poniedziałek, 16 września 2019

Archwium X Wielkopolski Wschodniej, cz. 8: Najmroczniejsze sprawy powojennej Polski, na obszarach naszego Regionu.





Zgodnie z zapowiedziami: kontynuujemy temat poruszony przez na w ubiegłym tygodniu, a dotyczący kryminalnych zagadek Regionu Wielkopolski Wschodniej. Tym razem skupimy się na sprawach sprzed kilkudziesięciu lat, rozgrywających się jednak po drugiej wojnie światowej. Spośród wielu spraw, które mogą być związane z  powiatami naszego Regionu, postanowiliśmy dobrać zarówno te bardziej, jak i mniej znane współcześnie – jednak każda z nich swego czasu, odbijała się szerokim echem na łamach lokalnych gazet. Być może nawet: wśród naszych czytelników znajdą się osoby, których wspomnienia dotyczą czasów, w których rozgrywały się przedstawiane dziś historie, relacjonowane niegdyś na bieżąco przez prasę.
Prócz pierwszej z przedstawionych spraw, każda kolejna przedstawiona w formie ogólnej charakterystyki, a także dołączonego do niej odnośnika do podcastu, w którym lektorzy bardziej szczegółowo zapoznają osoby zainteresowane daną historią, z jej dokładniejszym przebiegiem.
Autorami podcastów, na których opracowania, i z których materiałów zdecydowaliśmy się w tym tygodniu skorzystać będą: Justyna Mazur, i Michał Larek. Odnośniki do ich nagrań, zostają udostępniane na naszej stronie w formie bezpośrednich odsyłaczy do kanałów w/w autorów na portalu Youtube. Wszelkie przedstawiane przez nas materiały zostają opublikowane na naszej stronie w charakterze pro publico bono.



Wampir z Kalisza.



Gmach byłego kaliskiego więzienia. 




Sprawdza zbrodni, które opiszę za chwilę uchodził za towarzyskiego i przystojnego, potrafił wzbudzać zaufanie, cieszył się sporym powodzeniem u kobiet (choć w szkole uchodził za nieśmiałego w stosunku do dziewcząt). Mówiło się też o nim że miał wrażliwą duszę: komponował piosenki, śpiewał, grywał na gitarze. Na imię miał Samuel, i liczył sobie 24 lata, gdy doszło do pamiętnych wydarzeń[1]. Przedstawiając jednak sylwetkę sprawcy warto wspomnieć, kilka faktów z jego życia. 

Miał żydowskie pochodzenie: nie zdołał jednak poznać ojca, gdyż ten wyjechał do Izraela, tuż przed narodzinami syna, a matka chłopaka zerwała ze swoim mężem wszelkie kontakty. Zadanie wychowania Samuela spadło przede wszystkim na jego babcię. W szkołach do których uczęszczał, uchodził za przeciętnego ucznia, jednak sprawiał wywoławcze problemy (włamania, kradzieże, od dziecka nosił przy sobie nóż). W wyniku czego: jako nastolatek  trafił do poprawczaka w którym spędził  na dwa lata; a i potem jako młody-dorosły mężczyzna, odbywający służbę wojskową, wszedł w ponowny konflikt z prawem (dezercja)[2].  

Obraz Samuela jawi się nam dwojako: z jednej strony był postrzegany jako osoba wzbudzająca zainteresowanie, i ulubieniec kobiet; z drugiej: często popijał, i bywał wówczas agresywny, nie radził sobie także z własnym popędem seksualnym – mimo, iż posiadał stałą partnerkę, nie stronił od relacji z innymi kobietami. Na co dzień był zatrudniony w Kaliskiej Fabryce Pluszu „Runotex”, zamieszkiwał zaś przy ul. Nowotki (obecnie ul. Parczewskiego)[3].

30 października 1968 roku, pierwszą z jego ofiar  została 10-letnia Marysia W. Dziewczynka była wychowywana wyłącznie przez swego ojca – gdyż, jak wynika z materiałów źródłowych: matka dziewczynka nie angażowała się w opiekę nad córką. Kiedy dziewczynka rano opuściła swoje mieszkanie przy ul. Nowotki, by sprzedać butelki w pobliskim sklepie. 20 minut później wyruszył za nią jej ojciec, chcąc poprosić ją by kupiła przy okazji kupon totolotka – nie udało mu się jej jednak odnaleźć. Gdy stało się jasnym, że dziewczynka zaginęła, jedna z wersji dochodzenia zakładała, że mogła zostać uprowadzona właśnie przez biologiczną matkę[4].

24 lipca 1970 roku Drugą z ofiar była 14-letnia Krysia D., na co dzień mieszkająca wraz z rodziną w okolicach Kalisza. Tego dnia babcia zabrała ją na targowisko mieszące się przy Nowym Rynku. Nawet nie zorientowała się, kiedy została sama, gdyż wnuczka którą miała pod opieką, zawieruszyła się gdzieś pośród otaczającego je tłumu[5]

Początek rozwiązania zagadki zniknięcia obydwu dziewczynek, miał znaleźć swój początek 12 sierpnia 1970 roku, kiedy to w dole kloacznym, należącym do kamienicy w której zamieszkiwał Samuel, natrafiono na ciało starszej z zaginionych. Sekcja zwłok, jakiej zostało poddane ciało Krysi, wykazała, że nastolatka została zgwałcona i uduszona.  Prawdopodobnie ten sam los spotkał Marysię - pamiętajmy jednak, że jej ciało zostało tam ukryte dwa lata wcześniej.
Na trop Samuela policjantów naprowadziły włókna znalezione przy ciele dziewczyny, a których struktura pasowała do materiału, z jakiego uszyty został worek należący do jego babci. Ponadto w jego mieszkaniu udało się także natrafić na płaszcz, który w dniu zaginięcia miała na sobie dziewczyna.

Ciało zaginionej dwa lata wcześniej Marysi udało się odnaleźć, dzięki zeznaniom znajomych Samuela. Napomknęli oni policjantom, że swego czasu pomagali podejrzanemu znosić do piwnicy cement, którym zapewne zamierzał wylać nową podłogę, w miejscu gdzie niedawno wydawał się coś zakopać. 

Sprawca obydwu zbrodni na początku nie przyznawał się do zarzucanych mu czynów, w końcu jednak uległ wyznają, że zgwałcił i zamordował obydwie dziewczynki. Oskarżenie przeciwko mężczyźnie wpłynęło 22 grudnia 1070 roku, biegi sądowi orzekli iż mężczyzna nie zdradzał przejawów chorób psychicznych, i obydwu zbrodni dopuścił sie będąc w pełni poczytalnym. Wyrok zapadł 29 stycznia 1971 roku, wykonano go 26 lipca 1971 r. Samuel został stracony przez powieszenie w Wojewódzkim Areszcie Śledczym w Poznaniu.

Warto także zauważyć, iż historia zbrodni popełnionych przez Samuela F. obrosła wieloma mitami, których prawdziwości trudno dziś dociec. Możemy zatem wspomnieć sobie o pewnych faktach w ramach ciekawostek związanych z tą sprawą.  

Pokątnie szeptano o tym, jakoby społeczność żydowska miała podejmować próby, mające na celu pomóc zbrodniarzowi uniknąć kary. Mówiło się o rzekomym sztucznym alibi, jakie miano mu zapewnić, podając rzekomo do wiadomości, iż: Samuel F. przebywał w czasie zbrodni w szpitalu na operacji wyrostka. Chyba za to pożegnał się z karierą lekarską Pan G. (z tych kaliskich lekarzy) który był wtedy ordynatorem chirurgii[6].
 
Niektóre źródła miały nawet sugerować, iż informacja o egzekucji miała być nieprawdziwa: podaną ją do mediów, aby uspokoić opinię publiczną. Tymczasem Samuel F., miał w tajemnicy otrzymać możliwość wyjazdu do Izraela, gdzie miałby rozpocząć wszystko od nowa.


Władca much.



 Bogdan Arnold demonstrujący sposób, w jaki dusił swoje ofiary.


Bez wątpienia, postać, którą przedstawimy czytelnikom w dalszej kolejności, jest zdecydowanie bardziej znana niż poprzednia. Bogdan Arnold, zalicza się bowiem do jednego z najbardziej znanych seryjnych morderców w historii naszego kraju. Choć podobnie jak Samuel F., wywodził się z Kalisza, to jednak miastem, w którym dopuścił się swych makabrycznych dokonań były Katowice.

Przyszły seryjny morderca urodził się 17 lutego 1933 roku w Kaliszu, jako najstarszy z trojga dzieci. Ojciec jego był lutnikiem, a matka zajmowała się wywoływaniem dzieci, oraz prowadzeniem domu. Rodzina uchodząca za majętną, z jakiegoś powodu często zmieniała miejsca zamieszkania, w samym Kaliszu zamieszkiwali kamienice, mieszczące się na ulicach takich jak: Piłsudskiego, Pułaskiego, Piaskowa (obecnie Jabłkowskiego). Wiadomo też, że z czasem opuścili wspomniane miasto, i jednym z miejsc ich zamieszkania był Brzeg nad Odrą. Rodzina Arnoldów przeniosła się tam, gdy Bogdan miał 16 lat.

Od najmłodszych lat przejawiał skłonności sadystyczne, miewał także problemy z nauką. Trudny charakter, który dawał o sobie znać od najmłodszych lat, miał także przełożenie na życie uczuciowe młodego Bogdana. Trzykrotnie wstępował on w związki małżeńskie, ale żaden z nich nie przetrwał próby czasu. Powodami były skłonności mężczyzny do nadużywania alkoholu, i stosowania przemocy. Żony zeznawać miały potem, że agresywne zachowania ich byłego męża przejawiać się miały przede wszystkim w sferze intymnej. Mężczyzna osiągał spełnienie, stosując przemoc wobec własnych partnerek, a jego fantazje z czasem stawały się coraz bardziej niebezpieczne. 

Od 1960 roku osiadł w Katowicach, które okazały się ostatnim miejscem jego zamieszkania. Bywał w tamtym czasie (jak i jeszcze przed tym) częstym gościem nocnych klubów, w których nie stronił ani od alkoholu, ani towarzystwa kobiet. W katowickim barze „Kujawiak” poznał, pochodzącą z Wołynia Marię B. Stała się ona jego pierwszą ofiarą, a morderstwo to odróżniał od pozostałych jedynie fakt, że jako jedyne było przypadkowe. Pozostałe zbrodnie Bogdan Arnold planował z premedytacją – i jak sam przyznawał: gdyby prawda nie wyszła na jaw, a on sam nie został powstrzymany, to mordował by dalej.

Zbrodnie dokonane przez niego cechowały się niesłychaną brutalnością: godzinami potrafił gwałcić swoje ofiary, jednocześnie znęcając się nad nimi. Następnie w brutalny i wyrafinowany sposób ćwiartował ciała, i próbował się ich pozbywać na różne sposoby. Ostatecznie wiele fragmentów ciał wciąż pozostawała w jego mieszkaniu, które z czasem stało się wylęgarnią much (stąd wziął się przydomek, jakim określano tego mordercę – „władca much”), a także ogromnego fetoru. Co ciekawe: sąsiedzi bardzo długo bagatelizowali przykry zapach, dobywający się z mieszkania na poddaszu, przy ul. Dąbrowskiego 14 – co wydaje się być wręcz nie do pomyślenia!

Zachęcamy do zapoznania się ze szczegółami tej zbrodni w odcinku serii podcastów kryminalnych, przygotowanych przez Justynę Mazur:

 





Potwór z Mełpina.


Pozostańmy jeszcze przez chwilę w okolicach Kalisza – a dokładniej: przenieśmy się do pobliskich Radliczyc, gdzie wydarzyła się potworna tragedia, która dotknęła młodą studentkę łódzkiego AWF-u.
Sprawcą tej zbrodni był pochodzący z Mełpina (pow. śremski)– Ryszard S. Niedługo przed dramatycznymi wydarzeniami, które miały się rozegrać niebawem, ów młody mężczyzna właśnie powrócił do rodzinnego domu, po odbytej przez siebie służbie wojskowej.  Wizyta ta zakończyła się domową awanturą, której powodami były zupełnie inne wizje na dalsze życie, jakie zakładał dla siebie Ryszard, a które stały w zupełnej sprzeczności z planami, jakie wobec swego syna, miał jego ojciec. 

Ostatecznie mężczyźni rozstali się w gniewie, a Ryszard decydując się opuścić rodzime okolice wsiadł w pociąg, z zamiarem udania się z wizytą do znajomego z wojska, który (w założeniu Ryszarda S.), miał mu pomóc realizować swoje własne zamiary, związane z obraną przez niego drogą życia. Do ich realizacji nigdy nie doszło, gdyż wszystko potoczyło się zupełnie inaczej.
Sprawcę przyszłego morderstwa charakteryzował dość impulsywny charakter, posiadał on skłonność zarówno do alkoholu, jak i przemocy. Cechy te dały o sobie znać podczas jego pierwszego etapu podróży, kiedy to podróżując nocnym pociągiem usiłował zgwałcić, śpiącą w jednym z przedziałów starszą kobietę.

Krzyk atakowanej staruszki, zwrócił uwagę pozostałych podróżnych, którzy natychmiast zbiegli się na miejsce. Nikt jednak nie zrobił nic, aby w pierwszej chwili pomóc kobiecie, a także powstrzymać sprawcę napaści. Ostatecznie sprawca spłoszony pojawieniem się pozostałych podróżnych, postanowił uciec: wyskakując przez otwarte okno. I być może gdyby sprawy potoczyły się inaczej: gdyby ktoś z zebranych spróbował go powstrzymać… nie doszło by do tragedii, która kosztować miała młode życie.

            9 października 1971 roku, na stacji w Opatówku, Ryszard S. postanawia wsiąść do kolejnego pociągu. Wciąż buzuje w nim rozbudzona, niedoszłym gwałtem chuć. Wie co zamierza zrobić, by zaspokoić swoje rządze: ma już nawet upatrzoną ofiarę. Jest nią młoda studentka, którą zauważa na wspomnianej stacji. Jest wczesny ranek, dziewczyna wsiada do pociągu, którym zamierza udać się do Łodzi, gdzie studiuje na tamtejszym AWF-ie. Na miejsce jednak nigdy nie dociera.   

            Niedługo potem gdy pociąg rusza, Ryszard S. z wiadomym zamiarem atakuje, dziewczynę – ta, usiłuje się bronić. Pomocne okazują się tutaj umiejętności, jakie nabyła w trakcie studiów – to dzięki nim stawia silny opór… Jednak to za mało. Ostatecznie zostaje obezwładniona przez sprawcę, który wyrzuca jej ciało w okolicach stacji znajdującej się w Radliczycach, a następnie sam wyskakuje z pociągu. Miejscowość ta stanie się niebawem miejscem, gdzie popełniona zostanie zbrodnia.

            Dokładniejszy jej przebieg, nasi czytelnicy będą mogli prześledzić z narracji Michała Larka, w jednym w dwóch odcinkach, jego serii kryminalnych  podcastów:


część I:

 

część II:






Morderczy duet z Konstantynowa.






            Sprawa Konstantego Federa i Janusza Dębińskiego, w dużej mierze ma swój początek w woj. łódzkim, a swój koniec na Śląsku. I choć jest to sprawa złożona, swoim przebiegiem zbliżona do fabuły filmu sensacyjnego, to pojawia się tam pewien wątek, umiejscowiony w  niedaleko położonym od Kalisza Fabianowie. To właśnie dlatego postanowiliśmy przedstawić ją na naszym portalu.
            Sprawcy całego zajścia byli mieszkańcami Konstantynowa Łódzkiego, oboje pochodzili z rozbitych rodzin, a oni sami sprawiali wiele problemów wychowawczych. Starszy z nich: Janusz Dębiński popełniając przypisywane m przestępstwa miał lat 19, od zawsze przejawiać miał sadystyczne skłonności, ukończył jedynie szkołę podstawową, zarabiał na utrzymanie rodziny podejmując się różnych prac dorywczych. Podobnie jak jego młodszy kolega interesował się bronią (tworzył nawet własną); później, w trakcie przeszukań jego domu odnaleźć miano egzemplarz „Mein Kampf”. W tracie procesu, obrona K. Federa chciała dowieść, że to właśnie on miał wpływ na swego młodszego i mniej rozgarniętego towarzysza.
            Konstanty Feder był zaledwie o rok od niego młodszy. Po śmierci matki, która miała miejsce dziewięć lat wstecz, wychowaniem jego jak i pozostałej trójki rodzeństwa, podjął się ojciec-alkoholik. Feder uchodził za zdolnego, lecz leniwego ucznia. Naukę zakończył na szóstej klasie szkoły podstawowej, aby utrzymać siebie i rodzinę imał się różnych zajęć, głównie budowlanych.
            Obaj chłopcy byli karani, za wcześniejsze przestępstwa – jednak najsłynniejsze z nich rozpoczęło się w 1972 roku… a właściwie powinniśmy mówić tutaj o ciągu zdarzeń, opierających się na kradzieżach i morderstwach, i innych towarzyszących im okolicznościach. Tak jak zaznaczyliśmy już na samym początku: obaj młodzieńcy poczynali sobie z zuchwałością równą bohaterom filmów gangsterskich. Jest to historia długiego pościgu ówczesnej milicji za młodymi bandytami, ciągnącego się przez długi czas, obfitującego w liczne zwroty akcji – który to z zapartym tchem śledziła ówczesna prasa.
            Wszystko zaczęło się od napadu na taksówkarza, który miał miejsce 14 września 1972 roku. Kazali wówczas swoje ofierze wywieźć się do lasu, znajdującego się na podłódzkich Żabiczkach. Gdy znaleźli się  na miejscu rozkazali wysiąść taksówkarzowi z samochodu – gdy ten zorientował się w sytuacji, i odmówił wykonania polecenia – zastrzelili go.
            Sprawcy zbrodni porzuciwszy samochód, postanowili uciekać pociągiem. Obrana przez nich trasa wiodła przez Ociąż, a następnie (na krótki czas) młodociani bandyci zatrzymali się w Fabianowie. Tam postanowili zaatakować ponownie.
16 września, o zmierzchu zapukali do drzwi okolicznego stolarza Jana Barczyńskiego. Chcieli zmusić go do oddania, posiadanych przez siebie pieniędzy. Gdy ten odmówił postrzelili go. Zdarzenie to, zwróciło uwagę jego żony, której chłopcy przedstawili się jako agenci tajnych służb – w jej obecności mieli nawet zwracać się do siebie, używając stopni: porucznika i sierżanta. Przedstawili jej zmyśloną przez siebie historię. Przekonali też kobietę, iż mąż jej jest jedynie postrzelony i przeżyje (co było nieprawdą), a następnie zmusili ją do oddania posiadanych przez siebie kosztowności i pieniędzy, które przysłużyć się miały realizacji powierzonego im celu misji.
             
Już na tym etapie, nasi czytelnicy mogą przekonać się o zuchwałości młodych przestępców – jednak chwila, w której przerywamy tę opowieść, to nie koniec tej szaleńczej historii. Aby poznać jej szczegóły, oraz dalszy ciąg zachęcamy do odsłuchania kryminalnego podcastu, autorstwa Michała Larka, poświeconego omówieniu tejże sprawy:







Tajemniczy sprawca zaginięcia dr Stefanii Kamińskiej.




 Zygmunt Bielaj.



            Postać Zygmunta Bielaja uchodzi za jednego z najbardziej intrygujących, i tajemniczych polskich przestępców, a sprawy związane z popełnianymi przez niego przestępcami uchodzą za jednej z najtrudniejszych do rozwiązania.
            Zanim przejdziemy do przedstawienia rysu, najsłynniejszej z nich, postanowiliśmy spróbować przedstawić sylwetkę sprawcy. Prawdziwa tożsamość Bielaja to osoba pochodzącego z Ukrainy Iwana Ślezki. Przez wiele lat pozostawała ona jednak tajemnicą, i stanowiła dla śledczych trudny do rozgryzienia orzech. Niemalże wszystkie dokumenty dotyczące jego osoby były sfałszowane, zmieniały się także wersje pod jakimi były zapisywane jego dane. W pewnym momencie, przyciśnięty przez przesłuchujących do dochodzeniowców, pytających go o to: dlaczego obrał tożsamość właśnie Zygmunta Bielaja, Ślezko przyznał, iż taka osoba faktycznie miała istnieć, lecz została przez niego zabita, w celu zagarnięcia jego tożsamości.



Tuż po wojnie otrzymał stanowisko dowódcy kontrolnego punktu paszportowego, gdzie dał się poznać jako człowiek bezwzględny, nadużywający władzy. W tamtym okresie miał na swoim sumieniu miał także śmierć polskich żołnierzy, m.in. Czesława Strykowskiego, obrońcy Warszawy z 1939 roku.
W późniejszych latach Ślezko-Bielaj przez długi czas pozostawać miał związany z Koninem, gdzie osiadł na początku lat 50-tych, przybywając wraz z żoną z Gizałek (pow. pleszewski). W 1954 roku objął stanowisko kierownika Powiatowej Biblioteki Publicznej w Koninie, na którym zastąpił swego poprzednika zasłużonego dla nauki Ryszarda Michalskiego. Tajemnica okoliczności, jak doszło do objęcia tego stanowiska przez Bielaja wyszła dopiero po latach, i podszyta była licznymi spiskami i intrygami.Pracował także jako lokalny dziennikarz.
            Bielaj zrezygnował z w/w stanowiska kilkanaście lat później, gdy z wolna poczęły wychodzić na jaw jego przekręty finansowe. I jeszcze nic - w porównaniu z tym, co wyszło znacznie później w toku przeprowadzanych śledztw, powiązanych z jego osobą. W przyszłości okazać się miało bowiem, iż to on stał za sprawą szantażowania najbardziej zamożnych, i wpływowych mieszkańców Konina. To on był także odpowiedzialny za atak na poznańskiego pisarza Eugeniusza Pauksztę, a także paru innych morderstw do których popełnienia się przyznał.
Jednak mimo wielu przestępstw, których się dopuścił, wciąż pozostaje najbardziej znany i kojarzony ze sprawą uprowadzenia płockiej lekarki – dr Stefanii Kamińskiej. 5 czerwca 1970 roku, wywabił ją z jej własnego mieszkania pod pretekstem wizyty domowej do chorego dziecka. To był ostatni raz, gdy mąż zaginionej widział ją po raz ostatni. Przez pewien czas otrzymywać on miał wiadomości z żądaniami okupu – jednakże nigdy nie doszło do spotkania w celu dokonania wymiany.
 Losy porwanej do tej pory bowiem do dziś zostają nieznane. Niemalże pewnym jest, jest została ona zamordowana przez Zygmunta Bielaja.  Do dziś nie odnaleziono ciała, w związku z czym samego podejrzanego sądzono  w procesie poszlakowym. 

W zapoznania się ze szczegółami tej sprawy, zachęcamy do odsłuchania odcinka podcastu autorstwa Michała Larka, dedykowanego właśnie tej sprawie:







Zwyrodnialec z okolic Kórnika.


            Niniejszy kryminalny odcinek naszego „Archiwum X”, poświęconego sprawom kryminalnym rozpoczęliśmy sprawie dotyczącej zabójstwa dzieci, i tymże akcentem go zakończymy. Na sam koniec zdecydowaliśmy się przedstawić sprawę morderstwa 8-letniej Beatki spod Kórnika, które miało miejsce 9 grudnia 1985 roku.
            Sprawcą tego zabójstwa był Krzysztof Kałużny, zamieszkały w tamtym czasie, podobnie jak jego ofiara w okolicach Kórnika. Zatrudniony był jednak w Poznaniu, w tamtejszym oddziale PKP,  gdzie zajmował się czyszczeniem wagonów kolejowych.
Powierzchowność jego nie przysparzała mu sympatii – jak zauważał Jerzy Jakubowski, zajmujący się omawianą tutaj sprawą: patrząc na Kałużnego miało się wrażenie, że spogląda się na odrażającego zaniedbanego „lumpa”.
            Mężczyzna nie wzbudzał zaufania, a w toku prowadzonego wokół niego śledztwa szybko wyszło na jaw, że ma wiele do ukrycia. Kilka lat wstecz, gdy przebywał w Stalowej Woli, był sądzony w sprawie gwałtu na dziewczynce, za który otrzymał karę zaledwie pięciu lat pozbawienia wolności. I gdyby lepiej przyjrzano się temu człowiekowi, gdyby ten otrzymał surowszy wymiar kary, być może nie doszłoby do kolejnej tragedii.
            Podczas gdy policjanci badali okoliczności morderstwa Beatki z Kórnika (jak podkreślał Jakubowski: rażącego swą brutalnością, nawet doświadczonych milicjantów), Kałużny przykuł do siebie uwagę milicjantów, często pojawiając się na miejscu zbrodni i z pewnej odległości obserwując ich poczynania. Gdy wyszły na jaw pewne mroczne fakty z jego przeszłości, podjęto decyzję o aresztowaniu mężczyzny, jednak opierała się ona wyłącznie na domniemaniu jego winy. Aby udowodnić ją potencjalnemu sprawcy, potrzeba było konkretniejszych dowodów.
            Jerzy Jakubowski wpadł na pewien pomysł, opierający się na odegraniu scenki, sugerującej podejrzanemu, iż przesłuchujący go posiadają ją dowody na jego winę w tej sprawie (choć w tamtej chwili było jeszcze wprost przeciwnie). K. Kałużny „połknął przynętę”, i nie tyko przyznał się do winy, ale i ze szczegółami relacjonował przebieg popełnionego przez siebie morderstwa. Każdy słuchający wówczas jego słów, obserwujący zachowania podczas wizji lokalnej, mogli być pewni jednego: ten człowiek nie posiadał żadnych uczuć wyższych.

            Aby zapoznać się ze szczegółami przeprowadzonego wówczas dochodzenia, zachęcam do zapoznania się z odcinkiem podcastu, poświęconego omówieniu postaci tego mordercy i gwałciciela dzieci, opowiadanego narracji Michała Larka:    






            Niewątpliwie sprawy, które przedstawiliśmy w dzisiejszym wpisie stanowią zaledwie ułamek kryminalnych historii, które rozegrały się na obszarze naszego Regionu. Tego typu historii, postaci zarówno ofiar jak i sprawców należałoby wymienić znacznie więcej – jednak jak to zaznaczaliśmy wcześniej, przez wzgląd na charakter portalu, nie ma to więcej miejsca. Mimo wszystko staraliśmy się wybrane przez siebie sprawy dobrać tak, aby przedstawić zarówno te bardziej, jak i mniej znane… A przede wszystkim te okraszone wspaniała narracją, dobranych przez nas lektorów.


Przypisy.


[1] Zob. Fakty Kaliskie, Kalisz też miał swego wampira:
[2] zob. Tamże.
[3] Zob. Tamże.
[4] Zob. tamże.
[5] Zob. Tamże.
[6] Tamże (komentarze do artykłu).



Spis i źródła ilustracji.


1.       Gmach byłego więzienia kaliskiego:
Fotografia autorki.
2.       Bogdan Arnold demonstrujący sposób, w jaki dusił swoje ofiary:
3.       Konstanty Feder i Janusz Dębiński:
4.       Zygmunt Bielaj: