Grudzień to miesiąc zdominowany przez narodziny... Co prawda Syna Bożego, ale podtrzymując ten temat postaramy się rozpocząć drugą część cyklu obrzędowego, zaliczanego także do dorocznego (bo przecież co roku ktoś: rodził się, żenił, umierał) właśnie od odmawiania aktu narodzin w kulturze chłopskiej Wielopolski Wschodniej. Właściwa treść zostanie poprzedzona wstępem, objaśniającym istoty obrzędów przejścia (inicjacyjnych) w ogólnie rozumianej kulturze. Pomoże nam to lepiej przedstawić sedno rytuałów i wierzeń, towarzyszących temu zjawisku. I znowuż - jak to się zdarzało, parokrotnie, ze względu na obszerność zgromadzonego materiału, pozwolimy sobie podzielić ten temat na dwie części. W pierwszej omówimy postrzeganie kobiecej sfery, w kulturze ludowej, status panien z dzieckiem, oraz ich nieślubnych dzieci wśród lokalnej społeczności, by w końcu zakończyć tę część przedstawieniem praktyk i wierzeń związanych z okresem ciąży.
Za tydzień - w drugiej części opowiemy sobie o przebiegu porodu, pielęgnacji jaką otaczano nowo narodzone dziecko, a także rytuały włączające je do rodziny, oraz lokalnej społeczności.
Nawiedzenie Najświętszej Maryji Panny, autor: Rogier van der Weyden.
Charakterystyka obrzędów przejścia.
To
właśnie od niej rozpoczniemy sobie omawianie kolejnych etapów obrzędowości
rodzinnej, gdyż każdy z nich: czy to narodziny, ślub, bądź pogrzeb wiązać się
będą ze zmianą statusu danej osoby. O obrzędach inicjacyjnych (zwanych także:
„rytuałami przejścia”), zasygnalizowaliśmy sobie, przy okazji omawiania
obrzędowości zapustnej, kiedy to uczestnictwo kobiet, w poszczególnych
elementach obrzędowości, zależało od zajmowanego przez nie statusu społecznego.
Mężatce nie wypadało uczestniczyć w tańcach przed podkoziołkiem – panna, nie
będąc dojrzałą kobietą nie miała prawa uczestniczyć w tańcu na wysoki len. W
końcu, rytuał „wywożenia młodożeńcowych”
ostatecznie wyłączał młode kobiety ze społeczności panien na wydaniu, i
wprowadzał w krąg gospodyń wiejskich.
Do
męskich rytów inicjacyjnych, należały zielonoświątkowe zwyczaje związane z
wprowadzaniem młodych pasterzy, do grona doświadczonych przedstawicieli tej
klasy. Na obrzędy o tym samym znaczeniu, sygnalizujące rozpoczęcie nowego - dorosłego
etapu życia młodych mężczyzn, określał zwyczaj zwany „wyzwolinami wilka /
fryca”.
Także
i w przypadku przełomowych etapów życia ludzkiego, do których zaliczać
będziemy: narodziny, ślub, a także
śmierć, mówić będziemy o rytuałach włączających, oraz wyłączających
neofitę do danej społeczności. I tymże sposobem, w kulturze ludowej
nowonarodzone dziecko, było postrzegane jako istota, przybyła do lokalnej
społeczności ze świata nadprzyrodzonego, rozumianego jako: sfera duchów,
natury. Z tego też powodu, narażone było na oddziaływanie sił nadprzyrodzonych,
przed którymi należało je chronić. Aby
to uczynić należało podkreślić jego przyjęcie zarówno w poczet własnej rodziny,
jak i lokalnej społeczności. W czasach chrześcijańskich, w polskiej kulturze
ludowej tego typu obrzędem był i jest chrzest – symbolizuje on nie tylko
uznanie nowego członka lokalnej wspólnoty, ale także i Chrześcijanina – osobę,
nad którą swoją pieczę, będzie od tej pory sprawował Bóg.
Dusze
dzieci zmarłych przed tym obrzędem, według wierzeń ludowych miały tendencje do
przekształcania się w różnorakie upiory – powodem był brak, przejścia przez
nich, przed śmiercią odpowiedniego rytuału. Nie zostały wyłączone ze świata
istot nadprzyrodzonych – ani przyjęte w poczet śmiertelnych, co czyniło je
podatnymi na oddziaływanie nieprzychylnych ludzkości mocom. Duszę dziecięcia
błąkającą się jako upiór, wybawić miała modlitwa, a przede wszystkim formułka
nadania imienia / symbolicznego ochrzczenia: „Jeśliś panna, niech ci będzie
Anna, jeśliś pan, niech ci będzie Jan”, itp. Wierzono bowiem, że stanowić
zagrożenie może to co nieznane – co nie posiada wizerunku, ani imienia. Stąd
też w kulturze ludowej popularny był zwyczaj czynienia podobizn wyobrażających
kostuchy, diabła, widm zarazy; a nawet nadawania im „swojskich” imion, określeń.
Miało to za zadanie osłabić moc sił nadprzyrodzonych, a nadanie imienia – nawet
zyskać nad daną istotą władzę.
W
czasach kiedy śmierć nader chętnie, zabierała dzieci – starano się ją oszukać,
min. gdy zaobserwowano, że (z jakiegoś powodu) częściej umierają chłopcy, niż
dziewczynki – starano się jednych do drugich upodobnić. Stąd na starych
fotografiach możemy zaobserwować chłopców, przebranych w ubranka (koszulki)
podobne do dziewczęcych. Uważano, że tak „zmylona” śmierć, nie zabierze
męskiego potomka.
Nie
inaczej było w przypadku panien, które zmarły przed zamążpójściem, bądź w
okresie narzeczeństwa, czy też przygotowań do ślubu, czy odbycia się samej
ceremonii zaślubin. Czyni je to kolejnymi kandydatkami do przekształcenie się
we wszelkiej maści boginki, upiory, etc., były narzeczone, a także panny młode,
o które śmierć upomniała się przed ceremonią kościelną, bądź obrzędem oczepin.
Uznawane były za zmarłe w mediacyjnym stanie „zawieszenia” - nie należały już
bowiem, do stanu który właśnie opuszczały (panieństwo), ale jeszcze nie zdołały
przejść do kolejnego (małżeństwo). Niewiele osób zdaje sobie sprawę z
prawdziwego znaczenia ślubnego welonu, który w myśl religino-magiczną stanowić
miał ochronę, dla przyszłej mężatki przed wszelkimi urokami, oraz wszelkimi nieprzychylnymi jej mocami. Bezpieczna miała być dopiero, po ceremoniach
rozplecin, oraz oczepin – kiedy to oficjalnie podkreślano zmianę jej statutu
społecznego. Zmarłe panny, w ogóle były narażone na oddziaływanie sił
nadprzyrodzonych, gdyż nie zostając nawet narzeczonymi (a tym bardziej żonami),
wyłamały się z naturalnego porządku rzeczy. Wszak nie były już dziećmi, ale nie
były w pełni uznawane za pełnoprawne przedstawicielki społeczności kobiet
wiejskich. Brak odbycia rytuału stawiał je w sferze mediacyjnego zagrożenia.
Na
sam koniec warto odnieść się do obrzędów przejścia dotyczących zmarłych. Umierając
nie należeli już do społeczności żywych, ale jeszcze nie weszli do grona
zmarłych. Należało ich zatem wyłączyć z jednej społeczności, pożegnać i odesłać
(włączyć) do drugiej – rytuałem zarezerwowanym w tym celu był pogrzeb. Stąd się
brało przekonanie, iż zmarli bez odpowiedniego pochówku (bądź całkowicie go
pozbawieni), mieli straszyć pod postacią duchów, bądź innych upiorów. Zasada ta
tyczyła się w szczególności, w stosunku do dusz: osób zamordowanych,
poronionych dzieci, a także samobójców – w ich przypadkach, obrzędowość ludowa
znała szczególne przypadki postępowania. Ponadto, wierzono oczywiście, że dusza
danego człowieka „straszy”, tzn. nie może udać się na „właściwą stronę”, gdyż
coś ją zatrzymuje w „świecie żywych”. Dlatego też starano się takiemu duchowi
pomóc, modlitwą, mszą, czy w końcu rozwikłaniem związanej z nim zagadki.
O wszystkim jednak powiemy sobie w
odpowiednim momencie – każdy z przedstawionych powyżej etapów granicznych,
ludzkiego życia będzie miał poświęcony sobie wyczerpujący (mamy nadzieję)
materiał. Tymczasem skupmy się na przedstawieniu i wyjaśnieniu charakterystyki
ogólnych schematów inicjacyjnych, przyjętych przez badaczy kultury.
Rumuński religioznawca, Mircea
Eliade podkreślał indywidualny charakter każdego rytuału przejścia, który z
kolei posiadał ścisły związek z mitem. Wg badacza, opowieści te posiadały w
sobie prawzory, a zarazem wyjaśnienia dla wszystkich czynności religijnych, a ich odtworzenie, za każdym
razem odwoływało się do mitycznego czasu, w którym rytuał ów został stworzony.
A zatem osoba inicjowana, odbywając obrzęd przejścia, uosabia sobą postać
mitycznego bohatera, a wszystkie próby jakim zostaje poddana w trakcie swej
inicjacji, symbolizują te jakie w mitycznej przeszłości musiał pokonać dany
bóg, czy też heros. Także więc wszystkie obrzędy, wiążące się ze zmianą statusu
społecznego (np. chrzest, ślub, pogrzeb), posiadają swój pierwowzór w dawnych
opowieściach [1].
Tymczasem
Joseph Campbell, amerykański religioznawca i mitoznawca, przedstawił własny
schemat obrzędów inicjacyjnych, na podstawie opracowanych przez siebie mitów,
oraz legend o charakterze heroicznym. Efekty jego pracy, można przeczytać w
publikacji, pt. „Bohater o tysiącu twarzy”, gdzie też schemat obrzędów
inicjacyjnych został przyrównany do symbolicznej drogi bohaterów wielkich
opowieści. I choć główny sens pozostaje taki sam, jak w przypadku wszystkich
omawianych tutaj schematów, Campbell pozostając wiernym symbolice etosu
podróży, ponazywał jego poszczególne etapy w następujący sposób:
1)
Odejście.
2)
Inicjacja.
3)
Powrót.
Trzeba także
pamiętać, iż schemat ów jest sporym uproszczeniem, gdyż każdy z wymienionych
etapów, rozbudowywać będzie mnogość wyszczególnionych przez autora motywów,
zaczerpniętych z opowieści wielu zakątków tego świata. Do tych przykładów
wyliczyć należy: postać mentora głównego bohatera; trkistera – przechery, który
miesza szyki; wybranka bohatera – symbolizującej jego zwycięstwo, ale zarówno
postać bogini, powierniczki tajemnicy, którą bohater musi samemu odkryć;
ojciec-tyran, którego bohater musi pokonać („bohater dnia wczorajszego,
jest tyranem jutra”); walka ze swym sobowtórem – czyli samym sobą, a także
wiele innych prób, którym poddawany jest inicjowany bohater, w trakcie odbytej
przez siebie drogi. Wszystko to znajduje odzwierciedlenie w obrzędach
inicjacyjnych – ich poszczególnych elementach, nie wszystko jednak pozostaje
czytelne, gdyż nie raz się okazuje, że znaczenia dawnych opowieści, oraz
rytuałów uległy zapomnieniu [2].
Nawiązując do tego co już zostało
powiedziane, brytyjski antropolog, Edmund Leach
podkreślał, że istotą każdego rytuału przejścia, było odwołujące
się do mitycznej rzeczywistości, rytualne przekraczanie granicy pomiędzy „Tym”,
a „Tamtym” światem – czyli, to co istnieje pomiędzy jednym, a drugim stanem
społecznym. Obrzędy inicjacyjne, zarówno informują o zmianie statusu społecznej
neofity, jak i go powodują. Dochodzi tutaj do tzw. „dwubiegunowego
przemieszczenia czasowego”, które polega na tym, iż do chwili swej inicjacji,
osoba poddawana inicjacji, przed jej rozpoczęciem posiada normalne prawa, na
których opiera się jej funkcjonowanie wewnątrz swojej grupy. Utraca je z
momentem rozpoczęcia rytu - kiedy do tego dochodzi, zostaje na nią nałożone tabu.
W zależności od kultury, oraz typu rytuału dochodzi min. do: jej odseparowania
od społeczeństwa, pozbawienia wszelkich praw, poddawania próbom, a nawet
okazywania wobec niej otwartej pogardy. Z chwilą zakończenia inicjacji neofita
zostaje przywrócony do danej społeczności, odzyskuje swoje prawa – a właściwie
zyskuje nowe, obowiązujące w grupie społecznej, do której właśnie został
włączony.
W związku z powyższym leach’owski schemat obrzędów przejścia
będzie przedstawiał się w następujący sposób:
1)
Ryt separacji (wyłączenie) –
„normalne warunki”;
2)
Stan Graniczny – „nienormalne warunki”, brak
statusu, poza społeczeństwem, poza czasem;
3)
Ryt agregacji (włączenie) –
przywrócenie normalnych warunków, wraz z osiągnięciem przez neofitę nowego
statusu [3].
Jeśli
przedstawiona przez nas teoria wydała się czytelnikowi nieco zbyt zagmatwana,
mamy nadzieję, że „naprostuje” ją, jeszcze jeden przykład obrzędów przejścia,
opracowany przez francuskiego etnografa i folklorystę, Arnolda van Gennep’a. Opracowując
wspólny dla wszystkich kultur świata schemat dla rytuałów inicjacyjnych,
wyodrębnił on trzy następujące etapy (rozumiane przez niego w następujący
sposób):
1)
Obrzędy
preliminalne, obrzędy wyłączenia. Są one związane z wyłączeniem jednostki
z jej dotychczasowego statusu, jej separacji od tego, kim jest
przed zmianą;
2) Obrzędy
liminalne lub transliminalne dotyczą okresu przejściowego, kiedy jednostka już
nie jest „tym” a jeszcze nie jest „tamtym”. W tym okresie
jednostka jest pozbawiona statusu;
3) Obrzędy
postliminalne, obrzędy włączenia jednostki do nowej grupy, przysposobienie
sobie przez nią nowego statusu [4] [5].
Nasza
podróż po kręgu ludzkiego życia, rozpocznie się – naturalnie, od przedstawienia
aktu narodzin, oraz wszystkich obrzędów,
wierzeń, oraz praktyk, które się z tym faktem wiążą.
Delikatne sprawy – kobiece sprawy.
Wiccańska wizja trzech aspektów kobiecości: Dziewicy, Matki i Staruchy.
Możliwości dawania przez kobietę
życia, uczyniła z niej główną postać w wierzeniach, oraz rytuałach związanych z
szeroko rozumianym kultem płodności. Dawniej, sfera seksualności, a tym
bardziej kobiecych spraw, była tematem tabu - skrzętnie ukrywanym, bo mowa
tutaj o tym, o czym się niegdyś otwarcie nie mówiło. Ba! Choć obecnie, w dobie
powszechnej dostępnej edukacji seksualnej, może się to wydać dziwne – dawniej
„o kobiecych sprawach”, trudno było dowiedzieć się czegokolwiek więcej, nawet
od własnej matki. Mając na uwadze ten kontekst kulturowy, nie należy się dziwić
że wydarzenie takie jak „pierwsza miesiączka”, była dla wiejskiej dziewczyny
powodem do wstydu, zakłopotania – którym towarzyszyło przeświadczenie, że fakt
ten należy zataić, najdłużej, jak tylko się da. W końcu i tak sprawa wychodziła
na jaw, a świadoma tego wydarzenia matka zwykła wówczas oznajmiać swej córce –
że: „zakwitła”. Tak oto bowiem w kulturze ludowej, określało się osiągnięcie
przez młodą dziewczynę dojrzałości płciowej. Na Krajnie oraz Pałukach mawiano,
że: „kobieta co miesiąc kwitnie, a która
nie kwitnie, to nie rodzi” [6]. Kobietę,
która utraci zdolność menstruacji, uważa się powszechnie za bezwartościową,
„wypadłą”. Na bezpłodną mówią „jałowa” [7]. Wydarzenie to jednak, zostawało utrzymane w sferze intymności –
nie świętowano go otwarcie, ani nie oznaczało też, rychłego zamążpójścia danej
dziewczyny – na to decydowano się jeszcze poczekać, przynajmniej zazwyczaj.
Różny był w kulturze ludowej stosunek
do miesiączkujących kobiet - niekiedy uważano je za „zdrowe” i „ nieszkodliwe”,
a w innych okolicach za „chore”, „nieczyste”. Wśród starszych pokoleń, mogło
się zdarzyć, iż wyznawano przekonanie, że kobieta
będąc w takim stanie wywiera szkodliwy wpływ na wszystko, z czym się zetknie [8]. Wynikały z tego pewne ograniczenia
dotyczące poruszania się kobiety poza domem, wykonywania pewnych czynności (
np. zakaz pieczenia chleba, by nie było zakalca, a dotknięte przez nią mięso
mogło się psuć), kontaktów z obcymi, a nawet z własnym mężem (istniało rzekome
przeświadczenie, że wówczas może go stracić [9]. We wschodnich powiatach
Wielkopolski, istniały zakazy takie jak chociażby ten, zabraniający kobiecie w
trakcie menstruacji mieć kontakt ze zwierzętami gospodarskimi, bo mogłaby na
nie sprowadzić różnorakie choroby (Krzymów powiat koniński, Barłogi powiat
kolski) [10].
Wytrzykąty
i ich znajdki.
Makosz: słowiańska bogini - Matka Ziemia, powiązana z boginkami przeznaczenia, czyli rodzanicami.
Trzeba przyznać, że określenia użyte
w niniejszym podtytule brzmią, niczym wyjęte
baśni – choć w rzeczywistości, życie nazywanych nimi osób, zdecydowanie
odbiegało od bajkowego. Współżycie kobiety i mężczyzny traktowano jako rzecz
naturalną, wręcz obowiązek – pod warunkiem, że miał on miejsce po wcześniejszym
zawarciu przez parę małżeństwa. Co oczywiste – zdarzało się, że pary współżyły
ze sobą wcześniej, z Bogiem sprawa jeśli fakt ten udawało się ukryć i do
obiegowej opinii nie przedostała się wiadomość, że dana panna nader chętnie
rozkłada nogi przed danym kawalerem – a nawet wieloma, jeśli cechowało ją
wysokie powodzenie u płci przeciwnej, a
nawet chuć. Jeśli tak się stało, dziewczynie przyklejano etykietkę „łatwej” –
to z kolei wiązało się z nadaniem charakterystycznego, acz dokuczliwego dla samej zainteresowanej „przydomka”, wśród
lokalnej społeczności, dzięki któremu wiadomo było z kim ma się do czynienia. A
oto i przykłady określeń, kierunkowanych w stosunku do dziewcząt, o których
było wiadomo, że współżyją bez ślubu: wytrzykąt, ladaco, latawica, puszczalska,
łajdaczka [11].
Czasem nie kończyło się na tym i dochodziło do określonych
zachowań, adresowanych pod adresem niechlubnej panny, oraz jej rodziny, które
wyrażały wobec nich pogardę lokalnej społeczności.
Sytuacja komplikowała się jeszcze
bardziej, gdy dziewczyna zaszła w ciążę, a nawet w ostateczności zdecydowała
się powić nieślubne dziecko. Zarówno w przypadku matki, jak i dziecka, nie
szczędzono kąśliwych uwag, określeń – a nawet pogardliwego zachowania.
Zaprezentowane poniżej przykłady, pochodzą zarówno z terenów Zachodniej, jak i
Wschodniej Wielkopolski, by dać czytelnikowi wgląd, w bogactwo funkcjonującego
ongiś nazewnictwa w tym temacie:
Nazwy dla panny z dzieckiem: ta z dzieckiem (Czeszewo), ta z bękartem (Roszki), panna z przychówkiem
(Mechlin), panna z bachorem, wytrzyjkąt, ladaco (Rudniki, Sątopy), dziywka
(Lubocześnica), goniocha ( Świeca, pow ostrowski), polatucha (Dubin), naprzód,
wzięła naprzód (Rudniki, Słupia Kapitulna, pow rawicki), słomiana panna
(Szczepice) [12]. W stosunku, do panien spodziewających się dzieci „z
nieprawego łoża”, matki miały zwracać się doń: „chodzisz z kałdunem” [13]
Określenia na dotyczące nieślubnych dzieci: znajdor, znajdorek (pospolite), znejdor,
znejda, znajda, znaleziony gdzieś tam, ten bez ojca (Czeszewo, Byszewice,
Ułanowo, Mechlin), znondek, niewiadomego ojca, znajduch, znaleziony (Malanów,
Krzymów, Brzegorzew, Barłogi pow kolski), najdek (Szamotulskie), najdor,
nojdach, obskie, pohańbione (Słupia Kapitlna, Dubin, Roszki, Rudniki),
pokrzywiak (Szczepice), znajdur, bękart, bachor (Dubin, Borzęciczki, Dobrzyca [14].
Życie
matek, jak i zarówno ich dzieci, powitych z nieformalnego związku nie należało
do łatwych. Napiętnująca ich lokalna społeczność, nie pozwalała im zapomnieć o
grzechu, jakiego dopuściła się rodzicielka, a i jej pociesze, skwapliwe
przypominano, o tym, że została w nim poczęta. Dziewczyna taka, nie stanowiła
dobrej partii, toteż rzadko się zdarzało, by udało jej się wyjść za kogoś z
okolicznych kawalerów. Toteż, będąc jeszcze w ciąży udawała się w dalsze
okolice – gdzie jej nie znano, a gdzie zapewne mieszkali dalsi krewni,
zapewniający jej na czas pobytu wikt i
opierunek, a także aranżujący dla niej małżeństwo z kimś z własnych okolic. Co
ciekawe ( jak odnotowywał Medard Tarko, na którego się w tym artykule głównie
powołuję) – gdy dziewczyna decydowała się powrócić do rodzinnej wsi, wraz ze
swoim mężem, a być może i gromadką odchowanych dzieci, była przyjmowana dobrze.
Wybiórcza moralność mieszkańców dawnej wsi sprawiała, że nagle dawna pogarda i
niesnaski znikały, a przecież sprawa tyczyła się wciąż tej samej osoby.
Dzieciom wychowywanym przez
niezamężne matki często dokuczano – tym samym wypominając ich pochodzenie.
Zgodnie z tradycją, z reguły imiona takim dzieciom nadawał ksiądz, dbano
wówczas by były nietypowe - chodziło o wyróżnienie go i wyśmiane wśród lokalnej
społeczności [15]. W tradycji polskiej „naznaczonym” imieniem, zarezerwowanym
dla „bękarcich” córek, było - Ewa. Było tak gdyż, odwoływało się ono do
postaci, która w tradycji biblijnej była odpowiedzialna, za naznaczenie
ludzkości grzechem pierworodnym.
Interesującym jest też fakt, który
zauważył przytaczany przeze mnie autor, że choć zdarzało się swego czasu, że
nieślubnym dzieciom dokuczano, to w niektórych częściach Wielkopolski wierzono,
że w końcu znajdą szczęście. Dziewczynki takie miały mieć powodzenie w
zamążpójściu, mawiano także że „bękarcie” dzieci, nie posiadają ojca, ale za to
mają więcej talentu i szczęścia w późniejszym życiu.
Pogląd ten przejawiał się także przy okazji chrztu -
dziewczęta wybrane na chrzestne często godziły się ochoczo zostawać kumami
„znajdka”- bowiem wierzyły, że znajdek
przynosi wielgie szczęście w miłości” [16].
Wierzenia
i zabiegi magiczne dotyczące ciąży.
Kupowanie kołyski, autor: Hermann Kretzschmer.
Kultura ludowa posiadała także,
ciekawy zasób słownictwa w stosunku do kobiet w ciąży, pozostających w
formalnych związkach, choć nie wszystkie wydają się brzmieć przychylnie: „ta w nadziei”,
„ta przy nadziei”, „gruba”, „ta z bębnem”, „ta, co niedługo będzie wozić”, a na
kobietę pierwszy raz spodziewającą się dziecka mówiono: „młódka”[ 17], czy też „piernostka”,
„pierwiostka” – w odniesieniu do ciężarnej,
która pozostawała dziewicą do dnia ślubu [18].
Z jednej strony ciążę postrzegano
jako stan „błogosławiony”, i wielkie szczęście dla kobiety, oraz jej męża i
rodziny. Dlatego też, omówienie czegoś brzemiennej, odmówienie spełnienia jej
zachcianek, czy prośbie skutkować miało karą, w postaci plagi myszy, która
mogła wygryźć dziury w ubraniach, bądź wyjeść zapasy ziaren zboża [19]. Był to
powszechnie obowiązujący w Wielkopolsce przesąd, na którego ślady natrafić
można także na Ziemi Wieluńskiej [ 20].
Z drugiej jednak strony – podobnie jak kobieta
miesiączkująca, oraz przebywająca w okresie połogu, była postrzegana jako „nieczysta”
tj. mogąca wywierać nieświadomie zły wpływ na otoczenie. Stąd min. pokutowało
przekonanie, że kobieta ciężarna nie
powinna zostawać chrzestną bo jej
dziecko umrze (powszechne), albo nie będzie rosło i nie uchowa się (Czeszewo).
Również druhną ciężarna być nie może; w ogóle unika się jej uczestnictwa w
ślubnym orszaku. Nie prosi się jej też na świadka. Powyższe zwyczaje wskazują
na to, że ciężarną – podobnie jak miesiączkującą – traktuje się tu jako osobę w
pewnej mierze szkodliwie oddziałującą na otoczenie [21]. W Dolanach, „chłop jadący na targ do miasta
klnie, gdy mu drogę przejdzie baba, a co dopiero w ciąży, bo wierzy, że na
pewno nie powiedzie mu się [22].
Poza tym, kobieta znajdująca się w tym
szczególnym stanie była podatna na oddziaływanie uroków, oraz sił nadprzyrodzonych.
Toteż istniał szereg zabiegów magicznych, mających na celu chronić zarówno ją,
jak i jej nienarodzone dziecko. Zalecano wówczas aby brzemienna: nosiła przy sobie zawsze czerwoną wstążeczkę,
a także szpilkę, agrafkę, bądź igłę – wierzono bowiem, że coś ostrego broni przed złem (Dolany, Golew Stary)[23].
Obowiązywał ją także zakaz
opuszczania domu do pewnego momentu ciąży (na ogół pierwsze trzy miesiące), a
nawet w określone pory dnia i nocy. W Dolanach kobiety ciężarne nie wychodzą z
domu przy pełni księżyca, „żeby ogień jakiś nie padł na dziecko” [24]. Również na Krajnie kobieta w zaawansowanej
ciąży nie mogła wychodzić z domu i spotykać się z ludźmi, ponieważ musiała
chronić się przed złymi oczami,
a także przed działaniem czarownic i złych duchów. Z tego powodu nie mogła
opuszczać domu 1 maja, 23 czerwca, 1 i 2 listopada. Poród objęty był tabu. Nie
zdradzano jego terminu, by dziecku nie zaszkodziły złe duchy. Przy porodzie
obecni byli tylko mąż lub zaufana kobieta z rodziny oraz babocha – wiejska akuszerka.
Noworodka nie wolno było pokazywać nikomu przez pierwsze 3-5 dni jego życia [25].
Ponadto, do zabiegów ochronnych w
trakcie ciąży, uważano także zakaz dotyczący siadania przez kobietę będącą w
stanie błogosławionym na progu, który tłumaczono następującym stwierdzeniem: „bo
próg wejdzie i dziecko się nie narodzi”[26]
Odnośnie przebiegu samej ciąży istniało
przekonanie, iż choć w prawdzie trwa ona dziewięć miesięcy, to dziecko
kształtuje się w jej pierwszej połowie, a nawet pierwszym trymestrze: formowanie zaczynu na potomka trwa tylko
cztery miesiące i wtedy już dziecko ma duszę i ciało, i takie przyjdzie na
świat (Krzymów) [27].
Wierzono także, że istnieją pewne praktyki magiczne
(opierające się na zasadzie: „podobne, czyni podobne”), które wpłynąć mogą na
kształtowanie się w trakcie ciąży, pożądanych cech u dziecka ( tzw. zabiegi
pseudokoncepcyjne), a także te – polegające na zabezpieczeniu dziecka, przed
nabyciem niepożądanych cech.
Szkice nienarodzonego dziecka autorstwa Leonardo da Vinci.
Zabiegi pseudokoncepcyjne (pozytywne):
- Gdy kobieta chce mieć syna, to pożycza coś kobiecie, która
już syna urodziła - gdyż wierzono, że oddany przedmiot może przynieść szczęście
ciężarnej [28].
- Jeśli jednak pragnie mieć córkę, powinna wpatrywać się w
rzeczy piękne i miłe dla oka [29]. Portrety przodków ( Skokum, pow. słupecki),
lub obrazy w kościele (Dolany w pow. słupeckim) [30].
Ponadto, kultura
ludowa znała także metody, pozwalające zawczasu przewidzieć płeć oczekiwanego dziecka: jeśli ciężarna ma „twarz gładką i rumianą”
oraz „brzuch spiczasty”, a nadto skłonność do spożywania potraw kwaśnych - urodzi syna. Wszystkie znaki przeciwne, takie
jak plamy na ciele, okrągły kształt ciąży, uczucie mdłości, skłonność do
słodkich potraw itp. – wróżą niezawodnie córkę (powszechne) (…). Gdy najmłodszy
syn zacznie mówić „tata” – rodzice spodziewają się drugiego syna, bo „tata woła
brata”; gdy córka powie „mama” – wywoła siostrę, bo „nie chce być sama”
(Dobrzyca w powiecie pleszewskim, Brzeziny w powiecie kaliskim) [31]. Na Ziemi Wieluńskiej było podobnie: sadzono, że jeśli kobieta chętnie je potrawy
słodkie, to urodzi się dziewczynka, gdy zaś smakują jej potrawy ostre i słone,
na świat przyjdzie syn [32].
Zakazy,
których przestrzeganie miało na celu, ochronę dziecka przed przejęciem niepożądanych
cech, wg nich ciężarna:
- Nie powinna chodzić: na pogrzeby i cmentarze – bo dziecko
będzie bojaźliwe; do fryzjera - bo dziecko będzie łyse; do dentysty - bo zęby
będą wyrasta późno i ciężko (Ułanowo w pow. gnieźnieńskim, Łekno w pow. wągrowieckim)
[33].
- Nie powinna spoglądać: przez dziurkę od klucza, szparę aby
dziecko nie było zezowate [34] [35] (Wielkopolska, oraz Ziemia Wieluńska); ani
na kominiarza – by nie było diabłem, ani na zmarłego by nie było blade
(Wielkopolska, oraz Ziemia Wieluńska), ani na niedźwiedzia, żeby nie było
owłosione, ani na żaby – by nie było „rechotliwe”, na zająca – by nie miało
zajęczej wargi, ani do lustra – by dziecko nie miało krzywego kręgosłupa ani
zeza [36] [37].
- nie mogła jeść drobiu - bo dziewczynka
będzie się czaplić jak kura, a chłopiec będzie latał jak kogut za dziewczynami
[38].
- Sądzono, że jeśli ciężarna się czegoś wystraszy to
wierzono, że dziecko urodzi się kaleką [39].
- Jeżeli kobieta spojrzała na umarłego i chwyciła się za nos
– miało to sprawić, ż dziecku w przyszłości będzie śmierdzieć z ust. Ten sam
efekt miało wywołać wykonanie tego gestu, gdy brzemienna przechodziła w pobliżu
gnojówki [40].
- Uważano, że wzrok ciężarnej
jest tak „pożądliwy, iż „to, w
co się ona wpatrzy, odbija się na ciele
dziecka (powszechne). Nie chcąc zaszkodzić dziecku, ciężarna wystrzega się
zapatrzenia przede wszystkim w ogień, bo gdyby wtedy dotknęła swego ciała – „dziecko dostałoby ognia, tj. czerwonej
plamy na ciele (powszechne) [41]. Gdy
ciężarna zlęknie się ognia lub myszy i
dotknie np. swojej twarzy, w tym miejscu dziecko będzie miało „znamię”, tj.
plamę czerwoną, zwaną „ogniem”, lub szarą zwaną „myszka” [42]. Plamy te usuwane były dawniej przez pocieranie trzy razy „miejscem”,
tj. łożyskiem rodzącej (Barłogi) [43].
Na Ziemi Wieluńskiej mawiano wówczas, że to dziecko będzie mieć „ogniopiór”
[44].
Ze swoich doświadczeń autorka może dodać także, zasłyszane
przez siebie nazywanie owej „plamki” (
tj. naczyniaka płaskiego) – „uszczypnięciem bociana”, określenie to miało się ponoć pojawiać wśród
starszych pokoleń , zamieszkałych na terenach Wschodniej Wielkopolski.
- Ciężarne unikały przechodzenia przez drąg lub dyszel, aby
chłopiec który miał się urodzić nie miał za długiego przyrodzenia. Ponadto z
tym zakazem wiązało się też przekonanie, że jeśli ciężarna matka postąpi w ten
sposób, dziecko mogłoby się urodzić tyłem [45]. Z tego samego względu brzemienna,
nie mogła łamać drzewa na kolanie - „bo dziecko się przesunie” [46].
Autor: Marta Kaleta.
Przypisy.
1.
Zob.
M. Eliade, Morfologia i funkcja mitów, [w:] Traktat o historii religii, Łódź 1993,
Wydawnictwo Opus.
2.
Zob.
J. Campbell, Bohater o tysiącu twarzy, Poznań
1997, Zysk i S-ka Wydawnictwo s.c.
3.
Zob.
J. Burszta, Zwyczaje i obrzędy i symbole, (stan
na dnia: 01. 12. 2017):
4.
Zob.
A. van Gennep, Obrzędy przejścia, Warszawa
2006, Państwowy Instytut Wydawniczy.
5.
T.
Teodorczyk, Zastosowanie koncepcji
obrzędów przejścia Arnolda van Gennepa do pracy z progiem w psychologii
procesu, (stan na dnia 01.12.2017):
6.
Zob.
M. Tarko, Obrzędy narodzinowe, [w:] Kultura ludowa Wielkopolski, t. III, J.
Burszta (red.), Poznań 1967, Wydawnictwo Poznańskie, s. 92
7.
Tamże.
8.
Tamże,
s. 93.
9.
Zob.
Tamże.
10.
Zob.
Tamże, s. 94.
11.
Zob.
Tamże.
12.
Tamże,
s. 116.
13.
Tamże,
s. 95.
14.
Tamże,
s. 116.
15.
Zob.
Tamże, s. 105.
16.
Tamże,
s. 113.
17.
Zob.
Tamże, s. 95.
18.
Zob.
Tamże, s. 103.
19.
Zob.
Tamże, s. 99.
20.
Zob.
Folklor Ziemi Wieluńskiej, Obrzędy,
wierzenia i zabiegi magiczne, (stan na dnia: 01.12.2017):
21.
M.
Tarko, dz. cyt., s. 98.
22.
Tamże,
s. 119.
23.
Tamże,
s. 97.
24.
Tamże.
25.
E.
Rodek, Kultura ludowa Krajny, (stan
na dnia: 01.12.2017):
26.
M.
Tarko, dz. cyt., s. 97.
27. Tamże, s . 95.
28. Zob. tamże, s,
96.
29. Zob. Tamże.
30. Zob. Tamże
31. Tamże, s. 100.
32. Folklor Ziemi
Wieluńskiej, dz. cyt.
33.
M.
Tarko, dz. cyt., s. 97.
34. Zob. tamże.
35. Zob. Folklor
Ziemi Wieluńskiej, dz. cyt.
36. Zob. tamże.
37.
Zob.
M. Tarko, dz. cyt., s. 97 - 98.
38. Folklor Ziemi
Wieluńskiej, dz. cyt.
39. Zob. M. Tarko,
dz. cyt., s. 97.
40. Zob. Tamże.
41. Tamże, s. 98.
42. Tamże.
43. Tamże, s. 119.
44. Folklor Ziemi
Wieluńskiej, dz. cyt.
45. Zob. M. Tarko,
dz. cyt., s. 97.
46. Folklor Ziemi
Wieluńskiej, dz. cyt.
Bibliografia.
1.
Campbell
Joseph, Bohater o tysiącu twarzy, Poznań
1997, Zysk i S-ka Wydawnictwo s.c.
2.
Eliade
Mircea, Traktat o historii religii,
Łódź 1993, Wydawnictwo Opus.
3.
Tarko
Medard, Zwyczaje i obrzędy narodzinowe, [w:] Kultura ludowa Wielkopolski, t. III, J.
Burszta (red.), Poznań 1967, Wydawnictwo Poznańskie.
4.
van
Gennep Arnold, Obrzędy przejścia, Warszawa
2006, Państwowy Instytut Wydawniczy.
Źródła Internetowe:
1.
Burszta Józef, Obrzędy i symbole:
2.
Folklor
Ziemi Wieluńskiej, Obrzędy, wierzenia i
zabiegi magiczne:
3.
Rodek
Ewa, Kultura ludowa Krajny:
4.
Teodorczyk
Tomasz, Zastosowanie koncepcji obrzędów
przejścia Arnolda van Gennepa do pracy z progiem w psychologii procesu:
Spis ilustracji:
1.
Nawiedzenie
Najświętszej Maryi Panny, autor: Rogier van der Weyden
2.
Wiccańska
wizja trzech aspektów kobiecości: Dziewicy, Matki i Staruchy.
3. Makosz:
4.
Kupowanie
kołyski, autor: Hermann Kretzschmer:
5.
Szkice
nienarodzonego dziecka autorstwa Leonardo da Vinci:
https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/7/78/Views_of_a_Foetus_in_the_Womb.jpg