Lipcową serię materiałów rozpoczynamy od kolejnego odcinka naszego cyklu: "Z archiwum X Wielkopolski Wschodniej". Było już o sekretnych miejscach w Kaliszu, kręgach w zbożu i UFO w Wylatowie, a także tajemnicach zmarłych z sąsiedniego Goszczanowa i nie tylko. Dziś spróbujemy sobie odpowiedzieć na pytanie: czy gnieźnieńskie Wzgórze Lecha mogło być przedchrześcijańskim ośrodkiem kultowym? Podpowiemy gdzie w omawianym powiecie szukać skarbów... Będzie też trochę podań o duchach, tajemnych rytuałach i...smoku.
Wszystkie prezentowane u nas materiały są publikowane w charakterze pro publico bono.
Wszystkie prezentowane u nas materiały są publikowane w charakterze pro publico bono.
Gniezno śladem rodzimowierstwa stoi?
Rekonstrukcja poglądowa Wzgórza Lecha.
Swoją podróż po zagadkach historii
Gniezna rozpocznijmy od domniemanej
pierwszej stolicy naszego kraju. Domniemanej – gdyż w świetle najnowszych badań
archeologicznych, i powstających w oparciu o nie teorii tytuł ten może przypaść
w udziale innym miejscom na mapie Wielkopolski. Wątek ten jednak poruszaliśmy
już na naszej stronie w artykule: „Prawdy z ziemi WYDARTE”, zamieszczony w
dziale ciekawostki.
Skupmy się natomiast na samym
Gnieźnie. Nawet jeśli to nie ono odgrywało, przypisywaną mu przez historię
rolę, to jego przeszłość wciąż skrywa wiele tajemnic. Pierwszą z nich, nad
którą się w tym miejscu pochylimy, jest zagadka związana z pierwotnym
przeznaczeniem Wzgórza Lecha. Istnieją bowiem przypuszczenia, iż dla dawnych
Słowian, zamieszkujących nasze ziemie, mogło ono mieć charakter sakralny. I to
wcale nie taki mały.
Z kronikarskiego obowiązku należy
wspomnieć tutaj o zapiskach Jana Długosza -kronikarza budzącego kontrowersje,
gdyż nie raz został on „przyłapany” przez współczesnych nam historyków na swej
nierzetelności.
Na
kartach swego dzieła wzmiankował on, jakoby w miejscu, o którym tutaj mowa
znajdować się miała istotna świątynia,
poświęcona pogańskiemu słowiańskiemu bóstwu imieniem – Nija. Postać tę autor kroniki
przyrównywać miał do znanego z kultury antycznej Plutonowi.
Imiona bóstw słowiańskich
wzmiankowanych przez Długosza, które miałyby niegdyś funkcjonować na ziemiach
polskich, budzą tyle samo kontrowersji co postać samego kronikarza. Co się
tyczy religii słowiańskiej: problem polega na tym, iż zachowało się niewiele
wiarygodnych źródeł, na podstawie których bylibyśmy w stanie zrekonstruować:
panteon bóstw, charakter obrzędowości, czy przekonania o świecie dawnych
Słowian. W tym miejscu kwestie sporne rozbijają się o domysły i próby
rekonstrukcji owego utraconego świata, podejmowane przez kolejnych badaczy,
podejmujących się zgłębienia i wyjaśnienia tego tematu. Wiele zagrożeń w tym
miejscu niesie ze sobą nurt tzw. „turbosłowianizmu”, który charakteryzuje się
tendencją do nadinterpretacji źródeł historycznych, i tworzenia teorii,
mających więcej wspólnego z fantazją ich autora, niż faktami
historycznymi.
Czytając
publikacje poświęcone kulturze oraz wierzeniom dawnych Słowian należy być
bardzo ostrożnym – aby przypadkiem nie zawierzyć błędnym źródłom.
Imiona bóstw wymieniane przez Jana
Długosza (które pojawią się w dalszej części niniejszego tekstu) nie są do
końca przyjmowane za pewne, i uznawane przez każdego znawcę tematu. Ów stan
rzeczy posiada kilka przyczyn. Po pierwsze: wiarygodności ich nie sprzyja fakt
przyrównania ich przez autora (możliwie nawet na siłę), do bóstw pochodzących z
innego kręgu kulturowego. Zupełnie jakby Słowianie nie posiadali panteonu bóstw
o odrębnych charakterach, niż przypisani im rzymscy odpowiednicy Autor
wzmiankuje o nich zdawkowo – być może samemu nawet nie zadając sobie trudu, aby
na podstawie badań terenowych (jak określilibyśmy to współcześnie) ustalić co z
przedchrześcijańskich wierzeń przetrwało w ówczesnej mu kulturze ludowej.
Imiona które się tutaj pojawią zostały przez niego zasłyszane wśród obrzędowych
pieśni – jednak zapisanie ich nastąpiło już w oderwaniu od rzeczywistego
kontekstu kulturowego.
Pamiętać jednak należy: iż mimo
oficjalnego chrztu Polski, przez dłuższy czas potajemnie kultywowano szczątki dawnej wiary i kultury.
Stąd też niektórzy badacze, mimo niepewności są w stanie uznać, iż wspomniane
przez kronikarza imiona, zachowane w dawnych pieśniach, mogły odwoływać się do
dawnych bogów. W tym celu powołują się na źródła inne, niż to omawiane przeze
mnie przed chwilą.
Prof. Leszek
Kolankiewicz w książce „Dziady. Teatr święta zmarłych” wykazał, że istnieją źródła
wcześniejsze niż kronika Długosza, przekazujące imiona bogów czczonych na
terenach Polski. Najstarsze z nich, „Postylla” Łukasza z Wielkiego Koźmina,
wymienia m.in. właśnie boga Niję. Powstała między 1405 a 1412 r., a „Roczniki”
dopiero pół wieku później! Skoro Długosz nie wymyślił Nii, to może i w jego
informacji o gnieźnieńskiej świątyni jest ziarno prawdy – może do jego czasów
przetrwały ustne przekazy, mające oparcie we wcześniejszych realiach?[1]
Byłoby
to także zgodne ze spostrzeżeniami prof. Szyjewskiego, który zwracał uwagę na
następujące tendencje: we wschodniej słowiańszczyźnie uobecniały
się ośrodki kultowe poświęcone ogółowi bóstw istniejących we słowiańskim
panteonie, podczas gdy Zachodni Słowianie stawiali świątynie dedykowane
konkretnemu bóstwu[2].
Tomasz Sawicki (archeolog Muzeum
Początków Państwa Polskiego) poszedł nawet w swych przypuszczeniach dalej,
zakładając że: świątynia taka mogła być poświęcona, nie jednemu, lecz nawet
kilku bóstwom na raz. Zgodnie z teorią badacza w przypadku Gniezna: miał się
tutaj znajdować ośrodek poświęcony trzem konkretnym bóstwom. Forma oddawania im kultu uległa z czasem przeobrażeniu na gruncie napływu
kultury chrześcijańskiej. Zatem święci zająć mieli by miejsce, i przejąć
funkcje dawnych bogów. O jakich postaciach tutaj mowa? Wg teorii i
interpretacji Sawickiego:
Jessy (polańskiego odpowiednika Jowisza), Marzanny
(kojarzonej przez Długosza z Cererą) i bóstwa zaświatów Nii (…).. Dlatego św.
Jerzy – patron kościoła, pod którym znajduje się kamienny kopiec, a zarazem
legendarny zabójca smoka – bardziej odpowiadałby gromowładcy Jessemu niż Nii.
Kamienny kopiec w Gnieźnie położony jest na najwyższym wzniesieniu, co również
wskazywałoby na kult bóstwa niebios.
Z kolei bazylika w Gnieźnie jest pod wezwaniem
Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny. Święto Wniebowzięcia NMP, inaczej zwane
świętem Matki Boskiej Zielnej, przypada na 15 sierpnia. Ma związek z plonami.
Może więc kojarzyć się z dawnym kultem bóstwa żeńskiego, patronującego
płodności pól, zastąpionego potem przez chrześcijańską Maryję (Długosz kojarzy
je z Marzanną – Cererą, matką i panią urodzaju)[3].
Para „bóg niebios – bogini ziemi” jest typowa w
dawnych kultach. Jednak obok bogini pojawia się często młody bóg – jej
kochanek, a zarazem rywal gromowładcy, zwykle ginący z jego ręki – np. u
Słowian wschodnich gromowładny Perun walczy z panem zaświatów Welesem, który po
ciosie w głowę zostaje wypędzony pod ziemię (lub kamień czy wodę).
Św. Jerzego czci się 23 kwietnia – w dniu jednocześnie
wspominającym św. Wojciecha, zamordowanego przez ścięcie. I to właśnie relikwie
tego męczennika znajdują się w katedrze gnieźnieńskiej. Czyżby więc to św.
Wojciech zastąpił w kulcie dawnego boga zaświatów Niję? Dr hab. Andrzej
Szyjewski zaleca ostrożność w takiej identyfikacji.
(…)
Wskazówki do rozwiązania zagadki, czy bazylika
katedralna w Gnieźnie stoi w miejscu, którym kiedyś władał Nija, mogą
dostarczyć nazwy dwóch szczytów Wzgórza Lecha. Wyższy z nich, na którym
znajduje się kościół św. Jerzego, zwie się Żninkiem. Nazwa ta, zgodnie ze
„Słownikiem etymologicznym języka polskiego” Brücknera, wywodzi się od terminów
„żąć, żniwiarz, żniwa”. Te z kolei pochodzą z dawnego, indoeuropejskiego
rdzenia ghen-, czyli „bić, zabijać”. Może przetrwał tu ślad roli pełnionej
przez kamienny kopiec na wzniesieniu? Byłby wówczas ołtarzem ofiarnym jak
wschodniosłowiańskie żertwienniki lub zachodniosłowiańskie trzebiszcza, otwarte
miejsca kultowe na szczytach wzniesień.
Niższy szczyt, gdzie stoi katedra z relikwią św. Wojciecha, nosi z kolei
miano Boża Rola i obejmuje m.in. cmentarz. Jak wskazuje Jan Karłowicz w
„Słowniku gwar polskich”, Boża Rola to w Wielkopolsce tradycyjne określenie
nekropolii. Niewykluczone więc, że przykatedralny cmentarz nawiązywał do
dawnego poświęcenia tego obszaru bóstwu zaświatów Nii[4].
Za
wiarygodnością tej wersji miałoby świadczyć także zdanie prof. Wojciecha
Chudziaka powołującego się na swe badania w Kałdusie, gdzie: pod
górą św. Wawrzyńca też odnaleziono kamienny kopiec ofiarny i szczątki zwierząt.
I tak jak na kopcu w Gnieźnie postawiono potem kościół św. Jerzego, w Kałdusie
zbudowano bazylikę[5].
O sakralnym
charakterze tego miejsca (tym razem bez wskazywania na postaci konkretnych
bogów) wskazywać mieliby i inni kronikarze w swych zapiskach:
W XVIII w. Balcer Pstrokoński, kanonik kolegiaty św.
Jerzego na Wzgórzu Lecha, pisał w pamiętnikach, że była ona „przez poganów
[...] na bałwochwalstwo wystawiona, a potem przez najpierwszego monarchę
chrześcijanina z bóżnicy na kościół obrócona, [...] w której Mieczysław I
chrzest podobno przyjął”. Książę Mieczysław I (czyli Mieszko I) miał
także przyjąć św. Jerzego za swojego patrona. Znajdowało to ponoć potwierdzenie
w zachowanych w archiwum kapitularnym przywilejach nadanych kościołowi
metropolitarnemu w Gnieźnie, „na których to przywilejach, nie orzeł, nie inszy
obraz, ale na pieczęciach ich, wyraz św. Jerzego jest wyciśniony”. Niestety, do
wzmiankowanych przez Pstrokońskiego dokumentów nikt nie dotarł i nie wiadomo,
czy istniały naprawdę, czy zostały wymyślone przez duchownego.
Niemniej w 1865 r. kanonik gnieźnieńskiej Kapituły
Metropolitarnej Józef Walkowski pisał, że legendarny Lech miał założyć gród w
miejscu, gdzie obecnie znajduje się katedra, a obok nakazał wybudować pogańską
świątynię. Gdy zaś przyjęto chrześcijaństwo, zamieniono ją na kościół pod
wezwaniem św. Jerzego. Także Józef Łepkowski, pierwszy polski profesor
archeologii, podzielał to zdanie.
Oczywiście, można podważać twierdzenia oparte na przekazie ustnym. Szukano
więc dowodów. Ciekawość, czy pod kościołem św. Jerzego znajdowała się świątynia
pogańska Nii, dręczyła bpa Antoniego Laubitza, który w amatorski sposób
przeprowadził w latach 1926–1932 wykopaliska na Wzgórzu Lecha. Pod kościołem
św. Jerzego natrafiono wówczas na „kamienne fundamenty wieży”.
„Fundament” ów, znajdujący się pod obecnym
prezbiterium, wznosił się wg Laubitza aż pod sam wierzch posadzki kościoła i
był wypełniony wielkimi okrąglakami. Czyżby więc podania myliły się, a pod
kościołem znajdowały się nie resztki pogańskiej świątyni, lecz fragment
fortyfikacji grodu, do tego kamiennej?![6]
Pora
zatem, aby w tym miejscu przybliżyć czytelnikom wyniki badań archeologicznych,
które wskazywałyby na omawiany do tej pory, przed chrześcijański charakter
Wzgórza Lecha… A może jednak okazuje się jednak, iż miejsce to mogło posiadać
zdecydowanie inne przeznaczenie?
Badania geomorfologiczne Wzgórza Lecha wskazują
ponadto, że pierwotnie istniały tutaj dwa sąsiadujące ze sobą szczyty. Wyższy i
bardziej stromy znajdował się pod kościołem św. Jerzego, a niższy, bardziej
rozległy i płaski – pod obecną katedrą.
Zdaniem archeologa [Sawickiego – przyp.
autorki], znajdujący się obok podkowiasty
obiekt, który Laubitz mylnie wziął za fundament okrągłej baszty, swoim
kształtem przypomina kurhan lub kamienne usypisko. Wskazywałby na to fakt, że
wypiętrza się ono i najsilniej pozostaje zagłębione w środkowej części.
Zagłębienie ma przynajmniej 3,5 m. Nie wiadomo, ile dokładnie, bo z przyczyn
technicznych niemożliwe okazało się sondowanie jego dna. Jednak im niżej, tym
kamienie były większe i ściślej ułożone (…).
Sawicki podkreśla, że
kamienny nasyp nie mógł pełnić roli konstrukcji architektonicznej.
Prawdopodobnie nie stanowił też części jakiegoś budynku. Możliwe, że był
obiektem kultowym. Wskazywałoby na to położenie na stromym i wysokim wzgórzu,
otoczenie wodami i sąsiedztwo wczesnośredniowiecznej osady. Wspomniane naczynia
i kości mogą być resztkami ofiar. Na dodatek w okresie przedpiastowskim
wzniesienie okalały rowy, mogące pełnić funkcję granicy miejsca świętego,
oddzielającej go od zewnętrznego świata[7].
Zdania
pozostałych badaczy, usiłujących rozwikłać zagadkę Wzgórza Lecha wydają się być
podzielone i wskazują na następujące interpretacje jego przeszłości.
Prof. Leszek Słupecki, miał zwracać uwagę na fakt, iż:
. pogańskie miejsca kultowe, takie jak np.
skandynawskie ołtarze kamienne (zwane hörg), miały często formę sterty kamieni,
na której składano ofiarę z krwi zwierząt. W związku z tym bardzo trudno je
odróżnić od podobnych kopców kamiennych, nieposiadających związku z kultem[8]. Jednocześnie
badacz ów wykluczał w swych dalszych rozważaniach, jakoby kopiec miałby być
skandynawskiego pochodzenia[9].
Za
hipotezą o sakralnym charakterze tego miejsca mieli podpisywać się badacze tacy
jak prof. Banaszkiewicz, uważający że: na owo przeznaczenie: wskazywałoby na to m.in. zajęcie go w
okresie piastowskim pod gród obronny. Była to częsta praktyka: ustanowienie
siedziby ponadplemiennej władzy w miejscu wcześniej uważanym za święte[10].
Podobne
wnioski nasuwają się po badaniach przeprowadzonych przez dr Gabrielę
Mikołajczyk kiedy to: prócz odnalezionych szczątków przedmiotów, znaleziono
kilka palenisk, z których największe było odnawiane parokrotnie. Wskazywałoby
to na miejsce o charakterze sakralnym, jednakże badaczka, podkreślała także, iż
mogło ono stanowić miejsce gdzie spotykała się rada plemienna[11].
Być może prawda jaką skrywa o sobie Wzgórze Lecha na zawsze pozostanie
tajemnicą, rozbudzającą wyobraźnię nie tylko badaczy, ale i wyznawców i
miłośników religii słowiańskiej.
Mini przewodnik dla poszukiwaczy
skarbów.
Pałac w Zakrzewie.
Tymczasem
przenieśmy się w bliższe i dalsze okolice Gniezna, aby wspólnie podjąć się
wyzwania jakim jest… poszukiwanie ukrytych skarbów. Będzie też trochę o
duchach, tajemnych rytuałach – bo bez tych elementów każda wakacyjna przygoda
wydaje się być niekompletna. Gdzie zatem powinien udać się poszukiwacz przygód,
odwiedzający okolice Gniezna w poszukiwaniu takich, nie innych wrażeń? Warto
też zaznaczyć, iż w dalszej części tekstu powoływać się będę szeroko na efekty
działań Fundacji Historycznej
„Przywracamy Pamięć” z Gniezna.
Pierwszym miejscem, jakie pozwolimy sobie zaproponować
niech będzie pałac w Zakrzewie, wybudowany
przez Albina Węsierskiego. Wspomniany hrabia przyszedł na świat 12 kwietnia
1812 roku, jako syn Wincentego i Józefy z Bnińskich, właścicieli Zakrzewa i
Sławna. W historii zapisał się jako: pasjonat historii i archeologii, uczestnik
powstania listopadowego (odznaczony potem zresztą Złotym Krzyżem orderu Virtuti
Militari), budowniczy pałacu w Zakrzewie, propagator nowoczesnych (jak na tamte
czasy) metod w rolnictwie i przetwórstwie, a w końcu – jako ten, który z rąk
pruskich wykupił Ostrów Lednicki. Zmarł nagle 22 września 1875 roku[12].
Osoba jego jawi się nam zatem jako niezwykle barwna
postać – a zatem stworzenie wokół niego samego, jak i jego siedziby lokalnej
legendy, było do przewidzenia. Tak to już bywa, iż podania ludowe bywają nieco
przewrotne, i nie zawsze poznajemy w nich tego samego szlachetnego, zasłużonego
człowieka którego postać wydają się kreślić przed nami fakty historyczne. Mawia
się, że postać hrabiego daje czasem o sobie znać w pałacowych murach, strzegąc
wciąż ukrytych skarbów i manifestując swoją obecność odgłosami kroków, czy
graniem cichej melodii na fortepianie.
Jeszcze inna opowieść wiąże się z postacią młodej
Żniwiarki, uwiecznionej w rzeźbie stojącej w okolicach rozlewiska Małej Wełny. Upamiętniać
ma ona historię niespełnionej miłości, jaka ongiś połączyć miała jednego z
synów hrabiego – Zbigniewa, oraz prostej i pięknej dziewczyny, wywodzącej się z
okolicznych wsi. Jak się można domyślać: w znalezieniu szczęśliwego zakończenia
owej parze, przeszkodziły konwenanse, wynikające z „nierównego” pochodzenia każdego z nich.
Mimo, iż nie dane im było połączyć się za życia, Zbigniew nie zapomniał o
ukochanej, a nawet kazał uwiecznić jej postać we wspomnianej figurze Żniwiarki…
Niektóre opowieści sugerują nawet, iż duch dziewczyny ma nawiedzać to miejsce,
po dziś dzień[13].
Rzekome duchy Albina Węsierskiego, czy też pięknej
Żniwiarki nie są jedynymi, które zamieszkiwać mają okolice pałacu. Niektóre
opowieści wspominają także o tajemniczych istotach zamieszkujących okoliczne
stawy, które czyhając na odpowiedni moment gotowe są zwabić, a następnie utopić
w tutejszej toni nieostrożnego wędrowca.
Tajemnicze
zdarzenia mają mieć także miejsca w okolicach kamiennych krzyży ustawionych
przez hrabiego, jako dziękczynne wotum za powrót do zdrowia jego syna
Zbigniewa. Jeden z nich znajdować się ma w obrębie pałacowego parku, drugi we
wsi Kamionka[14].
Rolą tutejszych duchów nie jest
jedynie straszyć, lecz jak sugerują niektóre opowieści: także ochraniać owe
miejsce. Dowód na to miał mieć miejsce chociażby w czasach II Wojny Światowej,
gdy starano się w okolicy ukrywać przed niemieckimi okupantami figurkę Matki
Boskiej… wg niektórych stało się to możliwe, właśnie dzięki pomocy duchów
dawnych właścicieli tego miejsca[15].
Utrata Wiesen, na niemieckiej mapie z 1911 roku.
Kolejne, dość ciekawe tajemnice zdaje się skrywać jezioro Myszonek, zwane także przez
okolicznych mieszkańców Utratą.
Genezę drugiej nazwy próbują wyjaśnić następujące wersje podania przekazywane
sobie w pobliskich wsiach (głównie w Mielnie
i Nowaszycach).
Podstawowa wersja podania przedstawia opowieść
związaną z jeziorem w następujący sposób: w miejscu jeziora znajdować się miała
osada, na wzgórzu zaś stać miał drewniany kościół, który z czasem wierni
poczęli odwiedzać coraz rzadziej i rzadkiej. Bardziej niż modlitwy i
wypełnianie bożych przykazań cenić sobie mieli wizyty w pobliskiej karczmie.
Bardzo to miało smucić tamtejszego księdza, który pewnego dnia, zastawszy w
świątyni jedynie małą dziewczynkę ubraną w białą sukienkę, wpadł w taki gniew,
iż zwrócił się do Boga z prośbą o ukaranie niepokornych parafian. Stwórca spełnił
prośbę i zesłał karę, w wyniku której wieś została zalana wodą, a powstałe w
ten sposób jezioro zaczęto dla upamiętnienia tego wydarzenia nazywać Utratą[16].
Ponoć po dziś dzień we wsiach
położonych w okolicach jeziora, jak: Mielno,
Nowaszyce, Dziadkowo, Popowo Podleśne,
czy Popowo Ignacewo ma być czasem
słychać odgłosy bicia dzwonów zatopionego kościoła. Dokładniej: ma to mieć
miejsce w „noc Judasza” - czyli 28 października. Wówczas wg niektórych relacji:
w księżycową noc można nawet ujrzeć w wodach jeziora dach i kościelne wieże, a
nawet pokutne procesje duchów, krążące wokół legendarnego kościoła. Jednakże
zaszczytu usłyszenia dźwięku dzwonów, jak i zobaczenia fragmentów zatopionej budowli, mają dostąpić jedynie
ludzie dobrzy i wierzący w Boga. Zgodnie z lokalnym przekonaniem wynikającym
historii, zawartej w podaniu: udając się w tamto miejsce należało być
ostrożnym. Gdyż na każdego śmiałka czyhać mają pokutne dusze, które gotowe są
go omamić, a następnie utopić w toni jeziora. Co więcej: niektórzy twierdzą
nawet, że współcześni wędkarze, rybacy starają się omijać jezioro uważając, iż
posiadać ma podwójne dno[17].
Zgodnie z przepowiednią: klątwę z tego miejsca mają przynieść narodziny
niewinnego dziecka, które z czasem zostanie poddane próbie, której zadanie
polegać będzie na: odebraniu klucza do kościoła, który w swym pysku dzierżyć
będzie ogromna żmija. Tylko wówczas, gdy wybrańcowi uda się wywiązać się ze
swej misji – kościół powróci na swe miejsce, a pokutujące dusze dostąpią
zbawienia[18].
Nie jest to jedyna „historia z dreszczykiem”, jaka
krążyć ma w okolicach wsi położonych nad brzegiem jeziora Utrata. Ponoć na
drodze z Popowa Podleśnego do Mielna, na skrzyżowaniu z drogą do Dziadkowa, ma
być czasem widywana zjawa dziewczynki w białej sukience – jednej z bohaterów
podania. Miejsce to ogólnie, podobnie jak samo jezioro: uchodzić ma w
powszechnej opinii za przeklęte[19].
Jedna z informatorek Fundacji Historycznej przytaczała
opowieść o pewnym mężczyźnie, który wracając do rodzimej wsi, miał przemierzać
drogę pomiędzy Mielnem, a Popowem Podleśnym. Wówczas, niespodziewanie miał na
napotkać się na stacjonujący w tamtym miejscu tabor cygański:
Było tam mnóstwo cyganów, palili
ogniska i on chciał się do nich przysiąść. Ale oni go napadli, a on rzucił się
do ucieczki. Gdy na drugi dzień ponownie zjawił się w tym miejscu, to już nie
było śladu po żadnym obozie cygańskim. Nie było żadnych śladów, że ktoś tam
obozował. Ludzi powiadają, że to były zjawy, potępione dusze[20]
Karol Soberski w jednym z artykułów
zamieszczonych na stronie swojej fundacji, przytoczył pewno stare powiedzenie:
„legenda jest wdową po prawdzie”. Jest w tym stwierdzeniu sporo racji gdyż
folklor ustny ma to do siebie, że przekazując wiedzę wiążącą się z danym
miejscem, lub wydarzeniem: często ją ubarwia o nowe motywy, przeinacza, czy
nawet dopuszcza zacieranie się pewnych wątków(o czym wspominaliśmy w materiale
związanym z Goszczanowskimi Turczynkami).
Jakie
prawdziwe wydarzenia przyczyniły się do powstania podania o zatopionej wsi i
kościele? Dziś trudno rozstrzygnąć. Możliwe, że istotnie w historii tej ostała
się cząstka wspomnień o wydarzeniach, które istotnie miały kiedyś miejsce. Być
może doszło do zatopienia tego miejsca na skutek katastrofy ekologicznej, albo
wieś Utrata została zniszczona na skutek niszczycielskiego najazdu – a motyw
zalania jej przez fale jeziora został dopowiedziany później?
Co ciekawe fakty historyczne, do których
jesteśmy w stanie dotrzeć wskazują na to że na: starych niemieckich mapach z
1911 roku widnieje miejsce określane jako „Utrata wiesen” („łąki Utrata), na
których prawdopodobnie znajdować się miały młyny, po których dziś
prawdopodobnie zostały jedynie pozostałości murów i fundamentów[21]. Jednakże występowanie nazwy
„Utrata” w nazewnictwie niemieckim, odwołuje się do wcześniej istniejącej
nazwy, która swą genezą odwołuje się do czasów jeszcze dawniejszych.
Istnieje także udokumentowana przez członków Fundacji
relacja świadka odnośnie owego miejsca, przenoszącą nas do okresu II Wojny
Światowej: w okresie międzywojennym, aż do
początków lat pięćdziesiątych, wzdłuż drogi z Mielna do Popowa Podleśnego ale
także do Dziadkowa biegły tory kolejowe tak zwanej kolei konnej należącej do
rodziny von Wendorffów w Mielnie. Służyła ona głównie do przewozu towarów i
plonów zebranych na polach[22]. Wg niektórych
relacji, Niemcy mieli wykorzystywać w Czasie II Wojny owe tory, do przewożenia
w okolice jeziora tajemniczych skrzyń, które następnie (z sobie wiadomych
powodów) zatapiać mieli na dnie jeziora[23].
Innym
miejscem związanym z tajemnicami II Wojny Światowej wydaje się być tajemnicza
lodownia, znajdująca się na wyspie we wsi Łagiewniki
Kościelne (nazywana przez
okolicznych mieszkańców: „Kipą”). Prawdopodobnie została ona wybudowana dla
potrzeb pobliskiego dworu – niegdyś własności Marcelego Chróścickiego i jego
żony Wirydianny z Bieczyńskich. Później posiadłość przeszła w ręce rodziny
Unrughów, zaś na początku XX wieku obiekt stał się własnością parafii należącej
do filii ewangelickiej z Kłecka[24].
Z
miejscem tym wiążą się nie tylko przesłani o ukrytych skarbach, ale i o pewnych
tajemniczych rytuałach, mających miejsce podczas II Wojny Światowej:
Mój dziadek, który mieszkał pod Łagiewnikami wspominał,
że wielokrotnie widział młodzież z Hitlerjugend, która na wyspie odgrywała
„spektakle starogermańskie” ze śpiewem i ogniami[25] – relacjonował jeden z
informatorów Fundacji.
Tajemnicze pałace w pow. gnieźnieńskim w: Sulinie, Niechanowie, Mierzewie.
Gdzie jeszcze w okolicach Gniezna
znajdować się mogą miejsca, które skrywają tajemnice związane z ukryciem
skarbów? Karol Soberski, na którego się tutaj w dużej mierze powołuję, w jednym
ze swych artykułów podkreślał, iż wiadomo mu co najmniej o pięćdziesięciu
takich miejsca. Przy czym zaznaczał, iż pod pojęciem „skarb” rozumie nie tylko
ukryte kosztowności, ale i inne ważne z punktu widzenia historyka artefakty.
Prócz
omawianych wcześniej miejsc, należy tutaj wymienić także:
- Kaplicę-rotundę w Mielnie - miejsce ukrycia
cennych pamiątek po Edwardzie von Wendroffie i jego bliskich[26].
- pałac w Sulinie – tutaj znajdować się
mają skarby ukryte przez Stefana Karłowskiego, ostatniego właściciela tegoż
miejsca. Co ciekawe miejsce to jest często odwiedzane przez niemieckich
poszukiwaczy skarbów. Rodzi to zatem przypuszczenie, że być może w lokalnych
opowieściach kryje się ziarnko prawdy?[27]
- pałac w Niechanowie – w piwnicach
mogły znajdować się zbiory cennej biblioteki dawnego właściciela tegoż miejsca:
Leona Żółtowskiego. Wiele z odkrytych zbiorów uległo zniszczeniu, jednak jako
że 80% podziemi pałacu wciąż zostaje niedostępna, to istnieją przypuszczenia,
że wiele z cennych ksiąg (a być może
innych artefaktów) wciąż czeka na odkrycie[28].
- jezioro
Turostowskie – na jego dnie spoczywać ma wrak niemieckiego samolotu z
czasów II Wojny Światowej[29].
- wieś w okolicach Kłecka – dokładna jej
nazwa została podana na wiadomości Fundacji, i jak wynika z artykułu nie
została upubliczniona. Miejsce to ma stanowić kryjówkę, do której złożono
depozyt borni z powstania wielkopolskiego (wg relacji informatora). Skrytka owa
powinna znajdować się na terenie dawnego folwarku, po którym obecnie pozostał
jedynie budynek zarządcy majątku[30].
Ponadto w okolicach Kłecka znajduje się także wieś Komorowo, która pod zaborem pruskim,
jak i za czasów okupacji hitlerowskiej nosiła nazwę Deutschal. Tam też
znajdować się miała kaplica, należąca do parafii ewangelickiej z Łubowa. Ostatecznie
została rozebrana w latach 70. XX w. Za czasów świetlności budowli, miała
znajdować się pod nią piwnica, pierwotnie pełniąca rolę kotłowni. Późniejsze
relacje dotyczące tego miejsca, odnoszące się do wydarzeń II Wojny Światowej,
zdają się sugerować iż: podziemia te stały się miejscem ukrycia skarbów
(rodzinnych, jak i skradzionych z pobliskiego kościoła). Zostały one
pozostawione w tym miejscu przez uciekających stąd Niemców, którzy pozostawili
je tam, licząc że w przyszłości dane im będzie po nie powrócić. Póki co skarby
wciąż czekać mają na nowego właściciela[31].
- pałac w Mierzewie – wokół tego miejsca krążyć ma po okolicy wiele
tajemniczych opowieści. Jedna z nich dotyczyć ma skarbów ukrytych przez ostatnich
właścicieli tego miejsca - rodzinę Brzeskich[32].
-park przypałacowy w Czerniejewie –
znajdować się mają tam ukryte dobra, stanowiące niegdyś własność rodziny
Skórzewskich. Częściowo miały one zostać wykradzione przez namiestnika Rzeszy w
Kraju Warty – Artura Greisera; jednak wiele z nich wciąż czekać ma na odkrycie[33].
Zagadkowy kielich z pow. gnieźnieńskiego.
Na sam koniec warto wspomnieć
o istnej perełce, wśród skarbów omawianej dziś przez nas części Regionu –
artefakcie na tyle niezwykłym, iż doczekał się on przyrównania do samego
Świętego Graala. I choć nie jest to jedyny niezwykły pod względem historycznym
artefakt tego typu, znajdujący się w powiecie gnieźnieńskim (pozostałe trzy
nazywane są kielichami: królewskim, Dąbrówki i św. Wojciecha). Jednakże w
przeciwieństwie do pozostałych: istnienie przedmiotu o którym tutaj mowa,
pozostaje w świadomości wąskiej grupy osób, nie został zbadany, ani
opisany. Karol Soberski pisywał o nim w
następujący sposób:
Jest
jednak w powiecie gnieźnieńskim kielich, zupełnie niezbadany i nieopisany.
Można śmiało rzec – bardzo tajemniczy, zagadkowy i widziany zaledwie przez
kilka osób…. Z tego powodu ten srebrny, pozłacany kielich (z pateną) pochodzący
– prawdopodobnie z XV/XVI wieku – znajdujący się w jednej z podgnieźnieńskich
parafii możemy określić mianem „Świętego Graala” powiatu gnieźnieńskiego!
Osobiście
– jako ten jeden z nielicznych – miałem okazję zobaczyć ten kielich i… zrobił
on na mnie niezwykłe wrażenie…
Kielich
(wysoki na 20 centymetrów, średnica czaszy około 10 centymetrów) jest niezwykły
z dwóch powodów. Po pierwsze na sześciolistnej stopce kielicha, na jednym z
listków znajduje się podwójny krzyż! Można go interpretować na wiele sposobów.
Na przykład jako podwójny krzyż bizantyjski, zwany później krzyżem lotaryńskim,
który był symbolem Andegaweńskim, wcześniej używany był również przez
Templariuszy! Ale taki podwójny krzyż był również herbem Jagiellonów. Jednak
najbardziej prawdopodobne wydaje się, że ten podwójny krzyż można interpretować
jako godło bożogrobców. By to wyjaśnić, kielich musiałby być poddanym dokładnym
badaniom[34].
Duchy, UFO i cuda wszelakie… a nawet smok!
Pałac w Czerniejewie.
To
byłoby
na tyle jeśli chodzi o niesamowitości wszelakie, jeśli chodzi o okolice
Gniezna. Moglibyśmy jeszcze wspomnieć o: doniesieniach obserwacji domniemanego
UFO nad miastem, o tajemniczym nawiedzeniu poltergesita w jednej z tutejszych
wsi, o którym nagrano ponoć swego czasu nawet program w TVP2… Nie uczynimy tego,
gdyż nie chcemy by seria, czy portal uznany został za ezoteryczny, czy też
bazujący na nie do końca niepotwierdzonych informacjach, na jakie natrafić
można w mediach. I tak uczyniliśmy wyjątek w związku ze sprawą z Wylatowa, ale
to tylko dlatego, że jest to jeden z najbardziej znanych przypadków swego
rodzaju.
My zaś staramy się skupić na ciekawostkach
związanych z historycznymi, i kulturalnymi aspektami regionu. Dla osób
spragnionych nadprzyrodzonych historii – pojawił się wątek okolicznych podań… a
jeśli komuś ich mało, to: odsyłamy do publikowanej na naszym portalu serii Wielkopolskie
Wakacje z Duchami, w której pojawia się kilka historii dotyczących duchów m.
in. podanie o nawiedzonych kryptach znajdujących się pod gnieźnieńską starówką,
czy o księżniczce z okolic niegdysiejszego tutejszego zamku.
Ponadto: ciekawostkę stanowić może podanie o lokalnym smoku pochodzące ze wsi Drachowo. Etymologia nazwy wsi prawdopodobnie wywodzi się od niemieckiego słowa: "Drache" - oznaczające właśnie "smoka". Wg podania owa trzygłowa istota zamieszkiwać miała okolice, a upodobawszy sobie w szczególności nadobne panny - zwykła je uprowadzać z okolicznych osad, i jak to smoki mają w zwyczaju: pożerać. Bohaterem, który pokonał potwora nie był tym razem szewczyk (jak ma to miejsce w przypadku opowieści rodem z Krakowa), ale bartnik - a sposobem na smoka nie okazała się siarka, lecz miód którym upojone gadzisko dało bez problemu się zabić. Na upamiętnienie tego wydarzenia we wsi festyny pszczelarskie. To nie koniec ciekawostek: smok zgodnie z opowieścią posiadać miał, aż trzy głowy - być może wersja ta wynika z zapożyczenia, a dokładniej z jednego z wariantów zapisu wsi: Drachowo Triplex. Bardziej prawdopodobnym jest, aby oznaczał on administracyjny podział wsi na trzy części, niż wywodził się od postaci legendarnego potwora - jednak folklor mógł widzieć w tym pewne powiązanie.
Za tydzień znów „odwiedzimy” okolice
Gniezna, jednak opowieść z jaką się zetkniemy, dotyczyć będzie zupełnie innych
wątków.
Przypisy.
[1]
Niedzielski, Gniezno: tajemnica Wzgórza
Lecha: https://www.focus.pl/artykul/swego-nie-znacie-gniezno-zagadka-wzgorza-lecha (stan na 26.06.2019).
[2] Zob.
tamże
[3] tamże
[4] Tamże.
[5] Tamże.
[6] Tamże.
[7] Tamże.
[8] Tamże.
[9] Zob.
Tamże.
[10] Tamże.
[11] Zob.
Tamże.
[12] Turystyka
Lokalna. pl, Spotkanie z Duchem Hrabiego:
http://www.piastowskakorona.pl/news.php?readmore=261
(stan na 26.06.2019)
[13] Zob. Tamże.
[14] Tamże.
[15] Zob.
tamże.
http://fundacjahistoryczna.pl/2019/03/19/tajemnice-jeziora-utrata/
(stan na dnia 26.06.2019).
[17] zob.
tamże.
[18] Zob. Tamże.
[19] Zob.
Tamże.
[20] Tamże.
[21] Zob.
tamże.
[22] Tamże.
[23] Zob.
Tamże.
[24] Zob. K.
Soberski, Sekrety Łagiewnickiej Kipy:
http://fundacjahistoryczna.pl/2018/01/04/sekret-lagiewnickiej-kipy/
(stan na 26.06.2019).
[25] Tamże.
[26] Zob. K.
Soberski, Miejsca ukrycia skarbów. Gdzie
szukać?
http://fundacjahistoryczna.pl/2018/02/25/miejsca-ukrycia-skarbow/
(stan na dnia 26.06.2019).
[27] zob.
Tamże.
[28] Zob.
Tamże.
[29] Zob. tamże.
[30] Zob.
Tamże.
[31] Zob.
Tamże.
[32] Zob.
Tamże.
[33] Zob.
Tamże.
[34] K.
Soberski, Święty „Graal”? Kielich
Tempalriuszy?:
http://fundacjahistoryczna.pl/2018/02/24/kielich-templariuszy-swiety-graal-powiatu-gnieznienskiego/
(stan na dnia 26.06.2019).
Bibliografia.
1. Niedzielski, Gniezno: tajemnica Wzgórza Lecha: https://www.focus.pl/artykul/swego-nie-znacie-gniezno-zagadka-wzgorza-lecha
2.
Soberski Karol, Święty „Graal”? Kielich
Tempalriuszy?:
3.
Soberski Karol, Miejsca ukrycia skarbów.
Gdzie szukać?
4.
Soberski Karol, Sekrety Łagiewnickiej
Kipy:
5.
Soberski Karol, Jakie skrzynie zatopiono
w jeziorze Myszonek?:
6.
Soberski Karol, Skarb dziedzica z Popowa
Ignacewa.
7.
Soberski Karol, Tajemniczy pałac Zakrzewo.
8.
Soberski Karol, Złoto dziedzica.
9.
Turystyka Lokalna. pl, Spotkanie z Duchem
Hrabiego:
Spis i źródła ilustracji.
1.
Rekonstrukcja
poglądowa Wzgórza Lecha:
Post udostępniony 3 maja 2019, na grupie FaceBook:
Rodzimowiercy Wielkopolscy.
2.
Pałac w
Zakrzewie:
3.
Utrata
Wiesen na mapie z 1911 roku:
4.
Tajemnicze
pałace pow. gnieźnieńskiego w: Sulinie, Niechanowie, Mierzewie:
5.
Tajemniczy
kielich z pow. gnieźnieńskiego:
6.
Pałac w
Czerniejewie: