czwartek, 27 maja 2021

Świadectwo historii: Podpalenie katedry gnieźnieńskiej.


Poniżej prezentujemy film, opublikowany na kanale youtube:

"Podróże po Wielkopolsce". Materiał dotyczy podpalenia katedry w Gnieźnie. A oto opis jego autorów:

Winną podpalenia katedry gnieźnieńskiej przez wiele lat obarczano Niemców. Okazuje się, że w tym przypadku niesłusznie. 21 stycznia 1945 roku wojska sowieckie wkroczyły do Gniezna. Katedra podpalona została dwa dni później, 23 stycznia 1945 roku. Wyjaśniamy, dlaczego przez wiele lat, myślano inaczej. Nowe światło rzuciły, odnalezione 10 lat temu, zdjęcia Juliana Śmieleckiego. W reportażu wyjaśniamy, dlaczego Niemcy nie mogli podpalić arcykatedry. Naszym rozmówcami są: świadkowie tamtych wydarzeń ze stycznia 1945 roku, księża, a także historycy. Za pomoc w realizacji reportażu i finansowe wsparcie dziękujemy Instytutowi Pamięci Narodowej oddział w Poznaniu.

 

Materiały publikujemy na naszej stronie w charakterze pro publico bono.

 


 

poniedziałek, 24 maja 2021

Archiwum X Wielkopolski Wschodniej: tajemnice podziemnych tuneli.

 


 


Motywem, który łączyć będzie wszystkie miejscowości opisane w niniejszym artykule łączą legendy o tajemniczych tunelach, podziemnych… a nawet podwodnych połączeniach, stanowiących połączenie pomiędzy dwoma, odległymi od siebie miejscowościami. Poza opowieściami, które z naukowego punktu widzenia zaliczyć należy do „podań wierzeniowych”, nie istnieją żadne potwierdzono dowody, które wskazywałyby na ich autentyczność. Artykuł ten nie ma też na celu dowodzenia prawdziwości tego typu historii, lecz jedynie wskazanie na mapie Regionu miejsc, z którymi się one wiążą. Większość z historii, które tutaj przytoczę zaliczyłabym do tzw. „legend miejskich”.

Skojarzenie wątku tajemnych tuneli, przywołuje w mojej głowie wspomnienie pierwszych studenckich praktyk terenowych, jakie odbyłam na odległej Suwalszczyźnie. Naszym zadaniem było wędrowanie po wsiach, znajdujących się w pobliżu dawnego zakonu kamedułów w Wigrach, i wypytywanie mieszkających tam osób o znajomość lokalnych legend. Bardzo często w opowieściach tych pojawiał się motyw tunelu biegnącego pod dnem jeziora Wigierskiego. Jego początek znajdować się miał w obrębie klasztoru, a prowadzić miał… no właśnie, nie jest to fakt do końca jasny. Zdarzało się bowiem, że mieszkańcy danej wsi posiadali teorie, jakoby wyjście z owego tajemnego tunelu, miało znajdować się w ich pobliskiej okolicy. Mawiano wówczas o jakiś zagruzowanych piwnicach, o tajemniczych murach ciągnących się pod powierzchnią wody. Co wieś, co osoba pytana o ten wątek – to inna historia, jednak oficjalnego potwierdzenia, na prawdziwość tych pogłosek: brak.

 

Co się zaś tyczy terenów Wielkopolski Wschodniej, to przypomnieć trzeba, że w artykule z serii „Archiwum X…”, dotyczącym tajemnic Kalisza, pisywaliśmy obszerniej o rzekomo istniejącej w tym mieście siatce podziemnych przejść. Oficjalnie ich istnienie nie zostało jak dotąd potwierdzone, prawdziwość tego typu opowieści wykluczać miały także badania przeprowadzone georadarem. Jednak nadal istnieje grono osób, które wierzą, że legendy miejskie o tajemniczych tunelach, w okolicach kaliskiej starówki są prawdziwe.

Chcąc uniknąć powtórzeń odsyłam czytelników do artykułu dotyczącego tajemnic Kalisza. Znajdują się tam obszerniejsze relacje świadków, które zdają się sugerować, że być może w tego typu opowieściach tkwi ziarnko prawdy.  Tutaj natomiast pozwolę przytoczyć sobie zebrane przez siebie relacje, których nie miałam okazji opublikować wówczas.

Pierwszy z informatorów, na których chcę się w tym miejscu powołać, przytaczać miał przygodę swego dobrego znajomego. W swych wczesnych młodzieńczych latach, osoba ta miała z ciekawości zapuścić się w głąb piwnicy znajdującej się na ulicy Ciasnej. Podróż przez nią wydawała się dłużyć, niż bohater tej opowieści się spodziewał. Zaczynało brakować powietrza. Wtem ujrzał przed sobą drzwi, w które począł łomotać głośno z nadzieją na ratunek. Po chwili tworzył mu je człowiek, który okazał się być… strażnikiem w miejscowym ratuszu. Historia ta sugeruje zatem, iż w Kaliszu znajdować się mogą tajemne przejścia, które prowadzić do ratusza. Podobnych historii we wspomnianym wcześniej artykule przytaczałam więcej. Wg nich tajemne połączenia łączyć miały z sobą różne punkty na mapie starówki.

Jednak wg niektórych relacji tajemne przejścia miałby znajdować się nie tylko na obszarze samego miasta. Istnieją podania sugerujące, że podziemne tunele miałby łączyć Kalisz chociażby z Ołobokiem, czy też z Kościelną Wsią. W drugiej z miejscowości spotkaliśmy się z informatorem, który relacjonować miał jakoby na ternie Kościelnej Wsi, znajdować się miał długi na kilkanaście kilometrów tunel. Istnieje związana z nim relacja, pochodząca z czasów II Wojny Światowej, kiedy to jeden z niemieckich żołnierzy miał zapuścić się w jego wnętrza… z których nie udało mu się już powrócić o własnych siłach. Odnaleźć go mieli współtowarzysze, którzy poinformowani przez kogoś, że zaginiony był ostatnio widziany w okolicach tajemnego przejścia, właśnie tam udali się na jego poszukiwania. Na ciało nieprzytomnego żołnierza, istotnie miano natrafić w owych  podziemiach, w odległości co najmniej kilometra od wejścia. Powodem utraty przez niego przytomności miała być słaba wentylacja we wnętrzu tunelu.

Gdy poprosiliśmy informatora by udał się z nami w miejsce, gdzie znajdować się miałoby wejście do legendarnego tunelu – odmówił, twierdząc, iż jest ot teren prywatny, w związku z czym nie może on nas tam zaprowadzić.

 


Król Jan Kazimierz w Zdunach. Fragment obrazu autorstwa Z. Szwaji 1966 r. znajdującego się w zbiorach Izby Muzealnej w Zdunach.

 

            W stronę Kalisza prowadzić miał także przebiegający pod Wartą tunel, znajdujący się na terenie Pyzdr. Lokalne podania przytaczają historię Kazimierza Wielkiego, który będąc jeszcze księciem, miał uciekać tędy przed wojskami krzyżackimi. W późniejszych latach, chcąc odwdzięczyć się tutejszym mieszczanom, za ocalenie swego życia, przyszły król miał wspomóc odbudowę tegoż miasta.

            Podobna opowieść pochodzi ze Zdun, tyczyć się ma ona jednak osoby innego władcy - króla Jana Kazimierza. W czasach „potopu szwedzkiego” zamierzał udać się na Śląsk, aby tam szukać schronienia i wsparcia w trudnych czasach. Tutejsi mieszkańcy mieli wspomóc władcę, wskazując mu drogę ucieczki poprzez podziemny tunel, rzekomo mający swój początek w centrum miasta, a kończąc się w lesie nieopodal Cieszkowa.

Wg okolicznych podań: w późniejszych czasach, różne dziwne rzeczy zaczęły dziać się w tajemniczym, podziemnym korytarzu. Wierzono, że miejsce to zamieszkały okrutne złe moce. Wielu było takich, którzy próbowali zbadać tajemne przejście, nikt jednak nie mógł wejść dalej niż na dwadzieścia metrów. Na drodze zawsze pojawiały się groźne przeszkody. Coś lub ktoś ciągnął śmiałków za ubrania, zatrzymywał, przewracał. Spora część odważnych badaczy nigdy nie powróciła z podziemnych wypraw. Tajemnica podziemnego korytarza jest więc wciąż nie odkryta[1].

 

Rekonstrukcja pałacu Opalińskich w Radlinie.


            Istnienie tajemnych podziemnych przejść wiąże się często z posiadłościami zamożnych i wpływowych rodów. Publikując cykl o masonerii, wspominałam o tym, że historie związane z pałacem w Lubostroniu sugerują, iż znajdować się ma tam tunel łączący pałacowy gmach, z budynkiem pobliskiej oficyny. Jak dotąd nie udało się udowodnić istnienia takowego przejścia, jednak legendy uparcie wspominają o jego istnieniu. Opowieści te podsyca fakt, iż miejsce to  należeć miało to rodu związanego z masońskim bractwem.

              Inną posiadłością, z którą wiążą się podobne tajemne historie, miał być niegdyś należący do rodu Sapiehów zamek w Radlinie. Ponoć posiadłość tę, oraz kościół św. Marcina w Jarocinie łączyć miał podziemny przejazd. Wiąże się z nim następujące podanie.

Tunel był niebezpieczny i krążyły wieści, że kto chce go przebyć, musi zaprzedać się diabłu, bo ten stawia swoje warunki. Jeden z członków rodu Sapiehów zakochał się w hrabinie z Jarocińskiego zamku, która w tajemnicy przed mężem przyjmowała go w swych komnatach. Gdy dowiedział się o tym mąż doszło między konkurentami do sprzeczki i bójki na terenie otaczającego zamku w parku. Sapieha zamordował hrabiego , a sam podziemną drogą w ukryciu chciał wrócić do Radlina. Przy wejściu do tunelu czekała na niego dziwna postać-diabeł, który zapewnił go o bezpiecznym powrocie-pod warunkiem, że zrobi to co ten mu każe. Magnat wracając do domu, miał nie oglądać się za siebie. W obawie przed schwytaniem Sapieha zgodził się wykonać to polecenie i w pośpiechu udał się w drogę powrotną. Będąc w połowie drogi do swego zamku, usłyszał z oddali stukot końskich kopyt. Przestraszony zbliżającą się pogonią, zlekceważył daną obietnicę i odwrócił się. Wtedy konie spłoszyły się, stanęły dęba i dał się słyszeć huk walącego się sklepienia. Gruzy i ziemia odcięły drogę z obu stron. Sapieha nigdy do domu nie wrócił. Został w podziemiach. Od tego czasu ta podziemna droga nie jest używana. Pozostała tylko legenda[2].

 


            Ostatnia opowieść, którą pragnę przytoczyć, różni się od pozostałych tym, iż rzekomy tajemniczy tunel znajdować się miałby pod powierzchniami lądu oraz dwóch jezior. Wg przekazu z Połajewa: Przed wieloma laty pewna kobieta orała pole nad brzegiem jeziora pługiem zaprzężonym w dwa woły. Woły te – nie wiadomo, z jakiej przyczyny- spłoszyły się nagle, pociągnęły kobietę i rozpędzone wpadły do wody, gdzie razem z nią się utopiły. Długo mieszkańcy Połajewa szukali  ciał kobiety i zwierząt, lecz nie mogli znaleźć. Po pewnym czasie z Margonina nadeszła wiadomość, że tam zanleziono utopione woły i kobietę. Zostali oni w niewiadomy sposób  - pod wodą i pod ziemią – przeniesieni do odległego jeziora Margonińskiego. Matka kobiety dniami i nocami szukała kobiety dniami i nocami szukała córki nad brzegiem jeziora, aż wreszcie z rozpaczy wrzuciła do wody sierp i od tej pory jezioro zaczęło zarastać. Okolica, gdzie dawniej było jezioro, nazywa się jeszcze dzisiaj „Wielkim Jeziorem”. A w Margoninie do dzisiaj stoi kamień, na którym odbity jest wizerunek młodej kobiety z wołami. Zwraca tu uwagę dość nieprawdopodobna odległość, jaka dzieli oba jeziora, bowiem w lini prostej wynosi ona blisko dwadzieścia siedem kilometrów[3].

            Ciekawa to opowieść dla badacza folkloru. Odwołując się do tego co pisałam w swoich artykułach, zamieszczonych w dziale „Bestiariusz i Legendarz”, pragnę wskazać w tym miejscu czytelnikom część owego cyklu poświęconą duchom wodnym. Tam też znajduje się odwołanie do podań z Trzemeszna oraz Kochlewa nad Wartą, których istnienie i motywy nakazujące co roku składanie ofiar do wody, zostały zinterpretowane przez Bohdana Baranowskiego jako echo dawnych, przedchrześcijańskich wierzeń. Być może w Połajewie oraz Margoninie istniały ośrodki kultowe poświęcone duchom wodnym, którym składano ofiary. Możliwe, że wersja podania, którą przedstawiłam mogła zatracić swój pierwotny  sens, związany z jeziorem znajdującym się w Połajewie. W zamian nadbudowano nań historię o kobiecie, która utopiła się wraz z parą wołów? Być może znajdujący się w Margoninie kamień, o którym wspominał W. Łysiak, także był związany z dawnym kultem? Czy wyobraźnia ludowa połączyła te obydwa miejsca i związane z nimi fakty w jedną opowieść? Tego nie możemy być pewni.

           

Ciekawy wątek, choć nie związany już bezpośrednio z tajemnymi przejściami, stanowią podania o zatopionych wsiach, obiektach bądź miastach. W cyklu związanym z wielkopolskimi legendami przytaczaliśmy sobie kilka tego typu podań. Ciekawy przykład tego typu podania opisaliśmy także w cyklu „Archiwum X…”, nawiązujący do tajemnic powiatu gnieźnieńskiego. Mam tutaj na myśli opowieści związane z rzekomo zatopioną wsią Utrata.  Trudno jednoznacznie orzec, czy opowieści te odwołują się do rzeczywiście istniejących w przeszłości miejsc, które z jakiegoś powodu (np. z powodu najazdu, czy też klęski żywiołowej) zostały unicestwione. Mając jednak w pamięci definicje podania wierzeniowego,  uznając je za przekaźnik ludowej wiedzy o minionych wydarzeniach; można przyjąć, że w pewnym stopniu, część z tych opowieści nawiązuje do wydarzeń, które mogły mieć miejsce. Oczywiście, należy tutaj wykluczyć wpływy działania sił nadprzyrodzonych. Ich występowanie w opowieściach jest efektem mityzacji, stopniowego zniekształcania rzeczywistych faktów, nadbudowywania wątków, które z pierwotnym wariantem historii nie miały zbyt wiele wspólnego. Możliwe, że został on zaszyfrowany w symbolice wydarzeń, oraz postaci pojawiających się w podaniu, którego wersję znamy, ale przekazu tego nie jesteśmy już w stanie odczytać.

W przypadku podań o tajemnych tunelach sprawa wydaje się mniej jasna. Historie te bowiem nie wyjaśniają: kto i po co miałby owe przejścia tworzyć. Nie ma także naukowych dowodów na ich istnienie, pozostają jedynie w sferze okolicznych podań. Rozbudzają one ludzką wyobraźnię na tyle, że w niektórych przypadkach nadal wierzy się w ich istnienie, dodaje nowe związane z nimi opowieści. 

 

Przypisy.



[1] Jan Kazimierz uciekał przez Zduny:

http://zduny.pl/turysta/historia-gminy-zduny/legendy-i-podania.html (stan na dnia 21.05.2021).

[2] O podziemnym tunelu i umowie z diabłem:

http://legendy-jarocina.blogspot.com/2012/04/o-podziemnym-tunelu-i-umowie-z-diabem.html (stan na dnia 21.05.2021).

[3] W. Łysiak, W kręgu wielkopolskich demonów i przekonań niedemonicznych, Międzychód 1993, Wydawnictwo "Eco", s. 171.

 

Bibliografia.

 

1.      Jan Kazimierz uciekał przez Zduny:

http://zduny.pl/turysta/historia-gminy-zduny/legendy-i-podania.html

2.      Łysiak Wojciech, W kręgu wielkopolskich demonów i przekonań niedemonicznych, Międzychód 1993, Wydawnictwo "Eco".

3.      O podziemnym tunelu i umowie z diabłem:

http://legendy-jarocina.blogspot.com/2012/04/o-podziemnym-tunelu-i-umowie-z-diabem.html

 

Spis i źródła ilustracji.

 

1.      Podziemny tunel:

https://uwalls.pl/fototapety-podziemny-tunel-8553/

2. Jan Kazimierz uciekający przez Zduny:

http://zduny.pl/turysta/historia-gminy-zduny/legendy-i-podania.html

3. Pałac w Radlinie:

http://polskaniezwykla.pl/web/gallery/photo,284886.html

1.      Jezioro Margonińskie:

https://wedkuje.pl/l/jezioro-margolinskie/94

 

 

poniedziałek, 17 maja 2021

Notatki o ludowej architekturze wielkopolskiej wg. Jadwigi z Szembeków Szeptyckiej.

 

 

Dzisiejszy opublikowany przez nas materiał stanowi "przedruk" fragmentu pracy Jadwigi z Sszembeków Szeptyckiej, pt. "Przyczynki do etnografii Wielkopolski". Zawarte w nim treści dotyczące ludowej architektury, oraz motywów zdobniczych, stanowić będą uzupełnienie naszego cyklu o architekturze ludowej Regionu, który publikowaliśmy na łamach portalu jesienią.

Niniejszy materiał zostaje publikowany na naszej stronie pro publico bono.

Źródło: https://www.wbc.poznan.pl/dlibra/show-content/publication/edition/121282?id=121282

 







 



 

poniedziałek, 10 maja 2021

Dzika Muzyka: Basy znad Prosny

 

 

Dziś pragniemy zaprezentować naszym czytelnikom film dokumentalny z serii: "Dzika muzyka". Odcinek ten poświęcony jest basom znad Prosny, instrumentowi tak charakterystycznemu dla okolic Kalisza. 

W materiale tym zostaje przedstawiona postać skrzypka ludowego, zmarłego w tym roku pana Leona Lewandowskiego. Ten post, niechaj  stanowi nasz post, niechaj stanowi upamiętnienie postaci tego zasłużonego artysty ludowego.

Materiał filmowy, nasi czytelnicy  mogą obejrzeć klikając w następujący odnośnik:

https://vod.tvp.pl/video/dzika-muzyka,basy-znad-prosny,27477248 

 

Źródło fotografii: http://www.nagrodakolberg.pl/laureaci-leon_lewandowski
 

poniedziałek, 3 maja 2021

Archiwum X Wielkopolski Wschodniej,: Bractwa masońskie na Ziemi Wielkopolski Wscjodniej, cz. 3.

 
A oto i ostatnia część poświęcona zagadnieniu związków wolnomularstwa na Ziemiach Wielkopolski Wschodniej. Tym co wyróżnią tę część od poprzednich jest wątek  występowania postaci masonów w folklorze ludowym  naszego regionu.

 

Pałac biskupi w Ciążeniu, pow. słupecki.

 


Pałac biskupi w Ciążeniu.

                     

Budowa pałacu w Ciążeniu rozpoczęła się na zlecenie biskupa Teodora Czartoryskiego, dla którego budowla ta powstawała w latach 1758-1768. Niestety, pierwszemu właścicielowi nie dane było nacieszyć się okazałą rezydencją, gdyż zmarł jeszcze w  trakcie budowy. Pałac został ukończony dopiero w 1810 roku, dla swojego kolejnego właściciela, również biskupa - Ignacego Raczyńskiego.

W 1818 roku pałac przeszedł (w drodze konfiskaty i nadania) w ręce już nie biskupie, ale całkiem prywatne – pułkownika Wacława Gutakowskiego, adiutanta cara Aleksandra I, uczestnika wojen napoleońskich, syna wielkiego mistrza wolnomularstwa polskiego, Ludwika Gutakowskiego. To być może spowodowało, że gdy w latach 70. XX wieku szukano miejsca dla masoników, wybór padł na Ciążeń.

Wacław Gutakowski ożenił się z Józefą Grudzieńską, która miała jeszcze dwie siostry. Joanna wyszła za mąż za wielkiego księcia Konstantego. Druga, Antonina poślubiła Dezyderego Chłapowskiego. Ciotka sióstr była morganatyczną żoną ostatniego króla Polski. Siostry znane były z zasad, a Wacław Gutkowski był birbantem i utracjuszem. Stracił dobra w Ciążeniu i wraz z żoną zamieszkał u Chłapowskich w Turwi[1].

Znajdujące się w tutejszej bibliotece zbiory masoników (literatury masońskiej), stanowią jedną z największych kolekcji tego typu w Europie. Większość woluminów zapisana jest w językach takich jak: niemiecki, angielski i francuski; i datowana jest na XIX i XX w. Do prawdziwych „perełek” zaliczają się XVII-wieczne tomy, spisane przez różokrzyżowców. W czasie II wojny światowej wszystkie znajdujące się tutaj zabytki literatury wolnomularskiej, zostały zebrane z rozkazu Heinricha Himmlera. Pochodzą one głównie z terenów Pomorza, oraz Śląska. W obawie przed ich zniszczeniem w trakcie bombardowania Berlina, zadecydowano o przewiezieniu ich najpierw do Czech,  a następnie część z nich trafiła do Sławy Śląskiej. Tam też w roku 1945, ta nietuzinkowa kolekcja została zabezpieczona i przewieziona do Poznania, przez polskich pracowników Biblioteki Uniwersyteckiej w tymże mieście. Część z ocalonych zbiorów trafiła potem do swoich prawowitych właścicieli, zaś te z woluminów, do których właścicieli nie udało się dotrzeć, przeszły na własność państwa.

Prócz oddziału Biblioteki Uniwersyteckiej w Poznaniu, do której należą zbiory masoników, w pałacowych wnętrzach funkcjonuje także Dom Pracy Twórczej.

 

 Gniezno.

 


 Dawna loża masońska, obecnie Miejski Ośrodek Kultury w Gnieźnie.


O śladach masonów w Gnieźnie uświadamia funkcjonujący tutaj szlak turystyczny, który zwiedzać można wraz z lokalnym przewodnikiem. Za najokazalszy dowód istnienia w mieście tajemnych bractw świadczyć może budynek, który obecnie spełnia rolę Miejskiego Ośrodka Kultury na ul. Łubieńskiego 11. Jak zaznacza twórca szlaku masońskiego - Ramzes Temczuk: nie istnieje dobrze opracowana bibliografia dotycząca historii i działalności tutejszej masonerii. Jedyna wzmianka znajduje się w książce Erazma Scholza i Marka Szczepaniaka „Gnieźnianina żywot codzienny”[2]. Znajdują się tam jednak na jej temat lakoniczne wzmianki. Podobnie rzecz się ma w przypadku książkowych przewodników, oraz publikacji na temat historii miasta. Wiele na temat istnienia gnieźnieńskich lóż „podpowiadają” miejscowe budynki, a dokładniej: znajdująca się na ich elewacji symbolika [3].

Burmistrz Gniezna mason, członek loży Sześcianu Uwiecznionego („Cubus zum bekranzten” – przyp. autorki), lub Wschodu Franz Machatius to człowiek, za którego kadencji miasto osiągnęło największy rozwój w swojej historii. Od objęcia, przez Machatiusa, stanowiska burmistrza Gniezna w 1852 roku nastąpiła dynamiczna rozbudowa miasta. Powstały liczne budynki użyteczności publicznej, zakłady miejskie ( tych spadkobiercami jest wiele obecnie istniejących spółek komunalnych), rozwinięto funkcjonalną sieć komunikacyjną[4]. 

W swoim opracowaniu, znajdującym się w zasobach UAM, pt. „Andreas zum Frieden und der St. Johannis-Loge zum bekranzten Kubus im Orient zu Gnesnen fur das Jahr” . Nijaki Andreas podaje, że loża gnieźnieńska była dość prężną. O czym wzmiankuje Ludwik Hass pisząc o dorobku Stanisława Małachowskiego-Łempickiego znawcy wolnomularstwa w Polsce. W Gnieźnie istniała również druga loża której siedziba znajduje się przy dzisiejszej ulicy Chrobrego - nazywała się "Andreas zum Frieden"[5].

                Do loży „Sześcianu Uwiecznionego” należeć mieli także Emil Grieben oraz jego syn, którzy od roku 1888 byli właścicielami „Apteki pod lwem”, znajdującą się po dziś dzień na ul. Dąbrówki.[6] W kamienicy na ul. Kościuszki, w budynku Centrum Aktywności Obywatelskiej (dawnym Urzędzie Skarbowym) znajdować się miała siedziba „Jana w zgodzie”. Stamtąd powinniśmy się udać na kryzowanie z ul. Warszawską. Przy samym przecięciu się ulic znajduje się okazała ceglana kamienica, zakończona ozdobnymi wieżyczkami. Budynek pełen jest masońskiej symboliki. Znajdziemy na nim najważniejsze elementy: cyrkiel (oznaczający rozum, mądrość, wiedzę), węgielnicę (symbol równowagi i szczerości) oraz łopatę. Na kamienicy odnajdziemy także czarno-białą szachownicę, nawiązującą do posadzki świątyni Salomona[7]. Kolejne  z interesujących nas budynków znajdować się będą na ul. Chrobrego ,w pobliżu katedry, przed wejściem na Rynek (różowa kamienica); oraz budynki stojące  na ul. Kilińskiego oraz ul. Warszawskiej.

 

Powiat wągrowiecki.

 

"Piramida" Łakińskiego. 

 

Pierwsze skojarzenia jakie nasuną nam się z wolnomularstwem w tej części regionu, to słynna piramida Franciszka Łakińskiego z Łazisk. Jest to jeden z kilku grobowców tego typu w naszym kraju, który swym kształtem nawiązujący do egipskich piramid. I jak zaznaczają materiały źródłowe: różne były powody, dla których tego typu budowle miały powstawać w Polsce. Często w tym przypadku wskazuje się na panującą wśród ówczesnych możnych fascynację kulturą starożytnego Egiptu, której spuścizna była dopiero co odkrywana. W innych przypadkach zwraca się uwagę na powiązania właścicieli owych grobowców z bractwami wolnomularskimi. Tak było bodajże w przypadku rotmistrza Łakińskiego, o którymi parokrotnie pisywaliśmy na naszym portalu – głównie nawiązując do jego grobowca o piramidalnym kształcie.

Aby niknąc powtórzeń pozwolimy sobie w skrócie przytoczyć jego postać. Franciszek Łakiński, rotmistrz wojsk napoleońskich żył w latach 1767-1845, do jego włości początkowo zaliczał się majątek w Szczerbinie, później: okoliczne wsie w pobliżu Wągrowca. Po roku 1830 zaangażował się w działalność charytatywną na rzecz dzieci i ubogich. Łakiński tuż przed swoją śmiercią miał być autorem swoistej przepowiedni, wg której Polska miała odzyskać niepodległość dopiero z chwilą, gdy pobliskie sosny sięgną swą wysokością ponad wierzchołek piramidy.

 Jakie względy sprawiły, iż zadecydował on o wybudowaniu dla siebie tak nietypowego grobowca?   Tego być może nigdy się nie dowiemy.

W pobliżu „piramidy” znajdują się i inne obiekty, których pierwotne przeznaczenie pozostaje nie do końca jasne. Wokół tego miejsca krąży także wiele legend, chociażby te sugerujące, iż okolice nawiedzane mają być przez ducha samego Łakińskiego. Inne opowieści sugerują, że w miejscu tym, bądź jego bliskich okolicach, odbywać się miały niegdyś sabaty czarownic. Czyżby rotmistrz znał te przekazy, i uznając tutejsze okolice za „miejsce mocy”, zdecydował się wybudować swoją piramidę?... Która w jego przekonaniu, także miałaby posiadać nadprzyrodzone właściwości?

 

Medal z wizerunkiem Josepha von Zerboni di Sposetti.

 

                Drugą istotną postacią z tych okolic, należącą do grona masońskiego był Joseph von Zerboni di Sposetti (1766-1831). Był on najstarszym synem zamożnego wrocławskiego kupca, którego korzenie rodzinne (jak łatwo się domyślić) sięgały Włoch. Jako pruski urzędnik państwowy Joseph von Zerboni di Sposetti podjął pracę w Głogowie, jako asesor w izbie administracji państwowej. Tam też zetknął się z kręgiem wolnomularskim, w którego szeregi ostatecznie zdecydował się wstąpić.

Uwieńczenie burzliwej kariery von Josepha Zerboni di Sposetti było otrzymanie przez niego  posady naczelnego prezesa prowincji Prus Wschodnich, czyli Wielkiego Księstwa Poznańskiego. Stanowisko to piastował aż do roku 1824 roku, kiedy to do końca swych dni postanowił osiąść w swym majątku, położonym w Rąbczynie. Jego ciało spoczęło w kościele św. Piotra i Pawła w pobliskim Łeknie.

 

 Powiat żniński.



Dwór w Białożewinie, wzniesiony ok. 1820 roku, miał niegdyś należeć do rodziny masońskiej.

 

Zgodnie z informacjami, do których udało mi się dotrzeć, dotyczących siedzib masońskich na terenie pow. żnińskiego, zaliczyć można z całą pewności znajdujący się na tamtejszym obszarze dwór w Białożewinie.

Dużo bardziej okazalszą od niebo posiadłością jest znajdujący się w Lubostroniu pałac, zaprojektowany przez Stanisława Zawadzkiego. Zleceniodawcą budowli był hrabia Fryderyk Skórzewski. Pierwotnie folwark, na terenie którego powstał pałac, nosił nazwę: Piłatowo. Jednakże Skórzewski decydując się na wybór tego miejsca pod swoją siedzibę, znajdował się pod tak wielkim urokiem tegoż miejsca, że zadecydował, iż stanie się ono jego prawdziwą ostoją na ziemi. Dobitnie świadczy o tym fakt przemianowania Piłatowa na Lubstroń, nazwę którego nazwę należy rozumieć jako: „lube ustronie”, bądź też: „sercu lubego ustronia”. 

 


Pałac w Lubostroniu.

 

To jak wielkie znaczenie dla swego właściciela posiadać miał zarówno pałac, jak i jego otoczenie, dobitnie świadczą znajdujące się na jego elewacji inskrypcje. Pierwszą z nich jest: SIBI, AMICITIAE ET POSTERIS MDCCC, oznaczająca: Sobie, przyjaciołom i potomnym”; druga zaś, znajdująca się nad głównym wejściem, głosi: HIC SECURA QUIES ET NESCIA FALLERE VITATu bezpiecznie przed niebezpieczeństwami życia”. Świadectwa te przywodzą skojarzenia Dobrzycą, którą Augustyn Gorzeński zwykł nazywać swoją „Bononią”. Dowodzi to faktu, jak bardzo  miejsca te były ważne dla swoich właścicieli.

            Swego czasu sensację wokół pałacu budzić miało natrafienie na domniemany tunel, łączący pałac z pobliską oficyną, o którym wspominać miały związane z pałacem legendy. Zapowiadało się wielkie odkrycie, jednak gdy dotarłam do późniejszych artykułów na ten temat, okazało się że, nie badanie georadarem nie udowodniło istnienia wspomnianego podziemnego przejścia.  Pozostaje ono nadal w sferze legend, choć odwiedzający to miejsce nie mogą czuć się rozczarowani, bowiem w pałacowych podziemiach znajdują się inne, tajemne przejścia, łączące jego poszczególne przejścia.

            Stanowić mogą one dowód potwierdzający związki tego miejsca z wolnomularstwem. W jednym z wywiadów wspominać miał o tym dyr. Budziak: dawny właściciel Heliodor Skórzewski miał 33. stopień w masońskiej loży francuskiej, a ludzie zrzeszeni w wolnomularstwie często korzystali z tajemnych przejść, bo przecież ich organizacja była potępiana. Wiemy, że miejsce, w którym obecnie jest kaplica, na pewno było związane z lożą.[8]

 

Piła.

 


Budynek pilskiej loży masońskiej "Borussia" i karczmy "Zielony winiec".

 

            Ciekawą zagadkę dla historyka stanowić może wątek obecności loży masońskiej na terenie Piły. Jej rozwikłania podjęli się użytkownicy internetowego „Dawna Piła”, i to właśnie na podstawie ich ustaleń postanowiłam przedstawić poniższe fakty, dotyczące jej działalności. Swoją drogą jest to dość ciekawy przykład na to, jak wspólna pasja do historii własnych okolic, jest w stanie stać się okazją do współpracy przy próbach rekonstrukcji lokalnej historii, dającą interesujące efekty.

            Wiadomo, że dawna loża masońska w Pile znajdować się miała przy ul. Piekarskiej, oraz al. Niepodległości, w obecnym gmachu rektoratu Wyższej Szkoły Biznesu. Powstała w 1820 r. i otrzymała nazwę "Borussia" (Prusy). Należeli do niej najbardziej wpływowi obywatele miasta. Obecny budynek wzniesiono prawdopodobnie w połowie XIX w. w stylu klasycystycznym, przy ówczesnym Starym Rynku. Jest to więc jeden z najstarszych zachowanych domów w naszym mieście. Na jego tyłach znajdował się rozległy ogród, przez który na początku XX w. wytyczono ul. Loży Masońskiej (część al. Niepodległości). Loża została zlikwidowana po 1918 r., w budynku umieszczono wówczas mieszkania. Po wojnie, którą przetrwał w niezłym stanie, znajdowało się w nim liceum medyczne, a następnie żłobek. Od pierwszej połowy lat 90tych mieści się w nim Wyższa Szkoła Biznesu[9]

 


 Budynek pilskiej loży.

 

Wg informacji od tego samego użytkownika wynika, że na terenie Piły funkcjonować miało także stowarzyszenie Odd Fellows, które choć oficjalnie nie zaliczało się do stowarzyszeń masońskich, to w swej organizacji i działalności pozostawało im bardzo bliskie.

                Wiadomo także o tym, że Jo Mihaly (Elfride Kuhr) – żyjąca w latach 1902-1989 niemiecka tancerka, działaczka społeczna i pisarka  urodzona w Pile,  opisała w swoim Dzienniku Wojennym pożar, który miał miejsce 22 września 1915 r. (korekta autorki) w nowo urządzonym szpitalu w Loży Wolnomularzy „Borussia”. Według jej relacji był to duży pożar. Wyrzucano przez okna na Stary Rynek poduszki i koce wynosząc na noszach rannych. Straż Pożarna, która przybyła na miejsce zużyła całą wodę z pojazdu. Strumień wody był tak silny, że wyrzucał w powietrze cegłówki. Pożar trwał półtorej godziny. Straty to brakująca więźba dachowa, okna prawie wszystkie powyrzucane od gorąca, osmolone mury. W środku wszystko gołe, brązowe, spalone i w popiele. Dziadek Elfriede Kuhr - Eduard Golz- był członkiem Loży[10].

Ciekawostkę może stanowić fakt, iż Jo Mihaly pisząc swój unikalny dziennik, w którym zawarła wydarzenia rozgrywające się w Pile, w trakcie I wojny światowej, miała wówczas zaledwie dwanaście lat. 

 


 

            Przyszła na świat 25 kwietnia 1902 roku, jako jedno z czworga dziecka Margarethe Golz-Kuhr i Richarda Kuhr. Jej matka była pianistką, nauczycielką śpiewu, a przede wszystkim dyrektorką w Mistrzowskiej Szkoły Aktorskiej i Wokalnej w Berlinie, ojciec zaś był architektem. Rodzice rozstali się zanim dziewczynka przyszła na świat, dzieląc między siebie opiekę nad swymi pociechami. Starsi synowie mieli pozostać pod opieką ojca, podczas gdy trzeci, najmłodszy braci oraz Elfriede mieli pozostać z matką. Ostatecznie, gdy rodzice zrezygnowali z przywilejów rodzicielstwa, cała czwórka była wychowywana przez swych dziadków - rodziców Margarethe.[11] 

            O wspomnianym wcześniej Eduardzie Golz warto wspomnieć, iż był on także mistrzem kamieniarskim, budowniczym, a także miejskim rajcą. Jego firma zbudowała m.in. tunel dworca kolejowego, dom sióstr zakonnych (ob. gabinet kosmetyczny przy ul. Śródmiejskiej, koszary piechoty (ob. Szkoła Salezjańska przy ul. Bydgoskiej)[12]. Zmarł dwa lata przed wybuchem I wojny światowej, w związku z czym opieka nad wnukami spoczęła odtąd na barkach jego żony, która w trakcie wojennej zawieruchy udzielała się także w tamtejszym oddziale Czerwonego Krzyża[13].

Elfirede opuściła ukochaną Piłę w 1920 roku i wyjechała do Berlina, by zgodnie z wolą matki pomóc jej w prowadzeniu Mistrzowskiej Szkoły Dramatu i Muzyki (Meisterschule für Bühne und Konzert), a także kształcić głos, oraz zrealizować własne plany - uczyć się tańczyć. Potajemnie, sama opłacając naukę, studiowała balet klasyczny i taniec nowoczesny(…).Po pomyślnym debiucie, w 1923 r. została zaangażowana do zespołu Haas-Heye-Balletts[14].

            W przyszłości, gdy jej kariera sceniczna nabierała tempa, zamieszkała wraz z mężem Leonardem Steckelem (aktorem i reżyserem) w sławnej berlińskiej „czerwonej kolonii artystów”, na trzecim piętrze kamienicy przy Breitenbachplatz w dzielnicy Wilmersdorf. Ich sąsiadami, przyjaciółmi, współpracownikami byli najznamienitsi twórcy epoki, m.in. Mühsam, Reinhardt, Piscator, Brecht, Tucholsky. Mimo intensywnych zajęć artystycznych małżonkowie angażowali się w działalność opozycyjnych i antynazistowskich lewicowych organizacji. (…) Pod koniec lat trzydziestych w stuttgarckim wydawnictwie bezdomnych ukazały się jej pierwsze książki, wszystkie z jej rysunkami. (…)3 lutego 1933 przyszła na świat córka Steckelów - Anja Barbara. W tym również roku odmówiła przyjęcia tytułu Narodowej Artystki Rzeszy, co w połączeniu z rodzinnym zaangażowaniem społecznym, rasą męża, oraz represjami nasilającymi się po dojściu Hitlera do władzy, przyspieszyło decyzję o emigracji. (…)W latach 1938-1939 była agentką ruchu oporu, pomagała żydowskim uciekinierom, prowadziła spotkania kulturalne w obozach dla uchodźców. (…)

W 1946 r. została także powołana, do Doradczej Komisji Wielkiej Hesji, poprzedniczki Parlamentu Landu Hesji; zajmowała się problemami kształcenia nauczycieli i reformy szkolnej. Nie przyjęła propozycji kariery politycznej, choć umieszczono ją na piątym miejscu listy wyborczej KPD do Krajowego Zgromadzenia Konstytucyjnego. Latem 1946 r. mąż Leonard Steckel sprowadził ją do Szwajcarii.

W 1949 r. rozpadło się jej małżeństwo; opuściła Zurych, przeprowadziła się do Ascony, miasteczka nad jeziorem Maggiore, w dystrykcie Locarno, w kantonie Wicino, które przez kolejne czterdzieści lat stanowiło centrum jej życia. W 1951 dokonała konwersji na katolicyzm. Zajmowała się literaturą, pisała powieści, opowiadania, wiersze, słuchowiska, sztuki teatralne, książki dla dzieci, eseje, artykuły kulturalno-polityczne, uprawiała krytykę literacką dla czasopism, radia i telewizji, współpracowała z prasą i do 1980 r. organizowała środowiskowe „Rozmowy Literackie. (…) Jej życie i twórczość najlepiej charakteryzuje jej deklaracja: „Mój główny temat to ludzka godność” [15].

 

MASONI W LEGENDACH.

 


 Opuszczony dom w Sokolcu, rzekomo należeć miał do rodziny masonów.


            Na terenie Pałuk oraz Krajny opowieści o masonach wciąż stanowią nierozerwalny element folkloru. Na Krajnie w ludowym folklorze zwykło się nazywać ich „farmazynami” lub „frajmałrerami” (od niemieckiego terminu „Freimaurer”, oznaczającym właśnie wolnomularza). Pamiętać jednak trzeba, że wiele opowieści, które można zasłyszeć w tych częściach regionu, bardzo często zakwalifikować można bardziej jako element folkloru, niż rzeczywistą wiedzę na temat tego kim naprawdę byli masoni. Uobecnia się tutaj ludowa tendencja do demonizowania „mitycznej” postaci „obcego”. I to w potrójnym tego słowa znaczeniu. Mamy tutaj bowiem do czynienia z postacią osoby, która pod względem narodowościowym nie jest Polakiem; w kwestii wyznania nie jest katolikiem, … a w dodatku należeć ma do jakiegoś podejrzanego bractwa.

Stąd też „farmazynom” przypisuje się nadnaturalne przywary, zgodnie z którymi: paktować mają z siłami nieczystymi, posiadać nadprzyrodzone zdolności (parać się magią, znać przyszłość). Często też postać masona w tutejszym folklorze spełniać miała rolę „straszaka” na niegrzeczne dzieci. Obecność postaci masona w ludowym folklorze, przejawiającym się w okolicznych podaniach to dość ciekawy wątek, który postanowiłam przedstawić naszym czytelnikom na przykładzie trzech poniższych opowieści.

            Pierwsza z nich pochodzi z okolic Sokolca w pow. chodzieskim. Po dziś dzień krążyć mają tam podania, nawiązujące do wydarzeń sprzed około stu lat, związanych z   tajemniczą śmiercią członków rodziny tutejszego młynarza. Zgodnie z relacjami, wszyscy jej członkowie  umrzeć mieli w przeciągu czterech lat, a mieć to miało związek z rzekomym faktem, iż głowa rodu była masonem.

- Na tak zwanym Hamerku w Sokolcu, ponad sto lat temu żyła rodzina młynarzy. Wiodło im się bardzo dobrze, gdy w pewnym momencie jeden po drugim zaczęli umierać. Była to podobno klątwa za zerwanie paktu z diabłem - opowiada sołtys Lipy Agnieszka Jańczak.[16]

- W dniu pogrzebu rozpętała się potężna wichura, która pozrywała snopki siana na łąkach. Wichura ustała, kiedy trumnę młynarza opuszczono do grobu. Był to podobno znak, że rzeczywiście był on masonem - opowiedziała nam  (inna – przyp. autorki) kobieta.[17]

Nie ma wątpliwości, że lokalne opowieści na temat tej rodziny to jedynie element lokalnego folkloru, którego poszczególne elementy daje się wyłuskać etnografowi. Młynarze w wiejskim folklorze bardzo często, przez wzgląd na charakterystykę swojej profesji, postrzegani byli jako osoby powiązane z siłami nieczystymi. Świadczą o tym niezliczone opowieści pochodzące z terenów całego kraju. W dodatku w przypadku opowieści z Sokolca okazuje się, że rodzina młynarzy miała być pochodzenia niemieckiego. Nie byli oni katolikami, lecz luteranami. I tutaj wyłania nam się dychotomia „swój” – „obcy”, nie tylko pod względem narodowościowym, ale i religijnym. Nie trudno zatem o wątek demonizowania postaci obcego, tak częstego w folklorze ludowym, nie tylko Polski. Z tego rodzi się nam wątek domniemanego bycia masonem, przez jednego z jej członków, i paktowania z siłami nieczystymi.

            Co na pewno wiemy o rodzinie Krugierów? Niewiele. Znamy imiona przedstawicieli ostatniego pokolenia, wiemy gdzie są pochowani. Przyczyna ich zagadkowej śmierci (którą była zapewne jakaś choroba) pozostaje nieznana. Prócz młyna posiadać mieli oni jeszcze zakład kamieniarski, z którego się utrzymywali. Byli ludźmi pracowitymi i majętnymi – na tyle, że stać ich było na utrzymanie własnej służby. Z opowieści mieszkańców wiemy, że swoich pracowników traktowali dobrze. Czy ktokolwiek z nich rzeczywiście był przedstawicielem wolnomularstwa? Tego nie wiem na pewno, choć wydaje się, że jest to motyw dopowiedziany przez ówczesnych mieszkańców wsi. Wynikać miałby on ze wspomnianej „demonizacji” postaci obcego - wyrazu lęku przed „obcym”, i wszystkim co miałby sobą uosabiać.

 

Widok na jezioro Borówno.
 

Kolejne dwie opowieści dotyczyć będą motywu rzekomego posiadania przez wolnomularzy nadnaturalnych umiejętności. Obydwie historie pochodzić będą z terenów Krajny. Pierwsza z nich została zaczerpnięta ze obszarów Borów Kujańskich, z okolic jeziora Borówno. Akcja opowieści miała rozgrywać się przed II wojną światową, zaś  jej bohaterem miał być „frajmałrer” Rüdiger, pełniący funkcję ówczesnego nadleśniczego tutejszych lasów. Nadnaturalną umiejętnością jaką przypisano mu w niniejszym podaniu, była znajomość daty własnej śmierci, oraz jej dokładnych okoliczności. Wg podań ludowych wolnomularze mieli jednak znać sposoby, aby spróbować wymknąć się swemu przeznaczeniu. W dniu, na który wskazywała przepowiednia, należało „poświęcić” na swoje miejsce życie innej osoby. Powinna ona także zginąć w sposób, jaki został przeznaczony danemu masonowi.

Tak też uczynić zamierzał Rüdiger. W sobie wiadomy sposób zwabił swoją sekretarkę na przejażdżkę samochodem, w okolice jeziora Borówno, które w tamtym czasie było zamarznięte. Następnie, chcąc zrealizować swój plan, mężczyzna wjechał pojazdem na powietrznię tafli jeziora. Gdy zauważył, że ta zaczyna pękać pod ciężarem samochodu, wyskoczył z niego, pozostawiając w nim towarzyszącą mu kobietę. Sam układając się na brzuchu, w bezpiecznej odległości, obserwował jak pojazd z wolna zaczyna zapadać się pod lód. Utonięcie sekretarki, jej ofiara, miało odwrócić ciążące nad Rüdigerem fatum.  

W ostatniej chwili jednak masona ruszyło sumienie. Prędko zerwał się z miejsca, i wciągnął kobietę z samochodu, samemu zajmując jej miejsce. Zaraz potem samochód pogrążył się w odmętach jeziora [18].

 

"Mistrz" - rysunek z cyklu Masoneria.

 

Cechą podana wierzeniowego jej próba dowodzenia jego autentyczności. W przypadku opowieści znad jeziora Borówno, przebieg opisanych powyżej wydarzeń miał być znany dzięki relacjom drwali, którzy rzekomo wówczas pracowali przy wycince lasu.

Co się zaś tyczy kolejnej opowieści: wydarzenia przez nią opisane miały rozgrywać się we wczesnych latach II wojny światowej, we folwarku z Poborcza, należącego do wsi Głomsk w pow. złotowski. Dotycząca ich relacja, przekazywana ustnie jako „autentyczna” dotrwać do naszych czasów.

            Dwie dziewczęta pochodzące z pobliskich okolic, miały pracować w folwarku należącym do rodziny Mathews, pomagając przy żniwach. Pewnego dnia pan powierzył im wykonanie innego zadania. Nakazał obydwu dziewczętom nazbieranie z sadu wszystkich  jabłek, a następnie umieszczenie ich w spiżarni, zanim on powróci z miasta. Nie wolno im jednak było zabrać dla siebie ani jednego z owoców. Chcąc wykonać swoje zadanie w wyznaczonym na nie czasie, dziewczęta natychmiast zabrały się do pracy, poświęcając na nie cały swój dzień. Zgodnie z oczekiwaniami, udało im się je ukończyć przed powrotem właściciela folwarku.

Wieczorem, po ciężkiej pracy udały się na spoczynek do komórki, w której pomieszkiwały. Wówczas okazało się, że jedna z nich „przemyciła” w fartuchu kilka jabłek, które zamierzała spożyć wspólnie ze swoją towarzyszką. Miał to być rodzaj niespodzianki-nagrody po dniu ciężkiej pracy. Swej przyjaciółce tłumaczyła, że nie ma się czego obawiać, bo przecież jabłek było w bród – nikt nie domyśli się, że parę z nich ubyło.

 W pewnym momencie usłyszały jak na podwórko zajeżdża pańska dorożka. Nie chcąc dać się przyłapać na kradzieży pospiesznie zamknęły drzwi wejściowe na haczyk, a kolejną parę drzwi na klucz.  Druga para drzwi została dodatkowo zabezpieczona opartą o nie miotłą, oraz ciężkim wiadrem z popiołem.

Wtem dało się posłyszeć jak ktoś szarpie za klamkę drzwi wejściowych. Jako, że te zostały zamknięte od wewnątrz, dziewczyny czuły się bezpiecznie. Jakież jednak było ich zdziwienie, gdy chwilę potem dało się słyszeć odgłos otwieranego haczyka, a potem skrzypienie drzwi wejściowych. Strach narastał w nich jeszcze bardziej, gdy ktoś zaczął otwierać drzwi wewnętrzne, zamykane przez nie na klucz… potem przewrócił wsparte o nie miotłę, oraz wiadro.   

Nagle wszystko ustało. Przerażone dziewczęta usłyszały odgłos dorożki, która tak naprawdę dopiero teraz zajechała na podwórko. Gdy przez niewielkie okno obserwowały powrót swego pana, były pewne, że widzą malujący się na jego obliczu uśmiech. Dawał im tym do zrozumienia, że wiedział, iż złamały jego zakaz, i to on „za karę”  próbował jej nastraszyć[19].

 

PODSUMOWANIE.

 


 

            Pracując nad napisaniem przedstawionego czytelnikom opracowania, na temat związków masonerii z obszarami Wielkopolski Wschodniej, przekonałam się, iż trudno było mieć kontrolę nad tym, jaką formę ostatecznie przybiorą wszystkie części artykułu. Tak jak zaznaczałam we wstępnie do części pierwszej: inspiracją do powstania cyklu były miejsca odwiedzone przeze mnie w trakcie moich podróży po naszym Regionie. Jednakże, biorąc pod uwagę tajny charakter ugrupowań masońskich, trudno natrafić na obszerniejszą bibliografię, dotyczącą tego zjawiska. W przypadku niektórych miejscowości okazuje się to wręcz niemożliwe, bowiem żadna praca na temat działalności wolnomularzy w danym miejscu nie powstała (np. Krotoszyn, Gniezno). Zmuszona byłam zatem posiłkować się dostępnymi w internecie artykułami, bądź dyskusjami na forach internetowych związanych z danym miastem (np. Piła). Należy jednak brać pod uwagę możliwość występowania w tego typu  źródłach błędów, sprzecznych informacji (np. Ostrów Wielkopolski).  Istnieją także miasta, takie jak chociażby Konin, na temat których udało mi się natrafić na szczątkowe wzmianki na temat istnienia w nich masońskich lóż. Jednak nie udało mi się dotrzeć (przynajmniej na ten moment) do materiałów, które pozwoliłby mi napisać na ich temat coś więcej, niż wspomnieć jedynie o fakcie, że się tam po prostu znajdowały.

Bazowanie na wcześniej wspomnianych źródłach nich stanowi ciekawe doświadczenie dla regionalisty, piszącego na temat wybranego zagadnienia. Okazuje się bowiem, że dotarcie do informacji, często napotyka się z ciekawym zjawiskiem prób rekonstrukcji historii przez innych lokalnych regionalistów (wymiana informacjami, wzajemne poprawianie się). Nadal pozostaje jednak tutaj wiele niedopowiedzeń, domysłów... W niektórych przypadkach nie jest do końca pewne: na ile masoni-właściciele danej posiadłości, fundując ją, istotnie chcieli by uosabiała ona wybrane idea wolnomularskie, a na ile taka legenda została dopowiedziana, bądź nad interpretowana przez późniejsze pokolenia (Dobrzyca, Śmiełów, Lubostroń).

            Na szczególną uwagę zasługuje wątek folkloru ludowego. Uwzględnia on w swych przekazach treści mniej wartościowe pod względem historycznym, jednakże niezwykle bogate dla badacza kultury, jakim jest chociażby etnolog. Dlatego też postanowiłam w swej pracy, uwzględnić także i ten motyw.

            Mam nadzieję, że opracowany przeze mnie materiał daje do zrozumienia, jak bardzo potrzebna jest rzetelna, naukowa publikacja, ukazująca świat Wschodniowielkopolskiej masonerii. Miejmy nadzieję, że kiedyś takowe opracowanie powstanie. Póki co liczę na to, że opracowane przeze mnie treści, choć trochę przybliżyły naszych czytelników do zagadnienia związków wolnomularstwa z obszarami na mapie naszego regionu. Może to stanowić inspirację do wakacyjnego szlaku tropem tutejszej masonerii, a zarazem stać się okazją do zwiedzenia wielu ciekawych miejsc i poznania ich historii. 

 

Przypisy.


[1] Proszę wycieczki, Ciążeń – pałac biskupów i masoniki:

https://proszewycieczki.wordpress.com/2016/03/17/ciazen-palac-biskupow-i-masoniki/ (stan na dnia 25.03.2021).

[2] I. Budzyńska, Gniezno: Kolejne zwiedzanie z przewodnikiem. Tym razem szlakiem Loży Masońskiej:

https://gniezno.naszemiasto.pl/gniezno-kolejne-zwiedzanie-z-przewodnikiem-tym-razem/ar/c13-1470361 (stan na dnia 25.03.2021).

[3] Zob. tamże.

[4] Dawne loże Masońskie:

http://dawneloze.blogspot.com/2010/09/11-loza-w-gnieznie.html (stan na dnia 25.03.2021).

[5] Tamże.

[6]  M. Stopczyński, Szlak wolnomularski. Gdzie w Gnieźnie urzędowała masoneria?:

Zob. https://gniezno.naszemiasto.pl/szlak-wolnomularski-gdzie-w-gnieznie-urzedowala-masoneria/ar/c1-8054711 (stan na dnia 23.03.2021).

[7] Tamże.

[8] Sz. Cieślak, Tu kryje się wiele tajemnic:

https://expressbydgoski.pl/tu-kryje-sie-wiele-tajemnic/ar/11185502 (stan na dnia 25.03.2021).

[9] Dawna Piła. Forum poświęcone historii Piły:

http://www.forum.dawna.pila.pl/viewtopic.php?t=39 (post użytkownika  SA108, z dnia 15 maja 2005).

Wg informacji innego z użytkowników, informacje na ten temat odnaleźć można także w 8 numerze  „Monitora Pilskiego” z 1991 r., w artykule Romana Chwaliszewskiego.

[10] Tamże.

[11] Zob. Strona Towarzystwa Miłośników Miasta Piły:

http://www.tmmp.pila.pl/sp_jo_mihaly.html (stan na dnia 26.03.2021).

[12] Tamże.

[13] Zob. Tamże.

[14] Tamże.

[15] Tamże.

[16]Masoni w Sokolcu? Dlaczego w ciągu 4 lat zmarła cała rodzina młynarzy?:

https://chodziez.naszemiasto.pl/masoni-w-sokolcu-dlaczego-w-ciagu-4-lat-zmarla-cala-rodzina/ar/c8-2685102 (stan na dnia 25.03.2021).

[17] Tamże.

[18] Zob. Krajniacy, O farmazynie, który chciał przechytrzyć śmierć:

https://krajniacy.pl/2018/11/02/o-farmazynie-ktory-chcial-przechytrzyc-smierc/ (stan na dnia 26.03.2021).

[19] Zob. Tamże, Ja wszystko widzę…o farmazynie z Poborcza:

https://krajniacy.pl/2018/11/03/ja-wszystko-widze-o-farmazynie-z-poborcza/ (stan na dnia 26.03.2021).


Bibliografia.

 

1.      Budzyńska Iza, Gniezno: Kolejne zwiedzanie z przewodnikiem. Tym razem szlakiem Loży Masońskiej:

https://gniezno.naszemiasto.pl/gniezno-kolejne-zwiedzanie-z-przewodnikiem-tym-razem/ar/c13-1470361

2.      Cieślak Szymon, Tu kryje się wiele tajemnic:

https://expressbydgoski.pl/tu-kryje-sie-wiele-tajemnic/ar/11185502

3.      Dawna Piła. Forum poświęcone historii Piły:

http://www.forum.dawna.pila.pl/viewtopic.php?t=39

4.      Dawne loże Masońskie:

http://dawneloze.blogspot.com/2010/09/11-loza-w-gnieznie.html

5.      Galeria Wielkopolska, Śmiełów:

 https://www.galeriawielkopolska.info/smielow/?fbclid=IwAR0Qcn854jwd-ThVpTxbuzvYUG85fJYTuPeUD-6tgszVM3wPAxlzEQhX9s8

6.      Karalus Michał, Projekt Muzeum Wolnomularstwa w Dobrzycy, [w:] Ars Regia1/1, 1992.

7.      Kostołowski Andrzej, Śmiełów Mickiewiczowski, [w:] Rocznik Towarzystwa Literackiego imienia Adama Mickiewicza, t. 33, 1998.

8.      Karpowicz Andrzej, Zbiory Masońskie Biblioteki Uniwersyteckiej w Poznaniu, [w:] Ars Regia 1/1, 1992.

9.      Kracki Tadeusz, Generał Gorzeński i legenda Dobrzycy:

https://wolnomularstwo.pl/baza_artykulow/wolnomularstwo-a-kultura/zabytki-masonskie/general-gorzenski-i-legenda-dobrzycy/

10.  Krajniacy, O farmazynie, który chciał przechytrzyć śmierć:

https://krajniacy.pl/2018/11/02/o-farmazynie-ktory-chcial-przechytrzyc-smierc/

11.  . Krajniacy, Ja wszystko widzę…o farmazynie z Poborcza:

https://krajniacy.pl/2018/11/03/ja-wszystko-widze-o-farmazynie-z-poborcza/

12.  Polska Niezwykła, Dobrzyca. Pałac na planie węgielnicy masońskiej:

http://www.polskaniezwykla.pl/web/place/8049,dobrzyca-palac-na-planie-wegielnicy-masonskiej.html

13.  Prinke Rafał T., Cnota dziwacka – właściciele Kórnika w kręgu poznańskich wolnomularzy, [w:] Pamiętnik Biblioteki Kórnickiej, t. 34, Kórnik 2017.

14.  Proszę wycieczki, Ciążeń – pałac biskupów i masoniki:

https://proszewycieczki.wordpress.com/2016/03/17/ciazen-palac-biskupow-i-masoniki/

15.  Stopczyński Mikołaj, Szlak wolnomularski. Gdzie w Gnieźnie urzędowała masoneria?:

 https://gniezno.naszemiasto.pl/szlak-wolnomularski-gdzie-w-gnieznie-urzedowala-masoneria/ar/c1-8054711

16.  Strona Towarzystwa Miłośników Miasta Piły:

http://www.tmmp.pila.pl/sp_jo_mihaly.html

17.  Ślady masonów w Ostrowie:

https://infostrow.pl/historia/slady-masonow-w-ostrowie/cid,77589,a

18.  Masoni w Sokolcu? Dlaczego w ciągu 4 lat zmarła cała rodzina młynarzy?:

https://chodziez.naszemiasto.pl/masoni-w-sokolcu-dlaczego-w-ciagu-4-lat-zmarla-cala-rodzina/ar/c8-2685102

19.  Muzeum Regionalne im. Hieronima Ławniczaka w Krotoszynie, Masońskie pamiątki w zbiorach muzeum:

https://muzeum.krotoszyn.pl/aktualnosc-25355-masonskie_pamiatki_w_zbiorach_muzeum.html

20.  Muzeum Adama Mickiewicza w Śmiełowie:

http://www.smielow.com.pl/ekspozycja-palac/?fbclid=IwAR1NFaCNX2N1y-Z9yDGQSoyGT33weE4fgc8fwka3zTFMS2_gTDjgrAy52Jw

21.  Wielkopolska Gazeta Lokalna Krotoszyn, Krotoszyn miał swoją lożę masońską:

http://www.glokalna.pl/krotoszyn-mial-swoja-loze-masonska/

22.  Włoszakowice, Ciążeń, Dobrzyca – masońskie ślady w Wielkopolsce:

https://naprzekordniom.wordpress.com/2015/04/29/wloszakowice-ciazen-dobrzyca-masonskie-slady-w-wielkopolsce/

 

Spis i źródła ilustracji.

 

 

1.      Pałac biskupi w Ciążeniu

Wikipedia.

2.       Dawna loża masońska, obecnie Miejski Ośrodek Kultury w Gnieźnie.

3.      Tamże.

4.      Piramida Łakińskiego

Tamże.

5.      Medal z wizerunkiem Josepha von Zerboni di Sposetti.

https://powstanie.wmn.poznan.pl/medal-z-wizerunkiem-josepha-von-zerboni-di-sposetti/

6.      Dwór w Białożewinie

http://www.polskiezabytki.pl/m/obiekt/9416/Bialozewin/

7.      Pałac w Lubostroniu:

Wikipedia

8.      Budynek pilskiej loży masońskiej "Borussia" i karczmy "Zielony winiec".

http://www.forum.dawna.pila.pl/viewtopic.php?t=39

9.      Budynek loży w Pile

http://www.forum.dawna.pila.pl/viewtopic.php?t=39

10.  Jo Mihaly w młodości

Wikipedia.

11.  Dom w Sokolcu rzekomo należący do rodziny masonów

https://chodziez.naszemiasto.pl/masoni-w-sokolcu-dlaczego-w-ciagu-4-lat-zmarla-cala-rodzina/ar/c8-2685102

12.  Widok na jezioro Borówno

https://krajna.pl/panoramy/31/kujanki-jezioro-borowno

13.  „Mistrz” – rysunek z cyklu Masoneria

https://archiwum.allegro.pl/oferta/mistrz-rysunek-z-cyklu-masoneria-i7561535034.html

14.  Wszystko widzące oko

https://menway.interia.pl/styl-zycia/ciekawostki/news-masoni-zagadki-mrocznego-bractwa,nId,2559117