niedziela, 3 grudnia 2017

Kalendarz obrzędowy - Narodziny cz.1: W łonie matki.



Grudzień to miesiąc zdominowany przez narodziny... Co prawda Syna Bożego, ale podtrzymując ten temat postaramy się rozpocząć drugą część cyklu obrzędowego, zaliczanego także do dorocznego (bo przecież co roku ktoś: rodził się, żenił, umierał)  właśnie od odmawiania aktu narodzin w kulturze chłopskiej Wielopolski Wschodniej. Właściwa treść zostanie poprzedzona wstępem, objaśniającym istoty obrzędów przejścia (inicjacyjnych) w ogólnie rozumianej kulturze. Pomoże nam to lepiej przedstawić sedno  rytuałów i wierzeń, towarzyszących temu zjawisku. I znowuż - jak to się zdarzało, parokrotnie, ze względu na obszerność zgromadzonego materiału, pozwolimy sobie podzielić ten temat na dwie części. W pierwszej omówimy postrzeganie kobiecej sfery, w kulturze ludowej, status panien z dzieckiem, oraz ich nieślubnych dzieci wśród lokalnej społeczności, by w końcu zakończyć tę część przedstawieniem praktyk i wierzeń związanych z okresem ciąży.
Za tydzień - w drugiej części opowiemy sobie o przebiegu porodu, pielęgnacji jaką otaczano nowo narodzone dziecko, a także rytuały włączające je do rodziny, oraz lokalnej społeczności. 



Nawiedzenie Najświętszej Maryji Panny, autor: Rogier van der Weyden.



Charakterystyka obrzędów przejścia.


To właśnie od niej rozpoczniemy sobie omawianie kolejnych etapów obrzędowości rodzinnej, gdyż każdy z nich: czy to narodziny, ślub, bądź pogrzeb wiązać się będą ze zmianą statusu danej osoby. O obrzędach inicjacyjnych (zwanych także: „rytuałami przejścia”), zasygnalizowaliśmy sobie, przy okazji omawiania obrzędowości zapustnej, kiedy to uczestnictwo kobiet, w poszczególnych elementach obrzędowości, zależało od zajmowanego przez nie statusu społecznego. Mężatce nie wypadało uczestniczyć w tańcach przed podkoziołkiem – panna, nie będąc dojrzałą kobietą nie miała prawa uczestniczyć w tańcu na wysoki len. W końcu, rytuał „wywożenia młodożeńcowych”  ostatecznie wyłączał młode kobiety ze społeczności panien na wydaniu, i wprowadzał w krąg gospodyń wiejskich.
Do męskich rytów inicjacyjnych, należały zielonoświątkowe zwyczaje związane z wprowadzaniem młodych pasterzy, do grona doświadczonych przedstawicieli tej klasy. Na obrzędy o tym samym znaczeniu, sygnalizujące rozpoczęcie nowego - dorosłego etapu życia młodych mężczyzn, określał zwyczaj zwany „wyzwolinami wilka / fryca”.
Także i w przypadku przełomowych etapów życia ludzkiego, do których zaliczać będziemy: narodziny, ślub, a także  śmierć, mówić będziemy o rytuałach włączających, oraz wyłączających neofitę do danej społeczności. I tymże sposobem, w kulturze ludowej nowonarodzone dziecko, było postrzegane jako istota, przybyła do lokalnej społeczności ze świata nadprzyrodzonego, rozumianego jako: sfera duchów, natury. Z tego też powodu, narażone było na oddziaływanie sił nadprzyrodzonych, przed którymi należało je chronić.  Aby to uczynić należało podkreślić jego przyjęcie zarówno w poczet własnej rodziny, jak i lokalnej społeczności. W czasach chrześcijańskich, w polskiej kulturze ludowej tego typu obrzędem był i jest chrzest – symbolizuje on nie tylko uznanie nowego członka lokalnej wspólnoty, ale także i Chrześcijanina – osobę, nad którą swoją pieczę, będzie od tej pory sprawował Bóg.
            Dusze dzieci zmarłych przed tym obrzędem, według wierzeń ludowych miały tendencje do przekształcania się w różnorakie upiory – powodem był brak, przejścia przez nich, przed śmiercią odpowiedniego rytuału. Nie zostały wyłączone ze świata istot nadprzyrodzonych – ani przyjęte w poczet śmiertelnych, co czyniło je podatnymi na oddziaływanie nieprzychylnych ludzkości mocom. Duszę dziecięcia błąkającą się jako upiór, wybawić miała modlitwa, a przede wszystkim formułka nadania imienia / symbolicznego ochrzczenia: „Jeśliś panna, niech ci będzie Anna, jeśliś pan, niech ci będzie Jan”, itp. Wierzono bowiem, że stanowić zagrożenie może to co nieznane – co nie posiada wizerunku, ani imienia. Stąd też w kulturze ludowej popularny był zwyczaj czynienia podobizn wyobrażających kostuchy, diabła, widm zarazy; a nawet nadawania im „swojskich” imion, określeń. Miało to za zadanie osłabić moc sił nadprzyrodzonych, a nadanie imienia – nawet zyskać nad daną istotą władzę.
W czasach kiedy śmierć nader chętnie, zabierała dzieci – starano się ją oszukać, min. gdy zaobserwowano, że (z jakiegoś powodu) częściej umierają chłopcy, niż dziewczynki – starano się jednych do drugich upodobnić. Stąd na starych fotografiach możemy zaobserwować chłopców, przebranych w ubranka (koszulki) podobne do dziewczęcych. Uważano, że tak „zmylona” śmierć, nie zabierze męskiego potomka.
Nie inaczej było w przypadku panien, które zmarły przed zamążpójściem, bądź w okresie narzeczeństwa, czy też przygotowań do ślubu, czy odbycia się samej ceremonii zaślubin. Czyni je to kolejnymi kandydatkami do przekształcenie się we wszelkiej maści boginki, upiory, etc., były narzeczone, a także panny młode, o które śmierć upomniała się przed ceremonią kościelną, bądź obrzędem oczepin. Uznawane były za zmarłe w mediacyjnym stanie „zawieszenia” - nie należały już bowiem, do stanu który właśnie opuszczały (panieństwo), ale jeszcze nie zdołały przejść do kolejnego (małżeństwo). Niewiele osób zdaje sobie sprawę z prawdziwego znaczenia ślubnego welonu, który w myśl religino-magiczną stanowić miał ochronę, dla przyszłej mężatki przed wszelkimi urokami, oraz  wszelkimi nieprzychylnymi jej mocami.  Bezpieczna miała być dopiero, po ceremoniach rozplecin, oraz oczepin – kiedy to oficjalnie podkreślano zmianę jej statutu społecznego. Zmarłe panny, w ogóle były narażone na oddziaływanie sił nadprzyrodzonych, gdyż nie zostając nawet narzeczonymi (a tym bardziej żonami), wyłamały się z naturalnego porządku rzeczy. Wszak nie były już dziećmi, ale nie były w pełni uznawane za pełnoprawne przedstawicielki społeczności kobiet wiejskich. Brak odbycia rytuału stawiał je w sferze mediacyjnego zagrożenia.
Na sam koniec warto odnieść się do obrzędów przejścia dotyczących zmarłych. Umierając nie należeli już do społeczności żywych, ale jeszcze nie weszli do grona zmarłych. Należało ich zatem wyłączyć z jednej społeczności, pożegnać i odesłać (włączyć) do drugiej – rytuałem zarezerwowanym w tym celu był pogrzeb. Stąd się brało przekonanie, iż zmarli bez odpowiedniego pochówku (bądź całkowicie go pozbawieni), mieli straszyć pod postacią duchów, bądź innych upiorów. Zasada ta tyczyła się w szczególności, w stosunku do dusz: osób zamordowanych, poronionych dzieci, a także samobójców – w ich przypadkach, obrzędowość ludowa znała szczególne przypadki postępowania. Ponadto, wierzono oczywiście, że dusza danego człowieka „straszy”, tzn. nie może udać się na „właściwą stronę”, gdyż coś ją zatrzymuje w „świecie żywych”. Dlatego też starano się takiemu duchowi pomóc, modlitwą, mszą, czy w końcu rozwikłaniem związanej z nim zagadki.

            O wszystkim jednak powiemy sobie w odpowiednim momencie – każdy z przedstawionych powyżej etapów granicznych, ludzkiego życia będzie miał poświęcony sobie wyczerpujący (mamy nadzieję) materiał. Tymczasem skupmy się na przedstawieniu i wyjaśnieniu charakterystyki ogólnych schematów inicjacyjnych, przyjętych przez badaczy kultury.
            Rumuński religioznawca, Mircea Eliade podkreślał indywidualny charakter każdego rytuału przejścia, który z kolei posiadał ścisły związek z mitem. Wg badacza, opowieści te posiadały w sobie prawzory, a zarazem wyjaśnienia dla wszystkich czynności  religijnych, a ich odtworzenie, za każdym razem odwoływało się do mitycznego czasu, w którym rytuał ów został stworzony. A zatem osoba inicjowana, odbywając obrzęd przejścia, uosabia sobą postać mitycznego bohatera, a wszystkie próby jakim zostaje poddana w trakcie swej inicjacji, symbolizują te jakie w mitycznej przeszłości musiał pokonać dany bóg, czy też heros. Także więc wszystkie obrzędy, wiążące się ze zmianą statusu społecznego (np. chrzest, ślub, pogrzeb), posiadają swój pierwowzór w dawnych opowieściach [1].
     Tymczasem Joseph Campbell, amerykański religioznawca i mitoznawca, przedstawił własny schemat obrzędów inicjacyjnych, na podstawie opracowanych przez siebie mitów, oraz legend o charakterze heroicznym. Efekty jego pracy, można przeczytać w publikacji, pt. „Bohater o tysiącu twarzy”, gdzie też schemat obrzędów inicjacyjnych został przyrównany do symbolicznej drogi bohaterów wielkich opowieści. I choć główny sens pozostaje taki sam, jak w przypadku wszystkich omawianych tutaj schematów, Campbell pozostając wiernym symbolice etosu podróży, ponazywał jego poszczególne etapy w następujący sposób:
1)      Odejście.
2)      Inicjacja.
3)      Powrót.
 Trzeba także pamiętać, iż schemat ów jest sporym uproszczeniem, gdyż każdy z wymienionych etapów, rozbudowywać będzie mnogość wyszczególnionych przez autora motywów, zaczerpniętych z opowieści wielu zakątków tego świata. Do tych przykładów wyliczyć należy: postać mentora głównego bohatera; trkistera – przechery, który miesza szyki; wybranka bohatera – symbolizującej jego zwycięstwo, ale zarówno postać bogini, powierniczki tajemnicy, którą bohater musi  samemu odkryć;  ojciec-tyran, którego bohater musi pokonać („bohater dnia wczorajszego, jest tyranem jutra”); walka ze swym sobowtórem – czyli samym sobą, a także wiele innych prób, którym poddawany jest inicjowany bohater, w trakcie odbytej przez siebie drogi. Wszystko to znajduje odzwierciedlenie w obrzędach inicjacyjnych – ich poszczególnych elementach, nie wszystko jednak pozostaje czytelne, gdyż nie raz się okazuje, że znaczenia dawnych opowieści, oraz rytuałów uległy zapomnieniu [2]. 
Nawiązując do tego co już zostało powiedziane, brytyjski antropolog, Edmund Leach
podkreślał, że istotą każdego rytuału przejścia, było odwołujące się do mitycznej rzeczywistości, rytualne przekraczanie granicy pomiędzy „Tym”, a „Tamtym” światem – czyli, to co istnieje pomiędzy jednym, a drugim stanem społecznym. Obrzędy inicjacyjne, zarówno informują o zmianie statusu społecznej neofity, jak i go powodują. Dochodzi tutaj do tzw. „dwubiegunowego przemieszczenia czasowego”, które polega na tym, iż do chwili swej inicjacji, osoba poddawana inicjacji, przed jej rozpoczęciem posiada normalne prawa, na których opiera się jej funkcjonowanie wewnątrz swojej grupy. Utraca je z momentem rozpoczęcia rytu - kiedy do tego dochodzi, zostaje na nią nałożone tabu. W zależności od kultury, oraz typu rytuału dochodzi min. do: jej odseparowania od społeczeństwa, pozbawienia wszelkich praw, poddawania próbom, a nawet okazywania wobec niej otwartej pogardy. Z chwilą zakończenia inicjacji neofita zostaje przywrócony do danej społeczności, odzyskuje swoje prawa – a właściwie zyskuje nowe, obowiązujące w grupie społecznej, do której właśnie został włączony.
W związku z powyższym leach’owski schemat obrzędów przejścia będzie przedstawiał się w następujący sposób:
1)      Ryt separacji (wyłączenie) – „normalne warunki”;
2)       Stan Graniczny – „nienormalne warunki”, brak statusu, poza społeczeństwem, poza czasem;
3)      Ryt agregacji (włączenie) – przywrócenie normalnych warunków, wraz z osiągnięciem przez neofitę nowego statusu [3].
Jeśli przedstawiona przez nas teoria wydała się czytelnikowi nieco zbyt zagmatwana, mamy nadzieję, że „naprostuje” ją, jeszcze jeden przykład obrzędów przejścia, opracowany przez francuskiego etnografa i folklorystę, Arnolda van Gennep’a. Opracowując wspólny dla wszystkich kultur świata schemat dla rytuałów inicjacyjnych, wyodrębnił on trzy następujące etapy (rozumiane przez niego w następujący sposób):
1)      Obrzędy preliminalne, obrzędy wyłączenia. Są one związane z wyłączeniem jednostki z jej dotychczasowego statusu, jej separacji od tego, kim jest przed zmianą;
2)      Obrzędy liminalne lub transliminalne dotyczą okresu przejściowego, kiedy jednostka już nie jest „tym” a jeszcze nie jest „tamtym”. W tym okresie jednostka jest pozbawiona statusu;
3)      Obrzędy postliminalne, obrzędy włączenia jednostki do nowej grupy, przysposobienie sobie przez nią nowego statusu [4] [5].
Nasza podróż po kręgu ludzkiego życia, rozpocznie się – naturalnie, od przedstawienia aktu narodzin, oraz wszystkich obrzędów,  wierzeń, oraz praktyk, które się z tym faktem wiążą.



Delikatne sprawy – kobiece sprawy.




Wiccańska wizja trzech aspektów kobiecości: Dziewicy, Matki i Staruchy.

Możliwości dawania przez kobietę życia, uczyniła z niej główną postać w wierzeniach, oraz rytuałach związanych z szeroko rozumianym kultem płodności. Dawniej, sfera seksualności, a tym bardziej kobiecych spraw, była tematem tabu - skrzętnie ukrywanym, bo mowa tutaj o tym, o czym się niegdyś otwarcie nie mówiło. Ba! Choć obecnie, w dobie powszechnej dostępnej edukacji seksualnej, może się to wydać dziwne – dawniej „o kobiecych sprawach”, trudno było dowiedzieć się czegokolwiek więcej, nawet od własnej matki. Mając na uwadze ten kontekst kulturowy, nie należy się dziwić że wydarzenie takie jak „pierwsza miesiączka”, była dla wiejskiej dziewczyny powodem do wstydu, zakłopotania – którym towarzyszyło przeświadczenie, że fakt ten należy zataić, najdłużej, jak tylko się da. W końcu i tak sprawa wychodziła na jaw, a świadoma tego wydarzenia matka zwykła wówczas oznajmiać swej córce – że: „zakwitła”. Tak oto bowiem w kulturze ludowej, określało się osiągnięcie przez młodą dziewczynę dojrzałości płciowej. Na Krajnie oraz Pałukach mawiano, że: „kobieta co miesiąc kwitnie, a która nie kwitnie, to nie rodzi” [6]. Kobietę, która utraci zdolność menstruacji, uważa się powszechnie za bezwartościową, „wypadłą”. Na bezpłodną mówią „jałowa” [7]. Wydarzenie to jednak, zostawało utrzymane w sferze intymności – nie świętowano go otwarcie, ani nie oznaczało też, rychłego zamążpójścia danej dziewczyny – na to decydowano się jeszcze poczekać, przynajmniej zazwyczaj.  
Różny był w kulturze ludowej stosunek do miesiączkujących kobiet - niekiedy uważano je za „zdrowe” i „ nieszkodliwe”, a w innych okolicach za „chore”, „nieczyste”. Wśród starszych pokoleń, mogło się zdarzyć, iż wyznawano przekonanie, że kobieta będąc w takim stanie wywiera szkodliwy wpływ na wszystko, z czym się zetknie [8]. Wynikały z tego pewne ograniczenia dotyczące poruszania się kobiety poza domem, wykonywania pewnych czynności ( np. zakaz pieczenia chleba, by nie było zakalca, a dotknięte przez nią mięso mogło się psuć), kontaktów z obcymi, a nawet z własnym mężem (istniało rzekome przeświadczenie, że wówczas może go stracić [9]. We wschodnich powiatach Wielkopolski, istniały zakazy takie jak chociażby ten, zabraniający kobiecie w trakcie menstruacji mieć kontakt ze zwierzętami gospodarskimi, bo mogłaby na nie sprowadzić różnorakie choroby (Krzymów powiat koniński, Barłogi powiat kolski) [10].


Wytrzykąty i ich znajdki.







Makosz: słowiańska bogini  - Matka Ziemia, powiązana z boginkami przeznaczenia, czyli rodzanicami.



Trzeba przyznać, że określenia użyte w niniejszym podtytule brzmią, niczym wyjęte  baśni – choć w rzeczywistości, życie nazywanych nimi osób, zdecydowanie odbiegało od bajkowego. Współżycie kobiety i mężczyzny traktowano jako rzecz naturalną, wręcz obowiązek – pod warunkiem, że miał on miejsce po wcześniejszym zawarciu przez parę małżeństwa. Co oczywiste – zdarzało się, że pary współżyły ze sobą wcześniej, z Bogiem sprawa jeśli fakt ten udawało się ukryć i do obiegowej opinii nie przedostała się wiadomość, że dana panna nader chętnie rozkłada nogi przed danym kawalerem – a nawet wieloma, jeśli cechowało ją wysokie  powodzenie u płci przeciwnej, a nawet chuć. Jeśli tak się stało, dziewczynie przyklejano etykietkę „łatwej” – to z kolei wiązało się z nadaniem charakterystycznego, acz dokuczliwego  dla samej zainteresowanej „przydomka”, wśród lokalnej społeczności, dzięki któremu wiadomo było z kim ma się do czynienia. A oto i przykłady określeń, kierunkowanych w stosunku do dziewcząt, o których było wiadomo, że współżyją bez ślubu: wytrzykąt, ladaco, latawica, puszczalska, łajdaczka [11].

Czasem nie kończyło się na tym i dochodziło do określonych zachowań, adresowanych pod adresem niechlubnej panny, oraz jej rodziny, które wyrażały wobec nich pogardę lokalnej społeczności.
Sytuacja komplikowała się jeszcze bardziej, gdy dziewczyna zaszła w ciążę, a nawet w ostateczności zdecydowała się powić nieślubne dziecko. Zarówno w przypadku matki, jak i dziecka, nie szczędzono kąśliwych uwag, określeń – a nawet pogardliwego zachowania. Zaprezentowane poniżej przykłady, pochodzą zarówno z terenów Zachodniej, jak i Wschodniej Wielkopolski, by dać czytelnikowi wgląd, w bogactwo funkcjonującego ongiś nazewnictwa w tym temacie:
Nazwy dla panny z dzieckiem: ta z dzieckiem (Czeszewo), ta z bękartem (Roszki), panna z przychówkiem (Mechlin), panna z bachorem, wytrzyjkąt, ladaco (Rudniki, Sątopy), dziywka (Lubocześnica), goniocha ( Świeca, pow ostrowski), polatucha (Dubin), naprzód, wzięła naprzód (Rudniki, Słupia Kapitulna, pow rawicki), słomiana panna (Szczepice) [12]. W stosunku, do panien spodziewających się dzieci „z nieprawego łoża”, matki miały zwracać się doń: „chodzisz z kałdunem” [13]
Określenia na dotyczące nieślubnych dzieci: znajdor, znajdorek (pospolite), znejdor, znejda, znajda, znaleziony gdzieś tam, ten bez ojca (Czeszewo, Byszewice, Ułanowo, Mechlin), znondek, niewiadomego ojca, znajduch, znaleziony (Malanów, Krzymów, Brzegorzew, Barłogi pow kolski), najdek (Szamotulskie), najdor, nojdach, obskie, pohańbione (Słupia Kapitlna, Dubin, Roszki, Rudniki), pokrzywiak (Szczepice), znajdur, bękart, bachor (Dubin, Borzęciczki, Dobrzyca [14].
            Życie matek, jak i zarówno ich dzieci, powitych z nieformalnego związku nie należało do łatwych. Napiętnująca ich lokalna społeczność, nie pozwalała im zapomnieć o grzechu, jakiego dopuściła się rodzicielka, a i jej pociesze, skwapliwe przypominano, o tym, że została w nim poczęta. Dziewczyna taka, nie stanowiła dobrej partii, toteż rzadko się zdarzało, by udało jej się wyjść za kogoś z okolicznych kawalerów. Toteż, będąc jeszcze w ciąży udawała się w dalsze okolice – gdzie jej nie znano, a gdzie zapewne mieszkali dalsi krewni, zapewniający jej na czas  pobytu wikt i opierunek, a także aranżujący dla niej małżeństwo z kimś z własnych okolic. Co ciekawe ( jak odnotowywał Medard Tarko, na którego się w tym artykule głównie powołuję) – gdy dziewczyna decydowała się powrócić do rodzinnej wsi, wraz ze swoim mężem, a być może i gromadką odchowanych dzieci, była przyjmowana dobrze. Wybiórcza moralność mieszkańców dawnej wsi sprawiała, że nagle dawna pogarda i niesnaski znikały, a przecież sprawa tyczyła się wciąż tej samej osoby.
Dzieciom wychowywanym przez niezamężne matki często dokuczano – tym samym wypominając ich pochodzenie. Zgodnie z tradycją, z reguły imiona takim dzieciom nadawał ksiądz, dbano wówczas by były nietypowe - chodziło o wyróżnienie go i wyśmiane wśród lokalnej społeczności [15]. W tradycji polskiej „naznaczonym” imieniem, zarezerwowanym dla „bękarcich” córek, było - Ewa. Było tak gdyż, odwoływało się ono do postaci, która w tradycji biblijnej była odpowiedzialna, za naznaczenie ludzkości grzechem pierworodnym. 
Interesującym jest też fakt, który zauważył przytaczany przeze mnie autor, że choć zdarzało się swego czasu, że nieślubnym dzieciom dokuczano, to w niektórych częściach Wielkopolski wierzono, że w końcu znajdą szczęście. Dziewczynki takie miały mieć powodzenie w zamążpójściu, mawiano także że „bękarcie” dzieci, nie posiadają ojca, ale za to mają więcej talentu i szczęścia w późniejszym życiu.
Pogląd ten przejawiał się także przy okazji chrztu - dziewczęta wybrane na chrzestne często godziły się ochoczo zostawać kumami „znajdka”- bowiem wierzyły, że znajdek przynosi wielgie szczęście w miłości” [16].




Wierzenia i zabiegi magiczne dotyczące ciąży.





Kupowanie kołyski, autor:  Hermann Kretzschmer.


Kultura ludowa posiadała także, ciekawy zasób słownictwa w stosunku do kobiet w ciąży, pozostających w formalnych związkach, choć nie wszystkie wydają się brzmieć przychylnie: „ta w nadziei”, „ta przy nadziei”, „gruba”, „ta z bębnem”, „ta, co niedługo będzie wozić”, a na kobietę pierwszy raz spodziewającą się dziecka mówiono: „młódka”[ 17], czy też „piernostka”, „pierwiostka” – w odniesieniu do ciężarnej, która pozostawała dziewicą do dnia ślubu [18].
Z jednej strony ciążę postrzegano jako stan „błogosławiony”, i wielkie szczęście dla kobiety, oraz jej męża i rodziny. Dlatego też, omówienie czegoś brzemiennej, odmówienie spełnienia jej zachcianek, czy prośbie skutkować miało karą, w postaci plagi myszy, która mogła wygryźć dziury w ubraniach, bądź wyjeść zapasy ziaren zboża [19]. Był to powszechnie obowiązujący w Wielkopolsce przesąd, na którego ślady natrafić można także na Ziemi Wieluńskiej [ 20].
Z drugiej jednak strony – podobnie jak kobieta miesiączkująca, oraz przebywająca w okresie połogu, była postrzegana jako „nieczysta” tj. mogąca wywierać nieświadomie zły wpływ na otoczenie. Stąd min. pokutowało przekonanie, że kobieta ciężarna nie powinna  zostawać chrzestną bo jej dziecko umrze (powszechne), albo nie będzie rosło i nie uchowa się (Czeszewo). Również druhną ciężarna być nie może; w ogóle unika się jej uczestnictwa w ślubnym orszaku. Nie prosi się jej też na świadka. Powyższe zwyczaje wskazują na to, że ciężarną – podobnie jak miesiączkującą – traktuje się tu jako osobę w pewnej mierze szkodliwie oddziałującą na otoczenie [21]. W Dolanach, „chłop jadący na targ do miasta klnie, gdy mu drogę przejdzie baba, a co dopiero w ciąży, bo wierzy, że na pewno nie powiedzie mu się [22].
 Poza tym, kobieta znajdująca się w tym szczególnym stanie była podatna na oddziaływanie uroków, oraz sił nadprzyrodzonych. Toteż istniał szereg zabiegów magicznych, mających na celu chronić zarówno ją, jak i jej nienarodzone dziecko. Zalecano wówczas aby brzemienna:  nosiła przy sobie zawsze czerwoną wstążeczkę, a także szpilkę, agrafkę, bądź igłę – wierzono bowiem, że coś ostrego broni przed złem (Dolany, Golew Stary)[23].
Obowiązywał ją także zakaz opuszczania domu do pewnego momentu ciąży (na ogół pierwsze trzy miesiące), a nawet w określone pory dnia i nocy.  W Dolanach kobiety ciężarne nie wychodzą z domu przy pełni księżyca, „żeby ogień jakiś nie padł na dziecko” [24]. Również na Krajnie kobieta w zaawansowanej ciąży nie mogła wychodzić z domu i spotykać się z ludźmi, ponieważ musiała chronić się przed złymi oczami, a także przed działaniem czarownic i złych duchów. Z tego powodu nie mogła opuszczać domu 1 maja, 23 czerwca, 1 i 2 listopada. Poród objęty był tabu. Nie zdradzano jego terminu, by dziecku nie zaszkodziły złe duchy. Przy porodzie obecni byli tylko mąż lub zaufana kobieta z rodziny oraz babocha – wiejska akuszerka. Noworodka nie wolno było pokazywać nikomu przez pierwsze 3-5 dni jego życia [25].
Ponadto, do zabiegów ochronnych w trakcie ciąży, uważano także zakaz dotyczący siadania przez kobietę będącą w stanie błogosławionym na progu, który tłumaczono następującym stwierdzeniem: „bo próg wejdzie i dziecko się nie narodzi”[26]


Odnośnie przebiegu samej ciąży istniało przekonanie, iż choć w prawdzie trwa ona dziewięć miesięcy, to dziecko kształtuje się w jej pierwszej połowie, a nawet pierwszym trymestrze: formowanie zaczynu na potomka trwa tylko cztery miesiące i wtedy już dziecko ma duszę i ciało, i takie przyjdzie na świat (Krzymów) [27].
Wierzono także, że istnieją pewne praktyki magiczne (opierające się na zasadzie: „podobne, czyni podobne”), które wpłynąć mogą na kształtowanie się w trakcie ciąży, pożądanych cech u dziecka ( tzw. zabiegi pseudokoncepcyjne), a także te – polegające na zabezpieczeniu dziecka, przed nabyciem niepożądanych cech.




Szkice nienarodzonego dziecka autorstwa Leonardo da Vinci. 


Zabiegi pseudokoncepcyjne (pozytywne):

- Gdy kobieta chce mieć syna, to pożycza coś kobiecie, która już syna urodziła - gdyż wierzono, że oddany przedmiot może przynieść szczęście ciężarnej [28].
- Jeśli jednak pragnie mieć córkę, powinna wpatrywać się w rzeczy piękne i miłe dla oka [29]. Portrety przodków ( Skokum, pow. słupecki), lub obrazy w kościele (Dolany w pow. słupeckim) [30].

            Ponadto, kultura ludowa znała także metody, pozwalające zawczasu przewidzieć  płeć oczekiwanego dziecka: jeśli ciężarna ma „twarz gładką i rumianą” oraz „brzuch spiczasty”, a nadto skłonność do spożywania potraw kwaśnych -  urodzi syna. Wszystkie znaki przeciwne, takie jak plamy na ciele, okrągły kształt ciąży, uczucie mdłości, skłonność do słodkich potraw itp. – wróżą niezawodnie córkę (powszechne) (…). Gdy najmłodszy syn zacznie mówić „tata” – rodzice spodziewają się drugiego syna, bo „tata woła brata”; gdy córka powie „mama” – wywoła siostrę, bo „nie chce być sama” (Dobrzyca w powiecie pleszewskim, Brzeziny w powiecie kaliskim) [31]. Na Ziemi Wieluńskiej było podobnie: sadzono, że jeśli kobieta chętnie je potrawy słodkie, to urodzi się dziewczynka, gdy zaś smakują jej potrawy ostre i słone, na świat przyjdzie syn [32].


Zakazy, których przestrzeganie miało na celu, ochronę dziecka przed przejęciem niepożądanych cech, wg nich ciężarna:

- Nie powinna chodzić: na pogrzeby i cmentarze – bo dziecko będzie bojaźliwe; do fryzjera - bo dziecko będzie łyse; do dentysty - bo zęby będą wyrasta późno i ciężko (Ułanowo w pow. gnieźnieńskim, Łekno w pow. wągrowieckim) [33].
- Nie powinna spoglądać: przez dziurkę od klucza, szparę aby dziecko nie było zezowate [34] [35] (Wielkopolska, oraz Ziemia Wieluńska); ani na kominiarza – by nie było diabłem, ani na zmarłego by nie było blade (Wielkopolska, oraz Ziemia Wieluńska), ani na niedźwiedzia, żeby nie było owłosione, ani na żaby – by nie było „rechotliwe”, na zająca – by nie miało zajęczej wargi, ani do lustra – by dziecko nie miało krzywego kręgosłupa ani zeza [36] [37].
-  nie mogła jeść drobiu - bo dziewczynka będzie się czaplić jak kura, a chłopiec będzie latał jak kogut za dziewczynami [38].
- Sądzono, że jeśli ciężarna się czegoś wystraszy to wierzono, że dziecko urodzi się kaleką [39].
- Jeżeli kobieta spojrzała na umarłego i chwyciła się za nos – miało to sprawić, ż dziecku w przyszłości będzie śmierdzieć z ust. Ten sam efekt miało wywołać wykonanie tego gestu, gdy brzemienna przechodziła w pobliżu gnojówki [40].  
- Uważano, że wzrok ciężarnej  jest tak „pożądliwy, iż „to, w co  się ona wpatrzy, odbija się na ciele dziecka (powszechne). Nie chcąc zaszkodzić dziecku, ciężarna wystrzega się zapatrzenia przede wszystkim w ogień, bo gdyby wtedy dotknęła swego  ciała – „dziecko dostałoby ognia, tj. czerwonej plamy na ciele (powszechne) [41]. Gdy ciężarna  zlęknie się ognia lub myszy i dotknie np. swojej twarzy, w tym miejscu dziecko będzie miało „znamię”, tj. plamę czerwoną, zwaną „ogniem”, lub szarą zwaną „myszka” [42]. Plamy te usuwane były dawniej  przez pocieranie trzy razy „miejscem”, tj.  łożyskiem rodzącej (Barłogi) [43]. Na Ziemi Wieluńskiej mawiano wówczas, że to dziecko będzie mieć „ogniopiór” [44].
Ze swoich doświadczeń autorka może dodać także, zasłyszane przez siebie nazywanie owej „plamki”  ( tj. naczyniaka płaskiego) – „uszczypnięciem bociana”,  określenie to miało się ponoć pojawiać wśród starszych pokoleń , zamieszkałych na terenach Wschodniej Wielkopolski.
- Ciężarne unikały przechodzenia przez drąg lub dyszel, aby chłopiec który miał się urodzić nie miał za długiego przyrodzenia. Ponadto z tym zakazem wiązało się też przekonanie, że jeśli ciężarna matka postąpi w ten sposób, dziecko mogłoby się urodzić tyłem [45]. Z tego samego względu brzemienna, nie mogła łamać drzewa na kolanie - „bo dziecko się przesunie[46].


Autor: Marta Kaleta.


Przypisy.

1.      Zob. M. Eliade, Morfologia i funkcja mitów, [w:] Traktat o historii religii, Łódź 1993, Wydawnictwo Opus.
2.      Zob. J. Campbell, Bohater o tysiącu twarzy, Poznań 1997, Zysk i S-ka Wydawnictwo s.c.
3.      Zob. J. Burszta, Zwyczaje i obrzędy i symbole, (stan na dnia: 01. 12. 2017):
4.      Zob. A. van Gennep, Obrzędy przejścia, Warszawa 2006, Państwowy Instytut Wydawniczy.
5.      T. Teodorczyk, Zastosowanie koncepcji obrzędów przejścia Arnolda van Gennepa do pracy z progiem w psychologii procesu, (stan na dnia 01.12.2017):
6.      Zob. M. Tarko, Obrzędy narodzinowe, [w:] Kultura ludowa Wielkopolski, t. III, J. Burszta (red.), Poznań 1967, Wydawnictwo Poznańskie, s. 92
7.      Tamże.
8.      Tamże, s. 93.
9.      Zob. Tamże.
10.  Zob. Tamże, s. 94.
11.  Zob. Tamże.
12.  Tamże, s. 116.
13.  Tamże, s. 95.
14.  Tamże, s. 116.
15.  Zob. Tamże, s. 105.
16.  Tamże, s. 113.
17.  Zob. Tamże, s. 95.
18.  Zob. Tamże, s. 103.
19.  Zob. Tamże, s. 99.
20.  Zob. Folklor Ziemi Wieluńskiej, Obrzędy, wierzenia i zabiegi magiczne, (stan na dnia: 01.12.2017):
21.  M. Tarko, dz. cyt., s. 98.
22.  Tamże, s. 119.
23.  Tamże, s. 97.
24.  Tamże.
25.  E. Rodek, Kultura ludowa Krajny, (stan na dnia: 01.12.2017):
26.  M. Tarko, dz. cyt., s. 97.
27.  Tamże, s . 95.
28.  Zob. tamże, s, 96.
29.  Zob. Tamże.
30.  Zob. Tamże
31.  Tamże, s. 100.
32.  Folklor Ziemi Wieluńskiej, dz. cyt.
33.  M. Tarko, dz. cyt., s. 97.
34.  Zob. tamże.
35.  Zob. Folklor Ziemi Wieluńskiej, dz. cyt.
36.  Zob. tamże.
37.  Zob. M. Tarko, dz. cyt., s. 97 - 98.
38.  Folklor Ziemi Wieluńskiej, dz. cyt.
39.  Zob. M. Tarko, dz. cyt., s. 97.
40.  Zob. Tamże.
41.  Tamże, s. 98.
42.  Tamże.
43.  Tamże, s. 119.
44.  Folklor Ziemi Wieluńskiej, dz. cyt.
45.  Zob. M. Tarko, dz. cyt., s. 97.
46.  Folklor Ziemi Wieluńskiej, dz. cyt.


Bibliografia.


1.      Campbell Joseph, Bohater o tysiącu twarzy, Poznań 1997, Zysk i S-ka Wydawnictwo s.c.
2.      Eliade Mircea, Traktat o historii religii, Łódź 1993, Wydawnictwo Opus.
3.      Tarko Medard, Zwyczaje i obrzędy narodzinowe, [w:] Kultura ludowa Wielkopolski, t. III, J. Burszta (red.), Poznań 1967, Wydawnictwo Poznańskie.
4.      van Gennep Arnold, Obrzędy przejścia, Warszawa 2006, Państwowy Instytut Wydawniczy.


Źródła Internetowe:

1.       Burszta Józef, Obrzędy i symbole:
2.      Folklor Ziemi Wieluńskiej, Obrzędy, wierzenia i zabiegi magiczne:
3.      Rodek Ewa, Kultura ludowa Krajny:

4.      Teodorczyk Tomasz, Zastosowanie koncepcji obrzędów przejścia Arnolda van Gennepa do pracy z progiem w psychologii procesu:



Spis ilustracji:

1.       Nawiedzenie Najświętszej Maryi Panny, autor: Rogier van der Weyden
2.       Wiccańska wizja trzech aspektów kobiecości: Dziewicy, Matki i Staruchy.
3.       Makosz:


4.       Kupowanie kołyski, autor:  Hermann Kretzschmer:
5.       Szkice nienarodzonego dziecka autorstwa Leonardo da Vinci:
https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/7/78/Views_of_a_Foetus_in_the_Womb.jpg