Przed
nami ostatnia część historii związana z procesami o czary z terenów
Wielkopolski Wschodniej. W toku obydwu cyklów („Wschodniowielkopolskie
polowanie na czarownice”, „Wszystko co chcielibyście wiedzieć…”)
przedstawialiśmy spawy zaczerpnięte z różnych części regionu: Krajny, Pałuk,
Praszki na Ziemi Wieluńskiej, Kleczewa,
Gorzuchowa, Kalisza, i innych. Co się zaś tyczy procesów odbywających
się w ostatnim z wymienionych miast: nie będziemy ich tutaj przytaczać, bowiem
materiały ich dotyczące zostały już opisane serii „Wielkopoloskie polowanie….”.
Tymczasem w pierwszej kolejności skupmy się na historiach zaczerpniętych z akt
sądowych Koźmina Wielkopolskiego.
Pierwszy
znany nam źródłowo proces o czary, który toczył się w Koźminie Wielkim i
dotyczył mieszkańców tego miasta, przeprowadzony został w 1628 r., kiedy to 30
września sąd radziecki wraz z sądem wójtowskim oraz wszyscy cechmistrzowie,
czyli tzw. sąd gajony, zajęli się sprawą mieszczki Ruchowej. Została ona bowiem
powołana przez inną kobietę, Annę Guślarkę, córkę Jana Dwornika z Lipowca (wieś
należąca do dóbr koźmińskich). Anna została spalona na stosie we wsi Wiśniewo
(koło Łekna),wcześniej zaś sądzona była przez sąd z miasteczka Łekna (obecnie
wieś w gminie Wągrowiec). Pytana była w trakcie tortur m.in. o wspólniczki, „z
którymi brzydkich zabobonów z przeklętemi szatany zażywała”. Wymieniła nazwiska
kilku kobiet, a wśród nich Ruchową z Koźmina, (…) z którym – a także innymi
czarownicami – bywała na Łysej Górze. Władze miejskie Koźmina Wielkiego
dowiedziały się o tym powołaniu z pisma od rady miejskiej Łekna. Członkowie
sądu gajonego zapoznali się z przysłanymi im z Łekna zeznaniami Guślarki, a
wziąwszy pod uwagę, że Ruchowa już przed sześciu laty była powołana przez
sądzoną za czary kobietę (podczas procesu w Bułakowie w 1621 r., gdzie sądzono
widocznie kilka kobiet), która jednak odwołała ją przed pójściem na stos,
postanowili wezwać ją i przesłuchać. Kobieta pojawiła się przed obliczem sądu w
obecności męża. Zapytano ją, czy znała powołującą ją Annę Guślarkę, a także
odczytano odpowiednie fragmenty jej zeznań. Ruchowa zaprzeczyła, aby znała
Guślarkę, a tym bardziej aby posiadała jakiegoś diabła. Sędziowie postanowili,
aby w związku z nieprzyznaniem się do zarzucanych czynów natychmiast oddać ją
na tortury16. Zostali jednak „uproszeni, aby sprawa ta criminalis beła do
prokuratora oddana do trzeciego dnia”.
Po
trzech dniach doszło do kolejnego posiedzenia sądu. Pojawił się przed nim
Stanisław Janasik, mieszczanin z Kobylina, który Ruchową bronił. Niestety
opisujący ten proces w monografi i miasta proboszcz koźmiński Stanisław
Łukomski nie podał, kim był ów Janasik, czy członkiem rodziny, czy też może
wynajętym prawnikiem. Nie wiemy, jakich argumentów używał, w każdym razie jego
wystąpienie odniosło skutek, sąd bowiem zdecydował oddać sprawę do rozstrzygnięcia
właścicielowi miasta, wojewodzie inowrocławskiemu Stanisławowi Przyjemskiemu
(zm. 1642). Wojewoda Przyjemski, zapoznawszy się ze sprawą, postanowił, że tym
razem sprawa ma zostać umorzona, jednak pod warunkiem, że sześciu „dobrze
osiadłych” mieszczan zaręczy słowem i majątkiem, iż gdyby w przyszłości Ruchowa
ponownie została oskarżona o bycie czarownicą, dostarczą ją przed oblicze sądu.
Ruchowa te poręczenia przedstawiła sądowi i uszła z życiem[1].
Kolejny przytaczany przez nas proces
miał miejsce w 1632 r., kiedy to Dorota Bartkowa została oskarżona przez
Grzegorza Suchora, oraz jego żonę o uczynienie im szkód przez „podlanie” ich domu[2].
Kobieta mimo iż wypierała się zarzucanych jej czynów została uwięziona, na co
wpływ miał uparty nacisk samego Suchory. Mężczyzna miał ponoć wykazywać się
wyjątkową determinacją, aby udowodnić kobiecie winę. Czyżby powodem był jakiś
zatarg pomiędzy nimi? Przykładowo: zgodnie z prawem wystarczyło trzykrotnie
potwierdzić, iż jest się pewnym podstaw swego oskarżenia – Suchora miał to
uczynić, aż czterykroć!
Zeznawać przeciwko domniemanej
czarownicy miał także przyprowadzony przez oskarżyciela rzekomy świadek: Jan
Wioteszka. Ten z kolei miał zarzucać Bartkowej „przechowywanie chłopca”. Autor
publikacji, na którą się w tym miejscu powołuję, zaznacza że nie jest do końca
pewnym co owo sformułowanie miało wówczas oznaczać. Wysnuwa jednak
przypuszczenia, iż być może chodziło o zarzut utrzymywania przez Bartkową
stosunków pozamałżeńskich z mężczyzną, który nie był jej mężem[3].
Kobieta
na przedstawiane jej zarzuty miała ponoć odpowiedzieć: „Pamiętajże, chociażeś teraz wielki pan, niedługo będziesz podlejszy
niźli ja”. Dwa tygodnie później zepsuło się 70 należących do niego skór
cielęcych. Po pewnym czasie, gdy mijał Bartkową siedzącą przed domem Grzmiety,
kobieta za nim splunęła. Tydzień później zapadł na jakąś dziwną chorobę i przez
siedem tygodni leżał złożony niemocą, o świecie nie wiedząc. Po wysłuchaniu
zeznania Wioteszki sąd zapytał go, czy chce w takim razie złożyć formalne
oskarżenie przeciw Bartkowej i czy będzie wspierał Suchorę, zarzucając
Bartkowej czary. Wioteszka odparł: „Nie instyguję ani stoję, na Pana Boga
krzywdę moją puszczam”. Nie wsparł więc oskarżenia o czary[4].
Przyznać trzeba, że Bartkowa jawi
się tutaj jako kobieta nie tylko potrafiąca odpowiednio dobrać słowa, ale także
umiejąca użyć odpowiednich argumentów, aby udowodnić swoją niewinność. Wyznała
bowiem m.in. że: spluwając wcale nie miała na myśli trafić w przechodzącego
wówczas mężczyznę (zatem nie był to żaden sposób rzucenia uroku); przychodzący
do niej chłopiec owszem składał jej wizyt, ale tylko wyłącznie przychodząc po
ubrania (zapewne nowo uszyte, bądź naprawione, albo uprane). Nawet zaprzeczyła
temu, jakoby miała zakopywać pod progiem garniec z urokami, mającymi zaszkodzić
małżeństwu. Stwierdziła wówczas, że na czarach sie nie zna, i musiał uczynić to
ktoś mądrzejszy od niej. Twardo obstawała przy swoich wersjach wyjaśnień nawet,
gdy poddawano ją torturom – co jak już wiemy, potwierdzać miało jej niewinność.
Niestety wynik procesu nie
satysfakcjonował oskarżającego, który przez pewien czas usiłował dopiąć swego.
Ostatecznie uległ namowom miejscowych autorytetów, którzy przekonali, go że
dalsze oskarżanie osoby, na której winę nie ma dowodów jest bezcelowe. Suchora
odpuścił zatem i wycofał dalsze oskarżenia. Co więcej: pokrył koszta leczenia
Bartkowej, oraz zapewnił jej opiekę do czasu aż będzie w stanie opuścić miasto.
Otrzymała bowiem do tego prawo od władz miasta, przez wzgląd na złą opinię jaka
przez proces zaczęła ciążyć na jej osobie[5].
Procesy
o czary prowadzone przez wągrowieckie sądy miejskie są wzmiankowane w źródłach
pisanych od 1578 r. do 1741 r. Najbardziej obszerna dokumentacja jest zachowana
dla procesów odbywających się w latach 1689-1741[6].
Wg H.Hoceknbecka na przestrzeni 48 lat
[właśc. 52 – przyp. autora] z oskarżenia o czary spalono na stosach w
Wągrowcu i w okolicach miasta 34 osoby, trzy wypędzono i jedną uwolniono[7].
Interesujący i zarazem wskazujący na renomę wągrowieckiego sądu ławniczego jest
fakt, iż w 1728 uczestniczyć on miał w procesie domniemanych czarownic
oskarżonych m.in. o śmierć Kłecko oraz Kiszkowo[8].
Najstarszy wągrowiecki proces
datowany na rok 1578 r. miał dotyczyć Apolonii Stawinczyny i jej córki, żony
sukiennika Wojciecha Mazurka. Kobietom postawiono zarzut podejmowania się
magicznym rzemiosłem, a w wyniku tych praktyk ucierpieć mieli przedstawiciele
lokalnej społeczności. Dzięki wstawiennictwu synów starszej z kobiet, oraz ich
cechmistrzów proces zakończył się ułaskawieniem każdej z nich. Musiały jednak
złożyć przysięgę, że nigdy już nie wyrządzą nikomu krzywdy - w przeciwnym razie
groziłaby im pewna śmierć[9].
W 1643 r. tragiczny los groził Zofii
Kończatce, która została uwieziona i oddawana brutalnemu przesłuchaniu w formie
tortur. Nie jest jasnym jakie dokładnie okoliczności sprawiły, że znalazła się
ona w takiej, a nie innej sytuacji. Prawdopodobnie mogło to mieć związek ze
śmiercią jej pierwszego męża. Wg zeznań kobiety wynikało, iż mężczyzna na łożu
śmierci miałby jej wyjawić, jakoby winę za jego stan miała ponosić Barbara
Zglisewa, która mogła mu podać truciznę w maśle. Uwaga śledczych skupiła się
teraz na wskazanej osobie. Początkowo dowidziawszy się o grożącym jej
niebezpieczeństwie kobieta usiłowała
popełnić samobójstwo, jednakże zadane przez nią samą rany nie okazały się
śmiertelne, ani zagrażające jej życiu. Mogła zatem zostać przesłuchana. Okazało
się wówczas, że Barbarę łączył romans z mężem Zofii, przyznawała wówczas, iż:
nie żałowała mu nie tylko swego ciała, ale i mleka oraz sera. Podkreślała
jednak stanowczo, że nigdy mu żadnej trucizny nie podała[10].
Czy kobieta istotnie była niewinna, a oskarżenie wobec niej było zemstą
zdradzanej żony?
Kolejnym przykładem sąsiedzkich pomówień
o czary niech będzie historia Reginy Sojczyny (z 1689 r.), oskarżonej przez
Baltazara (Balcera) z Żabiczyna o stosowanie czarów leczniczych, które zamiast
poprawić jego kondycję - zaszkodziły bardziej. Kuriozalny wydaje się kontekst
tej sprawy, bowiem z akt sprawy dowiadujemy się, że kluczową dla oskarżenia
okazała się chwila gdy: kmieć zasłabł, a kobieta pospieszyła mu z pomocą i
chcąc go ocucić oblała wodą. Sytuacja posłużyła jako dowód ewidentnie
wskazujący na winę kobiety, która nie tylko musiała znieść sam proces, ale
także wiążące się z nim tortury.
Sojczyna nie przyznała się w ich trakcie do zarzucanych jej czynów, brak
też było obciążających ją dowodów – zadecydowano zatem o jej uwolnieniu[11].
Co ciekawe jej proces charakteryzuje to, iż podczas zalicza się do tych, w
których nie zadawano jej standardowych pytań sugerowanych innymi procesami o
czary, lecz pytano wprost o działania jakich miała się podejmować. Następnie
oceniano, czy były podejrzane i sugerowały winę oskarżonej, czy też nie.
Ciekawostkę stanowić może tutaj fakt, że:
w relacji kobiet oskarżonych o czary w 1708 roku, pojawiają się wzmianki,
jakoby miały one spotykać się na sabatach na „łysej górze”, która to z kolei
znajdować się miała na drodze z Wągrowca do Łazisk[12]
. Okolice te współcześnie znane są z tzw. piramidy Łakińskiego, o której także krąży
kilka osobliwych opowieści. Pisywaliśmy jednak o tym wątku w innych
publikowanych przez nas materiałach.
Za
jedną z najbardziej aktywnych czarownic z tamtego okresu uchodzić miała Regina
Kaliska, która w trakcie przesłuchań wyjawić miała, iż czarowania nauczyć ją
miała kobieta zwana Slachmanką. Ofiarować jej miała ona proszek wykonany ze
spalonego koguta. Regina miała go wykorzystać w dzień procesji Bożego Ciała,
wcześniej rozsypawszy go na drodze, by: „by ludzie nogi połamali”. Gdy jednak
nie przyniosło to oczekiwanego efektu, uznała że nie stało się nic, gdyż „Pan
Bóg nad wszystkim czuwał”[13].
Z kolei małżeńskie niesnaski uobecniają
się w relacjach z procesu z 1719 roku,
który odbył się w okolicach Micharzewa. Tam też kmieć Piotr Rataj oskarżył
swoją żonę Reginę o praktykowanie czarów. Mężczyzna miał oskarżać swoją
połowicę o większość nieszczęść, która go dotknęła w trakcie ich pożycia.
Utrzymywał, iż kobieta zwykła rzucać na niego uroki, w trakcie wybuchających
pomiędzy nimi małżeńskich kłótni. Do przykładów należeć miała sytuacja, podczas
której na krowę należąca do mężczyzny napadło stado wilków. Piotr przeczuwając,
że za sprawą tą stać może jego żona udał się do niej i zapytał o to wprost. Wówczas
niewiasta miała mu udzielić niejednoznacznej odpowiedzi, w której stwierdziła,
iż losy jej duszy są już dawno przesądzone.
Jakiś
czas potem podczas kolejnej sprzeczki wyjawić miała mężowi, że był u niej
tajemniczy mężczyzna, który przewidział jej dwadzieścia lat życia, podczas gdy mężowi
zwiastował rychłą chorobę. Niedługo potem mężczyzna zaniemógł i stało się dla
niego jasnym, iż nie ma co dłużej zwlekać i ze sprawą należy udać się przed
sąd. Odbył się proces, wyrokiem którego kobieta została uznana winną i skazana
na śmierć przez spalenie na stosie[14].
Dokładnie w tym samym roku miał mieć
miejsce proces Katarzyny Marchewczyny, który wystosował przeciwko niej wpływowy
mieszczanin: Jozef Kuklas. Geneza tego oskarżenia sięgała wieloletniego
konfliktu pomiędzy zarówno bohaterami tego procesu, i ich małżonkami. Katarzyna
już wcześniej miał wyzwać żonę Kuklasa od czarownic (a dokładniej „od
czarownicy, która miała być spalona na stosie, lecz z niego uciekła”). Lecz
dopiero następne wydarzenia skłoniły mężczyznę do wniesienia sprawy przed sąd.
Ponoć Marianna Kuklas miała podupaść na zdrowiu krótko po tym, jak pewnego razu
spotkana przypadkowo na mieście Marchewczyna miała poprawiać jej koszulę.
Pozornie nic nie znaczący gest miał sprowadzić na kobietę chorobę. Być może
wpływ na to miało jeszcze jedno wydarzenie, mianowicie: innym razem
Marchewczyna miała udać się do Kuklasów by targować się o świnię, lecz gdy ci
nie zgodzili się na proponowaną przez nią cenę, kobieta miała rzucić urok, w
wyniku którego zwierzę zachorowało. Gdy rozcięto jego ciało by poznać przyczynę
śmierci zwierzęcia, okazało się że wnętrze wieprza wypełnione jest glizdami.
W
niedługim czasie zachorowała w końcu pani Marianna, a gdy leżała już w łóżku
zmożona chorobą, Katarzyna Marchewczyna złożyła małżeństwu kolejną wizytę, po
której kobieta poczuła się jeszcze gorzej. Zgodnie ze słowami Józefa Kuklasa w trakcie
tamtego spotkania oskarżona miała pochylić się nad jego żoną, i poprawiać jej
posłanie. I to właśnie zostało odczytane za akt rzucenia uroku, który pogorszył
zdrowie kobiety, czy też raczej pogłębienie efektu wcześniej rzuconego zaklęcia.[15]
Ostatnim procesem w którym wyrokować
miał wągrowiecki sąd, miał miejsce w 1741 roku w Kamienicy, gdzie oskarżona o
czary została Municella Skotarka. Kobieta początkowo nie przyznawała się do
zarzucanych jej czynów. Przynajmniej nie w sposób w jaki oczekiwali tego od
niej sędziowie. Stwierdziła że i owszem: w celu poprawieniu mleczności u bydła,
podawała krowom czerwone robaczki, ale zauważała też, że nie były to czary,
bowiem tego typu praktyk podejmuje się każdy. Poddano ją zatem próbie wody,
której nie przeszła pomyślnie. Czekały ją zatem tortury, w których trakcie
zeznała m.in.: do zaduszenia sołtysowego wołu, kradzieży hostii, uczestnictwa w
sabatach, której królową miała być wg niej Anna Widowa, a przygnać miał grajek
Dawid przybywający na spotkania… na świni.
Co więcej: przyznać się miała nawet do
spółkowania z własny zięciem, w czasach gdy pracował u niej jeszcze jako
parobek. Wyrok sądu był jednoznaczny: biorąc pod uwagę zarówno zebrane
zeznania, jak i dowody obydwie kobiety czekała śmierć na stosie[16].
Dane z akt wągrowieckiego sądu w ujęciu statystycznym wg opracowania Marcina Moeglicha:
Tą właśnie historią kończymy nasze
rozważania dotyczące krótkiej charakterystyki, i przykładów związanych z aktami
procesów o czary, mających miejsce na ziemiach naszego regionu. Rzeczpospolita
była krajem w której najkrócej trwać miały tzw. „polowania na czarownice”,
stosy w naszym kraju zapłonęły najpóźniej i płonęły najkrócej w porównaniu do
innych krajów. W trakcie trwania naszej trzyczęściowej serii pokrótce
przedstawialiśmy i wyjaśniliśmy charakterystykę polskiego sądownictwa
związanego z omawianym zjawiskiem. Przedstawiając liczne przykłady
zaczerpnięte z wybranych publikacji,
wykazaliśmy, iż oskarżonym mógł być każdy, bez względu na wiek, czy też status
społeczny. Jak się okazało wśród powodów owych oskarżeń były także spory
sąsiedzie, bądź chęć zadość uczynienia wyrządzonych sobie krzywd. Nie zawsze
dany proces musiał zakończyć się skazaniem osoby postawionej przed sądem na
śmierć. Autorka powyższego opracowania ma nadzieję, iż seria ta stanowi
wystarczające uzupełnienie dla wcześniej publikowanego cyklu, gdzie skupiała
się w nim na omawianiu i wyjaśnianiu praktyk magicznych, wymienianych na
kartach sądowych dotyczących procesów o czary.
Przypisy.
[1] J. Wijaczka, Oskarżenia i procesy o czary w
Koźminie w XVII-XVIII wieku, [w:] Roczniki Historyczne, t. 82, 2006, s. 200-201.
[2] Tamże,
s. 201.
[3] Zob.
tamże.
[4] Tamże,
s. 201.
[5] Zob.
Tamże.
[6] M.
Moeglich, Procesy o czary przed sądem miejskim wągrowieckim - chronologia i
dynamika zjawiska, [w:] Wangrovieciana, t. III, 2016.
[7] Tamże, s. 47.
[8] Zob. s. 71.
[9] Zob. tamże.
[10] Zob.tamże, s. 50.
[11] Zob. tamże, s. 51.
[12] Zob. tamże, s. 58.
[13] Tamże.
[14] Zob. tamże, s. 64.
[15] Zob. tamże, s. 65.
[16] Tamże, s.
76.
Bibliografia.
1. Moeglich Marcin, Procesy o czary przed sądem miejskim wągrowieckim - chronologia i
dynamika zjawiska, [w:] Wangrovieciana, t. III, 2016.
2. Wijaczka Jacek, Oskarżenia i procesy o czary w
Koźminie w XVII-XVIII wieku, [w:] Roczniki Historyczne, t. 82, 2006
Źródło ilustracji.
Moeglich Marcin, Procesy o czary przed sądem miejskim wągrowieckim - chronologia i
dynamika zjawiska, [w:] Wangrovieciana, t. III, 2016.