niedziela, 9 czerwca 2019

Archiwum X Wielkopolski Wschodniej: Tajemnice zabrane do grobu.


Wyjątkowo przerywamy, rozpoczęty przez nas materiał związany z zabytkami architektury szlacheckiej Regionu, aby – nieco wakacyjnie zaprezentować czytelnikom kolejny odcinek cyklu Archiwum X  Wielkopolski Wschodniej. Przez okres wakacyjny, raz w miesiącu ukazywać się będą kolejne  jego odsłony.
W tym tygodniu przyjrzymy się tajemniczym pochówkom na terenie naszego Regionu, zajrzymy także na chwilę „po sąsiedzku” na tereny Ziemi Sieradzkiej. Poodkrywajmy trochę tajemnic skrywanych przez zmarłych: będzie trochę podań, podejrzeń o wątki masońskie, a przede wszystkim tajemnic pogrzebanych na zawsze z ich zmarłymi bohaterami.

Wszystkie wykorzystane przez nas materiały, zostają opublikowane u nas w charakterze pro publico bono.




Tajemnice, na zawsze pogrzebane.



 Piramida Łakińskiego w okolicach Wągrowca.


            Swoją podróż po intrygujących nas miejscach, związanych z tajemniczymi pochówkami zacznijmy od Łazisk koło Wągrowca. I choć wspominaliśmy o nim przy okazji tradycji pochówków w tradycji szlacheckiej[1], zasłużył na to by znaleźć się w dzisiejszym rankingu.
            Mowa będzie tutaj o piramidzie Franciszka Łakińskiego w okolicach Wągrowca, która powstała ok. 1845 roku. Nie jest to jedyna budowla tego typu w Polsce, warto tutaj przytoczyć także przykłady z terenów spoza Wielkopolski, znajdujących się w: Rożnowie (grobowiec rodziny von Ebenów), Zagórzanach (grób rodziny Skrzyńskich), Krynicy (grobisko ariańskie, wybudowane z inicjatywy Pawła Orzechowskiego), oraz Rapie (tam spoczywa baron von Fahrenheid).
Łakiński był rotmistrzem wojsk napoleońskich, a gdy zmarł w 1845 roku, zgodnie z jego wolą pochowano go w nietypowym grobowcu Dlaczego zażyczył sobie złożenia ciała w tak nietypowy sposób? Poszukiwanie odpowiedzi na to pytanie spędza sen z powiek, wielu miłośnikom tajemnic. Istnieją przypuszczenia, jakoby kształt grobowców, wzorowany na egipskie monumentalne budowle, miał za zadanie wpłynąć na proces mumifikowania zwłok. Słychać także teorie, o związkach z lożą masońską…
            Prócz tajemniczego grobowca  w skład kompleksu wchodzi także nie mniej tajemnicza kolumna, co do przeznaczenia której pojawia się kilka teorii: wg jednej z nich miał pod nią zostać pochowany koń należący do rotmistrza; inna wersja zakłada że znajduje się pod nią grobowiec w którym pochowani zostali wojacy polegli za wolność ojczyzny; w końcu wspomina się, iż mógł to być słup graniczny.
            Z miejscem związana jest także przepowiednia, jakoby: Polska miała odzyskać niepodległość z chwilą gdy drzewa przerosną wierzchołek grobowca-piramidy – co zresztą spełniło się w 1918 roku, po zakończeniu I Wojny Światowej[2].
Ponadto okoliczne relacje wspominać mają, iż w okolicach pojawiać się ma duch samego Łakińskiego, który pojawia się tam w charakterze mrocznego jeźdźca, czasem słychać jedynie odgłos kopyt dosiadanego przez niego wierzchowca.

            Przenieśmy się na chwile do Koźmina, skąd pochodzi kolejna interesująca nas w tym temacie relacja...dodajmy: z dreszczykiem. Swego czasu właścicielem tutejszych dóbr miejskich stał się pewien Feldmarszałek, któremu zdarzyło się odwiedzić miejsce spoczynku Alexandra Przyjemskiego. Zaskoczony nad wyraz dobrym stanem, w jakim zachowało się ciało zmarłego, postanowił: pociągnąć mumię szlachcica za wąsy, aby przekonać się jak mocno trzymają się zwłok. Wówczas wg relacji mieszkańca Koźmina – Koteckiego, a także i innych świadków: oczy zmarłego miały wówczas nagle otworzyć się. Wystraszony Feldmarszałek czym prędzej opuścił kościół, a wkrótce i same miasto – bowiem (jak twierdzili niektórzy), po wydarzeniu tym nie miał okazji zaznać spokoju nawet we własnym pałacu. Jedne relacje twierdzą, iż od tamtej pory miał pojawiać się w Koźminie rzadko, inni kolei twierdzić, że wcale miał już nie postawić stopy na tej ziemi[3]. Ot, taka anegdota…
           
Pora teraz zajrzeć do Radlina, gdzie znajdować się ma mumia „białej damy, która nie straszy” - jak ją określił Jerzy Sobczak w swej książce[4].
Ciało skrywające kolejną tajemnicę znajduje się radlińskiej krypcie, pisywaliśmy o niej w artykule poświęconym Białym i Czarnym Damom w następujący sposób: co ciekawe, wiadomo, jak wyglądała –na podstawie pośmiertnego portretu, jednakże nie sposób ustalić jej tożsamości. Miejscowe opowieści chcą łączyć ją z rodem Sapiehów, choć datowanie jej portretu wskazuje na drugą połowę XVII w. ,a zatem przypada na okres, gdy w Radlinie, jeszcze nie było Sapiehów!.
Jej ciało spoczywa w trumnie, odziane w białą suknię, wyszywaną złotymi nićmi. Nie mniej interesujące, co tożsamość samej zmarłej, jest znalezisko spoczywające na jej piersi. A dokładniej jest nim drewniane pudełeczko, którego zawartością wg przeprowadzonych badań jest… ludzkie serce. Do kogo ono mogło należeć i dlaczego pochowano je w ten sposób, waz z zmarłą? Trudno teraz znaleźć odpowiedzi na te pytania, jednak wszystkie te tajemnice dały pożywkę podaniu, wg którego dziewczyna miała należeć do rodu Sapiechów (cóż, legendy lubią rządzić się swymi prawami, choć nigdy nic nie wiadomo). Jej przeznaczeniem miało być poślubienie starszego, bogatego kandydata do jej ręki, lecz jak wiadomo serce nie sługa – ona sama pokochała młodszego, który miał nie być jej pisany. A że legendy lubią tragiczne finały, tak i tu mówi się o pojedynku o serce tajemniczej damy, w którym zginął jej ukochany. Jego serce odpowiednio spreparowano i złożono do grobu wraz z ciałem dziewczyn[5].
Eligiusz Kor-Walczak w swej książce: „Opowieści czterech jeźdźców”, tak też  przedstawił podanie związane z postacią tajemniczej dziewczyny. Jest to zarazem druga tajemnicza historia, której pisarz poświęcił uwagę na kartach swej książki.



Jeden Romeo i aż dwie Julie – czyli niezwykła historia miłosna z tragicznym finałem.



Kościół p.w. św. Marcina i św. Stanisława w Goszczanowie. 


Pora teraz przenieść się na sąsiednią Ziemię Sieradzką, do Goszczanowa. Zazwyczaj staramy się trzymać przyjętych, przedrozbiorowych granic historycznych dla terenów Wielkopolski Wschodniej, jednak historia, którą chcemy przedstawić naszym czytelnikom jest tak ciekawa, że warto o niej wspomnieć. Tym bardziej, iż opisywał ją w swej książce odnośnie podań kaliskich Eligiusz Kor-Walczak; ponadto miejsce, gdzie rozgrywać się będzie miejsce przytaczanej tutaj historii, i związanej z nią intrygi, za czasów zaborów zaliczane było w granice Guberni Kaliskiej. Warto zapoznać się z tym przypadkiem, choćby po to, aby uzmysłowić sobie, jak bardzo na przestrzeni dziejów może zmieniać się forma podania, jak bardzo mieszać się mogą w nim fakty, i prawda historyczna.
Zaznaczam także, że w dalszej części swej pracy  powoływać się będę w dużej mierze na ustalenia Grupy Historycznej Schondorf.

            Podanie, od którego rozpoczniemy nasze rozważania skupia się na postaci młodego szlachcica Stanisława Poniatowskiego - syna Adama Poniatowskiego, chorążego Ziemi Sieradzkiej, właściciela Poniatowa, Goszczanowa i  innych okolicznych ziem. Jego historia rozpoczyna się z chwilą gdy podczas walk z Turkami dostał się do niewoli, którą przyszło mu odbyć w pałacu muzułmańskiego wielmoża. Tam też los na dobre złączył jego ścieżki, a następnie przypieczętował uczuciem  z  dwoma córkami pana, którego niewolnikiem stał się Poniatowski. I mimo, iż na przestrzeni lat spędzonych w obcym kraju udało mu się zdobyć miłość pięknych Turczynek; a także szacunek i zaufanie ich ojca – tęsknota za ojczyzną przezwycięzyła. To właśnie dlatego, przy pomocy swych kochanek, udało mu się wraz z nimi zbiec z niewoli, i po długiej pełnej przygód tułaczce dotrzeć na łono ojczyzny.
            Jednak z największymi przeciwnościami losy przyszło mu zmierzyć się po powrocie do ojcowskiego majątku. Tam właśnie Stanisław Poniatowski przekonał się, jak wielkie zmiany zaszły w rodzimych włościach podczas jego nieobecności. Pierwszą z nich była wiadomość o śmierci ojca, który zmarł podczas nieobecności syna; a jeszcze wcześniej fundując w jego intencji kościół p.w. św. Marcina i św. Stanisława w Goszczanowie.
            Okazało się także, iż przyjdzie mu stoczyć zaciętą walkę o ojcowski majątek. Wg podania zaciekłym wrogiem Stanisława Poniatowskiego miała okazać się jego macocha – kobieta którą w trosce o przetrwanie rodu ojciec Stanisława poślubił, a następnie  doczekał się z nią dwóch córek. Ostatecznie młodemu szlachcicowi udało się pozyskać własnych sojuszników, którzy wciąż pozostawali lojalni zarówno jemu samemu, jak i zmarłemu ojcu – i to za ich pomocą, udało im się pokonać spiskującą przeciwko niemu macochę.
            Gdy wydawało się, że już nic nie jest w stanie stanąć na drodze stanisławowemu szczęściu, pojawiła się kolejna przeszkoda, którą wytoczyli przeciwko niemu niedawni przeciwnicy.  Zgodnie z opowieścią: Stanisław miał sprowadził ze sobą z dalekiej podróży, aż dwie kochanki. Jednak  w prawie polskim nie było miejsca na poligamię – a przecież obowiązkiem jego, jako głowy rodu, było jego przedłużenie. Powinien był zatem ożenić się i zatroszczyć o przyjście na świat kolejnego pokolenia Poniatowskich.
Do tego dochodziła jeszcze kwestia wiary. Obydwie siostry były z pochodzenia muzułmankami – czyli dla rodaków Stanisława: innowiercami. Oczekiwano zatem, iż: jeśli Stanisław zamierzał poślubić jedną z sióstr – to jego wybranka powinna zostać ochrzczona, tak aby ich potomkowie przyszli na świat jako pełnoprawni chrześcijanie.  Na kwestie te skwapliwe kładli nacisk przeciwnicy „nowego pana na włościach”, ze „złą macochą” na czele. Jeśli Stanisławowi zależało na zachowaniu pozycji i majątku musiał ulec tej presji, i podjąć trudną decyzję.
            Cóż było robić? Stanisław niebawem stanął na ślubnym kobiercu z jedną z Turczynek, wybór ten okupiony został cierpieniem każdej ze stron owego miłosnego trójkąta. Posiadał on także jeszcze jedną cenę. W czasie wesela doszło jednak do nieoczekiwanego zwrotu wydarzeń: w trakcie weselnej uczty obie siostry nagle opadły bez zmysłów - jedna w ramiona swego małżonka, druga u ich stóp. Szybko okazało się, że wino, które wypiły ze swych kielichach było zatrute.
Pytanie, na które obecnie próżno szukać odpowiedzi brzmi: kto je zatruł? Czy trucizna została dodana do napoju przez obydwie siostry, które nie mogły pogodzić się z podjętą przez Stanisław decyzją, i wiążącą się z nią myślą, że tylko jednej z nich przepadnie zaszczyt zostania jego żoną? Czy może uczyniła to jedna z nich w akcie zemsty? A może za ich śmiercią stała intryga uknuta przez „złą macochę”, i jej sojuszników?
            Niektóre źródła tego podania, kończą swą opowieść wzmianką romantycznym motywem jakoby: duchy obu sióstr pojawiać się miały pośród okolicznych pól, w charakterze rodzimych duchów polnych – południc. Ciała ich zaś spocząć miały w krypcie goszczanowskiego kościoła.


„Z prochu powstałeś, w proch się obrócisz”.



Krypty goszczanowskiego kościoła gdzie spoczywają członkowie rodu Poniatowskich.
 


            Podanie, podaniem – ale czas dowiedzieć się ile w nim faktów,  które  mogłyby mieć przełożenie w rzeczywistości. „Dochodzenie” to jest nie mniej fascynujące, obfitujące w liczne zwroty akcji, co samo podanie.
W krypcie goszczanowskiego kościoła znajdują się ciała przedstawicieli rodu Poniatowskich, szczególną uwagę zwracają dwa z nich, które według opowieści należeć mają do Turczynek, które sprowadził ze sobą w te strony Stanisław Poniatowski. O stanie, w jakim się znajdują odnajdujemy informacje w relacjach autorstwa Grupy Schondorf. Oto pierwsza z nich:

Siostry leżały obie w niedużej piwniczce, pod ołtarzem głównym. Jedna siostra po prawej stronie krypty, druga po lewej. Ta po lewej jest, nazwę to „zdemolowana” i w nieładzie. O ile pamiętam głowa w nienaturalnej pozycji. Ta po prawej natomiast wygląda zupełnie inaczej. Leży dumnie w białej niegdyś sukni (panna młoda?) Miała jeszcze wtedy widoczne długie czarne włosy i zadbane nadal paznokcie,  do tego długie,  czarne rzęsy i brwi. Mimo, że ciało wysuszone na wiór wyglądała jakby spała.
Czemu taka różnica między nimi? Czy były zabalsamowane? Przypominam, że legenda mówi, że zmarły w tym samym niemal momencie. Mieszkańcy twierdzą, że to Niemcy zniszczyli tą jedną mumie. Czemu to zrobili? Z ciekawości? Chcieli ją zbadać? Czemu drugą oszczędzili? Podobno pijany Niemiec z pobliskiej plebani gdzie mieścił się posterunek żandarmerii miał tańczyć z mumią i wkrótce umrzeć. Klątwa czy bakterie? A może było trochę inaczej? [6]


            Nieco dalej autor przytacza swoje wrażenia, po powrocie w to miejsce po ponad trzydziestu latach:

Znowu coś się zmieniło, a może moja pamięć, bo byłem pewny, że 30 lat temu mumia leżała nieco inaczej. Pamiętam jeszcze te włosy, brwi, dziś nie ma już po nich śladu. Pamiętam też białą suknie, dziś widzę jakieś jej szczątki, kawałki materiału. Pamiętam, że miała twarz bez śladu rozkładu, dziś niemal czaszka prześwituje przez skórę. Pamiętam bardzo wyraźne paznokcie u nóg i rąk, dziś są, ale niemal się w proch rozpadły. Nie wiem czy to wina rozkładu ciała,  czy może kiedyś chowało się zmarłych z rękami w jakimś nieładzie. Dziś splata się palce jak do modlitwy, ona ma dłonie jakby trzymała coś w rękach, może kiedyś miała w nich świecę? Zaraz przed łokciami na obu rękach związane jej jakieś wstążeczki. Ma długie delikatne palce, nadal widać w nich piękno, śmierć nie zabrała im jednak urody. Była drobna i pewnie szczupła, musiała być pewnie bardzo piękna. Nie wiem czy buty czas zniszczył czy była pochowana boso. Stopy są dobrze zachowane jednak już nie takie jak widziałem 32 lata temu. Jednak z biegiem lat powoli dziewczyna zamienia się w pył. Trumna ma oznaczenia, jakieś nierozpoznane dekoracje, choć jest stosunkowo skromna. Jednak widać na niej jakby tapicerskie gwoździki, więc musiała być pewnie obita jakimś materiałem, który dziś już nie istnieje. Widać na trumnie jakby inicjały, może herb rodu Poniatowskich. Taki herb dziś stoi oparty o ścianę. Co zauważyłem, ma 9 palców u rąk, brakuje serdecznego palca od lewej ręki, nie wiemy czy odpadł przez te wszystkie wieki,  czy go za życia już nie miała. Mimo 400 lat, mimo rozkładu, mimo śmierci,  nadal jest piękna w swoim rodzaju[7].


 Domniemane goszczanowskie Turczynki, zdjęcie z pierwszej połowy XX w.


            W dalszej części swego dochodzenia, autor artykułu rozważając możliwość potencjalnego wpływu trucizny na balsamujące się zwłoki, przytacza następujący przykład:

Napoleon Bonaparte umiera 5 maja 1821 roku. Oficjalna przyczyna zgonu rak żołądka. Jednak 19 lat później, kiedy otwarto trumnę cesarza oczom ich ukazały się nienaruszone zwłoki Napoleona! Zmarły wyglądał jakby dopiero, co był pochowany! Wtedy też narodziła się teoria, że Napoleon został otruty a użyta trucizna to arszenik, który już wtedy znany był właśnie ze swych właściwości konserwujących. W 1955 roku ukazały się wspomnienia służącego Napoleona, który opisując ostatnie chwilę życia Cesarza ujawnił objawy zatrucia arszenikiem. Dopiero w 2001 Pascal Kintz badając próbki włosów napoleona udowodnił niezwykły poziom trucizny przekraczający od 7-38 razy przewyższające normy! Łowcy teorii spisku byli w swoim żywiole, udowadniało to, że Napoleon został zamordowany. Jednak czy aby na pewno? W tamtych czasach medycyna stosowała np. arszenik np. na choroby weneryczne np. kiłę. Czy Cesarz był zarażony tą chorobą? Możliwe, w końcu słynął z rozpustnego stylu życia. Jednak obronić go może jeszcze jeden fakt. Arszeniku używano także do pomady do włosów, którą używał Napoleon. Wiec do organizmu mogła sie dostać ta trucizna kilkoma sposobami. Jedno jest pewne, taka dawka (nie była śmiertelna, ale podawana systematycznie) niezwykle trwale zakonserwowała zwłoki[8].
            A zatem wydaje się, iż ten fragment opowieści zdaje się zyskiwać na autentyczności. Pamiętajmy jednak, iż powód zachowania zwłok w takim, a nie innym stanie mógł być zgoła inny: w tradycji szlacheckiej, zwłaszcza u zamożniejszej szlachty, oraz magnaterii istniał zwyczaj balsamowania zwłok. Po części wiązało się to z faktem od chwili śmierci, aż do wystawnego, często ociekającego przepychem pogrzebu mijało sporo czasu – trzeba zatem było zadbać o to, aby zwłoki zachowały się w dobrym stanie. Inną kwestią jest także, znane od starożytności dążenie ludzkości do dbałości o dobry  stan zwłok swoich bliskich – pojawia się tutaj zatem aspekt wierzeniowy, ideologiczny. Zmarły powinien wyglądać tak jakby jedynie spał, a kondycja jego ducha miała przełożenie na stan jego ducha (zgodnie ze starymi wierzeniami eschatologicznymi). W kontekście kultury chrześcijańskiej chodziło także o jak najlepsze zachowanie ciała, do czasu Zmartwychwstania, zgodnie z doktryną: mającego mieć miejsce po ponownym zstąpieniu na ten świat Jezusa Chrystusa.
Pamiętajmy też, iż proces konserwacji zwłok w omawianym kontekście mogli pozwolić sobie jedynie najbogatsi.
            Pozostaje jeszcze kwestia degradacji stanu zwłok. Nie jest pewnym na ile opowieść o zuchwałym, roztańczonym hitlerowcu jest prawdziwa – na pewno przysłużyła się ona do wyjaśnienia gorszego stanu ciała jednej z „sióstr”, ale czy jest wyjaśnieniem prawdziwym? Na pewno wpływ na zachowanie goszczanowskich mumii miały wpływ czynniki środowiskowe (miejsce ułożenia ciała), jak i zewnętrzne (przenosiny, coraz częstsze wizyty osób odwiedzających kryptę). Nie jest też do końca  pewnym, czy ciała dwóch kobiet, o których mowa na pewno należą do legendarnych Turczynek, gdyż trudno oszacować tożsamość nie tylko ich, ale i pozostałych znajdujących się w krypcie zwłok. To czy: istotnie mumie należały do orientalnych piękności (ich pochodzenie mogło zostać z jakiegoś powodu zostać dopisane przez podanie – ale o tym za chwilę), mogłyby wyjaśnić specjalistyczne badania antropologiczne, i genetyczne. 


Oddzielając ziarno od plew – czyli: ile w tej opowieści jest prawdy, a ile bajania?




Mumia kobiety.


            W obalaniu kolejnych faktów i mitów uobecniających się w poruszanej opowieści pomoże nam powołanie się na inne niż przedstawiona na samym początku, wersji znanego podania. Zapoznajmy się zatem z nimi.
 „Gazeta Codzienna” z 1859 roku potwierdza, że i owszem: Stanisław sprowadzić miał do Poniatowa obydwie tureckie siostry. Obydwie z nich miały dokonać żywota w Goszczanowie, jednakże… nie ma tutaj wzmianki „z dreszczykiem” na temat wspólnej śmierci sióstr, w trakcie trwania wesela.
Co więcej źródło to mąci nam coraz bardziej gdyż sugeruje iż ciała obydwu Turczynek miały spocząć w krypcie w 1609 roku (dosłownie: artykuł miejscowi wydarzenia 250 lat, przed jego opublikowaniem) – podczas gdy powstanie kościoła, jak i krypty datowane jest dopiero na ok. 1666 rok! Nie możliwym jest zatem, aby ciała zostały w nim złożone w tamtym okresie.
Natomiast z tego samego źródła dowiadujemy się, że jedno z ciał domniemanych sióstr znajdowało się w gorszym stanie, już wówczas… a zatem teoria o szalonym Niemcu, który miałby naruszyć spoczynek sióstr, zupełnie już traci na wiarygodności[9]!
Kolejnym źródłem pochodzenia podania, na które powołała się Grupa Schondorf, i my także je tutaj przytoczymy jest opowiadanie historyczne Józefa Kobierzyckiego pt. „Goszczanowskie Turczynki”, opublikowane w 1922 roku w „Ziemi Sieradzkiej”.
Podobnie jak poprzednio wspomniany, także i ten tekst  próbuje umiejscowić wydarzenia w konkretnym miejscu na osi czasu. Jako czas w którym rozgrywają się omawiane wydarzenia pojawia się rok  1648    nie ma to jednak żadnego potwierdzenia w źródłach.
Poznajemy za to kolejne konkrety dotyczące bohaterów: Stanisław miał posiadać siostrę Annę; a tajemnicze Turczynki imiona:  Sulejka i Fatyma/Fatima. I tutaj pojawia się wersja dotycząca wątku, jakoby obie siostry miały pokochać Stanisława. Jednakże ostatecznie to Sulejka została jego żoną, i powiła mu dzieci, których imiona i nazwiska, a także późniejsze tytuły, zostały dla potwierdzenia autentyczności historii, wymienione przez autora. Wszystko pięknie się niby układa w całość – opowieść wydaje się zyskiwać na wiarygodności. Jednak znów pojawia się znajomy problem… Informacje te nijak się mają do rzeczywistości, którą odsłaniają nam archiwalia.
Nie ma owy o tym, jakoby Stanisław pojął za żonę Turczynkę – a nawet jeśli to nie ma o niej najmniejszej wzmianki w źródłach. Te z kolei wzmiankują o Annie/Mariannie Łętkowskiej – postaci już najbardziej autentycznej. Wynika z tego, że to ona była jedyną żoną Stanisława. Jeśli ten zawierając z nią związek małżeński był wdowcem – nic o tym nie wiemy. Nie zgadzają się także tożsamości dzieci dziedzica, bowiem ze związku z Łętkowską Poniatowski miał doczekać się jedynie dwóch potomków: Macieja i Andrzeja.
No dobrze, wróćmy znów do faktów znanych z opowiadania Kobierzyckiego: jeśli Stanisław ożenił się z Sulejką, to co stać się miało z Fatimą? I tutaj znów nie ma mowy o tragicznym finale, morderstwie. Turczynka żyć miała przez pewien czas w Goszczanowie wraz z siostrą  i szwagrem, po czym zmarła… Tak po prostu, jako przyczyny zgonu wymienione zostały: suchoty i tęsknota za krajem[10].

Zagadkę stanowić mogą wspomniane imiona sióstr – zauważmy: pojawiające się dopiero w późniejszym źródle. Grupa Schondorf próbowała wyjaśnić je w następujący sposób:

 Spróbowaliśmy odnaleźć znaczenie imienia Sulejka, jednak w krajach muzułmańskich nie ma takiego imienia. Suhair, Suhajla, Suhajma, Sumaija, to podobnie brzmiące imiona żeńskie do Sulejki, jednak to imię nie pochodzi z krajów muzułmańskich. Jedynym odnalezionym śladem znaczenia imienia Sulejka jest Zulejka, co ciekawe imię pochodzi z Węgier! A dosłownie imię Sulejka pojawia się u naszych sąsiadów w Bułgarii, Czechach, Macedonii, Rusi, Serbii, Słowenii. Czy to nie jest dowód „pożyczenia sobie imienia”, które było nieco egzotyczne, ale i jednocześnie brzmiało swojsko? Cóż za dziwny zbieg okoliczności! Z imieniem Fatyna jest jeszcze łatwiej. Imię Fatyna znaczy zniewalająca, jednak uważamy, że imię dla naszej drugiej siostry zapożyczono od Fatimy – dosłownie: przyzwyczajenie, Fatima, była córką Proroka Muhammada[11].
            W tym miejscu pojawia się moje jedyne zastrzeżenie, do ustaleń autora artykułu na który przez cały czas się powołuję. Osobiście sprawdziłam etymologię obydwu imion, i jak podpowiada Internet, okazuje się że imię Sulejki, może mieć orientalne pochodzenie. Jeśli wpiszemy w przeglądarkę następujące warianty zapisu tegoż imienia: Zuleika, Zuleyka, Zuleikha, Zuleykha – okaże się, iż przypuszcza się że może mieć ono pochodzenie arabskie, bądź perskie (tłumaczone na angielski: („bright and fair”, „brilliant beauty”).
Jednak  pojawiające się nagle imiona sióstr to nie jedyna zagwozdka, bowiem w zależności od wersji zmienia się status dziewcząt (księżniczki, bądź córki baszy, lub chana), jak i ich pochodzenie (najczęściej mówi się o Turczynkach, ale i czasem wspominane są jako Tatarki). 


 Szczątki członków rodu Poniatowskich.


Rozbieżności te wynikają charakteru folkloru słownego, który bardziej niż źródła pisane ma tendencję do przeinaczeń. Jego zadaniem jest przekazywanie dalszym pokoleniom wiedzy na temat świata, prawideł nim rządzących, ale i także utrwalanie pamięci na temat wydarzeń historycznych (tych mających zarówno przełożenie na wydarzenia stricte historyczne pod względem ogółu, jak i tych ważnych wyłącznie dla lokalnej społeczności jak np. morderstwa, czy wyjaśnienie dlaczego dane miejsce jest nawiedzone).  Czyli pokrótce: folklor ustny, to taki rodzaj kroniki ludowej -  posiadająca jednak tę wadę, iż w każdej chwili oryginalna opowieść ulega z czasem przeinaczeniu (ktoś coś dopowie, przeinaczy, jakiś fakt ulegnie zapomnieniu), a nawet skazać może daną opowieść na zupełne zatarcie w pamięci ludowej.
Stąd też nie jest pewnym, czy w ogóle dziewczęta były z pochodzenia Turczynkami, mogły po prostu pochodzić z daleka, ale wyobraźnia ludowa mogła im dopisać orientalne pochodzenie. Z drugiej jednak strony musiało być ono na tyle oryginalne, że zaczęto określać je Turczynkami, bądź Tatarkami. A może zapamiętano fakt, iż Stanisław walczył przeciwko muzułmanom, nawet dostał się w niewolę – i choć pojął za żony Polki, bądź inne Europejki, późniejsza tradycja zmieniła ich pochodzenie na to orientalne, właśnie przez pryzmat owych orientalnych wypraw młodego szlachcica? Może były one Europejkami które także były tureckimi niewolnicami, brankami – a które Stanisław sam uciekając z niewoli zabrał ze sobą? Lokalna społeczność wiedziałaby w tym przypadku, iż młody pan przywiózł ze sobą dziewczęta z Turcji, i choć pierwotnie ich narodowość była inna – to z czasem dopisano im turecką, bądź tatarską.
Podobnie rzecz ma się z wymienionymi imionami. Być może Kobierzecki sam im je nadał, by podkreślić ich orientalne pochodzenie; a może udało mu się dotrzeć do funkcjonującej gdzieś wersji podania, gdzie istotnie się zachowały? Jako etnolog zajmujący się badaniem podań, spotkałam się z takimi przypadkami, gdzie jedno podanie może funkcjonować w pamięci ludowej w kilku wersjach różniących się szczegółami i faktami.
               
Co ciekawe: nie jest to jedyny przypadek w polskim folklorze, gdy bohaterkami stają się egzotyczne piękności. Z zamkiem w Niedzicy, a dokładniej ukrytym w nim skarbie wiąże się postać inkaskiej księżniczki - Uminy, którą miał sprowadzić ze sobą  w te strony jej ojciec o awanturniczym usposobieniu, potomek ówczesnego rodu właścicieli zamku - Sebastian Berzeviczy... jest to jednak opowieść na zupełnie inny temat, i region.

Wiele do naszej sprawy zapewne wniósłby wgląd w pełną dokumentację historii rodu, z tego okresu. Niestety poprzez zawirowania historii wiele akt zaginęło  - ba, nie ma nawet pewności co do to tożsamości wszystkich osób pochowanych w krypcie, poza faktem, iż należeli oni do familii Poniatowskich. Jednak na podstawie tych, które się zachowały możemy ustalić kilka faktów. O większości z nich już sobie powiedzieliśmy, pora teraz  wyjaśnić resztę kwestii związanych z członkami rodziny naszego bohatera. Przynajmniej tych, o których wiemy, że istnieli naprawdę. 
Niektóre wersje podania wspominają, że matka Stanisława zmarła „ze zgryzoty” niedługo po zaginięciu syna. Ojciec chcąc zachować ciągłość rodu postanowił powtórnie się ożenić, a z nowego małżeństwa przyszły na świat kolejne dzieci. Jednakże z akty jasno wynika, że: rodzicami Stanisława byli: Adam Poniatowski i Anna Lipska h. grabie, miał on także siostrę Annę. Brak jednak jakichkolwiek wzmianek, jakoby Adam miał zawierać kolejny związek[12] – wskazywałoby to na to, że wątek złej macochy jest zmyślony! Ot, dodany dla poprawności schematu baśni i podań.


Wnioski.



Najnowsze odkrycie archeologiczne na Placu Kolegiackim w Poznaniu.
 
           
            Miejsc o podobnym charakterze na obszarze naszego Regionu jest z pewnością więcej, i jeśli tylko dotrzemy do wzmianek na ten temat, mogą posłużyć za kolejny odcinek dla naszego cyklu. Powróćmy jednak do naszego głównego tematu.
Trudno odpowiedzieć ile prawdy kryje się w tajemnicy (domniemanych) goszczanowskich Turczynek. Jak już dowiedliśmy podanie: zmieniało swoją formę na przestrzeni lat, zmieniały się szczegóły, dochodziły nowe fakty. Dziś trudno stwierdzić, jak brzmiała pierwotna wersja historii, ani co dało jej początek. Nawet nie ma pewności, czy kobiety, których ciała spowiła legenda, istotnie była Turczynkami – być może były po prostu, nieznanymi dziś z imienia członkiniami rody Poniatowskich? Wiemy też, że motyw morderstwa, i postać złej teściowej są raczej nowszymi wątkami, które uobecniają się w opowieści. Jedno jest pewne: jest to historia, która rozpalała wyobraźnię ludzi od pokoleń, i zapewne jeszcze długo tak pozostanie.

Jako ciekawostkę warto jeszcze przytoczyć najnowsze doniesienia z terenów Wielkopolski Zachodniej. Oto bowiem w Poznaniu, w ruinach kolegiaty na Placu Kolegiackim, archeologowie natrafili na unikatowy, XVI-wieczny pochówek kobiety w perłowym czepcu. Kim była tajemnicza niewiasta, jaka tajemnica została z nią pogrzebana? Zapewne nigdy się tego nie dowiemy.



Bibliografia.

1. Grupa Historyczna Schondorf, Goszczanowskie Turczynki – tajemnica morderstwa sprzed 400 lat:
2. Kor – Walczak Eligiusz, Opowieści czterech jeźdźców. Baśnie i legendy Ziemi Kaliskiej.
3. Sobczak Jerzy, Księga zjaw i duchów wielkopolskich czyli Przewodnik po nawiedzanych zamkach, pałacach i dworach oraz innych miejscach tajemnych, Poznań, Wydawnictwo Zysk i S-ka.
4. Wakacje z duchami III: Białe i Czarne Damy, oraz feralne historie miłosne:
5. Na ostatniej drodze życia, czyli rzecz o ziemiańskim chowaniu zmarłych:


           


[1] zob. Na ostatniej drodze życia, czyli rzecz o ziemiańskim chowaniu zmarłych:
[2] Tamże.
[3] zob. M. Pietrowski (red.), Koźmin Wielkopolski - nasza mała ojczyzna. Materiały pomocnicze do realizacji edukacji regionalnej, Koźmin Wielkopolski 2000.
[4]   J. Sobczak, Księga zjaw i duchów wielkopolskich czyli Przewodnik po nawiedzanych zamkach, pałacach i dworach oraz innych miejscach tajemnych, Poznań, Wydawnictwo Zysk i S-ka.
[5] Wakacje z duchami III: Białe i Czarne Damy, oraz feralne historie miłosne:
[6]  Grupa Historyczna Schondorf, Goszczanowskie Turczynki – tajemnica morderstwa sprzed 400 lat:
[7] Tamże
[8] Tamże.
[9] Zob. tamże.
[10] Zob. Tamże.
[11] Tamże.
[12] Zob. Tamże.