niedziela, 1 grudnia 2019

Mini monografia Załęcza Wielkiego (pow. Wieluń), cz.I: Obrzędy rodzinne i wstęp do praktyk magicznych.




Praktyki magiczne związane z cyklem ludzkiego życia.




Narodziny. Pierwszą kategorię stanowią magicznych praktyk, stosowaną przez mieszkańców Załęcza Wielkiego i j jego okolic, były te dotyczące postaci położnicy i jej nowonarodzonego dziecka. W związku z wiarą, iż są oni w szczególności narażeni na działanie negatywnych sił nadprzyrodzonych, stosowano wobec nich szereg zabiegów ochronnych.
Pierwszym z nich jest wkładanie w łóżko butelki z wodą święconą, zaś do poduszeczki dziecka: różaniec i medalik. Stosowano również praktykę polegającą na  paleniu nocami światła, aż do dnia chrztu dziecka[1]. Ponadto jak w wielu pozostałych częściach regionu, jak i innych obszarach Polski: aby zapobiec rzuceniu uroku na dziecko, przywiązywano do jego kaftanika czerwoną wstążeczkę. Natomiast by zapewnić mu szczęście w ważnych i trudnych etapach życia zachowywano jego „czepek” - łożysko, z którym przyszedł na świat (jeśli się z takowym urodziło), lub pępek (tj. pępowinę)[2]. Za najpomyślniejsze daty urodzin uważano parzyste, ponadto za :dobry dzień” uważano niedzielę, zaś za „feralny” – piątek. Ponadto jeśli dziecko przyszło na świat podczas pełni księżyca, uważano, iż przyszło na świat „w pełni rozumu”.
 Po narodzinach dziecka przez trzy dni uważano na to, aby niczego nie pożyczać z domu – w przeciwnym razie uważano, że można w ten sposób „oddalić” szczęście od dziecka. Aby uchronić je przed innymi nieszczęściami, w tym przed przedwczesną śmiercią (głównie poronieniem), starano się do jego przyjścia na świat starano się nie kompletować jego „wyprawki”. Przykładowo: kołyskę wnoszono do domu dopiero 3-9 dni od narodzin dziecka[3].
Kolejną kwestią wartą uwagi w temacie przyjścia na świat dziecka było odczytywanie związanych z tym faktem wróżb. Opierać się miały one zarówno na serii nakazów, jak i zakazów dotyczących postępowania kobiety w trakcie ciąży (o tym co powinna, a czego nie powinna robić w tym stanie pisaliśmy już wcześniej, w artykułach poświęconych temu tematowi). Cechą charakterystyczną dla niektórych z nich będzie odwoływanie się do jednej z zasad myślenia magiczno-religijnego, opierającej się na oddziaływaniu na siebie podobieństw/przeciwieństw.
Poniżej postaram się opisać te, o których nie było dotąd wzmianek na naszych stronach, bądź przypomnieć te ciekawsze, bardziej charakterystyczne.
Przywilej związany z przeprowadzeniem pierwszej kąpieli noworodka, spoczywać miał na „babce” – czyli, kobiecie odbierającej poród. Przystępując do niej kobieta powinna była włożyć do wanienki pieniążek, co sprawić miało, że przez ciąg dalszego życia dziecka pieniądze „będą się go trzymać”.  W przypadku dziewczynek starano się dorzucić także kilka kłosów żyta – aby w przyszłości panna miała piękne i gęste włosy (przypomnijmy: dawniej „kłosami” nazywano panieńskie warkocze).
Do czasu chrztu wodę po kąpieli dziewczynki wylewano do pomieszczenia gdzie trzymano krowy, a tę po umyciu chłopca - do koni. Miało to chronić dziecko przed „przeskakiwaniem kąpieli” przez psa lub kota, co też było równoznaczne ze sprowadzeniem na dziecko choroby, bądź uroku[4]. Uważano, iż: małe dziecko może dostać „ciągotów”, o ile wodę z jego kąpieli wyleje się w miejscu, którędy przechodzą świnie, psy lub koty[5].
Wodę z kąpieli ochrzczonego dziecka wylewano na trawę w ogródku by ta ładnie rosła. Czasem matki dodawały do kąpieli dziecka swojego mleka, aby skóra pociechy zachowała się jasna i delikatna[6].  
            Dawniej pokutowało przekonanie, że dziecko powinno być karmione piersią do trzech lat, współcześniej okres ten skrócił się do 9 miesięcy. Mawiano, że dziecko należy odstawić od piersi gdy wiśnie kwitną, by miało ładne rumieńce; zaś nie należało tego czynić podczas kwitnienia czereśni, gdyż uważano, iż będzie miało „pierzaste włosy”. Nie wolno też było przestawać karmić piersią w okresie gdy ptaki odlatywały  na zimę – gdyż zapowiadać to miało, iż w ciągu swego życia dziecko nie będzie posiadało stałego miejsca[7]. 
Dzień, w którym zadecydowano o odstawieniu dziecka od piersi, stanowił okazję do czynienia wróżb, aby przekonać się o losie pociechy. W tym celu kładziono na stole różne przedmioty. Jeśli dziecko wybrało: kieliszek - oznaczało, że będzie pijakiem, jeśli do różaniec – to znak że będzie pobożne, jeśli książkę – miało być uczone[8].
Co się zaś tyczy zwyczajów związanych z chrztem, Wanda Drozdowska pisała w następujący sposób: w Załęczu zachował się jeszcze do dziś zabieg mający może powiązania z pogańskim kultem słońca: dziecku niesionemu do chrztu odkrywają twarz i wystawiają do słońca, by nie spalało jej i pozwoliło zachować do późnej starości delikatny wygląd. W rodzinach o dużej śmiertelności dzieci na chrzestnych proszą żebraków; dziecku dają na imię Adam lub Ewa, wierząc że dzięki temu Pan Bóg zachowa je przy życiu, kupują także „jakiś znak” do kościoła – ołtarzyk, lampkę, czy figurę[9].
Ponadto istniał szereg zakazów, opierających się na zasadzie podobieństwa, który jasno określił co należy czynić w dniu chrztu dziecka, a czego unikać: nie wolno było czyścić tego dnia  butów - bo dziecko mogło okazać się smarkate; podobnie chrzestny nie powinien wówczas czyścić wozu, gdyż spowodowałoby to, że dziecko przez całe życie będzie chodzić brudne; w drodze do kościoła nikt z chrzestnych nie powinien załatwiać potrzeb fizjologicznych - bo dziecko będzie miało slaby pęcherz;  chrzestna nie powinna mieć nic czerwonego, bo dziecko będzie czerwone w pachwinach [10].
W przypadku śmierci dziecka uważano, że nie powinno się go opłakiwać, ani spoglądać za trumną w dół – w przeciwnym wypadku miałoby to spowodować śmierć wszystkich dzieci w rodzinie. Podobnie jak w innych częściach regionu sądzono, że kobieta w ciąży nie powinna zostawać matką chrzestną, gdyż w przyszłości któreś z dzieci szybko umrze; zaś kobieta w połogu nie powinna chodzić po wsi, gdyż będzie odbierać sąsiadom szczęście[11].





Ślub. Józef Aleksander Miniszewski w swym XIX-wiecznym dziele: „Zwyczaje i obrządki w okolicach Wielunia”, poświęcił wiele miejsca opisom obyczajom z okolic wsi: Pątnowo, Grębień, Załęcze i Dzietrzniki. Nawiązując do tamtejszych zwyczajów ślubnych oraz weselnych wspominał on o zapomnianych potem elementów tejże obrzędowości, takich jak:  sprowadzanie do chaty weselnej chłopa przebranego za „niedźwiedzia”, czyli noszącego słomiany strój, przepasany grochowinami (motyw ten uobecniał się jednak na obszarach Wielkopolski Wschodniej, z okazji zapustów); czy też „przebieranek”, które miały miejsce tuż po oczepinach, a w których  uczestniczyli kawalerowie przebierając się za pannę młodą, i w jej stroju właśnie wychodząc z komory, do izby weselnej w towarzystwie dwóch swatek[12].
Do cech charakterystycznych dla załęckiego wesela należy nadmienić fakt, iż panna młoda nie wkupywała się w towarzystwo gospodyń („bab”) w  trakcie wesela, lecz w trakcie ostatków (o czym pisywaliśmy wcześniej, w kontekście innych części regionu). Ponadto wspomnieć tutaj należy o przejawiających się wówczas praktykach, takich jak: tulanie chleba po stole przez panią młodą, odmawianie modlitw za dusze zmarłych przed rozpoczęciem obiadu, tańce zda winowo-recepcyjne, czepianie w komorze w szczupłym gronie niewiast, licytowanie się starostów w czasie składania na czepek, specjalne poczęstne dla pana młodego i najbliższych gości.
Wesele załęckie posiada niektóre elementy obrzędowe wspólne ze Śląskiem. Do nich między innymi należą sztuczne przeszkody robione panu młodemu w czasie przejazdu do pani młodej, klęczenie nowożeńców na rozpostartej tkaninie w czasie nabożeństwa, czepienie w osobnej izbie lub komorze, magiczne obsypywanie ziarnem pani młodej, wreszcie tańce zdawinowe. Brak w nim natomiast innych elementów wesela śląskiego, jak kołacza, zielonego drzewka, zielonej lipki pod korą przewożono panią młodą do kościoła, trzykrotnego objeżdżania konnego przez starszego drużbę wszystkich weselników siedzących na wozach, rozsyłania kołaczy weselnikom oraz rozbijania naczyń w przeddzień wesela w domu weselnym[13].

Jak i w innych częściach regionu wieczór panieński, zwanych w omawianych okolicach: „dobrymi nockami”.  polegały na ostatecznych przygotowaniach do wesela przez dziewczęta z drużyny panny młodej: wito wieńce dla druhen, oraz druhów, szykowano stroje i dekoracje chaty weselnej. Jednakże, co zauważał Dekowski: na terenie Załęcza Wielkiego  po raz ostatni odbyto  dobrą nockę zimą w 1930 r. wówczas w czasie jej trwania zmarł nagle na udar serca pan młody, Jan Wiktor. W jego pogrzebie wzięli udział wszyscy goście wraz z kapelą. Wyznaczeni drużbowie jechali na koniach obok trumny. Młodzież idąca w kondukcie pogrzebowym była przystrojona po weselnemu. W czasie grzebania jego zwłok drużbowie rzucili do grobu odpięte od boku gałązki mirtowe. Druhenki uczyniły to samo ze swymi wianeczkami. Od tego tragicznego wydarzenia nikt we wsi nie miał odwagi urządzić dobrej nocki[14]. Mamy w tym przypadku do czynienia z praktyką, o której pisywałam w jednym z wcześniejszych materiałów dotyczących obrzędowości weselnej, kiedy to w podobnych przypadkach obrzęd pogrzebu stanowi formę zastępczą wesela.
Późnym wieczorem, po poczęstunku drużbowie udawali się na wieś, by spraszać gości na uroczystość. W niektórych wsiach jak w Dalachowie towarzyszyli im przy tym muzykanci, lecz w Załęczu Wielkim ten element nie występował. Zaproszenie często przybierało formę humorystycznej przyśpiewki, wierszyka. J. Grajnert podawał orację, w której drużbowie prosili: „na gorzałkę, na piwo, wołu tuczonego, wieprza kremnego, parę kuropatw, na bebechy z Jałochy, na groch, świński łeb z uchem[15]. A jeśli zdarzyło się, że ktoś z gości wymawiał się od uczestniczenia w weselu, bo jeszcze nie jest ubrany, wtedy szykowali mu ubranie, czyścili mu nawet buty (Chorzyna)[16].





Następnego dnia pan młody wraz ze swym orszakiem zjawiał się w rodzinnym domu panny młodej. Przy bramie wiodącej do zagrody rodziców pani młodej weselnicy zatrzymywali się, a starostowie taki oto między sobą przeprowadzali dialog: „Skądzeście? Z woli boskiej! Czego zundocie? Łaski boskiej!”. Gdy przejeżdżający starosta niewłaściwie odpowiadał, wówczas musiał fundować wódkę[17].
W dalszej kolejności następował obowiązkowy poczęstunek, którego przybyłym musieli udzielić rodzice panny młodej. Dla muzykantów, oraz najbliższej rodziny pana młodego przeznaczony był specjalny poczęstunek, składający się z chleba i miodu[18]. Pan młody również był oddzielnie częstowany: zaraz na wstępie starościna wręczała mu miskę z chlebem i garnuszek z wodą. Częstowanie to  miało jednak charakter symboliczny, gdyż pan młody tego nie spożywał, lecz odstawiał i serdecznie dziękował. W Chorzynie gościnność była tak dalece posunięta, że częstowano wódką gości siedzących na wozach przygotowanych już do odjazdu do kościoła[19].
W czasie gdy goście oraz młody byli witani, w chacie, a dokładniej: w komorze lub innej z izb następowało ubieranie „młoduchy” – czyli panny młodej, które odbywało się przy akompaniamencie obrzędowych pieśni.  Gdy młoda była już gotowa, wówczas wyprowadzała ją stamtąd do przybyłych starościna trzymając w ręku talerz nakryty białą chusteczką, na której leżał wianek nazwany „wińcem”, jabłuszko względnie jabłuszka oraz gałązka mirtowa z białą kokardką przeznaczoną dla pana młodego. W Chorzynie na talerz oprócz owoców wkładano również cukierki, orzechy i papierosy. Wianek wnoszony przez starościnę w końcu XIX wieku był wity z mirtu lub sztucznych białych kwiatuszków[20]. W XIX w. wyprowadzanie panny młodej odbywało się w towarzystwie starosty, i przy pomocy purpurowej chusteczki, za rogi której trzymały także druhny[21].
Po przypięciu mirtu młodemu miał miejsce obrzęd zwany „targowaniem o wińca” , w trakcie trwania którego młody był zobowiązany składać odpowiednie datki pieniężne. Zdarzało się, że młody czasem płacił srebrnymi monetami przekazywanymi z pokolenia na pokolenie w jego rodzinie, niekiedy mówiło się że płaci „dukatami”, lub „goldsztikiem”. Po zakupie wianuszka, młody chował go do kieszeni wraz z chusteczką, które potem  składał na ofiarę za ołtarzem w kościele. „Dobity” targ przepijano wódką, po czym następowało błogosławieństwo dla młodych[22]. 
Zanim wyruszono do kościoła, czasem odtańczano jeszcze taniec o charakterze zdawinowym, który panna młoda winna była przetoczyć najpierw z drużbami, a potem z samym panem młodym[23].  





Po przyjeździe z kościoła pani młoda uroczyście toczyła na brzegach stołu duży bochen chleba ofiarowany przez jej matkę. Tak było w Załęczu Wielkim i innych wsiach parafii dzietrznickiej.  W Cieciułowie młoducha nie tulała chleba, lecz obnosiła go. W obu jednak przypadkach obchodziła stół, zgodnie z obrotami słońca, przyklękając przy tym przy każdym jego rogu. Po tej ceremonii kroiła ten chleb na małe kawałeczki, które następnie rozdawała wszystkim weselnikom. Niekiedy w tych ostatnich czynnościach Wyręczała ją starościna[24].
Na starych weselach krótko przed oczepinami odbywano tzw. biały taniec, miał on charakter zda winowo-recepcyjny. Brały w nim udział druhny i młoducha[25], czasem także i drużbowie. W jego trakcie młoducha powinna przetańczyć z każdym z młodzieży, w pewnym momencie jednak przerywała go starościna. Wkraczając doń próbowała wydrzeć młodą spomiędzy panien oraz kawalerów. Dwukrotnie starała się okazywać, iż czyni to niechętnie, mówiła niegrzeczności, np. sugerując że młoda jest garbata i koślawa, ale przy okazji „trzeciej próby” zabierała ją ostatecznie ze sobą. Udawały się wówczas do komory, gdzie następować miał obrzęd oczepin[26].
Biały taniec urządzano także na zabawach. Taniec ten odbywały same kobiety lub zapraszały do niego mężczyzn. Przed jego rozpoczęciem jeden z kawalerów wieszał białą chusteczkę u belki stropowej lub wiązał ją przy szyjce basetli (…). Obecnie basista uderza pałeczką trzykrotnie w bęben i oznajmia „babskie” czyli biały taniec[27].
Jak już zostało to zasugerowane: oczepiny odbywały się w komorze w towarzystwie zamężnych kobiet, dawniej wianek był zdejmowany przez pana młodego, potem kobiety zamężne zakładały młodej na głowę czepce, z których najstrojniejszy zakładała jej starościna.
Po oczepinach starościna lub kobiety oprowadzały ją trzykrotnie po izbie śpiewając:

Przyjzyjcie się wszyscy ludzie
W wionku była, w wionku była, w cepcu idzie (bis)
W wionku była lawendowym,
W cepku idzie,  cepku idzie muslinowym (bis)

Druhny widząc panią młodą w czepcu przyganiały:

Cepek stary potargany,
Zgrzebną łatą naprawiany[28]

Potem kobiety udawały się  z młodą do komory, a gdy ta się przebrała, zasiadały wespół ze współbiesiadnikami. Następnie odbywał się taniec pooczepinowy, podobny do wcześniejszego mającego miejsce tuż przed nimi, z tą jednak różnicą: że młoda rzucała w pewnym monecie do góry białą chusteczkę, którą młody powinien był pochwycić. W przeciwnym wypadku musiał płacić okup w postaci wódki[29].
W czasie, gdy młoducha jechała na gospodarstwo mężowskie, starosta lub starościna rzucała garnek z popiołem od koła wozu, wierząc, że w ten sposób przetnie się jej łączność z domem rodziców. Zabieg ten nazywano „wykurzowinami”[30]





Pogrzeb. W przypadkach, gdy śmierć „nie przychodziła zbyt gładko”, konającemu podkładano grochowiny pod głowę. Natomiast, aby zapewnić zmarłemu już, wieczny odpoczynek , oraz zabezpieczyć się przed jego powrotem pod postacią upiora: wlewano mu do ust  wodę świeconą, na palec zakładano ślubną obrączkę,  na pierś kładziono krzyżyk, zaś pod głowę  „ziele” świecone na Matkę Boską Zielną[31]. Jednocześnie pokutowało przeświadczenie, iż „żelaza się do trumny nie daje” (interpretacji brak), kobiecie nie wolno zakładać kolczyków, a mężczyźnie sprzączki od spodni[32].
Na omawianym obszarze zachowały się dość ciekawe przekonania związane z dawnym kultem zmarłych. Mianowicie wierzono, że: dusza zmarłego przebywa w rodzinnym domu przez pierwszy rok od swojej śmierci, jednakże nikt nie może jej obaczyć, ani wyczuć – nawet pies (a przecież zwierzę te jest uważane za jedno z tych, które są niejako „wyczulone” na obecność zmarłych)[33]. Uważano też, że dusze zmarłych odwiedzają swych bliskich nie tylko w noc z dnia wszystkich świętych, na zaduszny, ale także wówczas gdy gospodyni domu upiecze chleb, by móc się wówczas ogrzać w cieple pieca. Z tego też powodu po jego upieczeniu wkładano do pieca kilka drewienek, aby zmarli przodkowie „sobie stóp nie oparzyli”.  W różnych  okolicach Polski wrzuca się drewienka do pieca po upieczeniu chleba, by „diabeł się w nim nie grzał”. Diabeł zastąpił tu dawnego, opiekuńczego ducha przodka – jak twierdzi Poniatowski. Interpretacja mieszkańców Załęcza wydaje się wcześniejszą i jednocześnie bliższą pogańskiemu kultowi duchów przodków[34]. W Zaduszki dusze zmarłych miały uczestniczyć we mszy oprawianej przez zmarłego księdza, ale żywym nie wolno było jej podglądać, bo zmarli mogliby wówczas kogoś w swej złości rozszarpać. Znany był jednak przypadek pewnej kobiety, o którym opowiadano, która złamała to tabu, a którą przed niechybną śmiercią wybawić miał duch przyjaciółki[35].
Ponadto wierzono także w to, że zmarły miał komunikować się przez sen, lub pokonywać nawet znaczne odległości, by powiadomić żyjących krewnych o swej śmierci (zwłaszcza tyczyć się to miało duszy matki). Unikano także chowania w węgła wybudowanego domu pieniędzy, ani nigdzie indziej, by zmarły po swej śmierci, ani jego żyjący bliscy nie musieli ich potem szukać.


Działania Magiczne. 





            We wcześniejszych artykułach publikowanych na portalu poświęcałam (i wciąż zamierzam wracać do tego tematu) wyjaśnianiu i omawianiu zagadnienia działania praktyk magicznych. Nie będę zatem czynić tego w tym miejscu, zamiast tego skupię się na przedstawieniu sylwetek osób, które w świadomości Załęczan postrzegane były jaki te, posiadające magiczną moc. W drugiej części artykułu poświęconego mini monografii folkloru Załęcza Wielkiego, który ukaże się za tydzień, skupię się na przedstawianiu wybranych praktyk magicznych, związanych m.in. z okolicznościami poszczególnych świąt dorocznych, czy też wybranych aspektów życia codziennego.
            Pierwszą z postaci, która przywołuje oczywiste skojarzenia ze sferą magii, jest postać czarownicy, i to ją właśnie pozwolę sobie przedstawić w pierwszej kolejności. A dokładniej wierzenia na jej temat funkcjonujące w dawnej świadomości mieszkańców omawianych okolic.
            Tam też wierzono, że czarownicą staje się osoba: „urodzona pod  taką płanetą”- czyli taka, której los był z góry ustalony, jej przeznaczeniem było czynić zło względem ludzi i ich dobytku. Mawiano, iż byli to ludzie: powtórnie przystawieni do piersi matki, lub ssący jej pierś przez trzy Wielkie Piątki, bądź też odstawieni od piersi w czasie pełni księżyca[36]. Czarownice miały uchodzić za atrakcyjne niewiasty, jednak ich cechami charakterystycznymi miały być: „sierściowatość”, oraz „zbójeckie” usposobienie. Wg opowieści ludowych zyskiwały one szczególną moc szkodzenia innym podczas: dni krzyżowych, wigilii Bożego Narodzenia, Matki Boskiej Gromnicznej (dawniej nie motano w dniu św. Mikołaja, czy „czarownicy nie przymotać do domu) [37].
            Aby się uchronić się przed wpływem uroków czarownic należało m.in.: posypać próg solą, okadzać bydło poświęconymi wiankami. Sądzono bowiem, że czarownica  bardziej miała szkodzić bydłu niż ludziom. Przytaczając jej rozliczne umiejętności mawiano np., że: zbiera piasek z śladów krów, w ramie lub  pod progiem igielnik zakopuje, obwiązuje krowom powrozy od żłobów i z nich mleko doi, czasem nawet potrafi na nowiu zakraść się do obory, wjechać na krowie „kaj trzy kopce są” i tam „swoje odprawiać”. Wtedy krowę tak zmęczy, że na drugi dzień wcale mleka nie da. Taka, jak mówią, złe potrafi zrobić nawet z rzęchy – ze śmiecia[38].
            W celu zdemaskowania czarownicy należało uczynić co następuje: zamknąwszy dobrze i zasłoniwszy  oka i drzwi, rozpalić duży ogień na kominie, drugi  by kupić bez targów gliniany garnek z pokrywą, wydoić do niego mleko, przykryć dobre garnek pokrywą i okręci drutem, a o 12-tej w nocy zacząć je gotować. Kiedy już mleko zagotuje się tak, że  mało garnka nie rozerwie, wtedy czarownicę najwięcej parzy. W obu przodkach  przylatuje wtedy do domu, zamawiając się prośbą pożyczenia czegoś[39].

            Poza przytaczanymi w kolejnej części naszych rozważań nad folklorem Załęcza Wielkiego, metod radzenia sobie z urokami, warto podkreślić, iż gdy okazywały się one zawodne bardzo często uciekano się po pomoc, oraz radę osób takich jak odżegnywaczka, czy też przarz.
Różnice pomiędzy obydwoma tymi osobami polegały na tym: że pierwsza z tych osób należała do lokalnej społeczności, i nigdy nie brała opłaty za okazaną przez siebie pomoc, pamiętano jednak  o zaciągniętym u niej długu, który spłacano „w naturze”. Mimo, iż uciekano się do jej pomocy, to w świadomości lokalnej społeczności pokutowało przeświadczenie, zgodnie z którym praktyki odżegnywaczki ocierać się miały o czarną magię (np. „odmawiała odwrotne pacierze”). Jednakże wg badań terenowych przeprowadzonych przez przytaczaną przeze mnie Wandę Drozdowską, wynikało iż w okolicach Załęcza zamieszkiwać miała  niegdyś „pozytywna” odżegnywaczka, zwana Wiktorką, o której mówiono, że „prarkanie jest bo świętości odmawia”[40].
            W przeciwieństwie do omawianych powyżej odżegnywaczek guślarz byli osobami zawsze pochodzącymi  spoza danej społeczności, a za swoje „usługi” nie raz pobierać mieli dość wysokie kwoty pieniężne [41].

            Do uobecniających się na omawianym obszarze podstawowych „artefaktów” magicznych, wykorzystywanych w magicznych praktykach ochronnych, należy przede wszystkim zaliczyć: wodę „trójkrólową” (wodę święconą w dniu Święta Trzech Króli), oraz „ziele”, (czyli wianuszki wykonane z określonych ziół, poświęcone w trakcie świąt Bożego Ciała, bądź Matki Boskiej Zielnej), ponadto dodać tutaj należy także palmę wielkanocną. O wybranych wizerunkach postaci świętych wspomnę w kolejnej części.
Ich naczelnym celem była ochrona domostwa przed: piorunem, lub pożarem; zapewnienie urodzaju plonów; posiadały także szerokie zastosowanie w weterynarii ludowej, oraz medycynie.
Na Boże Ciało plotło się w Załęczu trzy wianki: z rochodnika, macierzanki i róży (lub lipy); dwa ostatnie ozdabiane są kwiatami ogrodowymi i polnymi, należą do nich: „orginie, pątnowianki (inaczej pątnowskie ziele), muskatki, śloz, wrotyca, ziele maciczne, piełun, jarząbek (jarzębina)[42]”.
W dniu Matki Boskiej Zielnej: „ziele” jest bukietem wszystkich płodów rolnych: zboże, tatarka, len, kapusta, jarzyny, gałęzie drzew owocowych. Zdobione jest ono kwiatami ogrodowymi i polnymi: „astry, wiatrówki, pątnowianki, goździki, śloz, maciczne ziele, piełun, oraz gałązki jarząbka”[43].


Lecznictwo ludowe.





Oprócz określonych rytuałów religijno-magicznych w medycynie ludowej ogromną rolę odgrywały zioła. Zanim przejdziemy do przedstawienia ich wybranych przykładów pozwolę sobie na omówienie ogólnych wyobrażeń na temat chorób, pochodzących z obszaru okolic wsi Załęcze Wielkie.
Pierwszą z przyczyn chorób wyróżnianych w tamtejszej medycynie ludowej było przeziębienie. Od niego swój początek miały brać choroby takie jak: „ryma” – kaszel, „strup” – określenie na chorobę dziecięcą, „cuchoty”, „wielka choroba”, „rymatyzm”- odnoszące się do gruźlicy. Uważano że tej ostatniej istniało, aż 9 odmian, z których każdą należało leczyć w odrębny sposób[44]. Z „przyniewoleniem” – czyli przemęczeniem, wiązać się miały choroby oczu (w tym  ta zwana „rysim pazurem”), lub „róża”[45]. Sądzono, że z biedy i nieodżywienia można było zachorować na „żółtochę” (żółtaczkę) oraz gruźlicę. Pokutowało także przekonanie, że: zjedzenie zimnego pokarmu powoduje choroby żołądka; a napicie się zimnej wody było przyczyną psucia się zębów; natomiast dźwiganie ciężarów miało prowadzić do tzw. „oberwania”[46].
Za choroby psychiczne uważano „choróbkę” – epilepsję, obłąkanie, oraz „przelęknięcie” – wynikać one miały bardzo często (jak wówczas sądzono) z nadmiernego zamartwiania się. Co się zaś tyczy „przelęknięcia” to uważano, że często bywa ono wynikiem uroku, lub oddziaływania na człowieka złowrogich mu sił. Chcąc przekonać się co jest powodem przestrachu, co jest warunkiem leczenia ludność ucieka się do lania wosku na wodę. W tym celu  nalewają wodę do talerza, wkładają do niej ślubny pierścionek, następnie łamią z miotły trzy patyczki, składają je na krzyż i leją przez nie wosk „prawy” (pszczeli) pochodzący z gromnicy. Wierzą, że w wodzie uleje się podobizna tego, co było powodem przestrachu[47].
            „Postrzał” uważano za „paproch”, który przybywa do człowieka wraz ze złym podmuchem wiatru; a cholera roznosi się pod postacią małych robaczków.  W Dzietrznikach wyróżniać miano, aż 9 rodzajów postrzału: 1. Dębowy – taki co śmierdzi, 2. Suchy, 3. Corny – co ma czarny znak, 4. Taki co się wzdyma – ciało robi się jak przy  oparzeliźnie, 5. Co jest czerwone ciało, 6. Co są kółka i plamki jak przy wrzodzie, 7. Całe ciało jest czarne, 8. Troszkę się czerwieni, 9. Taki co puchnie[48].
            Do pozostałych przyczyn chorób, „zdiagnozowanych” przez medycynę ludową zaliczyć należy: „złą krew”, a także zjawiska atmosferyczne i ciała niebieskie. I jak: księżyc- odpowiedzialny miał być za choroby oczu,  jednakże tej nazywanej „rysim pazurem” nabawić się można było z powietrza. Żywioł ten odpowiadać miał także za chorobę „osutkę” charakteryzująca się krostkami. Podobnie miało być wg wierzeń w przypadku paraliżu – wierzono, że jest efektem działań diabła, którego dostrzec można było w wirze powietrznym na polu, spoglądając nań przez otwór rękawa. Jeśli ktoś zbezcześcił ogień, plując do niego, to w efekcie tego dotknąć go miała choroba zwana „ogniopiórem” – polegająca na pojawieniu się na ciele wysypki. Innym typem choroby miał być „kołtun” – wierzono, że powstawał gdy ktoś odmówił komuś wystarczającej ilości pożywienia. Kołtun pojawiać się miał nie tylko we włosach, ale potrafić miał także wykręcać i kości[49]. Sądzono, że „kurza papra” – kurza ślepota powstaje wtedy, gdy się po zachodzie słońca do kur wychodzi.

            Przykłady zastosowania wybranych ziół, w medycynie ludowej Załęcza Wielkiego[50]:

-  dziewanna wielokwiatowa: napar ze świeżych kwiatów był wykorzystywany do leczenia chorób płuc, duszności, przesmażana z masłem miała służyć jako maść do smarowania: krost, wyprysków, oparzeń.
- marzymięta, macicze ciele: napar sporządzany z kwiatów, liści, czasem także i łodyg leczyć miał oberwanie, oraz pomagać na choroby kobiece.
-cebula: gotowana, lub zapiekana z cukrem miała zastosowanie przy kaszlu, surowa pomać miała na pozbycie się z ciała robaków.
- grążel żółty: zielone liście były  przykładane do ran, oraz pomagać na bóle głowy. Liście suszone, zaparzane w ciepłej wodzie stanowiły remedium na oparzenia.
- maliny: napar z suszonych liści oraz sok miał pomagać „wypocić się”, sok pomagał przy leczeniu odry by „krosty wyszły na wierzch”.
- koniczyna polna: zaparzony kwiat miał za zadanie leczyć astmy, biegunki, przeziębienia.
- czosnek: zjadane surowe ząbki miały pomagać pozbyć się robaków i duszności, natomiast stary i zalany wódką miał być lekarstwem na reumatyzm oraz bóle głowy.
- Gajocha, corne ziele: roślina o nieprzyjemnym zapachu, jej liście świeże bądź suszne były przykładane na „obżerające się miejsca”, lub na „siwe krosty”.
- jałowiec: napar z niego pomagał na nerki, oraz duszności.
- mak: odwar z suchych główek miał pomagać na bezsenność, sporadycznie zalecano sypiać na suchych makówkach.

CDN.

Przypisy.


[1] Zob. Wanda Drozdowska, Magiczne normy postępowania w życiu codziennym Załąecza Wielkiego, pow. Wieluń, Łódzkie Studia Etnograficzne, t. V, Łódź 1963, s. 112.
[2] Zob. tamże.
[3] Zob. Tamże, s. 119.
[4] Zob. Tamże, s. 120.
[5] Józef Jastrzębski, Lecznictwo ludowe w Załeczu Wielkim, [w:] Prace i materiały Muzeum Archeologicznego i Etnograficznego w Łodzi. Seria Etnograficzna nr 5, s. 139.
[6] Zob. W. Drozdowska, dz. cyt.
[7] Zob. Tamże.
[8] Zob. Tamże, s. 127.
[9] Tamże s. 112-113.
[10] Zob. tamże, s. 119.
[11] Zob. tamże, s. 119-120.
[12] Zob. .Jan Piotr Dekowski, Obrzędy i zwyczaje weselne w Załęczu wielkim, [w:] Prace i materiały Muzeum Archeologicznego i Etnograficznego w Łodzi. Seria Etnograficzna nr 5., s. 119.
[13] Tamże, s. 121.
[14] Tamże, s. 122.
[15] Tamże, s. 125 (przypisy).
[16] Tamże, s. 125.
[17] Tamże, s. 126.
[18] Zob. tamże.
[19] Tamże.
[20] Tamże.
[21] Zob. tamże.
[22] Zob. tamże, s. 128.
[23] Zob. tamże.
[24] Tamże.
[25] Tamże, s. 128.
[26] Zob. s. 129-131.
[27] Tamże, s. 129 (przypisy).
[28] Tamże, s. 131.
 [29] Zob. Tamże 132.
[30] Tamże.
[31] Zob. Wanda Drozdowska, Magiczne normy postępowania w życiu codziennym Załęcza Wielkiego, pow. Wieluń, Łódzkie Studia Etnograficzne, t. V, Łódź 1963, s. 121.
[32] Tamże, s. 121.
[33] Zob. tejże, Podania z Załęcza Wielkiego pow. Wieluń, [w:] Łódzkie Studia Etnograficzne, t. IV, Łódź 1962., s. 129.
[34] Tejże, Magiczne normy postępowania…, s.  127 ( również przypisy).
[35] Zob. tamże.
[36] Zob. tejże, Podania z Załęcza Wielkiego…, s. 128.
[36] Wanda Drozdowska, Magiczne normy postępowania w życiu codziennym Załąecza Wielkiego, pow. Wieluń, Łódzkie Studia Etnograficzne, t. V, Łódź 1963, s. 114.
[37] Zob. tejże, Podania z Załęcza Wielkiego…, s. 128.
[38] Tamże.
[39] Tamże.
[40] Zob. tejże, Magiczne normy…, s. 125.
[41] Zob. tamże, s. 125.
[42] Tamże, s. 113 (przypisy).
[43] Tamże.
[44] Zob. Józef Jastrzębski, Lecznictwo ludowe w Załęczu Wielkim, [w:] Prace i materiały Muzeum Archeologicznego i Etnograficznego w Łodzi. Seria Etnograficzna nr 5., s. 135.
[45] Zob. tamże.
[46] Zob. Tamże.
[47] Tamże (przypisy).
[48] Tamże, s. 138.
[49] Zob. tamże s., 138-139.
[50] Zob. Tamże.


Bibliografia:


1.      Dekowski Jan Piotr, Obrzędy i zwyczaje weselne w Załęczu wielkim, [w:] Prace i materiały Muzeum Archeologicznego i Etnograficznego w Łodzi. Seria Etnograficzna nr 5.
2.      Drozdowska Wanda, Magiczne normy postępowania w życiu codziennym Załęcza Wielkiego, pow. Wieluń, Łódzkie Studia Etnograficzne, t. V, Łódź 1963.
3.      Drozdowska Wanda, Podania z Załęcza Wielkiego pow. Wieluń, [w:] Łódzkie Studia Etnograficzne, t. IV, Łódź 1962.
4.      Jastrzębski Józef, Lecznictwo ludowe w Załęczu Wielkim, [w:] Prace i materiały Muzeum Archeologicznego i Etnograficznego w Łodzi. Seria Etnograficzna nr 5.


Spis i źródła ilustracji.


1. Fotografie ślubne z Załęcza Wielkiego pochodzą z publikacji Jana Piotra Dekowskiego,  Obrzędy i zwyczaje weselne w Załęczu wielkim, [w:] Prace i materiały Muzeum Archeologicznego i Etnograficznego w Łodzi. Seria Etnograficzna nr 5.

2. Jan van Eyk, "Portret małżonków Arnolfich":
https://pl.wikipedia.org/wiki/Portret_ma%C5%82%C5%BConk%C3%B3w_Arnolfinich#/media/Plik:Van_Eyck_-_Arnolfini_Portrait.jpg

3. Wilhelm Kotarbiński, "Mogiła samobójcy":
http://cyfrowe.mnw.art.pl/dmuseion/docmetadata-print?id=10934 

4. "The Magic Circle” by John William Waterhouse . (1886): 

5. Św. Roch: