Nie raz zdarzało się, że służba oraz "Państwo" pozostawali ze sobą w bliskich stosunkach.
Na fotografii: Brodowscy z Psar, w trakcie pobytu w Nicei w 1910 r., w towarzystwie Agnes Hanke
(pierwsza z lewej).
Na fotografii: Brodowscy z Psar, w trakcie pobytu w Nicei w 1910 r., w towarzystwie Agnes Hanke
(pierwsza z lewej).
Bez względu na to jak zamożna była
rodzina do której należał majątek, jak bardzo zacnych przodków i przedstawicieli
posiadała w swym gronie – nie byłaby w stanie utrzymać swej majętności w
zachwycającym swych gości stanie prze okrągły rok. Reprezentacyjny wygląd
ziemiańskiego dworu nie był efektem jedynie zainwestowanych w niego sum
pieniężnych, oraz gustu zamieszkującego jego murów właścicieli – lecz całego
tabunu służby, która swoją ciężką pracą potrafiła zadbać o to miejsce, by na co
dzień pozostawało w nienagannym stanie. Przedstawiając historię stylu życia
ziemiańskich rodzin nie sposób tutaj pominąć wątku pracujących w folwarku osób
– którym dedykujemy niniejszy odcinek naszej serii.
Duński
pisarz, krytyk literacki, filozof i podróżnik Georg Brandes (wywodzący się z
zlaicyzowanej rodziny żydowskiej, żyjący w latach 1842-1927), odwiedzający
niejednokrotnie mazowiecki dwór w Pawłowicach, należący do Jana i Jadwigi
Brzezińskich, był pod wrażeniem dbałości z jaką dbano o to miejsce.
Nigdzie, nawet w Holandyi, nie widziałem
takiej, jak tutaj, czystości […] Codziennie sprząta się w całym domu, a nawet
po kilku razy na dzień kilku służących
jeden pokój po drugim i w krótkim przeciągu czasu doprowadzają wszystko
do porządku [1].
Pisarza
zaskakiwało także to z jaką dbałością przywiązywano wagę do strojów, gdyż jak
sam zauważał zarówno kobiety, ja i mężczyźni potrafili przebierać się w ciągu
dnia parokrotnie – co jednocześnie wprawiało zagranicznego gościa w
zakłopotanie, gdyż on sam (jak się przyznawał) posiadał zaledwie jeden porządny garnitur [2].
Mężczyzna
z nutą nostalgii wspominał sielankę w atmosferze, której toczyło się tutejsze
życie. Podporządkowane ono było
codziennemu planowi dnia, nad którego prawidłowym przebiegiem czuwała
zatrudniona we dworze służba – gotowa służyć pomocą na każde skinienie. Chwalił
bibliotekę o interesujących i pokaźnych zasobach; obfite i smaczne posiłki
które jadano o wyznaczonych porach dnia,
gustownie urządzone wnętrza… Jedynym niuansem wydawał się dla niego
uwidaczniać, był zauważalny negatywny stosunek chłopów do szlachty.
Musiała jednak ta szlachta w czasach
dawniejszych srodze wobec chłopa
zawinić, inaczej byłaby taka rzeź wprost niemożliwą a i nienawiść względem panów nie byłaby przetrwała do
naszych czasów – pisał w odniesieniu do wydarzeń roku 1846-tego [3]. Ale w stosunku dzisiejszego obywatelstwa do
ludu jest tyle dobrej woli i przychylności, że tylko niski poziom kultury i
ciemnota, w której rząd rosyjski z rozmysłem lud utrzymuje, przyczyniają się do
zachowania podobnych anormalnych objawów i tej nienawiści względem szlachty.
Pod jarzmem rosyjskim wszystko, nawet walka klasowa, staje się karykaturą
odnośnych stosunków w innych krajach europejskich [4].
Pozwoliliśmy
sobie przytoczyć tę ciekawostkę, pochodzącą spoza granic Wielkopolski, aby dać
czytelnikom wgląd w to jak polski dwór ziemiański mógł prezentować się w oczach
obcokrajowca. Warto tutaj pamiętać, iż pomimo różnic panujących w majątkach
poszczególnych rodzin – pewne zasady wciąż pozostawały takie same, bądź bardzo
do siebie podobne. Wszystko zależało od tradycji, oraz majętności panującej w
danym domu – jednak kluczowym faktem jest tutaj to, iż ziemiańska sielanka w
otoczeniu której żyć mogła rodzina dziedziców, zależała od dobrej organizacji
oraz oddania służby.
Dwór w Lutyni w latach 70. XX w. (obecnie nie istniejący).
Zanim
jednak przejdziemy do prezentowania kolejnych przykładów tym razem pochodzących z terenów naszego
regionu, pozwólmy sobie pokrótce omówić charakterystykę hierarchii pracujących we dworze, jak i w
obrębie całego majątku osób.
Społeczna
organizacja folwarku w XIX w. w Wielkopolsce ulegała silnym wpływom gospodarki
angielskiej, przez co wyróżnić możemy następującą kategoryzację pracowników
folwarcznych [5]:
a)
Administracja
folwarczna
– administratorzy i rządcy, ekonom, pisarze, gospodyni.
b)
Czeladź dworska – służba
domowa, dziewki i parobkowie – rozumiani jako: pomoc w stajni, oborze. Otrzymywali wikt i opierunek,
a także pensję roczną, czasem tzw. liberia.
c)
Robotnicy
pobierający deputat
- włodarze, stangreci, ogrodnicy, rzemieślnicy, kowale, kołodzieje, rymarze, formalne,
rataje. Zamieszkiwali mieszkania wchodzące w skład zabudowań folwarcznych
takich jak np. dwojaki, trojaki, czworaki, pięcioraki… a nawet jedenaścioraki;
do tego otrzymywali przydział niewielkiego inwentarza, ogródek. Ponadto obowiązywał
ich także przymus oddania jednego ze swych dzieci na służbę do dworu. Wynagrodzenie
ich stanowiła roczna pensja, oraz deputat (np. przydział ziemniaków).
d)
Komornicy – osoby
pośrednie między ordynariuszami, a ratajami. Obowiązywał ich kontrakt zgodnie z
którym: otrzymywali mieszkanie, oraz pozostałe świadczenia (np. pozwolenie na
pasanie własnych zwierząt na łąkach należących do majątku, lub prawo prawdo do zbierania
opału w lesie), a także wynagrodzenie w postaci dniówki. Obowiązek pracy w
folwarku spadał nie tylko na komorników, z którymi zawierano kontrakty, ale
także na wszystkich członków ich rodzin.
e)
Wolni najemcy (komornicy,
wyrobnicy) – podobnie jak komornicy posiadali swe ziemie, a we dworze najmowali
się na akord np. przy zbieraniu buraków, za co otrzymywali określone wynagrodzenie.
f)
Robotnicy
sezonowi
– najmowali się do pracy w folwarku najczęściej na okres od 6 tygodni do 9 miesięcy,
za co otrzymywali wynagrodzenie akordowe – dzienne lub miesięczne, mieszkanie,
oraz część naturaliów.
Wiemy
już, że robotnicy folwarczni rekrutowali się z reguły spośród rodzin mało i bezrolnych – w związku z czym
dla wielu z nich praca w majątku była
podstawowym źródłem utrzymania. Powiedzieliśmy sobie także, że stosunki
pomiędzy wsią a dworem, ze względów historycznych, jak i ekonomicznych układały
się różnie – by nie rzec, że często negatywnie, bądź mocno neutralnie.
Wyjątek
od omawianej reguły stanowili przedstawiciele wyższych szczebli dworskiej
hierarchii tacy jak: kucharze, administratorzy, prywatni nauczyciele,
kamerdynerzy oraz główne gospodynie domu – którzy wywodzili się ze środowisk
miejskich, a nawet szlacheckich. Były to osoby nierzadko posiadające gruntowne
wykształcenie, oraz bogate doświadczenie
w usługach we dworach szlacheckich rodzin. Ludzie ci pozostawali
niezwykle blisko związani z rezydującą w danym dworze rodziną, nie rzadko
pozostając u niej na służbie przez całe swe życie. Dochodziło nawet do
sytuacji, gdy uznawani byli oni za swego rodzaju członków rodziny.
Służące z majątku w Psarach (od lewej) : Marianna Błoch i Wiktoria z Dusterów Baraniakowa w strojach regionalnych.
Tak
było w przypadku majątku w Psarach, k. Ostrowa Wielkopolskiego, należącego od 1882 roku do rodziny Ludwika Ferdynanda
Otto Brodowskiego (1792-1867), i pozostawały w posiadaniu rodu do 1939 roku.
Osobą
rozpoczynającą korowód barwnych postaci służących w majątku niechaj będzie
osoba Honzliny – jednej z najstarszych służących w Psarach, która miała ten
przywilej, iż: codziennie mogła przychodzić do dworu na kieliszek wina lub nalewki, który osobiście
podawał jej dziedzic [6].
Szczególnie zżyte z rodziną Brodowskich były nianie i nauczycieli domowe. Należała do nich
Marianna Błoch, pochodząca z Dobrca pod Kaliszem. Najpierw służyła w
Gostyczynie u Biernackich, potem w połowie XIX w. przeszła do Psar. Wychowała
kolejno 12 dzieci Brodowskich i spokrewnionych z nimi Bojanowskich. Pod koniec
życia służyła w Strzegowie niedaleko Psar, majątku Tadeusza Brodowskiego
(1874-1933). Miała wówczas tylko pieczę nad pokojówkami oraz kuchennymi, oraz
zajmowała się parzeniem kawy, którą w małych filiżankach podawano po obiedzie.
Czasem prasowała mniejsze rzeczy jak chusteczki i serwetki do stołu [7].
Słynąca
z urody była pokojówka Wiktoria z Dusterów, prawnuczka Francuza, który po
klęsce moskiewskiej w 1812 r. osiedlił się w Polsce. Wiktoria Duster wyszła
później za mąż za karbowego Baraniak (…). Dziadek Wiktorii z Dusterów
codziennie spacerował od dworu do bramy i pilnował róż, aby ich nie rwały
przechodzące dzieci wiejskie. Paradował w starym mundurze z mocno sfatygowanym
orłem na głowie i popierając się sękatą laseczką. Mieszkał w długim budynku po
prawej stronie dworu, a ponieważ była tam dawniej kuchnia, to w niej jadał.
Obok niego mieszkał stolarz Drębecki, specjalista
od odnawiania starych mebli. Robił też secesyjne ramy do obrazów.
Szczególna więź łączyła rodzinę
właścicieli majątku z boną do dzieci Agnes Hanke (1865 – ok. 1930),
Górnoślązaczkę, która przybyła do Psar przerażona nie wiedząc, czy podoła
służbie, że się popłakała. Wówczas 4-letnia Izabela Brodowska (1879-1968)
rzuciła jej się na szyję i lody zostały przełamane [8].
Agnes przeżyła z rodziną Brodowskich
kolejne 50 lat, mając pod swoją opieką nie tylko dzieci, ale także starszych
członków familii- a z czasem stała się nawet zarządczynią majątku Była z
rodziną na tyle blisko, że towarzyszyła im nawet podróżach do znanych europejskich kurortów [9].
Do
charakterystycznych postaci we dworze w Psarach zaliczał się bez wątpienia
guwerner – Wojciech Sypniewski, pochodzący z zubożałej zniemczonej szlachty z
Pomorza.
Zabawnie
mówił po polsku, a szczególnie miał
trudności z wymawianiem litery „r” i mówił „płoszę” zamiast proszę (…). Miał
też swoje dziwactwa. U małego palca z ręki pozwolił, żeby m wyrastał paznokieć
na 3 cm i bardzo go pielęgnował. W czasie gry na pianinie stukał nim o klawisze.
Dzieci się z tego podśmiewały, a jeszcze więcej jak ów szpon się złamał.
Guwerner wówczas kazał oprawić go w złoto i nosił, jako szpilę do krawata [10].
Spośród służby dworskiej w Psarach
ważną osobą był kucharz. Na przełomie XIX i XX w. był nim Konrad Kozierowski.
Jego rodzina wywodziła się z zubożałej szlachty herbu Jelita. Ojciec Konrada
dzierżawił majątek Węgry koło Kalisza, ale zbankrutował, i dzieci musiały iść
na służbę. Konrad Kozierowski był znany z tego, że kiedy w kościele śpiewano
litanię do Wszystkich Świętych, w ktorej brakowało jego imienia, to na końcu
sam dośpiewywał swoje imię silnym głosem, przez co zwracał na siebie uwagę. Syn
Konrada Józefat była także kucharzem w Psarach. Słynął z gotowania na całą
okolicę. Specjalnością jego była pieczona zwierzyna i muskowity (rodzaj galaret
rozmaitych owocowo-śmietanowo mrożonych). Przyrządzał też znakomite śliwki
suszone z migdałami w środku i gruszki obsmażane w miodzie [11].
Podręczna
kucharza – Urszula Mróz, po jego śmierci przejęła zarządzanie w kuchni, i choć
w ostatnie lata (do czasów okupacji hitlerowskiej, oraz wypędzenia Brodowskich
z majątku) nie gotowała sama, to wciąż powierzano jej samodzielne
przygotowywanie specjałów takich jak: sery śmietanowe, gomułki z kminkiem,
smażone sery oraz pasztety zajęcze [12].
W poczet służby pracującej u
Brodowskich zaliczali się także: 4 osoby stanowiące pomoc kuchenną, pokojówki,
lokaj wraz z pomagającym mu synem, włodarze-karbowi, stangret, administrator,
nauczycielka, oraz praktykant [13].
Dobre
relacje panujące pomiędzy rodziną dziedziców, a służbą podkreślały także
zwyczaje, zacieśniające pomiędzy nimi więzi, takie jak np. ofiarowywanie przez
państwa prezentów gwiazdkowych. Przeważnie
materiały na chustki an głowę tzw. szalówki – wełniane chusty z frędzlami,
noszone do kościoła zimą. Domowej służbie dawano prócz tego drobne prezenty z podróży
państwa do sanatoriów i innych miejsc, a były to broszki, korale, święte
obrazki itd. Kiedy małżeństwo któregoś ze służby obchodziło złote gody, dziedzic
wyprawiał im uroczystość na własny koszt [14]. W przypadku, gdy zachorował ktoś ze służby lub jego dziecko, albo w
razie śmierci, Brodowscy zawsze służyli swą pomocą opłacając koszta leczenia
czy pogrzebu. Po przejściu na emeryturę służba miała prawo dożywotnio zajmować
dotychczasowe pomieszczenia, względnie przydzielano jej nowe lokum [15].
Nieco
w innych okolicznościach przedstawia się historia rozpoczęcia służby przez
Józefa Foryckiego, który otrzymał stanowisko podwórzowego w dobrach Wojciecha
Skoraszewskiego w Lutyni. Opowieść przedstawiona przez jego praprawnuczkę
rozpoczyna się od postaci ojca Józefa – Ignacego Foreckiego, który urodzony w
Sośnicy odbywał służbę we dworze Cłapowskich: początkowo jako futrzpan powoził
końmi, a potem został gajowym.
Sytuacja
zmieniała się z chwilą gdy Chłapowski popadł w kłopoty finansowe, i aby się
ratować pożyczył pieniądze min. od pana Ignacego, który był wówczas zamożnym
już człowiekiem. Niestety nie pomogło to zbyt wiele, gdyż w ostateczności
posiadłości posiadłość dziedzica została zlicytowana, a następnie wyprzedana
niemieckim kolonialistom.
Aby zrekompensować
dług Chłapowski zapewnił dzieciom Foryckiego posady we dworach: Antoni trafił
do majątku Chłapowskich Stawiany; Józefa znalazła zatrudnienie w majątku
Jouanna na Maliniu; zaś bohater naszej opowieści – pan Józef otrzymał pracę
właśnie w Lutyni, którą utrzymywał aż do czasu wybuchu II Wojny Światowej [16].
Jako podwórzowy, dostał mieszkanie w czworaku
istniejącym do dzisiaj, miał także dwie krowy, trzymał świnie. Krowy pasły się
razem z krowami dworskimi na łąkach dziedzica, było to w ramach wynagrodzenia
za pracę. Oprócz tego corocznie pradziadek dostawał deputat węglowy, a także
kawałek ziemi, na której mógł uprawiać ziemniaki. Deputaty i wypłaty majątku
Lutynia były płacone regularnie w przeciwieństwie do innych majątków, gdzie
należności nie były wypłacane po kilka miesięcy, co wpędzało robotników
folwarcznych w wielką biedę. Dziedzic Lutyni Wojciech Skoraszewski interesował się
osobiście sytuacją materialną swych robotników i potrafił chodzić do domów, aby
zobaczyć w jakich warunkach żyją. Kiedy jedna z rodzi nie radziła sobie w
należytym sposobie życia, mówił do niej: Jadwiga, psia krew, jak ty gospodarujesz.
Wszystkim starcza a tobie nie”. Prapradziadek rzeczywiście nie narzekał na
sytuację materialną, żyło im się w miarę dobrze i spokojnie. Potrafił nawet
złożyć pewne kwoty pieniędzy do banku [17].
Do obowiązków podwórzowego
należało codzienne, poranne zwołanie pozostałych ludzi pracujących we dworze, i
przydzielenie im zadań do wykonania, a następnie dopilnowanie, aby każdy się z
owych obowiązków wywiązał należycie. Do powinności Józefa Foryckiego należało
także informowanie na temat bieżących spraw dotyczących majątku, a także:
wzywanie weterynarza do chorych zwierząt, nadzorowanie zwózki zbiorów, a także
na życzenie pana pełnienie funkcji kamerdynera, czy też jak podobnie jak jego
ojciec – futrzpana [18].
Także
i jego dzieci otrzymały zatrudnienie we dworze: córka Maria chodziła do pomocy
przy praniu, zaś syn Franciszek dostał posadę kierowcy u księcia Radziwiłła w
Nagłowicach pod Krakowem [19].
Dobre
stosunki łączyły zarówno dziedzica, jak i jego pracowników – podkreśla to
prawnuczka, autorka spisanych wspomnień, podkreślając, iż jej prapradziadek w
trudnych chwilach zawsze mógł liczyć na wsparcie ze strony Skoraszewskich –
podobnie jak oni na jego.
Przykładem owych
dobrych relacji może być fakt, iż gdy w 1935 r. córka pana Józefa brała ślub,
na jej wesele przyszły także panny dziedziczki:
W
tradycji zachowało się, że nie przyniosły żadnego prezentu. Panienki wypiły
tylko herbatę, wypaliły papierosa, porozmawiały z młodymi i księdzem Murachem,
proboszczem parafii Lutynia. Po wypiciu herbaty odeszły” [20].
Jako
ostatnie przedstawimy wspomnienia ze służby w Dobrzycy pani Władysławy
Andrzejczakowej (zd. Kozik), spisane przez męża jej wnuczki – Kazimierza Balcera.
Przybyła tam w raz z rodziną, gdy w 1905 r., jej ojciec znalazł pracę w
Augustynowie, w dobrach należących
wówczas do rezydujących w Dobrzycy hrabiostwa Zygmunta i Marii Czarneckich.
Państwo Kozikowie zamieszkali wówczas w
ceglanym parterowym domu, który zajmowała prócz nich jeszcze jedna rodzina, a
znajdował się on na ternie tzw. „ogrodu pańskiego” (gospodarstwo ogrodnicze),
dziś przy ul. Krotoszyńskiej [21].
Osiemnastoletnia
wówczas Władysława otrzymała zatrudnienie jako pokojówka, czasem też zdarzyło
jej się pracować jako pomoc kuchenna. Potem przeniosła się z domu w ogrodzie do
Augustynowa, gdzie pracował jej ojciec, by przez wzgląd na jego chorobę, odciążyć
go w wykonywanych obowiązkach. Służbę w pałacu kontynuowała do 1907 roku, czyli
do czasu kiedy wyszła za mąż, jednak wspomnienia pobytu i pracy w pałacu zawsze
wspominała ciepło i dobrze, aż do swej śmierci w 1987 r. [22].
Przyjrzyjmy
się zatem wybranym fragmentom tego, jak wówczas wyglądała służba w Dobrzycy:
Codziennie rano babcia sprzątała sypialnię
starszych państwa i robiła to regularnie o tej samej godzinie. Rano hrabia Zygmunt wraz z żoną udawali się do
kościoła. Szli tam zawsze skrótem przez furtkę, która znajdowała się w murze oddzielającym
park od podwórza proboszczowskiego. Pewnego razu, gdy babcia weszła do
sypialni, której okna były zasłonięte, zabrała się jak zwykle do sprzątania
sypialni, chwyciła za pierzynę aby ją wywietrzyć – wtem odezwał się hrabia: „Dziecko
my śpimy, bo dziś nie ma mszy, bo ks. Dziekan wyjechał”. Babcia zaczęła przepraszać
hrabiego i mówiła, że było jej bardzo nieprzyjemnie, bo bała się, że hrabia ją
wyzwie. Zygmunt Czarnecki widząc jej przestrach powiedział: „Dziecko nic się nie
stało”. Innym razem, gdy niechcący postawiła na drodze hrabiego wiadro, przez które
ten się przewrócił, zamiast ostrej nagany usłyszała od niego tylko: „Dziecko
musisz uważać”(...). Wspominając hrabiego Zygmunta i jego żonę, babcia zawsze
się bardzo dobrze o nich wyrażała. Mówiła, że hrabia był „bardzo dobry i
ludzki, na każde święta zawsze pamiętał o służbie, dając im srebrną markę” [23].
Do innych obowiązków babci zaliczało
się m. in. porządkowanie „potrzebnej izdebki”, czyli toalet. Były to dwa małe pomieszczenia na piętrze,
dochodziło się do nich schodami gospodarczymi. W pomieszczeniach tych stały
krzesła z wycięciem a pod nimi wiadra, obok pojemnik z torfem i szufelka do zasypywania
nieczystości. Wiadra te były wynoszone do parku, w miejsce gdzie stały sztuczne
ruiny, a konkretnie do jednej z fragmentów baszt (była to ostatnia baszta od
strony wschodniej) [24].
Tym sposobem,
studiując wybrane przykłady staraliśmy się przedstawić czytelnikom to, jak
mogła wyglądać służba w ziemiańskim majątku – tym samym kładąc kres negatywnym stereotypom
na ten temat. Rzecz jasna nie oznacza to, iż podług obecnych, czy nawet
ówczesnych standardów poziom życia służby, oraz pracowników folwarcznych
znajdował się na wysokim poziomie – nie zawsze jednak graniczyć musiał ze
skrajnym ubóstwem, co już wykazaliśmy powyżej. Wiele zależało też od charakteru
dziedzica: „dobry dziedzic” – okazywał się wcale nie być tyranem lecz
człowiekiem, dbał o swych pracowników i gotów był im służyć odpowiednią pomocą.
„Zły dziedzic” przyczyniał się do utrwalania czarnej legendy na temat służby we
dworze i związanych z nią stereotypów.
Nie inaczej jest w przypadku ówczesnych pracodawców, którzy prezentują zgoła
różne postawy względem swych pracowników.
Przypisy.
[1] Michalina Petelska, Polski dwór w oczach Duńczyka. Wizyta Georga
Brandesa u Brzezińskich w Pawłowicach w
1894 roku, [w:] Dobrzyckie Studia
Ziemiańskie, t. I, dr Marek Jaeger (red.), Muzeum Ziemiaństwa w Dobrzycy
Zespół Pałacowo-Parkowy, Dobrzyca 2010, s. 123.
[2] zob. Tamże, s. 125.
[3] Tamże, s. 128.
[4] Tamże.
[5] zob. Henryk Nowacki, Folwark w kulturze rolnictwa, , [w:]
Ziemiaństwo Wielkopolskie. W kręgu arystokracji, Andrzej Kwilecki (red.),
Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2004, s. 73-74.
[6] Jacek Malkowski, Służba dworska w majątku ziemskim Psary od
XIX do XX w., [w:] Dobrzyckie Studia
Ziemiańskie, t. II, dr Marek Jaeger (red.), Muzeum Ziemiaństwa w Dobrzycy
Zespół Pałacowo-Parkowy, Dobrzyca 2011, s. 101.
[7] Tamże.
[8] Tamże, s. 101-103.
[9] zob. Tamże, s. 103.
[10] Tamże, s. 104.
[11] Tamże, s. 105.
[12] zob. Tamże, s. 105-106.
[13] zob. Tamże, s. 107-108.
[14] Tamże, s. 106.
[15] Tamże, s. 108.
[16] zob. Greta Dera, Wspomnienie mego prapradziadka Józefa
Foryckiego, który mieszkał i pracował we dworze w Lutyni, [w:] Dobrzyckie Studia Ziemiańskie, t. I, dr
Marek Jaeger (red.), Muzeum Ziemiaństwa w Dobrzycy Zespół Pałacowo-Parkowy,
Dobrzyca 2010, s. 207.
[17] Tamże, s. 207-208.
[18] zob. Tamże, s. 208.
[19] zob. Tamże.
[20] zob. Tamże, s. 209.
[21] zob. Kazimierz Balcer, Okruchy wspomnień, cz. I, [w:] Dobrzyckie Studia Ziemiańskie, t. IV, dr
Marek Jaeger (red.), Muzeum Ziemiaństwa w Dobrzycy Zespół Pałacowo-Parkowy,
Dobrzyca 2014, s. 46.
[22] zob. Tamże.
[23] Tamże, s. 47.
[24] Tamże, s. 48.
Bibliografia.
1. Balcer Kazimierz,
Okruchy wspomnień, cz. I, [w:] Dobrzyckie Studia Ziemiańskie, t. IV, dr
Marek Jaeger (red.), Muzeum Ziemiaństwa w Dobrzycy Zespół Pałacowo-Parkowy,
Dobrzyca 2014.
2. Dera Greta, Wspomnienie mego prapradziadka Józefa
Foryckiego, który mieszkał i pracował we dworze w Lutyni, [w:] Dobrzyckie Studia Ziemiańskie, t. I, dr
Marek Jaeger (red.), Muzeum Ziemiaństwa w Dobrzycy Zespół Pałacowo-Parkowy,
Dobrzyca 2010.
3. Malkowski Jacek,
Służba dworska w majątku ziemskim Psary
od XIX do XX w., [w:] Dobrzyckie
Studia Ziemiańskie, t. II, dr Marek Jaeger (red.), Muzeum Ziemiaństwa w
Dobrzycy Zespół Pałacowo-Parkowy, Dobrzyca 2011.
4. Nowacki Henryk, Folwark w kulturze rolnictwa, , [w:]
Ziemiaństwo Wielkopolskie. W kręgu arystokracji, Andrzej Kwilecki (red.),
Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2004.
5. Petelska
Michalina, Polski dwór w oczach Duńczyka.
Wizyta Georga Brandesa u Brzezińskich w Pawłowicach w 1894 roku, [w:] Dobrzyckie Studia Ziemiańskie, t. I, dr Marek Jaeger (red.), Muzeum
Ziemiaństwa w Dobrzycy Zespół Pałacowo-Parkowy, Dobrzyca 2010.
Źródła ilustracji.
1. Brodowscy w Nicei:
Jacek Malkowski, Służba dworska w
majątku ziemskim Psary od XIX do XX w., [w:] Dobrzyckie Studia
Ziemiańskie, t. II, dr Marek Jaeger (red.), Muzeum Ziemiaństwa w Dobrzycy
Zespół Pałacowo-Parkowy, Dobrzyca 2011
2. Dwór w Lutyni w latach 70. XX wieku:
Greta Dera, Wspomnienie mego prapradziadka Józefa
Foryckiego, który mieszkał i pracował we dworze w Lutyni, [w:] Dobrzyckie Studia Ziemiańskie, t. I, dr
Marek Jaeger (red.), Muzeum Ziemiaństwa w Dobrzycy Zespół Pałacowo-Parkowy,
Dobrzyca 2010.
3.
Służące z
majątku w Psarach: Marianna Błoch i Wiktoria z Dusterów Baraniakowa w strojach
regionalnych:
J. Malkowski, dz. cyt.
4. Fotografie Józefa Foryckiego z rodziną:
G. Dera, dz. cyt.
5. Władysława Andrzejczakowa:
Kazimierz Balcer,
Okruchy wspomnień, cz. I, [w:] Dobrzyckie Studia Ziemiańskie, t. IV, dr
Marek Jaeger (red.), Muzeum Ziemiaństwa w Dobrzycy Zespół Pałacowo-Parkowy,
Dobrzyca 2014.