Nowy Rok na naszej stronie rozpoczynamy opowieściami o duchach i stworach wszelakich, pojawiających się w opowieściach ludowych z Załęcza Wielkiego. Tym samym kończymy monografię dotyczącą tej wsi, publikowaną na naszej stronie.
Informujemy także, że w dziale Ciekawostki zamieszczamy zebrany w całość Kalendarz Adwentowy na 2019 rok.
Wszystkie materiały publikowane przez nas są zamieszczane w charakterze pro publico bono.
Liczną grupę podań z okolic opisywanej w
tym cyklu wsi stanowią opowieści dotyczące ukrytych przez powstańców, cudownych
obrazach dzięki którym udało się zapanować nad epidemią cholery, nękającej owe
okolice w XIX w., a w końcu o diabłach: zarówno tych chcących zatopić
Działoszyn, jak i tym grasującym we
młynie w Kochlewie (podanie o nim przytaczaliśmy w dziale Bestiariusz i
Legendarz, w artykule poświęconym istotom wodnym).
W końcu będą to opowieści o wszelakiej maści innych duchach i bytach
nadprzyrodzonych, o których dopowiemy sobie w dalszej kolejności.
Wilhelm Kotarbiński, "Mogiła samobójcy".
W pamięci rodziny jednego z informatorów
Wandy Drozdowskiej, pochodzącego ze wsi
Kluski, położnej o 5 km. od Dzietrznik, zachować się miało wspomnienie o
ukrytych w okolicy skarbach, które ukryć tu mieli (prawdopodobnie) powstańcy
styczniowi. Na „Kępowiźnie” zaś (przysiółku Dzietrznik), miał znajdować się
skarb ukryty przez pewnego Niemca, niegdyś walczącego owymi powstańcami. Mężczyzna ów miał się
potem pokazać w okolicy, będąc już wiekowym starcem z długą brodą. Wskazać miał
miejsce pod starym krzyżem, gdzie ukryć miał swoje bogactwa – które z kolei
kazał wziąć dla siebie okolicznym ludziom, twierdząc, iż nie potrzebuje ich już dla siebie.
W samym Załęczu Wielkim opowiadać miano
sobie natomiast o wydarzeniach, mających miejsce tuż po I Wojnie Światowej, gdy
czwórka gospodarzy udać się miała do pobliskiego lasu nocą po „żerdzie na
płoty”, gdy ujrzeć mieli w bliskiej odległości od siebie świetliste światełka.
Wg okolicznych wierzeń w ten sposób miały „oczyszczać się” ukryte w tutejszej
ziemi skarby, obawiając się jednak tajemnych mocy strzegących skarbu, mężczyźni
odpuścili sobie jego poszukiwania.
Jednak jeden z nich udał się w tamto miejsce trzeciej nocy, stając się tym
samym świadkiem niezwykłych wydarzeń: zobaczył
przy nim [tj. skarbie] nagle czarno ubranego mężczyznę. Mężczyzna
obiegał płomień trzy razy wokoło, zaryczał tak strasznie, że rozległo się w
całym lesie, płomień zgasł nagle, a na miejscu tym tak wielki wir powstał, że
gospodarz przerażony uciekł. Nigdy już potem światła tam nie widziano. Dopiero
wiele dni później, gdy gospodarze opowiedzieli wszystkim gajowemu, powiedział
im, że słyszał jak opowiadali starzy, że w lasach tych jest piwnica z dębowego
drzewa, w której zakopana jest powstańcza broń i złoto. To światło, mówił, to pewnie
gazy, które z tej prochowni szły, a ten
czarny to na pewno jakiś, co za pokutę tych skarbów pilnował”.
Podania ludowe tego typu bardzo często
sugerują, iż ukryte skarby przeznaczone są dla ludzi o dobrym sercu, często
też posiadać mają swych „wartowników” –
strzegące ich dusze pokutne. Niektóre z owych bytów, kontaktować się mają z
śmiertelnikami w trakcie snu, tak było w przypadku opowieści z Ćwikły, gdy
jednego z okolicznych mieszkańców wsi odwiedzać miała we śnie tajemnicza
kobieta nakłaniająca go do poszukiwań ukrytych po powstańcach skarbów, których
strzec miał czarny pies. Mężczyzna jednak obawiając się niebezpieczeństw
wynikających z tej przygody, nigdy nie podjął ryzyka. Rozpowiedział jednak o
swoich snach swoim bliskim i znajomym, a opowieść jego szybko rozniosła się po
okolicy, co zaskutkowało swego czasu licznymi grupami samozwańczych
poszukiwaczy skarbów. Jednak nikomu z nich do skarbu dotrzeć się nie udało. Nikomu
też nie było dane dostrzec tajemniczego czarnego psa, o którym mówić miała
kobieta.
Podobnie
rzecz się
miała mieć w przypadku bohatera innej opowieści, związanej z trzema mogiłami,
usytuowanymi niedaleko jeziora zwanego w okolicy Piekiełkiem. Także i tam
ukryte miały być skarby z czasów, któregoś z powstań. Gdy pewnego razu udał się
w tamto miejsce pewien mężczyzna, od tamtej pory miało dochodzić w jego domu, w
nocy do wizyt tajemniczej ciemnej postaci, która okazać się miała duchem
pokutnym pilnującym skarbu. Nakłaniać miał on bohatera historii do odnalezienia
owych skarbów, co przyczyniło się do uwolnienia tamtejszych pokutnych dusz.
"Zaduszki", Witold Pruszkowski.
Omawiając postaci istot
nadprzyrodzonych z bestiariusza ludowego pozwolimy sobie pominąć dokładniejszą
charakterystykę „prowadnika”, oraz „czerwonej/zielonej pani”, „lejnia” gdyż
takowe pojawiły się już w omawianym przez nas wcześniej temacie istot
związanych z lasem. Warto jednak nadmienić, iż w okolicach Załęcza Wielkiego
przeciwieństwem negatywnych bytów, zwodzących ludzi na manowce miał być tzw.
„świeczek”, „świecznik” – błędny ognik, za życia będący niezbyt
dokładnym/uczciwym geodetą, który zmuszony jest pokutować, wyprowadzając zagubionych
wędrowców z lasu.
Niekiedy bowiem dusze pomocnicze
tego typu przybierać mogą postaci ludzkie (najczęściej mężczyzn), które
pojawiają się w parach, lub pojedynczo i pomagają zbłąkanemu opuścić leśne
ostępy. Nie posiadają one konkretnej nazwy, nie dadzą się także sobie dokładnie
przyjrzeć, gdyż zawsze podążają przed człowiekiem w pewnej odległości, nie
pozwalając się nigdy dogonić, dopóty nie wyprowadzą go na właściwą drogę, bądź
z lasu. Wówczas znikają.
Ich przeciwieństwo stanowić mają
tzw. „strachy”, które za zadanie mają jedynie wzbudzać w podróżujących przez
las strach. Czasem czynią to halsując w określony sposób, a innym razem
ukazując swoją postać znienacka: pewien
gospodarz wracał o zmroku z Działoszyna do domu, nagle w lesie przebiegł koniom
drogę jakiś mężczyzna i znikł między drzewami. Konie ani kroku iść dalej nie
chciały, drżały całe, okryły się „burzynami”(pianą), gospodarz przerażony („bo
i on stracha dostał”)bił je batem i mimo to nie chciały ruszyć z miejsca.
Dopiero gdy przed końmi do „trzeciego razu” krzyż zrobił, pognały jak szalone
do wsi.
W Załęczu występuje wierzenie, że
można uodpornić się na lęk zadawany przez strachy, jeśli się mocno chwyci
serdeczny palec prawej ręki zmarłego.
Do duchów topiących w okolicach Załęcza
Wielkiego zaliczano: ducha przesiadującego na kładce łączącej wieś z
przysiółkiem Piaski; drugiego zaś bytującego na łąkach zwanych Borkami.
Pierwszy z nich pojawiać się ma pod
postacią bądź czarnego psa, lub brzęczącego łańcuchami konia, który pojawiać
się miał o każdej porze dnia i nocy. Jedna z opowieści sugeruje, iż pewnej
kobiecie miał ukazać się przybierając postać jej własnego konia. W ten oto
sposób skusił ją, oraz jej służącą aby pogrążyły sie w pobliskie odmęty. Historia
ma się kończyć dobrze, gdyż obie miały zostać uratowane przez okolicznego
parobka, który w porę przybył na miejsce zdarzenia.
O
topielcu na Borkach wiadomo, że jest duchem Żyda, który utopił się tam przy
robieniu „pogrubku” (rodzaj tamy z kamieni i drzewa). Nie wychodzi on nigdy na
brzeg i nie wabi do wody, wciąga jednak do niej, gdy ktoś chce się tam wykąpać.
Wspomniane wcześniej jezioro Piekło posiada
kilka wersji historii, które tłumaczyć mają jego nazwę. Niekiedy o różnych
porach dnia i nocy usłyszeć tam można odgłos głośnego chlupnięcia, jakby ktoś
kamień do wody wrzucił; a niedługo potem kolejny, przywodzący na myśl płacz
małego dziecka. Czasem po zmroku zobaczyć można też tajemniczą postać mężczyzny
przechadzającą się wzdłuż brzegów zbiornika.
Jedna z opowieści na ten temat zakłada,
że kiedyś jechała tędy rodzina wioząca dziecko do chrztu. W pewnym momencie
ziemia zapadła się pod nimi, i tak powstało owo jeziorko. Inna wersja zakłada,
że kiedyś po zmrożonej tafli jeziora jechał pan swoją bryką, i to pod nim się
załamał lód, prowadząc do nieszczęśliwego wypadku.
Witold Pruszkowski, "Przewidzenie".
Jeszcze jedna opowieść odwołuje nas do
czasów carskich, do wiążącej się z nią postaci ówczesnego, zamożnego gospodarza
nazwiskiem Załęcki. Uczynić miał on jedną ze swych służących kochanką, a ta zaś
niebawem urodziła mu dziecko, którego (jak nietrudno się domyślić) mężczyzna
uznać nie chciał. Ostatecznie, niedługo po urodzeniu malucha, jego matka
postanowiła podrzucić go ojcu, chcąc się przekonać o jego reakcji. Gdy Załęcki ujrzał dziecko wciąż nie poczuwał
się względem niego ojcostwa, i niedługo potem podjął decyzję o utopieniu
niechcianej pociechy. Lecz gdy zaniósł je
nad wodę, dziecko tak kurczowo schwyciło go za szyję, że rączek jego nie mógł
rozpleść; wtedy zakopał je na brzegu, najpierw głowę zasypując ziemią. Gdy
matka zobaczyła, że dziecka u niego nie ma, nasłała na niego żandarmów, Załęcki
dopiero wtedy przyznał się do zbrodni, gdy mu
drzazgi pod paznokcie wbili. Komisja lekarska odkopała zwłoki i wyjąwszy
z nich serce, puściła je na wodę, serce wtedy 90 razy zapukało, co znaczyło, że
zamordowane dziecko miało sądzone żyć
jeszcze 90 la. W kontekście tej opowieści ciemna postać przechadzająca
się wzdłuż brzegów jeziora miałaby być owym Załęckim.
W okolicach jez. Piekło znajdować się
mają i inne tego typu miejsca, z którymi wiążą się opowieści o topielcach. W
jednym z nich, nie posiadającym nazwy, w czasach Potopu Szwedzkiego miał się
utopić oddział szlachty, uciekający przez tutejszą wieś.
Natomiast
w jeziorze Karczmarka niegdyś miało być słychać płacz innego nieślubnego dziecka,
utopionego w tutejszych wodach przez własną matkę. Jednak wg relacji zebranych
przez Drozdowską, ów duch od dawna miał przestać dawać o sobie dawać znać.
Przy młynie na Starej Wsi (kolejnego
załęckiego przysiółka), ma straszyć odpowiednik leśnych istot, które wodzą
ludzi na manowce, jednak ten konkretny byt ma zwodzić po okolicznych polach,
utrudniając okolicznym mieszkańcom powrót do domu.
Kolejną kategorią są duchy nękające
dzieci. Wymienić należy tutaj „podrzutki” czyli istoty będące dziećmi boginek –
kobiecych bytów nadprzyrodzonych, które te porywając wpierw ludzkie dziecko,
zastępują swoim „podrzutkiem”, który ciągle płacze, i jest wiecznie głodny.
Inną kategorię stanowią tzw. noclice.
Mimo iż sfera swej działalności przywodzić mogą na myśl zmory, to w
przeciwieństwie do nich nie miały one posiadać określonej postaci. Różnić je od
siebie miała także „sfera działalności”, noclice bowiem upodobać miały sobie
szczególnie małe dzieci. Do „ataku” najczęściej prowokować miało je,
pozostawienie przez matkę dziecka schnących pieluszek „na zorzach” (gdy słońce
chyliło się ku zachodowi). Ale nie był to warunek konieczny, bowiem i bez tego
istoty te miały nękać dzieci, przez co milusińscy długo nie mogli, a
nieustannie płacząc mieli dawać się we znaki także swoim. W takiej sytuacji matka albo któraś z kobiet „odprawia” nad nim, mówiąc
trzykrotnie: „zarzy, zarzy, zarzyce, odprawcie miejmy dziecięciu noclice” oraz trzy Zdrowaś Maria. To zaklęcie
„Zarzyc” spotykane jest prawie w dosłownym brzmieniu i w innych okolicach
Polski.
Wilhelm Kotarbiński, "Nimfa wodna".
Za dręczenie dorosłych odpowiadać miały
zmory, zwane w okolicach Załęcza także: gniotkami, lub gnieciuchami.
Tutaj
też często jej postać wiązana była (jak zresztą w całym naszym Regionie) z
postacią czarownicy, gdyż: „jak
czarownico siersciowato jest, tu głowę trzyma, a tam widzi człowieka, mimo, że
„łagodniej się przedstawio niż inne kobiety”. Gdy małżeństwo ma kilka córek,
zawsze siódmą posądzają o to, że jest zmorą. Uważa się, że zmora uczy się
wszystkiego od złego, dlatego też po śmierci poświęcona ziemia nie chce jej
przyjąć”.
Mieszkańcy Załęcza mieli dzielić
zmory na dwie kategorie: te dręczące zwierzęta, oraz te dokuczające ludziom.
Wierzono, że przed zmorą nie pomogą dobrze zamknięte drzwi, gdyż wejść może ona
do środka pod postacią źdźbła słomki. Istnieć miały jednak sposoby pomagające
się uchronić przed atakami zmory. Do takowych należały: położenie się w łóżku
„odwrotnie” i w dodatku spanie na plecach. Inną możliwością było opisywane
przeze mnie w innych publikowanych na portalu artykułach: obiecanie zmorze
jakiejś rzeczy, a następnie dopełnienie tej obietnicy. W przeciwnym razie można
było narazić się na jej gniew.
Istniała
także metoda polegająca na przełamaniu
słomki, w chwili gdy przebudziwszy się ze snu człowiek miał usłyszeć w swej
izbie skrzypienie drzwi. Powodzenie tego
sposobu miało zagwarantować, iż zmora nigdy więcej już miała nie nękać danej
osoby. Można też było spróbować pochwycić ją poprzez słomę.
Przedstawione jednak sposoby tyczą
się przypadków gdy ofiarą zmory jest człowiek. W sytuacjach zaś gdy ofiarą tej
istoty stawał się koń (zmora miała plątać mu włosy na grzywie, lub „zajeżdżać”
tak, że się pocił), nie praktykowano innych czynności jak jedynie rozbijanie końskich kołtunów kamieniami, bądź
ścinanie grzywy na krótko.
Ostatnią postacią, pochodzącą z
załęczańskich podań będzie strzyga. Wierzono, iż stać się mógł nią lunatyk, lub
człowiek zmarły, lecz ożywiony przez własną duszę ponownie (czyli wątek osoby posiadającej
dwie dusze = dwa życia). Strzyga miała
charakteryzować się także tym, że miała posiadać grube dziąsła i dwa rzędy
zębów.
W Załęczu tłumaczono posiadanie dwóch dusz
przez zmory faktem, iż „miały narodzić się bliźniaki, a urodzi się jedno dziecko”.
Dlatego uważano, że ksiądz chrzcząc dziecko powinien nadać mu rytualnie dwa
imiona. Jeśli tego nie uczyni wówczas, to powinien to „nadrobić” po śmierci
takiej osoby, co do której były podejrzenia, że może mogła się przeistoczyć w
strzygę. Tylko ponowny chrzest mógł ją wybawić od losu tegoż upiora.
Przypisy.
1. Drozdowska Wanda, Podania z Załęcza
Wielkiego pow. Wieluń, [w:] Łódzkie Studia Etnograficzne, t. IV,Łódź
1962.
2. Drozdowska Wanda, Istoty demoniczne w Załeczu
Wielkim pow. Wieluń, [w:] Łódzkie Studia Etnograficzne, t. IV, Łódź 1962.
Spis i źródła ilustracji.
1. Wilhelm Kotarbiński, "Mogiła
samobójcy":
2. "Zaduszki", Witold
Pruszkowski:
3.
Witold Pruszkowski,
"Przewidzenie":
4.
Wilhelm Kotarbiński, "Nimfa wodna":