Dziś w ramach
naszej wakacyjnej akcji „ocalić od zapomnienia” prezentujemy naszym
czytelnikom, artykuł autorstwa Mateusza
Halaka, w oryginalnie opublikowany w dwóch numerach „Życia Kalisza” z 2018, pt. „Za
dziedzica”. Wybrane fragmenty materiału prezentowane na naszej stronie, są
zamieszone wyłącznie w charakterze pro publico
bono – dla dobra ogólnego, w celach poznawczych i edukacyjnych. Celem ich
jest zapoznanie czytelników ze wspomnieniami osób (z którymi udało się
skontaktować autorowi), których pamięć przedstawia obraz ziemiaństwa na Ziemi
Kaliskiej – a dokładniej życie codzienne w pałacu Schloesserów w Brzezinach.
Reminiscencje brzezińskiego pałacu.
Dziś trudno dotrzeć do materiałów obrazowych
(mowa tutaj o fotografiach, oraz innych ilustracjach), przedstawiających jak ów
posiadłość się prezentowała, powołajmy się zatem na opis zawarty w materiale źródłowym,
na który będziemy się tutaj powoływać – zgromadzonym i opracowanym przez M.
Halaka:
Był to dwór na
planie litery „L” zwrócony stroną sypialnianą na staw, porośnięty bujną zieloną
trawą. Był przed dworem kwietny klomb i dalej nieco schowany kierat, do którego
zaprzęgano parę najsilniejszych koni. Dwór zamieszkiwała rodzina Schloesserów
posiadająca od lat 80 XIX wieku także Opatówek, Winiary, Józefów, także
Zajączki i wiele mniejszych wsi oraz osad w okolicy. Obraz tamtej, patrzącej na
nas –patrzących przez pryzmat filmów i książek, rzeczywistości w Polsce
przedwojennej , nie był tak sielankowy i łatwy, jak nam się zdaje. Najwięcej
prawdy z domieszką dziegciu mówią o przedwojennej wsi Ci, którzy ją pamiętają z
lat dziecięcych.
„Na
wejściu do pałacu otwierały się szeroko schody zaopatrzone w tynkowaną
balustradę (…). Do wnętrza dostawać się mogło swobodnie dużo światła dziennego
przez cztery duże okna charakterystycznie dzielone na wiele kwater i drzwi
wejściowe dodatkowo zaopatrzone w kolorowe szkło. Dzięki temu dziedziczka z
powodzeniem mogła w okresie zimy gromadzić
i hodować tutaj swoje ulubione fiołki alpejskie. Latem cała weranda
pachniała cytrynami, pomarańczami. Nierzadko udawało się też dziedziczce
wychować cudowne kwiaty kaktusów; widać je było za szybami, nawet sprzed bramy
obejścia pałacowego. Latem za podlewanie prezentowanych w werandzie oraz tych najpiękniejszych - wystawianych przed pałacem donic z
egzotycznymi roślinami, dostawaliśmy od razu z ręki dziedzica trochę orzechów” [1] – wspominał jeden
z informatorów autora.
Do
majątku służba oraz transporty dostawały się
na teren przy pałacu pobocznym
wyjazdem, zlokalizowanym przy północno-wschodnim brzegu stawu. Teren wokół
rezydencji wysadzano wieloma gatunkami
świerków, sosen, a także pojedynczymi egzemplarzami daglezji, jodły, robinii,
cisu, żywotnika i morwy [2]. Dopełnienie tegoż opisu stanowią także
następujące wspomnienia, osoby która pracowała w majątku jako dziecko:
„Chętnie
pomagaliśmy przy utrzymaniu porządku przed rezydencją. To była wizytówka całej
wsi, tutaj też pracowali nasi rodzice i jeśli my się staraliśmy, to rodzice na
koniec miesiąca otrzymywali większą pensję od zarządcy majątku. Dziedzic,
widząc jak robimy trawnik, pielimy klomby, czy zamiatamy piasek, często włączał
nam radio z polskimi piosenkami i czasem częstował owocami w czekoladzie” [3].
Malowany wspomnieniami, portret rodziny
Schloesserów.
Praca nieletnich
w majątku brzezińskim była urzeczywistnieniem poglądem Ernsta i Sophie
Schloesserów o stawaniu się lepszym człowiekiem przez pracę organiczną. Tak też
były wychowywane dwie córki właścicieli majątku – Dagmar oraz Ragna, których
nie przyzwyczajono do wygód i posługiwania się służbą dworską. Obie sumiennie,
bez pretensji pracowały u rodziców, którzy wymagali od nich tyle samo, co od
zatrudnionych rodzin chłopskich. Dzieci wstawały o tej samej porze, co rodzice,
a więc o 5 rano, nawet ci przed 10
rokiem życia. Pracy nigdy nie brakowało i przychodziło się do domu na
dwukwadransowe przerwy – śniadaniową i obiadową.
„Pracowaliśmy
codziennie do godzin wieczornych. Dostawaliśmy połowę pensji dorosłych, a fakt
pracy wszystkich domowników skutkował podarunkami z rąk zarządcy majątku.
Rodzice otrzymywali często dodatkowo fasolę, kaszę, pszenicę, oraz dwa litry
mleka. Pewnego razu do ogrodu podczas naszej pracy przyszła dziedziczka z
posnutymi pończochami, z których zaczęliśmy żartować. Uwagę Pani zwróciła mama,
której dziedziczka w języku polskim odpowiedziała: I tak wiadomo kim jestem”[4].
Aby podkreślić
charakter osoby dziedziczki, pozwólmy sobie na przytoczenie jeszcze jednego wspomnienia,
dotyczącego innego zdarzenia:
(…) ile jagód się nazrywało z jagodziwia, tyle
razy nas dziedziczka karała” [5].
Dziedziczka
miała całkowicie inne usposobienie od swojego męża. Pochodzącą z Kalisza Zofia
ze Schnerrów Schloesserowa słynęła nie tylko z ciętego języka, ale też z
wielkiego poświęcenia na rzecz majątku. Pracowała fizycznie od rana do obiadu,
wymagając od siebie tyle samo, co od swoich pracowników. Dziedzic był raczej
typem „książkowego pana” , czuwającego nad swoim dobytkiem, rozkładającego i
przydzielającego pracę w uprzejmy i
serdeczny przy tym sposób. Nie stronił od długich rozmów z pracownikami.
Chętnie też w dodatkowy sposób wynagradzał za trud na rzecz majątku [6].
„Rokrocznie na
święta odkrywaliśmy inne, przy tym ciepłe i serdeczne oblicze dziedziców,
którzy przy okazji wieczoru poprzedzającego Wigilię zapraszali do pałacu, chcąc uhonorować
za wkład pracy, włożony w istnienie folwarku. Prócz spożywczych produktów,
najczęściej ofiarowano materiał na ubrania” [7].
Pracownicy mogli
skorzystać z pożyczek, których dziedzic
nie odmawiał. Znany był z tego, iż przy
kolejnych wypłatach pieniężnych pytał się dłużnika, czy od sumy mu
należnej odciągnąć całość pożyczki, czy tylko
jej część [8].
Różnice w charakterze miały się
uwidaczniać także między obydwiema siostrami Schloesser’ównami:
Pierworodna córka Ernesta i Sophie – Dagmar urodzona
17 lutego 1910, roku została od razu pieszczotliwie przezwana „Puzie”; polska
wymowa „Puca”. Określenie to zostało chętnie zaadaptowane przez mieszkańców
Brzezin, tkwiąc w ich świadomości po dzień dzisiejszy. Oczywiście dorośli mieli
obowiązek zwracać się do córki „Jaśnie
panienka”, i to bez wyjątku, w jakim wieku znajdowała się Dagmara. „Nie
pamiętać” o etykiecie mogło tylko kuzynostwo z Opatówka czy Winiar, a także
rówieśnicy z majątku rodziców.
Starsza i
młodsza z sióstr różniły się charakter i inaczej zapatrywano się na ich
przyszłość. Starsza zawsze ciepło podchodziła do pracowników, z którymi
przepadała rozmawiać, a nawet ich wysłuchać. Szybko nawiązywała przyjaźnie,
inaczej niż Ragna, której zasadniczość
bywała czasem odpychająca.
„Dla niej
przeznaczone było zajęcie jej rodziców, w niej upatrywano przyszłą właścicielkę
majątku, nie bez względu na jej charakter. Była wierną kopią swojej matki,
słowo trzeba było od niej kupić” [9].
Chwile codzienne i odświętne.
W
zwyczaju właścicieli Brzezin był podwieczorek, rozgraniczający porządek dnia.
Codziennie o godzinie 16 parze małżonków i ich córkom podawano zsiadłe mleko w
porcelanowych kubkach. Rozmawiali przy tym o wrażeniach z dnia, dzieląc ze sobą
uwagi i przeglądając prasę, którą
dostarczała poczta. Codziennie w kuchni
wypiekano także rogaliki, których zapach niósł się przez obszerne pomieszczenia
pałacu.
Po
podwieczorku dziedzice oddawali się
stałemu elementowi rozrywki, jakim było pisanie listów. Poczta z Brzezin
szła do Opatówka, Kalisza, Ozorkowa, Łodzi i Wrocławia; wszędzie gdzie
właściciele Brzezin utrzymywali kontakty towarzyskie i zawodowe. Znad biurka w
gabinecie z fotografiami w ramkach, kałamarzem, piórami, suszkami,
wycieraczkami i teczkami plotły się dym papierosowy z tym od świeczki. Biurko
miało szufladki z papierem listownym,
zaopatrzonym w inicjały i adres nadawcy.
„Wieczorami
po kolacji, kiedy ruch w pałacu stawał, panienki chętnie wypuszczały z klatki
żółwie hodowlane, dokarmiając je mleczem, koszonym zajmowano się także
amatorską hodowlą żab słodkowodnych, dla których pokarm pokojówki wraz ze
służbą dosłownie łapały. Nakazywano im chwytać muchy i nimi karmić żaby” .
***
W Brzezinach,
według przekazów byłych pracowników majątku:
„Przyjęcie gości w pałacu było zadaniem
sprawdzającym organizację jego właścicieli. W tych dniach dziedziczka wydawała
polecenia o wpół do 8 rano, by jak najlepiej przyjąć w swoje progi
przybyłych. Szykowano odpowiednią
zastawę (właściwą dla rangi wizytujących pałac), cięto najokazalsze kwiaty z
oranżerii, zdobiąc nimi pomieszczenia pierwszego piętra”.
W
kuchni dworskiej znajdował się trójkomorowy zlew, szeroki na całą ścianę w
którym zmywano, płukano i wykładano
brudne naczynia. Mimo dużej powierzchni pomieszczenia, podczas obecności sporej
ilości osób robiło się tłoczno przez
zlokalizowany pośrodku piec z brązowych kafli z 8 paleniskami
(fajerkami). […]
„Wraz
z pozostałą służbą pracującą w pałacu
upodobaliśmy sobie jako miejsce
spożywania posiłków stół przy oknie z widokiem na stawy, jednakże można było
nam przy nim zasiadać tylko wtedy, kiedy w pałacu nie przebywali jego
właściciele. W przeciwnym razie przechodziliśmy do małego pokoiku nazywanego
„przyrządzalnią”. Pierwszeństwo w korzystaniu z
urokliwego miejsca z widokiem na wielki staw przy pałacu przysługiwało
lokajowi. Widywaliśmy nader często krzątającą się po kuchni starszą córkę
dziedziców – Dagmarę, której ulubionym przysmakiem był chleb z masłem i miodem”.
Do
najznamienitszych gości, którzy odwiedzali brzezińską rezydencję, należeli:
biskup kaliski Stanisław Zdzitowiecki, czołowi przedstawiciele wojska
polskiego, kolejni pastorzy parafii ewangelickiej w Sobiesękach, a także władze
powiatu kaliskiego. Przed zapadnięciem
zmroku bardzo chętnie urządzano rejsu łodzią po stawie. Tymczasem inne
zbiorniki wodne, należące do Schloesserów – stawy w Chodobie i Fajum, były
alternatywą w pozyskiwaniu środków
finansowych z majątku (…).
W
wyławianiu ryb uczestniczyła dziedziczka, która osobiście pilnowała, by nikt zarówno z pracowników, jak i
skupujących nie przywłaszczył sobie, co podkreślała, jej mienia.
„Mimo
mrozu i dużej wilgotności każdorazowo nadzorowała nas dziedziczka nie
odstępując pracowników na krok. Jej skrupulatność i dokładność były powszechnie
znane. Godziliśmy się na to, ale podświadomie tego nie akceptowaliśmy”[10] –
podsumowuje jeden ze wspominających.
Nie inaczej jak w innych dworach
ziemiańskich, także i u Schloesserów istotną rolę w życiu towarzyskim odgrywały
obiady oraz kolacje, na które spraszano najznamienitszych gości, oraz inne
imprezy okolicznościowe takie jak organizowane przez dziedziców: polowania,
oraz kuligi. Obraz wydarzeń towarzyszącym jednym z tych wydarzeń przedstawia się
następująco:
„Po
jednym z bardziej udanych polowań na dziczyznę, w następstwie którego urządzono
kulig północnym traktem w lasach majątku, dziedzic zaplanował ucztę , na którą
zaproszeni byli wszyscy myśliwi. Na miejsce, z kuchni dworu kierowca rodziny
dziedziców nazwiskiem Stolarek miał przywieźć na przyczepie gorące dania oraz
zupę w wielolitrowych, metalowych kotłach, jednak nie dopilnował organizacji
zaprzęgu służba folwarku wyprowadziła wóz
o szerokim rozstawie kół, który w połowie drogi, nie mieszcząc się na trakcie,
ugrzązł w błocie i osunął się do wypełnionego wodą rowu tak, że całość jedzenia
zmarnowano” [11].
Jeszcze
inną okazją do spędzania wolnego czasu, były rozgrywki w tenisa. Nieopodal pałacu
znajdował się prywatny kort, z którego chętnie korzystali zarówno ojciec, jak i
córki, a także zarządca majątku – pan Strzelecki. Wydarzenie to stawało się
kolejną okazją do pracowników folwarku do dorobienia się dodatkowego zarobku –
chętnie nagradzano tych, którzy opiekowali się w trakcie gry graczami.
Tak
oto pokrótce zapamiętali tamte czasy i świat, pracownicy przedwojennego majątku
rodziny Schloesserów.
Przypisy.
[1] Mateusz
Halak, Za dziedzica (część 1), „Życie Kalisza” nr 24, 13 czerwca 2018, s. 28.
[2] Tamże.
[3] Tamże.
[4] Tamże.
[5] Tegoż, Za dziedzica (część 2), „Życie Kalisza” nr 27, 4 lipca 2018, s. 28.
[6] Tegoż, Za
dziedzica (część 1)…
[7] Tegoż, Za dziedzica (część 2)…
[8] Tamże.
[8] Tamże.
[9] Tegoż, Za dziedzica (część 1)…
[10] Tegoż, Za dziedzica (część 2)…
[11] Tamże.
Bibliografia.
1. Halak Mateusz,
Za dziedzica (część 1), „Życie Kalisza” nr 24, 13 czerwca 2018, s. 28.
2. Halak Mateusz, Za dziedzica (część 2), „Życie
Kalisza” nr 27, 4 lipca 2018, s. 28.
Spis i źródła ilustracji.
Jedenaściorag w
majątku brzezińskim:
Halak Mateusz, Za dziedzica (część 1), „Życie Kalisza” nr 24, 13 czerwca 2018, s. 28.