Ostatnie spotkanie z wielkopolskim bestiariuszem
dedykujemy wszelakiej maści straszydłom, zamieszkujące ongiś wschodnie tereny
krainy. Ze względu na ilość opracowanego materiału zdecydowaliśmy się podzielić
go na dwie części. Niestety, zabraknie naszych autorskich ilustracji – z
którymi po prostu nie wyrobiliśmy się na czas. Zdajemy sobie sprawę z ich
amatorskości, oraz faktu, iż nie dorównują one rysunkom sporządzanych na
potrzeby pozostałych słowiańskich bestiariuszy (zarówno w formie książkowej,
jak i internetowej). Póki nie powstaną nasze ilustracje, pozwoliliśmy sobie
ubogacić niniejszy tekst rysunkami sporządzonymi na potrzeby obydwu części „Bestiariusza Słowiańskiego”, autorstwa Pawła Zycha, oraz Witolda Vargasa.
W artykule
poświęconym omawianiu leśnych duchów przedstawiliśmy postać wilkołaka – dziś
nadeszła pora na zaprezentowanie jego nie mniej znanego antagonisty – wampira, w kulturze ludowej znanego
raczej jako upiór, bądź strzygoń. Jego wizerunek daleki będzie
jednak od romantyczno-idealistycznej wizji prezentowanej we współczesnych filmach oraz powieściach.
Oskar Kolberg
zauważał, iż omawiając postaci tych istot na ziemiach Wschodniej Wielkopolski, należy
stawić rozgraniczenie pomiędzy upiorem, a strzygoniem. Jego zdaniem pomyłki w
ich rozróżnianiu zdarzały się nawet wśród prostego ludu, kiedy to określenia te
stosowano zamiennie.
Wg badacza opis
pierwszego z nich, pochodzący z terenów regionu kaliskiego,
prezentował się następująco:
Upiory są to pewnego rodzaju strachy, co się o
nocnej porze, około godziny dwunastej, pokazują. Mają to być osoby, które
przyszły na świat z zębami, i te, jeżeliby zwykłym sposobem pochowane
(pogrzebane) są, muszą pokutować po śmierci. Jeżeli zaś pochowane są z miętą i
zupełnie odosobnioną od całego korpusu głową, wtenczas nie pokutują. Upiór
pokazuje się w postaci ogromnej, białej; głowa zaś ma być nadzwyczaj wielka.
Parę lat temu, jak utrzymywano, że się w Kaliszu na pewnym mostku w samym rynku
upiór pokazuje [1].
Ponadto, co
istotne - Tadeusz Wróblewski nadmieniał, iż upiorem w Wielkopolsce zwano także duchy, które co prawda nie mogły już ludziom
szkodzić, ale za to straszyły i przerażały swoim wyglądem. Zwykle przedstawiano je jako istoty lotne,
niby obłoki które wiatr unosił i rozrywał, tak że nie zawsze mogły dolecieć
tam, dokąd zamierzały [ 2].
Jako ciekawostkę
warto także wspomnieć, że w 1896 roku, w Kaliszu miał miejsce proces owczarza
oskarżonego o zbezczeszczenie grobu osoby, wokół której zachodziły podejrzenia,
że jest upiorem. Był to ostatni,
oficjalny tego typu proces w Polsce [3].
Co się zaś tyczy
przekonań istoty, określanej mianem strzygonia, Kolberg wymieniał następujące
cechy, odróżniającego do od upiora: bladość,
sine znaki na plecach i krew za paznokciami, gdy upiora cechuje zazwyczaj
rumieniec [ 4]. Aleksander Brückner, podobnie jak Oskar Kolberg, oraz
większość badaczy słowiańszczyzny, zwykli dopatrywać się genezy pochodzenia
wierzeń na temat upiora ze świata klasycznej starożytności. Dowodem na to ma
być etymologiczne powiązanie nazwy „strzyga”, „strzygoń” z łacińskim określeniem upiornej istoty zwanej
strip, w liczbie mnogiej striges. Zgodnie
z przekonaniami starożytnych istota, ta miała zdolność do przybierania
ptasiej postaci – najczęściej sowy, czyli ptaka, który w swej symbolice
pozostaje głęboko powiązany ze sferą zaświatów. Więcej o symbolice ptaków
opisujemy w dalszej części naszego artykułu.
Wracając do
głównego wątku – badacze skłaniający się ku poruszanej teorii, twierdzą iż
przekonania dotyczące strzyg (upiorów), zostały zapożyczone przez południowych
Słowian z kultury Rzymskiej, a z czasem rozprzestrzeniły się na dalsze tereny
słowiańszczyzny. Czy jest to właściwe wyjaśnienie? Wszak Słowianie już
wcześniej mogli posiadać w swym panteonie bóstw nadprzyrodzonych istoty, o
których mowa w tej części naszego opracowania.
Powracając na
grunt naszego regionu warto nadmienić, że lud wschodniowielkoplski znał wampira
pod jeszcze jednym mianem – wieszczego.
Etymologia tejże nazwy wywodziła się z przekonania, iż swoim istnieniem oraz
działalnością zwykł on wieszczyć śmierć zarówno swoim bliskim, jak i
mieszkańcom okolic, na których się pojawiał.
Wierzono też, że
wampiry oraz im pokrewne istoty, posiadały w tradycji naszego regionu także kobiece odpowiedniczki.
Zgodnie z przekonaniami na łąkach, przy
wodach i zaroślach mieszkały wychudłe, chciwe krwi ludzkiej postacie bab, zwane jędzami i jędzonami. One wypijały krew z zabłąkanych dzieci [5].
Ciekawym przykładem na pomieszczanie wątków ludowych dotyczących
upiornych istot w wyobraźni mieszkańców wielkopolskich wsi, oraz miast jest przekaz spod Gniezna, gdzie w jednym demonie wyraziły się cechy
właściwe duchowi Lasu, czarownicy i upiorów
(…). „Pewnemu parobkowi, który w lesie pasł konie, ukazał się kiedyś upiór,
któremu z ust wystawały zęby i dotknął uprzęży. Gdy parobek przyszedł do domu
i powiesił uprząż na gwoździu, wpłynęły
z niej dwa litry mleka [6].
Powyżej
przedstawiliśmy czytelnikom zarys genezy wampira – upiora, oraz jego
charakterystykę w kulturze ludowej Wschodniej Wielkopolski. Czas aby przytoczyć
kilka przykładów z naszego regionu, wyjaśniających przyczyny, które sprawiały,
że przeznaczeniem niektórych osób było stanie się upiorem, etc. W relacjach
tych pojawią się także „rady”, w jaki sposób radzono sobie, gdy w okolicy zajść
miały podejrzenia o grasującym wampirze.
·
Aby upiorowi
uniemożliwić wychodzenie z grobu, zalecano wykopć go nocą z grobu, uciąć kosą
głowę i położyć mu ją u nóg [7].
·
W
okolicach Wyrzyska za upiora uważano człowieka, który przyszedł na świat z delikatną skórą na twarzy. Po śmierci chodzi w pobliżu cmentarza. Tak daleko, jak słychać
dzwon kościoła parafialnego, niepokoi swoich krewnych, a potem resztę ludzi,
jednego po drugim wciąga do grobu [8].
·
W okolicach
Odolanowa zaś twierdzono, że „upiorem, czyli człekiem wieszczym, staje się też
taki nieboszczyk, który w starej, noszonej
dawniej także noszonej przez inną osobę koszuli pochowany został; osobę tę
ściąga on do grobu” [9].
·
W Biskupicach
wierzono, że człowiek, który urodził się z zębami ma dwie dusze. Jedna z nich
staje się duchem zmarłego, a po upływie jednego roku od śmierci wychodzi z
grobu i wtedy ludzie w zasięgu jego wzroku muszą umrzeć [ 10].
·
W Chełmcach po
otwarciu grobu upiora położono plecami do góry i od tego czasu ludzie byli już
przed nim bezpieczni [11].
Trzeba nam
jednak dodać spostrzeżenie, iż nie jesteśmy do końca pewni o które Chełmce autorowi
opracowania chodziło. Czy mowa tutaj o tych znajdujących się w okolicach
Kalisza, czy też tych znajdujące się już jednak na ternach Kujaw (o ten obszar
także zdarzało się badaczowi w swej pracy „zahaczać”).
Pora teraz
przejść do omówienia kolejnego straszydła na naszej liście – równie popularnego
w kulturze ludowej, co powyżej omawiane. Mowa tu oczywiście o zmorze, zwanej częściej w Wielkopolsce morą (określenie „morus” odnosić się miało do męskich postaci tychże istot), wieszczycą (wieszczy) a w okolicach Gościejewa kuną [12]. W
Praszce w Wieluńskiem, znane było obok nazwy zmory określenie kikimora, będące zapożyczeniem od ludności
przybyłej z terenów rosyjskich [13]. Ważnym jest jednak zauważyć, iż w
tradycyjnych wierzeniach wschodnich Słowian, opis wyglądu jak i działalności
kikimory dalece odbiega od polskiego ludowego wyobrażenia zmory, rozumianego w
sposób przedstawiony poniżej. Nie jesteśmy jednak w stanie stwierdzić jak
dalece owe wieluńskie zapożyczenie sięga: chodzi tu o zapożyczenie samej nazwy,
czy też opisu wyglądu tej istoty, oraz jej zwyczajów?
Obecnie stan
odpowiadający przebiegowi ataku zmory tłumaczony jest przez naukę zjawiskiem
paraliżu sennego, zwanego także przysennym. Tutaj skupimy się jednak na ludowym
wytłumaczeniu i rozumienia tegoż zjawiska.
Zgodnie z
tradycją ludową zmorami mogły zostać osoby żyjące obojga płci ( o mężczyznach
wspomina się jednak rzadziej). Charakterystycznym zwyczajem zmory było nocne
nachodzenie swoich śpiących ofiar, a dokładniej – „duszenie” ich poprzez
siadanie na klatce piersiowej, bądź utrudnianie oddychania w inny sposób jak
chociażby: wkładanie do ust ofiary języka, bądź obwisłych piersi.
Kolberg miał
odnotować następującą relację z przybycia zmory do swej ofiary, pochodzą z
regionu kaliskiego:
Około północnej pory ma zmora na wózku o jednym
kółku, czyli taczce , wyjednać ,lecz bardzo wolno, również jak chód jej ma także być
powolny, skąd powstało
przysłowie: „lizie jak zmora”. Na tym wózku
zajeżdża przed dom (…) wtenczas dusza opuszcza ciało, by mogła chociaż przy
zamkniętych drzwiach – przez najmniejszą szparkę przecisnąć się [ 14].
Pozostając na
chwilę w okolicach Kalisza pragniemy przytoczyć czytelnikom opowieść zasłyszaną
od jednej z naszych informatorek. Relacja pochodzić ma z okolic Tyńca (obecnie dzielnica Kalisza), a odnosić się do czasów
międzywojennych, bądź wojennych:
„Przychodziła nocą. Zaproszeniem były zostawione
czubkiem do łóżka łapcie/kapcie, w które ona wchodziła. Stara, pomarszczona,
dusiła zwiotczałą piersią, wpychając ja śpiącego w usta. Ciotka opowiadała z
autopsji i z tego co pamiętam, przychodziła do niej nie raz”.
Jeszcze inna relacja pochodząca z okolic wspomnianego miasta przeciw atakowi zmory zalecała, aby w miejscu łóżka, gdzie znajdują się stopy, zawieszać na „oparciu” drewnianą laskę – wówczas zjawa miała omijać swoją ofiarę z daleka.
Jeszcze inna relacja pochodząca z okolic wspomnianego miasta przeciw atakowi zmory zalecała, aby w miejscu łóżka, gdzie znajdują się stopy, zawieszać na „oparciu” drewnianą laskę – wówczas zjawa miała omijać swoją ofiarę z daleka.
Przenosząc się
na tereny ziemi wieluńskiej, pozwolimy sobie teraz na przytoczenie kilku
wierzeń ludowych, których występowanie na tymże terenie odnotował Oskar
Kolberg:
Zmory to mają być kobiety, które chodzą po nockach i
śpiącego mężczyznę ssą, mówią, że są blade, chude, często się oblizujące, a gdy
nie mogą dostać kogo ssać, idą do drzewa gruszkowego, ale najczęściej osikowego;
i to drzewo, które
ona ssie ma wyrostki (…). Zmora może się
przemienić w jakąkolwiek istotę – bądź żyjącą, bądź martwą (…). A gdy jest zamieniona w zwierzę, utnie jej
jaki członek, już go na zawsze
pozbędzie, stąd się wyda, która kobieta we wsi lub w okolicy jest zmorą,
bo jej braknie członka uciętego [ 15].
Tymczasem w Sławsku (powiat koniński) zapisano
następującą wypowiedź: „zmorą staje się człowiek, przy którego chrzcie ksiądz stuły
nie odwrócił”. Na odstraszenie zmory
stosowano różne sposoby. Najczęściej zatykano nóż w krawędź łóżka. Niekiedy zaś
układano się do snu w położeniu odwrotnym, tj. nogami do wezgłowia. Najczęściej
zaś spotykanym sposobem miało być po prostu rozpoznanie i zidentyfikowanie
zmory [16]. Pod Wągrowcem twierdzono, że – by zabezpieczyć się przed zmorą
– należy umaczać czubki palców w krwi gołąbków. Można też było na progu izby
ustawić miotłę, przez którą zmora nie mogła przejść [ 17].
Następną
kategorią strachów, na temat których w naszym regionie można odnotować wiele
bogatych przekazów są tzw. błędne ognie.
Zjawisko to znajdujące we wyjaśnienie w procesie samozapłonu gazów (głównie
metanu), robiące na obserwatorze wizualne wrażenie, niegdyś pobudzało
wyobraźnię naszych przodków. Nie rozumiejąc jego prawdziwej natury dopatrywali
się w nim działalności sił nadprzyrodzonych o różnorakim pochodzeniu.
Błędne ognie
uważano w okolicach Pleszewa za Borutę, wiodącego wędrowców na manowce, którzy
potem topić się mieli w miejscowych bagnach. Także i w okolicach Gniezna,
uważano je za przejaw bytności kosmatego diabła [18].
Inny przykład
wierzeń związanych z tymże zjawiskiem, pochodzący z okolic Konopnicy nad Wartą
odnotował podczas swych badań terenowych Bohdan Baranowski: opowiadano mi o takiej pokutującej duszy
podpalacza, zwanej pożognikiem, która pokazywała się w tym samym miejscu gdzie
jakoby przed laty popełniona została zbrodnia podpalenia. Występowała ona
również pod postacią błędnego ognika [19].
W
przeszłości straszyło też na kaliskim Zawodziu. Ogniki, duchy podnosiły się,
kiedy kaliszanki za mocno grzeszyły.
Dziś już chyba tak bardzo nie grzeszą, bo na Zawodziu żadnych duchów od lat nie
widziano. Ale według Piotra Sobolewskiego tradycje straszenia, szczególnie
dzieci, pozostały
[20].
Zastanawia nas
także, czy wierzenia te mogły być powiązane także, z innym podaniem pochodzącym
z tej części miasta, dotyczącego rzekomego widmowego szwedzkiego oddziału podpalaczy,
którzy w tracie Potopu mieli się przyczynić do zniszczenia miasta [21].
Inne ludowe
wyjaśnienie fenomenu „błędnych ogni” zostało uwzględnione przez prof. Józefa
Bursztę, w jego artykule dotyczącym wierzeń z regionu kaliskiego:
Po bagnach latały błędne ognie – świeczniki – jako
dusze zmarłych bez chrztu dzieci, płatające ludziom różne figle, jak. Np.
wodzenie po wertepach. W Ostrzeszowskiem „mówią, że człowiek dla zabezpieczenia
się od ich obłędu na twarz kłaść się na ziemi powinien, co im moc pociągania za
sobą odejmuje
[22].
Relację
dotyczącą lęku przed tym, ongiś nieznanym zjawiskiem otrzymaliśmy od jednej z
informatorek, pochodzącej ze wsi Tykadłów.
Zasłyszała je od swojej nieżyjącej już matki, która twierdziła, że ludzie
z tamtych okolic widując nad polami, oraz łąkami sunące ku nim ogniste kule,
zwykli przed nimi uciekać.
Straszydła
wszelakiej maści czaiły się na bogu ducha winnego chłopa nie tylko na
bezdrożach, lasach, polach, czy też mokradłach… ale przede wszystkim we własnej chałupie. Do tego typu istot bez wątpienia
zaliczyć należy wiła, którego na terenie Wielkopolski istniało, aż kilka
wizerunków. Etymologię jego nazwy należy wywieść od staropolskiego słowa:
„wiłować”, czyli „błaznować”, „szaleć” , robić psoty”. Istniało także określenie
„nawilał” , czyli „oszalał”, „od rozumu
odszedł”. Na niektórych terenach słowiańszczyzny istniały odpowiedniczki wiłów
– wiły, których imię rozumiano jako: „ta co odbiera rozum, czaruje”[23].
Ponadto,
podobnie jak w przypadku części istot nadprzyrodzonych, tak i w przypadku wiła
utrwaliło się w mowie potocznej kilka powiedzeń nawiązujących do jego postaci. W gwarze Poznańskiego zapisały się
następujące określenia: „chudy jak wił, „piszczy jak wił” [24].
W niektórych
regionach wyobrażano sobie wiła, jako postać podobną do piły, a kiedy indziej
dopatrywano się go pod postacią zwierzęcą – najczęściej gronostaja. Inne przekazy
mówiły, że będąc opiekunem drzew (zwłaszcza brzozy lub wierzby), miał
zamieszkiwać ich wnętrze. Dowód na to
miał stanowić fakt, iż gdy wrzucone do ognia polano zaczęło wydawać
charakterystyczny, piszczący odgłos – powiadano, iż słychać wówczas zawodzenie
zamieszkującego je wiła.
W końcu
wyobrażano go sobie pod postacią starca, który szczególnie ulubował sobie za
siedzisko okolice zapiecka chaty, którą się opiekował i której znał wszystkie
sekrety. Przywodzi to na myśl skojarzenia dawnego bóstwa – ducha opiekuńczego,
rozumianego dwojako. W przypadku trzymania przez niego pieczy nad domostwem - jego
pierwotny charakter był prawdopodobnie pierwotnie powiązany z kultem przodków,
zaś sam fakt zamieszkiwania przez niego pnia drzewa, czy też przybieranie
przezeń postaci zwierzęcej - nasnuwa skojarzenia z opiekuńczymi duchami natury.
Podobnie jak w
przypadku większości istot, o których już była u nas mowa, charakter wiła dezawuował
do roli podrzędnego (w tym przypadku domowego) straszydła. W większości
przekazów, istota ta zapadła w pamięć jako postać dziada o ostrych zębach i
pożółkłej brodzie, która nocami lubiła straszyć upatrzoną przez siebie osobę –
w większości przypadków dzieci [25].
Istnieją także
wzmianki mówiące o tym, że czasem zdarzało mu się przybierać postać młodego, urodziwego
młodzieńca pod którą zwykł uwodzić okoliczne dziewczęta, i płatać im wszelakie
figle. Największe drwiny spotykały jednak płeć piękną dopiero wówczas, gdy wił skradłszy
jej niewinność dopiero ukazywał swoje prawdziwe – szpetne, starcze oblicze.
Długo miał wówczas prześladować pechowe, upokorzone dziewczę strojąc sobie z
jej naiwności drwiny [26].
Autor: Marta Kaleta.
Przypisy.
[1]O. Kolberg, Dzieła Wszystkie. Kaliskie i
Sieradzkie, t. XLVII, Wrocław-Poznań
1967, Polskie Wydawnictwo Muzyczne: Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, s. 480.
[2]
T. Wróblewski, Demony i wyobrażenia demonologiczne, [w:] Kultura ludowa Wielkopolski, t. III, J.
Burszta (red.), Poznań 1967, Wydawnictwo Poznańskie, s. 447.
[3]
zob. Tamże.
[4]
O. Kolberg, dz. cyt, s. 480.
[5]
J. Burszta, Obraz kultury ludowej regionu kaliskiego w „Dziełach” Oskara
Kolberga, „Rocznik Kaliski”, t. III, 1970, s. 42.
[6]
W. Łysiak, W kręgu wielkopolskich demonów i przekonań niedemonicznych,
Międzychód 1993, Wydawnictwo "Eco", s. 45.
[7]
T. Wróblewski, dz. cyt, s. 447.
[8]
W. Łysiak, dz. cyt., s. 43.
[9]
Tamże.
[10]
Tamże.
[11]
Tamże, s. 45.
[12]
zob. Tamże, s. 49.
[13]
B. Baranowski, W kręgu upiorów i
wilkołaków, Łódź 1981, Wydawnictwo Łódzkie, s. 66.
[14]
O. Kolberg, dz. cyt. , s. 477.
[15]
W. Łysiak, dz. cyt., s. 479.
[16]
T. Wróblewski, dz. cyt., s. 452.
[17]
zob. W. Łysiak, dz. cyt., s. 42.
[18]
zob. tamże, s. 113.
[19] B. Baranowski, dz. cyt., s. 298.
[20]
K. Krzywda, Duchy straszyły w Kaliszu,
(05. 09. 2017):
[21]
zob. W. Vargas, P. Zych, Duchy polskich
miast i zamków, Olszanica 2013, BOSZ, s. 168.
[22]
J. Burszta, dz. cyt, s. 42.
[23]
zob. B. i A. Podgórscy, Wielka Księga
demonów polskich. Leksykon i antologia demonologii ludowej, Katowice 2005,
Wydawnictwo KOS, s. 511.
[24]
T. Wróblewski, dz. cyt. , s. 438.
[25] zob. O. Kolberg, dz. cyt., s. 481.
[26] zob. T.
Wróblewski, dz. cyt. , s. 438.
Bibliografia.
1.
Baranowski Bohdan, W kręgu upiorów i wilkołaków, Łódź 1981,
Wydawnictwo Łódzkie.
2.
Brückner Aleksander, Mitologia
słowiańska i polska, Warszawa 1985, PWN.
3.
Burszta Józef, Obraz kultury
ludowej regionu kaliskiego w „Dziełach” Oskara Kolberga, „Rocznik Kaliski”,
t. III, 1970.
4.
Gieysztor Aleksander, Mitologia
Słowian, Warszawa 1986, Wydawnictwo Artystyczne i Filmowe.
5.
Janion Maria, Wampir:
biografia symboliczna, Gdańsk 2008,
Słowo/obraz terytoria.
6.
Kolberg Oskar, Dzieła Wszystkie.
Kaliskie i Sieradzkie, t. XLVII,
Wrocław-Poznań 1967, Polskie Wydawnictwo Muzyczne: Ludowa Spółdzielnia
Wydawnicza.
7.
Kowalski
Piotr, Leksykon znaki świata: omen,
przesąd, znaczenia, Wrocław-Warszawa 1998, PWN.
8.
Linkner
Tadeusz, Słowiańskie bogi i demony. Z
rękopisu Bronisława Tentowskiego, Gdańsk 1998, Marpress.
9.
Łowmiański Henryk, Religia
Słowian i jej upadek, Warszawa 1979, PWN.
10.
Łysiak Wojciech, W kręgu
wielkopolskich demonów i przekonań niedemonicznych, Międzychód, 1993,
Wydawnictwo "Eco".
11.
Moszyński Kazimierz, Kultura Ludowa Słowian, t. II, Kraków 1934, Polska Akademia Umiejętności.
12.
Pełka Leonard, Polska Demonologia Ludowa, Warszawa 1987, Iskry.
13. Petoia Erberto, Wampiry
i wilkołaki. Źródła, historia, legendy od antyku do współczesności, Kraków
2004, Universitas.
14.
Podgórscy
Barbara i Adam, Wielka Księga demonów polskich. Leksykon i antologia
demonologii ludowej, Katowice 2005, Wydawnictwo KOS.
15. Sala Bartłomiej Grzegorz, W górach przeklętych. Wampiry Alp, Rudaw, Sudetów, Karpat i Bałkanów, Olszanica
2016, BOSZ.
16. Wróblewski Tadeusz, Demony i wyobrażenia demonologiczne,
[w:] Kultura ludowa Wielkopolski, t.
III, J. Burszta (red.), Poznań 1967, Wydawnictwo Poznańskie.
17.
Zych Paweł, Vargas Witold, Bestiariusz
słowiański. Rzecz o skrzatach, wodnikach i rusałkach, Olszanica 2015, BOSZ.
18.
Zych
Paweł, Vargas Witold, Bestiariusz słowiański. Część druga. Rzecz o biziach,
kadukach i samojadkach, Olszanica 2016, BOSZ.
Źródła internetowe.
1.
Krzywda
Katarzyna, Duchy straszyły w Kaliszu:
źródła
ilustracji.
1.
Strzygoń: Zych Paweł, Vargas Witold, Bestiariusz słowiański. Część druga.
Rzecz o biziach, kadukach i samojadkach, Olszanica 2016, BOSZ, s. 187.
2. Jędza: Zych Paweł, Vargas Witold, Bestiariusz słowiański. Rzecz o skrzatach, wodnikach i rusałkach, Olszanica 2015, BOSZ, s. 69.
2. Jędza: Zych Paweł, Vargas Witold, Bestiariusz słowiański. Rzecz o skrzatach, wodnikach i rusałkach, Olszanica 2015, BOSZ, s. 69.
3.
Zmora: Tamże, s. 204.
4.
Błędne Ognie: tamże, s. 28.
5.
Wił: Zych P., Vargas,
W., Bestiariusz słowiański. Część druga..., s. 211.