poniedziałek, 29 października 2018

Uzupełnienie dla: Wielkopolskie Wakacje z Duchami i Bestiariusza, cz. II.





W poprzedniej części staraliśmy się przedstawiać tradycyjne przekazy ludowe dotyczące wybranych miejsc w Regionie Wielkopolski Wschodniej, których wcześniej nie prezentowaliśmy na naszej stronie.
Tym razem skupimy się na folklorze współcześniejszym: przyjrzymy się temu jak za pośrednictwem mediów zrodzić się może lokalna miejska legenda; kolejny przykład folkloru internetowego stanowić będzie „świadectwo” na które badając społeczności internetowe.
W końcu przedstawimy także relacje pochodzące od naszych bezpośrednich informatorów. Ostatecznie temat zamkniemy nawiązaniem do ludowego bestiariusza, prezentując nowe informacje dotyczące poszczególnych istot baśniowych, na jakie udało nam się natrafić w trakcie naszych dalszych poszukiwań.





Kobylin.



"Dziewczynka w czerwonym płaszczyku", fragment okładki książki Romy Ligockiej  
- czy to właśnie ona stała się inspiracją do powstania miejscowej legendy miejskiej?


            Mimo postępu i rozwoju cywilizacji, opowieści o duchach wciąż nie tracą na popularności. Co pewien czas media internetowe, a nawet lokalne gazety „podłapują temat” donosząc o sensacyjnej historii z istotami nadprzyrodzonymi w roli głównej. Tym samym podtrzymując lokalny folklor ustny, a także pomagając zaistnieć nowym legendom miejskim. Miało to miejsce w przypadku historii „o dziewczynce w czerwonym płaszczyku” - która to zjawa pojawiać się miała najpierw w okolicach Kobylina, by z czasem przedostać do sąsiednich: Jutrosina i Pogorzeli.
            Najpierw była to historia przekazywana sobie w gronie uczniów lokalnych szkól:
 Opowieści o samotnym dziecku pojawiającym się późną nocą przy jednym z kobylińskich stawów i na znajdującej się w pobliżu stacji benzynowej przekazywane są z ust do ust. Młodzi rozmawiają o tym na szkolnych korytarzach, piszą w necie, starsi szepczą na ucho. W niektórych historia wzbudza grozę, inni podchodzą do niej z przymrużeniem oka. Jednak mało kto jest obojętny.  „Nikt nie chce tankować tam, gdzie straszy” - Mówią, że ta dziewczynka kiedyś się w stawie utopiła. Dlatego teraz nawiedza okolice - opowiadają nam gimnazjaliści. Twierdzą nawet, że to z powodu zjawy stacja paliw na obrzeżach miasta zamyka swe podwoje nocą. - Jakiś pan tam tankował w nocy i nagle pojawiła się przed nim dziewczynka w czerwonym płaszczu. Teraz wszyscy się boją, dlatego stację zamykają na noc. Ludzie mówią, że tego ducha nawet monitoring nagrał – relacjonują (…).Jak grzyby po deszczu zaczęły mnożyć się również miejsca, w których dziewczynka miała się pojawiać. Wspomniana stacja paliw, staw, oraz stacja kolejowa, wieża kościoła w Smolicach czy okolice Bolsiusa w Zalesiu Małym. [1].
Z czasem jednak (jeśli wierzyć lokalnym mediom), temat ten został „podłapany” przez starsze pokolenia, których przedstawiciele zaczęli twierdzić, że coś istotnie może być na rzeczy. Wg lokalnych przypuszczeń, podsycających podanie, historia dziewczynki miałby sięgać czasów II Wojny Światowej:
Niektórzy w bladej twarzyczce dziecka dopatrują się jednej z sierot, która w 1940 roku została przez gestapo przywieziona do Kobylina, gdzie na terenie obecnego klasztoru funkcjonował wówczas sierociniec dla polskich dzieci z okolic Wolsztyna, Pleszewa, Poznania, Liskowa i Zdun. - Babcia mi opowiadała, że ten klasztor wiele w wojnę przeszedł. Składowisko zboża tam zrobili, wszystko rozkradli, a później te dzieci tam umieścili - mówi jedna z gimnazjalistek. Część sierot, w których Niemcy dopatrzyli się aryjskiej urody, została odseparowana od reszty i miała być wysłana w głąb Rzeszy celem germanizacji. I, jak twierdzi wielu kobylinian, wśród nich miała być dziewczynka w czerwonym płaszczyku. - Mówią, że oczy ma niebieskie i blond włosy, więc to by pasowało - przyznaje pani Zdzisława. Dziewczynka miała uciec z sierocińca i trafić nad pobliską rzekę, w której utonęła [2].




Okolice Ostrowa Wielkopolskiego – Krotoszyna.




Do naszych opowieści o nawiedzonych miejscach, warto także dołączyć relacje pochodzące ze współczesnych nam źródeł internetowych. Wpis, na jaki udało nam się natrafić na jednym z for tematycznych, stanowić będzie przykład na to, jak wciąż żywe, w dobie postępu pozostają wciąż: zjawisko fascynacji zjawiskami nadprzyrodzonymi, oraz potrzeba przekazywania ich szerszemu gronu. Słowem: współczesny folklor internetowy.
Natrafimy tutaj na wyjaśnienia tajemniczych zjawisk odnoszące się zarówno do tragicznych wydarzeń końca II Wojny Światowej, jak i postaci miejscowej guślarki, której praktyki (w myśl autora i znanych mu osób) mogły stać się przyczyną niewyjaśnionych zdarzeń.
            Wieś o której mowa położona jest na trasie z Ostrowa Wielkopolskiego do Krotoszyna. Choć nazwa wsi nie pada bezpośrednio udało nam się dowiedzieć o jakie miejsce dokładnie chodzi - informację tę zachowamy jednak dla siebie, z tych samych powodów, z których autor wpisu zdecydował się nie wyjawić jej w swej relacji:
Witam koleżanki i koledzy! Od paru już lat prowadzę w raz przyjaciółmi obserwację pewnego zagadkowego miejsca w mojej najbliższej okolicy. Długo zastanawiałem się nad opisaniem tej historii gdyż z natury należę do bardzo sceptycznych osób. Starałem się też wybrać możliwie najbardziej kompetentne forum do tego typu analizy. Przechodząc do rzeczy, blisko mnie znajduje się miejsce w którym występują zjawiska typu: zaburzenia ciśnienia, temperatury, pojawiają się dziwne dźwięki.
Miejsca to niczym się nie wyróżnia jest to zwykła polna droga na wsi nieopodal mnie. W 90% przypadków gdy pojawić się na miejscu szaleje ciśnienie, wszystkim nam szumi w uszach bardzo mocno i nieznośnie ,aż do na prawdę niekomfortowego uczucia. Często obserwowaliśmy też duże wahanie temperatury. Spadała ona ,aż o 5C zaraz po pojawieniu się w tym miejscu. Na miejscu obserwowaliśmy też dziwne niepokojące dźwięki typu, kroki które przypominały ociężałe człapanie ciężkich butów, dwa razy udało się także słyszeć kwilenie przypominający płacz dziecka.
Wszystko to bardzo dziwne i pojawia się w tym miejscu bardzo często. Szukałem źródeł tego co może być nie tak z daną lokacją i znalazłem w zapiskach historycznych ,że prawdopodobnie to miejsce (nie podano dokładnie lokalizacji jednak wskazywała by ona na tą konkretną wioskę) było miejscem rozstrzelania kilku żołnierzy węgierskich przez bolszewików w 1945 roku.
Druga zaś poszlaka wiąże się z nawiedzonym domem który znajduję się parę metrów dalej. Dom zamieszkuje rodzina która cierpi na obecność bytu który z charakteryzował bym jako typowego poltergeista (stuka, puka, tłucze szklanki). Nauczyli się z tym żyć, nie uwierzył bym jednak to przyjaciele rodziny mojego dobrego przyjaciela, ludzie bardzo racjonalni i sceptyczni jednak mają nie tęgie miny gdy o tym opowiadają. Wiele osób potwierdza tą informację więc traktuję ją jako pewniak. Jednak do czego tak na prawdę zmierzam, bo przecież cała wiocha to nie jedno miasteczko duchów. Ów budynek zamieszkiwała przed tą rodziną tzw. wiedźma, guślarka, szamanka. Zwał jak zwał z relacji mieszkańców wynikało ,że kobieta parała się różnymi tajemniczymi rzeczami i ponoć często widywano ją na polach nieopodal wykonującą dziwne podejrzane rzeczy po zmroku [4].


Lisków i okolice.



 Sierociniec św. Wacława w Liskowie - 1927 rok (ze zbiorów Archiwum Państwowego w Kaliszu).


            Temat podań o duchach warto także uzupełnić informacjami zasłyszanymi od informatorów. W tym przypadku byli nimi członkowie jednej z lokalnych grup historycznych. Poszukiwanie zaginionych świadectw historii, rozwiązywanie związanych z nim zagadek, nie raz okazuje się przeplatać z doświadczaniem lokalnego folkloru. Bez wątpienia należą do nich zasłyszane od miejscowej ludności opowieści – co też podkreślają nasi informatorzy. Dbając o swój wizerunek, jako grupy historycznej opierającej swe poszukiwania na  udokumentowanych faktach i namacalnych dowodach – zazwyczaj unikają publikowania tego typu historii na swojej stronie. Zgodzili się jednak podzielić z nami zasłyszanymi przez siebie opowieściami – za co bardzo serdecznie dziękujemy.

            Pierwszym z takich miejsc jest cmentarz protestancki, na którym chowano niegdyś osadników niemieckich, znajdujący się w Pyczku. Samo to miejsce charakteryzować ma intensywny, niż w pozostałych okolicach zapach jałowca. Związana jest z nim także opowieść o grupie harcerzy, którzy rozbijając niedaleko tego miejsca obozowisko, postanowili poddać się próbie na odwagę. Zadaniem było: przyniesienie pozostawionej na terenie cmentarza chusty drużynowego; kolejna zaś osoba miała ją z powrotem tam zanieść – i tak w kółko. „Zabawa” zakończyła się dość nieoczekiwanym obrotem wydarzeń: kiedy jeden z harcerzy przez dłuższy czas nie powracał do obozupozostali wyruszyli na jego poszukiwania. Znaleźli go oczywiście na terenie cmentarza, przerażonego do tego stopnia, iż nie było z nim kontaktu. Rankiem „pechowego bohatera” zabrała karetka, jednak  jego dalsze losy nikomu nie były znane, gdyż więcej nie zjawił się on już w szkole, do której miał uczęszczać.
            Tymczasem w Budach Liskowskich w pobliskim lesie koło okazałego kilkusetletniego drzewa znajdować się ma miejsce – ścieżka, którą według lokalnych opowieści żadne zwierzę nie chce podążyć. „Koń stawał dęba, psy wyły podwijając ogony ze strachu a w jednym przypadku mały kot podrapał niosącą go ścieżką dziewczynkę. Podobno wystarczy zabrać domowego psa na smycz i spróbować przejść ta ścieżką by samemu się przekonać o tym” – brzmią jedne z wielu licznych przykładów, mających na celu potwierdzać autentyczność przekonań, dotyczących tego miejsca. Dlaczego to miejsce uchodzić ma za „złe”? Wg jednej wersji kiedyś na wspomnianym drzewie, znaleziono zwłoki wisielca – okolicznego chłopa; według drugiej wersji w okolicach tego miejsca wciąż spoczywają ciała straconych powstańców styczniowych.
            Z Budami Liskowskimi wiążą się także opowieści dotyczące pobliskich torfowisk na którym swego czasu często ukazywać się miały tzw. „błędne ognie”. Miejscowi tłumaczyli sobie ich występowanie faktem, ż były to duchy zmarłych dzierżących pokutne świece.
            Swoje tajemnice wydają się posiadać także okolice Zakrzyna, gdzie przed wojną bracia-fabrykanci Muller z Kalisza (ich dawne zakłady to obecny Runotex), mieli wykupić liczne hektary ziemi. Miejsce to stało się obiektem wielu spotkań towarzyskich: przyjęć, polowań… a nawet orgii – jeśli wierzyć niektórym relacjom. W czasie II Wojny produkowano tam rzeczy na potrzeby wojska, o istotności tego miejsca świadczy fakt iż Niemcy postanowili poprowadzić w tamtym miejscu kolej. Jakie dokładnie tajemnice, dotyczące przeszłości kryje tamto miejsce? Jakkolwiek by nie było – w przekonaniu miejscowych uchodzi ono jednak za nawiedzone.




Szkoła Zawodowa Żeńska w Liskowie - 1937 r. (ze zbiorów Archiwum Państwowego w Kaliszu).
 

            Za nawiedzone uchodzić mają także okolice kamienia znajdującego się w lesie niedaleko wsi Dębe koło Koźminka, do którego naszym informatorom udało się dotrzeć w poszukiwaniu rzekomego ołtarza ofiarnego. Kamień ów pozornie wydaje się być wystającym z ziemi niewielkim obiektem, co do którego istniało przypuszczenie, iż mógł pełnić funkcję kamienia ofiarnego. Po jego przebadaniu okazało się, iż na jego obecność reagują czujniki wykrywaczy metalów’ a i sam kamień okazał się znacznie większy niż początkowo mogło się wydawać. Badaczom historii nie udało się wyjaśnić jego zagadki, gdyż mimo długiego kopania wokół głazu nie udało się go ani wyciągnąć (ze względu na wielkość), ani ustalić jakie tajemnice pod sobą skrywa. 
            Jedno z ciekawszych miejsc, o których donieśli nam nasi informatorzy znajdować się ma w okolicach Liskowa – jednakże już na terenach Ziemi Sieradzkiej. Jest nią wieś Lipicze pod Goszczanowem. Biorąc jednak pod uwagę ową bliskość, postawiliśmy je przedstawić czytelnikom, bo wiąże się z nim interesująca opowieść „z dreszczykiem”. Miejscowi mieszkańcy są w większości przekonani o negatywnym charakterze tamtejszego miejsca – i jak podkreślali nasi informatorzy, przeświadczenie o tym fakcie jest na tyle sile w lokalnej społeczności, iż niewiele osób chce się tam udawać.
W owym miejscu miało dojść do następującej tragedii: młoda kobieta ze wsi miała urodzić nieślubne dziecko, a następnie udusić je i zakopać w pobliżach miejsca, gdzie zachodzić mają tajemnicze zjawiska. Stąd też – gdy zaczęły one dawać o sobie znać zdecydowano się postawić w tamtym miejscu kapliczkę z postacią świętego, który ma za zadanie strzec ludzi, przed drzemiącym w tamtym miejscu złem.
Świadkowie twierdzą iż kiedy się tam przejeżdża lub przechodzi trzeba się przeżegnać, nie czyniąc tego już po poru krokach dzieją się dziwne rzeczy. Nasz świadek opowiadał, że kiedyś jadąc tam motorkiem zgasł mu silnik przy samej figurce. Motor nie chciał odpalić, choć wszystko było w nim w porządku. W pewnej chwili bardzo spadła temperatura mimo, że był to ciepły letni wieczór. Świadek ze strachu pchał motor w stronę wsi. Po 100 metrach kiedy znowu poczuł ciepło spróbował odpalić motorek, ten zaskoczył od razu i dowiózł go do domu. Świadek twierdzi, że jeszcze niedawno mieszkańcy poprosili księdza o pomoc. Ten odprawił msze przy kapliczce, poświecił ją ponownie.
           

Inne nadprzyrodzone istoty.



Topielica autorstwa Ewy Trawińskiej.
 


            Wielkopolskie opowieści, które pragniemy przedstawić naszym czytelnikom, nie opierają się jedynie na opowieściach o duchach i nawiedzonych miejscach. Bohaterami tych opowieści stają się także istoty z ludowego bestiariusza, którego poszczególne kategorie prezentowaliśmy na naszej stronie swego czasu. Dziś dorzucamy historie, na które udało nam się natrafić w trakcie naszych dalszych poszukiwań. Nieocenionym źródłem informacji w tym przypadku okazały się poszczególne tomy „Dzieł Wszystkich” Oskara Kolberga.
           
Zacznijmy od duchów wodnych. Wiara w nie była żywa także w okolicach Jeziora Powidzkiego, gdzie wierz istniało przekonanie, iż topielice pojawiają się tam ubrane w białe szaty, przewiązane jasnozieloną opaską lub nałożoną spódniczką. Zaś na ich lśniących włosach na widnieć miały białe lilie (lub inne białe kwiaty), dodatkową ozdobą miała być złota przepaska [5].
Ponadto autor dodawał, że na obszarach naszego Regionu powszechna była wiara, że ciała nagle zmarłych lub topielców, w świetle księżyca mogą ożywać. Stąd upiory i chodzące po księżycu dziewice na cmentarzach kościelnych i klasztornych, które jednak za głosem ich nazwiska wymówieniem żyjącej a patrzącej na nich osoby, w mgłę się zaraz rozwiewają, darzące śmiercią lub ciężką chorobą tego, kto na nich wołał (wzmianki w b. klasztorze Filipinek na przedmieściu Środy)[6].



Artystyczna wizja strzygonia.


Innymi typami upiorów miały być także Upiory (współcześnie rozumiane jako wampiry), innym najczęściej wykorzystywanym w odniesieniu do nich określeniem miałoby być –wieszczy. 
Zgodnie z ludowymi przekonaniami tego typu upiorem miałby się stawać człowiek urodzony z zębami, który po swej śmierci powstając z grobu, wchodził kościelną wieżę, z której wierzchołka „wieszczył”, tj. wykrzykiwał imiona różnych ludzi. W okolicy Dobrzycy, Targoszyc mówiono: że na odległość na jaką dobiega jego głos, umrą okoliczni mieszkańcy. Zaś w okolicach Krotoszyna i Ostrzeszowa, wierzono że wieszczy, „wywołuje” imiona wszystkich sobie równych wiekiem młodzieńców z pobliskich wiosek; a w pierwszej kolejności najlepszego przyjaciela jakiego miał za życia [7].
W Miłosławiu istniało przeświadczenie, że ów upiór ma czerwoną twarz i nocami wychodzi z grobu by dusić swych bliskich – i nie poprzestanie na tym póty w ten sposób nie pozbawi życia całej swojej rodziny [8]. W okolicach Odolanowa  „wieszczym” była osoba która została pochowana w czyjejś znoszonej koszuli – dlatego też: po śmierci „ściągał on do grobu” tę osobę do której należała [9].
Jeszcze innym razem upiór mógł nawiedzać okolicę pod postacią strzygonia – poniżej prezentujemy garść przekonań pochodzących z Ziemi Wieluńskiej, na temat tejże złowrogiej istoty.
Szeroko rozpowszechniony był pogląd, że zapadanie się grobu może świadczyć o ucieczce nieboszczyka-strzygonia. Dlatego do dziś dnia (np. w Wieluńskiem) zwraca się uwagę, aby grabarze mocno ubijali ziemię, gdyż w przeciwnym razie mogą powstać ubliżające dla zmarłego plotki, że nocą wychodzi on z grobu jako upiór. Strzygoń dość różnie zachowuje się po śmierci. Niekiedy ogranicza się do nocnych spacerów koło swego domu, względnie po innych miejscach, nie czyniąc nikomu nic złego, wydając tylko przerażające jęki. Często jednak wysysa nocą krew z ludzi i zwierząt domowych, np. koni lub krów. Częste są opowiadania, że strzygoń kogoś co noc dusił i wysysał z niego krew (...).
Wypadki nagłej śmierci, wywołanej prawdopodobnie zawałem, tłumaczone były w dawniejszych czasach uduszeniem przez upiora. Kilkakrotnie w różnych okolicach (Wieluńskie, Pajęczańskie, Radomszczańskie) słyszałem opowiadania o tym, jak strzygoń w biały dzień dusił swą ofiarę. Naturalnie, był on niewidoczny (...)
W okolicach Lututowa zachowały się wspomnienia o żydowskim pachciarzu, który po śmierci miał straszyć jako strzygoń. (...)
Różne były środki i sposoby obrony przed strzygoniem. Znaczna ich część wywodziła się ze średniowiecza. Według więc mocno już zatartych wspomnień, należało odkopać grób i przebić pierś nieboszczyka kołkiem (najlepiej osikowym) lub zębem od brony, względnie gwoździem żelaznym. Częściej jednak ograniczano się do przewrócenia nieboszczyka twarzą ku dołowi, „aby gryzł ziemię”. Wspomnienia o tych zabiegach magicznych zachowały się przeważnie tylko w południowej części omawianego regionu (Radomszczańskie, Pajęczańskie, Wieluńskie), graniczącej z Małopolską. Podobno jeszcze w ostatnim ćwierćwieczu XIX stulecia zdarzały się w Wieluńskiem wypadki profanowania grobów. W związku z tym naczelnik powiatu wydał specjalne zarządzenie dla władz gminnych, a lekarz powiatowy jeździł z żandarmami po wsiach i przeprowadzał wizję lokalną. Przesłuchiwano wówczas, bez żadnego zresztą rezultatu, niższych funkcjonariuszy kościelnych, grabarzy itp. [10].





 Wyobrażenie wilkołaka.
        

   We współczesnej popkulturze popularnej antagonistą postaci wampira/upiora, jest oczywiście wilkołak. Przyjrzyjmy się więc pewnemu podaniu, odnoszącym się do jego osoby, zarazem wywodzącym się z terenów Pałuk.
            Dziewczyna jedna, dowiedziawszy się, że ją narzeczony chce porzucić, zawiązał mu przez zemstę chusteczkę na szyi, dając nową czy też poprawiając starą i mówiąc przy ściąganiu jej, by się usprawiedliwić z tej czynności: „mój kochany, jak ty masz chusteczkę źle zawiązaną”. – Skutkiem tego zamienił się on zaraz w wilka i zmuszony zatrzymać wspomnianą chusteczkę jak obrożę, pobiegł do boru, złączył się z innymi  i razem z niemi żył i napadał na ludzi i stada. Aż tu, jednego razu, po wielu latach, po sutej przy padłym koniu biesiadzie, wilk ów napiwszy się w bagienku wody, zaczął z towarzyszami igrać, przerwać się i kulać po łące. Wtem drugi wilk, schwyciwszy go przypadkiem za szyję, zerwał z niej obróżkę (alias ową chusteczkę), a wilkołak natychmiast odzyskał dawną postać. Przerażone tem wilki uciekły; a on wrócił do wsi, i nauczony tą przygodą, był odtąd dla dziewczyny stałym i pojął ją za żonę [11].




John Henry Fuseli - Zmora.
 

Omawiając postaci upiorów i straszydeł wszelakich nie sposób pominąć jednej z najbardziej znanych we folklorze istot zwanych – zmorami.
W okolicach Kórnika: to że ktoś będzie zmorą (morą lub morusem) oznaczało że urodził się ze złączonymi brwiami, dlatego mówiło się: czarny jak morus [12].
Kultura ludowa znała wielorakie sposoby, aby móc zdemaskować osobę, która przeistaczała się w zmorę, by pod jej postacią gnębić śpiących; należało min. w jakiś sposób przetrzymać ją u siebie do godziny trzeciej, kiedy to jej nadprzyrodzona moc słabła, i powracała do swej ludzkiej postaci  [13].
W okolicach 1822 roku, w pobliżu Odolanowa zwykło się mawiać, że: zmora od razu człowieka nie zabija, ale stopniowo osłabia np. poprzez wpychanie mu do ust swojego języka, bądź też pijąc krew. Aby się jej ustrzec należało spać na prawym boku - wówczas zmora nie mogąc dobrać się do człowieka, mogła go co najwyżej swoją obecnością wybudzić – można ją było wówczas zastać, leżącą na poduszce pod postacią tasiemki, słomki, lub kotki. Wówczas należało ją bez słowa wynieś poza próg domu i jakąś obietnicę nagrody złożyć, a następnie,  bez oglądania się za siebie powrócić do domu.
Podobne przekonanie obecne było w Siemianicach – co odnotowała Zofia Szembekówna.
Jeśli zdarzenie to miało miejsce w nocy – „demaskowała się”  rano przychodząc po nagrodę; a jeśli o 12 w południe -  to pod wieczór. Otrzymawszy wówczas od swej ofiary obiecaną nagrodę, przestawała ją wówczas nękać [14].
W okolicach Ostrzeszowa metodą na zmorę było posiadanie ostrego noża, którym miało się zmorę zabić lub zranić w trakcie ataku [15]. W Miłosławiu zmora miała dusić człowieka za gardło, przybierając formę: tasiemki, podwiązki, bądź słomki [16].
Do innych sposób na pozbycie się zmory zaliczano: ofiarowanie jej placka (ciasta), który powinna zjeść w obecności ofiary; rozgniewanie jej, bądź też szarpniecie; leżenie na boku lewym, lub prawym; a także na plecach z założonymi (skrzyżowanymi) rękoma [17].



Motyw "błędnych ogni" posiadał różnorakie wyjaśnienia w kulturze ludowej.
 

Do ciekawych przekonań, odnoszących się do istot straszących naszych przodków zaliczyć można także istoty, takie jak: wspominana w jednej z części bestiariusza południca, w okolicach Miłosławia zwana „południówką” [18]; a także jeźdźcy widmo, czarne konie bądź woły – widywane w okolicach Chłapowa [19].
W końcu napomknąć należy także o tajemniczych światełkach, zwanych: „błędnymi  ogniami”. W Ostrzeszowie pokutował na ich temat dość ciekawy (zarazem rzadki-możliwe, że nie spotykany nigdzie indziej) pogląd, mówiący, iż jeśli człowiek zapatrzy się w owe ognie, i zupełnie mimowolnie zacznie podążać za nimi – to one, a one poprowadzą go w najgłębsze odmęty i utopią. Aby temu zapobiec, osoba powinna położyć się twarzą do ziemi – światełka będą go wówczas zaczepiać: pytać czy śpi, albo starać się do innymi sposobami zmuś do powstania z miejsca. Czego pod żadnym pozorem czynić nie wolno [20]!
Ludzie powiadali, iż były to dzieci nieżywo na świat przyszłe a więc nie ochrzczone, lub też dla wczesnej śmierci dla wczesnej śmierci bez chrztu zeszłe, które trzymając przed sobą świecę, szukają kogoś kto by ich ochrzcił, i z tej przyczyny zawsze ludzi do wody wprowadzają. Nieśmiałego do uskutecznienia tego aktu znikając opuszczają, zostawiając go często w niebezpieczeństwie zatonienia; gdy przeciwnie, chrzciciela swego naprowadzają na dobrą drogę, na miejsce skąd wyszedł [21].

Zofia Szebekówna w swych „Dalszych przyczynkach do etnografii Wielkopolski” odnotowała kolejne dotyczące tych istot przekonania. W powiecie ostrowskim  błędne ognie nazywano „świecznikami” - uznawane były za dusze potępione pokazujące się pod postacią dwóch zapalonych świec, który myliły ludziom drodze. By je odegnać należało się odwrócić od nich i przeżegnać by - związane z nimi zło odegnać.
W Trzemesznie mawiano, że gdy w okolicy pojawiają się błędne ognie – znakiem to, że: mógł tam pozostawać ukryty skarb. 

Świat istot nadprzyrodzonych, posiadających swoją genezę z przedchrześcijańskich jeszcze czasów zachował się doskonale w powiedzeniach (choć ich pierwotne znaczenie, jak i postać do której się odwoływały uległy już zatarciu w świadomości ludowej).
            Pierwszy tego przykład stanowić będą powiedzenia zachowane na terenach położonych w okolicach Gniezna, odnoszące się do istot związanych ze sferą powietrzną, bądź zapomnianych bóstw przedchrześcijańskich. Oskar Kolberg odnotował tutaj następujące przykłady zakorzenione w lokalnej gwarze:
- lelum-poleum – o człowieku powolnym, odkładającym wszystko „na potem”;
- lelum-polelum, świstu-poświstun – okrzyk podziwu, lub niechęci gdy widzi się coś w wielkim nieładzie;
- leci jak pochwist – o człowieku niestałym, lekkomyślnym, ciągle przenoszącym się  miejsca na miejsce.
            „Bohaterem” tego typu powiedzonek była także tajemnicza istota nazywa „ćmukiem”: na człowieka zasępionego, smutnego, ponurego mówią w Wielkopolsce a szczególniej w okolicy Gniezna: To ćmuk. Mianowicie nieśmiałe, zapłakane dzieciaki, bywają tą nazwą obdarzane. Gdy np. Kto obcy przebywający w jakim domu, chce się bawić z którem dzieckiem, a to wzdryga się, beczy, ucieka; wtedy mówi się: idź sobie ćmoku [22].  Kolberg wspominał też za Tworzymirem: Wyrażenia: „idzie, lezie wygląda jak smok”, używa się o ludziach powolnych, nieporządnych, w ogóle odrazę wzbudzających [23].
            Zestawienie postaci ćmoka (którego notabene: żaden konkretny opis się nie uchował), z postacią smoka nie jest przypadkowe, a być może nawet błędne. Prawdopodobnie określenie „ćmuk” było gwarowym przeinaczeniem słowa „smok”, i do tejże właśnie fantastycznej istoty się ono pierwotnie odnosiło. Pisaliśmy o tym w jednej z części Bestiariusza na stronie, podobnie jak w innej: zaznaczaliśmy, iż smoki w folklorze wielkopolskim występują nader rzadko, a jeśli już to zwykły przybierać dość nietypowy (podług powszechnych wyobrażeń) wygląd. 



 Modne ostatnimi czasy przedstawienie postaci skrzatów, jako figurek dekoracyjnych.

             
Zdarzało się wręcz iż wyobraźnia ludowa, zamiennie posługiwała się ich postaciami, oraz skrzatów – jednym i drugim przypisując podobne funkcje. Poniżej prezentujemy na to przykłady.
W okolicach Sulmierzyc: o ptaku skrzatku jest mniemanie takowe, iż wchodzi do spichlerz, wykrada zboże i w czasie dni niepogodnych do pomieszczeń się wciska. Kto zaś wnieść mu pozwoli, ma z niego tę korzyść, iż nosząc mu ciągle zboże różnego gatunku, czyni go możniejszym i bogatszym od innych. Przecież, gdy skrzat jest złym duchem, każdy żegnając się odpędza go od siebie. Prócz tego, aby się odpędzić od tego złodziejaszka czartowskiego, który lada szparą po zboże do gumien lub spichlerzy umie wchodzić, radzi sobie lud prosty, pisząc krzyżyk (kredą) na drzwiach zabudowań gdzie zboże się znajduje, przybijając do nich obrazki różnych świętych itp. 
Skrzatek ten przeistacza się w diabła, najczęściej bierze postać kurczęcia; a że się zwykłe, jakem powiedział, pokazuje w czasie szarugi i ulew, więc bywa zmoczony, skrzydła i ogon włóczy po ziemi, łeb krzywi na bok, zgoła tak ma udawać, jakby się zbłąkał od swej kokoszy; okazuje się takim dlatego, aby wzbudziwszy litość, znalazł prędzej przytułek. A kiedy już go uwiedzie, iż go ma za kurczę, i do izby wpuści, wnet za to, jak drugi pelikan ze swego wola (podgardla) dla swych dzieci pokarm wytrząsa. Tak rzeczony skrzatek dla tych, którzy niby to są czarownikami, a zatem stronę czarta trzymającymi, ma zboże z siebie wyrzucać, które, w niewielu dniach do klika korcy wnosi. Takie to o urojonym skrzatku ma pospólstwo wyobrażenie. Domyśleć się łatwo że ma on swe nazwisko od tego wyrazu „skrzeczeć”’ albowiem piszczy on i skrzeczy przeraźliwe jak największe stado kurczaków. I stąd to pewnie powstało w tych stronach wyrażenie: piszczysz jak skrzatek.
            W innej okolicy powiadają: „Skrzat to istota niedużego wzrostu, przynieść mogąca pieniądze i dostatki. Przemienić się może w kurę, gęś itp. I trzeba ją odżegnać, żeby się w człowieka na powrót zmienił. Chłopi mają przysłowie, gdy im się co nie wiedzie: ej, trzeba by jechać do Poznania i kupić sobie tego skrzatka, takiego wabią, żeby pieniądz był w mieszku (Dobrzyca, Targoszyce) [24].
            W Ostrzeszowie: utrzymuje pospólstwo, że diabli ludziom zapisującym ich władzy swą duszę za życia, odbierają zapis znoszą im wszystko czego potrzebują przez całe życie, jako Smoki, posły piekielne. Twierdzą, iż kominem one smoki wchodzą do domów, i że tam pospolicie w postać kurczęcia przemieniają się [25].
            W  Koźminie: pewien kmiotek szedłszy raz na pole, znalazł zmokłe i drżące od zimna kurczę. Zdjęty litością, wieśniak zabrał je do domu i posadził na piecu, aby się ogrzało. Kurczę owe po krótkim czasie zaczęło znosić żyto i pszenicę. Zmiarkował chłopek co się tu święci, spostrzegłszy owe kupki naznoszonego zboża. Nic nie mówiąc, schwycił swe kurczę, które było skrzatkiem, tęgo wytłukł i wyrzucił za drzwi. Dopiero o trzy staje coś zarechotało, a zboże owo naniesione znikło [26].


Przypisy. 

 


[1] M. Popławska, Zjawa to, duch, czy wytwór ludzkiej wyobraźni?:
[2] Tamże.
[3]  Vortal Zjawisk Paranormalnych, temat:  Miejsce występowania dziwnych zjawisk pośrodku niczego:
[4] zob. O. Kolberg, dz. cyt., s. 13.
[5] Tamże, s. 14.
[6] zob. Tamże, s. 33.
[7] zob. Tamże, s. 35.
[8] zob. Tamże.
[9] Babskie Gusła (strona Face Book):
[10] O. Kolberg, dz. cyt., s. 36.
[11] zob. tamże, s, 38.
[12] zob. tamże, s. 39.
[13] zob. Tamże.
[14] zob. tamże, s. 43.
[15] zob. Tamże, s 44.
[16] zob. Tamże.
[17] zob. tamże, s. 38.
[18] zob. Tamże, s. 46.
[19] zob. tamże, s. 50.
[20]Tamże.
[21] Tamże, s. 28.
[22] Tamże, s. 26 (przypisy).
[23]Tamże, s. 25-26.
[24] Tamże.
[25] Tamże, s. 27.


Bibliografia:

1.      Babskie Gusła:
2.      Cieślak Damian, Chocz. Czy w pałacu straszy nadal duch Kazimierza Lipskiego?
3.      Dobrzyckie Studia Ziemiańskie, t. I, dr Marek Jaeger (red.), Muzeum Ziemiaństwa w Dobrzycy Zespół Pałacowo-Pakrowy, Dobrzyca 2010.
4.      Kolberg Oskar, Dzieła Wszystkie, T. XV
5.      Kor-Walczak Eligiusz, Opowieści Czterech jeźdźców. Baśnie i legendy ziemi kaliskiej.
6.      Legendy i podania ziemi jarocińskiej:
7.      Olejniczak Marek, Między Prosną a Baryczą, Polskie Towarzystwo Turystyczno-Krajoznawcze, Ostrów Wielkopolski  2001.
8.      Popławska Marta, Zjawa to, duch, czy wytwór ludzkiej wyobraźni?:
9.      Szembekówna Zofia, Dalsze przyczynki do etnografii Wielkopolski. „Materiały Antropologiczno-Archeologiczne i Etnograficzne”. t. XII (1912), Kraków.
10.  Szeptycka z Szembeków Jadwiga, Przyczynki do etnografii Wielkopolski, [w:] Materiały Antropologiczno-Archeologiczne i Etnograficzne, 1906.
11.  Tradycje gawędziarskie robotniczego Kalisza. Sprawozdanie z II Kaliskiego Konkursu Folklorystycznego. Urząd Miejski w Kaliszu. Wydział Kultury i Sztuki 1984.
12.  Vortal Rzeczy Paranormalnych.



Spis ilustracji.




1.       „Dziewczynka w czerwonym  płaszczyku”:


2.       Duch:

3.       Sierociniec św. Wacława w Liskowie ze zbiorów Archiwum Państwowego w Kaliszu:
4.       Szkoła Żeńska Zawodowa w Liskowie ze zbiorów Archiwum Państwowego w Liskowie:
Tamże.
5.       Topielica autorstwa Ewy Trawińskiej:
6.       Artystyczna wizja strzygonia:
7.       Wyobrażenie wilkołaka:
8.       John Henry Fuseli: Zmora:
9.       Błędne ognie
10.   Skrzaty: