Śmiało możemy ogłosić, iż niniejszym artykułem znaleźliśmy się na półmetku omawiania wschodniowielkopolskiego cyklu dorocznego. Po kolei omówiliśmy sobie święta, oraz zwyczaje dotyczące poszczególnych pór roku, tym samym zataczając pełen krąg doroczny. Jednakże to nie koniec, kolejne trzy części, stanowić będą kontynuację opracowywanego przez nas cyklu - przeniosą nas jednak w świat obrzędów dotyczących sfery osobistej, danej rodziny: narodzin, ślubu, oraz pogrzebu.
Tymczasem skupmy się na przedstawieniu letnich obyczajów kultury ludowej Wschodniej Wielkopolski. Omówimy sobie tutaj święta i zwyczaje bardziej lub mniej znane...a raczej zapomniane. Przedstawimy także podstawowe zasady, którymi kierowali się nasi przodkowie, dbając o urodzaj plonów własnej ziemi. Część artykułu zilustrują fotografie, prezentujące współczesną sztukę ludową (obrzędową), pochodzące ze zbiorów fotografii gminy Rychwał.
Za czasów kiedy słońce było bogiem…
Powszechnie znanym jest fakt, że
obrzędy związane z letnim przesileniem, przypadającym na okres 23 czerwca
(wigilię św. Jana), w swej genezie wywodzą się z czasów pogańskich. Sprawiał on,
że ludowe zwyczaje praktykowane tego dnia były surowo potępiane przez kościół –
choć (jak to miało miejsce w przypadku ludowej obrzędowości, związanej z obchodami
poszczególnych świąt) nie udało się całkowicie wykorzenić obyczajów z nim
związanych. Kupała, Kupalnocka, sobótka, noc świętojańska – bez względu jak
nazwać tę noc w roku, pozostaje „spokrewniona” z tradycjami pozostałych ludów
indoeuropejskich: germańska noc Walpurgii (z 30 kwietnia, na 1 maja),
celtyckie: Beltaine (z 30 kwietnia, na 1 maja). Z Nocą Świętojańską (podobnie
jak i pozostałymi, przytoczonymi tutaj świętami) związane są przekonania
dotyczące rzekomego, czasu wzmożonej działalności czarownic, oraz dziwów wszelakich.
Z tego też względu wierzono, iż zioła zbierane w trakcie trwania tej nocy,
posiadają wyjątkowe właściwości, nie sposób także pominąć znanego z podań
motywu poszukiwania mitycznego kwiatu paproci.
Obchody
omawianego święta, podobnie jak Zaduszki, Boże Narodzenie, oraz Wielkanoc,
opierały się na pradawnym, obrzędowym świętowaniu przesilenia – tym razem
letniego. W związku z tym, zwyczaje praktykowanego owego czasu, w swej genezie
nawiązywały do kultu słońca (reprezentowanego przez pierwiastek ognia), oraz
symboliką wody. Znaczenie rytualne przytoczonych przed chwilą żywiołów
omawialiśmy sobie przy okazji Wielkanocy, nie będziemy się zatem powtarzać. Na
aspekt rytualnego oczyszczenia poprzez wodę i ogień wskazuje etymologia nazwy „kupała” i jej pochodnych, zachowanych u Słowian wschodnich, utworzone
od słowa oznaczającego kąpiel / kąpanie [1]. V. N. Toporow wskazywał na możliwy związek rdzenia „*kup-” oznaczającego „kąpać się,
pogrążać się w wodzie”; z rdzeniem „*kup-”, „*koup-eti”, posiadającym następujące
znaczenia: „ płonąć”, „wrzeć”, gniewać się”, „namiętnie pożądać”, powołując się
przy tym na błr. „kupalo” – „ognisko”, „kup’ec” – „tleć” [2]. Stąd też częste
skojarzenia z mającymi wówczas miejsce rytualnymi orgiami, mającymi ścisły
związek z kultem płodności, bowiem Kupała powszechnie była określana świętem
miłości. Także w późniejszych czasach (choć przywrócone także w trakcie
ostatnich pokoleń), było popularne czynienie wróżb matrymonialnych. Polegały
one na „puszczaniu” do wody, przez stojące na jednym brzegu rzeki dziewczęta
wianków, z ustawioną w środku świeczką; a następnie wyławianie ich za pomocą
długich kijów przez młodzieńców, stojących na drugim brzegu. Czasem chodziło
także o zetknięcie się ze sobą wianków, rzekomo przeznaczonej sobie pary. Jeśli
do tego doszło, bądź wianek został wyłowiony, czy też po prostu bez przeszkód
popłynął z nurtem rzeki – wróżba była pomyślna, oznaczała bowiem szybkie zamążpójście
dziewczyny, chociażby za upatrzonego kawalera. Natomiast, niepomyślną wróżbę stanowiły:
zgaśnięcie świeczki, zatonięcie wianka, bądź jego zaplątanie w sitowiu.
Rola,
jaką owej nocy odgrywała magia wody, uobecniała się także w akcie rytualnych kąpieli,
której zażywano (zapewne począwszy od pogańskich czasów), w celu oczyszczenia i
regeneracji sił witalnych. Poniekąd zachowało się to także w dość powszechnym,
we powszechnym na wsi wielkopolskiej przekonaniu, że od św. Jana wolno zażywać kąpieli w otwartych zbiornikach wodnych,
przy czym starano się zniesienie zakazu tłumaczyć racjonalnie, warunkami
pogodowymi [3].
Kolejnym
motywem, nieodłącznie kojarzącym się z Nocą Świętojską było palenie ognisk –
choć, jak podają opracowania związane z folklorem Wschodniej Wielkopolski –
tradycja ta zamarła na ich ternach około XIX w., a nawet wcześniej. Zostały one
„wskrzeszone” dopiero w drugiej połowie XX w., lecz zatraciły wówczas swój
pierwotny sens, zyskując jedynie charakter ludyczny. Odwołując się zatem do
dawnych tradycji, warto powiedzieć, że rytualne ogniska, z reguły palono nad
rzeką, tudzież innymi zbiornikami wodnymi. Na Krajnie, Jeżeli nie było w pobliżu żadnego akwenu wodnego,
to stosy sobótkowe wznoszono na wzgórzach, polanach czy też na polu. Uważano,
że są to miejsca chętnie nawiedzane przez istoty z tamtego świata, co nadawało
obrzędowi charakteru magii, tajemniczości. Dziewczęta tańczyły wokół ognia,
wrzucając siedem magicznych ziół (rosiczkę, płomyk, bylicę białą, dziewannę,
rutę, szałwię i dziurawiec) i śpiewały, prosząc św. Jana o miłość i udane
małżeństwo (…). Potem kończyło się świętowanie, a zaczynała ciężka praca -
,,..na świętego Jana z kosą do siana”. Powszechnie wierzono, że osoby biorące
czynny udział w sobótkowych uroczystościach przez cały rok będą żyły w
szczęściu i dostatku [4].
Natomiast po zachodniej stronie Prosny z
okolic Pleszewa udało się Kolbergowi uzyskać informacje o praktykowanym tu
dawniej zwyczaju, o paleniu poza wsią
nieprzydatnych smolnic (naczynie do smarowania osi). Przez ogień ten
przeskakiwali parobcy, a niekiedy i dziewczęta, ta która skacząc wpadła w żar
ognia uznawana była za czarownicę. Jednakże już w momencie sporządzania notatki
zwyczaj ten był nieaktualny. Kolberg zapisał że ustał on około 1800 roku [5].
Ponadto,
w okolicach Kalisza, znana była także tradycja palenia kukły św. Jana
(„wypalanie św. Jana”): starsi chłopcy
robią kukły ze słomy i jałowca lub brzeziny, zakładają je na wysokie tyczki i
niosą zapalone przez wieś na pole. Tam rzucają na ziemię, podsycają ogień
drzewem. Schodzi się młodzież z całej wsi, niekiedy i starsi ludzie, śpiewają
pieśni różne, jakie kto sobie przypomni [6]. Być może zwyczaj ten, był
efektem próby wyparcia przez kościół katolicki pogańskiego obrzędu, ostatecznie
dopuszczając do jego praktykowania w wyżej wymienionej formie. Podobnie rzecz
miała się z przytaczanym we wcześniejszych artykułach, przykładem zastępowania
topieniem Marzanny, której postać w obrzędowości ludowej miał zastępować
Judasz.
Tymczasem w kaliskim Dobrzecu znany
był także jeszcze zwyczaj, praktykowany jedynie tam, nigdzie indziej: starsi chłopcy rychło rano zatykali na
stodołach bukiety polnych kwiatów. Bukiet związany wstążeczką lub
sznurkiem przywiązywano do dość długiego
kija i zatykano na dachu stodoły. Rano, gdy ludzie ze wsi szli do kościoła,
oglądali bukiety i decydowali, który jest ładniejszy [7].
Rytualne oczyszczenie poprzez moc
ognia, zapewniało nie tylko praktykowane dawniej skakanie przez ogień, czy też
palenie symbolicznych kukieł, lecz także okadzanie zwierząt: We wsi Siekierki powiat średzki wieczorem
tego dnia kobiety idąc doić krowy zabierają ze sobą żarzące węgle oraz wianki z
ubiegłego roku i kadzą nim wymiona krów – aby dobrze się doiły [8].
Magiczną ochronę
miało zapewnić także okadzanie dymem, palonych w trakcie tej wyjątkowej nocy
ziół. Zrywano młode gałązki brzóz,
zapalano je, a następnie obchodzono z nimi pole i zagrodę i wsadzano w ziemi,
aby uchronić plony przed nieszczęściem. Zwyczaj ten praktykowany był także w
Wielkopolsce. Po zachodzie słońca w wigilię św. Jana zatykano zielone gałązki
we wrota, w płoty, dachy i w drzwi domów, wierzono, że mają one moc czarodziejską
[9]. Robiono tak we wsiach Dębicz
i Mączniki w powiecie średzkim, oraz w
Pleszewie [10].
Poza
tym na Krajnie istniał szereg zabiegów
magicznych mających na celu zabezpieczenie od działalności czarownic i złych
mocy. Przed czarownicami, czyli ciotami
zabezpieczano się przez rysowanie święconą kredą krzyży na drzwiach wejściowych
do domostwa i budynków gospodarczych; w tym samym celu malowano także krzyże
smołą; czarne krzyże malowane w stajni miały odstraszać zmory napastujące konie
w nocy; przed ciotami zabezpieczała także miotła stawiana na progu; ślady wiary
w cioty zachowała się w okolicach wsi Podróżna, gdzie wznosi się góra Heksenbeś
(od niem. Hexenberg, die Hexe – czarownica); także w okolicach Osieka, na
Dębowej Górze miała swoją siedzibę bardzo groźna czarownica [11].
Podobnie
czyniono na Pałukach, kiedy to, w wigilię
św. Jana zawieszano na drzwiach obór czarny bez, który według ludowych wierzeń
skutecznie bronił przed siłami czartowskimi [12] i czarownic. Dodatkowo
okadzano je dymem z palonych wianuszków ze święconych ziół i rysowano kredą na
drzwiach krzyże [13]. Na marginesie dodać
należy, że na niemal całym obszarze Wielkopolski nazwa „świętojanki” używana
jest na oznaczenie popularnego krzewu owocowego porzeczki [14].
Letnie święta maryjne.
Podobnie jak w przypadku Zielonych
Świątek, oraz Bożego Ciała, a nawet wigilii św. Jana, także i trakcie święta
Matki Boskiej Zielnej (Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny), w wsi
wielkopolskiej, była żywa tradycja święcenia wianuszków ziół. Wieńce z ziół
święcone tego dnia znajdowały zastosowanie przede wszystkim w weterynarii
ludowej, a także jako zabezpieczenie przez czarami i urokami [15]. Około 30 ziół rosnących w Polsce zawiera w
swoich ludowych nazwach imię Matki Boskiej, np. miętka Matki Boskiej to
wrotycz, krewka MB – dziurawiec, pantofelki MB – lnica pospolita, kądziołki MB
– koniczyna polna, ,,matką ziół” zwie się bylicę. Szczególnych symboli
nabierały pęki ziół i kwiatów polnych, a wśród nich: lebiodka, mirt, rozmaryn,
mak, koniczyna, wrotycz, borówka, ruta, bylica, dziewanna. Mirt jest symbolem
dziewictwa, młodości, szczęścia, płodności, śmierci, oczyszczania, odradzania.
Ruta ma zastosowanie przeciw urokom i czarom, uważana jako ,,lek na
wszystko". Hyzop to roślina o tradycjach leczniczych i rytualnych,
stosowana jako lekarstwo do oczyszczania płuc i do kropienia ludzi w celu
oczyszczenia z grzechów. Dziurawiec był lekiem uniwersalnym i uznawanym za
święte ziele. Wrotycz stosowany był jako lek wzmacniający siły, ratujący przed
śmiercią i podtrzymujący dobre zdrowie, stosowano także do dekoracji potraw.
Koniczyna dawała siłę życia, a w chrześcijaństwie stała się symbolem Trójcy
Świętej. Dziewanna uosabiała władzę ducha nad ciałem. Mak natomiast przypominał
zaświaty, uznawany był za symbol nocy, ciszy, snu. Barwinek posiadał moce
czarowne i znany był pod nazwą fiołek czarownika [16].
Na
Krajnie, zastosowanie ziół z wianuszków, poświęconych tego dnia miało także
chronić przed tzw. „morowym powietrzem”, czyli zarazą, którą wyobrażano sobie jako postać w bieli, która
chodziła po wsi i miotłą wgarniała chorobę do domu [17].
Tymczasem
na Pałukach, do ziół święconych owego dnia należały: szałwia, ślaz „malwa”,
róża, piwonia „peonia”, mięta, melisa
„rojownik”, wrotycz, piołun, a z każdego
ziela brano trzy gałązki. Dodawano kłosy zbóż, marchew z nacią i owoc,
najczęściej jabłko. Owe święcone zioła służyły jako lekarstwo, a ziarno z
kłosów wysiewano w polu [ 18]. Do znaczenia ziół w medycynie ludowej jeszcze
powrócimy w przyszłości, przy okazji omawiania artykułu w całości jej
poświęconego.
Bazylika Najświętszej Maryi Panny Niepokalanie Poczętej w Górce Klasztornej, koło Łobżenicy.
Tymczasem powróćmy jeszcze na chwilę
na Krajnę, gdzie we słynącym z cudów Klasztorze na Górce, istniała tradycja
organizowania w ciągu roku, aż pięciu odpustów. Jeden z nich miał miejsce właśnie
15 sierpnia, w święto Matki Boskiej Zielnej, kiedy to formowana jest procesja, która obnosi relikwiarz „śpiącej Maryi” po
gaju [19].
Zatrzymując się
jeszcze na chwilę w tym miejscu, warto wspomnieć także o szlacheckiej tradycji
pielgrzymowania w to miejsce, w trakcie odpustów. Jeszcze na początku XX w. ludowi gawędziarze wspominali „szlacheckie
odpusty: „Na świętego Antoniego Padewskiego (13 czerwca) przypadał w Górce
odpust szlachecki...Szlachta czciła św. Antoniego, bo on też był szlachcicem. I
na ten dzień zjeżdżała się okoliczna szlachta od niepamiętnych czasów razem ze
swoimi ludźmi. Na końcu prowadzono woły. Na wozach wieziono pitny miód polski i
piwo, chleb. Po uroczystych nabożeństwach zabijano woły, pieczono na rożnie i
rozdawano chleb i pieczone mięso. Zapijano piwo i miód. Najwięcej cieszyła się
na to biedota pańska, bo miała okazję najeść się i napić do syta. A jak
zabrakło piwa, dawał klasztor. Jak zabrakło w Górce, była Łobżenica
niedaleko...Gdy Polska upadła i wypędzono zakonników, odpusty szlacheckie
upadły. Drugi odpust szlachecki odbywał się 2 sierpnia, czyli Porcjunkula” [20].
Kolejnym świętem maryjnym, ważnym
dla dawnego kalendarza rolniczego było święto Narodzenia Najświętszej Maryi
Panny (Matki Boskiej Siewnej). Przypada ono na dzień 8 września i w kulturze
ludowej wyznaczało początek jesieni. Zgodnie z przyjętym obyczajem, praktyki
związane z zasiewem nowych zbóż należało
rozpocząć od owego dnia, a zakończyć do św. Michała (dies natalis: 29 września)
[21].
W
wigilię święta Matki Boskiej Siewnej,
starano się zasiać, nawet mimo panujących o tej porze niekorzystnych warunków
klimatyczno-glebowych parę garści ziarna, aby nie zaznać głodu [22]. Pierwsze ziarna wysiewano ręcznie, często
czyniąc znak krzyża. Szczęście przyszłym plonom miało przynieść też dodanie do
siewnego ziarna ziół i zbóż święconych w dniu św. Szczepana w Boże Ciało. Praca
siewcy zawsze trwała w cichym skupieniu i nie towarzyszyła jej warstwa
pieśniowa ani muzyczna [23].
W
całej Wielkopolsce istniał szereg zabiegów magicznych mających na celu
wpłynięcie na pomyślność plonów. I tak: starano się siać ręcznie, ziarnem
poświęconym w kościele, starając się rzucać je jak najwyżej, by plony wysoko
rosły. Wodę, którą podlewano ziarna i sadzonki lano na siedząco - by roślinom nie zabrakło wilgoci, a kobiety
sadzące kapustę miały na głowach mocno powiązane chusty, by kapuściane głowy
się „dobrze zawiązały. Sadzono i siano w wybrane dni – o czym już sobie
wspomnieliśmy, a ich wybór często nie był przypadkowy – lecz podyktowany fazami
cyklu księżycowego, co miało mieć wpływ na uprawy [24]. Dawna kolejność wysiewu zbóż ozimych zachowała się w przysłowiu:
„Przed Bogarodzicą siej żyto przed pszenicą, a po Bogarodzicy bierz się do
pszenicy”. W niektórych wsiach w
Wielkopolsce wschodniej i południowej do tego ziarna jeszcze w okresie
międzywojennym dodawano zioła święcone w Boże Ciało [25]. Patronów
otrzymywały także i inne rośliny uprawne, wysiewane po okresie żniw: św. Józef
(dies natalis: 19 marca) – groch i rosada, św. Wojciech (dies natalis: 23
kwietnia) – sadzenie ziemniaków, św. Marek (dies natalis: 25 kwietnia) – owies,
św. Filip ( dies natalis: 1 maja) – tatarka, św. Stanisław ( dies natalis: 11
kwietnia) – len [26].
Stare
kalendarze gospodarskie, jak Memoriale
oeconomicum, były źródłem porad opartych na wiejskich przesądach
gospodarczych:
Pszczoły, aby dobrze się roiły , posmaruj im dziurki
w ulu mlekiem owczym około św. Filipa i
Jakuba [1 maja], tedy będą prędzej roiły […]. Gospodarz dobry poczyna rok od św. Bartłomieja [24 sierpnia], albowiem
do św. Bartłomieja ma wszystko z pola sprzątnąć i począć siać do św. Michała,
albo najdalej po św. Michale w tydzień, a tak się starać ma, aby siać najraźniej
[27].
Zapomniane święto.
Św. Wawrzyniec.
Z dniem 10 sierpnia, pozostawała
związana postać św. Wawrzyńca – którego obchody w wielkopolskiej kulturze
ludowej, w XX w. uległy zapomnieniu. Święty ów postrzegany jest w tradycji
chrześcijańskiej jako opiekun pasiek, oraz ogniska domowego. W związku z drugim
z wymienionych aspektów O. Kolberg odnotował: w wilię ś. Wawrzyńca ognia już na wieczór w chałupie nie palą, i w sam
dzień ten na zimno jedzą. Wieczorem dopiero rozniecają ogień nowy za pomocą
zapałki, przez zwykłe jej potarcie – w ogóle co wieczór, gdy się ma iść spać,
to gospodyni powinna ogieniaszek przeżegnać temi słowy: „W imię Ojca i Syna i
Ducha świętego, Amen; święty Wawrzeńcze przebłogosławiony, tobie oddaję ogieniaszek
sławiony, pod najświętszą twoją opiekę (Mączniki Dębicz) [ 28].
Żniwa i dożynki.
Wieniec
dożynkowy, autorstwa Piotra i Anny Barańczaków z Trzemeszna, pow. krotoszyński
Czas żniw w kulturze
chłopskiej(w zależności od gatunku
roślin), rozpoczynał się z reguły od drugiej połowy czerwca, i trwał do drugiej
połowy sierpnia. Na Krajnie rozpoczynano je zawsze
w sobotę, a jeśli tego dnia była niepogoda, to koszono tylko trochę zboża
Pierwsze kłosy zżynał zawsze gospodarz [29]. W okolicach Rogoźna,
znajdującego się opodal granicy pomiędzy Zachodnią, a Wschodnią Wielkopolską
prace żniwne rozpoczynano z dniem przypisanym św. Jakubowi (dies natalis: 25
lipca). Wiąże się z tym przysłowie:
„Święty Jakub, żniwa zakup”. Przeważnie w dniu rozpoczęcia do południa
świętują, a po obiedzie idą w pole, żeby chociaż kilka razy kosą pociągnąć [30].
Z rozpoczęciem żniw, wiązane były także rytuały
inicjacyjne, dotyczące młodych mężczyzn, po raz pierwszy piorących udział w
sianokosach, bądź żniwach. Obrzęd, któremu byli wówczas poddawani, miał na celu
nie tylko „wkupienie” ich do grona kosiarzy, ale przede wszystkim –
podkreślenie wkroczenia przez nich w wiek dorosły, i w związku z tym –nabycia
wszelkich związanych z tym faktem obowiązków, oraz przywilejów. W zależności od
części Wielkopolski (w tym naszego Regionu), obrzędy nazywane były wyzwolinami „fryca”, bądź
„wilka”.
W
okolicach Kalisza, w stosunku do młodych kosiarzy obowiązywało drugie miano.
Tam też, rytuał rozpoczynał się z chwilą gdy nowicjusz przystępował do pracy,
wówczas jego doświadczeni koledzy zaczynali mu w tym „przeszkadzać”, np.
starali się odbierać mu kosę, stroili drobne żarty, a także poprzez docinki
sugerowali, że nie powinien brać się brać za robotę, na której się nie zna
(mawiali, że: „wilk mu uciekł”). Zachowania te noszą charakterystyczne znamiona
dla scenariusza zarezerwowanego, dla omawianego typu rytów. W końcu młody
kosiarz, częstując wszystkich wódką odzyskiwał odebraną mu kosę – jednocześnie
przechodził pomyślnie pierwszy etap swej inicjacji [31]. Niekiedy n pole przychodziły dziewczęta i
przypinały wilkowi wstążkę do ramienia i do kapelusza (Dzierzbin i Blizanów) [32].
Dalszą część rytuału stanowiły „poprawiny wyzwolin” – tzn., po skończonej na
polu pracy, „wilk” udawał się ze wszystkimi towarzyszącymi mu w pracy osobami
do wsi, gdzie w pobliskiej karczmie musiał urządzić dla wszystkich poczęstunek
połączony z muzyką, który zazwyczaj trwał do północy, a nie rzadko zdarzało
się, że i dłużej [33]. Niekiedy wilk
stracił cały swój tygodniowy zarobek (Blizanów, Kalinowa, Dzierzbin, Pawłówek) [34].
Zwyczaj ten, dotyczący wsi
dworskich, nie był jednak znany wszędzie na omawianym obszarze. W Zagorzynie i Liskowie – znano jedynie
zwyczaj wiązania na sianokosach i żniwach przodownika kosiarzy i dziedzica,
którzy musieli się wykupić. Terminu „wilk” nie znano [35]. We wsiach tych śpiewano wówczas pieśń o kośnikach – nie
wykonywano jej jednak tam, gdzie obowiązywał zwyczaj „wyzwolin” [36].
Współczesne dekoracje dożynkowe, ze wsi Święcia, gm. Rychwał, 2011 rok (poniżej prezentujemy wybór fotografii z tej samej galerii).
Tymczasem, w powiecie
gnieźnieńskim: w dniu wykupna chłopak,
który miał być wilkiem, musiał od południa do podwieczorka kosić w pierwszym
rzędzie. Jeden z towarzyszy jego plótł koronę ze słomy i polnych kwiatów,
wysoką i spiczastą. Po podwieczorku na polu zwalniali młodego „wilczka” od
dalszego koszenia, ubierali go w koronę, zakładali na pas i biodra powrósło ze
słomy. Wieczorem wszyscy kośnicy wracali ze śpiewem z pola prowadząc na
powróśle wilka [37]. W trakcie wizyty na dworze pana, ten częstował
kosiarzy wódką, a wilkowi dawał pieniądze, za które bawiono się w pobliskiej
karczmie do rana. „Wilk” nie mógł tańczyć
tak długo, dopóki starsi go nie „ogolili”. Ważnym punktem było smaganie i
bicie, które stanowić miało właściwy akt wyzwolenia, kończący się obleczeniem
świeżej koszuli. Od tych kaźni mogła chłopca wyzwolić dziewczyna rzucając na niego
chusteczkę. Na zakończenie prób, jakim podawany był „wilk”, starsi kosiarze
robili dowcipny egzamin ze znajomości rolnictwa i narzędzi. Gdy wszystkim
ceremoniom stało się zadość, jeden z kosiarzy wchodził na dach i stamtąd ogłaszał
całej wiosce, czyli „wywoływał”, podając nazwisko wyzwolonego, że może on iść
na równi z drugimi i z obraną dziewczyna stanąć do tańca, bawić się, a nawet
żenić [ 38].
Podobny przebieg, posiadał obrzęd
na Pałukach, gdzie „frycowano” przeważnie kilku chłopców („fryców” - termin
znany także na Kujawach, choć określenie wilk także się pojawiało) na raz. W
ciągu dnia, gdy pracowano w polu stawiano przed nimi najtrudniejsze zadania
(np. skoszenie najwyższych przekosów), w ciągle oczekując że nadążą za
starszymi kosiarzami [39]. Ubierano ich w
wysokie czapki z kłosów zbóż, ustrojonych kolorowymi wstążkami, a oprócz tego
byli przepasani przez ramię „szarpą” z liści dębowych [40]. Po zakończeniu prac, starsi kosiarze brali
„fryców” na ramiona i nieśli przez wieś z muzyką na czele. Po przeniesieniu do karczmy, lub jakiegoś większego
mieszkania, kładziono ich na ławie. Obok ławy stali starsi kosiarze z
poniesionymi „strychołkami” (drewniany przyrząd do ostrzenia kosy) zwanymi
tutaj „móżdżkami”. Jeden z kosiarzy mówił wówczas:
Mamy tu frycowników, co kosy w ręce nie mieli,
A ją dostali do rąk i dobrze kosili.
O ile by dobrze nie kosili, to nad nim do góry
Już móżdżki stoją.
I uważajcie wiązarki, żeby nie spadły na nich!
Gdy skończył,
dziewczyna, która wiązała za „frycem” musiała szybko położyć chusteczkę na jego
plecy na znak „wykupu”. Jeśli zaś nie
zdążyła, „fryc” dostawał „móżdżkiem” jeden raz i aby nie dostał więcej
dziewczyna musiała go „wykupić” litrem wódki. Potem była ogólna zabawa [41]. Od tego
momentu chłopcy – zazwyczaj osiemnastoletni, byli uznawani przez lokalną społeczność,
za dorosłych mężczyzn.
Na zakończenie prac
związanych ze żniwami organizowano dożynki (zwane także „wieńcem” – Zagorzyn,
Bogusławice). Dożynki wyprawiał
właściciel majątku, lub większy gospodarz. W majątkach rozparcelowanych dożynek
nie urządzano [42]. Na Krajnie, mniejsi
gospodarze (…) ograniczali się do biesiady w gronie rodzinnym. Jeśli robili
wieniec to wieszali go w sieni [43].
Na potrzeby obrzędowe
wykonywano wieniec, który jak się okaże za chwilę, mógł przybierać wielorakie
formy. W Wielkopolsce miał on kształt:
koła, kopuły, bądź stożka
czteroramiennego opartego na kole [44], bądź tak jak na Krajnie,
przypominał on kształtem koronę, której
sklepienie wykonane było ze skrzyżowanych gałązek wikliny, bądź drutu, do
których przymocowane były kłosy zboża, jabłka, makówki, jarzębina, kwiaty polne
i ogrodowe [45].
Bywało, że na
wieniec używa się pierwszych lub ostatnich kłosów. W Wieruszowie starano się
słomę na wieniec ukraść, miało to przynieść szczęście. Jest to ciekawy zwyczaj,
który ma powiązania z kradzieżą ziarna do siewu, co także ma spowodować lepszy
plon [46].
Zazwyczaj
splatano go ze wszystkich rodzajów zbóż, tak jak w okolicach Kalisza, gdzie do jego wykonania używano: żyta, pszenicy, jęczmienia i owsa. Między
zboża wplatano polne kwiaty lub z
papieru, wiązano kolorowe wstążki. Tak ustrojony wieniec zatykano na małe
widełki i przodownice niosły przed dwór dziedzicowi (Dzierzbin). W Kalinowej
robiono dwa wieńce – jeden ze wszystkich zbóż, na metr wysoki dla dziedzica,
drugi mniejszy z orzechów, owoców, przybrany szklanymi kolorowymi kulami
(choinkowymi), przeznaczony był dla dziedziczki [47].
Wieniec dożynkowy, na ogół
był niesiony przez specjalnie wyznaczone do tego celu kobiety (przodowniczki),
ale zdarzały się także odstępstwa od tej reguły. Wieńce niesiono w rękach, na grabiach (Bogusławice), lub na kosie
(Pawłówek), tutaj wieniec niósł
mężczyzna-przodownik [48]. W
Parczewie powiecie ostrowskim np. dwóch przodowników niosło na głowach duże wieńce z owsa i
kwiatów, a dopiero za nimi szły dziewczęta z mniejszymi wieńcami na głowach.
Wieńce te były dodatkowo obwieszone orzechami. Stosowanie orzechów do wieńców,
jest, być może, reliktem z czasów, gdy owoce leśne, jak orzechy, grzyby czy
miód stanowiły dla ludu równie ważne pożywienie jak rośliny uprawne. Lipiński
opisujący dożynki w Wielkopolsce podkreśla, że wianki na głowie jeśli parobcy i
oddawali je po odtańczeniu tańca dziewczętom, a te dopiero wręczały je
gospodarzowi [49].
Na Krajnie, w Izabeli i
Witosławiu żniwiarki niosły wieniec na białym muślinie; żniwiarze w pochodzie
trzymali grabie udekorowane chustkami. W Mrozowie robotnicy robili męską kukłę
ze snopów zboża i nieśli ją do dworu ze śpiewem i żartami; zwyczaj ten nazywali
„pępkowym”
[50]. Panienki
niosły drążki z zatkniętymi na górze małymi snopkami poszczególnych gatunków
zbóż, przystrojonymi kwiatami i wstążkami. Następnie kroczyły trzy kobiety z
chlebem i solą, zaś na końcu szedł gospodarz, który jako ostatni zakończył
żniwa. W rękach trzymał słomianą kukłę, nazywaną dziadem. Przed domem starosty kobiety przekazywały mu chleb i
sól. Zakończeniem uroczystości była zabawa taneczna [51].
Na Pałukach dożynki nazywano
„wieńcowym”, wówczas z tej okazji przodownica
uplatała z żyta, pszenicy, owsa, jęczmienia tyle wianków, ile było członków
rodziny dziedzica, a oprócz tego był wianek dla włodarza. Wianki były nieduże,
wielkości talerza, ozdobione kolorowymi wstążkami, i papierowymi kwiatkami.
Przodownica wręczała wianki wszystkim po kolei, biorąc je z rąk żniwiarek, ona
też jedyna otrzymywała w darze centnar pszenicy lub pieniądze [52].
Miejscem, do którego się
udawano całym, barwnym orszakiem, uroczyście przy tym niosąc wieniec, był
oczywiście dwór dziedzica. Wraz z przybyciem biesiadników, gospodarz ów
wychodził wraz ze swoją rodziną powitać przybyłych i odebrać od nich wykonane
wieńce. Towarzyszyło temu śpiewanie pieśni obrzędowych, jak: „Plon niesiemy,
plon naszemu panu w dom”, w których to ośpiewywano wszystkich mieszkańców dworu.
Po odśpiewaniu pieśni dziedzic, przy akompaniamencie muzyki odbywał taniec z
przodowniczką, a jego żona z przodownikiem. Potem wszyscy udawali się do
spichrzu, gdzie miał miejsce poczęstunek, oraz tańce trwające do północy [53].
Trzeba jednak zaznaczyć, iż
od czasów Drugiej Wojny, w obyczajowości tej zaszły znaczące zmiany, poprzez
które zwyczaj ten utracił wiele ze swojego pierwotnego znaczenia. Od czasu gdy
urządza się dożynki w centralnym mieście powiatowym, lub gminnym obrzęd ten
uległ znaczącej zmianie. Ponadto, często zdarza się że za oficjalny termin,
obchodów dożynek przyjmuje się dzień 15 sierpnia, kiedy to w okolicznych
kościołach odbywają się dedykowane temu wydarzeniu msze, podczas których
dochodzi do poświęcenia wieńców.
W niektórych wsiach
wielkopolskich, przycięcia organizowane pod koniec żniw nazywano właśnie
„pępkami”[54]. Na koniec pozostaje nam wyjaśnienie znaczenia i symboliki, tej nazwy
(charakterystycznej dla terenów Wielkopolskich) jak i powiązanych z nią
obyczajów. J. Dydowiczowa, zastanawiając się nad znaczeniem funkcjonowaniem, w
tutejszej kulturze ludowej terminu „pępka”
przypuszczała, że nazwa ta mogła mieć związek z wyobrażeniem, że wraz z ostatnimi kłosami zrywa się ostatnie
więzy łączące zboże z matką ziemią [55].
Słowianie bowiem traktowali ze szczególnym „namaszczeniem” ścięcie
pierwszych, oraz ostatnich kłosów zboża. Wierzono bowiem, że zarówno jedne, jak
i drugie posiadają szczególną moc. O.
Kolberg przytacza w t. X swoich Dzieł obszerny opis obrzędów dożynkowych z
Kotlina z 1870 roku. Wspomina tutaj o sporządzaniu pępka, tj. snopeczka z
kłosów pojedynczego zboża przybranego kwiatkami i odnoszonego w orszaku
wieczorem dziedzicowi, który trzymał go w domu aż do następnego roku. Podobny pępek robiono z
każdego zboża, czyli z żyta, pszenicy, owsa i jęczmienia. Dopiero po całkowitym
zakończeniu prac odbywał się właściwy Wieniec z ucztą i zabawą, poprzedzony
wniesieniem do dworu dużego wieńca o kształcie korony. O pępku wiezionym na
wozie gospodarzowi wspomina również J. S. Szeptycka opisując dożynki z początku
XX wieku w Parczewie [56].
Ostatnie kłosy zboża nierzadko
pozostawiane były na polach, bądź w rytualnym geście zanoszone do stodoły,
gdzie były przechowywane, aż do nadejścia kolejnych żniw, wykorzystywane były
także w obrzędowości wigilijnej. Czasem w Wielkopolsce nazywano je „starymi”: „dziadami”,
bądź „babami” [57], a nawet „kozą” – jak to miało miejsce na Krajnie. Tam też, po
skończonych żniwach na polu zostawiano tzw. kozę, nieskoszoną kępę zboża, którą potem uroczyście palono.
Ostatni snop przodownica przystrajała kwiatami, kolorowym papierem i owocami.
Podczas zwożenia snopów pierwszą warstwę gospodyni układała w sąsieku w
rękawicach, bo tak ułożone zboże miało się trzymać gospodarstwa i uchronić się
przed myszami. Złożone już snopy przyciskano drewnianą kłodą, żeby nie przyszła
zmora [58].
Ciekawym i zastanawiającym
obyczajem, pochodzącym z okolic pow. ostrzeszowskiego, było umieszczanie we
wieńcu małej laleczki [59]. Być może miało to związek z innymi praktykami
uobecniającymi się na ternach Zachodniej Wielkopolski, dotyczącymi „składania
ofiar” zwierzęcych w zwyczajach żniwnych.
W Gogolewie w pow. gostyńskim do
wieńca ofiarowanego panu żeńcy wkładali żywego królika, a w Wijewie powiat
wschowski w wieńcu umieszczony był żywy gołąb [60]. Ponadto, z omawianą tutaj obrzędowością pozostawały powiązane
także zwierzęta takie jak: kogut, koza, przepiórka (stąd, w niektórych
częściach regionu „pępek” nazywano „przepiórką”) [61].
J. Dydowiczowa przypuszczała, że być może
praktyki te były powiązane z przekonaniem, jakoby uwięzione w wieńcu zwierzę
przedstawia jakoby duszę zboża – podkreśla jego żywy charakter [62].
Od siebie mogę dodać, iż mogło to
wynikać z dawnej słowiańskiej wiary w to, że w ostatnim snopku zboża ukrywa się
duch opiekuńczy pól – toteż ostatni snopek pozostawiano na polu, lub też przenoszono
do stodoły, gdzie ustawiano go w honorowym miejscu. Być może wkładanie do dożynkowego
wieńca żywych zwierząt stanowić miało echo, ofiar składanych owym duchom pod
koniec żniw?
Autor: Marta Kaleta.
Przypisy.
[1]A . Brencz, Wielkopolski Rok Obrzędowy. Tradycja i
zmiana, Poznań 2006, Wydawnictwo Poznańskie, s. 229.
[2] Tamże
(przypisy).
[3] Tamże, s. 223.
[4] Strona
Internetowa Muzeum Krajny, Noc
Świętojańska, (stan na dnia: 26.11.2017):
[5] A.
Jabłońska-Ważny, Zwyczaje i obrzędy
doroczne, [w:] Zachować żywy głos
tradycji, Kalisz 2007, Muzeum Okręgowe Ziemi Kaliskiej, s. 28.
[6] B.
Andrzejczak , Obrzędy i obyczaje doroczne
w Kaliskiem, [w:] Literatura ludowa, nr.1-2, Warszawa 1964, Polskie Towarzystwo
Ludoznawcze, s. 39.
[7] Tamże.
[8] J.
Dydowiczowa, Zwyczaje i obrzędy doroczne,
[w:] Kultura ludowa Wielkopolski, t.
III, J. Burszta (red.), Poznań 1967, Wydawnictwo Poznańskie, s. 66.
[9] Tamże, s.
65.
[10] zob. Tamże.
[11] Strona Internetowa
Muzeum Krajny, Zielone Świątki, Boże
Ciało i noc świętojańska, (stan na dnia: 26.11.2017):
[12] A. Brencz,
dz. cyt., s. 223.
[13] K.
Skłodowska-Antonowicz , Doroczne obrzędy i zwyczaje na Pałukach, „Ziemia” 1970,
Wydawnictwo PTTK, s. 91.
[14] A. Brencz,
dz. cyt., s. 223.
[15] Tamże, s.
233.
[16] Strona Internetowa
Muzeum Krajny, Święto Matki Boskiej
Zielnej, (stan na dnia: 26.11.2017):
[17] Tamże.
[18] A. Brencz,
dz. cyt., s. 235.
[19] Strona
Muzeum Krajny, Obrzędowość okresu
letniego na Krajnie, (stan na dnia: 26. 11. 2017):
[20] Tamże.
[21] zob. A.
Jabłońska-Ważny, dz. cyt., s. 34.
[22] A. Brencz,
dz. cyt., s. 237.
[23] A.
Jabłońska-Ważny, dz. cyt., s. 34.
[24] zob. J.
Dydowiczowa, dz. cyt. ,s. 75.
[25] A. Brencz,
dz. cyt., s. 237.
[26] zob. J.
Dydowiczowa, dz. cyt. ,s. 74.
[27] J.
Dydowiczowa, dz. cyt. ,s. 75.
[28] A. Brencz,
dz. cyt., s. 237-278.
[29] Strona Internetowa
Muzeum Krajny, Obrzędowość…
[30] J.
Dydowiczowa, dz. cyt. ,s. 68.
[31] zob. B.
Andrzejczak, dz. cyt., s. 39.
[32] Tamże.
[33] Tamże.
[34] Tamże.
[35] Tamże.
[36] Tamże.
[37] J.
Dydowiczowa, dz. cyt. ,s. 76.
[38] Tamże, s.
77.
[39] K. Skłodowska-Antonowicz
, dz. cyt., s. 91.
[40] Tamże.
[41] Tamże, s.
91-92.
[42] B.
Andrzejczak, dz. cyt., s. 40.
[43] Strona Internetowa
Muzeum Krajny, Obrzędowość…
[44] J.
Dydowiczowa, dz. cyt. ,s. 69.
[45] Strona Internetowa
Muzeum Krajny, Obrzędowość…
[46] J.
Dydowiczowa, dz. cyt. ,s. 69.
[47] B.
Andrzejczak, dz. cyt., s. 40.
[48] Tamże, s.
41.
[49] J.
Dydowiczowa, dz. cyt. ,s. 69.
[50] Strona Internetowa
Muzeum Krajny, Obrzędowość…
[51] E. Rodek, Kultura ludowa Krajny, (stan na dnia
26.11.2017):
[52] K.
Skłodowska-Antonowicz , dz. cyt., s. 92.
[53] B.
Andrzejczak, dz. cyt., s. 41.
[54] Zob. J.
Dydowiczowa, dz. cyt., s. 74.
[55] J.
Dydowiczowa, dz. cyt. ,s. 69.
[56] A.
Jabłońska-Ważny, dz. cyt., s. 29-30.
[57] zob. J.
Dydowiczowa, dz. cyt.
[58] E. Rodek,
dz. cyt.
[59] zob. J.
Dydowiczowa, dz. cyt. ,s. 69.
[60] Tamże.
[61] zob. Tamże.
[62]Tamże.
Bibliografia.
- Andrzejczak Barbara, Obrzędy i obyczaje doroczne w Kaliskiem, [w:] Literatura ludowa, nr.1-2, Warszawa 1964, Polskie Towarzystwo Ludoznawcze
- Brencz Andrzej, Wielkopolski Rok Obrzędowy. Tradycja i zmiana, Poznań 2006, Wydawnictwo Poznańskie.
- Dydowiczowa Janina, Zwyczaje i obrzędy doroczne, [w:] Kultura ludowa Wielkopolski, t. III, J. Burszta (red.), Poznań 1967, Wydawnictwo Poznańskie.
- Jabłońska-Ważny Anna, Zwyczaje i obrzędy doroczne, [w:] Zachować żywy głos tradycji, Kalisz 2007, Muzeum Okręgowe Ziemi Kaliskiej
- Kolberg Oskar, Dzieła wszystkie. Kaliskie, t. XXIII, Kraków-Warszawa 1964, Polskie Wydawnictwo Muzyczne : Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza.
- Kukier Ryszard, Kultura ludowa mieszkańców Krajny Złotowskiej, [w:] Ziemia Złotowska, red. Wojciech Wrzesiński, Gdańsk 1969.
- Niedźwiecki Jan, Zarys wybranych zagadnień tradycyjnej kultury Krajniaków Złotowskich, „Koszalińskie Zeszyty Muzealne” 1973, nr 3.
8. Skłodowska-Antonowicz
Kalina, Doroczne obrzędy i zwyczaje na
Pałukach, „Ziemia” 1970, Wydawnictwo PTTK.
- Wyrwa Andrzej (red.), Studia i materiały do dziejów Pałuk, Tom V. Współczesne środowisko naturalne, osadnictwo, folklor Pałuk, Poznań 2003, Wydawnictwo Naukowe Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza.
Źródła internetowe:
I. Dialektologia Polska:
- Kultura Ludowa Krainy: http://www.dialektologia.uw.edu.pl/index.php?l1=opis-dialektow&l2=dialekt-wielkopolski&l3=krajna&l4=krajna-kultura
- Kultura Ludowa Południowej Wielkopolski: http://www.dialektologia.uw.edu.pl/index.php?l1=opis-dialektow&l2=dialekt-wielkopolski&l3=wielkopolska-poludniowa&l4=wielkopolska-pld-kultura
- Kultura Ludowa Północnej Wielkopolski: http://www.dialektologia.uw.edu.pl/index.php?l1=opis-dialektow&l2=dialekt-wielkopolski&l3=wielkopolska-polnocna&l4=wielkopolska-pn-kultura
- Kultura Ludowa Wschodniej Wielkopolski: http://www.dialektologia.uw.edu.pl/index.php?l1=opis-dialektow&l2=dialekt-wielkopolski&l3=wielkopolska-wschodnia&l4=wielkopolska-wsch-kultura
II. Krajna. Historia- Etnografia- Folklor:
III. Zwyczaje
krajeńskie: http://sikora.edomena.pl/muzeumkrajny.eu/content.php?kat=3&mod=new
Źródła ilustracji:
1.
Kupała:
2.
Bazylika Najświętszej Maryi Panny Niepokalanie Poczętej w Górce
Klasztornej, koło Łobżenicy:
3. Babie lato, Józef Chełmoński:
4.
Św. Wawrzyniec:
5.
Wieniec
dożynkowy, autorstwa Piotra i Anny Barańczaków z Trzemeszna, pow. krotoszyński:
6.
Dekoracje
dożynkowe, wieś Święcia, pow. konin, gmina Rychwał:
e)
http://rychwal.pl/galeria/doynki-gminne-wicia-2011?page=3#category