poniedziałek, 21 października 2019

Rycerze ze skazą i zacni rabusie, cz. 8: Bohaterowie podań, okrutnicy, rabusie i przywódcy powstań.



Przed nami kolejna odsłona cyklu o rycerzach i rabusiach, tym razem nieco nietypowa gdyż opowiadać będziemy o wydarzeniach i postaciach z późniejszej epoki, niż dotychczas  z reguły omawiane. Poświęcimy nieco uwagi opowieściom zaczerpniętym z folkloru, a nawet pojawi się wątek pewnego powstania chłopskiego. 
Zapraszamy do lektury!

Materiały na naszej stronie zostają opublikowane w charakterze pro publico bono.



Stanisław Warszycki - Srogi pan z Dankowa w świetle historycznych faktów i podań ludowych.




Portret Stanisława Warszyckiego.

           
Stanisław Warszycki III (1599–1681): senator i wojewoda mazowiecki, kasztelan krakowski, miecznik łęczycki, wojewoda sandomierski, marszałek Trybunału Głównego Koronnego, starosta piotrkowski.  Przyszedł na świat jako syn podskarbiego Andrzeja Warszyckiego, brata podskarbiego koronnego Stanisława Warszyckiego. Historyk i regionalista, Bohdan Baranowski przedstawił, i ocenił jego osobę (podobnie jak przedstawicieli jego rodu) następującymi słowy: Stanisław Warszycki  dość wyraźnie odcinał sie od typowego światka  siedemnastowiecznej  magnaterii polskiej. Nie wywodził się on z rodu, który by mógł się poszczycić długotrwałą senatorską parantelą. Rodzina Warszyckich należała co prawda już w końcu XV w. do zamożnego ziemiaństwa, ale daleko jej było do magnaterii. Do wysokich godności doszedł stryj kasztelana, również Stanisław. Był on jednym z najbardziej zaufanych współpracowników Zygmunta III, piastował godność kasztelana warszawskiego, wojewody podlaskiego i podskarbiego koronnego. Prawdopodobnie część jego znacznej fortuny przeszła na bratańców, synów Jędrzeja podkomorzego sieradzkiego. Wszyscy oni uchodzili za gorących i bezkrytycznych zwolenników dworu królewskiego, dzięki czemu doszli do znacznych zaszczytów oraz wyraźnie powiększali swoje majątki[1].
Wg niektórych przekazów zamek w Dankowie należeć miał do stryja naszego bohatera, który podczas rokoszu Zebrzydowskiego przez trzy miesiące, miał gościć na owym dworze króla Zygmunta III Wazę wraz z jego świtą. Inne wersje sugerują natomiast, iż w tamtych czasach zamek, jak i przyległe do niego włości miały stanowić własność Andrzeja – czyli ojca, Stanisława III.
XIX-wieczna tradycja przypisuje Stanisławowi III Warszyckiemu modernizację zamkowych fortyfikacji, a nawet jego obronę przed atakiem szwedzkiego okupanta.
Inwestowanie w rozwój posiadanych przez siebie majątków można uznać za jedną z zalet, którymi mógł poszczycić się ów postępowy szlachcic: w swych majątkach zakładał stawy, kanały, rozwijał w swych włościach tkactwo, garncarstwo, budował cegielnie i popierał handel. Gdy w czasie „potopu” Szwedzi zajęli zamek w Pilicy i osadzili w nim załogę pod dowództwem Lindorna, Warszycki przejął zamek. Potem również odpędził Szwedów spod Dankowa[2].
Podkreśla się, że w 1665 roku Danków był jednym z najnowocześniej umocnionych, i u zbrojonych zamków –twierdzą trudną do zdobycia, co czyniło go jednym z nielicznych nie zaatakowanych i niezajętych przez Szwedów polskich miast i miejsc. Szwedzi  doceniali potencjał tegoż miejsca, a nosząc się z jego zdobyciem dokładnie szacowali potencjale straty. I tutaj bez wątpienia należy dopatrywać się powodów, dla których zamczysko miało nie zostać w ogóle zaatakowane. Prawdopodobnie wpływ na decyzję o zaniechaniu ataku miały przynieść pertraktacje pomiędzy  Stanisławem Warszyckim, a dowódcami szwedzkich wojsk. Tak więc do ataku na zamek prawdopodobnie wcale nie doszło[3].
            Postać Warszyckiego, a dokładniej: okazane przez niego wsparcie, miało odgrywać znaczącą rolę w  trakcie obrony Klasztoru na Jasnej Górze. W tym celu z Dankowa miało zostać nadesłane 12 dział, oraz stado wołów, które miały wesprzeć w walce tamtejszych obrońców.
W 1657 roku  dankowskie mury miały gościć w swoim obrębie powracającego do kraju króla Jana Kazimierza, wraz z jego dworem i senatorami. Tym samem przez kolejne kilka miesięcy uczyniło to Danków centrum polityczno-administracyjne Rzeczypospolitej Obojga Narodów[4].
Sam Stanisław Warszycki miał wsławić się w trakcie trwania tejże wojny walkami na terenach Księstwa Siewierskiego. Wykorzystał to oberlejtnant i arianin Orzechowski, który zaatakował dobra Warszyckiego. Zaciężni żołdacy Orzechowskiego pokonali kasztelana, Wraszycki pozwał Orzechowskiego przed trybunał, który skazał buntownika na karę śmierci. Orzechowski próbował wpłynąć na decyzję trybunału poprzez uruchomienie swoich wpływów u króla i królowej. Warszycki chciał odstąpić od domagania się wykonania wyroku tylko wówczas, gdy Orzechowski wyrzeknie się arianizmu. Skazany nie zgodził się jednak na tę propozycję, i został rozstrzelany na zamku[5].


Biorąc pod uwagę fakty, o których sobie wspomnieliśmy, jesteśmy w stanie przedstawić w zarysie sylwetkę Stanisława Warszyckiego, jako: zasłużony mąż stanu, oraz dobroczyńca Kościoła (wielokrotny jego dobroczyńca).
W tym miejscu jednak warto wspomnieć o innych źródłach, które stawiają postać tego samego człowieka w zupełnie innym świetle. Przytaczany przeze mnie wcześniej B. Baranowski miał oceniać go w następujący sposób:
Politykiem był Warszycki dość miernym. Wojskowymi sprawami się specjalnie nie prał, chociaż miał pewne  zasługi w walkach z najazdem szwedzkim, kiedy to przez cały czas wiernie stał po stronie Jana Kazimierza. Natomiast całą swoją energię kładł na sprawy gospodarcze. Z tego też powodu spotkał się on z zarzutem, że  zbyt wiele czasu poświęcał na zarząd swych majątków, a nie na załatwianie spraw publicznych. Posiadając jednak znaczną gotówkę mógł zawsze w odpowiednim momencie pożyczyć pieniądze stale będąc w kłopotach finansowych monarchom.[6] Ten ostatni aspekt był zarazem powodem dla którego, choć zmieniali się monarchowie, to Warszycki umiejąc  w sobie wiadomy sposób zadbać o własne interesy, wciąż posiadał na scenie politycznej dość znaczące wpływy.
Inne ze  źródeł, na które się powołuję, pisywało o nim: pan możny i skoligacony, dumny, gwałtowny, dokonywał napadów zbójeckich, procesował się. Księża i zakonnicy wychwalali go, pisywali na jego cześć penegiryki bo był fundatorem wielu kościołów i klasztorów, słynął ze swej pobożności[7].
Skąd takie rozbieżności? Baranowski wyjaśniał:
W wypowiedziach różnego rodzaju panegirzystów czy hojnie obdarowanych przedstawicieli władz kościelnych zachowała się pamięć o Warszyckim, jako o mężu wielkich cnót i nieposzlakowanej opinii. Stąd też i liczni późniejsi autorzy w sposób dość pozytywny oceniali postać kasztelana. Jednoczenie jednak cały szereg autorów, zarówno cudzoziemskich podróżników, jak i Polaków, wystawiało mu niezbyt dobrą opinię[8].



Anna Stanisławska przeszła do historii jako pierwsza znana z imienia i nazwiska polska poetka. 
Nie miała niestety szczęścia w miłości: pierwszy mąż okazał się patologicznym sadystą, kolejne dwa małżeństwa choć szczęśliwe okazały się krótkie. Ostatecznie Anna dożyła swych dni jako wdowa.


Pytanie brzmi ile w tego typu opowieściach tkwi ziarnka prawdy, a ile z nich powstało pod wpływem rozpowszechnianych przez jego wrogów politycznych plotek? Jakkolwiek by nie było Warszycki zapisał się w przekazach ludowych niezbyt pochlebnie. W kolejnych opowieściach, które pragnę przytoczyć czytelnikom postać Warszyckiego jawi się jako okrutny tyran, który nie szczędzi ani swych poddanych, ani najbliższych członków rodziny. Pierwszy przykład niechaj stanowi przekaz z okolic zamku w Ogrodzieńcu, którego właścicielem po zakończeniu Potopu Szwedzkiego został właśnie Warszycki:  
Stanisław Warszycki, był człowiekiem zamożnym, ale złego charakteru. Srogi i nielitościwy był zarówno dla służby jak i dla swoich kolejnych żon. Jedną ponoć za niewierność żywcem zamurował i wysadził tę część zamku, inną chłostał publicznie. Dopóki... nie spotkał swojej Heleny i nie został pantoflarzem. Jednak na starość co złe, to wróciło. Obiecawszy swej córce Barbarze część swego ogromnego majątku jako posag, nie podarował jej nic. Bo chciwy był. Podobno do dziś pilnuje swoich skarbów, których dotąd nikt nie odnalazł. Podczas księżycowych nocy pojawia się pod postacią czarnego psa, obwiązanego brzęczącym łańcuchem, pilnującego dostępu do swoich kosztowności[9].
Także w opowieściach z Dankowa Warszycki jawi się wręcz jako patologiczny sadysta. Znęcać się miał nad swymi kolejnymi żonami, synami (nawet gdy mieli być już dorośli), a nawet jedną z synowych. Nie oszczędzał  służby, ani poddanych. Ponoć w trakcie wymierzanej kary chłosty miał osobiście liczyć razy zadawane skazanemu, a pod sam koniec stwierdzając swą pomyłkę, nakazywał rozpoczynać karę od początku. Co więcej twierdzić miał, że karę wymierzał „dla dobra” skazanego, lub całej społeczności – „dla przykładu”. Wdawać by się mogło, iż karanie „niepokornych dusz” postrzegać miał jako własne powołanie, gdyż niektóre przekazy sugerują, iż w trakcie wymierzania kar, miał nawet zwracać się do Boga: prosząc go, aby wciąż dodawał mu sił (jako słudze swemu), by mógł z powodzeniem kontynuować swoją misję. Takież to miało być dla niego bolesne…[10]
Z innych źródeł wiemy, że gdy w miasteczku kasztelana – Mrzygłodzie – pewien mieszczanin pozwolił sobie na dowcip: ”Pan Warszycki wyssał kobyle cycki”, z rozkazu kasztelana został skazany na rozerwanie przez cztery konie. Groźny magnat nie zawahał się nawet przed zabójstwem szlachcianki Magdaleny Konopańskiej i samowolnym uwięzieniem jej matki, co zresztą spowodowało później  dla niego pewne komplikacje prawne i z pewnością kosztowało go niemało gorsza i zachodów, aby całą sprawę zatuszować[11].

W podaniach ludowych, a dokładniej w ich interpretacji zachował się bardzo ciekawy motyw dotyczący powodów, dla których miałby wygasnąć ród Warszyckich. Wg jednej z opowieści stało się to za sprawą klątwy, jaką rzucić miał na ród Warszyckiego, zamęczony przezeń pewien stary lirnika (podanie to przedstawiamy w artykule na naszej stronie, do którego czytelnicy znajdą odnośnik w przypisie nr[12]).
I choć istotnie ród Warszyckich miał wygasnąć niewiele pokoleń po niesławnym Stanisławie, to jednak, to jednak jego dzieje przedstawiają się inaczej, niż chciałoby wspomniane podanie (patrz przypis[13]).
Warszycki pragnący zachować ciągłość rodu, jak najbardziej zabiegał o jego przetrwanie, początkowo pokładając nadzieje w swoim synu Janie Kazimierzu, który to uchodzić miał za niemniejszego sadystę niż własny ojciec: syn kasztelna, Jan Kazimierz, był zupełnym kretynem, o wyraźnie zboczonych skłonnościach. Dla jego fortuny wydano za niego młodą i subtelną wojewodziankę kijowską Annę Stanisławską, jedną z pierwszych polskich poetek, która zresztą później uciekła od małżonka. A o manierach tego potwora z bajek Ezopa wspominała w swej wierszowanej biografii:

Czy się z tygrysami rodził,
Albo niedźwiedziami chodził

Zresztą nie tylko dawna małżonka, ale również cała opinia publiczna kpiła sobie z małżeńskich niepowodzeń zdegenerowanego kasztelanica. Warszycki chciał zdobyć dla swego syna różne godności, zarówno publiczne, jak i wojskowe. Piastował on więc godność starosty ojcowskiego. Ojciec wystarał  się mu o dowództwo chorągwi, ale delegacja, która przybyła na dwór kasztelana napotkała na poważne trudności, bo kandydat do godności wojskowych w żaden sposób nie mógł zrozumieć, jaka jest różnica między chorągwią-oddziałem, a chorągwią „karmazynową, aksamitną z ogonkami”, która by się „nadto przygodziła nakryć, gdyby ima była”. Jan Kazimierz Warszycki umarł bezpotomnie (choć potem jeszcze jedno małżeństwo był zawarł – przyp. autorki). Chcąc utrzymać ciągłość rodu kasztelan krakowski wydał jedną ze swych córek, podobno wbrew jej woli, za swego bratańca Michała Warszyckiego. Chociaż otrzymano specjalne pozwolenie władz kościelnych opinia publiczna gorszyła ie tym „kazirodczym” małżeństwem. Młodzi Warszyccy doczekali się kilkorga dzieci, ale synowie ich zmarli bezpotomnie, i wielką fortunę dziadka wnuczki wniosły w posagu swym małżonkom[14].
Warto chwilę zatrzymać się przy wątku domniemanej choroby psychicznej, na którą wg przekazów prawdopodobnie cierpieć miał syn Stanisława. Mianowicie: możliwym jest, iż w obrębie tej rodziny, z jakiegoś powodu, mogło dojść do przekazywania jakiejś choroby psychicznej. Zapoznając się ze źródłami dotyczącymi dziejów losów omawianych przedstawicieli rodu, natrafiłam na podobne sugestie dotyczące  także Emercjanny Warszyckiej – wnuczki Stanisława (patrz [15] ). Jeśliby zatem przekazywana dziedzicznie choroba psychiczna dotknęła zarówno Jana Kazimierza,  jak i Emercjannę, to nie wykluczone, że chorować na nią mógłby sam Stanisław III Warszycki. Być może w tym wątku doszukiwać należy się podstaw powstawania makabrycznych podań na jego temat.


Twierdza Danków.

Kultura ludowa zachowała wiele tego typu opowieści związanych z osobą Stanisława Warszyckiego. Jego pokutująca dusza pojawiać się miała w Ogrodzieńcu pod postacią upiornego czarnego psa, ale najwięcej tego typu historii zachowało się w okolicach Dankowa. Według przekazów Warszycki miał wchodzić w konszachty z diabłami, które miały mu pomagać w budowaniu zamkowych fortyfikacji, a nawet miał im kazać zawrócić bieg samej Liswarty (sic!). Piekielni pomocnicy mieli w pewnym momencie dość współpracy z zachłannym i niegodziwym szlachcicem, i w końcu zabrać jego duszę do piekła. Według niektórych historii duch Warszyckiego ma pojawiać się w okolicach Dankowa pod postacią widmowego jeźdźca (patrz[16]), zaś zgromadzonych przez niego tamtejszych skarbów strzec miały siły nieczyste. Niezwykłych opowieści na temat pozwanych z tamtejszym zamkiem i postacią Warszyckiego jest sporo, niektóre są dość osobliwe (patrz[17]).
Poniżej przedstawiamy te, których czytelnicy nie przeczytają w znajdujących się w przypisach odnośnikach, do powiązanych z tym tematem artykułów.

Ogłosił kiedyś   Warszycki, że wyprawia ucztę dla wszystkich dziadów i żebraków z okolicy. Przyszło ich wielu. W  łachmanach nie mogli wejść do salonów w pięknym zamku.  Kasztelan kazał więc gościom wykąpać się przed ucztą a po kąpieli czekały na nich nowe wspaniale szaty. Nie pomogły lamenty i łacze żebraków przeczuwających jakis podstęp. Okazało się, że stare łachmany pozostawione przed łaźnią przepadły bez wieści. Sprytny gospodarz nieźle wyszedł na swojej wspaniałomyślności . W łachmanach znajdowały się wyżebrane przez lata pieniądze, które przezorni żebracy trzymali zawsze przy sobie . Podobno trapiony wyrzutami sumienia magnat zagrabione dziadom pieniądze przeznaczył na ufundowanie w Pilicy przytułku dla ubogich.
Pewnego razu kasztelan zaprosił dziadów  na ucztę. Podano  okraszoną kaszę i drewniane łyżki ponoć metrowej długości. Miał to być kolejny „żart" naszego bohatera. Jak tu jeść takim narzędziem ? Tym  razem trafił swój na swego. Goście dobrali się w pary i karmili nawzajem stojąc w odpowiedniej odległości.
Do zamku Warszyckiego przybyła  cyganka przepowiadająca przyszłość. Magnat kazał przyprowadzić piękną, źrebną  klacz i nakazał cygance aby  określiła płeć źrebięcia. Cyganka  coś tam powiedziała  będąc pewna że zanim klacz się oźrebi ona będzie daleko. Tymczasem Warszycki kazał natychmiast konia zabić i sprawdzić prawdziwość przepowiedni. Tutaj spotykamy już dwie wersje zakończenia opowieści - zgadła i otrzymała sowita nagrodę - nie zgadła  i została ciężko ukarana . A karać kasztelan potrafił.
Nie lubił Warszycki sług bożych.Nie on jeden zresztą w tych czasach.Podobno spotkał się kiedyś na drodze z jadącym również  powozem księdzem. Droga wąska a żaden ustąpić nie chce. Stali by pewnie długo naprzeciwko siebie gdyby kasztelan nie nakazał sługom wywrócenia do rowu księżego powozu wraz z zawartością... Niewątpliwie był do takiego czynu zdolnym  skoro według kolejnej opowieści potrafił własna żonę publicznie wychłostać za nieposłuszeństwo. Scysja z księdzem kosztowała go ponoć z wyroku sądu biskupiego postawienie trzech kościołów ale cóż to za kara dla magnata, który jak sądzono mógł przejechać od Krakowa do Warszawy nie opuszczając swoich włości[18].

Podsumowując wątek postaci Stanisława Warszyckiego, a dokładniej podań z nim związanych warto powołać się na spostrzeżenia, przytaczanego już przeze mnie wielokrotnie Bohdana Baranowskiego. Wg badacza: motyw złego pana znęcającego się nad swymi  poddanymi jest motywem uniwersalnym, pojawiającym się w wielu częściach kraju. Co więcej autor: zwracał uwagę na fakt, że niektóre motywy mogą być reliktami, odnoszącymi się do dawnych tradycji tzn. historii odnoszących się do wcześniejszych opowieści, związanych z zupełnie innymi, lecz równie okrutnymi postaciami, których tożsamości uległy zatarciu w pamięci lokalnej społeczności. Ich cechy i przypisywane im czyny zostały przypisane wyłącznie Warszyckiemu (w tym przypadku). Pamiętajmy, że podania to swego rodzaju „kronika ludu”, jednak jest ona na tyle wadliwa, że często fakty historyczne pod wpływem kolejnych pokoleń zostają w niej zmieniane, ulegają zatarciu, bądź przeinaczeniu[19].   Nie chcę tu wybielać postaci Warszyckiego, gdyż nie będąc z wykształcenia historykiem, nie jestem w stanie ocenić jego postaci w świetle materiału archiwalnego, do którego i tak nie mam dostępu. Chodzi mi jednak tutaj o zwrócenie uwagi czytelnika na mechanizmy tworzenia się podań o tego typu charakterze.
Ponadto motywy opowieści o Warszyckim, jako „złym panu” zaczęły pojawiać się (w nieco zmienionej formie) w innych, sąsiednich częściach regionu np. koło Widawy Warszyckiego zastąpiono Wężyckim (dawnym jej właścicielem), a w Bratoszewicach w pow. brzyńskim zły Pn miał być wnukiem hetmana Czarnieckiego. Z czasem ludowe opowieści o „złym panie”, zostały przeniesione na grunt miejski, gdzie złego pana-szlachcica, zastąpił „zły fabrykant”.


Geneza diabła widoradzkiego.


            Pozostając w temacie „złego pana”, którego postać została utrwalona w lokalnych przekazach jako demonicznej siły nawiedzającej okolice, warto przytoczyć tutaj podania pochodzące ze wsi Widoradz, położnej podobnie jak Danków, także na obszarze Ziemi Wieluńskiej.
W obrębie wsi, jak i w jej okolicach krążyć mają bowiem opowieści o moczarach, które pochłonąć miały zmierzające na Wieluń wojska tatarskie, oraz pewnym zamieszkującym je „diable”.  Bardzo rzadko używa się w odniesieniu do niego miana „Rokita”, częściej mówi się po prostu o „diable Widoradzkim”. W jednym ze spisanych przez siebie źródeł O. Kolberg sugerował, iż mógł on przybierać postać skrzydlatego konia, który topił w bagnach pijanych bywalców pobliskiej karczmy.
Jednakże postać jego wzorowana może być na srogim dziedzicu-rozbójniku zwanym Widoradzem, którego srogość wzbudzać miała wśród okolicznych chłopów taki lęk, iż miało nawet swego czasu funkcjonować powiedzenie / treść modlitwy: Od głodu, powietrza, ognia, wojny i od Widoradza zachowaj nas Panie..."[20].
            Kim była ów sroga postać, która tak bardzo dała się we znaki mieszkańcom okolic? Prawdopodobnie był to XV – wieczny rycerz, mający swą siedzibę na grodzisku w Widoradzu. Jego postać w podaniach opisywana jest także  w następujący sposób:
szlachcic w czarnej kapocie i na czarnym koniu" i dalej "kubek w kubek do Boruty podobny, tylko, że konno jeździ polując na pijanych, tym bowiem nade wszystko dokucza. Nurza w błocie, topi w rzece lub wiesza na suchych wierzbach". Ktoś inny z tego okresu dodał, że diabeł "zanurzał i pomazał błotem obłąkanych wśród nocy idących włościan i podróżnych" i "wzrok otumaniał, tak, że chłop z tydzień chodził dookoła chałupy swej, a trafić nie mógł[21].



Przywódcy Powstania Chłopskiego z XVII w. 



Rabacja chłopska 1846 r.  , Jan Lorentowicz.


           

Pora teraz zmienić część Regionu Wielkopolski Wschodniej, a także charakter postaci i wydarzeń, których stała się ona inicjatorem. Postać Wojciecha Kułakowskiego, czy Piotra Grzybowskiego znacząco będzie bowiem wyróżniać się spośród postaci, które przedstawialiśmy naszym czytelnikom do tej pory.


    W 1651 r. w lasach w  pobliżu  Królikowa wybuchło największe w dziejach Wielkopolski powstanie chłopskie. Stało się to wtedy, gdy  opat  Jan Zapolski  przystępując do budowy nowego kościoła w Lądzie nałożył na chłopów w dobrach klasztornych nowe ciężary oraz zażądał  dodatkowej pracy przy rozbiórce starej świątyni i zwózce materiałów budowlanych. Wywołało to  niezadowolenie  wśród  chłopów. Dodatkowo  chłopskiemu buntowi  sprzyjała działalność spiskowa wysłanników Bohdana Chmielnickiego, którzy próbowali wszczynać powstania chłopskie w różnych częściach kraju, aby odciążyć tym  powstanie kozackie  na Ukrainie.
  Jeden  z przywódców buntu – Wojciech Kołakowski został pojmany. Ujawniono również plan działań powstańców. Wówczas drugi dowódca ruchu, rotmistrz Piotr Grzybowski rozpoczął walkę.  Zorganizował w obozie  koło Królikowa  około  2000 chłopów, okopał się w lesie,  skąd podejmował zbrojne napady na okoliczne dwory i majątki. Ponieważ wojska królewskie znajdowały  się  w  tym  czasie na  Ukrainie  zaangażowane  w  wojnie z  Bohdanem  Chmielnickim, dla stłumienia  buntu biskup  poznański  Kazimierz Czartoryski  przysłał oddział złożony z 300 dragonów, a brat królewski Karol Waza, oddział  200 jeźdźców. Na  czele wojsk stanął Jan Zapolski, uderzył na  obóz powstańczy  doszczętnie go niszcząc.  Większość  chłopów  ratowała  się  ucieczką.  Zbiegł  również  przywódca  powstania  Piotr Grzybowski.
       Jedno ze źródeł  tamtego  okresu opisuje działalność szpiegów Chmielnickiego.
    ,,W przeszły piątek  [tj.2 czerwca 1651r.]  przysłali tu [do Kalisza]  więźnia, którego pojmał pan Niedźwiecki, arendarz [dzierżawca] królikowski. Mianuje się on Kułakowskim [Kołakowskim], szlachcicem z woj. sieradzkiego, herbu Strzała rozdarta. Wolska go urodziła. Służył ostatnio pod chorągwią pana Butlera, który w Ostrzeszowie miał stanowisko. Tamże naszedł go niejaki Piotr Grzybowski, który udawał, że z więzienia pogańskiego wyszedł i na okup żebrał. Miał on listy świadeczne z pieczęciami i podpisami hetmanów koronnych, ale ich nie pokazywał w domach szlacheckich, tylko gdzie panów nie zastał lub na domatora albo prostaka trafił; stąd wnioskowano, że są zmyślone. [Ponownie] w Poznaniu, w pół rynku, u Jakuba Kołodzieja, w małym domeczku stanąwszy gospodą, podpoiwszy tego Kułakowskiego, namawiał Grzybowski do swej kompanii, obiecując bogate łupy a potem nagrodę , jeżeli będzie przy nim statecznie trwał, nie wydawał, w robocie szczerze pomagał. A robota ta być miała:  teraz dwory i domy szlacheckie podczas żebrania szpiegować, o dostatkach się pytać, chłopy przeciwko panom buntować, a zwłaszcza tam, gdzie dola poddanych ciężka. Powiedział, że ich tu w Wielkiej Polsce [Wielkopolsce] pod Grzybowskim ma być 80, a po całej Polsce 2000, nad którymi pułkownik Stanienko stoi. Innych z kompanii Grzybowskiego zna kilkunastu, ale nie wie jako ich zowią, tylko wymienił: Ostrowskich dwóch ( jeden starszy brodę ma czarną, wozi się na kolasie myszatą szkapą, drugi młodszy, który go stryjem zowie ), trzeciego Ostrołeckiego, czwartego Piaseckiego. Wszyscy oni postanowili, że teraz, gdy się powiaty ruszać będą, zejdą się do wsi między Ciążeniem a Lądem  i tam uczyniwszy naradę, gdzie komu Grzybowski każe pójść,  gumna [stodoły], wsie, miasta palić, domy i dwory szlacheckie rabować, chłopy burzyć, jednym słowem wszystko złe robić będą. Wczoraj sądziliśmy tego Kułakowskiego i jest skazany na tortury”
[22].

O podkaliskich rycerzach-rabusiach słów kilka.


Ilustracja z artykułu Piotra Sobolewskiego, "Poleciały głowy".


            Na sam koniec pragniemy przytoczyć jeszcze jeden obszerniejszy cytat nawiązujący do naszej serii, będący fragmentem artykułu Piotra Sobolewskiego pt: ”Poleciały głowy”, niedawno opublikowanym w  tygodniku Życie Kalisza. Pojawią się w nim wzmianki na temat bandy rabusiów, o których jeszcze, w toku naszych rozważań  sobie nie wspominaliśmy:

 Niezłym ziółkiem był też niejaki (imienia tego jegomościa nie przekazały kroniki) Sulimowski – syn Mikołaja herbu Otręby. Ojciec gdzieś tam za Przemyślem „żył na kocią łapę z urodziwą niewiastą”. Zrodzony z tego niekonwencjonalnego (wówczas) związku synalek w roku 1614 trafił do Wielkopolski, gdzie założył czteroosobową grupę, której celem było równie niekonwencjonalne pomnażanie dóbr własnych. Skład osobowy bandy: Sulimowski, Kotowiecki (z podkaliskiego, a jakże, Kotowiecka), Piorunowski z Piorunowa pod Sieradzem i Niewiadomski (adekwatnie do nazwiska - nie wiemy o nim niczego więcej). W ramach prowadzonej przez siebie działalności gospodarczej postanowili oni najechać i obrabować dwór dzierżawcy podkaliskich Borzęcic (koło Koźmina) – Jana Falęckiego. Ale ktoś gdzieś się za wcześnie wygadał i tenże Falęcki podjął rabusiów odpowiednio do charakteru wizyty. Sulimowskiemu udało się wprawdzie zbiec, ale pan dzierżawca nie odpuścił. Tak długo tropił i nękał zbója, aż w końcu go dopadł i postawił przed kaliskim sądem. Dalszego ciągu pewno się już domyślamy – w grodzie nad Prosną katowski topór pozbawił Sulimowskiego kluczowej dla dalszej egzystencji części ciała (być może wspomniana szubienica z powodu nadmiernej eksploatacji już się zdążyła zepsuć). Najbardziej zagadkowy jest natomiast finał tej historii – oto kiedy z ziemskiego padołu zszedł był (miejmy nadzieję, że w sposób naturalny) i ojciec herszta bandy, jego ciało przewieziono z ziemi przemyskiej do Wielkopolski i pochowano w… Borzęcicach[23].



Przypisy.


[1] B. Baranowski, Ludowa tradycja o złym panu Warszyckim”, [w:] Łódzkie Studia Etnograficzne, t. VI, Łódź 1964, s. 106.
[2] Zamek w Ogrodzieńcu, zbójnictwo szlacheckie, wielkopański bandyta – Stanisław Warszycki: https://www.zbojnickiszlak.pl/index.php?menu=d&id_menu=1723 (stan na dnia 20.101.2019).
[3] Zob. R. Herman, Zamek w Dankowie. Tajemnice przeszłości od średniowiecza do XVII wieku, Lipie-Łódź 2015, s. 52–77, 81.
 A. Kobus, Wazowie w dankowskiej rezydencji Warszyckich, [w:] „Fakty i mity z historii Dankowa, red. Wojciech Dudak, Tadeusz Grabarczyk, Lipie-Łódź 2015, s. 27–37.
[4] Zob. Tamże.
[5] Zamek w Ogrodzieńcu, zbójnictwo szlacheckie, wielkopański bandyta – Stanisław Warszycki.
[6] B. Baranowski, dz. cyt., s. 107.
[7] Zamek w Ogrodzieńcu, zbójnictwo szlacheckie, wielkopański bandyta – Stanisław Warszycki.
[8] B. Baranowski, dz. cyt., s. 110.
[9] Zamek w Ogrodzieńcu, zbójnictwo szlacheckie, wielkopański bandyta – Stanisław Warszycki.
[10] B. Baranowski, dz. cyt., .s 108.
[11] Zob. tamże.
[12] Wakacje z duchami V: Niedokończone sprawy i osobliwości ze świata duchów:
[13] Potomkowie kasztelana
Z pierwszego małżeństwa z Heleną z ks. Wiśniowieckich kasztelan Stanisław Warszycki miał troje dzieci: Teresę Jadwigę wydaną za Jędrzeja Firleja z Dąbrowicy, kasztelana lubelskiego, pana na Ogrodzieńcu, Jana Kazimierza, późniejszego starostę ojcowskiego i Annę. Sadystyczne skłonności Jana Kazimierza Warszyckiego szły w parze z kretynizmem i zboczonymi skłonnościami. Mimo to, dla jego majątku, poślubiono mu w roku 1668 siedemnastoletnią Annę Stanisławską z Dunajgrodu, krewną drugiej żony kasztelana Warszyckiego, córkę Michała wojewody kijowskiego i Krystyny Szyszkowskiej. Związek ten skończył się w 1669 głośnym wówczas rozwodem Gdy kasztelan, wobec bezdzietności córki Teresy Jadwigi i syna Jana Kazimierza, stracił nadzieję na pozostawienie po sobie następcy, dla utrzymania ciągłości rodu wydał młodszą córkę Annę za swego bratanka Michała Warszyckiego, syna rodzonego brata Aleksandra i Walewskiej. Chociaż otrzymał specjalną dyspensę władz kościelnych, opinia publiczna gorszyła się tym małżeństwem. Tymczasem Jan Kazimierz Warszycki wstąpił w nowy związek małżeński. Nie znamy ani daty, ani okoliczności, w jakich doszło do poślubienia przez niego Domiceli z Wielkiego Chrząstowa Wierzbowskiej, córki Władysława wojewody brzeskiego kujawskiego i Anny Renaty Sokołowskiej, kasztelanki bydgoskiej, siostry Stefana, biskupa poznańskiego. Rezydencją Jana Kazimierza i Domiceli był zamek w Pilicy, o czym wnioskujemy z wystawionego tam 25 stycznia 1682 roku dokumentu dotyczącego sprzedaży gruntu w Jerzmanowicach pod budowę szpitala dla ubogich i kaplicy fundowanych przez Jana Sroczyńskiego.W 1681 roku zmarł kasztelan Stanisław Warszycki a w lipcu 1684 roku zakończył żywot Jan Kazimierz Warszycki. Obaj pochowani zostali na Jasnej Górze. Wdowa przejęła zapisane jej przez teścia i męża wszystkie ruchomości i dożywocia na całym majątku nieruchomym oraz klejnoty rodzinne Wiśniowieckich i Warszyckich przypadłe jej mężowi z podziału po śmierci kasztelana i sióstr - Anny zamężnej za Michałem Warszyckim i Teresy Jadwigi Firlejowej. Rezydowała w ulubionym zamku w Pilicy lub w Dankowie.O tym, że już wcześniej, za życia męża Domicela zarządzała majątkiem Warszyckich, świadczy wystawiony w Pilicy 1 kwietnia 1682 roku rejestr klejnotów wydanych w jej obecności Barbarze, córce Anny z Warszyckich i Michała Warszyckiego, miecznika koronnego, która poślubiła w grudniu 1681 roku Kazimierza Męcińskiego, starostę wieluńskiego. Anna Warszycka zmarła w roku 1681.Oprócz córek, wspomnianej Barbary, nieletniej Heleny i Teresy poślubionej Janowi Pieniążkowi, późniejszemu wojewodzie sieradzkiemu, pozostawiła dwóch synów - Jerzego i Stanisława. Po śmierci Jana Kazimierza Warszyckiego wszyscy oni czuli się prawnymi spadkobiercami fortuny Warszyckich, pokrzywdzonymi przez Domicelę. Posypały się pozwy sądowe jednak rozprawy kończyły się wyrokami korzystnymi dla Wierzbowskiej, wspieranej zapewne przez brata, biskupa Stefana Wierzbowskiego. W roku 1692 Domicela zdecydowała się poślubić owdowiałego od ponad dziesięciu lat Michała Warszyckiego, stryjecznego brata swego pierwszego męża. Intercyza ślubna, spisana 10 października 1692 roku zapewniała obojgu wzajemne dożywocia. Michał Warszycki walczył w randze pułkownika u boku Czarnieckiego, posłował na sejmy z województwa krakowskiego, brał udział w kampanii wiedeńskiej, sejm roku 1690 mianował go posłem do kurfirsta brandenburskiego. W 1693 roku Michał Warszycki został wojewodą sandomierskim. Przywilejem z 29 marca 1693 roku Domicela stała się współposesorką dzierżawy Szyce i Kleszczowa, będących w posesji męża. W lipcu 1693 roku Michał Warszycki, z żoną i nieletnią córką Heleną, zawarł umowę z synami Jerzym i Stanisławem, córką Barbarą Męcińską i Janem Pieniążkiem, wdowcem po córce Teresie, dotyczącą podziału spadku po Janie Kazimierzu Warszyckim. Treści urnowy nie znamy, ale wiemy, że starościna ojcowska nie wypuściła z rąk ani starostw, ani majętności dziedzicznych, a przede wszystkim klejnotów. Walka pasierbów z macochą rozgorzała na nowo. Po roku 1693 umiera Barbara Męcińska pozostawiając pięcioro dzieci, nie żyje już najmłodsza Helena i trzecia córka Michała i Anny z Warszyckich, Teresa Pieniążkowa. W dniu 10 maja 1697 roku zmarł w Częstochowie Michał Warszycki. Formalnie spadkobiercami Michała i dziedzicami Pilicy byli jego synowie Stanisław i Jerzy. Już 18 maja wdowa po Michale, przedkładając za pośrednictwem swych pełnomocników umowę przedślubną, zapewniającą jej dożywocie na wszystkich majątkach nieruchomych męża i własność pozostałych po nim ruchomości, przeprowadziła intromisję - urzędowe przejęcie dóbr w posiadanie. W jej rękach znalazł się dożywotnio majątek składający się z 15 kluczy ziemskich, z pałacami, fortecami, a we własności cały majątek ruchomy, w tym skarbce po książętach Zbaraskich, Wiśniowieckich i Warszyckich. Znowu ruszają pozwy przeciwko Wierzbowskiej a w trakcie sporów Kazimierz Męciński pogodził się z Domicelą z Wierzbowskich i pomimo to, że była macochą jego zmarłej żony przez związek ślubny z Michałem Warszyckim, a wcześniej jego stryjenką zyskał jej zgodę na zawarcie ślubów małżeńskich. Wydaje się, że wówczas, w roku 1699 doszło do wydzielenia części dóbr spadkobiercom Michała Warszyckiego, jego synom - Jerzemu, Stanisławowi i zięciowi Pieniążkowi. Spadek przypadający po Barbarze przeszedł na Kazimierza Męcińskiego. W listopadzie 1702 roku Kazimierz Męciński spisał testament, którym wyznaczył trzem córkom posag po 160 000 złp., wyprawę i klejnoty po matce, do których nie mieli praw synowie.Kazimierz Męciński starosta ojcowski zmarł w Żarkach 10 stycznia 1703 roku. Zapewne zaraz po śmierci ojca zajął Józef Męciński, w imieniu własnym i nieletniego brata Wojciecha, posiadłości ziemskie po ojcu, matce i macosze, która pozostała przy dożywotniej posesji Łodygowic, połowy Mińska Mazowieckiego i starostwa ojcowskiego. W 1704 roku jedynym dziedzicem Pilicy był Stanisław Warszycki,który zmarł w roku 1706. Dobra pilickie przeszły na Anne z Zakliczyna i jej córki Annę i Emerencjannę. Domicela z Wierzbowskich Męcińska, starościna ojcowska zmarła wkrótce po 27 kwietnia 1707 roku w zamku w Pilicy, lub w Krakowie. Ciało przewiezione zostało na Jasną Górę, ale O.O. Paulini czekali z pogrzebem na decyzję rodziny i pokrycie kosztów pochówku wyliczonych na 5 000 złp. Pasierb Józef Męciński przybył na Jasną Górę dopiero 24 lipca i wyznaczył datę pogrzebu na 8 sierpnia. Urodzona około 1690r., Agnieszka Emerencjanna z Warszyckich,córka Stanisława Warszyckiego, miecznika koronnego i Anny z Jordanów z Zakliczyna została właścicielką Pilicy w 1709 roku otrzymując ją w wianie przy ślubie z Ludwikiem Pociejem

Źródło: http://www.jura-pilica.com/?1633-1717-warszyccy,24 (stan na dnia 20.10.2019).
[14] B. Baranowski, dz, cyt., s. 109-110.
[16] Uzupełnienie dla: Wielkopolskie Wakacje z Duchami i bestiariusza, cz. I:
[17] Wakacje z duchami V: Niedokończone sprawy i osobliwości ze świata duchów:
[19] Zob. B. Baranowski, dz. cyt., s. 114.
Zob. tamże.
[21] Tamże.
[22] Powstanie Chłopskie 1615 r. – Królików:
[23] P. Sobolewski, Poleciały głowy:



Bibliografia.




1.      Baranowski Bohdan, Ludowa tradycja o złym panu Warszyckim”, [w:] Łódzkie Studia Etnograficzne, t. VI, Łódź 1964.
2.      Herman Radosław, Zamek w Dankowie. Tajemnice przeszłości od średniowiecza do XVII wieku, Lipie-Łódź 2015.
3.      Historia Wielunia (forum), Diabeł Widoradzki:
4.      Jura-Pilica.pl:
5.      Kobus Andrzej, Wazowie w dankowskiej rezydencji Warszyckich, [w:] „Fakty i mity z historii Dankowa, red. Wojciech Dudak, Tadeusz Grabarczyk, Lipie-Łódź 2015.
6.      Powstanie chłopskie 1615 r. – Królików:
7.      Region Wielkopolska Wschodnia, Damy Wielkopolski Wschodniej, cz. 2: Córki wielkich rodów:
8.      Region Wielkopolska Wschodnia: Wakacje z duchami V: Niedokończone sprawy i osobliwości ze świata duchów:
9.      Region Wielkopolska Wschodnia, Uzupełnienie dla: Wielkopolskie Wakacje z Duchami i bestiariusza, cz. I:
10.  Sobolewski Piotr, Poleciały głowy:
11.   Zamek w Ogrodzieńcu, zbójnictwo szlacheckie, wielkopański bandyta – Stanisław Warszycki: https://www.zbojnickiszlak.pl/index.php?menu=d&id_menu=1723





Spis i źródła ilustracji.

1.      Stanisław Warszycki:
2.      Anna Stanisławska:
3.      Twierdza Danków:
4.      Rabacja chłopska 1846 r.  , Jan Lorentowicz.
5.      Ilustracja z artykułu Piotra Sobolewskiego, "Poleciały głowy".