poniedziałek, 11 września 2017

Stwory, potwory, cudaki... cz. 1.






Ostatnie spotkanie z wielkopolskim bestiariuszem dedykujemy wszelakiej maści straszydłom, zamieszkujące ongiś wschodnie tereny krainy. Ze względu na ilość opracowanego materiału zdecydowaliśmy się podzielić go na dwie części. Niestety, zabraknie naszych autorskich ilustracji – z którymi po prostu nie wyrobiliśmy się na czas. Zdajemy sobie sprawę z ich amatorskości, oraz faktu, iż nie dorównują one rysunkom sporządzanych na potrzeby pozostałych słowiańskich bestiariuszy (zarówno w formie książkowej, jak i internetowej). Póki nie powstaną nasze ilustracje, pozwoliliśmy sobie ubogacić niniejszy tekst rysunkami sporządzonymi na potrzeby obydwu części „Bestiariusza Słowiańskiego”, autorstwa Pawła Zycha, oraz Witolda Vargasa.








W artykule poświęconym omawianiu leśnych duchów przedstawiliśmy postać wilkołaka – dziś nadeszła pora na zaprezentowanie jego nie mniej znanego antagonisty – wampira, w kulturze ludowej znanego raczej jako upiór, bądź strzygoń. Jego wizerunek daleki będzie jednak od romantyczno-idealistycznej wizji prezentowanej  we współczesnych filmach oraz powieściach.
Oskar Kolberg zauważał, iż omawiając postaci tych istot na ziemiach Wschodniej Wielkopolski, należy stawić rozgraniczenie pomiędzy upiorem, a strzygoniem. Jego zdaniem pomyłki w ich rozróżnianiu zdarzały się nawet wśród prostego ludu, kiedy to określenia te stosowano zamiennie.
Wg badacza opis pierwszego  z nich, pochodzący z terenów regionu kaliskiego, prezentował się następująco:
Upiory są to pewnego rodzaju strachy, co się o nocnej porze, około godziny dwunastej, pokazują. Mają to być osoby, które przyszły na świat z zębami, i te, jeżeliby zwykłym sposobem pochowane (pogrzebane) są, muszą pokutować po śmierci. Jeżeli zaś pochowane są z miętą i zupełnie odosobnioną od całego korpusu głową, wtenczas nie pokutują. Upiór pokazuje się w postaci ogromnej, białej; głowa zaś ma być nadzwyczaj wielka. Parę lat temu, jak utrzymywano, że się w Kaliszu na pewnym mostku w samym rynku upiór pokazuje [1].
Ponadto, co istotne - Tadeusz Wróblewski nadmieniał, iż upiorem w Wielkopolsce zwano także duchy, które co prawda nie mogły już ludziom szkodzić, ale za to straszyły i przerażały swoim wyglądem.  Zwykle przedstawiano je jako istoty lotne, niby obłoki które wiatr unosił i rozrywał, tak że nie zawsze mogły dolecieć tam, dokąd zamierzały [ 2].
Jako ciekawostkę warto także wspomnieć, że w 1896 roku, w Kaliszu miał miejsce proces owczarza oskarżonego o zbezczeszczenie grobu osoby, wokół której zachodziły podejrzenia, że jest upiorem.  Był to ostatni, oficjalny tego typu proces w Polsce [3].

Co się zaś tyczy przekonań istoty, określanej mianem strzygonia, Kolberg wymieniał następujące cechy, odróżniającego do od upiora: bladość, sine znaki na plecach i krew za paznokciami, gdy upiora cechuje zazwyczaj rumieniec [ 4]. Aleksander Brückner, podobnie jak Oskar Kolberg, oraz większość badaczy słowiańszczyzny, zwykli dopatrywać się genezy pochodzenia wierzeń na temat upiora ze świata klasycznej starożytności. Dowodem na to ma być etymologiczne powiązanie nazwy „strzyga”, „strzygoń” z  łacińskim określeniem upiornej istoty zwanej strip, w liczbie mnogiej striges. Zgodnie  z przekonaniami starożytnych istota, ta miała zdolność do przybierania ptasiej postaci – najczęściej sowy, czyli ptaka, który w swej symbolice pozostaje głęboko powiązany ze sferą zaświatów. Więcej o symbolice ptaków opisujemy w dalszej części naszego artykułu.
Wracając do głównego wątku – badacze skłaniający się ku poruszanej teorii, twierdzą iż przekonania dotyczące strzyg (upiorów), zostały zapożyczone przez południowych Słowian z kultury Rzymskiej, a z czasem rozprzestrzeniły się na dalsze tereny słowiańszczyzny. Czy jest to właściwe wyjaśnienie? Wszak Słowianie już wcześniej mogli posiadać w swym panteonie bóstw nadprzyrodzonych istoty, o których mowa w tej części naszego opracowania.

Powracając na grunt naszego regionu warto nadmienić, że lud wschodniowielkoplski znał wampira pod jeszcze jednym mianem – wieszczego. Etymologia tejże nazwy wywodziła się z przekonania, iż swoim istnieniem oraz działalnością zwykł on wieszczyć śmierć zarówno swoim bliskim, jak i mieszkańcom okolic, na których się pojawiał.  
Wierzono też, że wampiry oraz im pokrewne istoty, posiadały w tradycji  naszego regionu także kobiece odpowiedniczki. Zgodnie z przekonaniami na łąkach, przy wodach i zaroślach mieszkały wychudłe, chciwe krwi ludzkiej postacie bab, zwane jędzami i jędzonami. One wypijały krew z zabłąkanych dzieci [5].




Ciekawym  przykładem na  pomieszczanie wątków ludowych dotyczących upiornych istot w wyobraźni mieszkańców wielkopolskich wsi, oraz miast  jest przekaz spod Gniezna, gdzie w jednym demonie wyraziły się cechy właściwe  duchowi Lasu, czarownicy i upiorów (…). „Pewnemu parobkowi, który w lesie pasł konie, ukazał się kiedyś upiór, któremu z ust wystawały zęby i dotknął uprzęży. Gdy parobek przyszedł do domu i  powiesił uprząż na gwoździu, wpłynęły z niej dwa litry mleka [6].


Powyżej przedstawiliśmy czytelnikom zarys genezy wampira – upiora, oraz jego charakterystykę w kulturze ludowej Wschodniej Wielkopolski. Czas aby przytoczyć kilka przykładów z naszego regionu, wyjaśniających przyczyny, które sprawiały, że przeznaczeniem niektórych osób było stanie się upiorem, etc. W relacjach tych pojawią się także „rady”, w jaki sposób radzono sobie, gdy w okolicy zajść miały podejrzenia o grasującym wampirze.

·         Aby upiorowi uniemożliwić wychodzenie z grobu, zalecano wykopć go nocą z grobu, uciąć kosą głowę i położyć mu ją u nóg [7].

·         W okolicach Wyrzyska za upiora uważano człowieka, który przyszedł na świat z delikatną skórą na twarzy. Po śmierci chodzi  w pobliżu cmentarza. Tak daleko, jak słychać dzwon kościoła parafialnego, niepokoi swoich krewnych, a potem resztę ludzi, jednego po drugim wciąga do grobu [8].

·         W okolicach Odolanowa zaś twierdzono, że „upiorem, czyli człekiem wieszczym, staje się też taki nieboszczyk, który w starej,  noszonej dawniej także noszonej przez inną osobę koszuli pochowany został; osobę tę ściąga on do grobu” [9].

·         W Biskupicach wierzono, że człowiek, który urodził się z zębami ma dwie dusze. Jedna z nich staje się duchem zmarłego, a po upływie jednego roku od śmierci wychodzi z grobu i wtedy ludzie w zasięgu jego wzroku muszą umrzeć [ 10].

·         W Chełmcach po otwarciu grobu upiora położono plecami do góry i od tego czasu ludzie byli już przed nim bezpieczni [11].
Trzeba nam jednak dodać spostrzeżenie, iż nie jesteśmy do końca pewni o które Chełmce autorowi opracowania chodziło. Czy mowa tutaj o tych znajdujących się w okolicach Kalisza, czy też tych znajdujące się już jednak na ternach Kujaw (o ten obszar także zdarzało się badaczowi w swej pracy „zahaczać”).









Pora teraz przejść do omówienia kolejnego straszydła na naszej liście – równie popularnego w kulturze ludowej, co powyżej omawiane. Mowa tu oczywiście o zmorze, zwanej częściej w Wielkopolsce morą (określenie „morus” odnosić się miało do męskich postaci tychże istot), wieszczycą (wieszczy) a w okolicach Gościejewa kuną [12]. W Praszce w Wieluńskiem, znane było obok nazwy zmory określenie kikimora, będące zapożyczeniem od ludności przybyłej z terenów rosyjskich [13]. Ważnym jest jednak zauważyć, iż w tradycyjnych wierzeniach wschodnich Słowian, opis wyglądu jak i działalności kikimory dalece odbiega od polskiego ludowego wyobrażenia zmory, rozumianego w sposób przedstawiony poniżej. Nie jesteśmy jednak w stanie stwierdzić jak dalece owe wieluńskie zapożyczenie sięga: chodzi tu o zapożyczenie samej nazwy, czy też opisu wyglądu tej istoty, oraz jej zwyczajów?

Obecnie stan odpowiadający przebiegowi ataku zmory tłumaczony jest przez naukę zjawiskiem paraliżu sennego, zwanego także przysennym. Tutaj skupimy się jednak na ludowym wytłumaczeniu i rozumienia tegoż zjawiska.
Zgodnie z tradycją ludową zmorami mogły zostać osoby żyjące obojga płci ( o mężczyznach wspomina się jednak rzadziej). Charakterystycznym zwyczajem zmory było nocne nachodzenie swoich śpiących ofiar, a dokładniej – „duszenie” ich poprzez siadanie na klatce piersiowej, bądź utrudnianie oddychania w inny sposób jak chociażby: wkładanie do ust ofiary języka, bądź obwisłych piersi.
Kolberg miał odnotować następującą relację z przybycia zmory do swej ofiary, pochodzą z regionu kaliskiego:
Około północnej pory ma zmora na wózku o jednym kółku, czyli taczce , wyjednać ,lecz bardzo wolno, również jak chód jej  ma także być  powolny,  skąd powstało przysłowie: „lizie jak zmora”.  Na tym wózku zajeżdża przed dom (…) wtenczas dusza opuszcza ciało, by mogła chociaż przy zamkniętych drzwiach – przez najmniejszą szparkę przecisnąć się [ 14].
Pozostając na chwilę w okolicach Kalisza pragniemy przytoczyć czytelnikom opowieść zasłyszaną od jednej z naszych informatorek. Relacja pochodzić ma z  okolic Tyńca (obecnie dzielnica Kalisza), a odnosić się do czasów międzywojennych, bądź wojennych:
„Przychodziła nocą. Zaproszeniem były zostawione czubkiem do łóżka łapcie/kapcie, w które ona wchodziła. Stara, pomarszczona, dusiła zwiotczałą piersią, wpychając ja śpiącego w usta. Ciotka opowiadała z autopsji i z tego co pamiętam, przychodziła do niej nie raz”.

Jeszcze inna relacja pochodząca z okolic wspomnianego miasta przeciw atakowi zmory zalecała, aby w miejscu łóżka, gdzie znajdują się stopy, zawieszać na „oparciu” drewnianą laskę – wówczas zjawa miała omijać swoją ofiarę z daleka.

Przenosząc się na tereny ziemi wieluńskiej, pozwolimy sobie teraz na przytoczenie kilku wierzeń ludowych, których występowanie na tymże terenie odnotował Oskar Kolberg:
Zmory to mają być kobiety, które chodzą po nockach i śpiącego mężczyznę ssą, mówią, że są blade, chude, często się oblizujące, a gdy nie mogą dostać kogo ssać, idą do drzewa gruszkowego, ale najczęściej osikowego; i to drzewo, które ona ssie ma wyrostki (…). Zmora może się przemienić w jakąkolwiek istotę – bądź żyjącą, bądź martwą (…). A gdy jest zamieniona w zwierzę, utnie jej jaki członek, już go na zawsze  pozbędzie, stąd się wyda, która kobieta we wsi lub w okolicy jest zmorą, bo jej braknie członka uciętego [ 15].

Tymczasem w Sławsku (powiat koniński) zapisano następującą wypowiedź: „zmorą staje się człowiek, przy którego chrzcie ksiądz stuły nie odwrócił”. Na odstraszenie zmory stosowano różne sposoby. Najczęściej zatykano nóż w krawędź łóżka. Niekiedy zaś układano się do snu w położeniu odwrotnym, tj. nogami do wezgłowia. Najczęściej zaś spotykanym sposobem miało być po prostu rozpoznanie i zidentyfikowanie zmory [16]. Pod Wągrowcem twierdzono, że – by zabezpieczyć się przed zmorą – należy umaczać czubki palców w krwi gołąbków. Można też było na progu izby ustawić miotłę, przez którą zmora nie mogła przejść [ 17].








Następną kategorią strachów, na temat których w naszym regionie można odnotować wiele bogatych przekazów są tzw. błędne ognie. Zjawisko to znajdujące we wyjaśnienie w procesie samozapłonu gazów (głównie metanu), robiące na obserwatorze wizualne wrażenie, niegdyś pobudzało wyobraźnię naszych przodków. Nie rozumiejąc jego prawdziwej natury dopatrywali się w nim działalności sił nadprzyrodzonych o różnorakim pochodzeniu.
Błędne ognie uważano w okolicach Pleszewa za Borutę, wiodącego wędrowców na manowce, którzy potem topić się mieli w miejscowych bagnach. Także i w okolicach Gniezna, uważano je za przejaw bytności kosmatego diabła [18].
Inny przykład wierzeń związanych z tymże zjawiskiem, pochodzący z okolic Konopnicy nad Wartą odnotował podczas swych badań terenowych Bohdan Baranowski: opowiadano mi o takiej pokutującej duszy podpalacza, zwanej pożognikiem, która pokazywała się w tym samym miejscu gdzie jakoby przed laty popełniona została zbrodnia podpalenia. Występowała ona również pod postacią błędnego ognika [19].

W przeszłości straszyło też na kaliskim Zawodziu. Ogniki, duchy podnosiły się, kiedy kaliszanki za mocno grzeszyły. Dziś już chyba tak bardzo nie grzeszą, bo na Zawodziu żadnych duchów od lat nie widziano. Ale według Piotra Sobolewskiego tradycje straszenia, szczególnie dzieci, pozostały [20].
Zastanawia nas także, czy wierzenia te mogły być powiązane także, z innym podaniem pochodzącym z tej części miasta, dotyczącego rzekomego widmowego szwedzkiego oddziału podpalaczy, którzy w tracie Potopu mieli się przyczynić do zniszczenia miasta [21].

Inne ludowe wyjaśnienie fenomenu „błędnych ogni” zostało uwzględnione przez prof. Józefa Bursztę, w jego artykule dotyczącym wierzeń z regionu kaliskiego:
Po bagnach latały błędne ognie – świeczniki – jako dusze zmarłych bez chrztu dzieci, płatające ludziom różne figle, jak. Np. wodzenie po wertepach. W Ostrzeszowskiem „mówią, że człowiek dla zabezpieczenia się od ich obłędu na twarz kłaść się na ziemi powinien, co im moc pociągania za sobą odejmuje [22].
Relację dotyczącą lęku przed tym, ongiś nieznanym zjawiskiem otrzymaliśmy od jednej z informatorek, pochodzącej ze wsi Tykadłów.  Zasłyszała je od swojej nieżyjącej już matki, która twierdziła, że ludzie z tamtych okolic widując nad polami, oraz łąkami sunące ku nim ogniste kule, zwykli przed nimi uciekać.








Straszydła wszelakiej maści czaiły się na bogu ducha winnego chłopa nie tylko na bezdrożach, lasach, polach, czy też mokradłach… ale przede wszystkim  we własnej chałupie. Do tego typu istot bez wątpienia zaliczyć należy wiła, którego  na terenie Wielkopolski istniało, aż kilka wizerunków. Etymologię jego nazwy należy wywieść od staropolskiego słowa: „wiłować”, czyli „błaznować”, „szaleć” , robić psoty”. Istniało także określenie „nawilał” , czyli „oszalał”,  „od rozumu odszedł”. Na niektórych terenach słowiańszczyzny istniały odpowiedniczki wiłów – wiły, których imię rozumiano jako: „ta co odbiera rozum, czaruje”[23].
Ponadto, podobnie jak w przypadku części istot nadprzyrodzonych, tak i w przypadku wiła utrwaliło się w mowie potocznej kilka powiedzeń nawiązujących do jego postaci. W gwarze Poznańskiego zapisały się następujące określenia: „chudy jak wił, „piszczy jak wił” [24].

W niektórych regionach wyobrażano sobie wiła, jako postać podobną do piły, a kiedy indziej dopatrywano się go pod postacią zwierzęcą – najczęściej gronostaja. Inne przekazy mówiły, że będąc opiekunem drzew (zwłaszcza brzozy lub wierzby), miał zamieszkiwać ich wnętrze.  Dowód na to miał stanowić fakt, iż gdy wrzucone do ognia polano zaczęło wydawać charakterystyczny, piszczący odgłos – powiadano, iż słychać wówczas zawodzenie zamieszkującego je wiła.
W końcu wyobrażano go sobie pod postacią starca, który szczególnie ulubował sobie za siedzisko okolice zapiecka chaty, którą się opiekował i której znał wszystkie sekrety. Przywodzi to na myśl skojarzenia dawnego bóstwa – ducha opiekuńczego, rozumianego dwojako. W przypadku trzymania przez niego pieczy nad domostwem - jego pierwotny charakter był prawdopodobnie pierwotnie powiązany z kultem przodków, zaś sam fakt zamieszkiwania przez niego pnia drzewa, czy też przybieranie przezeń postaci zwierzęcej - nasnuwa skojarzenia z opiekuńczymi duchami natury.

Podobnie jak w przypadku większości istot, o których już była u nas mowa, charakter wiła dezawuował do roli podrzędnego (w tym przypadku domowego) straszydła. W większości przekazów, istota ta zapadła w pamięć jako postać dziada o ostrych zębach i pożółkłej brodzie, która nocami lubiła straszyć upatrzoną przez siebie osobę – w większości przypadków dzieci [25]. 
Istnieją także wzmianki mówiące o tym, że czasem zdarzało mu się przybierać postać młodego, urodziwego młodzieńca pod którą zwykł uwodzić okoliczne dziewczęta, i płatać im wszelakie figle. Największe drwiny spotykały jednak płeć piękną dopiero wówczas, gdy wił skradłszy jej niewinność dopiero ukazywał swoje prawdziwe – szpetne, starcze oblicze. Długo miał wówczas prześladować pechowe, upokorzone dziewczę strojąc sobie z jej naiwności drwiny [26].

Autor: Marta Kaleta.

Przypisy.

[1]O.  Kolberg, Dzieła Wszystkie. Kaliskie i Sieradzkie, t. XLVII,  Wrocław-Poznań 1967, Polskie Wydawnictwo Muzyczne: Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, s. 480.
[2] T. Wróblewski, Demony i wyobrażenia demonologiczne, [w:] Kultura ludowa Wielkopolski, t. III, J. Burszta (red.), Poznań 1967, Wydawnictwo Poznańskie, s. 447.
[3] zob. Tamże.
[4] O. Kolberg, dz. cyt, s. 480.
[5] J. Burszta, Obraz kultury ludowej regionu kaliskiego w „Dziełach” Oskara Kolberga, „Rocznik Kaliski”, t. III, 1970, s. 42.
[6] W. Łysiak, W kręgu wielkopolskich demonów i przekonań niedemonicznych, Międzychód 1993, Wydawnictwo "Eco", s. 45.
[7] T. Wróblewski, dz. cyt, s. 447.
[8] W. Łysiak, dz. cyt., s. 43.
[9] Tamże.
[10] Tamże.
[11] Tamże, s. 45.
[12] zob. Tamże, s. 49.
[13] B. Baranowski, W kręgu upiorów i wilkołaków, Łódź 1981, Wydawnictwo Łódzkie, s. 66.
[14] O. Kolberg, dz. cyt. , s. 477.
[15] W. Łysiak, dz. cyt., s. 479.
[16] T. Wróblewski, dz. cyt., s. 452.
[17] zob. W. Łysiak, dz. cyt., s. 42.
[18] zob. tamże, s. 113.
[19]  B. Baranowski, dz. cyt., s. 298.
[20] K. Krzywda, Duchy straszyły w Kaliszu, (05. 09. 2017):
[21] zob. W. Vargas, P. Zych, Duchy polskich miast i zamków, Olszanica 2013, BOSZ, s. 168.
[22] J. Burszta, dz. cyt, s. 42.
[23] zob. B. i A.  Podgórscy, Wielka Księga demonów polskich. Leksykon i antologia demonologii ludowej, Katowice 2005, Wydawnictwo KOS, s. 511.
[24] T. Wróblewski, dz. cyt. , s. 438.
[25] zob.  O. Kolberg, dz. cyt., s. 481.
[26] zob. T. Wróblewski, dz. cyt. , s. 438.




Bibliografia.

1.      Baranowski Bohdan, W kręgu upiorów i wilkołaków, Łódź 1981, Wydawnictwo Łódzkie.
2.      Brückner Aleksander, Mitologia słowiańska i polska, Warszawa 1985, PWN.
3.      Burszta Józef, Obraz kultury ludowej regionu kaliskiego w „Dziełach” Oskara Kolberga, „Rocznik Kaliski”, t. III, 1970.
4.      Gieysztor Aleksander, Mitologia Słowian, Warszawa 1986, Wydawnictwo Artystyczne i Filmowe.
5.      Janion Maria, Wampir: biografia symboliczna,  Gdańsk 2008, Słowo/obraz terytoria.
6.      Kolberg Oskar, Dzieła Wszystkie. Kaliskie i Sieradzkie, t. XLVII,  Wrocław-Poznań 1967, Polskie Wydawnictwo Muzyczne: Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza.
7.      Kowalski Piotr, Leksykon znaki świata: omen, przesąd, znaczenia, Wrocław-Warszawa 1998, PWN.
8.      Linkner Tadeusz, Słowiańskie bogi i demony. Z rękopisu Bronisława Tentowskiego, Gdańsk 1998, Marpress.
9.      Łowmiański Henryk, Religia Słowian i jej upadek, Warszawa 1979, PWN.
10.  Łysiak Wojciech, W kręgu wielkopolskich demonów i przekonań niedemonicznych, Międzychód, 1993, Wydawnictwo "Eco".
11.  Moszyński Kazimierz, Kultura Ludowa Słowian, t. II, Kraków 1934, Polska Akademia Umiejętności.
12.  Pełka Leonard, Polska Demonologia Ludowa, Warszawa 1987, Iskry.
13.  Petoia Erberto, Wampiry i wilkołaki. Źródła, historia, legendy od antyku do współczesności, Kraków 2004, Universitas.
14.  Podgórscy Barbara i Adam, Wielka Księga demonów polskich. Leksykon i antologia demonologii ludowej, Katowice 2005, Wydawnictwo KOS.
15.  Sala Bartłomiej Grzegorz, W górach przeklętych. Wampiry Alp, Rudaw, Sudetów, Karpat i Bałkanów, Olszanica 2016, BOSZ.
16.  Wróblewski Tadeusz, Demony i wyobrażenia demonologiczne, [w:] Kultura ludowa Wielkopolski, t. III, J. Burszta (red.), Poznań 1967, Wydawnictwo Poznańskie.
17.  Zych Paweł, Vargas Witold, Bestiariusz słowiański. Rzecz o skrzatach, wodnikach i rusałkach, Olszanica 2015, BOSZ.
18.  Zych Paweł, Vargas Witold, Bestiariusz słowiański. Część druga. Rzecz o biziach, kadukach i samojadkach, Olszanica 2016, BOSZ.


Źródła internetowe.

     
1.      Krzywda Katarzyna, Duchy straszyły w Kaliszu:



źródła ilustracji.

1.      Strzygoń: Zych Paweł, Vargas Witold, Bestiariusz słowiański. Część druga. Rzecz o biziach, kadukach i samojadkach, Olszanica 2016, BOSZ, s. 187.
2.   Jędza: Zych Paweł, Vargas Witold, Bestiariusz słowiański. Rzecz o skrzatach, wodnikach i rusałkach, Olszanica 2015, BOSZ, s. 69.
3.      Zmora: Tamże, s. 204.
4.      Błędne Ognie: tamże, s. 28.
5.      Wił: Zych P., Vargas, W., Bestiariusz słowiański. Część druga..., s. 211.