnie niezrozumiałym – wręcz, absurdalnym. 
Zabiegi lecznicze, praktykowane w danej medycynie najogólniej podzielić można na następujące kategorie:
a)      Zabiegi, które opierały się na faktycznej, dostępnej wówczas wiedzy medycznej (część z nich pokrywała się z metodami, uznawanymi przez medycynę akademicką).
b)      Terapie lecznicze opierające się na znajomości ziół ( i znów – podobnie jak w przypadku poprzedniej kategorii – część z wiedzy zielarskiej, znajdywała późniejsze potwierdzenie w badaniach, prowadzonych przez tzw. szkolnych akademików).
c)      Praktyki magiczne – opierające się na niemalże tych samych zasadach, które przedstawiliśmy sobie, w cyklu omawiania praktyk magicznych.
Oczywistym jest także fakt, że w praktyce dochodziło do łączenia ze sobą, oraz współgrania elementów, należnych do każdej z trzech przedstawionych powyżej kategorii.

            Zanim doszło do pojęcia leczenia, należało ustalić z jaką chorobą ma ludowy medyk do czynienia w konkretnym przypadku. W religijno-magicznym sposobie myślenia, jednym ze sposobów pokonania choroby było poznanie jej „prawdziwego imienia”, a przede wszystkim odwołanie się do genezy jej powstania/natury.  
Techniką pomocną przy stawianiu „diagnozy” miało okazywać się wróżbiarstwo, a oto i kilka przykładów sposobów na wykrywanie chorób na terenach Wielkopolski. Powszechnie przyjętą metodą było branie szklanki wody, a następnie wrzucanie doń dziewięć kawałków skórki chleba od spodu bochenka i dziewięć kawałków  węgla z drzewa.  Jeśli węgiel utonął w szklance – był „przyrok” [6]. W Kaliskiem, diagnozowano „oberwanie” następująco: używano do tego „strzałki piorunowej” (belemnit), którą tarto na fajansowym półmisku. Gdy kamień „puszczał” (rozcierał się), było to wskazówką, że dana osoba cierpi na „oberwanie”[7].  Kiedy indziej, aby poznać sprawcę uroku, lano do wody roztopiony wosk, lub ołów i na podstawie powstałego kształtu wnioskowano o winowajcy (J. Burszta wspominał, że praktyki te zachowały się szczególnie na Ziemiach Zachodnich u osadników pochodzących z Poznańskiego, choć wcześniej praktyka ta miała być znana powszechnie) [8].




 Średniowieczna apteka.


Tak było w przypadku stawiania diagnozy - teraz skupmy się na terapii, która mogła przybierać formy: pierwotnej chirurgii, ziołolecznictwa, odpowiednich zaklęć-zamówień, a także zabiegów magicznych, mogących przybierać różnorakie formy. Podstawową zasadą, na której się one opierały było oddziaływanie na siebie podobieństw, oraz przeciwieństw. Tak więc brano bowiem pod uwagę związek między chorobą, leczeniem który opierał się na symbolicznym powiązaniu (np. poprzez nazwę, kształt, kolor) - nie zaś faktyczny W związku z tym terapie, którym poddawano pacjentów mogły przybierać następujące formy: w pierwszym przypadku podawano choremu leki, sporządzone z roślin, które swym kształtem, lub kolorem przypominały np. chory narząd; druga kategoria metod leczniczych miała w swej symbolice odwoływać się bezpośrednio do objawów danej choroby. Czasem mistyczny związek między zachorowaniem, a sposobem jego leczenia wydawał się być mniej zrozumiał – ot, zakładano że na schorzenie X pomaga środek Y.
A oto garść przykładów z terenów Słowiańszczyzny odnotowana przez K. Moszyńskiego:   
- różę – leczono poprzez przykładanie czerwonego materiału, lub czerwonych kwiatów do ciała pacjenta.
- kaszel, plucie krwią, czerwone upławy - zalecano, użycia w terapii roślin kwitnących czerwono, lub dających czerwony napar (np. dziurawiec).
- białe upławy – analogicznie, do poprzednich, leczono przy użyciu kwiatów kwitnących na biało.
- liszaje –  leczono za pomocą porostów, bo przypominały swym wyglądem chory naskórek,
- bóle głowy –  stosowano rośliny, które swym wyglądem nawiązywały do kształtu głowy (np. kapusta).
- bóle zębów- bulwy rodzin storczykowatych, ponieważ przypominały zęby.
- choroby serca – dziewięciokrotnikiem, przez wzgląd, że posiada on sercowate liście.
- brodawki i narośle - trędownik pospolity
- kołtuny- wykorzystywano w celu ich leczenia, jemiołę, gdyż w swym wymiarze symbolicznym uważana była ona za „kołtun drzewa”.
- epilepsja – odwołując się do etymologii tej choroby, powodowanej przez czarne moce, wykorzystywano w jej leczeniu zioła „czarne” (np. pieprz czarny), lub też czarnego kota (lub – choroby zwane „żabami” – leczono poprzez noszenie na szyi woreczka, z niewielką żabką w środku (zasada podobieństwa nazwy).
- bóle żołądka – ślazy: kwiat lipowy, lub jagody czarne.
- bezsenność – wywar z główek maku.
- otarcia na skórze – stare próchno
- rany i oparzenia – tłuszcze zwierzęce [9].
            A o to i przykłady, ilustrujące omawiane powyżej zasady – pochodzące z terenów Wschodniej Wielkopolski:
- Najbardziej popularnym leczeniem postrzału (ustrzału, zanokcicy – Kępińskie) było – obok zażegnywania – leczenie wystrzałem (podobieństwo nazwy). Brano klucz, nasypywano do otworu prochu, zapalano nad raną – i wybuch miał postrzał leczyć [10].
- Kolberg wspomina wielokrotnie o faktach takiej sympatycznej terapii. Np. Kobiety cierpiące na upławy maciczne krwi szły na wiatrak, brały ze stawideł pył od mąki robiły z tego polewkę w przekonaniu, że ta „zastawi” upław [11].
- Narośl zwaną wilczym mięsem, może wygryźć i przez to wyleczyć tylko taki człowiek, który jadł w swoim życiu mięso wilka [12].
- Różę na twarzy do niedawna leczono kadzeniem kwiatami roży albo „wiatrowej choiny” (ponieważ róża może powstać z wiatru) [13].
- Przeciwko żółtaczce najlepiej jest pić herbatę parzoną z kwiatów żółtych piwonii lub jeść marchew [14].
- Według powszechnych mniemań, jęczmień na oku gubi się pocieraniem ziarnkiem jęczmienia, a następnie przerzucenie go przez własną głowę [15].
- Raka zaś leczy przykładanie na chore miejsce martwego raka, a krwawą biegunkę  połykanie sproszkowanego czerwonego laku (Krotoszyńskie, Kaliskie, Koniński) [16].
- W podobny sposób leczono bydło. Na przykład chorobę wymion, zwaną „płozem” leczono w ten sposób: brano drewniany pług posiadający drewniany płóz, strugano z niego wiórki palono je na węgielki i tym kadzono chore wymiona (Popowo Tomkowe, gnieźnieński) [17].




 Układ kostny.

Kolejną istotną kwestią, ułatwiającą zrozumienie dawnych praktyk medycznych, będzie wyjaśnienie stanu choroby, rozumianego jako obrzęd przejścia. Na tej podstawie Ludwik Stomma, opracował następujące schematy: opuszczenie stanu zdrowia – stan marginesu – wejście w stan choroby; opuszczenie stanu choroby – margines – przejście w stan zdrowia [18].  Człowiekowi znajdującemu się w stanie mediacji, pomóc mogły elementy  przynależące do tego stanu, będące tabu: zjawiska mediacyjne niebezpieczne są dla człowieka zdrowego, gdyż zagrażają mu zepchnięciem poza granice stanu określonego i właściwego, o tyle dla człowieka chorego będą one wskazane i potrzebne, gdyż wskazana i potrzebna jest mu właśnie zmiana stanu [19].
Z tego też względu (co sugerowaliśmy sobie na początku naszego cyklu), ważną rolą w medycynie ludowej odgrywały ludzkie ekskrementy, gdyż z jednej strony zawierają one już  w sobie pierwiastek ludzki, z drugiej wyrażają sobą pierwiastek życia (nawóz). W związku z powyższym, wynikają trzy następujące rozumienia faktu, wykorzystywania ich w medycynie ludowej:
a)      odchody ludzkie posiadają zdolności „wskrzeszające”:
- Miejsca odmrożone (tzw. „obumarłe”) obmywa się moczem, okłada płótnem namoczonym w urynie lub kałem [20].
- W przypadku łuszczenia się skóry na rękach lub nogach smarować ją własnym moczem lub własnymi odchodami [21].
b)      przywrócenie funkcji organom, mającym dawać życie:
- Kobiecie podejrzanej o bezpłodność okładają części rodne odchodami cielnej krowy zmieszanej z kogucim moczem [22].
- Okłada się nawozem organy płciowe objęte owrzodzeniem syfilitycznym [23].
c)      uzupełnienie ubytków cielesnych:
- Rany goją się dobrze pod odchodami z własnych odchodów [24].
Ranę po zacięciu siekierą lub wydarciu kawałka ciała leczy się zatykając łajnem [25].
            Tyle jeśli chodzi o odchody ludzkie - tym czasem jeśli chodzi o odchody zwierzęce, sprawa ma się nieco inaczej. Ekskrementów konkretnych gatunków zwierząt, odwołuje się ono do ich symboliki w kulturze – nawiązuje do charakteryzujących je cech. I tak oto, nawiązując do przykładów powyżej, kobieta bezpłodna, ma stosować odchody cielnej krowy (istoty mającej niebawem przejść do stanu macierzyństwa), oraz  koguci mocz (kogut to jeden z symbolów płodności).
Tak oto przedstawiają się, przytaczane przez Stommę przykłady pochodzącej z najogólniej pojmowanej Polski i Słowiańszczyzny. Co się zaś tyczy terenów Wschodniej Wielkopolski, należałoby dodać następujące praktyki:
- Spojówki leczono moczem ludzkim – zwilżało się w nocy szmatkę moczem i nacierano oczy . To znów do herbaty dodawano moczu jako środka przeciw gorączce u dzieci [26].
- Ojca informatora z Królikowa, w powiecie konińskim  leczono na ospę, dając mu do picia rozcieńczone psie gówno  [27].
- Z relacji informatorki wychowanej w okolicach Tykadłowa k. Kalisza, autorka może przytoczyć przykład stosowania kurzych odchodów na odmrożenia, które rozpuszczano najpierw w wodzie, a potem w pozyskanym wywarze kazano choremu moczyć chore miejsca na ciele.
- Końskiego nawozu używano, by zaleczyć odmrożenia, czy też obicia , sińce – Tak leczono się jeszcze w czasach okupacji. Według opowiadań z dąbrówki powiat mogileński, chłopi pańszczyźniani po karze chłosty kładli się nago w nawozie i leżeli w nim do dwóch godzin. Nawóz usuwał sińce i leczył powierzchowne  rany. W tychże okolicach leczono w podobny sposób świnie chore na różyce [28].


Autor: Marta Kaleta.



Przypisy.

1.      J. Burszta, Lecznictwo ludowe,  [w:] Kultura ludowa Wielkopolski, t. III, J. Burszta (red.), Poznań 1967, Wydawnictwo Poznańskie, s. 409.
2.      Zob. Tamże, s. 413.
3.      Zob. P. Kowalski, hasło: bliźnięta, [w:] Leksykon znaki świata: omen, przesąd, znaczenia, Wrocław-Warszawa 1998, PWN.
4.      Tamże.
5.      Zob. J. Burszta, dz. cyt., s. 413.
6.      Tamże, s. 414.
7.      Tamże.
8.      Zob. Tamże.
9.      Zob. K. Moszyński, Medycyna, [w:] Kultura Ludowa Słowian, t. II, Kraków 1934, Polska Akademia Umiejętności, s. 211-216.
10.  J. Burszta, dz. cyt., s. 428.
11.  Tamże.
12.  Tamże.
13.  Tamże.
14.  Tamże.
15.  Tamże.
16.  Tamże.
17.  Tamże.
18.  Zob. L. Stomma, Tablice Mendelejewa,  [w:] Antropologia kultury wsi polskiej XIX wieku. Oraz wybrane eseje, Łódź 2002, Wydawca Piotr Dopierała, s. 189-190.



Bibliografia.

1.      Burszta Józef, Lecznictwo ludowe,  [w:] Kultura ludowa Wielkopolski, t. III, J. Burszta (red.), Poznań 1967, Wydawnictwo Poznańskie.
2.      Eliade Mircea, Traktat o historii religii, Łódź 1993, Wydawnictwo Opus.
3.      Haavio Martti, Mitologia fińska, Państwowy Instytut Wydawniczy 1979.
4.      Kowalski Piotr, Leksykon znaki świata: omen, przesąd, znaczenia, Wrocław-Warszawa 1998, PWN.
5.      Łeńska-Bąk Katarzyna, Sztandara Magdalena (red.), Wokół choroby, medycyny i praktyk leczniczych. Teorie – konteksty – interpretacje, Opole 2009, Wydawnictwo Uniwersytetu Opolskiego.
6.      Moszyński Kazimierz, Kultura Ludowa Słowian, t. II, Kraków 1934, Polska Akademia Umiejętności.
7.      Stomma Ludwik, Tablice Mendelejewa,  [w:] Antropologia kultury wsi polskiej XIX wieku. Oraz wybrane eseje, Łódź 2002, Wydawca Piotr Dopierała.
8.      Szumowski Władysław, Historia medycyny filozoficznie ujęta, Wydawnictwo Marek Derewiecki.


Spis ilustracji.



1.       Lekarz pomoru maska wenecka:
2.       Św. Roch:
3.       Ludowe narzędzia do usuwania zębów:
J. Burszta, Lecznictwo ludowe,  [w:] Kultura ludowa Wielkopolski, t. III, J. Burszta (red.), Poznań 1967, Wydawnictwo Poznańskie.


4.       Średniowieczna apteka:
 A. Paluch, Etnologiczny atlas ciała ludzkiego i chorób, Wrocław 1995,  Wydawnictwo Uniwersytetu Wrocławskiego.
5.       Układ kostny:
Tamże.