niedziela, 31 grudnia 2017

Przywilej Władysława Laskonoiego z Cieni z 1228 roku.

Przywilej księcia Władysława Laskonogiego z Cieni (1228 r.): był to pierwszy przywilej ziemski wydany przez tego księcia na rzecz możnowładztwa małopolskiego. Książę obiecał, że będzie przestrzegał wszystkich praw i przywilejów oraz potwierdził odrębność dzielnic i określił prerogatywy urzędników. Wydany za zgodę na objęcie przez Władysława Laskonogiego rządów w Małopolsce.

Teksty źródłowe do nauki historii w szkole średniej. Zeszyt 18. Kraków 1924 rok

(Kodeks dyplomatyczny katedry krakowskiej I, nr 19).
Ja, Władysław, książę Polski, Bolesława, syna brata mego księcia Leszka, adoptuję na syna i przybieram go sobie za dziedzica wszystkich moich dóbr ruchomych i nieruchomych w całości, w myśl tego cośmy sobie zaprzysięgli ja i jego ojciec, mianowicie, że jeśli który z nas umrze mając potomstwo, to pozostały przy życiu adoptuje owo potomstwo jako własne i w całości przybierze je sobie za dziedzica, jeśli własnego mieć nie będzie; i podobnie na odwrót, z tym, że prawo każdego w całości ma być zachowane. I to mu przysięgam, że nigdy tego nie naruszę. Ziemię zaś, która jemu się dostała, jako dziedzictwo po ojcu, obejmuję pod protekcję i opiekę i przeciw każdemu człowiekowi w miarę możności mojej będę bronił, tak sam przez się, jak i moimi i jego rycerzami. Także jego baronów i inną szlachtę będę miłował i łaskawie popierał, ludem i ziemią będę rządził z dobrą wiarą i cnotliwie, wykluczając uciski i nienależne podatki i każdego zachowam przy jego prawie. Zabraniam w zupełności niesprawiedliwych sądów, będę przestrzegał praw sprawiedliwych i zacnych według rad biskupa i baronów i postaram się, by ich inni ściśle przestrzegali. Gdyby zaś kto (to postanowienie) naruszył, będzie ukarany, a jeśliby to uczynił powtórnie, będzie pozbawiony godności, którą posiada. Kościół zaś we wszystkich tych krajach rozprzestrzeniony pragnę zachować nietknięty w tym, co posiada uzyskane na podstawie starego zwyczaju, lub z udzielonej przez brata mego, zmarłego księcia Leszka, wolności - zastrzeżeniem tego, w czym za natchnieniem Boga spodoba mu się (wolności te) pomnożyć i rozszerzyć.

Dan roku od Wcielenia Pańskiego 1228 na wiecu w Cieni w obecności Wincentego, gnieźnieńskiego arcybiskupa, Iwona krakowskiego i Pawła poznańskiego biskupów, opata tynieckiego Lifryda, Rudolfa kantora krakowskiego, Adama proboszcza św. Floriana i Jana archidiakona sandomierskiego, Pakosława sandomierskiego i Marka krakowskiego wojewodów, Mszczuja kasztelana wiślickiego i wielu innych.


Źródło:  http://rotmeister.szkolanawigatorow.pl/przywilej-wadysawa-laskonogiego-z-cieni-z-1228-roku


czwartek, 28 grudnia 2017

Kalendarz obrzędowy - Ślub i wesele: historia zawierania małżeństw, przygotowania do ślubu i wesela.




Okres Bożego Narodzenia, zgodnie z tradycją rozpoczyna czas karnawału, który trwać będzie, aż do Wielkiego Postu- z kolei wiążącego się z przygotowaniami do obchodów Wielkanocy. A cóż nie wiąże się z radosną zabawą, jak właśnie obrzędy związane z weselem. Wyobraźmy sobie oto bowiem, że bohater / bohaterka naszej opowieści, o których narodzinach opowiadaliśmy sobie ostatnio, dorośli - a kolejnym etapem ich życia będzie właśnie zakładanie własnej rodziny. O tym jak to miało miejsce w kulturze wsi Wschodniowielkopolskiej opowiemy sobie w dwóch częściach. Dziś prezentujemy pierwszą z nich, w której przedstawimy ogólną historię i tradycję zawierania małżeństw w kulturze europejskiej (ze szczególnym uwzględnieniem Słowiańszczyzny). Następnie, przejdziemy do omawiania  poszczególnych etapów poprzedzających to wielkie wydarzenie.


Pojęcie i formy małżeństwa, na przykładzie wybranych kultur europejskich, ze szczególnym uwzględnieniem Słowian.




Słowem wstępu, odbędziemy krótką wycieczkę po dawnych kulturach przed(bądź wczesno)chrześcijańskiej Europy, aby odpowiedzieć sobie na istotne pytanie: jak w przeszłości rozumiano małżeństwo? Na potrzeby niniejszego artykułu zdecydowałam się wybrać przykłady pochodzące z trzech europejskich kręgów kulturowych: skandynawskiego (germańskiego), celtyckiego… i oczywiście słowiańskiego. Celem tego typu zestawienia, będzie porównanie cech wspólnych, najwcześniej znanych umów małżeńskich – które przysłuży się potem do wypracowania pewnych schematów norm społeczno-prawnych, oraz zilustrowania rozumienia pojęcia małżeństwa. Ze względu na ograniczenia tematu (tj. skupienia głównego wątku na kulturze ludowej Wielkopolski), pozwolimy sobie zrezygnowanie ze szczegółowego omówienia form ceremonialnych. Następnie przejdziemy do przedstawienia schematów zawierania małżeństw w kulturze słowiańskiej, by w końcu skupić się na obszerniejszym omówieniu tematu obrzędowości ślubnej, na terenach Wschodniej Wielkopolski.




Strój skandynawskiej panny młodej w wersji ludowej.



W społeczności nordyckiej, której członków powszechnie określa się mianem: „wikingów”, kładziono nacisk na fakt, aby kobieta przed ślubem pozostawała czysta. Uzasadnieniem tego, było obowiązujące w owym społeczeństwie przekonanie, że niezamężna dziewica była „towarem” nadającym się do „sprzedaży”. Fakt ten mógł być wykorzystywany do wzbogacania rodziny (podniesienia jej statusu społecznego), za pośrednictwem „ceny” (wartości) dziewczyny jako panny młodej. Wszak od dawna wiadomo, że akt ślubu sprzyjał zawieraniu korzystnych sojuszy z innymi (wpływowymi) rodami [1]. Z tego też powodu -„panna z dzieckiem” znajdowała się w nieciekawej sytuacji, utrudniającej jej „wżenienie się” w rodzinę o dobrym statusie społecznym, bądź w ogóle znalezienie męża.
Także i bycie bękartem, w społeczności ludów nordyckich nie oznaczało niczego dobrego – jeśli dziecko nie zostało uznane przez ojca, zarówno ono, jak i jego matka w większości przypadków, w zupełności znajdowali się na utrzymaniu rodziny kobiety. Sytuacja wyglądała „nieco lepiej” w przypadku gdy, ojciec uznał swoje nieślubne dziecko – wówczas otrzymywało ono, od  jego rodziny dwie trzecie, należnego mu wsparcia finansowego. Na ogół jednak „bękartów” starano się nie uznawać, a bycie nim uznawano za powód do wstydu [2] [3].
W przypadku mężczyzn, istniały w prawdzie regulacje prawne nakładające na nich grzywny - „za sypianie z nie-żonami”. Jednakże w praktyce było powszechnym, iż „dzielili oni łoże zarówno ze swoimi ślubnymi, jak i zarówno konkubinami (kobietami niższego stanu od siebie), bądź niewolnicami. Mimo tego, prawowita żona mogła czuć się bezpiecznie -bowiem pod względem prawnym: konkubiny, ani dzieci powite z nieformalnych związków, nie miały praw do majątku mężczyzny [4].
Małżeństwa z miłości zdarzały się rzadko – uważano, że ta przyjdzie z czasem, albo wcale. Nie oznacza jednak, że nie zdarzały się wcale, niemniej jednak - tak jak sobie to powiedzieliśmy już wcześniej – zwyczaj zawierania małżeństw, przez wiele wieków (minionych, jak i przyszłych), rozumiany był jako wynik zawarcia umowy, pomiędzy dwoma stronami, chcącymi w ten sposób zapewnić sobie określone korzyści. Męża dla kobiety, wybierano w trakcie trwania wieców - wówczas jej osobę reprezentował z reguły ojciec, bądź bracia, choć sporadycznie zdarzały się sytuacje kiedy to pozwalano niewieście samodzielnie zadecydować o tym, kogo chciałaby poślubić [5].
Umowę małżeńską cementowała rzecz jasna – ceremonia zaślubin, związana z uiszczeniem przez obydwie strony, oczekiwanych opłat. Ze strony pana młodego oczekiwano „opłacenia” dwóch. Pierwszą z nich stanowił tzw. mundr – rozumiany był jako przekazanie rodzinie oblubienicy, określonej kwoty pieniężnej, bądź innych dóbr materialnych (np. zwierząt gospodarskich, broni). W swej istocie stanowić on miał „rekompensatę” dla rodziny panny młodej, za jej odejście z rodzinnego gospodarstwa, w którym do tej pory pracowała. Pod względem prawnym oznaczało to także przejście dziewczyny spod opieki ojcowskiej, pod mężowską. Mundr opłacany był zazwyczaj w trakcie ceremonii zaślubnej, ale mógł też występować jako arrha, czyli „zaliczka” [6].
Drugim darem ze strony męża był – morgengifu, czyli prezent, jaki otrzymywała z jego strony tym razem poślubiona żona. Zapewniał on kobiecie wsparcie finansowe zarówno w trakcie trwania małżeństwa, jak i po jego rozpadzie.
Żona zaś, wnosiła do małżeństwa posag, czyli heiman fylgia. W przeciwieństwie do swoich braci, dziewczyna nie dziedziczyła pełni majątku po swoim ojcu, ani nawet w części jaką otrzymywał męski potomek rodu. To właśnie heiman fylgia, stanowił jej rodową spuściznę, jak i stanowił zabezpieczenie finansowe, na wypadek gdyby została wdową, lub gdy doszłoby do rozwodu [7].
Podobnie jak większość innych kultur – także i społeczność wikingów, przyznawała do niego prawo zarówno mężczyźnie, jak i kobiecie. Mógł on nastąpić w sytuacjach takich jak:
- małżonkowie nie byli w stanie utrzymać się samodzielnie, lecz pozostawali zdani na łaskę swoich rodzin;
- gdy mężczyzna usiłował zabrać swoją z jej rodzinnego kraju, wbrew jej woli;
- gdy dochodziło do przemocy w rodzinie, bądź psychicznego znęcania się nad jedną ze stron (najczęściej kobietą, gdyż w społeczności nordyckiej, przemoc wobec kobiety uważna była za czyn haniebny);
- gdy mężczyzna ubierał się bądź zachowywał zniewieściale (było to w tej kulturze szczególnym powodem do wstydu i pogardy. Uważano też, że mężczyzna nie powinien praktykować magii, gdyż  było to zajęcie „niemęskie”);
- w przypadku zdrady ze strony kobiety;
- gdy mąż nie sypiał z żoną od co najmniej trzech lat [8].
Poza tym kobieta w kulturze nordyckiej cieszyła się sporym szacunkiem i poważaniem – choć nie mogła uczestniczyć w wiecach, posiadała wiele praw i przywilejów, o których min. już sobie powiedzieliśmy. Ponadto, pod nieobecność męża miała prawo rozporządzać rodzinnym majątkiem, gospodarstwem; nie dotyczyły jej także zasady  krwawej zemsty - jeśli ród jej męża uwikłany był w wojnę z innym. Historia, jak i przekazy znane z sag, przedstawiają kobiety wikingów, także jako silne i niezłomne królowe, wojowniczki (skjaldmær), a także wieszczki (völva)  [9].
  




Sprzedaż żony w XVII w., Anglii.


Podobnie było w przypadku kulturze celtyckiej, gdzie wiele mitów przedstawia tamtejsze kobiety w rolach wielkich królowych, czarodziejek, oraz wojowniczek. Kobieta, w społeczeństwie celtyckim posiadała wysoką pozycję – o czym świadczy fakt, iż jednym z naczelnych bóstw celtyckiego panteonu była bogini Epona. Co ciekawe była ona boginią solarną – a funkcja ta z reguły, w większości kultur przypadała bóstwom męskim [10].
  W kulturze celtyckiej znano, aż dziesięć form zawierania małżeństw (sic!) – nie będziemy ich jednak tutaj wszystkich wymieniać, gdyż omówienie ich zajęłoby sporo miejsca [11]. Uogólniając jednak, należy zauważyć, że wszystko zależało od rodzaju umowy jaką zawierały między sobą zainteresowane rody; kto co i jak wiele wnosił do małżeństwa i czy było ono zawarte za zgodą rodzin czy też nie. Poza tym w trakcie święta Lughnasadh (1 sierpnia), znana była także tradycja zawierania tzw. „próbnych małżeństw” - i jeśli po roku od tego wydarzenia para uznała, że nie stanowi dobranego małżeństwa, to mogła się rozwieść bez żadnych konsekwencji prawnych. Kolejnym świętem, podczas którego decydowano się bardzo często na zawarcie małżeństwa było Beltaine (1 maja) – powodem był fakt, iż czas obchodzonego wówczas przesilenia letniego, był uważany za czas „zaślubin bóstw”.
Choć kobiecie pozostawiano sporo swobody, w kwestii wyboru / akceptacji małżonka, nie oznacza to, że nie dochodziło do małżeństw aranżowanych - jako, że małżeństwo i tutaj stanowiło rodzaj umowy pomiędzy dwoma rodzinami. Nie bez znaczenia był fakt, wnoszenia przez kobietę do małżeństwa posagu, który to stanowił jej majątek i zabezpieczenie na wypadek ewentualnego rozwodu [12].
Zwłaszcza, że zdarzało się, że wśród Celtów praktykowano poligamię – jednakże i w tym przypadku, najwięcej praw zachowywała pierwsza żona. Były nawet prawa, które stwierdzały, że pierwsza żona może legalnie zamordować drugą żonę w ciągu pierwszych trzech dni małżeństwa! (…). Główna żona miała prawa do majątku jej męża, podczas gdy inne żony były objęte nieformalnymi umowami [13]. W przypadku potencjalnej śmierci małżonka, nie miał on obowiązku pozostawiać spadku dla swoich kolejnych żon, oraz ich potomków. Obowiązek ten nie spoczywał także na głównej żonie [14].
Jeżeli chodzi o status dzieci, to warto wiedzieć, że w społeczeństwie celtyckim (irlandzkich) obowiązywał zwyczaj zwany altram - zgodnie z którym dziecko, krótko po urodzeniu na wychowanie obcej rodzinie, pochodzącej z innej części terytorium, plemienia. U swojej drugiej rodziny pozostawało, do czasu osiągnięcia pełnoletniości – a i potem pozostawało odpowiedzialne za opiekę nad obiema swymi rodzinami, w tym – pomszczenie śmierci członka, którejkolwiek z nich. Zadaniem tego zwyczaju, było wzbudzenie poczucia, każda osoba nie przynależy jedynie do swej rodziny – ale do całej wspólnoty plemienia, narodu [15].
Ponadto, w przeciwieństwie do społeczeństwa wikingów –  wśród społeczności celtyckich, panował zupełnie inny stosunek, wobec dzieci nieślubnych. Z reguły darzono je szacunkiem – a bywało, że mogły wręcz posiadać wyższy status, od dzieci zrodzonych z formalnych związków, gdyż uważano, że ich ojciec mógł być jakiś bohater, a nawet sam król. Podobne przeświadczenia dotyczyły dzieci pierworodnych, pochodzących tym razem z formalnych związków – wynikało to z powszechnego przekonania, że król był uważany w społeczeństwach celtyckich, za męża wszystkich kobiet [16].

Pozostając jeszcze na chwilę na terenie wysp brytyjskich, warto zwrócić  uwagę czytelnika na jeszcze jeden ewenement kulturowy, związany z tematyką małżeństwa. Dotyczy on pochodzącego z terenów Anglii, procederu obowiązującego w XVII w., zwanego „sprzedażą żon” (choć niektórzy autorzy sugerują, iż mógł on być możliwy, już w XIII w. [17]. 
Wynikał on  faktu, że w owych czasach rozwód był trudno osiągalny - dlatego też zdecydowano się na ową nieformalną formę rozwiązania nieudanego małżeństwa. Tyczyła się ona przede wszystkim klas niższych, a przybierać mogła ona wręcz karykaturalne formy: żony przeznaczone „na sprzedaż” wprowadzano do karczmy na postronku (zawiązanym bądź na linii ich bioder, bądź szyjach) i poddawano licytacji, w której uczestniczyli zgromadzeni bywalcy przybytku. Żona została „sprzedawana” za symboliczną opłatę pieniężną, bądź flaszkę procentowego napoju, sam wspomniany postronek miał na celu zarówno ją upokorzyć (przyrównać do bydła), jak i zasygnalizować „dobicie targu” – mąż wręczał go temu, kto wygrał licytację [18]. Oficjalnie praktyki te był rzecz jasna zakazywane przez prawo – a nawet wręcz uznawane przez nie za nieistniejące.




 Słowiańska para.



W końcu pozostaje nam omówienie istoty małżeństwa, w kulturze Słowian – stąd już pozostaje proste przejście do głównego tematu niniejszej pracy. Bowiem pewne, kwestie które zostaną tutaj poruszane, posiadać będą odbicie w zwyczajach i obrzędach weselnych w słowiańskiej kulturze ludowej – w tym Wschodniej Wielkopolski. Pierwotne znaczenie wielu obrzędów ślubnych i weselnych uległo zatarciu, pozostając dla współczesnych niezrozumiałym („pustym”) gestem tradycji, lub jego charakter uległ przemianie, w wyniku której zachował jedynie swój ludyczny charakter.

 Wg źródeł, wynika iż w słowiańskim kręgu kulturowym, w czasach wspólnot plemiennych przeważała tendencja do wstępowania w związki monogamiczne. Poligamia występowała z reguły w wyjątkowych przypadkach – mamy tutaj na myśli klasy uprzywilejowane. Pierwsza żona była bowiem żoną główną, tzn. „małżoną” – poślubioną uroczyście. Żony późniejsze były nazywane „popaśnicami” (współczesnie: konkubinami). Nic zatem dziwnego, że wyłącznie potomstwo z pierwszej żony traktowano jako prawowite, pomijając przy dziedziczeniu dzieci popaśnic. Z tego właśnie powodu dziedzicem Siemomysła był właśnie Mieszko, a nie Czcibor lub drugi nieznany brat. Na podobnej zasadzie za jedynego dziedzica uważał się Bolesław Chrobry, który wypędził drugą żonę Mieszka (Odę) i swoje przyrodnie rodzeństwo. Dopiero z czasem wpływy chrześcijańskie sprawiły, że dzieci z późniejszych małżeństw zostały uprawomocnione [19]. A zatem: . Tam, gdzie chrześcijańscy misjonarze widzieli wiele żon u boku jednego pana słowiańskiego, mogło w istocie rzeczy występować zjawisko żony i kilku nałożnic [20]. Słowiańscy mężowie często pozbywali się swych żon pod byle pretekstem, żeby następnie wziąć sobie drugą lub nawet trzecią żonę. Tak właśnie zrobił wspominany już wcześniej Bolesław Chrobry, który dopiero trzecią żonę zatrzymał przy sobie. O powszechności tego typu praktyk świadczy istnienie słowa „poćpiega”, którym nazywano właśnie taką wygnaną żonę [21].
Źródła wspominają, jakoby dochodziło do sytuacji, kiedy to oczekiwano od wdowy, aby podążyła za swoim mężem na stos pogrzebowy: św. Bonifacy pisząc o Wendach-Słowianach zachodnich do króla anglosaskiego w VIII w.: ,,z taką gorliwością przestrzegają wzajemnej miłości małżonków, że kobieta gdy jej mąż umrze, nie chce żyć dłużej. I z uznaniem spotyka się wśród nich taka niewiasta, która własnoręcznie sobie śmierć zadaje i na jednym stosie spłonie ze swoim mężem”. Podobnie w pocz. XI w. pisze Thietmar z Merseburga o zwyczajach polskich za Mieszka I przed jego chrztem w 966 r.; żony miano tu po śmierci męża ścinać i palić na stosie [22].Nie jest pewnym jak bardzo powszechnym był ów proceder, niemniej – wielce prawdopodobnym jest, aby dochodziło do niego wśród klas wyższych: pisarz arabski X w. Al-Masudi stwierdza, że obyczaje Serbów „są w tym podobne do obyczajów Hindusów”, ale ogranicza wyraźnie strefę społeczną spalania dobytku zmarłego do królów i władców [23].  
                Niepewnym pozostaje także fakt obowiązku dochowywania przez słowiańską dziewczynę czystości, do dnia ślubu, czy też rzekomych swobód, którymi cieszyć się miały one do czasu zamążpójścia. Niektórzy badacze wsnuwali wnioski o obecności tego zwyczaju na podstawie relacji irelacja arabsko-żydowskiego podróżnika Ibrahima ibn Jakuba: „Kobiety ich, kiedy wyjdą za mąż, nie popełniają cudzołóstwa; ale panna, kiedy pokocha jakiego mężczyznę, udaje się do niego i zaspokaja swą żądzę. A kiedy małżonek poślubi  i znajdzie ją dziewicą, mówi do niej: gdyby było w tobie co dobrego, byliby cię pożądali mężczyźni i z pewnością byłabyś wybrała sobie kogoś, ktoby był wziął twoje dziewictwo. Potem ją odsyła i uwalnia się od niej”. Jerzy Dowiat sformułował na tej podstawie wniosek, że inicjacja seksualna dziewczyn nie należała do jej męża, który stwierdziwszy jej dziewictwo, i uznawał ją za niedojrzałą i dlatego odsyłał rodzicom [24].
Jednakże badacze słowiańszczyny, jak Kazimierz Moszyński uznawali, że relacja wcale nie musiała dotyczyć Słowian; inni zaś przypuszczają, że jej autor mógł błędnie zrozumieć niuanse, obcej jemu kultury [25]. Być może jednak w określonych sytuacjach owa swoboda seksualna była jednak dopuszczalna - np. podczas określonych świąt i związanych z nimi obrzędów; bądź zwyczajowo zezwalano młodym na przedślubne romanse, pod warunkiem, że ustaną one tuż po zawarciu formalnego związku. Na echa dawnej obyczajowości, można natrafić w zasadach moralności ludowej wsi polskiej (zgodnie z badaniami etnograficznymi – nawet na przełomie XIX i XX w. Nieoficjalnie pozwalano młodym obojga płci na miłosne swawole - pod warunkiem, że będą one wytaczająco dyskretne i nie zaowocują one narodzinami „bękarta”. Wszystko miało mieć swój kres z chwilą zawarcia małżeństwa – wówczas oczekiwano od oby stron, zasad przestrzegania wierności [26].
Ciekawym, acz kontrowersyjnym przykładem na seksualną, obyczajowość Słowian, pochodzących ze wschodnich obszarów Polski, jest przykład zwyczaju zwanego „świekrostwem”, bądź „snochactwem”. Miał on miejsce w sytuacji, gdy małoletniego przedstawiciela rodu, ożeniono ze starszą od niego kobietą – wówczas prawo do korzystania ze świadczenia z jej strony „obowiązków małżeńskich” miał prawo teść. Działo się tak do czasu póki prawowity małżonek nie osiągnął wieku pełnoletniego.
Na ślady dawnej rytualnej inicjacji seksualnej trafić możemy także, w trakcie zwyczaju zwanego „wyzwolinami kosiarza” – o czym wspominaliśmy przy okazji, obrzędowości letniej [27].

Przechodząc do kwestii ożenku, w kulturze Słowian, należy zwrócić uwagę, iż opierać się mógł on na następujących formach  i zasadach:
a)      Poprzez porwanie – wśród archaicznych ludów łowieckich, jest to jedna z powszechniejszych form nabywania praw, do poślubienia porwanej oblubienicy. Wśród Słowian obyczaj ten także występował, aczkolwiek nie był jedynym praktykowanym w owym społeczeństwie. W obecnych czasach przetrwały reliktowe formy tejże praktyki, opierające się na inscenizacji porwania narzeczonej (południowa i wschodnia Słowiańszczyzna) [28]. Przy czym, fakt porwania oblubienicy, wcale nie musiał oznaczać dokonywania na niej gwałtu – czasem do porwania dochodziło na drodze obopólnego porozumienia pary, zwłaszcza gdy ich małżeństwo nie miało szansy być zawartym w inny sposób [29] [30].
b)      Drogą kupna – w przeciwieństwie do powyżej omawianej metody „pozyskiwania dla siebie żony”, ta praktyka opierała się z kolei na prawnej umowie pomiędzy dwoma zainteresowanymi stronami (rodzinami). Zwyczaj ten był także znany wśród dawnych Słowian, a przetrwał on w zwyczajach weselnych takich jak:  targi swatów, przy sprzedaży warkocza dziewczyny, przy zakupie wianka, albo różdżki weselnej [31]. W dawnych czasach pewnego rodzaju ekwiwalentem ceny płaconej rodowi za kobietę, za żonę, było wiano, które otrzymywała ona z chwilą opuszczenia domu rodzinnego [32].
c)      Poprzez umowę formalną – stanowi wyżej rozwiniętą kulturowo formę zawierania małżeństwa, od przed chwilą omawianej. Jest ona rozumiana jako, dobrowolna umowa, w której dawny akt kupna-sprzedaży, przybrał formę jak gdyby obowiązkowych darowizn oby umawiających się stron. Umowę formalną i wypływające z niej z niej zobowiązania musiały zabezpieczyć pewne sankcje zwyczajowe [33] – na ślady tejże obyczajowości natrafić można, w obecnie zachowanych zwyczajach weselnych [34].

Gdy się jednak zagłębimy w temat, okaże się, że dwie ostatnie formy, pozostawały ze sobą w pewnym związku – gdyż fakt zawarcia małżeństwa, opierał się na obustronnej wymianie kwoty pieniężnej (lub innych form majątku). Jeden z przekazów, dotyczących czasów panowania Mieszka I, wzmiankuje: A gdy jednemu z nich urodzi się dziecko (Mieszko) każe mu wypłacać żołd od godziny, w której się urodzi, czy będzie płci męskiej czy żeńskiej. A gdy dziecko dorośnie, to jeżeli jest mężczyzną, żeni go i wypłaca za niego dar ślubny ojcu dziewczyny. Jeżeli zaś jest kobietą, wydaje ją za mąż i płaci dar ślubny jej ojcu. A dar ślubny u Słowian jest znaczny, w czym zwyczaj ich podobny do zwyczaju Berberów. Jeżeli mężowi urodzą się dwie lub trzy córki, to stają się one powodem bogactwa, a jeżeli urodzi się dwu chłopców, to staje się to powodem jego ubóstwa” [35].
Umowa małżeńska pomiędzy dwoma rodzinami zakładała, równomierną, obustronną wymianę darów: posagu (w przypadku dziewczyny, przy czym pamiętać należy, że na wypadek rozwodu, stanowił on jej zabezpieczenie finansowe), oraz wiana – które, żeniący się z nią mężczyzna, wypłacał rodzinie swej małżonki. W odniesieniu do faktu zawarcia przez nich małżeństwa mawiano, że: mężczyzna „żenił się”, kobieta zaś stawała się jego” żenimą” – postępującą za nim, przechodzącą pod jego opiekę [36].
Bez względu na fakt, w jaki sposób doszło do zawarcia małżeństwa - jego usankcjonowanie stanowić miał akt wesela, na całej słowiańszczyźnie znanego pod nazwą „swadźby” [37].  Słowo: „ślub”, pierwotnie oznaczało po prostu „przysięgę”. Dawniej znaczącą rolę, w trakcie aranżowania całego małżeństwa, odgrywała postać „dziewosłęba” - od: „dziewa” – „dziewczyna”, „słęb” – „rodzaj sieci rybackiej” [38] - a zatem rozumianego jako: „który ten, co prowadzi ślub dziewczyny” [39]; czy też: „który snuje, przyswaja obcą dziewczynę do rodziny”. Synowa była wówczas określana jako „snecha”, czyli ta, która jest przyswajana [40]. Osoba określana przywołanym mianem, pośredniczyła między stronami, przy zawieraniu umowy małżeńskiej; a także brała czynny udział w trakcie ceremonii zaślubin (potem jego rolę przejął ksiądz), a także podczas uczty mającej miejsce zaraz po niej.  W późniejszej kulturze ludowej, jego rola została zredukowana do postaci swata, czy też starosty weselnego [41].

Zanikowi uległo także dawne nazewnictwo, odnoszące się do poszczególnych członków rodziny i choć pierwsza para słów funkcjonuje w powszechnym obiegu, to niegdyś określenia: teściowa i teść – odnosiły się do rodziców żony; zaś świekra i świekr – to z kolei rodzice męża;. Niezmiennymi określeniami pozostają babka i dziadek. Siostrę babki nazywano wielką ciotką albo praciotką, natomiast brata babki wielkim stryjem albo wielki wujem. Brat ojca to stryj, jego żona to stryjenka. Siostra ojca lub matki to ciotka, ale jej mąż to naciot albo pociot, brat matki to wuj, a żona wuja wujenka. Małżonka brata męża to jątrew (albo jątrewka), małżonek siostry to siostrzanek albo swat. Dzieci brata to synowiec lub synowica, natomiast dzieci siostry to siostrzeniec lub siostrzenica. Siostrę małżonka nazywano zełwą, a brata dziewiarzem, natomiast brat małżonki to szurzym, siostra małżonki to świeścia, a jej mąż paszenóg. Żonę syna nazywano sneszka albo snecha, a męża córki zięciem. Kuzynów nazywano braćmi i siostrami ciotecznymi, wujecznymi albo stryjecznymi [
Sneszka, dziewiarz, paszenóg, czyli jak mówić o rodzinie: http://o-historii.pl/sneszka-dziewiarz-paszenog-mowic-rodzinie/].

Powracając do głównego tematu zawierania małżeństw - aby zapewnić szczęście i pomyślność świeżo upieczonym małżonkom, dbano aby w trakcie zawierania przez nich związku, a także w trakcie uczty weselnej nie zabrakło odpowiedniej otoczki rytualnej. Miała ona na celu zjednać im zarówno duchy przodków, jak i pozostałych istot nadprzyrodzonych zamieszkujących obejście gospodarstwa – na ślady dawnej obrzędowości tego typu, można natrafić nadal, w zachowanych zwyczajach weselnych.
Odwołaniem do rytuałów przejścia, wyłączających pannę młodą, z grona niezamężnych kobiet – będą „rozpleciny”; z kolei „oczepiny”, będą miały na celu rytualne włączenie jej do  statecznego grona zamężnych, gospodyń wiejskich. W kulturze polskiej, zanikł zwyczaj organizowania „pokładzin” – polegających na publicznym odbyciu przez parę młodą stosunku (bądź symbolicznym zainsynuowaniu go). Dawniej forma ta stanowiła ostateczny akt przypieczętowujący właśnie zawarte małżeństwo.
W przeszłości do obrzędowości weselnej, należał także obyczaj „przenosin” – tj. oficjalnej „przeprowadzki” młodej, do domu męża. Polegał on na wykonywaniu rytualnych czynności, włączających świeżo upieczoną małżonkę do grona domowników (np. kazano jej okrążać palenisko, bądź stół, a nawet kupę gnoju) – w wymiarze symbolicznym oznaczało to, akceptację jej osoby, ze strony domowych duchów. Jednakże w kulturze słowiańskiej, kobieta przestawała być obcą w domu dopiero w chwili porodzenia syna, które było dowodem na to, że już wstąpiły w nią duchy przodków. Do tego czasu była „niewiastą” – nieznaną, niewiadomą [42].
Na terenie Wielkopolski, nie zachowała się jednak rytualna otoczka, dotycząca „przenosin”. 


Przechodząc bezpośrednio już, do omawiania wschodniowielkopolskiej obyczajowości związanej z zawieraniem małżeństwa, pozwolę sobie przytoczyć opracowane przez A. Wojciechowską następujące schematy, dotyczące tegoż wydarzenia [43]:


            WESELE SŁOWIAŃSKIE:

- swaty – akt zawarcia umowy pomiędzy dwoma rodzinami;
- przygotowania weselne;
- zaręczyny – akt publicznego powtórzenia i umocnienia umowy zwartej  podczas swatów,
- oczepiny;
- uczta weselna;
- pokładziny – związane z fizycznym aktem  przypieczętowania małżeństwa;
- przenosiny panny młodej do domu męża.


WESELE POLSKIE

-swaty, przygotowania weselne, zrękowiny;
- sprosiny, zebranie się gości weselnych;
- akt weselny - ślub, powrót z kościoła, biesiada, oczepiny;
- przenosiny.


WESELE WIELKOPLSKIE

- zamówiny, swaty, zrękowiny, przygotowania weselne
- sprosiny, wieczór dziewiczy, zebranie się gości weselnych
- akt weselny - ślub, powrót z kościoła, biesiada, oczepiny
- przenosiny.



Niepewne wspólnego początki…



Drużba weselny, w stroju z Ołoboku.            


Niewiele osób zapewne zdaje sobie sprawę z tego, że w kulturze ludowej Wielkopolski, prze oficjalnymi swatami miał miejsce zwyczaj zwany: „prześpiegami" [44] „przeglądami”, „względami” (pow. kaliski) [45], „pytankami” (pow. ostrowski i średzki) – czy też, najprościej rzecz ujmując: „zwiadami” [46]. Miał on na celu, wybadaniu szans jakie posiadał kawaler, na poślubienie obranej przez siebie panny. W tym celu, do domu dziewczyny posyłano starszą, zaufaną sąsiadkę (swachę), której zadaniem było tego, co obecnie byśmy nazwali: „wybadaniem gruntu”, czy też  przeprowadzeniem „wstępnego wywiadu”. Jeśli owa „misja” przebiegła pomyślnie, wówczas – zazwyczaj wieczorem, jeszcze tego samego dnia, do domu wybranki przybywał sam zainteresowany, w towarzystwie swata. Etap ten nie był jednakże obowiązkowy – tyczył się sytuacji, gdy młodzi nie znali się zbyt dobrze, lub nawet nie znali się wcale (dot. małżeństw aranżowanych). W przeciwnym razie, młodzi umawiali się co do kwestii małżeństwa samodzielnie – co też pociągało za sobą kolejne kroki, omawiane w dalszej kolejności [47]. 
 Powracając do wątku swata, warto sobie wyjaśnić: kim mógłby on być? W roli tej występował najczęściej przyjaciel danego kawalera, czasami będący nawet jego rówieśnikiem. Innym razem mógł to być poważany w okolicach starszy gospodarz; chrzestny; osoba, pełniącą omawianą funkcję „zawodowo”; bądź taka o której zazwyczaj mawiano, że ma po prostu „szczęśliwą rękę” do tego typu spraw [48]. W przypadku osoby, zarabiającej na pośredniczeniu w aranżowaniu małżeństw na Krajnie, opłacano jej „przysługę”: w przypadku mężczyzn - pieniędzmi na „sztyfle” – czyli wysokie buty z cholewami; a w przypadku kobiet - parą gęsi lub kaczek [49].
Na terenie Wschodniej Wielkopolski, znano używano następujących określeń odnoszących się do osoby swata: swaś, swach, kumotr, faktor, mowiec [50], świadek (Pawłówek) [51], wachman (Krajna) [52].
Precyzując występowanie poszczególnych z nich trzeba nam wyszczególnić, iż następujących określeń: „faktor” / „faktorka” – używano na terenach w zaborze pruskim; „swat” / „swatka” - po rosyjskiej stronie granicy zaborów. Przy czym drobne przekroczenia typu „swat”, „swatka” poza granicę byłej Kongresówki na zachód zdarzają się częściej niż wyrazów „faktor”, „faktorka” na wschód poza Prosnę [A. Brencz, Wielkopolska jako region etnograficzny, Poznań 1996, s. 172].

Głównym kryterium doboru przyszłego małżonka, było wykazywaniem przez niego odpowiedniej dojrzałości, jak i zaradności życiowej (w przypadku obydwu płci). Jako, że na wsi wśród chłopstwa (podobnie jak we dworze) mezaliansów nie uznawano, starano się swatać ze sobą osoby o podobnym statusie społecznym, bądź majątkowym – choć dochodziło do  sytuacji, kiedy to któraś z rodzin chcąc awansować w hierarchii lokalnej społeczności starała się „wżenić” w zamożniejszą rodzinę.
Małżeństwa wśród chłopstwa były z reguły aranżowane, choć od XIX w., pojawiła się tendencja, zgodnie z którą rodzina wyrażała zgodę na ślub młodej pary – pod warunkiem, że związek ich nie budził żadnych zastrzeżeń.
O małoletnich kandydatach do małżeństwa mówiło się często: „z pieluch wyrósł i w pieluchy włazi” (Konińskie, Międzyrzeckie,Słupeckie) albo „dziecko się żeni i dziecko chce mieć”, czy dosadnie „dzieci robią dzieci” (Leszczyńsie, Wschowskie). Określało się och również krytycznie: „smarkaci się żenią”, głupie  dzieci się pobierają”, „chwytki” (Krzymów), „główniorze się żynią” (Kaliskie).
O starszych wiekiem kandydatach na weselnych „młodych” mówiło się powszechnie: „stare kakry się pobierają” lub ironicznie „z nimi czas jak z furą gnoju na spozimku (Międzyrzeckie). Czasami twierdzono, iż powinni wziąć „paciory w garść i do kościoła, a nie na żeniaczkę” albo „wziąłby różaniec do ręki, a  nie do panny” (Kaliskie, Słupeckie). Niejednokrotnie wyrażano przypuszczenie, iż pewno im Pan Bóg rozum odebrał” czy „zgłupiał na starość”. Wśród bardziej dosadnych i wulgarnych określeń przeważały takie sformułowania, jak np.” stary obraca się w łogiera” czy „głowa siwieje, a d… szaleje” (Konińskie, Słupeckie) lub „stary samiec wyrupotany, myśli jeszcze o babie”.
Dawniej wierzono powszechnie, iż „śmierć i żona od Boga przeznaczona (Drzewce i Grzegorzew w powiecie kolskim oraz Krotoszyńskie), albo „mąż i żona od Boga przeznaczona” lub że „pierwsza żona od Boga przeznaczona, druga od ludzi, a trzecia od diabła”. W Kaliskiem to ostatnie przysłowie występuje w nieco innej wersji, a mianowicie: „do trzydziestu lat żeni się człowiek sam, po trzydziestce ludzie go żenią, a po czterdziestce sam diabeł”.  Dość często powtarzano tam również sentencję: „rannego wstania, wczesnego siania i młodego ożenku nikt jeszcze nie żałował”. Zupełnie inne przysłowie przytacza się w Jarocińskiem (Wilkowyja): „co ci obiecano w lesie, to ci sam Bóg do domu przyniesie” [53]. 
Jak wywnioskować można z przytaczanych tutaj przykładów – powszechnie preferowano zawieranie związków, przez osoby należące do tej samej grupy wiekowej, w przeciwnym razie para narażona była na powszechne kpiny. Z drugiej strony nie przeszkadzało to rodzinie wydać córkę, czy syna  za bogatszego, ale jednocześnie majętniejszego partnera. O sytuacji związanej z „przyżenianiem się” mówiono wówczas, gdy rodziny majętnej panny miał wstąpić kawaler posiadający niewielki majątek, lub wręcz nie posiadający go wcale [54]. W niektórych wsiach Wielkopolski przetrwał zwyczaj wydawania za mąż lub żenienia swoich dzieci między poszczególnymi  rodzinami. Przykłady tego typu praktyk, pochodzące z terenów Wschodniej Wielkopolski, dotyczą wsi: Sławsk i Waki w powiecie konińskim, Ułanowo pow. gnieźnieński, Szczepice pow. szubiński, Przykały pow. średzki [55]. Zwyczaj tzw. „mijanek” występował wówczas, gdy żeniono dzieci w ramach dwóch gospodarstw; np. synowie jednego gospodarza żenili się z córkami drugiego (…). W takich przypadkach chodziło o to, aby utrzymać gospodarstwa w obrębie najbliższej rodziny [56].
Na niemalże straconej pozycji znajdowały się panny z dzieckiem, czy też „starzy kawalerowie” / „stare panny” – którzy zmuszeni byli żyć nie tylko w atmosferze szykan, ale także ich szansa na znalezienie „dobrej partii” malała, czy wręcz była niemożliwa do zrealizowania. W końcu, jedną z przyczyn uniemożliwiających zawarcia małżeństwa była choroba, bądź kalectwo którejkolwiek ze stron: „nawet chorego cielęcia się nie kupuje, a co dopiero kobitę (Kalisz) [57].
O dobrego współmałżonka zabiegano modlitwami do właściwego świętego. Dziewczęta, za poradą Kościoła, o wyproszenie dla siebie dobrego męża  mówiły pacierze do świętych: Antoniego, Jopa i Rocha. Wśród społeczności wiejskiej utarły się powiedzenia zasłyszane często podczas badań terenowych, iż kobieta modli się „do świętego Jopa dobrego chłopa”. Chłopcy modlili się „do św. Elżbiety, by dostali dobre kobiety (Krotoszyn, Konin) albo „do św. Anny, aby dostali ładne panny”(Sławsk powiat koniński) [58].

Wizyta potencjalnego pana młodego, oraz towarzyszącego mu swata zazwyczaj miała miejsce w czwartek wieczorem, a jej celem było przeprowadzenie wstępnego wywiadu u rodziny panny na wydaniu (jeśli wcześniej nie miały miejsca „zwiady”), oraz ewentualnego zawarcia umowy małżeńskiej. Ową wizytę nazywano także: „pytankami” (pow. średzki i kępiński), „zmówinami” (pow. kaliski), namówinami (pow. ostrowski) [59].
Przybyli do gospodarstwa rodziny dziewczyny, kawaler oraz swat rozpoczynali rozmowę w następujący, z reguły w sposób, brzmiący mniej więcej następująco: „Przyszliśmy tu do Was, bośmy słyszeli, że masz jałóweczkę / gąskę na sprzedaż” [60]. Wówczas, najczęściej częstowali gospodarza wódką – jeśli ten był im przychylny, przyjmował poczęstunek, a jeśli nie – szukał jakiejś wymówki, najczęściej odpowiadał im, że dziewczyna jeszcze za młoda, wówczas wizyta w domu dziewczyn trwała krótko[61]. Na terenach pow. chodzieskiego swat odbywał dwie wizyty – pierwszą sam, podczas której wstępnie „badał teren”, i omawiał z rodzicami warunki potencjalnego małżeństwa. Potem, po tygodniu zjawiał się znów - tym razem w towarzystwie kawalera, wówczas z reguły nie poruszano otwarcie kwestii małżeństwa. Dopiero po wspólnie spędzonym czasie, rodzice panny, za pomocą  z góry określonych gestów, oznajmiali swoją ostateczną decyzję. Matka stawiała przed młodym talerz nakryty drugim – jeśli po odkryciu okazało się, że na spodnim talerzu leżał wianek mirtowy, to konkury zostały przyjęte, jeśli wianek z grochowin – swaty spotkały się z odmową. W pomyślnym przypadku nikt nie komentował zdarzenia, młody jedynie całował matkę i pannę po rękach, ojca w policzek. Następnie ojciec częstował wódką. Od tego momentu, aż do zaręczyn trwał okres zwany „zjednaniem”[62].

Kolejnym etapem były „zaręczyny”, które miały miejsce zazwyczaj w sobotę, lub niedzielę po czwartkowych swatach [63]. Uroczystość tę na terenach naszego Regionu zwykło się zwać: zrękowinami, zamówinami, zmówinami – smówinami (pow. krotoszyński), zrędzinami, śrędzinami (pow. koniński) [64], smowy (kaliskie) [65].
Początkowo, zwyczaj ten polegał na tym, że młodzi kładli ręce na chlebie, a swat (czasem rodzice) dzieląc chleb na dwie połowy, dawali go młodym do spożycia. Dawniej swat łączył ręce młodych obwiązując je chustką. Zwyczaj ten wiąże się z prastarą postacią zawierania małżeństwa, które w okresie przedchrześcijańskim sankcjonował starosta występujący tu w roli przywódcy gminy [66]. Potem dochodziło do ustalania warunków umowy małżeńskiej. W późniejszych pokoleniach dochodziło do wymiany między przyszła parą młodą pierścionków zaręczynowych (które zastąpiły wymianę wianków) [67].
Zaręczyny odbywały się w towarzystwie sproszonych na tę okoliczność gości - a niekiedy jak na przykład w Ułanowie (pow. gnieźnieński), dochodziło wówczas do tzw. „targów o wiano” [68]. Z kolei w Topoli Wielkiej (okolice Odolanowa): po omówieniu spraw majątkowych i ugodzeniu się stron, istniał zwyczaj wymieniania darów między młodymi: narzeczony wręczał młodej datek pieniężny ,a ona jemu w zamian oferowała chusteczkę. W niektórych okolicach dziewczyna dawała młodemu własnoręcznie uszytą koszulę, a on jej z kolei kupował buciki [69].
Jak już sobie powiedzieliśmy na początku naszego wywodu, na temat małżeństwa, zgodnie z umową: mąż obowiązany był wypłacić rodzinie „młodej” wiano, ona zaś wnosiła do małżeństwa swój posag. Choć w „teorii” stanowił jej własność – „w praktyce”, majątkiem dysponować miał gospodarz – ewentualnie czasem radząc się, w tej czy innej kwestii swojej małżonki, jednakże to do niego należeć miała ostateczna decyzja. Mąż miał prawo dowoli dysponować majątkiem żony – nie istniała w tej kwestii żadna wspólnota majątkowa. Tymczasem żona nie miała prawa kupować niczego na własność, ani dysponować majątkiem męża [70].
W okolicach Kalisza dziewczyna w ogóle nie uczestniczyła w „smowach” – ukazywała się wówczas, gdy wszystkie szczegóły umowy małżeńskiej zostały uzgodnione. Następnie siadała na stół naprzeciw młodego. Wówczas swaszka stawiała na stole dwa odwrócone talerze. Pod jednym był wianek uwity z rozmarynu związany biała wstążeczką. Kiedy młody położył pod drugim talerzem pieniądze, wtedy swaszka wyjmowała wianek wręczała go dziewczynie, a ta z kolei, pod stołem, podawała go narzeczonemu (Zagórzyn) [71]. Z kolei we wsi Lis: mirtowy wianek wyjęty spomiędzy dwóch talerzy podawała pod stołem młodemu swaszka, on zaś na talerz rzucał pieniądze (np. 10 rubli), tzw. „wiązarek”, które swaszka przekazywała dziewczynie. Wianek ten zostawał u młodego aż do ślubu, oddawał on go dopiero młodej w czasie wesela, przed oczepinami. Zaręczynowy wianek oraz kawałek chleba i sól, którymi ją witano po powrocie z kościoła, młoda przechowywała „na szczęście” [72].

W przypadku dawnych pokoleń – na zawarcie małżeństwa nie wystarczało jedynie zaangażowanie samych zainteresowanych, czy też zgoda ich rodzin – potrzebna była jeszcze uzyskać zgodę pana feudalnego. Wspomniane zezwolenie, w przypadku przenoszenia się  przyszłego małżonka, do wsi drugiego współmałżonka, połączone było z opłatą na rzecz dworu (na Mazowszu do XV w. – „kunne”, „swadziebne”), obowiązywało w niektórych wsiach wielkopolskich, mimo wyraźnych zakazów prawa publicznego, aż do czasów uwłaszczenia. Jako szczątkowa pozostałość przetrwał zwyczaj, stosowany jeszcze w latach trzydziestych (XX w., przyp. autorki) przez pracowników folwarcznych, udawania się młodej pary do dworu z prośbą o błogosławieństwo [73].

Z okresem narzeczeństwa wiązały się zarówno przywileje, jak i obowiązki wynikające ze zmiany statusu społecznej przyszłej pary młodej. Odtąd panna nie mogła wybierać innego partnera do tańca, w trakcie wiejskich zabaw, niż jej narzeczony, on zaś – powinien często odwiedzać ją w domu rodzinnym. Oczekiwano także, że od tej pory razem będą udawać się na niedzielne nabożeństwa, a ich ubiory od tej pory zdobić miały listki rozmarynu, lub ruty. Podobnie – gdy zostali zaproszeni na jakąś uroczystość, kawaler powinien przybywać po swoją narzeczoną do jej domu, stamtąd udawali się na daną uroczystość, gdzie powinni spędzać czas razem. Narzeczona winna była dostarczać owe zioła zawsze świeże swemu narzeczonemu [74].


Przygotowania do wesela.




Druhny weselne, w stroju z Ołoboku.


Jednym z elementów przygotowań do ślubu i wesela,  były tzw. zapowiedzi ogłaszane w kościele - choć z reguły i tak nie przywiązywano do nich szczególnej wagi. Co więcej – w niektórych częściach regionu uważano, wręcz że młodzi nie powinni być obecni w trakcie pierwszych zapowiedzi, gdyż zwiastować to mogłoby dla nich nieszczęście – czy też, jak uważano w Strzyżewie (pow. ostrzeszowski) - mogłoby to sprowadzić na nich bóle głowy [75]. Przy rejestrowaniu zapowiedzi wyróżniano dwie kategorie dziewcząt: pannę oraz niezamężną (pannę z dzieckiem). „Takim młodym” ksiądz udzielał ślubu tylko pod chórem (Gnieźnieńskie) [76].
Tymczasem, w domu panny młodej gromadzono produkty niezbędne do przygotowania weselnej uczy. Na panu młodym spoczywał obowiązek zorganizowania napitku w postaci wódki – którą wszyscy od czasu swatów, do oczepin wszyscy pili na jego koszt [77], a także opłacenia orkiestry weselnej.
            Spraszanie gości weselnych, należało do obowiązków starszego drużby, który odwiedzał domy przyszłych weselników, czasem w towarzystwie swego pomocnika. Zazwyczaj składali wizyty tydzień przed terminem planowanego ślubu oraz wesela, odziani byli zazwyczaj w odświętne (charakterystyczne dla danego regionu) stroje, które mieli nosić także w trakcie dnia ślubu i kolejnych, podczas których trwać miało wesele [78]. W okolicach Kawnic (pow. koniński), w ręku trzymał specjalną laseczkę zwaną „atntybka”. W każdym domu, do którego przybywał, witał się „pochwalonym” i wygłaszał rymowaną orację zaprosi nową. Zaproszeni zapewniając o tym, że przybędą na wesele, składali się na mającą nastąpić biesiadę – „dawali, co kto miał: groch, jajka, kury, gęsi,  jak kto się chciał lepiej pokazać, to i owcę dawał [79]. W niektórych regionach (np. w pow. krotoszyńskim) gości spraszano dwukrotnie: na tydzień przed weselem, i w sobotę przedślubną [80].

            Do zwyczajów poprzedzających zawarcie związku małżeńskiego, zaliczano także „dziewiczy wieczór” – jego rola polegała na rytualnym wyłączeniu przyszłej panny młodej ze stanu panieństwa.
Zwyczaj ten na terenach Wielkopolski utrzymał się na następujących obszarach: części zachodniej regionu; zaś we wschodniej – od Krajny poprzez Pałuki, okolice Gniezna, Wrześni, wzdłuż Prosny do pogranicza śląskiego [ A. Brencz, Wielkopolska..., s. 172]. W obecności zebranych gości, miał miejsce akt rozplecin, tj. rozplatania warkocza (symbolu panieństwa) przyszłej młodej, którego najczęściej dokonywał starszy drużba, lub jej brat [81]. Stąd wieczór ten nazywano najczęściej „rozplecinami”, w Kaliskiem zwał się „zapustami weselnymi” lub „pustotkami” [82].
Po rozplecinach, druhny zakładały młodej wianek, gestowi temu – podobnie, jak wcześniejszemu rozplataniu warkocza towarzyszyły tradycyjne przyśpiewki. Następnie, siedzącej na dzieży młodej składali datki pieniężne „na warkocz”. Sierdziliśmy już, że długie włosy u dziewczyny były oznaką jej dziewiczości. Należały one do osób jej najbliższych. Zatem pierwszym posiadaczem obciętych włosów był jej brat, następnie stawał się mąż. Akt obcięcia włosów odbywał się dopiero po ślubie przy oczepinach. Niemniej w niektórych okolicach, np. w Gostyńskiem, Kaliskiem, Łęczyckiem, młody już w wieczór dziewiczy, przy akcie „rozplecin”, dawał bratu młodej symboliczną opłatę za kosę (warkocz), stając się tym samym jej właścicielem. Czasami wykup warkocza młodej odbywał się w drodze przetargu, w efekcie którego ostatecznym nabywcą stawał się pan młody [83].
W niektórych okolicach, np. w powiecie gnieźnieńskim, w wieczór przedślubny przychodzą pod dom weselny dzieci, a nawet starsi mieszkańcy na tzw. „chlapotóweczkę”. Tłuką o drzwi skorupy i uszkodzone garnki, wiadra, naczynia szklane i tym podobne przedmioty – „żeby się młodym darzyło”. Gospodarze weselni wynoszą wówczas jadło i napitek, częstując przybyłych [84].   
Na Krajnie, w przeddzień wesela odbywał się „polter” (mówiono też  „polterabend” – nazwa z języka niemieckiego). Polter polegał na rozbijaniu o próg chałupy butelek szklanych i naczyń ceramicznych. Tłukących szkło goszczono i częstowano wódką [85] [86]. Zwyczaj  ten występował także na ternie Pałuk.
            „Dziewiczy wieczór” stawał się także okazją do uwicia ślubnego wianka, dla młodej, czy też tych którymi druhny miały przyozdobić drużbów z drużyny pana młodego.  Zazwyczaj pleciono go z ziół takich jak: rozmaryn, mirt (Zachodnia Wielkopolska), ruta (Kaliskie). Wito też rozmarynowe wianeczki wielkości „talara” tam, gdzie zachował się zwyczaj święcenia ich przy ślubie kościelnym zamiast obrączek [87].
            Ponadto przygotowywano wówczas także rózgę weselną, która na ternie wielkopolski przybierała miej strojny wygląd, a i nie zawsze się pojawiała przy obrzędowości weselnej. W Kaliskiem był nią pręt o trzech odnogach, na które utykano jabłka, a całość przyozdabiano obficie wstążkami, rutą i pozłotkiem, czasem również sztucznymi kwiatami [88]. Zarówno wianek, jak i rózga weselna były symbolem panieństwa – toteż wręczała je młodemu jego świeżo poślubiona małżonka, przed oczepinami, a w późniejszym okresie - przed wyruszeniem do kościoła. Dlatego też pojawiała się ona przy okazji ślubu kawalera z panną, panny z wdowcem – ale nigdy przy okazji ślubu wdowca z wdową [89]! Według relacji Kolberga, rózgę „młody winien do ślubu i przez cały czas wesela trzymać w ręce, aż do oczepin młodej, po oczepinach zaś powinien ją odrzucić zaraz w kąt, lub za okno [90].  


Autor: Marta Kaleta.

Przypisy.


[1] The Viking Ansver Lady (strona internetowa), Courtship, Love and Marriage in Viking Scandinavia, (stan na dnia: 13.12.2017):
[2] zob. Tamże.
[3] zob. L. P. Słupecki, Mitologia skandynawska w epoce wikingów, Kraków 2006, Zakład Wydawniczy „Nomos”.
[4] zob. The Viking Ansver Lady, dz. cyt.
[5] zob. tamże.
[6] zob. tamże.
[7] zob. Tamże.
[8] zob. tamże.
[9] zob. L. Gerdeła, Völva – czyli kobieta dzierżąca różdżkę, [w:] Funeralia Lednickie, (pt. Środowisko pośmiertne człowieka), tom IX, s. 107-122.
[10] zob. J. Gąssowski, Mitologia Celtów, Warszawa 1978, Wydawnictwo Artystyczne i Filmowe.
[11]  N. Evelina , Marriage In the Celtic World, (stan na dnia: 13.12.2017):
[12] Tamże.
[13]  Tamże.
[14] Tamże.
[15] zob. Gąssowski, dz. cyt., s. 33-37.
[16] zob. Tamże.
[17] J. Bryce, Studies in History and Jurisprudence, Tom II, Nowy York 1901, University Press, American Branch.
[18] W. Mansell, B. Meteyard, A critical introduction to law, Routledge Cavendish 2004.
[19] K. Gołdowski, Swaćba, czyli ślub po starosłowiańsku, (stan na dnia 13.12.2017):
[20] A. Gieysztor, Kobiety słowiańskie u progu wieków średnich, (stan na dnia 13.12.2017):
[21] K. Gołdowski, dz. cyt.
[22] A. Gieysztor, dz. cyt.
[23] Tamże.
[24] A. Krawiec, Kultura seksualna Słowian, (stan na dnia: 13.12.2017):
[25] zob. tamże.
[26] zob. tamże.
[27] zob. Tamże.
[28] zob. A. Wojciechowska, Zwyczaje i obrzędy weselne, [w:] Kultura ludowa Wielkopolski, t. III, J. Burszta (red.), Poznań 1967, Wydawnictwo Poznańskie, s. 126.
[29] zob. A Gieysztor, dz. cyt.
[30] zob. K. Gołdowski, dz. cyt.
[31] A. Wojciechowska, dz. cyt, s. 126.
[32] Tamże.
[33] Tamże.
[34] Tamże.
[35] A. Gieysztor.
[36] K. Gołdowski, dz. cyt.
[37]. A. Wojciechowska, dz. cyt., s. 127.
[38] zob. Tamże.
[39] A. Gieysztor, dz. cyt.
[40] K. Gołdowski, dz. cyt.
[41] A. Wojciechowska, dz. cyt., s. 127-128.
[42] K. Gołdowski, dz. cyt.
[43] zob. A. Wojciechowska, dz. cyt., s. 129-131.
[44]  zob. Tamże, s. 132.
[45] zob. A. Jabłońska-Ważny, Zwyczaje i obrzędy weselne, [w:] Zachować żywy głos tradycji, Kalisz 2007, Muzeum Okręgowe Ziemi Kaliskiej, s. 3.
[46] zob. A. Wojciechowska, dz. cyt., s. 132.
[47] zob. Tamże.
[48]  zob. Tamże.
[49] zob. Strona Internetowa Muzeum Krajny, Zwyczaje weselne na Krajnie, (stan na dnia 13.12.2017):
[50] zob. A. Wojciechowska, dz. cyt., s. 132.
[51] zob. zob. A. Jabłońska-Ważny, dz. cyt., s. 3.
[52] zob. Strona Internetowa Muzeum Krajny, dz. cyt.
[53] W. Sobisiak, Ludowe zwyczaje prawne, [w:] Kultura ludowa Wielkopolski, t. III, J. Burszta (red.), Poznań 1967, Wydawnictwo Poznańskie.
[54] zob. Tamże, s. 203.
[55] zob. Tamże.
[56] Tamże.
[57] Tamże, s. 202.
[58] Tamże, s. 201.
[59] zob. A. Wojciechowska, dz. cyt., s. 133.
[60] zob. Tamże, s. 134.
[61] zob. Tamże.
[62] Tamże, s. 135.
[63] zob. Tamże.
[64] zob. Tamże.
[65] zob. A. Jabłońska-Ważny, dz. cyt., s. 3.
[66] A. Wojciechowska, dz. cyt., s. 135.
[67] zob. Tamże, s. 135-137.
[68] zob. Tamże, s. 136.
[69] Tamże, s. 137.
[70] W. Sobisiak, dz. cyt., s. 206.
[71] A. Jabłońska- Ważny, dz. cyt., s. 4.
[72] Tamże, s. 5.
[73] W. Sobisiak, dz. cyt., s. 202.
[74] zob. A. Wojciechowska, dz. cyt., s. 137.
[75] zob. Tamże, s. 140.
[76] W. Sobisiak, dz. cyt., s. 204.
[77] zob. Tamże, s. 141.
[78] zob. Tamże, s. 141-142.
[79] Tamże, s. 143.
[80] zob. Tamże, s. 144.
[81] zob. Tamże.
[82] zob. Tamże, s. 146.
[83] Tamże.
[84] Tamże.
[85] Strona Internetowa Muzeum Krajny, dz. cyt.
[86] zob. E. Rodek, Kultura ludowa północnej Wielkopolski, (stan na dnia 13.12.2017):
[87] A. Wojciechowska, dz. cyt., s. 147.
[88] Tamże.
[89] zob. Tamże.
[90] Tamże.


Przypisy.

1.      Bryce James, Studies in History and Jurisprudence, Tom II, Nowy York 1901, University Press, American Branch.
2.      Gąssowski Jerzy, Mitologia Celtów, Warszawa 1978, Wydawnictwo Artystyczne i Filmowe.
3.      Gerdeła Leszek, Völva – czyli kobieta dzierżąca różdżkę, [w:] Funeralia Lednickie, (pt. Środowisko pośmiertne człowieka), tom IX, s. 107-122.
4.      Jabłońska-Ważny Anna, Zwyczaje i obrzędy weselne, [w:] Zachować żywy głos tradycji, Kalisz 2007, Muzeum Okręgowe Ziemi Kaliskiej.
5.      Kukier Ryszard, Kultura ludowa mieszkańców Krajny Złotowskiej, [w:] Ziemia Złotowska, red. Wojciech Wrzesiński, Gdańsk 1969.
6.      Mansell Wade, Meteyard Belinda, A critical introduction to law, Routledge Cavendish 2004.
7.      Niedźwiecki Jan, Zarys wybranych zagadnień tradycyjnej kultury Krajniaków Złotowskich, „Koszalińskie Zeszyty Muzealne” 1973, nr 3.
8.      Słupecki Leszek Paweł, Mitologia skandynawska w epoce wikingów, Kraków 2006, Zakład Wydawniczy „Nomos”.
9.  Sobisiak Walerian, Ludowe zwyczaje prawne, [w:] Kultura ludowa Wielkopolski, t. III, J. Burszta (red.), Poznań 1967, Wydawnictwo Poznańskie.
10.      Wojciechowska Aleksandra, Zwyczaje i obrzędy weselne, [w:] Kultura ludowa Wielkopolski, t. III, J. Burszta (red.), Poznań 1967, Wydawnictwo Poznańskie.
11.  Wyrwa Andrzej (red.), Studia i materiały do dziejów Pałuk, Tom V. Współczesne środowisko naturalne, osadnictwo, folklor Pałuk, Poznań 2003, Wydawnictwo Naukowe Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza.


Źródła internetowe:

1.      Evelina Nicole, Marriage In the Celtic World:
2.      Gieysztor Aleksander, Kobiety słowiańskie u progu wieków średnich:
3.      Gołdowski Kamil, Swaćba, czyli ślub po starosłowiańsku:
4.      Krawiec Adam, Kultura seksualna Słowian:
5.      Rodek Ewa, Kultura ludowa Krajny:
6.      Rodek Ewa, Kultura ludowa północnej Wielkopolski:
7.      Strona Internetowa Muzeum Krajny, Zwyczaje weselne na Krajnie:
8.      The Viking Ansver Lady (strona internetowa), Courtship, Love and Marriage in Viking Scandinavia:



Spis ilustracji.

1.      Strój skandynawskiej panny młodej w wersji ludowej:
2.      Sprzedaż żony w XVII w. Anglii:
3.      Słowiańska para:
4.      Drużba weselny, w stroju z Ołoboku:
B. Andrzejczak , Obrzędy i obyczaje doroczne w Kaliskiem, [w:] Literatura ludowa, nr.1-2, Warszawa 1964, Polskie Towarzystwo Ludoznawcze.
5.  Druhny weselne, w stroju z Ołoboku:
Tamże.