wtorek, 28 sierpnia 2018

Mniej i bardziej ważni w hierarchii ziemiańskiego dworu, czyli słów kilka o służbie i robotnikach folwarcznych.




Nie raz zdarzało się, że służba oraz "Państwo" pozostawali ze sobą w bliskich stosunkach.
Na fotografii: Brodowscy z Psar, w  trakcie pobytu w Nicei w 1910 r., w towarzystwie Agnes Hanke
(pierwsza z lewej).

Bez względu na to jak zamożna była rodzina do której należał majątek, jak bardzo zacnych przodków i przedstawicieli posiadała w swym gronie – nie byłaby w stanie utrzymać swej majętności w zachwycającym swych gości stanie prze okrągły rok. Reprezentacyjny wygląd ziemiańskiego dworu nie był efektem jedynie zainwestowanych w niego sum pieniężnych, oraz gustu zamieszkującego jego murów właścicieli – lecz całego tabunu służby, która swoją ciężką pracą potrafiła zadbać o to miejsce, by na co dzień pozostawało w nienagannym stanie. Przedstawiając historię stylu życia ziemiańskich rodzin nie sposób tutaj pominąć wątku pracujących w folwarku osób – którym dedykujemy niniejszy odcinek naszej serii.
            Duński pisarz, krytyk literacki, filozof i podróżnik Georg Brandes (wywodzący się z zlaicyzowanej rodziny żydowskiej, żyjący w latach 1842-1927), odwiedzający niejednokrotnie mazowiecki dwór w Pawłowicach, należący do Jana i Jadwigi Brzezińskich, był pod wrażeniem dbałości z jaką dbano o to miejsce.
            Nigdzie, nawet w Holandyi, nie widziałem takiej, jak tutaj, czystości […] Codziennie sprząta się w całym domu, a nawet po kilku razy na dzień kilku służących  jeden pokój po drugim i w krótkim przeciągu czasu doprowadzają wszystko do porządku [1].
Pisarza zaskakiwało także to z jaką dbałością przywiązywano wagę do strojów, gdyż jak sam zauważał zarówno kobiety, ja i mężczyźni potrafili przebierać się w ciągu dnia parokrotnie – co jednocześnie wprawiało zagranicznego gościa w zakłopotanie, gdyż on sam (jak się przyznawał) posiadał zaledwie jeden  porządny garnitur [2].   
            Mężczyzna z nutą nostalgii wspominał sielankę w atmosferze, której toczyło się tutejsze życie. Podporządkowane  ono było codziennemu planowi dnia, nad którego prawidłowym przebiegiem czuwała zatrudniona we dworze służba – gotowa służyć pomocą na każde skinienie. Chwalił bibliotekę o interesujących i pokaźnych zasobach; obfite i smaczne posiłki które jadano o wyznaczonych porach dnia,  gustownie urządzone wnętrza… Jedynym niuansem wydawał się dla niego uwidaczniać, był zauważalny negatywny stosunek chłopów do szlachty.
            Musiała jednak ta szlachta w czasach dawniejszych  srodze wobec chłopa zawinić, inaczej byłaby taka rzeź wprost niemożliwą a i nienawiść  względem panów nie byłaby przetrwała do naszych czasów – pisał w odniesieniu do wydarzeń roku 1846-tego [3]. Ale w stosunku dzisiejszego obywatelstwa do ludu jest tyle dobrej woli i przychylności, że tylko niski poziom kultury i ciemnota, w której rząd rosyjski z rozmysłem lud utrzymuje, przyczyniają się do zachowania podobnych anormalnych objawów i tej nienawiści względem szlachty. Pod jarzmem rosyjskim wszystko, nawet walka klasowa, staje się karykaturą odnośnych stosunków w innych krajach europejskich [4].
            Pozwoliliśmy sobie przytoczyć tę ciekawostkę, pochodzącą spoza granic Wielkopolski, aby dać czytelnikom wgląd w to jak polski dwór ziemiański mógł prezentować się w oczach obcokrajowca. Warto tutaj pamiętać, iż pomimo różnic panujących w majątkach poszczególnych rodzin – pewne zasady wciąż pozostawały takie same, bądź bardzo do siebie podobne. Wszystko zależało od tradycji, oraz majętności panującej w danym domu – jednak kluczowym faktem jest tutaj to, iż ziemiańska sielanka w otoczeniu której żyć mogła rodzina dziedziców, zależała od dobrej organizacji oraz oddania służby.


Dwór w Lutyni w latach 70. XX w. (obecnie nie istniejący).


            Zanim jednak przejdziemy do prezentowania kolejnych przykładów  tym razem pochodzących z terenów naszego regionu, pozwólmy sobie pokrótce omówić charakterystykę  hierarchii pracujących we dworze, jak i w obrębie całego majątku osób.
            Społeczna organizacja folwarku w XIX w. w Wielkopolsce ulegała silnym wpływom gospodarki angielskiej, przez co wyróżnić możemy następującą kategoryzację pracowników folwarcznych [5]:
a)      Administracja folwarczna – administratorzy i rządcy, ekonom, pisarze, gospodyni.
b)      Czeladź dworska – służba domowa, dziewki i parobkowie – rozumiani jako: pomoc w  stajni, oborze. Otrzymywali wikt i opierunek, a także pensję roczną, czasem tzw. liberia.
c)      Robotnicy pobierający deputat - włodarze, stangreci, ogrodnicy, rzemieślnicy, kowale, kołodzieje, rymarze, formalne, rataje. Zamieszkiwali mieszkania wchodzące w skład zabudowań folwarcznych takich jak np. dwojaki, trojaki, czworaki, pięcioraki… a nawet jedenaścioraki; do tego otrzymywali przydział niewielkiego inwentarza, ogródek. Ponadto obowiązywał ich także przymus oddania jednego ze swych dzieci na służbę do dworu. Wynagrodzenie ich stanowiła roczna pensja, oraz deputat (np. przydział ziemniaków).
d)     Komornicy – osoby pośrednie między ordynariuszami, a ratajami. Obowiązywał ich kontrakt zgodnie z którym: otrzymywali mieszkanie, oraz pozostałe świadczenia (np. pozwolenie na pasanie własnych zwierząt na łąkach należących do majątku, lub prawo prawdo do zbierania opału w lesie), a także wynagrodzenie w postaci dniówki. Obowiązek pracy w folwarku spadał nie tylko na komorników, z którymi zawierano kontrakty, ale także na wszystkich członków ich rodzin.
e)      Wolni najemcy (komornicy, wyrobnicy) – podobnie jak komornicy posiadali swe ziemie, a we dworze najmowali się na akord np. przy zbieraniu buraków, za co otrzymywali określone wynagrodzenie.
f)       Robotnicy sezonowi – najmowali się do pracy w folwarku najczęściej na okres od 6 tygodni do 9 miesięcy, za co otrzymywali wynagrodzenie akordowe – dzienne lub miesięczne, mieszkanie, oraz część naturaliów.

Wiemy już, że robotnicy folwarczni rekrutowali się z reguły spośród  rodzin mało i bezrolnych – w związku z czym dla wielu z nich  praca w majątku była podstawowym źródłem utrzymania. Powiedzieliśmy sobie także, że stosunki pomiędzy wsią a dworem, ze względów historycznych, jak i ekonomicznych układały się różnie – by nie rzec, że często negatywnie, bądź mocno neutralnie.
Wyjątek od omawianej reguły stanowili przedstawiciele wyższych szczebli dworskiej hierarchii tacy jak: kucharze, administratorzy, prywatni nauczyciele, kamerdynerzy oraz główne gospodynie domu – którzy wywodzili się ze środowisk miejskich, a nawet szlacheckich. Były to osoby nierzadko posiadające gruntowne wykształcenie, oraz bogate doświadczenie  w usługach we dworach szlacheckich rodzin. Ludzie ci pozostawali niezwykle blisko związani z rezydującą w danym dworze rodziną, nie rzadko pozostając u niej na służbie przez całe swe życie. Dochodziło nawet do sytuacji, gdy uznawani byli oni za swego rodzaju członków rodziny.




Służące z majątku w Psarach (od lewej) : Marianna  Błoch i Wiktoria z Dusterów Baraniakowa w strojach regionalnych.


Tak było w przypadku majątku w Psarach, k. Ostrowa Wielkopolskiego, należącego  od 1882 roku do rodziny Ludwika Ferdynanda Otto Brodowskiego (1792-1867), i pozostawały w posiadaniu rodu do 1939 roku.
            Osobą rozpoczynającą korowód barwnych postaci służących w majątku niechaj będzie osoba Honzliny – jednej z najstarszych służących w Psarach, która miała ten przywilej, iż: codziennie mogła  przychodzić do dworu  na kieliszek wina lub nalewki, który osobiście podawał jej dziedzic [6].
            Szczególnie zżyte z rodziną  Brodowskich były  nianie i nauczycieli domowe. Należała do nich Marianna Błoch, pochodząca z Dobrca pod Kaliszem. Najpierw służyła w Gostyczynie u Biernackich, potem w połowie XIX w. przeszła do Psar. Wychowała kolejno 12 dzieci Brodowskich i spokrewnionych z nimi Bojanowskich. Pod koniec życia służyła w Strzegowie niedaleko Psar, majątku Tadeusza Brodowskiego (1874-1933). Miała wówczas tylko pieczę nad pokojówkami oraz kuchennymi, oraz zajmowała się parzeniem kawy, którą w małych filiżankach podawano po obiedzie. Czasem prasowała mniejsze rzeczy jak chusteczki i serwetki do stołu [7].
            Słynąca z urody była pokojówka Wiktoria z Dusterów, prawnuczka Francuza, który po klęsce moskiewskiej w 1812 r. osiedlił się w Polsce. Wiktoria Duster wyszła później za mąż za karbowego Baraniak (…). Dziadek Wiktorii z Dusterów codziennie spacerował od dworu do bramy i pilnował róż, aby ich nie rwały przechodzące dzieci wiejskie. Paradował w starym mundurze z mocno sfatygowanym orłem na głowie i popierając się sękatą laseczką. Mieszkał w długim budynku po prawej stronie dworu, a ponieważ była tam dawniej kuchnia, to w niej jadał. Obok niego mieszkał  stolarz Drębecki, specjalista od odnawiania starych mebli. Robił też secesyjne ramy do obrazów.
            Szczególna więź łączyła rodzinę właścicieli majątku z boną do dzieci Agnes Hanke (1865 – ok. 1930), Górnoślązaczkę, która przybyła do Psar przerażona nie wiedząc, czy podoła służbie, że się popłakała. Wówczas 4-letnia Izabela Brodowska (1879-1968) rzuciła jej się na szyję i lody zostały przełamane [8].
Agnes przeżyła z rodziną Brodowskich kolejne 50 lat, mając pod swoją opieką nie tylko dzieci, ale także starszych członków familii- a z czasem stała się nawet zarządczynią majątku Była z rodziną na tyle blisko, że towarzyszyła im nawet  podróżach do znanych europejskich kurortów [9].
            Do charakterystycznych postaci we dworze w Psarach zaliczał się bez wątpienia guwerner – Wojciech Sypniewski, pochodzący z zubożałej zniemczonej szlachty z Pomorza.
Zabawnie mówił po polsku, a szczególnie  miał trudności z wymawianiem litery „r” i mówił „płoszę” zamiast proszę (…). Miał też swoje dziwactwa. U małego palca z ręki pozwolił, żeby m wyrastał paznokieć na 3 cm i bardzo go pielęgnował. W czasie gry na pianinie stukał nim o klawisze. Dzieci się z tego podśmiewały, a jeszcze więcej jak ów szpon się złamał. Guwerner wówczas kazał oprawić go w złoto i nosił, jako szpilę do krawata [10].
            Spośród służby dworskiej w Psarach ważną osobą był kucharz. Na przełomie XIX i XX w. był nim Konrad Kozierowski. Jego rodzina wywodziła się z zubożałej szlachty herbu Jelita. Ojciec Konrada dzierżawił majątek Węgry koło Kalisza, ale zbankrutował, i dzieci musiały iść na służbę. Konrad Kozierowski był znany z tego, że kiedy w kościele śpiewano litanię do Wszystkich Świętych, w ktorej brakowało jego imienia, to na końcu sam dośpiewywał swoje imię silnym głosem, przez co zwracał na siebie uwagę. Syn Konrada Józefat była także kucharzem w Psarach. Słynął z gotowania na całą okolicę. Specjalnością jego była pieczona zwierzyna i muskowity (rodzaj galaret rozmaitych owocowo-śmietanowo mrożonych). Przyrządzał też znakomite śliwki suszone z migdałami w środku i gruszki obsmażane w miodzie [11].
Podręczna kucharza – Urszula Mróz, po jego śmierci przejęła zarządzanie w kuchni, i choć w ostatnie lata (do czasów okupacji hitlerowskiej, oraz wypędzenia Brodowskich z majątku) nie gotowała sama, to wciąż powierzano jej samodzielne przygotowywanie specjałów takich jak: sery śmietanowe, gomułki z kminkiem, smażone sery oraz pasztety zajęcze [12].
            W poczet służby pracującej u Brodowskich zaliczali się także: 4 osoby stanowiące pomoc kuchenną, pokojówki, lokaj wraz z pomagającym mu synem, włodarze-karbowi, stangret, administrator, nauczycielka, oraz praktykant [13].
            Dobre relacje panujące pomiędzy rodziną dziedziców, a służbą podkreślały także zwyczaje, zacieśniające pomiędzy nimi więzi, takie jak np. ofiarowywanie przez państwa prezentów gwiazdkowych. Przeważnie materiały na chustki an głowę tzw. szalówki – wełniane chusty z frędzlami, noszone do kościoła zimą. Domowej służbie dawano prócz tego drobne prezenty z podróży państwa do sanatoriów i innych miejsc, a były to broszki, korale, święte obrazki itd. Kiedy małżeństwo któregoś ze służby obchodziło złote gody, dziedzic wyprawiał im uroczystość na własny koszt [14]. W przypadku, gdy zachorował ktoś ze służby lub jego dziecko, albo w razie śmierci, Brodowscy zawsze służyli swą pomocą opłacając koszta leczenia czy pogrzebu. Po przejściu na emeryturę służba miała prawo dożywotnio zajmować dotychczasowe pomieszczenia, względnie przydzielano jej nowe lokum [15].



Podwórzowy z majątku w Lutyni - Józef Forycki wraz z żoną Pelagią, oraz ich córka Maria.


            Nieco w innych okolicznościach przedstawia się historia rozpoczęcia służby przez Józefa Foryckiego, który otrzymał stanowisko podwórzowego w dobrach Wojciecha Skoraszewskiego w Lutyni. Opowieść przedstawiona przez jego praprawnuczkę rozpoczyna się od postaci ojca Józefa – Ignacego Foreckiego, który urodzony w Sośnicy odbywał służbę we dworze Cłapowskich: początkowo jako futrzpan powoził końmi, a potem został gajowym.
            Sytuacja zmieniała się z chwilą gdy Chłapowski popadł w kłopoty finansowe, i aby się ratować pożyczył pieniądze min. od pana Ignacego, który był wówczas zamożnym już człowiekiem. Niestety nie pomogło to zbyt wiele, gdyż w ostateczności posiadłości posiadłość dziedzica została zlicytowana, a następnie wyprzedana niemieckim kolonialistom.
Aby zrekompensować dług Chłapowski zapewnił dzieciom Foryckiego posady we dworach: Antoni trafił do majątku Chłapowskich Stawiany; Józefa znalazła zatrudnienie w majątku Jouanna na Maliniu; zaś bohater naszej opowieści – pan Józef otrzymał pracę właśnie w Lutyni, którą utrzymywał aż do czasu wybuchu II Wojny Światowej [16].
Jako podwórzowy, dostał mieszkanie w czworaku istniejącym do dzisiaj, miał także dwie krowy, trzymał świnie. Krowy pasły się razem z krowami dworskimi na łąkach dziedzica, było to w ramach wynagrodzenia za pracę. Oprócz tego corocznie pradziadek dostawał deputat węglowy, a także kawałek ziemi, na której mógł uprawiać ziemniaki. Deputaty i wypłaty majątku Lutynia były płacone regularnie w przeciwieństwie do innych majątków, gdzie należności nie były wypłacane po kilka miesięcy, co wpędzało robotników folwarcznych w wielką biedę. Dziedzic Lutyni Wojciech Skoraszewski interesował się osobiście sytuacją materialną swych robotników i potrafił chodzić do domów, aby zobaczyć w jakich warunkach żyją. Kiedy jedna z rodzi nie radziła sobie w należytym sposobie życia, mówił do niej: Jadwiga, psia krew, jak ty gospodarujesz. Wszystkim starcza a tobie nie”. Prapradziadek rzeczywiście nie narzekał na sytuację materialną, żyło im się w miarę dobrze i spokojnie. Potrafił nawet złożyć pewne kwoty  pieniędzy do banku [17].
Do obowiązków podwórzowego należało codzienne, poranne zwołanie pozostałych ludzi pracujących we dworze, i przydzielenie im zadań do wykonania, a następnie dopilnowanie, aby każdy się z owych obowiązków wywiązał należycie. Do powinności Józefa Foryckiego należało także informowanie na temat bieżących spraw dotyczących majątku, a także: wzywanie weterynarza do chorych zwierząt, nadzorowanie zwózki zbiorów, a także na życzenie pana pełnienie funkcji kamerdynera, czy też jak podobnie jak jego ojciec – futrzpana [18].
            Także i jego dzieci otrzymały zatrudnienie we dworze: córka Maria chodziła do pomocy przy praniu, zaś syn Franciszek dostał posadę kierowcy u księcia Radziwiłła w Nagłowicach pod Krakowem [19].
            Dobre stosunki łączyły zarówno dziedzica, jak i jego pracowników – podkreśla to prawnuczka, autorka spisanych wspomnień, podkreślając, iż jej prapradziadek w trudnych chwilach zawsze mógł liczyć na wsparcie ze strony Skoraszewskich – podobnie jak oni na jego.
Przykładem owych dobrych relacji może być fakt, iż gdy w 1935 r. córka pana Józefa brała ślub, na jej wesele przyszły także panny dziedziczki:
W tradycji zachowało się, że nie przyniosły żadnego prezentu. Panienki wypiły tylko herbatę, wypaliły papierosa, porozmawiały z młodymi i księdzem Murachem, proboszczem parafii Lutynia. Po wypiciu herbaty odeszły” [20].



Władysława Andrzejczakowa (zd. Kozik) - pokojówka z Dobrzycy.

            Jako ostatnie przedstawimy wspomnienia ze służby w Dobrzycy pani Władysławy Andrzejczakowej (zd. Kozik), spisane przez męża jej wnuczki – Kazimierza Balcera. Przybyła tam w raz z rodziną, gdy w 1905 r., jej ojciec znalazł pracę w Augustynowie,  w dobrach należących wówczas do rezydujących w Dobrzycy hrabiostwa Zygmunta i Marii Czarneckich.
Państwo Kozikowie zamieszkali wówczas w ceglanym parterowym domu, który zajmowała prócz nich jeszcze jedna rodzina, a znajdował się on na ternie tzw. „ogrodu pańskiego” (gospodarstwo ogrodnicze), dziś przy ul. Krotoszyńskiej [21].
            Osiemnastoletnia wówczas Władysława otrzymała zatrudnienie jako pokojówka, czasem też zdarzyło jej się pracować jako pomoc kuchenna. Potem przeniosła się z domu w ogrodzie do Augustynowa, gdzie pracował jej ojciec, by przez wzgląd na jego chorobę, odciążyć go w wykonywanych obowiązkach. Służbę w pałacu kontynuowała do 1907 roku, czyli do czasu kiedy wyszła za mąż, jednak wspomnienia pobytu i pracy w pałacu zawsze wspominała ciepło i dobrze, aż do swej śmierci w 1987 r. [22].
            Przyjrzyjmy się zatem wybranym fragmentom tego, jak wówczas wyglądała służba w Dobrzycy:
            Codziennie rano babcia sprzątała sypialnię starszych państwa i robiła to regularnie o tej samej godzinie.  Rano hrabia Zygmunt wraz z żoną udawali się do kościoła. Szli tam zawsze skrótem przez furtkę, która znajdowała się w murze oddzielającym park od podwórza proboszczowskiego. Pewnego razu, gdy babcia weszła do sypialni, której okna były zasłonięte, zabrała się jak zwykle do sprzątania sypialni, chwyciła za pierzynę aby ją wywietrzyć – wtem odezwał się hrabia: „Dziecko my śpimy, bo dziś nie ma mszy, bo ks. Dziekan wyjechał”. Babcia zaczęła przepraszać hrabiego i mówiła, że było jej bardzo nieprzyjemnie, bo bała się, że hrabia ją wyzwie. Zygmunt Czarnecki widząc jej przestrach powiedział: „Dziecko nic się nie stało”. Innym razem, gdy niechcący postawiła na drodze hrabiego wiadro, przez które ten się przewrócił, zamiast ostrej nagany usłyszała od niego tylko: „Dziecko musisz uważać”(...). Wspominając hrabiego Zygmunta i jego żonę, babcia zawsze się bardzo dobrze o nich wyrażała. Mówiła, że hrabia był „bardzo dobry i ludzki, na każde święta zawsze pamiętał o służbie, dając im srebrną markę” [23].
            Do innych obowiązków babci zaliczało się m. in. porządkowanie „potrzebnej izdebki”, czyli toalet.  Były to dwa małe pomieszczenia na piętrze, dochodziło się do nich schodami gospodarczymi. W pomieszczeniach tych stały krzesła z wycięciem a pod nimi wiadra, obok pojemnik z torfem i szufelka do zasypywania nieczystości. Wiadra te były wynoszone do parku, w miejsce gdzie stały sztuczne ruiny, a konkretnie do jednej z fragmentów baszt (była to ostatnia baszta od strony wschodniej) [24].

              Tym sposobem, studiując wybrane przykłady staraliśmy się przedstawić czytelnikom to, jak mogła wyglądać służba w ziemiańskim majątku – tym samym kładąc kres negatywnym stereotypom na ten temat. Rzecz jasna nie oznacza to, iż podług obecnych, czy nawet ówczesnych standardów poziom życia służby, oraz pracowników folwarcznych znajdował się na wysokim poziomie – nie zawsze jednak graniczyć musiał ze skrajnym ubóstwem, co już wykazaliśmy powyżej. Wiele zależało też od charakteru dziedzica: „dobry dziedzic” – okazywał się wcale nie być tyranem lecz człowiekiem, dbał o swych pracowników i gotów był im służyć odpowiednią pomocą. „Zły dziedzic” przyczyniał się do utrwalania czarnej legendy na temat służby we dworze i związanych z nią  stereotypów. Nie inaczej jest w przypadku ówczesnych pracodawców, którzy prezentują zgoła różne postawy względem swych pracowników.


Przypisy.


[1] Michalina Petelska, Polski dwór w oczach Duńczyka. Wizyta Georga Brandesa u Brzezińskich w Pawłowicach  w 1894 roku, [w:] Dobrzyckie Studia Ziemiańskie, t. I, dr Marek Jaeger (red.), Muzeum Ziemiaństwa w Dobrzycy Zespół Pałacowo-Parkowy, Dobrzyca 2010, s. 123.
[2] zob. Tamże, s. 125.
[3] Tamże, s. 128.
[4] Tamże.
[5] zob. Henryk Nowacki, Folwark w kulturze rolnictwa, , [w:] Ziemiaństwo Wielkopolskie. W kręgu arystokracji, Andrzej Kwilecki (red.), Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2004, s. 73-74.
[6] Jacek Malkowski, Służba dworska w majątku ziemskim Psary od XIX do XX w., [w:] Dobrzyckie Studia Ziemiańskie, t. II, dr Marek Jaeger (red.), Muzeum Ziemiaństwa w Dobrzycy Zespół Pałacowo-Parkowy, Dobrzyca 2011, s. 101.
[7] Tamże.
[8] Tamże, s. 101-103.
[9] zob. Tamże, s. 103.
[10] Tamże, s. 104.
[11] Tamże, s. 105.
[12] zob. Tamże, s. 105-106.
[13] zob. Tamże, s. 107-108.
[14] Tamże, s. 106.
[15] Tamże, s. 108.
[16] zob. Greta Dera, Wspomnienie mego prapradziadka Józefa Foryckiego, który mieszkał i pracował we dworze w Lutyni, [w:] Dobrzyckie Studia Ziemiańskie, t. I, dr Marek Jaeger (red.), Muzeum Ziemiaństwa w Dobrzycy Zespół Pałacowo-Parkowy, Dobrzyca 2010, s. 207.
[17] Tamże, s. 207-208.
[18] zob. Tamże, s. 208.
[19] zob. Tamże.
[20] zob. Tamże, s. 209.
[21] zob. Kazimierz Balcer, Okruchy wspomnień, cz. I, [w:] Dobrzyckie Studia Ziemiańskie, t. IV, dr Marek Jaeger (red.), Muzeum Ziemiaństwa w Dobrzycy Zespół Pałacowo-Parkowy, Dobrzyca 2014, s. 46.
[22] zob. Tamże.
[23] Tamże, s. 47.
[24] Tamże, s. 48.


Bibliografia.


1.      Balcer Kazimierz, Okruchy wspomnień, cz. I, [w:] Dobrzyckie Studia Ziemiańskie, t. IV, dr Marek Jaeger (red.), Muzeum Ziemiaństwa w Dobrzycy Zespół Pałacowo-Parkowy, Dobrzyca 2014.
2.      Dera Greta, Wspomnienie mego prapradziadka Józefa Foryckiego, który mieszkał i pracował we dworze w Lutyni, [w:] Dobrzyckie Studia Ziemiańskie, t. I, dr Marek Jaeger (red.), Muzeum Ziemiaństwa w Dobrzycy Zespół Pałacowo-Parkowy, Dobrzyca 2010.
3.      Malkowski Jacek, Służba dworska w majątku ziemskim Psary od XIX do XX w., [w:] Dobrzyckie Studia Ziemiańskie, t. II, dr Marek Jaeger (red.), Muzeum Ziemiaństwa w Dobrzycy Zespół Pałacowo-Parkowy, Dobrzyca 2011.
4.      Nowacki Henryk, Folwark w kulturze rolnictwa, , [w:] Ziemiaństwo Wielkopolskie. W kręgu arystokracji, Andrzej Kwilecki (red.), Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2004.
5.      Petelska Michalina, Polski dwór w oczach Duńczyka. Wizyta Georga Brandesa u Brzezińskich w Pawłowicach  w 1894 roku, [w:] Dobrzyckie Studia Ziemiańskie, t. I, dr Marek Jaeger (red.), Muzeum Ziemiaństwa w Dobrzycy Zespół Pałacowo-Parkowy, Dobrzyca 2010.


Źródła ilustracji. 



1.      Brodowscy w Nicei:
Jacek Malkowski, Służba dworska w majątku ziemskim Psary od XIX do XX w., [w:] Dobrzyckie Studia Ziemiańskie, t. II, dr Marek Jaeger (red.), Muzeum Ziemiaństwa w Dobrzycy Zespół Pałacowo-Parkowy, Dobrzyca 2011
2.      Dwór w Lutyni w latach 70. XX wieku:
Greta Dera, Wspomnienie mego prapradziadka Józefa Foryckiego, który mieszkał i pracował we dworze w Lutyni, [w:] Dobrzyckie Studia Ziemiańskie, t. I, dr Marek Jaeger (red.), Muzeum Ziemiaństwa w Dobrzycy Zespół Pałacowo-Parkowy, Dobrzyca 2010.
3.      Służące z majątku w Psarach: Marianna Błoch i Wiktoria z Dusterów Baraniakowa w strojach regionalnych:
J. Malkowski, dz. cyt.
4.      Fotografie Józefa Foryckiego z rodziną:
G. Dera, dz. cyt.
5.      Władysława Andrzejczakowa:
Kazimierz Balcer, Okruchy wspomnień, cz. I, [w:] Dobrzyckie Studia Ziemiańskie, t. IV, dr Marek Jaeger (red.), Muzeum Ziemiaństwa w Dobrzycy Zespół Pałacowo-Parkowy, Dobrzyca 2014.

piątek, 24 sierpnia 2018

Charakterystyka, rola i znaczenie ziemian wielkopolskich.





Szkic charakterystyki.


 Dwór w Kucharach.
           
          

Szkic charakterystyki.

           
            Kim byli ziemianie? Andrzej Kwilecki utożsamia ich z „kategorią społeczeństwa, które potocznie zwano <<dziedzicami>> a w literaturze zamiennie <<obszarnikami>> (…)większymi właścicielami ziemskimi, posiadaczami gospodarstw rolnych typu folwarcznego, właścicielami majątków ziemskich, <<obywatelami ziemskimi>>”. Deprecyzując – podstawę zaliczenia kogoś w poczet ziemian stanowi tu kryterium władności ziemi – o odpowiednio dużym obszarze (za dolną granicę majętności ziemskiej przyjmuje się najczęściej powierzchnie 100 ha).
            W szerszym znaczeniu ziemianie to warstwa społeczno-kulturowa,  którą tworzyli ludzie posiadający pewne cechy szczególne, głownie pochodzenie szlacheckie, określoną mentalność, charakterystyczny styl życia, świadomość społeczną i narodową.
(…)
            Niektórzy badacze rezerwują termin „ziemiaństwo” dla warstwy społecznej ukształtowanej pod wpływem kapitalizmu, po odejściu od feudalnego systemu produkcji  i zastąpieniu pańszczyzny najemną siła roboczą, używano go zatem do właścicieli gospodarstw rolnych z drugiej połowy XIX i pierwszej XX – wieku [1].
Niektórzy badacze, jak min. Janina Leskiewiczowa zwracali uwagę na to iż: słowo „ziemianin” funkcjonowało już w staropolszczyźnie, najpierw w odniesieniu do rolnika w ogóle, potem uległo zawężeniu i oznaczało szlachcica pasjonata i tak rozumiano je do końca XVIII i w XIX wieku, gdy termin „ziemiaństwo” wszedł w powszechne użycie [2].
            Początkowo rekrutowali się spośród starych rodów, które przeszły swoistą ewolucję: od stanu rycerskiego, szlacheckiego, na omawianym ziemiaństwie kończąc. Należy tutaj przyjąć następującą zasadę: w przed rozbiorowej Polsce każdy ziemianin był szlachcicem, ale nie każdy zamożny szlachcic [3]. Pomnijmy tutaj sienkiewiczowskiego Rzędziana, i jego pamiętne słowa: „Jam szlachcic, choć ubogi”. Andrzej Zajączkowski wyróżnił następujące warstwy szlacheckie w okresie Pierwszej Rzeczpospolitej. Dzieląc je na dwie klasy: szlachtę nieposiadającą (gołotę), złożoną ze szlachty brukowej, czynszowej i służebnej, oraz szlachtę ziemiańską (posiadającą ziemię), złożona ze szlachty zagonowej (najliczniejszej, cząstkowej, folwarcznej i magnaterii [4].
Szlachtę zaściankową, zwaną też chodaczkową – tak charakterystyczną dla wschodnich terenów Królestwa [5], jednak zbyt ubogą, by zaliczać się w poczet „ziemiaństwa”…  A jeśli o niej mowa, znów pojawia się w tym miejscu obraz z ojczystej literatury, zapisany przez A. Mickiewicza, w jego „Panu Tadeuszu”.
Arystokrację od przeciętnych obywateli ziemskich odróżniał stan majątkowy, styl życia, międzynarodowe koligacje i koneksje. Jednak często różnice między zamożnym dworem a skromnym pałacem nie były tak oczywiste, a jednych drugich potomków polskiego rycerstwa i szlachty, pamiętających obowiązująca w dawnej Rzeczpospolitej zasadę, że „szlachcic na zagrodzie równy wojewodzie”, łączył wspólny los „przedsiębiorców rolnych”, związanych sercem i pracą z ziemią, zwierzętami i swoimi wiejskimi siedzibami [6].

            Ziemiaństwo było dość wąską grupą społeczną (o. 0, 3 % a licząc szerzej, czyli biorąc pod uwagę całe towarzystwo ziemiańskie, prawie 1 % populacji ludności przedwojennej Polski), zajmująca najwyższą pozycje społeczna do czasu istnienia na ziemiach polskich ustrojów monarchicznych, natomiast w okresie Polsce niepodległej lat dwudziestych – starająca się nadal utrzymać wysoką pozycje, przede wszystkim o znaczeniu gospodarczo-kulturalnym [7].
Od drugiej połowy XIX w. w poczet omawianego stanu społecznego poczęli zaliczać się także „dorobkiewicze”, min.: urzędnicy, fabrykanci, i inni przedsiębiorcy wywodzący się z rodzin mieszczańskich – które szlacheckich korzeni nie posiadali, a jedynie dzięki zasobności swego majątku mogli pozwolić sobie „wkupienie się” w warstwę ziemiańską, poprzez zakup majątku. Jednakże pamiętać należy, że nie zawsze byli oni mile widziani w oczach rodzin należnych do szlachty „z dziada pradziada”.
            W końcu ziemiaństwo stanowiła także szlachta, która wprawdzie swego majątku nie posiadała, jednakże gospodarowała dzierżawiąc folwark od jego właściciela, który przykładowo zamieszkiwał wówczas miasto, lub  przebywał zagranicą.
            W ramach tak rozumianej warstwy ziemiańskiej wyróżnić można kilka grup, różniących się stosunkiem do własności ziemskiej lecz bliskich sobie stylem i kulturą życia. Prócz właścicieli majątków, stanowiących trzon warstwy, zaliczamy tu dzierżawców, wysokich urzędników gospodarczych, wreszcie byłych właścicieli ziemskich. Ponad różnicami, wynikającymi z odmiennego położenia społecznego, przedstawicieli tych grup dominowało poczucie wspólnoty wewnątrzśrodowiskowej, o którym tak ładnie pisał Mieczysław Jałowiecki: […] wszystkich nas ziemian łączyła jakaś tajemna siła, która szła z ziemi, gospodarstwa, ze starych ścian dworów i wspólnej tradycji szlacheckiej” [8]. 
            Gdybyśmy mieli ściślej ująć charakterystykę ziemiaństwa, wyłoniły się nam wówczas następujące pojęcia: niezależność osobista; bliskość przyrody i życie zgodnie z rytmem następujących po sobie kolejno pór roku, oraz idące za tym przekonanie szlachetności pracy na roli (mentalne, symboliczne utożsamianie się z postacią św. Izydora - patrona oraczy). Wszystko to miało na celu zbudowanie psychicznego poczucia spokoju wewnętrznego, wywołanego przeczuciem, iż „wszystko jest na swoim miejscu”  [9].
Wzorowego szlachcica cechowały przywary takie jak: dobre maniery i delikatność obejścia; dowcipność wynikająca z błyskotliwości umysłu; grzeczność (takt, rozsądek, znajomość swych powinności wynikających z zajmowanego miejsca w hierarchii); chęć do spotkań towarzyskich i związana z tym gościnność [10].
            Znamiennym jest, iż ziemianie odgrywali ogromną rolę w naszej historii oraz, kulturze. To wokół ich majątków skupiały  się od zawsze ogniska polskości: byli mecenasami kultury, fundowali okoliczne szkoły, straże pożarne – słowem unowocześniali wsie. Kierując się duchem patriotycznym dbali o to aby polskość nie umarła: dbali o to by nie tylko ich dzieci, ale te z okolicznych wsi poznały ojczysty język, kulturę – w końcu stali oraz sami udzielali się w organizacji wszelkich powstań. Stali na straży fundamentalnych zasad takich jak: rodzina, dom, edukacja, kultura, wiara, honor i ojczyzna. Uczyli odbudowywać to co zostało niejednokrotnie zniszczone, a także brania odpowiedzialności za własny naród. W walce o niepodległość naszego kraju, oraz w obronie polskiej tożsamości, niejednokrotnie dokonywali cudów opierających się na przekształcaniu ideałów w czyny.
Nie można jednak zaprzeczyć, że i w dziejach historii ziemiaństwa, od czasu do czasu pojawiały się czarne karty, bohaterami zapisanych na nich dziejów bywały wówczas negatywne postaci.
            Działalność ich niejednokrotnie była solą w oku wrogów  narodu polskiego: począwszy od zaborców, po okupantów III Rzeszy, bolszewickich rewolucjonistów, a w końcu Władzom Polskiej Republiki Ludowej. Zdając sobie sprawę z roli ziemiaństwa w polskim społeczeństwie starali się je wielokrotnie, na wieloraki sposób wyplenić – bowiem jedną z zasad, które mają na celu pozbawienie danego narodu tożsamości, jest pozbawienie go elit, stanowiących siłę napędową narodu.
            Niszcząc wspomniane na końcu pierwszego akapity elementy – burzy się fundament tożsamości narodów, który zabezpiecza społeczeństwo przed miernota i biernością. Aby działać dla społeczeństwa, trzeba człowieka dostrzegać,  co nie było cechą komunizmu ani ultra-liberalizmu [11].
            Dzisiejszy potomek ziemian działa coraz częściej na innych płaszczyznach niż rolnictwo. Może być naukowcem, dyplomatą, przedsiębiorcą, robotnikiem, artystą. Nie jest ograniczony przez ziemiańskie pochodzenie rodziców, ale jest kierowany ziemiańskim etosem [12].
           

Rolnictwo.



 Wnętrza chlewu w Chłapowie.

Proces kształtowania się wielkopolskiego szlachcica z feudalną mentalnością na nowocześnie gospodarującego ziemianina-kapitalistę następował stopniowo i pociągał za sobą znaczne zmiany w życiu codziennym warstwy ziemiańskiej (…). Ziemianie , którzy w trudnych warunkach ekonomicznych i polityczno-społecznych panujących w zaborze pruskim zdołali utrzymać swój stan posiadania upodobnili się bardzo do wielkich właścicieli w krajach zachodnio-europejskich i przyczynili się znacznie do osiągnięcia przez wielkopolskie rolnictwo wysokiego poziomu rozwoju. Jednocześnie, aż do końca XIX w. odgrywali wiodącą rolę w polskim ruchu narodowym. Chcąc zachować pozycję hegemona w polskim społeczeństwie i nie ulec w walce o ziemię z elementem niemieckim, musieli zając się osobiście zarządzaniem swymi majątkami i co za tym idzie – modernizować swój styl życia (…).
            Ziemiaństwo polskie w Poznańskiem stanowi modelowy przykład, którego zbadanie pozwoli lepiej poznać „mechanizm” przekształcenia się szlachcica – z typowym dla feudalizmu sposobem myślenia, nawykami i upodobaniami – w ziemianina, często osobiście gospodarującego w swych majątkach, dążącego do osiągnięcia jak największego zysku, przestrzegającego kapitalistycznego systemu wartości, ceniącego czas i pracę, swoją i innych, oraz korzystającego chętnie z dobrodziejstw cywilizacji doby przemysłowej [13] [14].
            Reformy uwłaszczeniowe w Galicji (1848), w Królestwie Kongresowym (1864), sprawiły że ziemiaństwo wkroczyło w etap gospodarski kapitalistycznej. Tam też: źle przeprowadzone reformy role pogubiły tylko zacofanie większości majątków ziemskich, doprowadzając często do zadłużenia ich właścicieli, a nawet do upadku gospodarstw (…). W zaborze rosyjskim zmiany ustroju gospodarczego zbiegły się w czasie z klęską powstania styczniowego, represjami władz carskich wobec ziemian, konfiskatą prawie dwóch tysięcy majątków należących do uczestników1) buntu, poważnymi utrudnieniami w obrocie ziemią [15].
Na początku XIX stulecia wielkopolscy właściciele dóbr tylko w niewielkim stopniu kierowali procesem produkcji w swych folwarkach. Wyręczali się administratorami, rządcami, ekonomami, włodarzami itd. Zresztą zarządzanie folwarkami nie wymagało wówczas szerokiej i gruntownej wiedzy fachowej. Przy obowiązującej trójpolówce oraz przy nastawieniu głównie na uprawę podstawowych zbóż i hodowlę owiec „dawne przez ojców przekazane reguły gospodarowania, były pilnie zastosowane połączone z gospodarnością domu, zapewniały dostateczne dochody”.
            Zmianę w sytuacji przyniosło uwłaszczenie chłopów w 1823 r. Powiększone w jego rezultacie folwarki szlacheckie wymagały dużych inwestycji (nowych budynków, narzędzi rolniczych, większej ilości inwentarza itd.) oraz wysokich kwalifikacji i czujnego oka właściciela bądź zastępującego go urzędnika gospodarczego. Konieczne stało się zwiększenie efektywność gospodarowania dla zdobycia środków na niezbędne inwestycji  obsługę znacznych długów obciążających hipoteki wielu majątków. W tym położeniu ziemianin „nie mógł się spuszczać [już] ani na rosę niebieską, ani na ręce nic nie kosztujące, ani się tym pocieszać: jeden rok chybi, drugi naprawi – tylko sam musiał dokładać trudu, nauki i kosztu, żeby nie tylko wyżyć, ale utrzymać się przy majątku (…).
            Szok , jaki dla wielu właścicieli ziemskich stanowiło uwłaszczenie chłopów, połączone z koniecznością przestawienia się na nowy sposób myślenia, gospodarowania i zachowania się w życiu publicznym, po zmianach prawnych i politycznych wprowadzonych przez pruskie władze, opisał barwnie Teodor Tripplin, który w latach trzydziestych XIX w. odwiedził Wielkie Księstwo Poznańskie:
„A czasy złe, separacja zawotowana, darmocha ustała; któż tu na pańszczyznę wyjdzie, któż kapłona przyniesie? Tylko kupuj i płać; to i hołysz potrafi żyć z własnego grosza. Piękna mi teraz szlachta w Poznańskiem; na co się przydadzą herby i klejnot szlachecki, bez pańszczyzny i kapłona? A wyłajaj no teraz chłopa; zaraz ci się odburknie, i do wójta poleci, a wójt gminy Niemiec, chytry na talara, jak kot na jaskółkę, jak złapie chłopa, to go nie puści bez spisania protokólu, i prześle go dziedzicowi przez woźnego z sądu pokoju” [16].
            Choć strona nasza poświęcona jest tematyce Wschodniej Wielkopolski, celowo przedstawiliśmy tutaj odwołania odnoszące się do Wielkiego Księstwa Poznańskiego. Pierwszy powód tego stanu rzeczy jest taki: w cyklu poświęconym ziemiaństwu staramy się ukazać różnice w funkcjonowaniu tego stanu na przykładach wszystkich trzech zaborów (w celu głębszego wglądu w różnice i podobieństwa w tym temacie zachęcamy do zapoznania się z wspomnieniami: Mieczysława Jałowieckiego, oraz Stanisława Zaborowskiego).
Po drugie: pamiętać należy, że część ziem naszego regionu, swego czasu znajdowały się także właśnie na terenie wspominanego Księstwa.

Wielu ziemian nie chcących gospodarować swoim majątkiem nawet przy pomocy rządców, wynajmowało swe ziemie w dzierżawy krótko, bądź długoterminowe – sami zaś zamieszkiwali w miastach, lub za granicą, a włości swe „nawiedzali” jedynie latem [17].
            Tymczasem podstawą dla szlachcica decydującego się na związanie swego życia na stałe z uprawą roli, obowiązkowym było zapoznanie się z nowoczesnymi technikami prowadzenia gospodarstw (np. nowoczesne maszyny, przejście w drugiej połowie XIX wieku z systemu trójpolowego na płodozmian)  - dlatego też wielu z nich ubogacało wiedzę zdobytą od przodków, o tę zdobytą na studiach o profilu rolniczym.
Właściciele majątków mimo posiadania na swych usługach zaufanych administratorów, sama podejmowała się organizowania i nadzorowania prac w majątku – nie bez znaczenie pozostawały tutaj kwestie budżetu np. starano się by przy pracach rolnych było zatrudnionych nie więcej osób, niż wymagała tego rzeczywista potrzeba.
Dla wielu posiadanie własnego majątku, i oddanie się codziennemu rytmowi obowiązujących na nim prac, wiązało się nierzadko ze wczesnymi pobudkami i ciężką pracą aż do zachodu słońca (w zależności od pory roku). Niektóre rodziny jak Schloesserowie z Brzezin k. Kalisza nie tylko nadzorowali prace zatrudnionych w swym majtku robotników, ale uczestniczyli w nich bezpośrednio – nie czyniąc w tym wypadku wyjątku dla swoich córek.
            A oto kilka kolejnych przykładów wspomnień, obrazujących spostrzeżenia i przemyślenia pracujących na swych ziemiach dziedziców:
 Michał Jasiecki, kolejno właściciel niedużych majątków w Polwicy koło Środy i w Ostrowieczku w powiecie śremskim, który osobiście chcąc dopilnować wszystkich robót i uniknąć zaniedbań, nie mógł przez szereg lat opuścić na dłużej swego gospodarstwa i wjechać „do wód” dla podratowania swego zdrowia [18].
Karol Libelt, który zmuszony okolicznościami politycznymi osiadł w 1850 r. w majątku swej żony w Czeszewie w powiecie wągrowieckim, stwierdził z ubolewaniem w jednym z listów „że kto się gospodarstwem na wsi zajął, ten się z literaturą pożegnał” [19]. Nieco później pisywał on także: „zatrudnienia gospodarskie od wschodu słońca, aż do zachodu tak człowieka unużą, że nie ma czasu ani ochoty do pisania. Dodaj do tego niemal codzienne odwiedziny, które przynamniej, jak na wsi – pół dnia zajmują, dodaj potrzeby wyjeżdżania w sąsiedztwo, na targi i jarmarki do miasteczek powiatowych, a będziesz miał wyobrażenie, jak każdemu co roli pilnuje i z niej żyje, czas schodzi i upływa” [20].

Nadchodzące wraz z postępem zmiany w życiu na wsi, nie ominęły samych zabudowań dworskich, w których wiele wnętrz, oraz przestrzeni wokół budynków zostało zaaranżowanego dla potrzeb nowoczesnego i postępowego jak na tamte czasy szlachcica. Dla poznańskiego zmiany te szczególnie charakterystyczne, bowiem folwarki szlacheckie przekształcono tu w kapitalistyczne przedsiębiorstwa rolne szybciej niż na innych ziemiach polskich [21].
Wg Zofii Ostrowskiej- Kębłowskiej w drugiej połowie XVIII w. w Wielkopolsce znajdowało się 36 dworów o aspiracjach pałacowych – większość jednak wielkopolskich majątków stanowiły dwory drewniane, które z duchem postępu zaczęły być zastępowane przez murowane rezydencje [22].
Badacze omawianej w tym miejscu tematyki zwracają uwagę na fakt: wieś i dwór koegzystowały obok siebie, jednak jednocześnie stanowiły dwa zupełnie odrębne, niezależne od siebie byty.  Dotyczy to zarówno codziennego życia i wzajemnych relacji dziedzica, oraz jego rodziny w stosunku do rodzin zatrudnionych do pracy w folwarku pracowników, mieszkańców okolicznych wsi.
Wsie dworskie znajdowały się w pewnej odległości od dworu – jednak jeszcze dalej znajdowały się te, których ziemie, oraz zabudowania po uwłaszczeniu chłopów należały już do niezależnych rodzin chłopskich. W ten sposób starano się podkreślić oczywiste różnice, wynikające z innego statusu społecznego posiadaczy określonych obszarów.

Za „kres ery ziemiaństwa” należy przyjąć lata o zakończeniu  I Wojny Światowej – odnosząc się do tego okresu wielu badaczy, oraz pamiętnikarzy zgodnie zaczęła zauważać, iż ziemiaństwo „wykańczało się”. Winy w tym stanie rzeczy dopatrywano się w przedwojennym kryzysie ekonomicznym i polityce fiskalna odrodzonego państwa – wielu ziemian dosłownie: ledwo wiązało przysłowiowy „koniec z końcem”. Pokutowało przy tym przeświadczenie, że ziemiaństwu lepiej się wiodło za czasów zaborów, niż po odzyskaniu niepodległości.
Choć otoczeniu mogło wydawać się inaczej - mit o ówczesnym bogactwie ziemian potęgowały pamiątki odziedziczone po przodkach, oraz negatywne stereotypy powielane przez socjalistyczne władze w okresie po II Wojnie Światowej.
Znaczące zmiany w położeniu wielu ziemian przyniosły kolejne przedwojenne ustawy: o parcelacji majtków, za pełnym odszkodowaniem (1925); oraz ta z 18.03.1932 roku o dobrach skonfiskowanych przez byłe władze zaborcze uczestnikom walk o niepodległość, która miedzy innymi przewidywała zwrot uprawionym osobom dóbr skonfiskowanych w okresie zaborów  i znajdujących się w rękach państwa [23].
W późniejszym okresie, zgodnie z dyrektywami PKWN z 1944 roku pod pretekstem wprowadzenia nowej reformy rolnej wielu rodzinom ziemiańskim ziemie, wygnano –bez odszkodowania mienia i dobytku. Prześladowano, utrudniano funkcjonowanie w powojennym społeczeństwie, w wyniku czego: wiele ziemiańskich elit zdecydowało się emigrować z kraju (także wiele z tych, którzy opuściło go po wybuchu II Wojny, postanowiło, wcale nie powracać do ojczyzny) [24].
Przynależność do sfery ziemiaństwa wynikała, i wciąż wynika z dwóch faktów: urodzenia się w rodzinie ziemiańskiej lub z małżeństwa z taka osoba. O ile szlachectwo dziedziczy się tylko po ojcu, o tyle „ziemiańskość” można odziedziczyć także po matce. Dlatego ziemiaństwo powiększa się o nowe nazwiska, drogą małżeństw zawieranych przez ziemianki. Tym samym nie jest już hermetyczna, zamknięta grupa, chociaż nie ma możliwości „wstąpienia” do niej w inny sposób, chyba ze w charakterze zaakceptowanego przez środowisko „sympatyka” tradycji ziemiańskich [25].


Działalność społeczna.



 Wnętrza pałacu w Lewkowie.



Obowiązek zarządzania ziemiańskimi majątkami rolnymi z reguły spoczywała na głowie rodu – mężczyźnie. Należy jednak pamiętać, że zdarzały się przypadki, kiedy to ziemianki radziły sobie z tymi zadaniami równie sprawnie, co panowie. Przywołać tutaj należy przykład rodziny pani Elżbiety Hęćkowej, wywodzącej się ze Świnic Kaliskich, kiedy to: babka i prababka jako niezależne kobiety doskonale radziły sobie w gospodarowaniu majątkiem. Podobnie sprawa miała się w Kamieniu – majątku należącym do drugiej żony Mieczysława Jałowieckiego.           W rodzinie tej majątek od kilku pokoleń przechodził w ręce kobiecych dziedziczek, które z sukcesem potrafiły go należycie zagospodarować i utrzymać.  Także i Zofia Schloesser z Brzezin aktywnie uczestniczyła w gospodarowaniu majątkiem, wliczając w to bezpośredni udział w zajęciach rolnych.
            Nie wszystkie jednak dziedziczki angażowały się w tej kwestii w równym stopni, co przytoczone przed chwilą przykłady. Wiele z nich pozostawiała tego typu sprawy opiece swego męża, same zaś skupiały się na życiu kulturalnym, oraz towarzyskim. Od kobiety-ziemianki z reguły oczekiwano, aby potrafiła umieć zająć się domem (nadzór nad kobiecą służbą, a także proste obowiązki domowe), a także: by udzielała się społecznie.
Znamiennym na to przykładem było powołanie do życia w grudniu 1910 r. Towarzystwa Ziemianek Wielkopolskich. Stało się to za sprawą Ludwiki z Mycielskich Turnowej (1860-1938), za ówczesną siedzibę Towarzystwa wybrano Toruń. Wcześniejsze inicjatywy tego typu posiadały charakter kół włościanek, i powstawały min. we wsi Mirosławice (dzięki inicjatywie Emilii Zakrzewskiej), oraz w Myjomicach (dzięki Józefie Wężykównie) [26].
            Towarzystwa Ziemianek Wielkopolskich od początków swego działania posiadało charakter cel oświatowy, oraz gospodarczy; zaś nadrzędnym jego zadaniem było przeciwstawianie się akcjom germanizacyjnym.
            Z inicjatywy działaczek powstawało wiele szkół , oraz ochronek przeznaczonych dla dzieci i młodzieży wiejskiej, gdzie nauczano: katechizmu, czytania, pisania, robótek ręcznych; wygłaszano referaty. Organizowane pogadanki łączono z zajęciami praktycznymi dotyczącymi: sadownictwa, ogrodnictwa, hodowli drobiu. Częste były także akcje charytatywne, w ramach których organizowano i rozsyłano paczki dla potrzebujących min. dla kobiet które na skutek I Wojny Światowej straciły synów, oraz mężów. To właśnie  z inicjatywy Towarzystwa powołano do życia Polski Czerwony Krzyż.
            Do pozostałych organizacji, z którymi współpracowano zaliczały się także:
- Katolickie Stowarzyszenie Kobiet ( Róża  z Turnów Żółkowska z Gołuchowa),
- Związek Młodych Polek,
- Towarzystwo Czytelni Ludowych,
- Naczelna Rada harcerska [27].   

Ciekawostkę z pewnością stanowić może fakt, iż w 25-lecie istnienia Towarzystwa wydano specjalny numer miesięcznika „Ziemianka Polska” - poświęconego właśnie ziemiankom wielkopolskim (numer 12 z 1935 roku) [28].


Przypisy.

[1] Zofia Gieryn-Ignatowicz, Ewolucja trybu życia ziemian i obyczajów ziemiańskich w Wielkopolsce od XVIII do XIX wieku, , [w:] Dobrzyckie Studia Ziemiańskie, t. I, dr Marek Jaeger (red.), Muzeum Ziemiaństwa w Dobrzycy Zespół Pałacowo-Pakrowy, Dobrzyca 2010, s. 35-36.
[2] Tamże.
[3] zob. Tamże.
[4] zob. T. A. Pruszak, Ziemiański savoir-vivre, Dom wydawniczy PWN, Warszawa 2014.
[5] zob. Władysław Smoleński, Chodaczkowa lub zaściankowa. Obraz drobnej szlachty w Królestwie Polskim, „Cztery Strony”, Kraków 2016.
 [6] M. Łozińska, W ziemiańskim dworze. Codzienność, obyczaje, święta, zabawy, Warszawa 2011, 2012, PWN, s. 7.
[7] T. A. Pruszak, dz. cyt.
[8] Z. Gieryn-Ignatowicz, dz. cyt.,  s. 35.
[9] zob. Tamże.
[10] Zob. Tamże.
[11] Jerzy Mańkowski, Rola i znaczenie ziemiaństwa, wczoraj i dzisiaj, [w:] Dobrzyckie Studia Ziemiańskie, t. I, dr Marek Jaeger (red.), Muzeum Ziemiaństwa w Dobrzycy Zespół Pałacowo-Parkowy, Dobrzyca 2010, s. 9.
[12] tamże, s.12.
[13] Witold Molik, Przekształcenie się wielkopolskiego szlachcica w ziemianina – uspołecznionego farmera w XIX i na początku XX wieku, [w:] Ziemiaństwo Wielkopolskie. W kręgu arystokracji , Andrzej Kwilecki (red.), Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2004, s. 25.
[14] zob. Henryk Nowacki, Folwark w kulturze rolnictwa, , [w:] Ziemiaństwo Wielkopolskie. W kręgu arystokracji , Andrzej Kwilecki (red.), Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2004.
[15] M. Łozińska, dz. cyt., s. 7-8.
[16] W. Molik, dz. cyt., s. 26-28.
[17] Zob. tamże, s.29.
[18] Tamże, s. 34.
[19] Tamże.
[20] tamże.
[21] Tamże, s. 35.
[22] zob. Tamże, s. 35-37.
[23] T. A. Pruszak, dz. cyt.
[24] zob. Tamże.
[25] Tamże.
[26] zob. A. Kwilecki, Towarzystwo Ziemianek Wielkopolskich, [ w:] Ziemiaństwo Wielkopolskie. Między wsią a miastem , Andrzej Kwilecki (red.), Wydawnictwo Poznańskie,
Poznań 2001.
[27] zob. Tamże.
[28] zob. Tamże.


Bibliografia.

1. Gieryn-Ignatowicz Zofia, Ewolucja trybu życia ziemian i obyczajów ziemiańskich w Wielkopolsce od XVIII do XIX wieku, , [w:] Dobrzyckie Studia Ziemiańskie, t. I, dr Marek Jaeger (red.), Muzeum Ziemiaństwa w Dobrzycy Zespół Pałacowo-Pakrowy, Dobrzyca 2010.
2. Łozińska Maja, W ziemiańskim dworze. Codzienność, obyczaje, święta, zabawy, Warszawa 2011, 2012, PWN.
3. Kwilecki Andrzej, Towarzystwo Ziemianek Wielkopolskich, [w:] Ziemiaństwo Wielkopolskie. Między wsią a miastem , Andrzej Kwilecki (red.), Wydawnictwo Poznańskie,
Poznań 2001.
4. Mańkowski Jerzy, Rola i znaczenie ziemiaństwa, wczoraj i dzisiaj, [w:] Dobrzyckie Studia Ziemiańskie, t. I, dr Marek Jaeger (red.), Muzeum Ziemiaństwa w Dobrzycy Zespół Pałacowo-Parkowy, Dobrzyca 2010.
5. Molik Witold, Przekształcenie się wielkopolskiego szlachcica w ziemianina – uspołecznionego farmera w XIX i na początku XX wieku, [w:] Ziemiaństwo Wielkopolskie. W kręgu arystokracji , Andrzej Kwilecki (red.), Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2004.
6. Nowacki Henryk, Folwark w kulturze rolnictwa, , [w:] Ziemiaństwo Wielkopolskie. W kręgu arystokracji , Andrzej Kwilecki (red.), Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2004.
7. Pruszak Tomasz Adam, Ziemiański savoir-vivre, Dom wydawniczy PWN, Warszawa 2014.
8. Smoleński Władysław, Chodaczkowa lub zaściankowa. Obraz drobnej szlachty w Królestwie Polskim, „Cztery Strony”, Kraków 2016.


 Spis  i źródło ilustracji.

Wszystkie wykorzystane w artykule ilustracje pochodzą ze "Złotej księgi ziemiaństwa polskiego" (tom: Wielkopolska), opracowanej pod redakcją Stanisława Sas-Lityńskiego, wydanej w 1929 roku.