Praktyki magiczne związane z cyklem ludzkiego życia.
Narodziny. Pierwszą
kategorię stanowią magicznych praktyk, stosowaną przez mieszkańców Załęcza
Wielkiego i j jego okolic, były te dotyczące postaci położnicy i jej
nowonarodzonego dziecka. W związku z wiarą, iż są oni w szczególności narażeni
na działanie negatywnych sił nadprzyrodzonych, stosowano wobec nich szereg
zabiegów ochronnych.
Pierwszym z nich jest wkładanie w łóżko
butelki z wodą święconą, zaś do poduszeczki dziecka: różaniec i medalik. Stosowano
również praktykę polegającą na paleniu
nocami światła, aż do dnia chrztu dziecka[1].
Ponadto jak w wielu pozostałych częściach regionu, jak i innych obszarach
Polski: aby zapobiec rzuceniu uroku na dziecko, przywiązywano do jego kaftanika
czerwoną wstążeczkę. Natomiast by zapewnić mu szczęście w ważnych i trudnych
etapach życia zachowywano jego „czepek” - łożysko, z którym przyszedł na świat
(jeśli się z takowym urodziło), lub pępek (tj. pępowinę)[2].
Za najpomyślniejsze daty urodzin uważano parzyste, ponadto za :dobry dzień”
uważano niedzielę, zaś za „feralny” – piątek. Ponadto jeśli dziecko przyszło na
świat podczas pełni księżyca, uważano, iż przyszło na świat „w pełni rozumu”.
Po narodzinach dziecka przez trzy dni uważano
na to, aby niczego nie pożyczać z domu – w przeciwnym razie uważano, że można w
ten sposób „oddalić” szczęście od dziecka. Aby uchronić je przed innymi
nieszczęściami, w tym przed przedwczesną śmiercią (głównie poronieniem),
starano się do jego przyjścia na świat starano się nie kompletować jego
„wyprawki”. Przykładowo: kołyskę wnoszono do domu dopiero 3-9 dni od narodzin
dziecka[3].
Kolejną kwestią wartą uwagi w temacie
przyjścia na świat dziecka było odczytywanie związanych z tym faktem wróżb.
Opierać się miały one zarówno na serii nakazów, jak i zakazów dotyczących
postępowania kobiety w trakcie ciąży (o tym co powinna, a czego nie powinna
robić w tym stanie pisaliśmy już wcześniej, w artykułach poświęconych temu
tematowi). Cechą charakterystyczną dla niektórych z nich będzie odwoływanie się
do jednej z zasad myślenia magiczno-religijnego, opierającej się na
oddziaływaniu na siebie podobieństw/przeciwieństw.
Poniżej
postaram się opisać te, o których nie było dotąd wzmianek na naszych stronach,
bądź przypomnieć te ciekawsze, bardziej charakterystyczne.
Przywilej związany z przeprowadzeniem
pierwszej kąpieli noworodka, spoczywać miał na „babce” – czyli, kobiecie
odbierającej poród. Przystępując do niej kobieta powinna była włożyć do
wanienki pieniążek, co sprawić miało, że przez ciąg dalszego życia dziecka
pieniądze „będą się go trzymać”. W
przypadku dziewczynek starano się dorzucić także kilka kłosów żyta – aby w
przyszłości panna miała piękne i gęste włosy (przypomnijmy: dawniej „kłosami”
nazywano panieńskie warkocze).
Do czasu chrztu wodę po kąpieli
dziewczynki wylewano do pomieszczenia gdzie trzymano krowy, a tę po umyciu
chłopca - do koni. Miało to chronić dziecko przed „przeskakiwaniem kąpieli”
przez psa lub kota, co też było równoznaczne ze sprowadzeniem na dziecko
choroby, bądź uroku[4]. Uważano,
iż: małe dziecko może dostać „ciągotów”,
o ile wodę z jego kąpieli wyleje się w miejscu, którędy przechodzą świnie, psy
lub koty[5].
Wodę
z kąpieli ochrzczonego dziecka wylewano na trawę w ogródku by ta ładnie rosła.
Czasem matki dodawały do kąpieli dziecka swojego mleka, aby skóra pociechy
zachowała się jasna i delikatna[6].
Dawniej
pokutowało przekonanie, że dziecko powinno być karmione piersią do trzech lat,
współcześniej okres ten skrócił się do 9 miesięcy. Mawiano, że dziecko należy odstawić
od piersi gdy wiśnie kwitną, by miało ładne rumieńce; zaś nie należało tego
czynić podczas kwitnienia czereśni, gdyż uważano, iż będzie miało „pierzaste
włosy”. Nie wolno też było przestawać karmić piersią w okresie gdy ptaki
odlatywały na zimę – gdyż zapowiadać to
miało, iż w ciągu swego życia dziecko nie będzie posiadało stałego miejsca[7].
Dzień,
w którym zadecydowano o odstawieniu dziecka od piersi, stanowił okazję do
czynienia wróżb, aby przekonać się o losie pociechy. W tym celu kładziono na stole
różne przedmioty. Jeśli dziecko wybrało: kieliszek - oznaczało, że będzie
pijakiem, jeśli do różaniec – to znak że będzie pobożne, jeśli książkę – miało
być uczone[8].
Co się zaś tyczy zwyczajów związanych z
chrztem, Wanda Drozdowska pisała w następujący sposób: w Załęczu zachował się jeszcze do dziś zabieg mający może powiązania z
pogańskim kultem słońca: dziecku niesionemu do chrztu odkrywają twarz i
wystawiają do słońca, by nie spalało jej i pozwoliło zachować do późnej
starości delikatny wygląd. W rodzinach o dużej śmiertelności dzieci na
chrzestnych proszą żebraków; dziecku dają na imię Adam lub Ewa, wierząc że
dzięki temu Pan Bóg zachowa je przy życiu, kupują także „jakiś znak” do
kościoła – ołtarzyk, lampkę, czy figurę[9].
Ponadto istniał szereg zakazów,
opierających się na zasadzie podobieństwa, który jasno określił co należy
czynić w dniu chrztu dziecka, a czego unikać: nie wolno było czyścić tego dnia butów - bo dziecko mogło okazać się smarkate;
podobnie chrzestny nie powinien wówczas czyścić wozu, gdyż spowodowałoby to, że
dziecko przez całe życie będzie chodzić brudne; w drodze do kościoła nikt z chrzestnych
nie powinien załatwiać potrzeb fizjologicznych - bo dziecko będzie miało slaby
pęcherz; chrzestna nie powinna mieć nic czerwonego,
bo dziecko będzie czerwone w pachwinach [10].
W przypadku śmierci dziecka uważano, że
nie powinno się go opłakiwać, ani spoglądać za trumną w dół – w przeciwnym
wypadku miałoby to spowodować śmierć wszystkich dzieci w rodzinie. Podobnie jak
w innych częściach regionu sądzono, że kobieta w ciąży nie powinna zostawać
matką chrzestną, gdyż w przyszłości któreś z dzieci szybko umrze; zaś kobieta w
połogu nie powinna chodzić po wsi, gdyż będzie odbierać sąsiadom szczęście[11].
Ślub.
Józef
Aleksander Miniszewski w swym XIX-wiecznym dziele: „Zwyczaje i obrządki w
okolicach Wielunia”, poświęcił wiele miejsca opisom obyczajom z okolic wsi: Pątnowo,
Grębień, Załęcze i Dzietrzniki. Nawiązując do tamtejszych zwyczajów ślubnych
oraz weselnych wspominał on o zapomnianych potem elementów tejże obrzędowości,
takich jak: sprowadzanie do chaty
weselnej chłopa przebranego za „niedźwiedzia”, czyli noszącego słomiany strój,
przepasany grochowinami (motyw ten uobecniał się jednak na obszarach
Wielkopolski Wschodniej, z okazji zapustów); czy też „przebieranek”, które
miały miejsce tuż po oczepinach, a w których
uczestniczyli kawalerowie przebierając się za pannę młodą, i w jej
stroju właśnie wychodząc z komory, do izby weselnej w towarzystwie dwóch swatek[12].
Do cech charakterystycznych dla
załęckiego wesela należy nadmienić fakt, iż panna młoda nie wkupywała się w
towarzystwo gospodyń („bab”) w trakcie
wesela, lecz w trakcie ostatków (o czym pisywaliśmy wcześniej, w kontekście
innych części regionu). Ponadto wspomnieć tutaj należy o przejawiających się
wówczas praktykach, takich jak: tulanie
chleba po stole przez panią młodą, odmawianie modlitw za dusze zmarłych przed
rozpoczęciem obiadu, tańce zda winowo-recepcyjne, czepianie w komorze w szczupłym
gronie niewiast, licytowanie się starostów w czasie składania na czepek,
specjalne poczęstne dla pana młodego i najbliższych gości.
Wesele
załęckie posiada niektóre elementy obrzędowe wspólne ze Śląskiem. Do nich
między innymi należą sztuczne przeszkody robione panu młodemu w czasie
przejazdu do pani młodej, klęczenie nowożeńców na rozpostartej tkaninie w
czasie nabożeństwa, czepienie w osobnej izbie lub komorze, magiczne obsypywanie
ziarnem pani młodej, wreszcie tańce zdawinowe. Brak w nim natomiast innych elementów
wesela śląskiego, jak kołacza, zielonego drzewka, zielonej lipki pod korą
przewożono panią młodą do kościoła, trzykrotnego objeżdżania konnego przez
starszego drużbę wszystkich weselników siedzących na wozach, rozsyłania kołaczy
weselnikom oraz rozbijania naczyń w przeddzień wesela w domu weselnym[13].
Jak i w innych częściach regionu wieczór
panieński, zwanych w omawianych okolicach: „dobrymi nockami”. polegały na ostatecznych przygotowaniach do
wesela przez dziewczęta z drużyny panny młodej: wito wieńce dla druhen, oraz
druhów, szykowano stroje i dekoracje chaty weselnej. Jednakże, co zauważał
Dekowski: na terenie Załęcza
Wielkiego po raz ostatni odbyto dobrą nockę zimą w 1930 r. wówczas w czasie
jej trwania zmarł nagle na udar serca pan młody, Jan Wiktor. W jego pogrzebie
wzięli udział wszyscy goście wraz z kapelą. Wyznaczeni drużbowie jechali na
koniach obok trumny. Młodzież idąca w kondukcie pogrzebowym była przystrojona
po weselnemu. W czasie grzebania jego zwłok drużbowie rzucili do grobu odpięte
od boku gałązki mirtowe. Druhenki uczyniły to samo ze swymi wianeczkami. Od
tego tragicznego wydarzenia nikt we wsi nie miał odwagi urządzić dobrej nocki[14].
Mamy w tym przypadku do czynienia z praktyką, o której pisywałam w jednym z
wcześniejszych materiałów dotyczących obrzędowości weselnej, kiedy to w
podobnych przypadkach obrzęd pogrzebu stanowi formę zastępczą wesela.
Późnym wieczorem, po poczęstunku
drużbowie udawali się na wieś, by spraszać gości na uroczystość. W niektórych
wsiach jak w Dalachowie towarzyszyli im przy tym muzykanci, lecz w Załęczu
Wielkim ten element nie występował. Zaproszenie często przybierało formę
humorystycznej przyśpiewki, wierszyka. J. Grajnert podawał orację, w której drużbowie prosili: „na gorzałkę, na piwo, wołu
tuczonego, wieprza kremnego, parę kuropatw, na bebechy z Jałochy, na groch,
świński łeb z uchem[15].
A jeśli zdarzyło się, że ktoś z gości wymawiał się od uczestniczenia w weselu, bo jeszcze nie jest ubrany, wtedy szykowali
mu ubranie, czyścili mu nawet buty (Chorzyna)[16].
Następnego dnia pan młody wraz ze swym
orszakiem zjawiał się w rodzinnym domu panny młodej. Przy bramie wiodącej do zagrody rodziców pani młodej weselnicy
zatrzymywali się, a starostowie taki oto między sobą przeprowadzali dialog:
„Skądzeście? Z woli boskiej! Czego zundocie? Łaski boskiej!”. Gdy przejeżdżający starosta niewłaściwie odpowiadał,
wówczas musiał fundować wódkę[17].
W dalszej kolejności następował
obowiązkowy poczęstunek, którego przybyłym musieli udzielić rodzice panny
młodej. Dla muzykantów, oraz najbliższej rodziny pana młodego przeznaczony był
specjalny poczęstunek, składający się z chleba i miodu[18].
Pan młody również był oddzielnie
częstowany: zaraz na wstępie starościna wręczała mu miskę z chlebem i garnuszek
z wodą. Częstowanie to miało jednak
charakter symboliczny, gdyż pan młody tego nie spożywał, lecz odstawiał i
serdecznie dziękował. W Chorzynie gościnność była tak dalece posunięta, że
częstowano wódką gości siedzących na wozach przygotowanych już do odjazdu do
kościoła[19].
W czasie gdy goście oraz młody byli
witani, w chacie, a dokładniej: w komorze lub innej z izb następowało ubieranie
„młoduchy” – czyli panny młodej, które odbywało się przy akompaniamencie
obrzędowych pieśni. Gdy młoda była już
gotowa, wówczas wyprowadzała ją stamtąd do przybyłych starościna trzymając w ręku talerz nakryty białą
chusteczką, na której leżał wianek nazwany „wińcem”, jabłuszko względnie
jabłuszka oraz gałązka mirtowa z białą kokardką przeznaczoną dla pana młodego.
W Chorzynie na talerz oprócz owoców wkładano również cukierki, orzechy i papierosy.
Wianek wnoszony przez starościnę w końcu XIX wieku był wity z mirtu lub
sztucznych białych kwiatuszków[20].
W XIX w. wyprowadzanie panny młodej odbywało się w towarzystwie starosty, i
przy pomocy purpurowej chusteczki, za rogi której trzymały także druhny[21].
Po przypięciu mirtu młodemu miał miejsce
obrzęd zwany „targowaniem o wińca” , w trakcie trwania którego młody był zobowiązany
składać odpowiednie datki pieniężne. Zdarzało się, że młody czasem płacił
srebrnymi monetami przekazywanymi z pokolenia na pokolenie w jego rodzinie, niekiedy
mówiło się że płaci „dukatami”, lub „goldsztikiem”. Po zakupie wianuszka, młody
chował go do kieszeni wraz z chusteczką, które potem składał na ofiarę za ołtarzem w kościele. „Dobity”
targ przepijano wódką, po czym następowało błogosławieństwo dla młodych[22].
Zanim
wyruszono do kościoła, czasem odtańczano jeszcze taniec o charakterze zdawinowym,
który panna młoda winna była przetoczyć najpierw z drużbami, a potem z samym
panem młodym[23].
Po
przyjeździe z kościoła pani młoda uroczyście toczyła na brzegach stołu duży bochen
chleba ofiarowany przez jej matkę. Tak było w Załęczu Wielkim i innych wsiach
parafii dzietrznickiej. W Cieciułowie
młoducha nie tulała chleba, lecz obnosiła go. W obu jednak przypadkach
obchodziła stół, zgodnie z obrotami słońca, przyklękając przy tym przy każdym
jego rogu. Po tej ceremonii kroiła ten chleb na małe kawałeczki, które
następnie rozdawała wszystkim weselnikom. Niekiedy w tych ostatnich
czynnościach Wyręczała ją starościna[24].
Na
starych weselach krótko przed oczepinami odbywano tzw. biały taniec, miał on
charakter zda winowo-recepcyjny. Brały w nim udział druhny i młoducha[25],
czasem
także i drużbowie. W jego trakcie młoducha powinna przetańczyć z każdym z
młodzieży, w pewnym momencie jednak przerywała go starościna. Wkraczając doń
próbowała wydrzeć młodą spomiędzy panien oraz kawalerów. Dwukrotnie starała się
okazywać, iż czyni to niechętnie, mówiła niegrzeczności, np. sugerując że młoda
jest garbata i koślawa, ale przy okazji „trzeciej próby” zabierała ją
ostatecznie ze sobą. Udawały się wówczas do komory, gdzie następować miał
obrzęd oczepin[26].
Biały taniec urządzano także na zabawach. Taniec ten odbywały same kobiety
lub zapraszały do niego mężczyzn. Przed jego rozpoczęciem jeden z kawalerów
wieszał białą chusteczkę u belki stropowej lub wiązał ją przy szyjce basetli
(…). Obecnie basista uderza pałeczką trzykrotnie w bęben i oznajmia „babskie”
czyli biały taniec[27].
Jak już zostało to zasugerowane:
oczepiny odbywały się w komorze w towarzystwie zamężnych kobiet, dawniej wianek
był zdejmowany przez pana młodego, potem kobiety zamężne zakładały młodej na
głowę czepce, z których najstrojniejszy zakładała jej starościna.
Po oczepinach starościna lub kobiety oprowadzały ją
trzykrotnie po izbie śpiewając:
Przyjzyjcie się wszyscy ludzie
W wionku była, w wionku była, w cepcu idzie (bis)
W wionku była lawendowym,
W cepku idzie,
cepku idzie muslinowym (bis)
Druhny widząc
panią młodą w czepcu przyganiały:
Cepek stary potargany,
Zgrzebną łatą naprawiany[28]
Potem kobiety udawały się z młodą do komory, a gdy ta się przebrała,
zasiadały wespół ze współbiesiadnikami. Następnie odbywał się taniec
pooczepinowy, podobny do wcześniejszego mającego miejsce tuż przed nimi, z tą
jednak różnicą: że młoda rzucała w pewnym monecie do góry białą chusteczkę,
którą młody powinien był pochwycić. W przeciwnym wypadku musiał płacić okup w
postaci wódki[29].
W
czasie, gdy młoducha jechała na gospodarstwo mężowskie, starosta lub starościna
rzucała garnek z popiołem od koła wozu, wierząc, że w ten sposób przetnie się
jej łączność z domem rodziców. Zabieg ten nazywano „wykurzowinami”[30]
Pogrzeb. W przypadkach,
gdy śmierć „nie przychodziła zbyt gładko”, konającemu podkładano grochowiny pod
głowę. Natomiast, aby zapewnić zmarłemu już, wieczny odpoczynek , oraz
zabezpieczyć się przed jego powrotem pod postacią upiora: wlewano mu do
ust wodę świeconą, na palec zakładano
ślubną obrączkę, na pierś kładziono krzyżyk,
zaś pod głowę „ziele” świecone na Matkę
Boską Zielną[31]. Jednocześnie pokutowało
przeświadczenie, iż „żelaza się do trumny
nie daje” (interpretacji brak), kobiecie nie wolno zakładać kolczyków, a
mężczyźnie sprzączki od spodni[32].
Na omawianym obszarze zachowały się dość
ciekawe przekonania związane z dawnym kultem zmarłych. Mianowicie wierzono, że:
dusza zmarłego przebywa w rodzinnym domu przez pierwszy rok od swojej śmierci,
jednakże nikt nie może jej obaczyć, ani wyczuć – nawet pies (a przecież zwierzę
te jest uważane za jedno z tych, które są niejako „wyczulone” na obecność zmarłych)[33].
Uważano też, że dusze zmarłych odwiedzają swych bliskich nie tylko w noc z dnia
wszystkich świętych, na zaduszny, ale także wówczas gdy gospodyni domu upiecze
chleb, by móc się wówczas ogrzać w cieple pieca. Z tego też powodu po jego
upieczeniu wkładano do pieca kilka drewienek, aby zmarli przodkowie „sobie stóp
nie oparzyli”. W różnych okolicach Polski
wrzuca się drewienka do pieca po upieczeniu chleba, by „diabeł się w nim nie
grzał”. Diabeł zastąpił tu dawnego, opiekuńczego ducha przodka – jak twierdzi
Poniatowski. Interpretacja mieszkańców Załęcza wydaje się wcześniejszą i
jednocześnie bliższą pogańskiemu kultowi duchów przodków[34].
W Zaduszki dusze zmarłych miały uczestniczyć we mszy oprawianej przez zmarłego
księdza, ale żywym nie wolno było jej podglądać, bo zmarli mogliby wówczas
kogoś w swej złości rozszarpać. Znany był jednak przypadek pewnej kobiety, o
którym opowiadano, która złamała to tabu, a którą przed niechybną śmiercią
wybawić miał duch przyjaciółki[35].
Ponadto wierzono także w to, że zmarły
miał komunikować się przez sen, lub pokonywać nawet znaczne odległości, by
powiadomić żyjących krewnych o swej śmierci (zwłaszcza tyczyć się to miało
duszy matki). Unikano także chowania w węgła wybudowanego domu pieniędzy, ani
nigdzie indziej, by zmarły po swej śmierci, ani jego żyjący bliscy nie musieli
ich potem szukać.
Działania Magiczne.
We wcześniejszych artykułach
publikowanych na portalu poświęcałam (i wciąż zamierzam wracać do tego tematu)
wyjaśnianiu i omawianiu zagadnienia działania praktyk magicznych. Nie będę
zatem czynić tego w tym miejscu, zamiast tego skupię się na przedstawieniu
sylwetek osób, które w świadomości Załęczan postrzegane były jaki te,
posiadające magiczną moc. W drugiej części artykułu poświęconego mini monografii
folkloru Załęcza Wielkiego, który ukaże się za tydzień, skupię się na
przedstawianiu wybranych praktyk magicznych, związanych m.in. z okolicznościami
poszczególnych świąt dorocznych, czy też wybranych aspektów życia codziennego.
Pierwszą z postaci, która przywołuje
oczywiste skojarzenia ze sferą magii, jest postać czarownicy, i to ją właśnie
pozwolę sobie przedstawić w pierwszej kolejności. A dokładniej wierzenia na jej
temat funkcjonujące w dawnej świadomości mieszkańców omawianych okolic.
Tam też wierzono, że czarownicą
staje się osoba: „urodzona pod taką
płanetą”- czyli taka, której los był z góry ustalony, jej przeznaczeniem było
czynić zło względem ludzi i ich dobytku. Mawiano, iż byli to ludzie: powtórnie
przystawieni do piersi matki, lub ssący jej pierś przez trzy Wielkie Piątki,
bądź też odstawieni od piersi w czasie pełni księżyca[36].
Czarownice miały uchodzić za atrakcyjne niewiasty, jednak ich cechami
charakterystycznymi miały być: „sierściowatość”, oraz „zbójeckie” usposobienie.
Wg opowieści ludowych zyskiwały one szczególną moc szkodzenia innym podczas:
dni krzyżowych, wigilii Bożego Narodzenia, Matki Boskiej Gromnicznej (dawniej
nie motano w dniu św. Mikołaja, czy „czarownicy nie przymotać do domu) [37].
Aby się uchronić się przed wpływem
uroków czarownic należało m.in.: posypać próg solą, okadzać bydło poświęconymi
wiankami. Sądzono bowiem, że czarownica
bardziej miała szkodzić bydłu niż ludziom. Przytaczając jej rozliczne
umiejętności mawiano np., że: zbiera
piasek z śladów krów, w ramie lub pod
progiem igielnik zakopuje, obwiązuje krowom powrozy od żłobów i z nich mleko
doi, czasem nawet potrafi na nowiu zakraść się do obory, wjechać na krowie „kaj
trzy kopce są” i tam „swoje odprawiać”. Wtedy krowę tak zmęczy, że na drugi
dzień wcale mleka nie da. Taka, jak mówią, złe potrafi zrobić nawet z rzęchy –
ze śmiecia[38].
W celu zdemaskowania czarownicy
należało uczynić co następuje: zamknąwszy
dobrze i zasłoniwszy oka i drzwi,
rozpalić duży ogień na kominie, drugi by
kupić bez targów gliniany garnek z pokrywą, wydoić do niego mleko, przykryć
dobre garnek pokrywą i okręci drutem, a o 12-tej w nocy zacząć je gotować.
Kiedy już mleko zagotuje się tak, że mało garnka nie rozerwie, wtedy czarownicę
najwięcej parzy. W obu przodkach
przylatuje wtedy do domu, zamawiając się prośbą pożyczenia czegoś[39].
Poza przytaczanymi w kolejnej części
naszych rozważań nad folklorem Załęcza Wielkiego, metod radzenia sobie z
urokami, warto podkreślić, iż gdy okazywały się one zawodne bardzo często
uciekano się po pomoc, oraz radę osób takich jak odżegnywaczka, czy też przarz.
Różnice pomiędzy obydwoma tymi osobami
polegały na tym: że pierwsza z tych osób należała do lokalnej społeczności, i
nigdy nie brała opłaty za okazaną przez siebie pomoc, pamiętano jednak o zaciągniętym u niej długu, który spłacano
„w naturze”. Mimo, iż uciekano się do jej pomocy, to w świadomości lokalnej
społeczności pokutowało przeświadczenie, zgodnie z którym praktyki
odżegnywaczki ocierać się miały o czarną magię (np. „odmawiała odwrotne pacierze”).
Jednakże wg badań terenowych przeprowadzonych przez przytaczaną przeze mnie
Wandę Drozdowską, wynikało iż w okolicach Załęcza zamieszkiwać miała niegdyś „pozytywna” odżegnywaczka, zwana
Wiktorką, o której mówiono, że „prarkanie jest bo świętości odmawia”[40].
W
przeciwieństwie do omawianych powyżej odżegnywaczek guślarz byli osobami zawsze
pochodzącymi spoza danej społeczności, a
za swoje „usługi” nie raz pobierać mieli dość wysokie kwoty pieniężne [41].
Do uobecniających się na omawianym
obszarze podstawowych „artefaktów” magicznych, wykorzystywanych w magicznych
praktykach ochronnych, należy przede wszystkim zaliczyć: wodę „trójkrólową”
(wodę święconą w dniu Święta Trzech Króli), oraz „ziele”, (czyli wianuszki
wykonane z określonych ziół, poświęcone w trakcie świąt Bożego Ciała, bądź
Matki Boskiej Zielnej), ponadto dodać tutaj należy także palmę wielkanocną. O
wybranych wizerunkach postaci świętych wspomnę w kolejnej części.
Ich
naczelnym celem była ochrona domostwa przed: piorunem, lub pożarem; zapewnienie
urodzaju plonów; posiadały także szerokie zastosowanie w weterynarii ludowej,
oraz medycynie.
Na Boże Ciało plotło się w Załęczu trzy wianki: z rochodnika,
macierzanki i róży (lub lipy); dwa ostatnie ozdabiane są kwiatami ogrodowymi i
polnymi, należą do nich: „orginie, pątnowianki (inaczej pątnowskie ziele),
muskatki, śloz, wrotyca, ziele maciczne, piełun, jarząbek (jarzębina)[42]”.
W dniu Matki Boskiej Zielnej: „ziele” jest bukietem wszystkich płodów
rolnych: zboże, tatarka, len, kapusta, jarzyny, gałęzie drzew owocowych.
Zdobione jest ono kwiatami ogrodowymi i polnymi: „astry, wiatrówki,
pątnowianki, goździki, śloz, maciczne ziele, piełun, oraz gałązki jarząbka”[43].
Lecznictwo ludowe.
Oprócz określonych rytuałów
religijno-magicznych w medycynie ludowej ogromną rolę odgrywały zioła. Zanim
przejdziemy do przedstawienia ich wybranych przykładów pozwolę sobie na
omówienie ogólnych wyobrażeń na temat chorób, pochodzących z obszaru okolic wsi
Załęcze Wielkie.
Pierwszą z przyczyn chorób wyróżnianych
w tamtejszej medycynie ludowej było przeziębienie. Od niego swój początek miały
brać choroby takie jak: „ryma” – kaszel, „strup” – określenie na chorobę
dziecięcą, „cuchoty”, „wielka choroba”, „rymatyzm”- odnoszące się do gruźlicy.
Uważano że tej ostatniej istniało, aż 9 odmian, z których każdą należało leczyć
w odrębny sposób[44].
Z „przyniewoleniem” – czyli przemęczeniem, wiązać się miały choroby oczu (w
tym ta zwana „rysim pazurem”), lub
„róża”[45].
Sądzono, że z biedy i nieodżywienia można było zachorować na „żółtochę”
(żółtaczkę) oraz gruźlicę. Pokutowało także przekonanie, że: zjedzenie zimnego
pokarmu powoduje choroby żołądka; a napicie się zimnej wody było przyczyną
psucia się zębów; natomiast dźwiganie ciężarów miało prowadzić do tzw.
„oberwania”[46].
Za choroby psychiczne uważano „choróbkę”
– epilepsję, obłąkanie, oraz „przelęknięcie” – wynikać one miały bardzo często (jak
wówczas sądzono) z nadmiernego zamartwiania się. Co się zaś tyczy
„przelęknięcia” to uważano, że często bywa ono wynikiem uroku, lub oddziaływania
na człowieka złowrogich mu sił. Chcąc
przekonać się co jest powodem przestrachu, co jest warunkiem leczenia ludność
ucieka się do lania wosku na wodę. W tym celu
nalewają wodę do talerza, wkładają do niej ślubny pierścionek, następnie
łamią z miotły trzy patyczki, składają je na krzyż i leją przez nie wosk
„prawy” (pszczeli) pochodzący z gromnicy. Wierzą, że w wodzie uleje się
podobizna tego, co było powodem przestrachu[47].
„Postrzał” uważano za „paproch”,
który przybywa do człowieka wraz ze złym podmuchem wiatru; a cholera roznosi
się pod postacią małych robaczków. W
Dzietrznikach wyróżniać miano, aż 9 rodzajów postrzału: 1. Dębowy – taki co śmierdzi, 2. Suchy, 3. Corny – co ma czarny znak,
4. Taki co się wzdyma – ciało robi się jak przy
oparzeliźnie, 5. Co jest czerwone ciało, 6. Co są kółka i plamki jak
przy wrzodzie, 7. Całe ciało jest czarne, 8. Troszkę się czerwieni, 9. Taki co
puchnie[48].
Do pozostałych przyczyn chorób,
„zdiagnozowanych” przez medycynę ludową zaliczyć należy: „złą krew”, a także
zjawiska atmosferyczne i ciała niebieskie. I jak: księżyc- odpowiedzialny miał
być za choroby oczu, jednakże tej
nazywanej „rysim pazurem” nabawić się można było z powietrza. Żywioł ten
odpowiadać miał także za chorobę „osutkę” charakteryzująca się krostkami.
Podobnie miało być wg wierzeń w przypadku paraliżu – wierzono, że jest efektem
działań diabła, którego dostrzec można było w wirze powietrznym na polu,
spoglądając nań przez otwór rękawa. Jeśli ktoś zbezcześcił ogień, plując do
niego, to w efekcie tego dotknąć go miała choroba zwana „ogniopiórem” – polegająca
na pojawieniu się na ciele wysypki. Innym typem choroby miał być „kołtun” – wierzono,
że powstawał gdy ktoś odmówił komuś wystarczającej ilości pożywienia. Kołtun
pojawiać się miał nie tylko we włosach, ale potrafić miał także wykręcać i kości[49].
Sądzono, że „kurza papra” – kurza ślepota
powstaje wtedy, gdy się po zachodzie słońca do kur wychodzi.
Przykłady zastosowania wybranych
ziół, w medycynie ludowej Załęcza Wielkiego[50]:
- dziewanna wielokwiatowa: napar ze świeżych
kwiatów był wykorzystywany do leczenia chorób płuc, duszności, przesmażana z
masłem miała służyć jako maść do smarowania: krost, wyprysków, oparzeń.
-
marzymięta, macicze ciele: napar sporządzany z kwiatów, liści, czasem także i łodyg
leczyć miał oberwanie, oraz pomagać na choroby kobiece.
-cebula:
gotowana, lub zapiekana z cukrem miała zastosowanie przy kaszlu, surowa pomać
miała na pozbycie się z ciała robaków.
-
grążel żółty: zielone liście były
przykładane do ran, oraz pomagać na bóle głowy. Liście suszone,
zaparzane w ciepłej wodzie stanowiły remedium na oparzenia.
-
maliny: napar z suszonych liści oraz sok miał pomagać „wypocić się”, sok
pomagał przy leczeniu odry by „krosty wyszły na wierzch”.
-
koniczyna polna: zaparzony kwiat miał za zadanie leczyć astmy, biegunki,
przeziębienia.
-
czosnek: zjadane surowe ząbki miały pomagać pozbyć się robaków i duszności,
natomiast stary i zalany wódką miał być lekarstwem na reumatyzm oraz bóle
głowy.
-
Gajocha, corne ziele: roślina o nieprzyjemnym zapachu, jej liście świeże bądź
suszne były przykładane na „obżerające się miejsca”, lub na „siwe krosty”.
-
jałowiec: napar z niego pomagał na nerki, oraz duszności.
-
mak: odwar z suchych główek miał pomagać na bezsenność, sporadycznie zalecano
sypiać na suchych makówkach.
CDN.
Przypisy.
[1] Zob.
Wanda Drozdowska, Magiczne normy
postępowania w życiu codziennym Załąecza Wielkiego, pow. Wieluń, Łódzkie
Studia Etnograficzne, t. V, Łódź 1963, s. 112.
[2] Zob.
tamże.
[3] Zob.
Tamże, s. 119.
[4] Zob.
Tamże, s. 120.
[5] Józef
Jastrzębski, Lecznictwo ludowe w Załeczu
Wielkim, [w:] Prace i materiały Muzeum Archeologicznego i Etnograficznego w
Łodzi. Seria Etnograficzna nr 5, s. 139.
[6] Zob. W.
Drozdowska, dz. cyt.
[7] Zob.
Tamże.
[8] Zob.
Tamże, s. 127.
[9] Tamże s.
112-113.
[10] Zob.
tamże, s. 119.
[11] Zob.
tamże, s. 119-120.
[12] Zob.
.Jan Piotr Dekowski, Obrzędy i zwyczaje
weselne w Załęczu wielkim, [w:] Prace i materiały Muzeum Archeologicznego i
Etnograficznego w Łodzi. Seria Etnograficzna nr 5., s. 119.
[13] Tamże,
s. 121.
[14] Tamże,
s. 122.
[15] Tamże,
s. 125 (przypisy).
[16] Tamże,
s. 125.
[17] Tamże,
s. 126.
[18] Zob.
tamże.
[19] Tamże.
[20] Tamże.
[21] Zob.
tamże.
[22] Zob.
tamże, s. 128.
[23] Zob.
tamże.
[24] Tamże.
[25] Tamże,
s. 128.
[26] Zob. s.
129-131.
[27] Tamże,
s. 129 (przypisy).
[28] Tamże,
s. 131.
[30] Tamże.
[31] Zob.
Wanda Drozdowska, Magiczne normy
postępowania w życiu codziennym Załęcza Wielkiego, pow. Wieluń, Łódzkie
Studia Etnograficzne, t. V, Łódź 1963, s. 121.
[32] Tamże,
s. 121.
[33] Zob.
tejże, Podania z Załęcza Wielkiego pow.
Wieluń, [w:] Łódzkie Studia Etnograficzne, t. IV, Łódź 1962., s. 129.
[34] Tejże, Magiczne normy postępowania…, s. 127 ( również przypisy).
[35] Zob.
tamże.
[36] Zob.
tejże, Podania z Załęcza Wielkiego…,
s. 128.
[36]
Wanda Drozdowska, Magiczne normy
postępowania w życiu codziennym Załąecza Wielkiego, pow. Wieluń, Łódzkie
Studia Etnograficzne, t. V, Łódź 1963, s. 114.
[37] Zob.
tejże, Podania z Załęcza Wielkiego…,
s. 128.
[38] Tamże.
[39] Tamże.
[40] Zob.
tejże, Magiczne normy…, s. 125.
[41] Zob.
tamże, s. 125.
[42] Tamże,
s. 113 (przypisy).
[43] Tamże.
[44] Zob.
Józef Jastrzębski, Lecznictwo ludowe w
Załęczu Wielkim, [w:] Prace i materiały Muzeum Archeologicznego i
Etnograficznego w Łodzi. Seria Etnograficzna nr 5., s. 135.
[45] Zob.
tamże.
[46] Zob.
Tamże.
[47] Tamże
(przypisy).
[48] Tamże,
s. 138.
[49] Zob.
tamże s., 138-139.
[50] Zob.
Tamże.
Bibliografia:
1.
Dekowski
Jan Piotr, Obrzędy i zwyczaje weselne w
Załęczu wielkim, [w:] Prace i materiały Muzeum Archeologicznego i
Etnograficznego w Łodzi. Seria Etnograficzna nr 5.
2.
Drozdowska
Wanda, Magiczne normy postępowania w
życiu codziennym Załęcza Wielkiego, pow. Wieluń, Łódzkie Studia
Etnograficzne, t. V, Łódź 1963.
3.
Drozdowska
Wanda, Podania z Załęcza Wielkiego pow.
Wieluń, [w:] Łódzkie Studia Etnograficzne, t. IV, Łódź 1962.
4.
Jastrzębski
Józef, Lecznictwo ludowe w Załęczu
Wielkim, [w:] Prace i materiały Muzeum Archeologicznego i Etnograficznego w
Łodzi. Seria Etnograficzna nr 5.
Spis i źródła ilustracji.
1. Fotografie ślubne z Załęcza Wielkiego pochodzą z publikacji Jana Piotra Dekowskiego, Obrzędy i zwyczaje weselne w
Załęczu wielkim, [w:] Prace i materiały Muzeum Archeologicznego i
Etnograficznego w Łodzi. Seria Etnograficzna nr 5.
2. Jan van Eyk, "Portret małżonków Arnolfich":
https://pl.wikipedia.org/wiki/Portret_ma%C5%82%C5%BConk%C3%B3w_Arnolfinich#/media/Plik:Van_Eyck_-_Arnolfini_Portrait.jpg
3. Wilhelm Kotarbiński, "Mogiła samobójcy":
http://cyfrowe.mnw.art.pl/dmuseion/docmetadata-print?id=10934
4. "The Magic Circle” by John
William Waterhouse . (1886):
5. Św.
Roch: