Po dłuższej przerwie kontynuujemy temat rozważeń nad
ziemiańskim dzieciństwem. Poprzednio staraliśmy się przedstawić moment jego
„wynalezienia”, dziś dopowiemy sobie
jeszcze kilka słów na temat tego, jak postrzegano dziecko na przestrzeni
różnych epok. Omówimy jego symboliczne znaczenie w kontekście myślenia
religijno-magicznego, by potem przedstawić zarys rytuałów inicjacyjnych w
kulturze ziemiańskiej, dotyczących poszczególnych etapów wtajemniczania do
wspólnoty chrześcijańskiej.
Istota z pogranicza dwóch światów.
Dziewczynka w stroju komunijnym z epoki.
Ewa
Nowina-Sroczyńska rozpoczęła swoje rozważania na temat rozumienia znaczenia
dziecka, i dzieciństwa w kontekście szeroko rozumianej kultury:
Carl Gustaw
Jung: ”we wszystkich mitach dotyczących dzieciństwa spotykamy zdumiewający
paradoks: z jednej strony bezbronne <<dziecko>> wydawane jest na
pastwę niezwykle potężnych wrogów, nieustannie zagrożone zniszczeniem, z
drugiej natomiast dysponuje mocami przekraczającymi ludzką miarę. Ta
mitologiczna koncepcja ściśle wiąże się z psychologicznym faktem, iż
<<dziecko>> jest z jednej strony czymś niepokaźnym, pozbawionym
znaczenia, <<tylko dzieckiem>>, z drugiej zaś jest boskie”.
Ambiwalencja
dziecka to jeden z podstawowych i niezwykle nośny w znaczenia motyw literatury
i wszelakich nauk.
Stan
dzieciństwa i stan młodość to stany głęboko przed osobowe i obce, niosące ze
sobą inne, nie znane dorosłemu rozumienia „osoby”.
Dziecko
jest delikatne i kruche, jesteśmy więc mu winni wszelkie nasze doświadczenie,
naszą mądrość i wiedzę, jest bowiem człowiekiem „niegotowym”. Dochodzenie do dorosłości,
osiąganie Cogito, które w moim przekonaniu jest przyjęciem odpowiedzialności za
wszystkie konsekwencje swoich czynów, uzewnętrznieniem własnych działań i
uznawaniem ich za tożsame z nami, było i jest przedmiotem artystycznych dokonań
(…). Wielka Sztuka częściej stawia inne pytanie: jacy jesteśmy poza Cogito i
wówczas zwraca się ku dzieciństwu, alienacji, czy osobowości, ujawniając inną
„ciemną” stronę dziecka: jego nieskończone, demoniczne wręcz możliwości. Na
kartach literatury dzieci są często jasnowidzami, rozpoznają rzeczywistość,
która wydaje się nam dorosłym na zawsze zamknięta [1].
Autorka zwracała uwagę na znany
badaczom fakt, iż: kultura przypisywała dzieciom charakter mediacyjny pomiędzy
dwoma światami, rozumianymi tutaj jako następujące opozycje: świat cywilizacji/
ludzi – świat natury; a także: świat żywych – świat umarłych. Dziecko w swej
symbolice w wielu kulturach jawi się jako przybysz z „innego świata”: pojawia
się jako wcielenie przodków, bohaterów, bywa także niezwykle podatne na oddziaływanie sił nadprzyrodzonych (co podkreśla jego związek ze światem
zmarłych).
Ale
jawi się także ono jako istota ściśle związana ze sferą natury –
przeświadczenie to uwidacznia się chociażby w przekonaniu, że: dzieci przynosi
bocian. I nam współczesnym znany jest znany tylko ten fragment dawnego
wierzenia, brakuje tutaj jednak odpowiedzi na proste pytanie: skąd ma je
przynosić? Bardziej pomysłowi rodzice wyjaśnią swemu dziecku, że „z nieba”.
Tymczasem kultura ludowa miała zgoła inne wyjaśnienie: z lasu, z moczarów, etc.
– słowem miejsc w symbolicznym sposobie myślenia miejsc „obcych”,
„nieoswojonych”.
Kultura
rozumiała zatem nowo narodzone dziecko jako „stworzenie”, które należy „oswoić”
– czyli wyrwać z chaotycznego świata natury, i znaleźć mu miejsce w
uporządkowanym świecie własnej wspólnoty. Wiązało się to z nadaniem imienia, a
także przeprowadzeniem przez szereg obrzędów związanych z włączeniem dziecka do
społeczności lokalnej wioski, czy też rodu (o obrzędach wtajemniczenia, oraz
kwestii nadawania imion pisałam już w zamieszczonych na naszej stronie w
materiałach Kalendarza Obrzędowego: Narodziny
cz. 1: W łonie matki, oraz Narodziny
cz. 2: Obrzędy i rytuały związane z przyjściem na świat).
Wokół
postaci noworodka narosło wiele kulturalnych tabu, które miały za zadanie jego
ochronę przed urokami, oraz oddziaływaniem złowrogich człowiekowi istot ze
świata zarówno natury, jak i zmarłych. Zaniedbanie, zlekceważenie a w końcu
niedopełnienie, któregoś z nich mogło zaskutkować przemianą dziecka, w rodzaj
upiora (np. nie dopełniając obowiązku chrztu), czy też sprowadzić na niego
chorobę w skutek uroku.
Zanim
przejdziemy do bezpośredniego omawiania zwyczajów religijnych, zatrzymajmy się
na chwilę w tym miejscu, aby przedstawić
garść przeświadczeń, wyjaśniających stosunek do dziecka w kulturze
europejskiej.
Zacznijmy od
wyjaśniania jego symboliki w religijno-magicznym systemie myślenia. Medialny
charakter dziecko zaczyna posiadać już w łonie matki, nawet w chwili poczęcia. Embrion ludzki – jak wierzono – rozwija się
do środka. W kształtowaniu się dziecka biorą udział trzy siły matka, ojciec i
Bóg, przy czym w darze od matki dziecko otrzymuje części „białe” organizmu
(kości, paznokcie, żyły, mózg i białka oczu), od ojca – „części czerwone”,
opozycyjne (krew, skórę, mięso, źrenice), Od Boga wreszcie duszę, wyraz twarzy,
wzrok, słuch, zmysły ogólne i poznanie. Rozwija się wiec od środka, bowiem, jak
wierzono, każda rzecz powstaje od środka (…).
Żydzi wierzyli, że
dziecku w łonie matki „pochodnia główkę oświeca, dzięki czemu widzi ono
od jednego końca świata do drugiego”- jest więc pomiędzy dwiema rzeczywistościami.
Dla ludzi wielu kultur rosnący płód ma moc niezwykła. Znamy powszechne przekonanie o „Hand of glory”,
palec zmarłego w łonie matki niemowlęcia służy złodziejom za świecie, czyniąc
ich niewidzialnymi, a okradzionych pogrążały w sen [2].
Pozwolę sobie na krótkie
wyjaśnienie, dotyczące magicznych praktyk znanych jako wspomniana przez E.
Nowina-Sroczyńską „Rękę Chwały”, gdyż nie każdy z czytelników może mieć
świadomość tego, czym ona była. Ciekawym
jest bowiem, iż autorka wspomina o nim w kontekście artefaktu sporządzonego z
ręki płodu (co z kolei podkreśla mediacyjny charakter poczętego dziecka, jego
związek ze światem duchów) – podczas gdy w większości źródeł wzmianki dotyczą
wykorzystania fragmentów ciała przestępcy. Etymologia nazwy owego magicznego
przedmiotu odwołuje do osławionego w praktykach magicznych korzenia mandragory (maindegloire) – którego to pierwotnie miała dotyczyć.
Z
czasem dotyczyć miała artefaktu
sporządzonego z ręki mordercy-wisielca, najlepiej by była to ta, którą dokonał
on przestępstwa (bądź po prostu lewa). Odciętą rękę odpowiednio preparowano
tj.: spuszczano z niej krew, następnie
marynowano przez dwa tygodnie przy użyciu soli w glinianym garnku; potem
suszono na słońcu przy użyciu ziół takich jak werbena. Tak sporządzony magiczny
przedmiot wykorzystywany był w charakterze „świecznika” – na palce nakładano
wówczas świece wykonane z ludzkiego tłuszczu (najlepiej wisielca, od którego
pochodzić miała także i ręka).
Artefakt
ów posiadać miał magiczne właściwości, niezwykle użyteczne złodziejom:
zapewniał niewidzialność, oraz zsyłał sen na domowników. Praktyki z jego
wykonywaniem i wykorzystywaniem znane były także na obszarach słowiańszczyzny,
o czym wspominał chociażby J. Frazer w „Złotej Gałęzi”, a także Oskar Kolberg,
gdy w jednym z tomów „Dzieł Wszystkich” wspominał o terenach regionu
Wielkopolski Wschodniej.
Wracając
do głównego wątku: wspomnieć należy o przypisywaniu dzieciom zdolności
wieszczych, czy też zdolność dostrzegania niezauważalnego, którą zatracić mieli
dorośli, którzy swoim stylem życia zbytnio odeszli od stanu natury. Przykładowo wierzono, że: Dzieci urodzone w niedzielę mogą widywać
duchy, a nawet śmierć przychodzącą po innych ludzi (Słowianie, Żydzi), jeżeli
urodzą się w Wigilię Bożego Narodzenia o północy, to zobaczą rzeczy, których
nikt nie widział [3]. U Egipcjan najstarszy syn miał zdolność kontaktowania
się ze światem umarłych, gdy jego
zabrakło rodzina utraciła tę możliwość [4].
Wbrew
pozorom przekonania tego typu nadal pozostają wciąż żywe, u osób które
deklarują swoją wiarę w istnienie duchów, zjawisk niewyjaśnionych. Relacjonują
one, że ich pociechy miały reagować (uśmiechać się, mówić, bawić się, nawet
bać) „kogoś”, kogo inni nie byli wstanie dostrzec. Jeszcze dalej posunięte
relacje tego typu wzmiankują, iż niektóre maluchy mają czasem tendencję do
dzielenia się wspomnieniami ze swego „poprzedniego” życia (przeświadczenie o
reinkarnacji).
Być
może właśnie z powodu przypisywania dzieciom owe otwartości na zjawiska
nadprzyrodzone, jawią się one także często jako bohaterowie współczesnych
filmów, książek, oraz gier o charakterze grozy?
W
kontekście kultury dawnej warto wspomnieć także o tym, że: zmarłe przedwcześnie
dziecko postrzegane jako czyste i niewinne (występuje tu częste określenie: „mały
aniołek”), posiadało dar pośrednictwa pomiędzy Bogiem, a własnymi rodzicami. Powszechnie w Europie, a także w polskiej
kulturze ludowej, uznawano, że dzieci mogą wypraszać łaski dla rodziców, „bez
orędownictwa dzieci, nawet poroniątek, ciężko się obyć nawet na tamtejszym
świecie”, syn miał zdolność wyprowadzania rodziców z piekła, „jego modlitwa
piekło studzi” (u Żydów)[5]. Niewątpliwie wśród osób uduchowionych
przekonanie to nadal pozostaje żywe.
Rzekome nadprzyrodzone zdolności
dzieci były postrzegane zarówno jako błogosławieństwo, jak i przekleństwo. Niemniej
jednak przejawiała się tendencja ku temu, aby dziecko całkowicie wyrwać z
porządku natury, i w pasować w obowiązujący w dany społeczeństwie ład.
Poddawano je zatem rytuałowi, którego celem było odebranie mu „przywileju”
koegzystowania pomiędzy dwoma światami – a przypisanie jedynie społeczności
ludzkiej.
U dawnych Słowian był to rytuał
postrzyżyn (u chłopców) / oraz zaplecin (u dziewczynek). Włosy w swej symbolice
odwołują do świata natury – dzikości (stąd przy odprawianiu rytów magicznych
rozplatano włosy, targano je; Żydzi mieli targać je na znak żałoby) – jeśli
dziecko miało na dobre zostać włączone do wspólnoty dorosłych, musiały zostać
ścięte. W swej dalszej symbolice, wspomniane części ciała oznaczają także siły
witalne – nie mogły zatem tak po prostu wyrzucone, bowiem ich wejście w
niepowołane ręce mogły sprowadzić na ich właściciela urok, bądź chorobę.
Wierzono
na przykład, że porzucone niedbale włosy mogą porwać ptaki, które wijąc przy
ich użyciu gniazdo, mogą „uwić” chorobę. Zatem przywiązywano uwagę do tego, aby
ścięte kosmyki przechowywać bezpiecznie i z szacunkiem. Zazwyczaj składano je
pod progiem domu, bądź w kącie izby – istotnym było jednak to, aby dziecko,
nawet najmniejsze miało świadomość ich przechowywania, by móc wrócić po nie
nawet w razie własnej śmierci [6].
Ryngraf z lat 30. XX wieku.
Poruszaliśmy ten wątek ostatnim
razem, pozwolimy jednak sobie powrócić
do niego na chwilę, aby dopowiedzieć sobie pewne kwestie poruszane przez
przytaczaną przeze mnie łódzką etnolog. E. Nowina-Sroczyńska w swych
rozważaniach, mających na celu ukazać zmianę stosunku do dziecka na tle
minionych pokoleń, dzieli je na trzy następujące epoki: klasyczną, romantyczną,
oraz okres freudowski.
We wzorcu klasycznym dominuje
przekonanie, iż: natura - to dzikość, ucieleśnienie pierwotnego zła; podczas,
gdy społeczeństw rozumiane pozostaje jako ostoja cywilizacji, której zadaniem
jest wychowanie „dzikiego stworzonka” – jak pojmowane było wówczas dziecko [7].
Jak się przekonaliśmy ostatnim razem – w czasach minionych epok nie było zbyt
wiele miejsca na „dzieciństwo” pojmowane w sposób w jaki rozumiemy je obecnie. Dzieciństwo
w średniowieczu wydaje się nie istnieć głównie z ekonomicznego punktu widzenia,
gdy dzieci od małego uczone są przyswajania obowiązków i powinności ciążących
na dorosłych: pomaganie w zajęciach gospodarskich, szkolenie na rycerza, czy w
końcu nakłanianie ich do zawierania politycznych małżeństw.
W
sztuce sakralnej późnego średniowiecza zwraca się uwagę na fakt wysokiej
śmiertelności wśród dzieci – to z kolei przekłada się na przedstawieniach ich w
rzeźbie, i malarstwie, jako aniołów – symbolów niewinności (wcześniej postaci
aniołów przedstawiane były jako osoby dorosłe) [8]. Nie sądzono, iż w dziecku zawarta jest cała osoba. Podobnie w kulturze
i ikonografii ludowej, gdzie oprócz
Dzieciątka Jezus inne dzieci były nieobecne, nie tylko dlatego, że umierały
zbyt pospiesznie, ale może przede wszystkim dlatego, iż nie zasługiwały na
własny wizerunek, będąc w doświadczeniu ludowym ludźmi „niegotowymi” [9].
Stan
ten będzie utrzymywał się od XII do XVII, kiedy dziecko zostanie uznane pod
względem duchowym za równe osobie dorosłej.
Wybiegając jednak nieco w przyszłość warto przytoczyć pewien przykład,
podany przez w/w autorkę odnoszący się chronologicznie do czasów nam
współcześniejszych. Jeden z etnologów
zauważył, że w fotografii nagrobnej, obecnej na polskich, wiejskich
cmentarzach, dziecko było i jest przedstawiane w całej postaci. Prawie nigdy, w
przeciwieństwie do kanonu fotografii nagrobnej ludzi dorosłych, nie spotkamy
portretów zmarłych dzieci [10].
Tendencja ta bez
wątpienia posiada swe wcześniejsze korzenie w XVI-wiecznym zainteresowaniu
portretem, które wskazuje, że dzieci
europejskie wychodzą wówczas z anonimowości. „Jest doprawdy” – pisze A. Aries –
godnym uwagi zjawiskiem, iż w epoce demograficznego marnotrawstwa zapragnięto
utrwalić na pamiątkę rysy dziecka, które będzie dalej żyło, bądź dziecka
zmarłego [11]. Anonimowość dziecka
jest wytworem miasta i mieszczaństwa. Wraz z emancypacją dziecka pogarsza się
sytuacja kobiety, przywiązanej coraz bardziej do domu, podczas gdy dzieci pojawiają
się tłumnie w domu, szkole na ulicach, kartach literatury i płótnach nawet
największych malarzy [12].
Kolejny okres – romantyczny, odwraca
zależność o której sobie przed chwilą powiedzieliśmy: dziecko jest tutaj
postrzegane jako „dobre” i „czyste” – właśnie przez to, że pozostaje blisko
związane z naturą. Romantyzm wszelkiego zła dopatrywał się bowiem w odejściu od
natury, i związanej z nią wrażliwości (otwartości na to co niedostrzegalne) –
winą za ten stan rzeczy obarczał cywilizację, która starała się wytępić w
człowieku owe nadprzyrodzone, pierwotne instynkty („Czucie i wiara silniej mówi
do mnie, niż mędrca szkiełko i oko”) [13]. Ówcześni artyści i myśliciele byli
zatem zdania, iż należy za wszelką cenę chronić naturę i umysł dziecka, przed
„zgubnymi” wpływami cywilizacji. U V.
Hugo dziecko staje się czymś w rodzaju Boga, a na pewno jest aniołem spadłym z
nieba [14].
Ostatni okres
dziejowy wyszczególniony przez badaczkę, to epoka rozwoju psychoanalizy. Freud, ku oburzeniu romantycznie nastawionego
społeczeństwa, oświadcza, że dziecko cechuje seksualizm, więcej, ma ono
amoralne popędy, nie jest więc aniołem (…). Jest krnąbrne, kieruje się
instynktami, jest źle wychowane i bywa prostackie. W tych twierdzeniach bliski
jest poglądom okresu klasycznego.
Wprowadza jednak zmienną nowość: dziecko jest nie tylko prostackie, ale i delikatne,
jest zwierzątkiem, ale można je zranić, więc my dorośli musimy nieustannie
uważać.
Ambiwalencja
– podstawowy paradygmat natury dziecka, dostrzeżony przez Freuda stanie się
odtąd podstawowym, kulturowym sposobem myślenia o dzieciach. Jung, którego
przywołałam na początku moich rozważań, rozwinie myśl freudowską, podkreślając
tę ambiwalencję, której metaforyczną wykładnią są słowa M. von Ebner
Eschenbauch: „poparzone dzieci boją się ognia lub zadurzają w nim” [15].
W drodze na chrzest.
Nie
inaczej jak w rodzinach chłopskich wierzono, iż ciężarna kobieta, chcąc
zapewnić swemu dziecku piękny wygląd powinna przebywać w otoczeniu rzeczy
pięknych i przyjemnych. I to też starano się jej zapewnić, wyposażając pokoje w
estetyczne przedmioty, oraz fotografie i portrety ładnych dzieci [16].
Ziemianki
początkowo rodziły wyłącznie w domowym zaciszu, z czasem jednak część z nich
decydowała się udawać w tym celu do specjalistycznych klinik, gdzie przyjmowano
na świat młodsze pokolenia ziemian. Świeżo upieczona matka podoławszy dokonania
tergo nieprostego zadania, w niedługim czasie zostawała uhonorowana za swój
trud, otrzymując w zamian stosowne podarki. Mąż zwykł zazwyczaj wręczał jej z
tej okazji kwiaty, oraz biżuterię; ale i zdarzało się (zwłaszcza jeśli kobieta
wydała na świat dziedzica rodu), że otrzymywała od swego teścia rodową
biżuterię [17].
W wielkopolskiej
Wrześni w 1933 roku, gdy narodził się potomek rodu Mycielskich, fornale pod
oknami siedziby strzelali z batów, aż do czasu wyniesienia przez służbę stołów
z poczęstunkiem. Jednocześnie w tamtejszym pałacu wydawano przyjęcie dla służby
i oficjalistów. Bohater tego dnia, Roman Mycielski, relacjonował później:
Ojciec mój musiał potem chodzić pomiędzy przyjęciami, zapraszając do jedzenia i
picia oraz przepijając liczne toasty, i jak potem często wspominał, upił się z
tej wyjątkowej jednak okazji jak nigdy w życiu”. Z kolei w okresie jeszcze
przed I wojną światową nieurodzenie męskiego potomka mogło rzutować negatywnie
na pozycję kobiety w rodzinie męża. Z okazji narodzin córki w majątku robiono
beczkę wina z własnych winogron, którą oznaczano imieniem dziewczynki i rokiem
urodzenia. Beczka taka miała czekać przez lata, aż do dnia jej ślubu” [18].
Co
może zaskoczyć naszych czytelników: dzieci szlacheckie poddawano obrzędowi chrztu, aż dwukrotnie (sic!). Pierwszym był
tzw. „chrzest z wody”, i miał często miejsce gdy nowo narodzone dziecko przyszło
na świat wątłego zdrowia, bądź w czasach wojny. Obrzędu tego dokonywała wówczas
osoba świecka przy pomocy wody święconej; jeśli zaś dziecko było zdrowe i nic
nie zagrażało jego życiu czynił to w odpowiednim czasie rodowy kapelan w
kaplicy rodzinnej, bądź proboszcz w kościele. Obrządek ten posiadał wówczas
wyłącznie religijne znaczenie, co oznacza że nie wystawiano wtedy metryki
chrztu [19]. Chrzestnymi zostawały z reguły osoby, które znajdowały się wówczas
we dworze (mogły to być osoby ze służby) – a niekiedy wręcz nie wyznaczano ich
wcale (zwłaszcza, jeśli nie było pewnym czy dziecko przeżyje).
Jeśli
wszystko przebiegło pomyślnie urządzano niewielkie przyjęcie, na które
spraszano gości, którzy przybywali do dworu powitać nowo narodzonego potomka. Zazwyczaj
odbywało się ono w pobliżu pokoju, gdzie czas swego połogu odbywała matka (ok. miesiąc
- półtora miesiąca) [20].
Kilka
miesięcy, bądź lat później odbywał się formalny chrzest, któremu poddawano
niekiedy kilkoro rodzeństwa na raz – odbywał się on już wówczas przy użyciu
świętych olejków, nie zaś święconej
wody. Miał on miejsce w kościele parafialnym, w rodowej kaplicy, czy nawet we
dworze gdzie na tę okazję wyszykowano stosowny ołtarzyk. Dekorowano go
wówczas na bogato: świętymi obrazami, szalami tureckimi, skrzyżowanymi
szablami, bądź inną bronią i pamiątkami rodowymi [21].
W rodzinach
ziemiańskich i arystokratycznych kultywujących stare rycerskie tradycje chrzest męskiego potomka rodu wiązał się z niezwykła tradycją, a mianowicie dziecko
takie niesiono do chrztu i chrzczono na jednej lub dwóch skrzyżowanych
karabelach. Na karabeli chrzczonego chłopca
trzymał ojciec chrzestny. „Miał to być symbol mający świadczyć, że nowo
narodzony potomek rodu […] zawsze gotów będzie z szablą w ręku walczyć w obronie
swojej ojczyzny” [22].
W
trakcie uroczystego chrztu, do roli chrzestnych wybierano z reguły innych
chrzestnych, niż tych którzy byli uczestniczyli w trakcie pierwszego rytuału.
Zgodnie ze staropolską tradycją, chociaż
nie zawsze przestrzeganą, pierworodnego syna powinni trzymać do chrztu jego
babka macierzysta i dziadek ojczysty, a córkę dziadek macierzysty i babka ojczysta.
Rodzicami chrzestnymi kolejnych rodzących się dzieci zostawali ich wujowie,
stryjowie, ciocie i stryjenki, naturalnie zawsze dobierani w pary [23].
Na chrzcie
nadawano dziecku imiona, których na ogół było więcej niż jedno, a czasem mogło
być blisko dziesięć. Nie były one przypadkowe, lecz odnosiły się do imion
przodków lub krewnych zarówno ze strony
ojca, jak i matki, niekiedy sięgających nawet XVI wieku [24].
Często było tak,
że w pierwszym szeregu imion chłopcy otrzymywali je po swych ojcach dziadkach;
a dziewczynki matkach, babkach – imiona wybierano nie tylko spośród zasłużonych
dla rodu i historii polskiej osobach, ale także wśród panteonu ulubionych
świętych [25]. Na tę okazję dzieci ubierano w biały becik, oraz białą sukienkę.
Uroczystość udzielenia sakramentu chrztu w kościele parafialnym
mogła być uroczystością bardzo integrującą
na gruncie religijnym społeczność dworu, pracowników i wsi. Po pierwsze
chrztu udzielano jednocześnie różnych dzieciom parafii, a po drugie członkowie
rodziny ziemiańskiej zostawali rodzicami chrzestnymi dzieci pracowników majątku.
Z okazji chrztu
dziecko otrzymywało w prezencie pamiątki o charakterze religijnym, a więc a
przykład obrazki święte i ryngrafy. Często były to przedmioty przekazywane z
pokolenia na pokolenie właśnie z okazji chrztów [26]. Po kościelnym obrządku, dalsze obchody
uroczystości zostawały przeniesione do dworu, gdzie zazwyczaj na cześć nowego
członka wspólnoty okolicznych chrześcijan, wyprawiano bal.
Podobnie
jak w obecnych czasach, tak i wówczas przygotowania do Sakramentu Eucharystii
poprzedzały stosowne przygotowania, których uwieńczeniem były Pierwsza
Spowiedź, oraz Komunia Święta. Do pierwszego z nich przystępowały dzieci dziesięcioletnie,
zaś do drugiego dwunastoletnie. Ich mentorami
na ogół zostawały różne osoby począwszy od własnej matki, po domowego
nauczyciela, czy też na zaprzyjaźnionym księdzu oraz zakonniku kończąc.
Zaznajamiali oni przyszłych neofitów z zasadami katechizmu, którego znajomość
była podstawą przystąpienia do tak istotnych sakramentów. Przygotowania do nich
mogły odbywać się zarówno we dworze, jak i w pobliskim klasztorze – wówczas w
spotkaniach uczestniczyły z reguły dzieci z kilku zaprzyjaźnionych z sobą
rodzin [27].
Uroczystości
związane z Pierwszą Komunią Świętą odbywały się w różnych miejscach, w
zależności od rodzinnych tradycji i okoliczności. Mogły to być zarówno: rodowa
kaplica, kościół parafialny, w kościele znajdującym się w pobliskim mieście (dekorowanego
wówczas konwaliami i liliami), lub w miejscu pobierania nauk (zakłady
klasztorne).
Warto
też poświęcić uwagę dawnej modzie komunijnej, jaka obowiązywała minione
pokolenia. W końcu XIX wieku i jeszcze
przed I wojną światową sukienka dziewczynki przystępującej do Pierwszej Komunii
Świętej bardzo przypominała suknię ślubną. Sukienka ta była długa aż do kostek,
mocno wcięta w talii za pomocą szerokiej
taśmy. Ponadto była ona bardzo zabudowana, a więc zakrywała całkowicie szyję
oraz ręce. Dodatkiem do sukienki był długi welon, wianek, białe pantofelki,
oraz torebeczka w formie płaskiego białego woreczka [28].
Elegancki ubiór
chłopca do Pierwszej Komunii Świętej mógł się składać z garniturku, pończoch i
bucików – wszystkich tych elementów w białym kolorze.
W okresie
międzywojennym dzieci przystępowały do Pierwszej Komunii Świętej ubrane w
następujący sposób. Dziewczynki ubierały białą suknię długą do kolan, której
krój i wygląd mógł być różny. Nadal musiała być zapięta dość wysoko szyją i zakrywać ręce. Na ogół miała kołnierzyk zaokrąglony lub
trójkątnymi rogami i mieć pasek w talii. Dopełnieniem sukienki był biały, długi
lub bardzo długi welon, białe podkolanówki, oraz białe sandałki, czasem także
wianek sztuczny lub z prawdziwych kwiatków, który przytrzymywał welon. W ręku
dziewczynka powinna trzymać bukiecik białych konwalii lub długą świecę
(gromnicę) udekorowaną zieloną i białą wstążką. Najbardziej odpowiednią fryzurą
dla dziewczynki były dłuższe uformowane za pomocą papilotów w spirale loki.
Chłopcy mieli na
sobie biała koszulę, przy czym jej krój oraz kształt kołnierzyka mógł być różny.
Do koszuli mogli założyć biały wąski
krawat. Do tego nieodzowny był garniturek biały, jasnoszary, bądź w ciemnym
kolorze, składający się z krótkich spodenek (powyżej kolan) i marynarki
zapiętej na trzy guziki, podkolanówek i skarpetek w kolorze takim jak garnitur lub białe, pantofli lub sandałków w
ciemnym kolorze. Do koszuli lub marynarki mógł być przypięty biały kwiatek, na
przykład biała róża [29].
Tym
co może zaskoczyć osoby przywykłe do obecnie obchodzonych komunii, to fakt, iż
na ziemiańskich dworach nie obchodzono ich wcale tak, jak mogłoby się to
wydawać. Urządzanie przyjęcia z tej
okazji, nie było obowiązkowe – a jeśli już to było zdecydowanie skromniejsze
niż dzisiaj. Podobnie rzecz się tyczyła kwestii prezentów – dzieci otrzymywały wówczas
książeczki do nabożeństwa, które uważano za obowiązkowy podarek, oraz inne
dewocjonalia; w niektórych rodzinach przestrzegano zasady by w tym dniu spełnić
jedno dowolne życzenie dziecka np. przejażdżka na kucyku [30].
Jak obchody tego wydarzenia wspominali ich
ówcześni bohaterowie? Zdecydowanie pozytywnie, bowiem podkreślali w swych
wspomnieniach iż podchodzili do tego wydarzenia w bardziej indywidualny,
uduchowiany sposób. Nie liczyło się wówczas wystawne przyjęcie, ani drogie
prezenty, a nawet porównywanie kreacji komunijnych. Kwestię tę pozostawiam
czytelnikom do refleksji.
Tymczasem
przechodzimy do omówienia kolejnego sakramentu jakim jest bierzmowanie, do którego
ówczesna młodzież ziemiańska przystępowała w wieku 15-16 lat. Podobnie jak w
przypadku sakramentu Eucharystii, także i w tym przypadku uczestnictwo w tym
obrzędzie zakładała staranne przygotowanie, tj. opanowanie i przyswojenie sobie
katechizmu. Należało także wybrać sobie imię patrona, który miał czuwać nad
daną osobą, w ciągu jej dalszego życia.
Bierzmowanie
odbywało się w kościele parafialnym, lub w prywatnej kapicy – udzielał go
biskup, który przybywszy w okolice zatrzymywał się w ziemiańskim dworze, i tuż przed
dniem udzielania sakramentu odpytywał okoliczną młodzież ze znajomości
katechizmu. Dziewczęta zakładały na tę okazję białą suknię, lecz już bez
welonu, świadkami mogły zostać osoby spoza rodziny, prezenty jakie wówczas
otrzymywano nie różniły się od poprzednio przedstawianych okoliczności.
Zazwyczaj po uroczystości odbywało się przyjęcie, w którym brał udział
zaproszony biskup [31].
Na
sam koniec tej części poświęconej ziemiańskiemu dzieciństwu, w kontekście
rytuałów religijnych wypadałoby wspomnieć o mniej przyjemnych okolicznościach
jakimi był bez wątpienia pogrzeb dziecka. Na dzień dzisiejszy nie udało mi się
dotrzeć do szczegółowych wspomnień na ten temat, biorąc jednak pod uwagę tradycję
polską, można sobie jego przebieg wyobrazić.
Swego
czasu jednak udało mi się dotrzeć do interesującej ciekawostki, odnoszącej się
do kwestii wysokiej śmiertelności wśród ówczesnych dzieci. Obserwowanie tego zjawiska zrodziło wśród
ówczesnych przekonanie, iż śmierć chętniej upomina się o niemowlęta płci
męskiej, niż przeciwnej. To z kolei zrodziło pewną metodę zapobiegnięcia
przedwczesnej śmierci męskich przedstawicieli rodu – za którą krył się jak
najbardziej religijno-magiczny sposób myślenia.
„Podstęp” ów polegał na tym, aby „zmylić kostuchę” ubierając chłopców,
podobnie jak dziewczynki – w długie białe sukienki. Dowody tych praktyk
odnajdujemy na starych fotografiach, gdzie niemowlęta obydwojga płci ubrane są
w ten sam, trudny do odróżnienia sposób.
Ciąg dalszy nastąpi, gdyż już w kolejnej odsłonie cyklu
zapoznamy czytelników z ziemiańskimi zwyczajami
dotyczącymi zaręczyn, ślubów, oraz wesel.
Przypisy.
[1] E.
Nowina-Sroczyńska, Przeźroczyste ramiona ojca (fragmenty etnologiczne), [w:]
Łódzkie Studia Etnograficzne, t. XXX, Jadwiga Kucharska (red.), Państwowe
Wydawnictwo Naukowe, Warszawa-Łódź 1991, s. 125-126.
[2] Tamże, s.
133-134.
[3] Tamże, s.
135.
[4] zob. Tamże.
[5] Tamże.
[6] zob. Tamże,
s. 136.
[7] zob. Tamże,
s. 128.
[8] zob. Tamże.
[9] Tamże.
[10] Tamże.
[11] Tamże, s.
129.
[12] Tamże.
[13] zob. Tamże,
s. 129.
[14] Tamże.
[15] Tamże, s.
129-130.
[16] zob. T. A.
Pruszak, Ziemiańskie święta i zabawy. Tradycje karnawałowe, ślubne, dożynkowe i
inne, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2012, s. 202.
[17] zob. Tamże.
[18] Tamże, s.
203.
[19] Zob. Tamże.
[20] zob. Tamże.
[21] zob. Tamże,
s. 204.
[22] Tamże.
[23] Tamże, s.
205.
[24] Tamże.
[25] Tamże, s.
206.
[26] Tamże, s.
209.
[27] zob. Tamże,
s. 210.
[28] Tamże, s.
213.
[29] Tamże, s.
213-214.
[30] zob. Tamże,
214.
[31] zob. Tamże,
s. 215-216.
Bibliografia.
1. Aries Philippe, Historia dzieciństwa. Dziecko i rodzina w dawnych czasach, Wydawnictwo Marabut, Gdańsk 1995.
2. Nowina-Sroczyńska Ewa, Przeźroczyste ramiona ojca (fragmenty etnologiczne), [w:] Łódzkie Studia Etnograficzne, t. XXX, Jadwiga Kucharska (red.), Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Warszawa-Łódź 1991.
2. Nowina-Sroczyńska Ewa, Przeźroczyste ramiona ojca (fragmenty etnologiczne), [w:] Łódzkie Studia Etnograficzne, t. XXX, Jadwiga Kucharska (red.), Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Warszawa-Łódź 1991.
3. Pruszak Tomasz Adam, Ziemiańskie święta i zabawy.
Tradycje karnawałowe, ślubne, dożynkowe i inne, Wydawnictwo Naukowe PWN,
Warszawa 2012.
Źródła fotografii.
Pruszak Tomasz Adam, Ziemiańskie święta i zabawy. Tradycje karnawałowe, ślubne, dożynkowe i inne, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2012.
Źródła fotografii.
Pruszak Tomasz Adam, Ziemiańskie święta i zabawy. Tradycje karnawałowe, ślubne, dożynkowe i inne, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2012.