Dziś prezentujemy „pilotażowy odcinek” planowanej serii, której treść opierać się ma
na ciekawostkach związanych z poszczególnymi miastami Wschodniej Wielkopolski.
W przeciwieństwie do treści prezentowanych w pozostałych artykułach
prezentowanych na naszej stronie, te należące do serii „Wschodniowielkopolskie
Wielkopolskie Archiwum X” opierać się będą na miejskich legendach, oraz
pozostałych niepotwierdzonych dotąd informacjach dotyczących poszczególnych miast naszego
Regionu – lecz mimo to funkcjonują one w powszechnym mniemaniu mieszkańców.
Toteż, przez wzgląd na charakter treści będziemy zamieszczać serię w dziale
„Ciekawostki”.
Jako że autorka zestawienia pochodzi z Kalisza, to
właśnie od tego miasta rozpoczniemy tropienie zagadek naszego Regionu – w przyszłości
jednak „udamy” się także i do innych miast, wsi i miasteczek – aby przedstawić
czytelnikom i ich tajemnice.
Zaczynamy!
Tu wiedźma, tam wampir...
Artykuły na ich
temat zdążyliśmy już przedstawić w artykułach dotyczących prezentowanych na naszej
stronie internetowej [1]. Toteż w tym miejscu, przedstawimy zagadnienia
związane z nimi, jedynie w formie podsumowania – tych czytelników, którzy nie
zdążyli się jeszcze zapoznać z materiałami na ich temat zapraszamy do
wspomnianych działów i artykułów.
Pierwsze
polowania na czarownice w Wielkopolsce miały swój początek w 1511 roku, w
Chwaliszewie (obecnie dzielnica Poznania), gdzie miał miejsce pierwszy tego
typu proces w tym regionie. Jednakże to tereny Ziemi Kaliskiej, były uznane za
te, w których najefektywniej podejmowano się walki ze służebnicami diabła. To
właśnie tutaj, w Grabowie w 1775 roku, odbył się ostatni tego typu proces,
wyrokiem którego na stosie spalono szesnaście domniemanych czarownic.
Mimo iż żyjemy w
XXI wieku, w dobie postępu nauki, oraz cywilizacji, co pewien czas jesteśmy w
stanie posłyszeć o doniesieniach o osobach, rzekomo parających się tym
tajemniczym rzemiosłem. W toku naszych badań terenowych, udało nam się dotrzeć
do informatorów, którzy donieśli nam iż znane im były przypadki rzekomej
działalności współczesnych czarownic. Jest to dowodem na to, że wiara w nie,
oraz ich umiejętności wciąż pozostaje żywa,
zwłaszcza wśród mieszkańców okolicznych wsi. O doniesieniach na temat czarownic
w okolicach Kalisza, niedawnymi czasy wspominał także Piotr Sobolewski, w
jednym z tegorocznych (2018) wydań „Życia Kalisza”. Tam też, w artykule pt.: „Czy
nasi przodkowie byli kanibalami?”, autor przytacza historię pochodzącą z
dzielnicy Wydarte, gdzie ongiś krążyły opowieści o „chatce baby Jagi” –
stojącej na uboczu lepiance, którą zamieszkiwać miała samotna kobieta. Czy
rzeczywiście była ona wiedźmą? Nie znamy jednoznacznej odpowiedzi na to
pytanie, a sam autor artykułu powątpiewał w tę teorię. Jednakże w opowieści tej
może kryć się ziarnko prawdy - kto wie czy kobieta owa w rzeczywistości nie
parała się praktykami, które pokolenia naszych przodków uznać mogły za czary.
Ponadto w dziale
Bestiariusz oraz Legendarz, poruszyliśmy kwestię tajemniczych, nadprzyrodzonych
istnień, które swego czasu pojawiać się miały w okolicach miasta, czy też jego
okolicach. W 1896 roku miał miejsce ostatni proces owczarza oskarżonego o
„świadczenie usług w zakresie polowania na wampiry”. Co więcej, jeden z materiałów źródłowych, do którego
udało się nam dotrzeć, że jeden z tego typu upiorów był widywany w okolicach
jednego z kaliskich mostów [2].
Jeszcze innym
straszydłem nawiedzającym okolice miasta była zmora – nam osobiście udało
dotrzeć się do dwóch opowieści, zasłyszanych od informatorów dotyczących
pojawienia się owej tajemniczej istoty. Pierwsza z nich pochodzi z Tyńca, i
opisuje zmorę pod postacią chudej
kobiety, atakującą śpiących poprzez duszenie ich wkładaniem do ust swych
obwisłych piersi. Remedium na jej pojawienie się miało, wg owej relacji
stanowić odpowiednie ułożenie kapci, w okolicach łóżka – pozostawienie ich
czubkami do łóżka miało stanowić „zaproszenie” dla nocnej dusicielki. Należało
zatem układać je w przeciwnym kierunku [3].
Inna relacja
pochodząca z samego Kalisza, zalecała zawieszania na czas noc drewnianej laski,
którą należało zaczepić na łóżku w
miejscu, od strony gdzie znajdowały się nogi śpiącego.
Jeszcze
dziwniejsza wydaje się być relacja pochodząca od Joachima Jaucha, żyjącego w
latach 1684-1754, dotyczyła ona plagi tajemniczych stworzeń przypominających
swym wyglądem gatunek ćmy Trupiej Główki. Od owadów tych wyróżniać miało je
wydawanie skrzekliwych odgłosów, oraz „toczenie piany z pyska”. O ile
doniesienia o zmorach i wampirach, posiadają swoje uzasadnienie w wierzeniach
ludowych, opierających się na nieznajomości niektórych chorób i zjawisk, którym
podlega po śmierci ludzkie ciało, o tyle doniesienia o tajemniczych owadach, są
po prostu zniekształconym przekazałem odnośnie nietypowego zjawiska, które
miało mieć miejsce w okolicach miasta Kalisza. Prawdopodobnie nastąpiła wówczas
plaga owadów, należących do nieznanego ówczesnym gatunku ćmy – której wygląd,
oraz nagłe, masowe pojawienie się przyczyniły do powstania owego dziwacznego
przekazu [4].
Miejsca
złe i nawiedzone.
Kalisz –
podobnie jak każde miasto na świecie (i nie tylko), posiada w swym obrębie
miejsca, które uznawane są za nawiedzone, bądź po prostu złe. Za jedno z takich miejsc mogło uchodzić (nie
istniejące obecnie), to nazywane „diabelskim dołkiem”. Znajdowało się niegdyś w
okolicach mostu kolejowego, a złą sławę przyniosły mu liczne przypadki
tragicznych utonięć. Każdą duszę, której płomień zgasł w tym miejscu
upamiętniać miały stojące w okolicach tego miejsca krzyże – znikły jednak
(podobnie jak i ono samo) wraz z nadejściem II Wojny Światowej, gdy Niemcy
regulując rzekę, zasypali ten odcinek rzeki i starorzecza. Choć wytłumaczenia
owych wypadków miały bez wątpienia przyziemne wyjaśnienie (wynikające chociażby
z występujących w nim wirów wodnych), to jednak wyobraźnia podpowiada nam,
jakie przeświadczenia, oraz opowieści mogły na jego temat krążyć wśród dawnych
Kaliszan. Znakiem tego była chociażby sama ponura nazwa tego miejsca.
Takowych
„czarnych punktów” doszukiwać się można wszędzie gdzie są bagna, rzeki,
jeziora, stawy etc. Jednakże wzmianek na temat przykładów miejsc o podobnej
sławie, udało nam się doszukać w opowieści innego informatora, który wyjawił
nam iż w pobliskiej wsi Trojanów, w okolicach dawnego młyna znajdowało się
miejsce zwane „topielicami”. Dziś nikt zdaje się nie pamiętać już, ani o tej
nazwie, ani o tajemniczych pięknościach, chętnych poddania próbie wierności
miejscowych kawalerów, narzeczonych, mężów…[5].
Omawiając
miejsca nawiedzone nie sposób wspomnieć o miejskich podaniach dotyczących
miejsc, w których rzekomo miały pojawiać się najbardziej znane straszydła –
duchy. Na terenie obecnego miasta zaszczycać miały one swoją obecnością miejsca
takie jak: Zawodzie (pod postacią widm szwedzkich żołnierzy, oraz błędnych
ogni), okolice Baszty Dorotki (duch bohaterki podania), kościół o.o.
Franciszkanów ( do miejsca tego powrócimy jeszcze w dalszym toku, śledzenia
kaliskich tajemnic), dawnym budynku zwanym „Międzynogi” (obecnie budynek
handlowy, przy Placu św. Józefa), kamienicy Migdalskich mieszącej się przy
obecnej ulicy Śródmiejskiej ( przypadek wyjątkowo złośliwego bytu, zwanego
poltergeistem), w końcu jedna z siedzib kaliskiej Loży Masońskiej [6].
Tego typu
miejsc, nie wspomnianych przez nas jest z pewnością dużo, dużo więcej –
jednakże nam nie udało się na razie dotrzeć do informacji na ich temat. Na
temat wszystkich pozostałych, wspomnianych przez nas przypadków – zainteresowanych
dokładniejszymi informacjami, odsyłamy do stosownych działów oraz artykułów.
Tymczasem
pozwolimy sobie przejść do omawiania tematów, o których nasi czytelnicy nie
mieli sposobności u nas przeczytać.
Mroczni bracia, czyli rzecz o masonach.
Nieistniejący już obecnie "dom Sztarków".
Wokół bractwa
tego na przestrzeni pokoleń narosło wiele mrocznych opowieści, podsycanych
tajemniczym charakterem owego stowarzyszenia. Nie każdy mógł zostać Masonem, a
każdy neofita nim udało mu się w pełni zasilić w pełni szeregi Bractwa,
poddawany był licznym próbom oraz rytuałom wtajemniczenia, na których opierała
się hierarchia owego stowarzyszenia. Celem było dążenie do pogłębiania wiedzy –
dostępnej wyłącznie członkom; samodoskonalenia duchowego… a przede wszystkim
zapewniania sobie odpowiednich wpływów w wielu dziedzinach życia społecznego.
Niewiedza na
temat funkcjonowania bractwa, przyczyniła się do przyklejenia mu etykietki
okultystycznego stowarzyszenia, członków którego zaczęto uważać za „sługusów
mrocznych sił”, zaś wejście z nimi w
układy oznaczało niemalże „zawarcie paktu z samym diabłem”. Przeto nic
dziwnego, że miejsca uważane za siedziby Loży, uważano za siedliska złych mocy,
które zamieszkiwać miały je jeszcze długo po opuszczeniu danego lokalu, przez
„braci”.
Historię
rzekomej siedziby kaliskiej Loży Masońskiej, Maciej Błachowicz, oraz Anna
Tabaka przedstawili w następujący sposób historię kamienicy zwanej „domem
Sztarków”:
W 1795 r. powstaje loża „Sokrates
pod trzema płomieniami”. Masoneria jest popierana przez władze pruskie,
które liczą, że będzie ona narzędziem pomocnym w nadawaniu miastu nad
Prosną niemieckiego charakteru. Rzeczywiście wolnomularstwo kaliskie
w swoich początkach zrzesza osadników niemieckich, urzędników, kupców,
rzemieślników, a nawet duchowieństwo ewangelickie. Jednym z nich jest
Jan Antoni Bajer, kasjer korpusu kadetów – miejscowej szkoły wojskowej. Wykaz
właścicieli domów spalonych w 1792 r. wspomina, że jakiś niewymieniony
z imienia Bajer był właścicielem zniszczonego budynku przy ul. Mariańskiej
nr 113. W 1796 r. Jan Antoni podpisuje z lożą „Sokrates” umowę,
na mocy której z jej funduszy ma on wznieść kamienicę jako siedzibę
dla organizacji. W 1801 r. loża zmienia nazwę na „Hesperus”. Wywodzi
się ona od greckiego bożka - opiekuna planety Wenus.
Obecny widok na okolicę budynku, stojącego wybudowanego na miejscu kamienicy Sztarków.
Gdzie znajdował się budynek Sokratesa – Hesperusa? Przy dzisiejszym
placu św. Józefa. W roku budowy nie było jeszcze samego placu. Teren był
zajęty przez parterowe domki kanoników. W ten sposób obecna ul.
Chodyńskiego (wtedy Poprzeczno-Warszawska) dochodziła do ul. Kolegialnej.
Dzisiejszy kaliszanin przeniesiony w czasie rozpoznałby jedynie kościół
Garnizonowy (wówczas ewangelicki) i kolegiatę. To właśnie
na przedłużeniu nieistniejącego już przedłużenia ul. Chodyńskiego
Bajer wznosi swoją kamieniczkę. Tu historia budynku staje się opowieścią
o pomyłkach kolejnych badaczy. Bogumił Kunicki w swoich „Balladach
kaliskich” twierdzi, że siedzibą „Hesperusa” był okazały „dwupiętrowy dom
z kolumnami”. Niestety w 1796 r. nie było jeszcze żadnego
okazałego „domu z kolumnami”. W 2002 r. Iwona Barańska
na podstawie badań w warszawskim Archiwum Akt Dawnych ustaliła, że
taki budynek wzniesiono dopiero w 1832 r. Organizacja masońska nie
istniała wtedy od jedenastu lat! Co zwiodło doświadczonych badaczy? Brak
dostępu do dokumentów i… wyobraźnia nakazująca widzieć siedzibę tajemnej
organizacji we wspaniałym pałacu. W rzeczywistości pierwotny budynek
musiał być skromny, a jeśli czymś się wyróżniał to raczej masońskimi
pomieszczeniami. A musiało być oryginalnie, skoro do swoich obrzędów
kaliscy bracia używali takich rekwizytów jak trumna, a na wyposażeniu
każdej szanującej się loży była ludzka czaszka. Nic dziwnego, że do kamieniczki
przylgnęła podobno nazwa „dom Belzebuba”.
W 1818 r. na polecenie cara Aleksandra I wyburzone zostają
znajdujące się w pobliżu loży domki i dzwonnica kolegiaty. Cesarz
interesujący się urbanistyką Kalisza własnoręcznie zaznaczył na planie
obiekty przeznaczone do rozbiórki. W ten sposób powstaje miejsce, bez
którego nie wyobrażamy sobie dziś Kalisza – plac św. Józefa, pierwotnie Nowy
Rynek. Rosyjski imperator popiera masonerię, więc zapewne podczas swoich wizyt
w Kaliszu nie omieszkał odwiedzić wolnomularskich braci. Niestety władca
po okresie liberalizmu robi się coraz bardziej podejrzliwy wobec tajemnych
organizacji. W 1822 r. kaliskie loże przestają istnieć [7].
To
tyle, jeśli chodzi o naszkicowanie przez nas tematyki dziejów działalności stowarzyszenia wolnomularzy w Kaliszu. Osoby
zainteresowane pogłębieniem wiedzy na ten temat zapraszamy do lektury
publikacji Krzysztofa Walczaka: „Loże masońskie i organizacje
parawolnomularskie Kalisza”[8].
Szyfr z katedralnej wieży.
Kaliska Katedra.
Kolejna tajemnica, której zbadania się podejmiemy,
znajduje się ukryta w obrębie murów kaliskiej katedry. Historia dotyczy tajemniczej „kapsuły czasu”
– skrzynki, w której wg relacji świadków znajdować się miał dokument zapisany w
dziwnym języku, bądź szyfrze którego nie udało się nikomu z ówczesnych
rozpracować.
Raz jeszcze oddajemy głos M.
Błachowiczowi, i A. Tabace, by zapoznać się z przedstawioną przez nich wersją
historii o tajemniczym odkryciu:
Półtora metra poniżej rozety (ozdobnego wypełnienia otworu okiennego) od wieków leży w zamurowanej niszy mała skrzyneczka. Natrafili na nią przypadkiem murarze podczas odbudowy wieży w 1874 r. Jakież było zdziwienie przypadkowych odkrywców, gdy zamiast spodziewanego skarbu, drogocennych klejnotów, ich oczom ukazał się stos pożółkłych dokumentów na pergaminie. Nie mniej zdumieni byli wezwani księża; okazało się, że nie potrafią zrozumieć ani słowa starodawnego tekstu. Jak pisał historyk i proboszcz kościoła św. Mikołaja, ks. Jan Nepomucen Sobczyński: „Wezwali podobno nawet rabina, aby im to pismo pokraczne odcyfrował. W końcu mieli się wyrazić, iż wieża ta w ciągu wieków trzy razy była niszczoną, więc należy skrzyneczkę tę na powrót w murze umieścić, aby w przyszłości, gdy wieża ulegnie zniszczeniu, potomkowie odczytali, co tam jest zapisane”. Jak postanowiono, tak zrobiono, dodatkowo zabezpieczając niszę cementem i ołowiem. Fakt ten bardzo zresztą irytował autora relacji, który wolałby wydrzeć „tajemnicę milczącego muru”.
Czy postępowanie ówczesnych było całkiem niemądre, czy dokumenty te ocalałyby w pożodze 1914 r.? Skrzynka do dziś bezpiecznie spoczywa w zamurowanej skrytce. Według ks. Sobczyńskiego nisza znajduje się trzy łokcie pod oknem na półtora łokcia od strony zewnętrznej, pół trzecie łokcia od strony wewnętrznej. Mur ma w tym miejscu cztery łokcie. Dla ułatwienia obliczeń: łokieć liczył 57,6 cm [9].
Zagadka
ta wydaje się jedną z bardziej intrygujących, związanych z samym miastem.
Pytanie, czy kiedykolwiek poznamy odpowiedzi na pytania: kto sporządził
tajemniczy dokument, i co zawiera jego treść?
Między prawdą, a legendą – tajemnice kaliskich
podziemi.
Kościół OO. Franciszkanów w Kaliszu.
Kolejną
tajemnicą, która rozpala wyobraźnię miłośników kaliskich zagadek, jest motyw
istnienia biegnących pod powierzchnią miasta tajemniczych tuneli, które zgodnie
z teorią łączyć miały kościół OO. Franciszkanów, bazylikę św. Józefa, oraz
miejski ratusz. Teoria ta posiada wielu zwolenników, a co rusz pojawiają się
relacje mające potwierdzić istnienie podziemnych przejść. Niestety na dziś
dzień, nie udało się natrafić na przekonujące dowody, by takowy podziemny
kompleks mógł istnieć. Nie oznacza to jednak, że nie ma ku temu tropów, które
sugerować mogą, iż coś jest na rzeczy.
Obecny
remont kościoła OO. Franciszkanów przyniósł ze sobą wiele ciekawych odkryć:
niezwykle rzadką monetę – matapan, czyli wenecki grosz; fresk przedstawiający
prawdopodobnie postać św. Krzysztofa, wykonaną w stylu bizantyjskim; w końcu
tajemnicze schody, prowadzące do…? No właśnie dokąd? I tutaj, wśród entuzjastów
teorii o istnieniu podziemnych korytarzy pojawia się iskra nadziei, na
potwierdzenie ich przypuszczeń. Do tej
pory oczekiwanych dowodów nie przyniosły także badania Starego Rynku przy
pomocy odpowiednich georadarów. Ich wyniki nie były jednak przekonujące dla
tych, którzy wciąż wierzą w sekrety kaliskich podziemi.
Nie
mniej jednak jeśli chodzi o sam wątek tajemniczych tuneli, posiadających jedno
z wejść we wspomnianym kościele. Wspominać o nim mają pewne przesłanki, które
uznać moglibyśmy dziś za „miejskie legendy”:
Sprawa lochów odżyła bowiem dopiero w 1854 r. Wtedy
to, podczas jednej ze straszniejszych powodzi, kiedy pod wodą znalazła się
pobliska Aleja, żywioł wdarł się również pod stary klasztor mocno mu
zagrażając. Jak przystało na dobrego gospodarza, ówczesny gwardian - ojciec
Erazm Niedzielski - zszedł do starych podziemi, aby o rozmiarach nieszczęścia
przekonać się osobiście. W podziemiach, gwałtownie cofająca się fala powodziowa
wciągnęła zacnego gwardiana w głąb tajemniczych lochów. Tak zginął ojciec
gwardian, którego ciała nawet nie odnaleziono, bowiem nadgryzione wodą stare
stropy częściowo zawaliły się, broniąc dostępu niosącym spóźnioną pomoc. Smutne
to i tajemnicze wydarzenie natchnęło Eligiusza Kor-Walczaka do napisania
legendy, w której, korzystając z praw literatury, uczynił gwardiana
Niedzielskiego - niezasłużenie, ale pięknie - ofiarą sił piekielnych, które go
za skąpstwo żywcem uniosły do piekła. Następca ojca Erazma, gwardian Sebastian
Martyński, na szczęście w żadne siły piekielne nie wierzył (tym bardziej, że
legend kaliskich nie czytał jeszcze), a lochami zainteresował się, wiążąc z
nimi pewne, jak się okazało, wcale niepłonne nadzieje. W 1857 r., kiedy to
według powszechnego przekonania miał nastąpić koniec świata, nasz gwardian
myśląc o życiu doczesnym zdołał w tajemnicy wyremontować stare lochy, a
przynajmniej doprowadzić je do stanu używalności. Przydały się one wkrótce. Cóż
się bowiem okazało. Ojciec Sebastian miał kontakty ze spiskowcami, niebawem
powstańcami z 1863 r. Sprawa musiała być poważna, bo osobą zakonnika zainteresowały
się władze carskie [10].
Koniec końców-
jak uważać chce przekaz: Martyński w celu ratowania sobie życia, miał zbiec
korzystając z istnienia tuneli, o których tutaj mowa.
Niemniej jednak
zdecydowaliśmy się na przytoczenie jeszcze jednej relacji, dotyczącej tajemnych
korytarzy w okolicach wspominanego kościoła. Opowieść pochodzi z 1939 roku, a
jej autorem jest Stefan Piotr Zalwert:
Zaczęła zbliżać się wojna 1939 r. Któregoś
sierpniowego popołudnia postanowiłem udać się na ul. Św. Stanisława, gdzie
trwały właśnie, dość już daleko zaawansowane, prace ziemne przy wymianie
wodnego rurociągu. (...) Posuwając się teraz wolno chodnikiem, wzdłuż ulicznego
krawężnika, zacząłem nieco uważniej obserwować wnętrze tamtego, długiego
wykopu. W pewnej chwili, a było to mniej więcej na wysokości kaplicy kościoła
00. Franciszkanów, zatrzymałem się napotkawszy jakieś niezbyt jeszcze dość
wyraźne zapadlisko. Jak się później miało okazać, powstało ono w wyniku
obsunięcia się w tym miejscu grubszej warstwy gruntu.
Należało teraz szybko działać, gdyż czas
naglił. Można bowiem było się spodziewać, iż cały ten wykop, już w najbliższym
czasie, będzie ponownie zakopany. Gotowy rurociąg leżał już na dnie dołu,
czekając tylko na przeprowadzenie próby szczelności i zasypanie. Powoli zapadał
zmrok. Robotnicy ukończywszy prace udali się już do swych domów. Natychmiast
pobiegłem po kolegów, jak zwykle chętnych na tego rodzaju sygnały. Na szczęście
kilku z nich, harcerzy, zastałem w domach. Zaopatrzywszy się w mocną linę oraz
dwie jasno świecące latarki, postanowiliśmy przystąpić do dzieła. Aby nie
powodować dalszego obsuwania się ziemi, zachowując właściwe odstępy między
sobą, zaczęliśmy ostrożnie zsuwać się po linie do jakiejś, zionącej na razie
jeszcze ciemnością, głębokiej jamy. Któryś z nas, pozostający nad brzegiem
wykopu, starał się nas ubezpieczać, trzymając cały czas linę w pogotowiu.
Dopiero w ostrym świetle latarek mogliśmy się dokładnie zorientować, że
znajdujemy się na dnie jakiegoś bardzo długiego korytarza, gdyż jeden z
przeciwległych jego końców jeszcze pozostawał w całkowitym mroku. Korytarz ten,
swoim wyglądem, przypominał jakby wnętrze sztolni, bowiem ściany były dość
szczelnie obudowane warstwą z grubych bali drzewnych. Poza tym konstrukcję jego
wzmacniały skośnie zamocowane żerdzie. Posuwaliśmy się dokładnie w kierunku
Placu Ratuszowego w wolnym tempie, gdyż od czasu do czasu drogę zagradzały nam
tamte skośne umocnienia. (...) W miarę upływającego czasu, zacząłem w pewnej
chwili odczuwać jakby trudność w normalnym oddychaniu. (...) Spowodowane to
było po prostu wzrastającym, w miarę dalszego zagłębiania się w podziemia,
niedoborem tlenu w powietrzu. Jedyną bowiem taką zbawczą dawkę czystego
powietrza dostarczał nam teraz otwór, przez który dostaliśmy się do wnętrza
korytarza. Była to właśnie sytuacja typowa dla podziemnych lochów, pozbawionych
przez setki lat stałej wymiany powietrza, a jednocześnie charakteryzujących się
atmosferą, w której cały czas zachodziły procesy gnilne. Zaniepokojony tą
sytuacją, po krótkim zastanowieniu się, zadecydowałem jednak powrót "na
Ziemię". Z perspektywy czasu należy dziś żałować, że nie posiadaliśmy przy
sobie aparatu fotograficznego. Wydostawszy się na jasno rozświetloną ulicę,
głęboko wdychając powietrze mogliśmy się prawdziwie przekonać o grożącym nam
wówczas niebezpieczeństwie. Niemniej było to dla nas wyjątkową okazją, aby jak
najserdeczniej się uściskać, gratulując sobie przede wszystkim, uwieńczonego
sukcesem powrotu..." [11].
Odkrycie –
fresk (prawdopodobnie) przedstawiający św. Józefa w kościele OO. Franciszkanów
Kościół OO. nie
jest jedynym obiektem, co do którego zachodzą podejrzenia, że mógłby on być
powiązany z siecią tajemnych tuneli. Kolejny trop, podjęty przez poszukiwaczy
podziemnych przejść, prowadzić miał w okolice obecnego liceum im. Adama Asnyka:
Dawno
też mówiło się o lochach pod dzisiejszym Liceum Adama Asnyka prowadzących w stronę kolegiaty. Wersje to mocno
wiarygodne, zważywszy, że tu właśnie znajdował się, jako się rzekło,
najsilniejszy punkt obrony - zamek i że w rynku stały najznakomitsze domy, a
liczni winiarze musieli mieć dobre piwnice. W nowszych już czasach, w latach
sześćdziesiątych, trwały poszukiwania lochów starego Kalisza. Posługiwano się
nowoczesnym sprzętem, przeróżnymi urządzeniami, nie licząc sporego zastępu
ludzi. Ale, Bóg wie dlaczego, poszukiwania rozpoczęto tam, gdzie niczego
znaleźć nie można było - na Korczaku. Odkryto wówczas zaledwie obmurowaną ze wszystkich
stron "komnatę'' bez wyjścia. I nic dziwnego. Wiadomo przecież, że z
Korczaka wychodził stary średniowieczny wodociąg kaliski i trafiono -
przypuszczalnie na cysternę do gromadzenia wody. Zachowały się opisy tego
wodociągu, a jeszcze niedawno drewniane rury łączone metalem spotykano w
różnych punktach śródmieścia podczas prowadzenia różnych podziemnych prac [12].
Kolejny
rzekomy trop w tej sprawie może doprowadzić poszukiwaczy tajemnic na ulicę
Piekarską, gdzie według relacji niektórych osób znajdować się miałyby
tajemnicze piwnice. Jedną z tego typu historii miało udać się zarejestrować
pani Halinie Marcinkowskiej (prezes kaliskiego TONZ), która przebywając w
Izraelu przeprowadzać miała wywiad z kobietą, która spędzała swoje dzieciństwo
i wczesną młodość w Kaliszu:
-
Miałam z trzynaście lat, kiedyśmy się przeprowadzili na Piekarską i tam były
te lochy. Nas zawsze straszyli: nie wchodźcie tam! I ja pamiętam, że była taka
okrągła kopuła, ale zamknęli ją deskami. Można było jednak tam wejść. Więc
wkradaliśmy się jakoś między deskami i widzieliśmy, że są lochy. Wchodziliśmy i
wracaliśmy – relacjonuje Estera Kave [13].
Tymczasem
Katarzyna Krzywda (autorka artykułu pochodzącego z miejscowej prasy, na który
powołujemy się w tym miejscu), przytoczyła kolejny przykład relacji dotyczącej
tegoż miejsca:
Gdy
byłam małą dziewczynką tata mi opowiadał, że z piwnic można było się dostać
lochami do ratusza i kościoła św. Józefa. Ale gdzie było wejście to sam nie
wiedział, po prostu słyszał od kogoś - opowiada
pani Maria [14].
Przybliżając wyniki badań
prowadzonych w tym miejscu, oraz opinie ekspertów w celu wyjaśnienia
związanej z nim zagadki, autorka
artykułu dodaje:
Istnienie
w tym miejscu wejścia do podziemi wydaje się tym bardziej prawdopodobne, że
adres Piekarska 2 jest znany wśród historyków. W samej kamienicy nie kryje się
nic niezwykłego. Jak całe Śródmieście powstała po 1914 roku. Jej wyjątkowość
zaczyna się za tymi drzwiami. Drzwiami do piwnic, które pamiętają jeszcze
stojącą tu niegdyś bursę studencką.
To także tutaj w 1909 r. odkryto pomieszczenie
z czterema wrotami. Po otwarciu jednych drzwi znaleziono kilka starych
trumien. Robotnicy wyciągnęli stamtąd szablę, którą do II wojny światowej
rzekomo nosił dowódca Straży Grobu Pańskiego przy kościele św. Mikołaja. Żeby
jednak stanowiła część podziemi musiałaby pochodzić z okresu średniowiecza.
Temu niestety zaprzeczają mury piwnicy. – „Najstarsza część to ściana nośna, prawdopodobnie zbudowana z kamieni
eratycznych łączonych z zaprawą wapienną” – tłumaczy Sławomir Miłek,
historyk, który wraz z nami oglądał piwnicę przy Piekarskiej. – „ Ciężko jest określić wiek,
ponieważ nie zastosowano tutaj żadnych cegieł, nie mamy też grubości
złapanej, więc to jest dość trudna, karkołomna sytuacja. Wydaje się, że ta
najstarsza część tej ściany może być jeszcze z XVI-XVII wieku, prawdopodobnie
nie jest średniowieczna” - uważa.
Reszta piwnicy pochodzi prawdopodobnie z XIX wieku.
Jest więc prawie pewne, że ta i inne piwnice nie mają nic wspólnego z
legendarnymi lochami. Według Leszka Ziąbki mamy tu do czynienia jedynie z
ciągiem komunikacyjnym między piwnicami. – „Jak on daleko prowadził,
dokąd prowadził, czy rzeczywiście jest możliwość, że taki ciąg jest między
wszystkimi piwnicami na terenie rynku i dalej - dopiero można by stwierdzić przy
jakichkolwiek tutaj pracach architektonicznych czy archeologicznych” – mówi.
Takiego samego zdania jest (obecnie były – przyp. autorki) dyrektor Muzeum Okręgowego Ziemi Kaliskiej
i autor artykułów na temat kaliskich podziemi Jerzy Aleksander Splitt. Według
niego pojęcie ,,lochy’’ jest bardzo szerokie i często dochodzi do
nieporozumień. – „W miastach średniowiecznych przejścia podziemne były
budowane, niemniej jednak Kalisz takich lochów nigdy nie posiadał. Te podziemne
fragmenty przejść, które osoby, zwłaszcza w okresie międzywojennym, w trakcie
odbudowy miasta widziały, do których wchodziły i przemieszczały się to
oczywiście nie były typowe lochy, które z pewnością chcielibyśmy mieć, bo
stanowiłyby ważną atrakcję Kalisza. To były po prostu połączone ze sobą piwnice”
– uważa Jerzy Aleksander Splitt.
Skąd więc przekonanie osób, które tymi piwnicami się
przemieszczały, że miały do czynienia właśnie z lochami? Według Leszka Ziąbki
odpowiada za to upływający czas i… młodzieńczy wiek. – „Wszystkie te opowieści
dotyczące lochów to głównie wspomnienia osób starszych, które tutaj były w
wieku dziecięcym. Trzeba na to patrzeć trochę inaczej. Jak człowiek jest młody
to wszystko wydaje się olbrzymie. To wszystko trzeba wziąć pod uwagę” –
podkreśla Ziąbka [15].
Na terenie Kalisza,
od czasu do czasu posłyszeć można (zwłaszcza od starszych ludzi) kilka
podobnych historii, dotyczących wybranych punktów na mapie miasta. Jeszcze inni
sugerują, że tunele - bądź ich część, wciąż znajdować się mogą pod budyniem ratusza (co też mogło
przekładać się na problemy techniczne z jego odbudową).
Czy w
opowieściach tych tkwi choć ziarnko prawdy? Czy też może są to jedynie
wspomnienia z lat młodzieńczych informatorów, podszyte młodzieńczą (wówczas) fantazją?
Być może czas pokaże kto miał rację, i
czy opowieści o tajemniczych tunelach biegnących pod miastem zaliczać się będą
jedynie do faktów, czy też jedynie do kategorii tzw. legend miejskich. Przyznać
jednak trzeba, że gdyby okazałyby się ona prawdą – Kalisz zyskałby niebagatelną
atrakcję turystyczną.
Skąd Gniazdo twoje?
Rezerwat archeologiczny na kaliskim Zawodziu.
Ostatnią
tajemnicę związaną z miastem, do której postanowiliśmy nawiązać jest teoria
(propagowana chociażby przez prof. Andrzeja Buko), wg której w bliskich
okolicach Kalisza, znajdował się gród,
który mógł mieć znaczenie przy powstawaniu państwowości polskiej.
Badania te rzucają cień na wcześniejszą wersję (znaną wszystkim czytelnikom ze
szkoły), wg której pierwszą stolicą Polski było Gniezno – i co oczywiste
wywołują tyleż samo kontrowersji co zainteresowania. Przeciwnicy teorii o
znaczeniu kaliskiego grodu, skłonni są zgodzić się, że to nie rzekoma pierwsza
stolica Polski, lecz inny gród musiał posiadać większe znaczenie w tamtym
okresie. Sprzeciwiając się jednak sugestiom, iż miejsce to położone miało by
być w okolicach Kalisza, wskazują inne – Giecz.
Nie
będziemy się jednak w tym miejscu rozwodzić nad tym wątkiem, gdyż został on już
przedstawiony u nas na stronie w artykule Agnieszki Skarżyckiej: „Prawdy z
ziemi WYDARTE”, ponadto omawianą teorię prezentuje także film Wojciecha Cozaka
pt.: „Ukryte gniazdo dynastii” [16]. Zaciekawionych zapraszamy zatem do seansu,
oraz lektury – nie tylko zamieszczonego u nas tekstu, lecz także wskazanych pod
nim publikacji w bibliografii, które wyczerpująco przedstawią czytelnikom ów
temat.
Tym akcentem
kończymy pierwszy odcinek „Wschodniowielkopolskiego Archiwum X”. Niewątpliwie
Kalisz posiada jeszcze wiele ciekawych tajemnic, o których wzmianek tutaj
zabrakło – niemniej jednak staraliśmy się przedstawić w tym miejscu, te
najciekawsze, najbardziej znane.
Niewykluczone,
że w przyszłości powstanie też kolejna część materiału, która uzupełni wszelkie
braki. Tymczasem możemy zapewnić, że międzyczasie powstawać będą kolejne
odcinki serii – tym razem poświęcone pozostałym miastom Regionu Wschodniej
Wielkopolski. Trudno nam na tę chwilę wskazać moment, kiedy ukaże się kolejny
„odcinek” – jednakże zapewnić możemy, że na pewno tak się stanie.
Międzyczasie
zachęcamy naszych czytelników do współpracy – czyli dzielenia się z nami
ciekawostkami, dotyczącymi pozostałych miast, które pomogłyby nam rozbudować
powstającą serię.
Przypisy.
[1] zob. M. Kaleta, Wielkopolskie polowania na czarownice, cz. I: Geneza:
https://regionwielkopolskawsch.blogspot.com/2017/06/wschodniowielkopolskie-polowanie-na_59.html
(stan na dnia 13.04.2018).
[2] zob. M. Kaleta, Stwory, potwory, cudaki…, cz. 1:
https://regionwielkopolskawsch.blogspot.com/2017/09/stwory-potwory-cudaki-cz-1.html
(stan na dnia 13.04.2018).
[3] zob. Tamże.
[4] zob. M. Kaleta, Stwory, potwory, cudaki…, cz. 2
https://regionwielkopolskawsch.blogspot.com/2017/09/stwory-potwory-cudaki-cz-2.html
(stan na dnia 13.04.2018).
[5] zob. M. Kaleta, Mieszkańcy
wodnych toni.
https://regionwielkopolskawsch.blogspot.com/2017/08/mieszkancy-wodnych-toni.html
(stan na dnia 13.04.2018).
[6] zob. M. Kaleta, Seria publikowana na
naszej stronie: Wielkopolskie Wakacje z Duchami.
[7] M. Błachowicz, A. Tabaka, Fascynujący dom z kolumnami:
http://www.zyciekalisza.pl/?str=82&id=124077 (stan na dnia 13.04.2018).
[8] K. Walczak, Loże masońskie i organizacje parawolnomularskie Kalisza.
[9] M. Błachowicz, A. Tabaka, Tajemnice katedralnej wieży:
http://www.zyciekalisza.pl/?str=82&id=815 (stan na dnia
13.04.2018).
[10]
W. Kościelniak, Lochy, albo tajemnice
Kalisza:
[11]
J. A. Splitt, Lochy kaliskie – prawda czy
fikcja?:
http://www.kalisz.info/lochy.html (stan na dnia
13.04.2018).
[12] W. Kościelniak, dz. cyt.
[13] K. Krzywda, Tajemnica kaliskich lochów odkryta:
http://www.faktykaliskie.pl/kategorie/reportaze/tajemnica-kaliskich-lochow-odkryta,20.html (stan na dnia
13.04.2018)
[14]
Tamże.
[15]
Tamże.
[16]
A. Skarżycka, Prawdy z ziemi WYDARTE:
https://regionwielkopolskawsch.blogspot.com/2017/05/prawdy-z-ziemi-wydarte-czyli-o.html
(stan na dnia 13.04.2018)
Bibliografia.
1.
Błachowicz
Maciej, Tabaka Anna, Fascynujący dom z kolumnami:
2.
Błachowicz
Maciej, Tabaka Anna, Tajemnice
katedralnej wieży:
3.
Kaleta
Marta, Wielkopolskie polowania na
czarownice
4.
Kaleta
Marta, Stwory, potwory, cudaki…, cz. 1.
5.
Kaleta
Marta, Stwory, potwory, cudaki…, cz. 2.
6.
Kaleta
Marta, Mieszkańcy wodnych toni.
7.
Kaleta
Marta, Wielkopolskie wakacje z duchami.
Seria publikowana na naszej stronie.
8.
Kościelniak
Władysław, Lochy, albo tajemnice Kalisza:
9.
Krzywda
Katarzyna, Tajemnica kaliskich lochów
odkryta:
10. Skarżycka
Agnieszka, Prawdy z ziemi WYDARTE.
11. Splitt Jerzy
Aleksander, Lochy kaliskie – prawda czy
fikcja?:
12. Walczak
Krzysztof, Loże masońskie i organizacje
parawolnomularskie Kalisza.
Spis ilustracji.
1.
Wiedźma
Bagienna:
http://www.berserkerart.com/?product=dave-kendall-magic-the-gathering-stalking-hag-16-5-by-12-inches
2.
Duchy:
3.
Dom
Sztarków:
4.
Plac Św. Józefa:
Zdjęcie
autorki.
5.
Grafika
przedstawiająca kaliską Katedrę:
Praca
autorki.
6.
Kościół
OO. Franciszkanów:
Praca
autorki.
7.
Odkrycie
– fresk (prawdopodobnie) przedstawiający św. Józefa w kościele OO. Franciszkanów:
8.
Rezerwat
archeologiczny na kaliskim Zawodziu:
Praca
autorki.