wtorek, 9 października 2018

Ślub jak w bajce, ale czy potem żyli długo i szczęśliwie? Przyczynek do tradycji małżeństw ziemiańskich, cz. II.




Piękna ona, piękny on… och co to był za ślub!


Ślub dziedziców był wydarzeniem dla całej lokalnej społeczności. Jak już sobie wspomnieliśmy poprzednim razem: jeżeli wydarzenie miało miejsce w mieście zawsze przyciągało tłum ciekawskich, którzy choć nie zaliczali się do grona gości, chętnie przyszli przypatrzeć się jeśli nie samej ceremonii, to parze młodej. Nie inaczej było wśród społeczności lokalnej wsi, kiedy to okoliczni mieszkańcy, jak i pracownicy folwarku chętnie uczestniczyli w tym wydarzeniu – do czego zresztą kilkakrotnie nawiążemy jeszcze w poniższym tekście.
            Pierwszy tego przykład odnajdujemy już podczas analizowania wspomnień, dotyczących drogi powrotnej z kościoła do miejsca gdzie miało odbywać się wesele. Podobnie jak to miało miejsce w przypadku wesel wiejskiej pary młodej: tak i w tym przypadku, nowo poślubieni sobie ziemianie napotykali wówczas na swej drodze „przeszkody” przy których zmuszeni się zatrzymać.
Emma Jeleńska opisała to w następujący sposób:
 „Naprzód na granicy czekała deputacja konnych chłopaków przy skleconej z zielonej wierzby bramie i gdy powóz nadjechał, zaczęto palić z pistoletów i starych strzelb i obrzucać jadących ziarnami zboża. Zatrzymano konie i jeden z chłopców, piętnastoletni wyrostek o lnianej czuprynie, wygłosił rymowane powinszowanie. Po czym deputacja otoczyła powóz i ruszono dalej. U wjazdu do alei paliły się dwie beczki smolne i znowu sklecona była triumfalna brama i znowu gromada starych gospodarzy, kątników i ludzi dworskich składało życzenia. Po raz trzeci, u bramy wyjazdowej, zatrzymano się i dziewczęta wiejskie podały młodej pani ogromny bukiet wczesnych, wiosennych kwiatów polnych [1].
 Drużyna złożona z drużek, oraz druhów, towarzysząca parze młodej, podobnie jak sam motyw "bramy" posiadają swoja genezę w dawnych słowiańskich, obyczajach ślubnych:


Należy nadmienić, że pierwotnie formacja ta nie powstała dla zabawy. W dawnych czasach szlaki bywały niepewne i w drodze po pannę młodą młody potrzebował wsparcia w wypadku czyhających na drodze niebezpieczeństw. Na młodych na drodze często czekały zasadzki, z którymi bez dobrej drużyny trudno było się uporać. Zresztą, słowo druh pierwotnie oznaczało właśnie woja, drużyna zaś była niczym innym jak orszakiem wojennym. Zapewne echem dawnych czasów jest praktykowany jeszcze gdzieniegdzie zwyczaj bramy weselnej, który polegał właśnie na pozorowanym utrudnianiu młodym przejazdu. Być może wierzono w to, że w ten sposób można odegnać od siebie prawdziwe niebezpieczeństwo, gdyż ile przeszkód może wystąpić na jednej drodze? [2].

            Wesele odbywało się zazwyczaj w rodowej posiadłości panny młodej, lub (zwłaszcza w przypadku gdy miało to miejsce w mieście) w wynajętym hotelu. Bez względu na porę roku dwór weselny był wówczas przyozdabiany kwiatami, zaś sam dojazd do niego stanowiły dekorowane kwiatami bramki, girlandy. Powracającą z ceremonii parę witano hucznie np. strzelając ze starych strzelb bądź głośno trzaskając z batów.
Na miejscu witano młodych tradycyjnie: chlebem i solą, a także pito za ich zdrowie i wygłaszano toasty (min. słynne staropolskie: „Kochajmy się!”). Powoli odchodził w niepamięć starodawny zwyczaj, zgodnie z którym każdy z panów powinien wypić zdrowie z trzewików panny młodej, i z czasem winem napełniano już nie sam bucik, ale ustawiony w nim kieliszek, czy też robiono specjalne kieliszki imitujące swym wyglądem damski pantofelek (…). Pamiętając, że obuwie ma związek z pokonywaniem drogi, warto zwrócić uwagę, że tym sposobem wypijano toast z rekwizytu symbolizującego pokonaną przez kobietę drogę od stanu panieńskiego do uzyskania statutu mężatki [3].

             

 Ślub Edwarda hr. Raczyńskiego z Cecylią Jaroszyńską w Rogalinie (pan młody w żakiecie) 1932 r.


            Bankiet na cześć młodych odbywał się zazwyczaj w południe, ale najczęściej jego rozpoczęcie wyznaczał powrót z kościoła. Zabawa odbywała się późniejszą, porą po „przerwie” jaka miała miejsce po uroczystym posiłku, po to by dać chwilę gościom odpocząć, i przygotować się na dalszą część świętowania. Zdarzało się wówczas, iż młodzi nie zawsze uczestniczyli w owej drugiej części, gdyż po bankiecie udawali się w podróż poślubną (najczęściej jednak wyruszano na nią z rana, trzeciego dnia po zawarciu ślubu) [4].
Gości przy sadzano stole na zgodnie z zasadami hierarchii starszeństwa i ważności danego gościa - czasem zdarzało się że po jednej stronie stołu sadzano cywilów, a po drugiej wojskowych. Dzieci z reguły posiadały osobny stolik – choć obowiązywała zasada: że osoby poniżej 18 roku życia nie mogły uczestniczyć w weselnym balu, a jedynie w trakcie ceremonii zaślubin. Robiono jednak od tej zasady wyjątki [5]. Ponadto w innym pomieszczeniu, bądź na zewnątrz ustawiano stoły przy których świętowała służba, oraz pracownicy folwarczni, których także „odwiedzali” młodzi by „wypić za swoje zdrowie”. Do posiłku, jak i w późniejszej części wesela czas przygrywała orkiestra (zazwyczaj cygańska, bądź żydowska), gdyż nie wyobrażano sobie by w tym szczególnym czasie, puścić muzykę z gramofonu.
            Przy suto zastawionych stołach, zarówno w przypadku bankietu, jak i balu weselnego bawiono się: śpiewając młodym „Sto lat!”, bądź hymn państwowy; spełniając toasty, którym zazwyczaj towarzyszyły głośne okrzyki: „Kochajmy się!”.
Jak już zostało to przez nas zasygnalizowane: pomiędzy uroczystym obiadem, a zabawą weselną zorganizowana była przerwa, podczas której goście powstający od stołu i wychodzący na zewnątrz domu weselnego mogli być świadkami zorganizowanych na cześć młodych pokazów, bądź przejażdżek. Modnym było wówczas wspólne pozowanie do pamiątkowych fotografii. W końcu następował czas na odpoczynek, który miał za zadanie zapewnić nabranie sił przed dalszą częścią zabawy.
W trakcie wesela nie tylko tańczono, ale także grywano w brydża, czy uczestniczono w grach towarzyskich, zorganizowanych przez jednego z mężczyzn, który w trakcie zabawy pełnił funkcję wodzireja. A przede wszystkim: tańczono – wyjątek stanowiły okazje żałoby narodowej, bądź rodzinnej – przy czym w przypadku tej drugiej zdarzało się, iż znajomy duchowny oficjalnie „zawieszał” czas żałoby na okres trwania wesela. Pierwszy taniec (podobnie jak obecnie), posiadał szczególne znaczenie, i był nim przede wszystkim polonez. Panna młoda przechodziła drogę – z rąk kolejnych mężczyzn na koniec trafiła w ręce pana młodego – ruszała w tany pierwszej parze z ojcem a w razie jego braku z najważniejszym spośród gości, następnie wchodziła w parę z wszystkimi tancerzami, „aż wreszcie Ojciec dostawszy powtórnie swą „córkę”, oddawał ją „mężowi” [6].




Haftowany monogram na obrusie z inicjałami właścicielki 1886.



Wesele trwało zazwyczaj do białego rana, ale były przerwy na posiłki np. o drugiej w nocy podawano dania na ciepło, a o trzeciej „cukrową kolację”.
Ostatnia z nich stanowiła reminiscencję po dawnym obrzędzie pokładzin, kiedy młodzi w celu „skonsumowania” małżeństwa, zastawali w swej alkowie poczęstunek w postaci, przygotowanych dla nich słodyczy. W swym symbolicznym wymiarze stanowiły one życzenie „osłodzenia” nowożeńcom zarówno pierwszej wspólnej nocy; jak i całego dalszego wspólnego życia. Początkowo zarezerwowana dla nich, z czasem stała się poczęstunkiem także dla obecnych gości: podawana w sypialni państwa młodych albo zostawiana w salonie poprzedzająca ich ceremonialne prowadzenie do alkowy. Cukrowa kolacja stała się zwieńczeniem weselnego świętowania, składały się na nią najróżniejsze desery – marcepany, pierniki, kandyzowane owoce, konfitury, nie brakowało na niej rozmaitych gatunków wina [7].
Jak jednak zauważała N. Kapuścińska: w trakcie pierwszej wspólnej nocy nie zawsze musiało odchodzić do „przypieczętowania” małżeństwa – niektóre pary decydowały się bowiem przeznaczyć ją „w ofierze” Bogu [8].

            Wnioski jakie nasuwają się przy analizie symboliki rytuałów weselnych w kulturze ziemiańskiej, wskazują iż obrzędy owe zachowały się tutaj w szczątkowej formie. Nawet jeśli któryś ze zwyczajów posiadał pierwotnie głębsze znaczenie rytualne, to z czasem charakter ów uległ zatarciu, przybierając jedynie ludyczną formę. Inaczej sprawa miała się w przypadku wesel wiejskich, gdzie wciąż silnie akcentowano zmiany status osób inicjowanych (młodych), w poszczególnych etapach obrzędowości ślubno-weselnej.
            Przyczyny tego stanu rzeczy należy dopatrywać się w bardziej zamierzchłych czasach, gdy arystokracja posiadała własne obyczaje, a szlachta-ziemiaństwo własne, bardzo zbliżone do obyczajowości wiejskiej. Z czasem ziemianie zaczęli zapożyczać i adaptować w kulturze własnej sfery społecznej wzorce zaczerpnięte od arystokracji – tym samym odchodząc od własnych obyczajów i ich znaczenia.
W jeszcze późniejszym okresie owe wzorce od nich zaczną być zapożyczane przez ludność wiejską, ostatecznie tworząc w naszej kulturze wzór obrzędowości weselnej, zbliżonej do tej jaką znamy obecnie [9].
W ziemiańskim weselu zabrakło pewnych elementów obrzędowych o charakterze inicjacyjnym jak: oczepiny, rozpleciny, rózga ślubna, kupno wianka etc. Jednak nie oznacza to, że czasem pewne elementy folkloru wiejskiego, czasem się do niego nie „przedzierały” . Wszystko zależało od tradycji rodzinnych, prywatnego zainteresowania kulturą wiejską, itd.
Najlepszy przykład stanowić tutaj będzie ślubu Jadwigi z Szembeków Szeptyckiej z Siemianic (o której wspominaliśmy w trzeciej części cyklu „Dam Wielkopolski Wschodniej”). Ziemianka była mocno zaangażowania w badania zarówno archeologiczne, jak i etnograficzne własnych okolic, jak i całej Wielkopolski. To właśnie one przyczyniły się do form obrzędowych, jakie uobecniły się w trakcie jej własnego wesela, co też opisywała w swych wspomnieniach jej córka:
 „Ślub moich rodziców, odbył się w Siemianicach 15.10.1902 w dzień św. Jadwigi. Udzielał go Metropolita Andrzej Szeptycki, brat pana młodego, za dyspensą Ojca św., z racji na pokrewieństwo młodych. (…) Ze względu na zamiłowania etnograficzne mojej Matki, orszak poprzedzało 2 konnych drużbów z Siemianic, Nawrot i Trzęsicki, w dawnych siemianickich strojach. Wieczorem panna młoda z wszystkimi pannami, odtańczyły siemianicki taniec "ze świecami", a następnie urządzono autentyczne oczepiny. Pogoda była śliczna. Bawiono się doskonale” [10].
Anna z Działyńskich Potocka opisując swój ślub ze Stanisławem Potockim, który odbył sie w Kórniku w 1866 roku, odnotowała: „odbył się po sumie wiejsku”. Pisała ona też: „Miałam 18 drużbów ze wsi i Staś 18 drużek; jechali drużbowie na koniach, pokrzykując, po dwóch stronach powozu, drużki na wozach, z wiejską muzyką, dudami, kobzami i skrzypkami [11].
Jeszcze jeden przykład pochodzić będzie tym razem z Zachodniej części Regionu, a zarazem dotyczyć okazji ślubu Karola hr.  Koczorowskiego z Emilią Kurnatowską, mającego miejsce  w 1913 roku, w Gościeszynie koło Wolsztyna. Wówczas to drogę do kościoła, po obu jej stronach, „zdobiły” okoliczne kobiety, ubrane zgodnie z miejscową tradycją w strój biskupiński [12].
            Jeżeli ślub i wesele odbywały się poza majątkiem gdzie mieli mieszkać młodzi; bądź powracali oni do niego z podróży poślubnej, szykowano dla nich powitanie, które mogło przybrać następującą formę: Zofię i Bogdana hr. Szembeków przybywających w 1905 roku ze ślubu i wesela w Kościelcu koło Inowrocławia [pow. kolski – przyp. autorki], majątku rodziców panny młodej, do dworu w Wysocku koło Ostrowa Wielkopolskiego, gdzie mieli mieszkać, także uroczyście powitano. Już jadąc od stacji klejowej, po przekroczeniu granicy majątku, mijali oni rozpalone wzdłuż traktu ogniska, a towarzyszyła im banderia konna. Przed dworem witali nowożeńców w imieniu wsi miejscowy proboszcz i wiceprezes kołka rolniczego, a zarządca majątku w imieniu pracowników [13].
            Ponadto w dobrym tonie było także by: zaraz po przyjeździe do wspólnego już majątku w niedługim czasie złożyć wizyty towarzyskie najbliższym sąsiadom; czy też rozesłać pisemne podziękowania do gości, za ich obecność w trakcie ślubu i wesela.



Pięćdziesiąt lat minęło, jak jeden dzień…




 


"Złote gody" Marii i Mieczysława hr. Kwileckich, 1907 rok.

Dzień ślubu ze zrozumiałych względów stanowi ważne wydarzenie w życiu każdego, kto wstąpił w związek małżeński. Jego upamiętnienie stanowią następujące po sobie co roku kolejne rocznice – ziemianie mieli też swoje sposoby, by odpowiednio uczcić te najważniejsze z nich. Zaliczały się do niej zwłaszcza: 25-ta zwana „srebrnym weselem” / ”srebrnymi godami”; oraz 50-ta nazywana „złotym weselem” / „złotymi godami”. Obchody owych rocznic stwarzały okazje do świętowania w liczniejszym gronie przyjaciół, sąsiadów, znajomych.

            Z tej okazji dekorowano zielenią, oraz kwiatami zarówno świątynię, jak i dom małżonków. W dniu jubileuszu odbywała się w pobliskim kościele parafialnym, bądź w rodowej kaplicy msza święta, celebrowana przez wysokiego ranką dostojnika kościelnego. Kapłan przekazywał jubilatom dwie poświęcone laski „jako emblemat podpory starości” otrzymany od Kościoła. Było to coś w rodzaju długiego berła zakończonego krzyżem. Krzyż ten często był udekorowany roślinnością, kwiatami i wstążkami lub miał założony u góry roślinny wianek [14].

            Podobnie jak w przypadku dnia ślubu, także z okazji tak ważnej rocznicy, w obchody owego wydarzenia włączała się lokalna społeczność. Droga z kościoła do dworu bądź pałacu przyozdobiona była kwiatami, zielenią; a okoliczna ludność przybywała przed oblicze jubilatów by składać im życzenia, oraz (w miarę możliwości) wręczać im drobne podarki. Często też wracające z nabożeństwa małżeństwa witano w ich własnych progach chlebem, oraz solą [15].

            Z okazji złotego wesela stosowne było wystąpienie przez jubilatów w strojach w kolorze ciemnym, chociaż zdarzało się, że kobieta zakładała suknię w innym, jasnym kolorze. Jubilatka zakładała suknię i ewentualnie kapelusz, a jubilat frak, żakiet, surdut lub garnitur. Ubiory gości były podobne, jak te […]  przy okazji omówienia ślubów [16].
            Jubileusz 25-tej, bądź 50-tej rocznicy stawał się okazją do wystawnego przyjęcia obfitującego nie tylko w wykwintnych potraw, oraz smakowania drogich win – ale przede wszystkim do wspólnej zabawy opierającej się na tańcach i grach towarzyskich. Były też okazją do robienia pamiątkowych zdjęć, a także obdarowywania  jubilatów podarkami.


  Ziemiańska poradnia małżeńska.




Ślub hrabiego Benedykta Tyszkiewicza z księżniczką Eleonorą Radziwiłł. Banderia chłopska w strojach krakowskich biorąca udział w uroczystości mija bramę powitalną na cześć młodych. Jeździec na pierwszym planie trzyma sztandar rodu Radziwiłłów, Balice 1939.



Fizyczna atrakcyjność obojga małżonków podobnie jak status ich rodziny, a także posiadany majątek nie mogły gwarantować szczęścia w małżeńskim pożyciu. Ziemiańska etykieta nakazywała powściąganie swoich uczuć, zwłaszcza jeśli należeć do niej miały gniew, smutek, zazdrość. Zalecano tłumienie ich w sobie, by w samotności i tajemnicy przeżywać bolączki nieudanego małżeństwa. Nie wszystkie, nawet aranżowane małżeństwa musiały kończyć się katastrofą, jeśli jednak zdarzało się, że małżeństwo miało przeżywać kryzys (lub przed nim ich uchronić), autorzy epoki zdecydowali się na spisanie i wdanie stosownych poradników, które podpowiadały i zalecały: co robić? Gdy węzy małżeństwa zdawały się z czasem zgrzytać i kruszeć.
            Te z kolei zdawały się wytaczać cienką granicę pomiędzy małżeńska zazdrością, a przezornością – do przekroczenia której (wg przekonań) bliżej było paniom, niźli panom.  Uczucie to dopuszczalne w związku narzeczeńskim, uważane było za zbyt zagrażając pożyciu małżeńskiemu, toteż radzono go unikać:
W opozycji do ocenianej negatywnie zazdrości, wynoszono zalety wzajemnej ufności męża i żony, jako fundamentu wzorowego małżeństwa:
„Tajemnice […] mają być szanowane i nienaruszane, atoli szczerość i zaufanie są głównym warunkiem każdego dobranego związku, bo przywiązanie oparte zwykle na szacunku, zmniejsza się od chwili, w której najmniejsze podejrzenie urosło” [17].
Co więcej uważano także, że ciągłe posądzani o zdrady męża przez żonę, w końcu go do niej popychało [18]. Małżonkom polecano przeto wystrzegać się niezdrowych podejrzeń, w żadnym wypadku nie dawać posłuchu plotkom złośliwców, a tym bardziej nie dawać wiary oszczerstwom rzucanym za plecami. Wszelkie śledztwa, przeszpiegi, lekceważenie prywatności, usprawiedliwianie szczytną troską o pomyślny los małżeństwa, w ogóle nie miały racji bytu [19]. Za karygodne sytuacje uważano te, gdy zazdrosny mąż decydował się zamknąć posądzaną o zdrady żonę w „domowym więzieniu”, i zupełnie starał się odcinać ją od kontaktów z ludźmi [20].
            Przyjęta w małżeńskim pożyciu zasada brzmiała: „kobieta powinna nauczyć się milczeć, a często nie widzieć i nie słyszeć” [21]. Od mężczyzn zaś oczekiwano by jako „autorytety” w kwestii uczciwości małżeńskiej dawali przykłady swym żonom [22]. W przypadku obojga zalecano, by dostrzegłszy przejawy zazdrości u swego partnera, starali się być bardziej powściągliwy w stosunkach z przedstawicielami płci przeciwnej, tak aby nie dawać swojej drugiej połówce powodów do zmartwień (niepotrzebnych domniemań) [23].
            Współczesna psychologia przyczynę zazdrości spostrzega także w braku autonomii  jednego z małżonków [24]. Rozumieć to zatem należy, iż kobieca zazdrość z przełomu XIX i XX wieku wynikała z obawy przed utraceniem zainteresowania ze strony męża, a w następstwie tego - porzucenia. Los samotne kobiety w tamtej epoce, bez względu na status społeczny był nie do pozazdroszczenia, toteż nie ma się co dziwić iż ówczesne niewiasty (być może z lekkim przeczuleniem) tak bardzo drżały o przyszłość własnych małżeństw.
W tego typu sytuacjach, gdy obawy co do małżeńskiej wierności i zainteresowania spędzały sen z powiek ówczesnych dam, zalecano im: usamodzielnienie się, czyli – odnalezienie własnego, odrębnego stylu życia (udzielanie się społeczne; czy też lepsza organizacja i zaangażowanie we własne domowe obowiązki).
Co ciekawe znane są ówczesne przypadki kobiet, które na przekór konwenansom własnej epoki, chcąc uciec od nieudanego pożycia małżeńskiego, decydowały się na rozwód, bądź separację. Dla jednych rozwiązanie takie stawało się początkiem końca, dla innych wręcz przeciwnie – dawało szansę na wykazanie się w roli „kobiety niezależnej”, odnoszącej sukcesy. 

 

Ślub hrabiego Michała Zamoyskiego z Marią Brzozowską (pan młody w mundurze Sokoła), 1926 rok.

            Przezorność, czy inaczej ostrożność, zapobiegliwość, czujność, dalekowzroczność, traktowana była odrębnie od zazdrości, wedle ówczesnego rozumienia, nie miała z nią nic wspólnego [25]. Zwłaszcza należało się mieć na baczności w przypadki wizyty gości we dworze – wszak nie wiadomo kogo licho przywieje: a nuż jakąś dawną miłość drugiej połówki? Dmuchając na zimne, starano się przekonywać zamężne kobiety, aby wystrzegały się przyjaźni nawet z najszlachetniejszych z mężczyzn, gdyż to mogłoby doprowadzić do ruiny ich pożycie małżeńskie. Toteż niektórzy zalecali małżonkom zapraszać w swe progi „nudnych” gości – czyli takich, co do których nie istniałaby obawa, aby mogli „zawrócić” gospodyni w głowie [26]. W niektórych przypadkach zalecano nawet by mężowie zadbali o to, by w domowych bibliotekach nie znajdowało się zbyt wiele romansów – gdyż także i w nich dostrzegano „źródła” ewentualnej pokusy.
Co ciekawe owe rygory narzucane w relacjach damsko-męskich nie działały obustronnie – zgodnie z obowiązującymi konwenansami panom, wolno było posiadać za przyjaciółki obce kobiety.        
            Za przykład ziemiańskiego zapobiegania małżeńskim katastrofom, niech posłuży przykład przytaczanej przez nas w poprzednich częściach cyklu Marianny Jasieckiej z Polwicy:
Zaniepokojona nieskrywaną kokieterią  mieszkającej od niedawna w sąsiedztwie  Anastazji Kowalczewskiej, za cel powzięła sobie – zniechęcenie jej do składania częstszych wizyt [27]. Po raz pierwszy pani Anastazja odwiedziła Jasieckich, wraz ze swoim mężem – dzierżawcą majątku Biernatki - Hieronimem Kowalczewskim, w dniu przyjęcia z okazji imienin Michała Jasieckiego. Licząca nie więcej niż trzydzieści lat, ekstrawagancko ubrana jawnie kokietowała solenizanta. Po zaledwie dwóch tygodniach przybyła do Polwicy sama, już bez mężowskiej asysty [28]. Jasiecka zdając sobie sprawę, że co do urody nie miała szans mierzyć się z potencjalną rywalką; podobnie niej odświeżona, ale niezbyt modna suknia niekorzystnie wypadła w zestawieniu  eleganckim strojem gościa, i tak zdołała odnaleźć słaby punkt Anastazji, po to by bezwzględnie obnażyć go przed zauroczonym małżonkiem. Otóż sprytnie nakierowała rozmowę na poważniejsze tematy, jak szerzący się w Europie trąd, czy najnowsze ustalenia o Księżycu, o których sąsiadka nie miała najmniejszego pojęcia. Kowalczewska znudzona, a nawet nieco urażona narzucana tematyką, więcej już nie odwiedziła Jasieckich [29].
       Jak na ową sytuację zareagował mąż przytaczanej ziemianki? Cóż wyglądało na to, że nie do końca docenił starania małżonki, mające na celu uratowaniu ich przed widmem „trójkąta miłosnego”. Uznał bowiem, że zachowanie żony było niegrzeczne, gdyż urażało ich gościa. Kto wie, czy z czasem rozumiejąc powagę sytuacji, i idące za tym obawy żony, nie zmienił w przyszłości swego zdania.
       Wspomnienia Jasieckiej ukazują nam także kolejny aspekt stanowiący wykładnię moralną tamtych czasów. Autorka wspomnień przytaczała w jednym z ich fragmentów sytuację, gdy wraz z dziećmi, bez towarzystwa męża udała się na wakacje do Kołobrzegu. Podkreślała wówczas, iż zgodnie z obowiązującą wówczas etykietą, nie pozwalała sobie na spędzanie czasu w hotelarskim salonie, gdzie odbywały się towarzyskie spotkania pensjonariuszy – nawet jeśli większość z obecnych tam mężczyzn stanowili sami księża. Kobiecie tamtych czasów, przebywającej bez towarzystwa męża to nie po prostu nie wypadało. Zatem zamiast tego, jak na szanowaną szlachciankę przystało: spędzała wieczory w wynajmowanych pokojach w towarzystwie dzieci, bądź poświęcając się czytaniu książek, lub haftowaniu.
       Przedstawiona powyżej sytuacja wynikała z kulturowego faktu, zgodnie z którym kobiety oddalając się od własnego domu, nigdy nie powinny czynić tego zupełnie same. Nawet jeśli udawały się do pobliskiego miasta na zakupy, czy po to aby załatwić inne sprawunki.  Etykieta wymagała aby zawsze im ktoś wówczas towarzyszył - mógł to być ktoś z rodziny, bądź służby. Tymczasem mężczyzn zasada ta nie obowiązywała mężczyzn, którzy mogli dowolnie podróżować na dalsze, bądź bliższe odległości; jak i wieczorami spędzać czas w towarzystwie poza domem (nawet jeśli nie towarzyszyła im wówczas żona).
       Kodeks zasad wzorowej żony dobitnie zresztą stwierdzał, że nie wolno jej było stać się ustawicznym cieniem małżonka: „Żonie w ten czas towarzyszyć wolino mężowi, gdy on tego sam potrzebuje, lub ją prosi o to [30].




Przykład ślubu i wesela „kontuszowego”:  ślub księcia Adama Michała Józefa Czartoryskiego z hrabianką Jadwiga Stadnicka, okolice Nawojowej 1937 rok.


Rady dla świeżo upieczonych mężatek pochodzić mogły przede wszystkim także od rodzonych matek, które nie omieszkiwały wspierać, i dzielić się własnym doświadczeniem z własnymi latoroślami. Przykład taki stanowią „Rady matki spisane dla córki  w dzień ślubu” – rękopis pochodzący ze Zbiorów Specjalnych Biblioteki Kórnickiej, datowany na 1825 rok, spisany prawdopodobnie przez Zofię z Czartoryskich Zamoyską, dla swej córki – Celiny (Celestyny Gryzeldy), wychodzącej za Tytusa Działyńskiego.
       Andrzej Kwielcki, który opublikował je w jednym ze swoich publikacji poświęconych ziemiaństwu; zauważał iż autorstwo rękopisu jest domniemane. Brakuje w nim podpisu autorki, jednak poszlaki zdają się wskazywać na osobę Zofii Zamoyskiej. Rozbieżności tkwią w dacie jego spisania – choć rocznik się zgadza, to jednak istnieje różnica w miesiącach, w których zostało zawarte małżeństwo córki autorki, a tą na którą rękopis został datowany [31].
       Przyjrzyjmy się zatem jakie rady miała do przekazania ówczesna matka swojej córce.
 Na pierwszym miejscu stawiała Boga. Zalecała by każdy dzień winien zaczynać i kończyć się modlitwą, a także  rachunkiem sumienia, po którym  zalecała „surowość względem samej siebie”. Zgodnie z zasadami etykiety autorka zalecała swojej matce także powściąganie swoich uczuć, walkę z ułomnościami, opieranie się złym usposobieniom- słowem być taką, jaką chciałaby ona by było wobec niej otoczenie [32].
       Pouczała córkę, aby będąc pobożną, unikała jednocześnie zbytniej egzaltacji. Kultura ziemiańska to właśnie w postaci kobiety dopatrywała się jednostki odpowiedzialnej za podtrzymywanie zarówno szlacheckich, patriotycznych jak chrześcijańskich wartości i tradycji.
Często mówią, że przeznaczenie kobiety nie jest ani tak pięknem ani tak szczęśliwem jak przeznaczenie mężczyzny; nie będę tych zdań zbijała, wolę ograniczyć się na zwróceniu twojej uwagi na wszystko to, co jest pięknem, zajmujcem i słodkiem w przeznaczeniu kobiety. Składa się ono niezawodnie z rzeczy trudnych i przykrych, bo jakże kobieta miałaby być wyłączoną od troski, będącej jakby warunkiem życia, próbą nieodzowną do uzyskania do otrzymania szczęśliwej wieczności. Zdaje mi się jednak, iż dlatego los kobiet jest częstokroć smutnymi godnym litości, że nie znają dobrze powinności swoich, nie zastanawiają się nad tem, wiele w nich mieści się słodyczy, i same psują przeznaczenie swoje nie ćmiąc go ocenić [33].
       Kobieta wzorowa powinna: być przyjaciółką i doradczynią swego męża, przykładem swoich dzieci: zaszczepi w młodociane serca synów swoich cnoty, które z nich uczynią istoty pożyteczne Bogu, ojczyźnie i ludzkości. Wykształci swoje córki na dobre żony i matki, jej wpływ dobroczynny da się uczuć wszystkiemu, co ją otacza [34].

       Autorka kładła nacisk na łagodne usposobienie kobiety, a także na nie uleganie przez nią pokusom (tym bardziej utrzymywaniu przyjaźni z mężczyznami, o czym już pisaliśmy).
W życiu towarzyskim odradzała córce zawierania nowych znajomości, a jedynie polegania na starych i dobrze sobie znanych osobach. W pierwszych latach małżeństwa  zalecała także przyjmowanie u siebie jak najmniej nowopoznanych osób – a pod nieobecność męża, wręcz nie czynić tego wcale. Powody tej „recepty” leżały w obawie przed zbytnią ufnością w stosunku do osób, które mogłyby w przyszłości wpłynąć na przebieg małżeńskiej harmonii. Po co więc prowokować los, lepiej unikać niezręcznych sytuacji i znajomości.
       Ponadto w stosunku do innych osób zalecała być po prostu dobrą – traktować ich tak, jak sama chciałaby być przez nich traktowana. Zachęcała aby udzielać się społecznie, jak i być troskliwą nie tylko w stosunku do bliskich i przyjaciół, ale  także dla służby. Co się tyczy ostatnich z nich: „pani” chcąca zaskarbić sobie sympatię i szacunek służby, sama powinna sobie na nie zapracować, okazując je innym. Autorka doskonale zdawała sobie z tego sprawę, toteż przestrzegała córkę, aby zawsze dbała o los swoich pracowników, jak służących (zarówno w chorobie, jak i w przypadku innych nieszczęść); ani też by nie „porzucała” ich na starość – lecz by nagradzając za oddaną służbę, zapewniała im wikt i opierunek na stare lata [35].
       Przestrzegała córkę przed zbytnim uleganiem wpływowi plotek; a tym bardziej samej rozpowiadaniem ich na temat innych osób. Autorka podzielała opinię, iż złym jest szydzenie i pogardzanie osobami, które dotknęło nieszczęście. Bycie opryskliwą uważała za rzecz szpecącą postać każdej kobiety [36], gdyż powinna ona być pokorną i uległą – przede wszystkim swemu mężowi.
Nigdy sobie nie powalaj narzekań i dąsania; w chwilach takich mówi się i czyni rzeczy, których się bardzo żałuje i bardzo wstydzi po chwili minionej. Gdyby ci się kiedyś zdarzyło narzekać, niech to będzie przynajmniej w milczeniu, i nigdy nie rozłącz się, nie zaśnij, zanim się nie usprawiedliwisz, zanim nie przebaczycie sobie i nie uściśniecie się nawzajem [37].
       Na małżeńskie rozterki radziła też: zawsze wysłuchać problemów męża (jeśli zechce się nimi dzielić), a w razie czynienia przez niego wyrzutów – starać się go uspokoić ciepłym słowem. Jeśli zarzuty męża jednak posiadałyby swoje podstawy względem żony – powinna go ona przeprosić za swe postępowanie i obiecać poprawę.
       Autorka zauważała też że jednym z problemów dotyczących małżeństw, jest rodzące się z czasem w umyśle żony poczucie, że mąż nie kocha jej, ani nie dba o nią tak jak dawniej. Z własnego doświadczenia tłumaczyła jednak, iż przeczucie owo bywa bardzo często błędnym. Brak dawnego zaufania tłumaczyła ciążącymi na mężczyźnie obowiązkami – a kobiecie, jako żonie radziła być w tej kwestii wyrozumiałą, i nie wysnuwać pochopnych wniosków [38].

      
       Ostatnią istotną, poruszaną kwestią w „liście” matki do córki, była: rola ziemianki jako gospodyni domowej. Trzeba więc mieć plan postępowania; trzymać się go ściśle, nade wszystko wtedy, gdy przykrym i trudnym się wyda, bo skorośmy go raz za dobry i pożyteczny uznali, wielkiem byłoby złem nie usiłować go dotrzymać [39].
Bądź czynną, nie odkładaj na jutro co dziś zrobić można, urządź zawsze twój czas, gdziekolwiek będziesz choćby na krótko, czasu straconego taka szkoda! Czas dobrze użyty oprócz korzyści przyniesionych daje nam swobodę, zadowolenie i podwaja czynność naszą. Przy pracy unika  się nudów, tej prawdziwej plagi, której nigdy oddawać się nie trzeba, nie wpada w tęsknotę szkodliwą. Przymuszaj się do zajęcia szczególnie wtedy, gdy przyjdą cierpienia i zniechęcenie, ono powróci ci spokój umysłu, rozerwie cię, pocieszy nawet [40].
       Ponadto przestrzegała także córkę przed sytuacjami, które mogłyby wpędzić ją w jakiekolwiek długi. Dobre gospodarowanie majątkiem było wizytówką każdej cieszącej się szacunkiem ziemianki.
       Chcąc zapoznać się bliżej z zakresem obowiązków spoczywającej na dziedziczce dworu, warto zapoznać się z lekturą publikacji Karoliny Nakwaskiej, oraz Lucyny Ćwierciakiewiczowej – których to książki uchodziły za podstawowe podręczniki-poradniki, uważane za obowiązkowe w biblioteczce każdej dziedziczki. Tymczasem, aby w skrócie nakreślić temat, powołam się na podawany przez Mieczysława Markowskiego w ślad za „Ziemianką Polską” z przełomu lat 20. i 30. XX w. rozkład zajęć pani domu:
  • 7 - 8 pobudka (przy czym zalecano by od czasu do czasu, celem skontrolowania służby, wstawać wcześniej, już o 4-5 rano); ogólna lustracja dworu, przebiegu prac porządkowych w domu i ogrodzie, wydanie produktów potrzebnych do przygotowania śniadania i obiadu
  • 8:30 śniadanie
  • 9-12 praca w ogrodzie i doglądanie prac w gospodarstwie
  • 12-13 obiad, na który pani domu schodziła w zmienionym stroju
  • 13-14 czas poświęcony na lekturę prasy, robótki ręczne, omawianie ważnych kwestii
  • 14-16 prace społecznikowskie, prowadzenie korespondencji i rachunków, lustracja gospodarstwa i ogrodu, wydawanie produktów na podwieczorek i kolację
  • 17-20 podwieczorek, po którym pani domu, najlepiej w towarzystwie męża, udawała się na przechadzkę lub przejażdżkę w pole bądź do lasu; ponowny przegląd postępu prac gospodarskich, wydanie dyspozycji dotyczących menu na dzień następny
  • 20-22 kolacja, lektura książek i prasy, drobne robótki ręczne, słuchanie muzyki bądź radia [41].
Ponadto w tym temacie zachęcam do zapoznania się z lekturą:  „Kalendarza na rok 1876. Kolendy dla gospodyń przez autorkę 365 obiadów" Lucyny Ćwierciakiewiczowej (dostępnego pod adresem: http://ziemianskieklimaty.weebly.com/rok-w-380yciu-pani-na-dworze.html).

       Przytoczone prze mnie informacje miały na celu zapoznanie czytelników nie tylko ze zwyczajowością i obrzędowością dotyczących: zaręczyn, ślubów i wesel w kulturze ziemiańskiej; ale także dania wgląd w to jak postrzegano małżeństwo, oraz rolę kobiety w omawianej epoce. A tymczasem już teraz zapraszam na kolejne części z cyklu poświęconego ziemiaństwu, z których kolejna dotyczyć będzie obrzędowości pogrzebowej.



Przypisy.

[1] N. Kapuścińska, Rytuały przejścia  w scenariuszu szlacheckiego wesela, [w:] Dobrzyckie Studia Ziemiańskie, t. III, dr Marek Jaeger (red.), Muzeum Ziemiaństwa w Dobrzycy Zespół Pałacowo-Parkowy, Dobrzyca 2012, s. 58.
[2] K. Gołdowski, Swaćba, czyli ślub po starosłowiańsku:
 https://www.slawoslaw.pl/swacba-czyli-slub-po-staroslowiansku/
[3] N. Kapuścińska, dz. cyt., s.59.
[4] zob. T.A. Pruszak, Ziemiańskie święta i zabawy. Tradycje karnawałowe, ślubne, dożynkowe i inne, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2012, s. 293.
[5] zob. Tamże, s. 294.
[6] N. Kapuścińska, dz. cyt., s. 59.
[7] Tamże, s. 60.
[8] zob. tamże, s. 61.
[9] zob. T. A. Pruszak, dz. cyt., s. 227.
[10] Wielkopolski Słownik Pisarek: Jadwiga Szeptycka:
[11] T. A. Pruszak, dz. cyt., s. 274.
[12] Tamże, s. 279.
[13] Tamże, s. 310.
[14] Tamże, s. 319.
[15] zob. tamże.
[16] Tamże, s. 320.
[17] N. Kapuścińska, Ochronna czy niszczycielka rola zazdrości? Przyczynek do rozważań nad małżeństwem ziemiańskim, t. I, dr Marek Jaeger (red.), Muzeum Ziemiaństwa w Dobrzycy Zespół Pałacowo-Parkowym, Dobrzyca 2010, s. 87.
[18] zob. tamże.
[19] Tamże, s. 89.
[20] zob. Tamże (przypisy).
[21] Tamże, s. 90.
[22] zob. tamże, s. 91.
[23] zob. Tamże.
[24] zob. tamże, s. 92.
[25] Tamże, s. 93.
[26] zob. tamże, s. 94.
[27] tamże, s. 95.
[28] Tamże (przypisy).
[29] Tamże, s. 25-26.
[30] Tamże, s. 29.
[31] zob. A. Kwilecki, Rady matki spisane dla córki w dzień ślubu, [w:] Ziemiaństwo wielkopolskie. W kręgu arystokracji, A. Kwilecki (red.), Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2004, s. 481.
[32] zob. tamże, s. 482.
[33] Tamże, s. 483.
[34] Tamże.
[35] zob. 484.
[36] Tamże, s. 485.
[37] zob,Tamże.
[38] zob. 487.
[39] Tamże, s. 484.
[40] Tamże, s. 487.


Bibliografia.


1. Gołdowski Kamil, Swaćba, czyli ślub po starosłowiańsku:
 https://www.slawoslaw.pl/swacba-czyli-slub-po-staroslowiansku/
2. Kapuścińska Nina, Ochronna czy niszczycielka rola zazdrości? Przyczynek do rozważań nad małżeństwem ziemiańskim, t. I, dr Marek Jaeger (red.), Muzeum Ziemiaństwa w Dobrzycy Zespół Pałacowo-Parkowym, Dobrzyca 2010.
3.  Kapuścińska Nina, Rytuały przejścia  w scenariuszu szlacheckiego wesela, [w:] Dobrzyckie Studia Ziemiańskie, t. III, dr Marek Jaeger (red.), Muzeum Ziemiaństwa w Dobrzycy Zespół Pałacowo-Parkowy, Dobrzyca 2012.
4. Kwilecki Andrzej, Rady matki spisane dla córki w dzień ślubu, [w:] Ziemiaństwo wielkopolskie. W kręgu arystokracji, A. Kwilecki (red.), Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2004.
5. Muzeum Lasochów, Obowiązki pana i pani domu, [w:] Dwór ziemiański na przełomie XIX i XX w.:
 http://muzeum.lasochow.pl/obowiazki.html
6. Pruszak Tomasz Adam, Ziemiańskie święta i zabawy. Tradycje karnawałowe, ślubne, dożynkowe i inne, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2012.
7. Wielkopolski Słownik Pisarek: Jadwiga Szeptycka: http://pisarki.wikia.com/wiki/Jadwiga_Szeptycka
8.  Ziemiańskie klimaty, Rok w życiu pani na dworze:
http://ziemianskieklimaty.weebly.com/rok-w-380yciu-pani-na-dworze.html


Źródła ilustracji.

Większość fotografii pochodzi z książki Tomasza Adama Pruszaka Ziemiańskie święta i zabawy. Tradycje karnawałowe, ślubne, dożynkowe i inne, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2012.